Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy jest jeszcze co ratować?
Autor Wiadomość
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 10:00   Czy jest jeszcze co ratować?

Witajcie,
Ostatnie miesiące były najgorszymi w moim życiu. Jestem załamany, nie widzę sensu życia i wiary, bo mimo iż się staram wszystko idzie w złą stronę.
Pół roku temu, żona przyznała się do romansu ze starszym mężczyzną. Na początku mocno umniejszyła wagę tego romansu, ale i tak wyszło na jaw, że była bardzo mocno zaangażowana, chciała aby on zostawił żonę i również chciała ode mnie odejść. To był długi romans. Bardzo mnie oszukała.
Żona od początku nie chciała wziąć odpowiedzialności za to co zrobiła. Twierdziła i cały czas twierdzi, że nie zrobiłaby tego, gdybym ja był inny. Po pierwszych burzliwych emocjach, zbliżyliśmy się do siebie i zaczęło nam się układać. We mnie jednak narastało poczucie niesprawiedliwości, że ona nie czuje się odpowiedzialna za to co zrobiła i że to ja bardziej zabiegam o nasz związek. Nie wytrzymałem tego i zacząłem żonie wypominać. To był początek końca. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Po jakimś czasie nakryłem moją żonę, że znowu spotyka się ze swoim kochankiem. Doszło do kłótni i żona powiedziała, że chce rozwodu. Zaprzeczała jednak, że jest z tamtym mężczyzną. Miała się wyprowadzić w ciągu kilku tygodni, ale tkwimy tak już od 3 miesięcy. Miałem już nadzieję, że może się rozmyśliła, ale ostatnio zaczęła interesować się wyposażeniem mieszkań, więc raczej przygotowuje się do odejścia. Dochodzą do mnie także informacje, że spotyka się nadal z tym człowiekiem.
Bardzo kocham moją żonę. Bardzo chciałbym ratować nasze małżeństwo, ale nie wiem co warto, a jeśli warto to jak?
Wykazać inicjatywę, czy raczej odpuścić i zostawić jej pole do działania? Próbowałem i jednego i drugiego - bez skutku.
Modlę się o nasze małżeństwo, ale tracę już wiarę.
Nie mogę pozbyć się nienawiści do tego człowieka, dlatego bardzo mnie boli, że moja żona, która jest moim największym skarbem, zostawia mnie dla tego człowieka. Poczucie porażki i ogromnej straty jest nie do zniesienia.
Co robić? Jak żyć? Po co żyć?
 
 
tpi7
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 13:37   

Witaj,
Dobrze, że tu trafiłeś. Odpuść z awanturami. To tylko jeszcze bardziej ją od Ciebie oddali. Nic na siłę nie zrobisz. Wzmacniaj siebie. Inwestuj w wiarę, módl się o wiarę, o Ciebie i Was. Zajrzyj do naszych historii. W większości przechodziliśmy i przechodzimy to samo. Pokazuj że ją cały czas kochasz, ale nie proś ją o miłość. Stań się mocniejszym facetem, który okaże się atrakcyjniejszy dla żony i że jesteś w stanie bez niej żyć. Niech zobaczy co traci, a wady mają wszyscy i zacznie dostrzegać, że i kolejny nie jest taki święty. Motylki w brzuchu się kiedyś skończą. A kto wie może i na nowo zaczną się przy Tobie?
Nie rób tych błędów co ja, mimo tego że wiele osób z tego forum mi dawało rady. Byłem mądrzejszy i niecierpliwy. Liczyłem że poradzę sobie bez Boga. A moją idealną żonę zmienię jęczeniem i proszeniem aby się opamiętała i mnie kochała. Nic z tego! Też nie mam jeszcze silnej wiary. Ale mam tyle osób stąd przy sobie, obie nasze rodziny i wspólnoty, że wiara choć stopniowo, ale jednak rośnie. Siły się regenerują po "dołowych dniach", a ja wiem, że muszę wytrwać w swojej miłości do Boga, żony i dzieci oraz być wiernym w zgodzie ze swoim sumieniem a także wobec przysięgi, którą składałem Najwyższemu i najukochańszej. Bo jeśli potraktujesz to jak choroba u żony, to powinno Ci być lepiej to zrozumieć. Bo czy zostawił byś żonę po jakimś wypadku, sparaliżowaną, potrzebującej pomocy, choć nie rozumiejącej jej obecnego stanu? W końcu mamy być skałą nie tylko dla siebie, ale po sakramencie małżeństwa przede wszystkim swojej rodziny bez poważnych chwiejności emocjonalnych.
Napisz coś więcej o Was... Staż, dzieci, itp.

