Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy jest jeszcze co ratować?
Autor Wiadomość
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 14:07   

Niektórzy w Sycharze zaczynali naprawę swojego małżeństwa od ponownego "narzeczeństwa".
Mieszkali osobno, ale zaczynali się spotykać, chodzić na randki, ...
Może warto spróbować? ;-)
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 14:14   

Michale, a może powiedzieć po prostu prawdę? - że na ten moment nie jesteś gotowy? I w wolności zastosować "narzeczeństwo" i równolegle przemyśleć, czy jest coś co Twoja żona mogłaby/powinna zrobić, abyś zmienił swój stosunek do niej?
 
 
mgła1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 14:16   

Michale, i ja dobrze Cie rozumiem.
To, o co tak się modlimy, czego tak bardzo pragniemy, o czym marzymy i zazdrościmy innym, którym się udało....przychodzi nagle i mówi w progu naszego serca i rozumu:
Hej, jestem, cieszysz się?
I co tu zrobić z tym szczęściem, albo raczej "szczęściem"?
Mam podobnie. Wiem, jak trudny jest ten proces. Uważam, że nawet nie chodzi o to wyświechtane przebaczenie (sorki, nie nabijam się).
Tu chodzi -jak dla mnie- o nawrócenie.
Przebaczenie to dla mnie za mało, za płytko, za wąsko.
Natomiast nawrócenie to level wyżej. No nikt nie mówił, że łatwo będzie.
Mare fajnie napisał- zapieram się (wkurzony !!! :)) i staram się iść za Jezusem.
Który dał NOWE przykazanie, abyśmy się miłowali, jak ON nas umiłował.
Dla mnie to była praca czysto intelektualna, dopiero potem zadanie dla uczuć, którym kazałam podążyć za rozumem.
No i modlitwa- prosiłam Boga, aby uzdolnił moje serce do pokochania na nowo.
Byłam z Bogiem szczera. Mówiłam:

"Ty Boże wiesz, że dobrze mi już samej, że nie chcę żadnych zmian, nie będę Cię czarować, że wciąż chcę powrotu męża.
Ale Twoja wola jest niezmienna. Jeśli było Twoją wolą nasze małżeństwo, to jeśli mamy być razem- daję Ci mój rozum, moje serce......a rób se co chcesz! "

I puściło. Zaczęły pojawiać się pozytywne myśli i uczucia.
Daleko jest do stanu "idealnie", ale blisko do stanu "naprawdę dobrze"
Hej, Michale, nie bierz za dużo na siebie.
Daj Wam czas, sobie czas. Stawiaj granice, bądź dla siebie dobry i wyrozumiały.
Nauczyłeś się już oddawać Mu małżeństwo. Nie przestawaj.
Pogody ducha 2017!
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 14:26   

Michał - jakieś wspólny rekolekcje , terapia, wspólnota itp....

co wy oboje na to ???
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 14:27   

Michale

Ksiądz prof. Romuald Jaworski w swojej książce "Kiedy miłość boli. O zranieniach i przebaczeniu w małżeństwie" (niewielka, ale bardzo ważna książka dla Sycharków), na stronie 20 podaje trzy sposoby reagowania na niesprawiedliwość (za Kixem):
1. zrewanżować się, czyli "oddać pięknym za nadobne";
2. "przełknąć" niesprawiedliwość;
3. skonfrontować się z sytuacja i przebaczyć.

Wiadomo, że pierwszy punkt jest niszczący. I relacje i osoby biorące udział w takiej zemście.
Wyparcie jest skuteczne, ale na krótka metę. Potem problem wraca zwielokrotniony. Dobrze to widać z DDA, DDD i DDRR. Problemy z ich dzieciństwa wracają w postaci problemów w ich związkach. Albo nie potrafią związać się na trwałe, albo rozbijają swoje rodziny (świadomie lub nieświadomie).
Tylko trzeci punkt jest nadzieją na uzdrowienie sytuacji. Niestety, należ w nim zmierzyć się ponownie z zaistniała sytuacją. Rozumiem Michale, że Ty boisz się tej konfrontacji (ja pewno też bym się bał). Ty przeszedłeś przez próbę jak mężczyzna, ale boisz się ponownego zranienia. Tyle tylko, że jak nie spróbujesz przepracować z żoną tej sytuacji, to albo będziesz gorzkniał do końca życia, albo będziesz sobie wypominał, że nie spróbowałeś, albo wejdziesz w jakieś inne związki, które też nie muszą wcale być (po ludzku, bo po bożemu to na pewno) lepsze.