Polecam: http://sychar.org/modlitw...nie-malzenstwa/
nowenne pompejańską, codzienne błogosławieństwo dla żony i składanie przysięgi małżeńskiej.

Jestem modlitwą z Wami.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 19:25   

Michale

Nasze życie ma chwile miłe i chwile ciężkie. Ty jesteś teraz w dołku swojego życia. Nie widzisz sensu życia, czujesz się oszukany. Rozumiem Ciebie. Też tak miałem. Żona po 24 lata małżeństwa związała się ze starszym mężczyzną. Zafascynowała się bogactwem, tym że ją zabierał na przejażdżki swoim samochodem, skakał wokół niej. Wiadomo po co. I jak to się skończyło? Dalej mieszka sama a kochanek zaprasza ją tylko wtedy, gdy ma na to ochotę. Miało być tak wspaniale, a jest tak samo, jak było. Może nawet gorzej. Co możesz zrobić? Zadbać o siebie. Spróbuj zająć się czymś, co oderwie Ci myśli od obecnej sytuacji. Mi najlepiej robiło skręcanie mebli. Inna sprawa, że nie udało mi się kilka identycznych rzeczy skręcić tak samo i w dodatku dobrze. W każdej coś pokręciłem. Bo ja byłem taki zakręcony. Potem próbowałem znieczulać się telewizją, potem książkami, spacerami. Nie miałem zbyt dużo czasu, bo zostałem z najmłodszym synem, ale powoli wracałem do dawnej formy. Zabrało mi to sporo czasu, ale mi się udało. Teraz wiem, że muszę jeszcze się "pomęczyć" na tym świecie, choćby dla moich dzieci. Zawsze znajdzie się jakiś powód. Zawsze będzie ktoś, komu można pomóc, który nas potrzebuje.
Walcz o siebie. Żonie pozwól chwilowo odejść. Ona obecnie nie myśli racjonalnie. Pewno Twoje słowa odbiera ze złością lub nienawiścią. Całą sobą jest z tamtym facetem. Daj jest czas. Niedługo sama się otrząśnie z tego. Czy wtedy do Ciebie wróci? Zależy od Ciebie. Jak się teraz będziesz zachowywał, w jakim stanie wtedy będziesz. Warto więc walczyć o siebie.

Spróbuj więcej pisać na naszym forum. Często takie pisanie bardzo pomaga. Wyrzucisz te złe myśli z siebie.

Ze złością staraj się walczyć, bo ona będzie najbardziej niszczyła Ciebie. Jest to trudne, ale spróbuj.

Poczytaj treści proponowane na naszym forum. Posłuchaj wykładów, rekolekcji czy kazań. Niektóre są bardzo pomocne.
Spróbuj odwiedzić nasze najbliższe ognisko. Spotkanie w realu pozwala poczuć tą więź, której pewno Ci teraz brakuje.

Pozdrawiam
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 20:31   

Michale,

nie sugeruje się tutaj na tym forum by zajmować się osobą kochanka. Owszem gra on rolę drugoplanową, lecz jego udział w mojej opinii jest dość istotny.

Nie ma nic lepszego na etapie podejmowania decyzji o odejściu niż zdewaluowanie atrakcyjności kochanka, ukazanie jego jakże ludzkich, odartych z tajemniczej romantyczności zachowań.
Ów pan ma rodzinę i jest wobec niej nieuczciwy, zatem dobrze by było by jego żona została poinformowana na czym stoi. Co z tą informacją zrobi, to jej sprawa, ale ta wiedza jej się należy.

Nie mam na myśli działania które naznaczone jest pragnieniem zemsty czy czymś podobnym lecz sugeruję że taka informacja może zmienić obrót sprawy zupełnie nieoczekiwanie, na plus dla obu rodzin.
Raz, że w osobie żony kochanka możesz mieć mocnego sprzymierzeńca, wszak jej pewnie też zależy by nie rozbijać swojej rodziny.
Dwa, często bywa że nagle obnażony romans kochanka wymaga od niego jasnych i oczywistych deklaracji. W wielu przypadkach, przy udziale presji rodziny, powoduje to nagły wybór w postaci powrotu na łono rodziny, jako że romans od samego początku bywa planowany jako "działalność" poboczna, przy jednoczesnym kontynuowaniu życia rodzinnego, tzw. podwójne życie.

Piszesz, że żona chciała by kochanek zostawił swoją rodzinę, do tej pory tego nie zrobił ,zatem jakiś konkretny powód jest.
Dewaluacja intencji kochanka jest istotnym elementem tej "gry"...a poza tym zabiera obu stronom komfort pławienia się w romansie. Tak to widzę.
 
 
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 21:43   

Dziękuje bardzo za komentarze. Miło wiedzieć, że kogoś interesuje moja historia i że ktoś miał podobne doświadczenia.
Małżeństwem jesteśmy od 15 lat. Mamy dwoje dzieci (14 i 9). Nie zawsze nam się układało. Było raz lepiej raz gorzej. Ślub wzięliśmy w bardzo młodym wieku. Bardzo się kochaliśmy, ale może brakowało dojrzałości. Ja też mam sobie dużo do zarzucenia. Nie byłem idealny. Dominowałem nad żoną. Zawsze musiało być tak jak to ja sobie wymyśliłem. Niestety taki mam charakter. Zaniedbywałem też pielęgnowanie naszego związku. Ciągła starania o utrzymanie rodziny mogły spowodować, że żona poczuła się zaniedbywana. Ale z drugiej strony nigdy nie musiała się martwić o materialną stronę naszego małżeństwa.
Co do wypowiedzi kenya. Żona nalegała na to aby ten mężczyzna zostawił żonę, ale to było dawno. Właśnie od niej dowiedziałem się prawdy. Tal jak napisałem, żona umniejszyła wagę tego romansu. Żona tego mężczyzny otworzyła mi oczy na całą sytuację i wyszło, że to był (jest) bardzo poważny romans. Oni są już po rozwodzie. Ten mężczyzna został teraz sam, dlatego tak zabiegała o moją żonę.
Przez jakiś czas układało nam się z zoną. Wydawało mi się, że damy sobie radę. Wiedziałem jednak, że żona się z nim kontaktuje. Prosiłem, aby zerwała z nim wszelkie kontakty. Powiedziała wówczas, że przesadzam, ale dzisiaj mogę powiedzieć, że przez te kontakty moja żona dokładała drewna do ogniska. Bo z tych kontaktów dzisiaj znów jest związek.
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-26, 22:08   

Michał, w kwestii formalnej obrony małżeństwa :
- jeżeli żona kochanka byłaby skłonna być Twoim świadkiem w sądzie, miałbyś dowód na rozpad małżeństwa z winy żony.
W takim przypadku, rozwód nie zostanie orzeczony na wniosek żony, przy braku Twojej zgody.
 
 
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-27, 11:26   

Jeszcze raz dziękuje za wypowiedzi. Sprawiają one, że nie czuję się całkowicie osamotniony. A tak się czułem. Jakby cały świat był przeciwko mnie. Otoczenie mojej żony niestety wspiera ją w decyzji o odejściu ode mnie. A w najlepszym przypadku nie chcą si wtrącać w jej decyzję. Szczerze, to trochę mam o to żal.
Bardzo kocham moją żonę. Nawet teraz, gdy tak mnie krzywdzi, kocham ją ponad życie. Jestem przez to bardzo o nią zazdrosny. Nie potrafię się tego wyzbyć. Gdy jestem w pracy nie mogę przestać myśleć, co robi moja żona. Wiem, że będzie jeszcze gorzej, gdy się wyprowadzi. Nie wiem jak przeżyję gdy okaże się, że po odejściu ode mnie, moja żona będzie z nim szczęśliwa.
Jestem pełen obaw. Boję się też o dzieci. Że dla nich ten mężczyzna też będzie "atrakcyjniejszy" niż ja. Już to zauważam.
I bardzo boję się samotności.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-27, 11:35   

michal-wlkp napisał/a:
Otoczenie mojej żony niestety wspiera ją w decyzji o odejściu ode mnie. A w najlepszym przypadku nie chcą si wtrącać w jej decyzję.