Tak więc rozumiem, że nie chcesz ponownie przeżywać tego bólu, ale tak naprawdę nie masz innego sensownego wyjścia. Dla mnie też to straszne, jak to sobie uświadomiłem. :-(

No i na koniec pojadę Ci po bandzie. :mrgreen:
Czy mężczyzna może uciekać przed odpowiedzialnością? :-P
 
 
andrzej62
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-31, 17:57   

Michał twoje zachowanie w tej chwili jest normalne i uzasadnione. Ty już raz żonie wybaczyłeś, próbowałeś odbudowac. Ona wróciła do kochanka.Ile Cię to kosztowało bólu i cierpienia wiesz tylko Ty. Twoja obecna postawa, byc może nieświadoma, jest formą samoobrony przed kolejnym zranieniem.To normalny odruch. Osoba która się poparzyła unika ognia.

Daj sobie czas. Wasz związek z żoną nie istnieje. Musicie go budowa od nowa niekoniecznie mieszkając razem. Napisałeś, że żona chce wrócic. Na jakich zasadach. Jeżeli ma to wyglądac tak, że Ona wraca, zapominacie o ostatnich dwóch latach i żyjecie jakby nic się nie stało to moim zdaniem jest to najlepsza droga do powtórki tego co było.

Jak żona wyobraża sobie odbudowę waszego małżeństwa? Co macie zrobic, aby nie nie było następnego romansu? Jak chce Ci wynagrodzic ostatnie dwa lata? Zadałeś jej to pytania? Od tego zacznij.
Jak wyglądają Twoje stosunki z dziecmi? Jeżeli tak jak przez ostatnie półtora roku to naprawę małżeństwa rozpocznij od naprawy stosunków z dziscmi.
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-01, 22:57   

Michał,
podobnie jak Andrzej uważam, że wszystko wymaga czasu.
Czasu i pewnego komfortu psychicznego.
A tego akurat nie masz.
Piszesz, że zona niejako Ciebie obarcza winą za jej harce, ponieważ "pozwalałeś jej na to" , bo byłeś "bez jaj".
Ale...to żona Ci je amputowała swoim postępowaniem.
Wpędziła w dołek psychiczny z którego wyszedłeś swoją pracą.
Cenisz sobie ten ogrom pracy który wykonałeś i to jest właściwe, ponieważ dzięki tej pracy którą wykonałeś odzyskałeś poczucie swojej wartości.

Sama deklaracja żony o chęci powrotu, jest fajna ale nic nie gwarantuje.
Natomiast wzbudza w Tobie obawy, ze zostanie zburzone to co tak mozolnie wypracowałeś.

Myślę, ze na miejscu jest oczekiwanie od żony, by ona również wykonała jakąś pracę nad sobą przed swoim powrotem.
Tak, by był to powrót innej osoby niż ta która odchodziła do kowalskiego.

Na pewno mieszają się w Tobie emocje negatywne, chęć zemsty, dochodzenia swojej racji z czysto pragmatycznymi spostrzeżeniami o tym, ze jesteś teraz już w innym miejscu niż na początku Twojej historii a zona dalej tkwi w swoim miejscu, próba wmanipulowania Ciebie w poczucie winy zapala w Tobie czerwoną lampkę, niepewność co do prawdziwego powodu powrotu żony, obawa przed powtórką.
A taka mieszanka myśli powoduje, że zaczynasz wątpić co jest prawdziwym powodem Twojego negatywnego nastawienia do powrotu.

Nie wiem na ile możecie, potraficie ze sobą rozmawiać o swoich odczuciach, obawach, emocjach. Dobrze, by żona zrozumiała, że nie ma prostego powrotu do tego co było.
Tego już nie ma, nie ma do czego wracać.
Trzeba zbudować coś nowego z nowymi osobami, które wyciągnęły swoje własne wnioski z tego co się wydarzyło i odrobiły zadanie domowe by nie tylko nie było powtórki ze zdrady ale i powtórki z kryzysu.

Np. czy potrafi określić co spowodowało, że zaczęła romans, następnie nie potrafiła go przerwać pomimo jej obietnic, ze to zrobi.
Czy potrafi odczytać, rozpoznać w sobie ten stan emocjonalny który do tego doprowadził, potrafi ustrzec się przed nim ?

Czy potrafi określić swoje oczekiwania względem Ciebie, jakiej pomocy oczekuje od Ciebie ?

Trzeba zbudować na nowo :
1. szczerość,
2. szacunek
3. zaufanie.

Co z tych 3 fundamentów związku istnieje w tej chwili ?
Szacunek ledwo odbudowałeś do siebie, do żony jeszcze jakiś pozostał ?
Żona ma jakiś szacunek do Ciebie ?
Jak go okazuje , bo same słowa bez 3 elementu - zaufania, są tylko pustymi dźwiękami.
O zaufaniu trudno nawet pomarzyć a co dopiero go mieć.
A szczerość ...?
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-04, 10:35   

michal-wlkp napisał/a:
...
Niespodziewanie, (albo spodziewanie bo zawsze czułem że związek mojej żony z kowalskim się skończy) sprawy nabrały innego obrotu. Żona skończyła z kowalskim i chciałaby wrócić.