Standard. Jakoś tak sie zdarza, że odchodzącego wspiera cała masa różnych ludzi. Najczęściej też już po przejściach. Mówią jak to będzie wspaniale, jak odchodzący zmieni sobie partnera na nowszy model. Pozostali najczęściej podkulają ogonek i nie chcą się wtrącać "do małżeństwa". Obłudnicy.
Podobnie było u mnie. Mnie nikt nie wspierał w decyzji pozostania. Żonę wiele rozwódek otoczyło szczelnym "kordonem sanitarnym". A pozostali nie chcieli zabrać głosu. Były to również osoby bardzo religijne a nawet jeden ksiądz, który argumentował to w ten sposób, że nie może teraz jej nic źle mówić, aby gdy jej romans się rozpadnie, miała odwagę do niego przyjść porozmawiać. :shock:
 
 
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-27, 18:59   

Właśnie dzisiaj dotarła do mnie informacja.
Zadzwoniła dawna koleżanka z Al-Anonu. Mojego męża po odejściu 3 kobiety koleżanki (jedna z pracy i 2 siostry z młodości) otoczyły pomocą. A przynajmnie ja o nich wiem, bo było ich więcej z pewnością. I koledzy się zachwycali nim. On deklarował, że podjął świadomą decyzję i odchodzi poszukać siebie. Więc dostał od nich wsparcie, głaski, pochwały (że miał odwagę, że odszedł sam i będzie długo sam, no bohater :lol: ). Mąz jednej z nich się zbuntował, więc siostra się mocniej zaangażowała. Rzekomo po koleżeńsku (ale samotna bidulka). I tak raczyła męża radami, wspierała przy przy obiadku. A on 4 miesiace po odejściu powiedział jej, że nie chciał jej skrzywdzić i kogoś ma. Ją zatkało, bo minutę wcześniej chciała mu powiedzieć, jak go podziwia,że jest sam i szuka siebie. On jeszcze dodał, że pewnie go znienawidzi za to. I pewnie sądzi, ze jest złym człowiekiem.
Kiedy mi o tym opowiadała, śmiałam się, że się dały wykorzystać. Pewnie nie one jedne, skoro chłopczyk grał na kilku frontach. :lol:
Teraz jest mi trochę przykro, ale jednocześnie czuję ulgę, że ja w tym chorym sposobie myślenia nie muszę uczestniczyć. Ona została z ręką w nocniku. No ma na co zasłużyła w końcu. A chłopczyk w try miga znalazł nie siebie, ale panienkę. No życie po prostu.
 
 
Ania65
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-27, 22:58   

Michale dobrze że jesteś tutaj i że czujesz wsparcie. Będzie ci ono potrzebne, bo jak piszesz wokół twojej żony zbiera się armia twoich przeciwników. Współczuję, to bardzo przykre doświadczenie. Jeśli chcesz jeszcze bardziej sobie pomóc to zapraszam cię na wieczorne modlitwy skypowe i poniedziałkowe i środowe mitingi o 21.00 na skype. To naprawdę wzmacnia. Powierzam Was w modlitwie.
 
 
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-28, 10:34   

Michale, dzieci wybierają osobę, przy której czują się bezpiecznie, która jest stabilna emocjonalnie, która je rozumie i troszczy się o nie. Takiego taty potrzebują twoje dzieci. Zabiegaj o te cechy w sobie. Ty nigdy nie przestaniesz być dla nich ojcem.. Nie martw się o to. Ważne , żebyś starał się być dobrym ojcem , a to już już od Ciebie zależy.
 
 
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-31, 21:16   

Stała się rzecz straszna. Jestem zdruzgotany.
W czwartek rozmawiałem z żoną. Wydawało mi się, że była to szczera rozmowa, bo z jej oczy popłynęły łzy. Powiedziała, że nie jest z tym człowiekiem. Jednak jak ją zapytałem, czy on coś dla niej znaczy to unikała odpowiedzi. Z łzami w oczach mówiła, że jej przykro, że jej przykro za to co zrobiła i za to że odchodząc zabiera dzieci. Powiedziała, że musi odejść, bo chciała zrobić to już dawno, zbierało się to w niej. I jak nie zrobi tego teraz to będzie żałować do końca życia. Powiedziałem jej, że rozumiem, ale żeby nie przekreślała całkowicie naszego małżeństwa. Powiedziała, że sama jeszcze nie wie czego chce i liczy się z tym, że jak się wyprowadzi to jej się nie powiedzie. Nie wykluczyła, że wróci.
Zaproponowałem jej wspólny wyjazd na pewną imprezę. Niezobowiązująco. Zarezerwowałam osobne pokoje w hotelu. chciałem tylko abyśmy wspólnie miło spędzili czas. Stanowczo odmówiła. Ta jej stanowczość była zastanawiająca. Dzisiaj już wiem, że chciała być lojalna wobec tego faceta.
Pojechałem z synem. Spędziliśmy super czas. Gdy wracaliśmy otrzymałem od niej smsa. Okazało się, że nie był on skierowany do mnie. Pisała, że rozmawiała ze mną i jest coś nie tak. Że pewnie rozmawiałem z ... (tutaj imię byłej żony tego gościa). Później przyszedł kolejny sms, że mama już wszystko wie (moja teściowa), a tata (mój teść cię lubi) i buziaczek. Później kolejny, że nasza córka pytała, czy w nowym mieszkaniu będziemy mieli duży telewizor i czy kupimy kota. I znów buziaczek. Byłem roztrzęsiony. akurat jechałem z synem na msze do kościoła. Zawróciłem, chciałem jechać do domu z nią to wyjaśnić, ale syn powiedział, żebyśmy jednak jechali do kościoła. Posłuchałem go.
Po mszy wyciszyłem się. Zapytałem syna czy zastawiał się nad możliwością pozostania ze mną. Powiedział, że wolałby mieszkać z mamą i siostrą.
Wróciliśmy do domu. Żona wiedziała, że się pomyliła. Była bardzo zmieszana. Wręcz wystraszona. Ja wchodząc nie poruszyłem tego tematu. Dałem, jej drobny prezent z wyjazdu i tyle. Zwyczajnie nie wiem o czym z nią rozmawiać. Wydawało mi się, że w miniony czwartek roztwarliśmy szczerze, a bardzo się zawiodłem.
Jestem załamany. Zdradzony, oszukany, poniżony, wykorzystany itp. Przykro mi, że teściowie wiedzieli o wszystkim. Jeszcze tydzień temu składałem im życzenia z okazji dnia matki/ojca. Moja żona kłamie jak nut. Ja robię co mogę aby byś dobrym ojcem i nic z tego. Żadne nie chce zostać ze mną. Ten facet to bardzo zły człowiek. Nie chcę aby wychowywał moje dzieci. Ale co mam zrobić?
Boże dlaczego tak mnie doświadczasz?
Bardzo boję się samotności.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-31, 21:31   

Michale

Ja miałem podobnie. Niby żona rozmawiała ze mną szczerze, ale to wszystko były zwykłe kłamstwa.
Jak Twoja żona jest zdecydowana odejść, to może dopiero trzęsienie ziemi by ją zatrzymała.

Zachowaj te SMSy. Mogą się przydać jako dowód w sprawie. Pamiętasz, że trudno dostać rozwód, gdy występuje o niego osoba winna rozpadowi małżeństwa?

A jeśli chodzi o dzieci, to wszystko jeszcze może się okazać, gdy Twoja żona spróbuje zamieszkać razem z nimi i tamtym facetem. Wtedy ich entuzjazm może się bardzo szybko skończyć.

Wiem, co przeżywasz i Ci współczuję.

Trzymaj się. Musisz być teraz silny. Dla dzieci.
 
 
michal-wlkp
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-31, 22:33   

Łudziłem się, że chce odejść, aby coś przemyśleć. Poukładać sobie w głowie. W sumie ja też tego potrzebuję.
Ale teraz wszystko jasne. Ona odchodzi z jego powodu. To z jego powodu ostatnio nam się nie układało. Ja robiłem co mogłem. Dziwiłem się, że nie ma żadnych efektów. Teraz już wiem dlaczego. To jest zły człowiek. Wykorzystał, że moja żona była rozdarta.
Obawiam się, że jak zamieszkają razem razem, to dzieci też do siebie przekona.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8