Ależ!!! Jak to gdzieś kiedyś usłyszałem to i w tym przypadku te słowa się potwierdziły - że kobieta po rozstaniu/rozwodzie obraca się o 360 stopni. Czyli chce wrócić do punku z którego od Ciebie odeszła (nie zawsze jednak do tego się głośno przyzna).

Czytałem Twój wątek wtedy kiedy pisałeś dużo - pamiętam co o Tobie żona mówiła, co wyprawiała z dziećmi.
I rozumiałem Cię wtedy i rozumiem Cię teraz - i co do rozwoju i co do niechęci jako do kobiety. Bycie z drugą osobą pochłania wiele energii - powrót po rozstaniu to już w ogóle katorżnicza robota. Bądź dobrym człowiekiem, uczciwym - a to znaczy że masz dbać o własną duszę o własną energię, o własne wewnętrzne zasoby - nie tylko wewnętrzne.

Dobrze, że wybaczyłeś. Super - jesteś wolny od tego wyniszczającego uczucia. Co innego zapomnieć - nie da się tego zapomnieć.

Nie miej pretensji do żony - jest kobietą, działa emocjonalnie, czasami działa tak, że ona sama nie rozumie dlaczego tak robi. Nie bierz tego na męską logikę - bo nie rozwikłasz tego.

Chcesz pozwolić żonie wrócić? Twoja decyzja - radzę, że jeśli się zdecydujesz na to to zrób to nie za szybko.
 
 
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-10, 22:06   

Oczywiście nie czytałem całości bo to niemożliwe, ale chcę Ci powiedzieć, ze to co czujesz do żony jest jak najbardziej normalne. Moim zdaniem oczywiste. Uważam że po zdradzie nie ma szans na odbudowę normalnego małżeństwa, co wcale nie oznacza, że nie można żyć razem. Można i należy i to dobrze żyć, pobożnie i na drodze ku Niebu. Po ludzku to niemożliwe i tym bardziej słowa 'Jezu ufam Tobie' nabierają prawdziwego znaczenia. Możesz odkryć ich prawdziwy sens. Czy to nie ekscytujące?
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-12, 20:25   

Orsz napisał/a:
Uważam że po zdradzie nie ma szans na odbudowę normalnego małżeństwa, co wcale nie oznacza, że nie można żyć razem.
Orsz, odnosząc się tylko do tego, co powyżej: moje doświadczenie jest takie - nie wiem czy da się odbudować, wiem, że da się ZBUDOWAĆ od nowa, na nowych, Bożych zasadach i że to nowe małżeństwo może być o niebo lepsze od tego, sprzed kryzysu (włączając w to zdradę).
Piszę z własnego doświadczenia.

PS dawno cię nie było, jak się trzymasz?
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-12, 21:49   

GosiaH, a ja rozumiem doskonale co ma na myśli Orsz.
I z lektury forum, a także z życia (niestety), obserwuję, ze mężczyźni w 99% przypadków nie wybaczają - głównie właśnie za emocjonalną, psychiczną, płciową kastrację (nosz nie wiem jak to ująć). Kobiety za to w 99% wybaczają. Dlatego Gosiu - myślę, ze stoicie na przeciwnych stronach tej sytuacji. I każde z Was, z punktu widzenia płci, ma rację.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-13, 00:02   

Bo mężczyźni mają tzw. męską dumę. Ale wg mnie z własnym ego również da się wygrać.
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-13, 15:19   

utka2 - tak, masz racje i dobrze to napisałaś.

Co więcej myślę że ta tzw. męska duma jest dla kobiet ... pociągająca. Szybkie przebaczenie spowodowałaby pewną niechęć i nie atakcyjnosc faceta - ale to już Wy panie potwierdźcie lub nie.
 
 
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-17, 12:15   

Nie jestem w stanie przełamać się na tyle, aby chociaż "chcieć" budować z moją żoną nowy związek, czy naprawiać stary (jak zwał tak zwał).
Nie chcę być z kimś na kim tyle razy się zawiodłem. Ile razy można dawać kolejne szanse?
Dobrze napisał GregAn, że do budowania związku niezbędne są: szczerość, szacunek i zaufanie. Szacunku i zaufania do żony nie mam za grosz. Więc pozostaje mi tylko być wobec niej szczery.
Zamierzam jej to powiedzieć. Powiedzieć jak to wyglądało z mojej strony, jakie mam rany i co czuję. Ona nie rozumie moich problemów. Liczy na szybki powrót, bo przecież w sądzie mówiłem, że wszystko jest do uratowania. Ale nie jest i muszę tę prawdę przyjąć.
Albo zrozumie i będzie czekać (bez gwarancji że coś się we mnie zmieni), albo co bardziej prawdopodobne, wrócimy na salę sądową na której ja już nie będę miał argumentów. Trudno, ale przynajmniej będę w zgodzie ze sobą. Nie ma przecież przykazania, aby za wszelką cenę (nawet zdrowia psychicznego) żyć z cudzołożnicą.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9