Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wlasnie sie dowiedzialam o romansie meza - nie potrafie sobi
Autor Wiadomość
zawiedziona1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 11:37   

silverado napisał/a:
Dabo napisał/a:
Wierz nieraz po tygodniu spania w polskich sczurowniach , miałem po prostu dość. Chyba nigdy żonie nie opowiadałem jak i gdzie i za ile ja marnuje swoje zdrowie , po co stresować kobitke . I kiedy wracałem, miałem ogromna chęć nacieszyć się tym na co pracowałem.


skąd ja to znam... "bo ty sobie non stop wyjeżdżasz, spisz w fajnych hotelach, dobre kolacyjki itp".

A nie zapytała nigdy, czy nie tęsknię za domem, za nią, za dziećmi i czy nie mam już dość hoteli, samolotów, lotnisk, wynajętych samochodów, samotnych wieczorów w hotelu kiedy nawet nie zadzwoniła".


Panowie chyba troche upraszczacie sprawe zaslaniajac sie hotelami, wyjazdami, samolotami ... Powiem tak - ja tez wyjezdzam na delegacje nie od dzisiaj i pomimo, ze mam wiele okazji zrobic skok w bok to nigdy tego nie zrobilam bo uwazam, ze to byloby nieuczciwe.
 
 
marcin74
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 11:58   

zawiedziona1 napisał/a:
Powiem tak - ja tez wyjezdzam na delegacje nie od dzisiaj i pomimo, ze mam wiele okazji zrobic skok w bok to nigdy tego nie zrobilam bo uwazam, ze to byloby nieuczciwe.

? Nieuczciwe? Dosyć pobłażliwe określenie, nawet jeśli prawdziwe.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 13:47   

zawiedziona1 napisał/a:
silverado napisał/a:
Dabo napisał/a:
Wierz nieraz po tygodniu spania w polskich sczurowniach , miałem po prostu dość. Chyba nigdy żonie nie opowiadałem jak i gdzie i za ile ja marnuje swoje zdrowie , po co stresować kobitke . I kiedy wracałem, miałem ogromna chęć nacieszyć się tym na co pracowałem.


skąd ja to znam... "bo ty sobie non stop wyjeżdżasz, spisz w fajnych hotelach, dobre kolacyjki itp".

A nie zapytała nigdy, czy nie tęsknię za domem, za nią, za dziećmi i czy nie mam już dość hoteli, samolotów, lotnisk, wynajętych samochodów, samotnych wieczorów w hotelu kiedy nawet nie zadzwoniła".


Panowie chyba troche upraszczacie sprawe zaslaniajac sie hotelami, wyjazdami, samolotami ... Powiem tak - ja tez wyjezdzam na delegacje nie od dzisiaj i pomimo, ze mam wiele okazji zrobic skok w bok to nigdy tego nie zrobilam bo uwazam, ze to byloby nieuczciwe.



Nie o skok w bok mi chodziło, bo tego akurat nie zrobiłem- to ja mam rogi dostawione.

Chodziło mi tylko o moją syutuację- jak widzi moje wyjazdy moja żona--> "coś wspaniałego" i odniosłem się tylko do tej części wypowiedzi Dabo.

i ja mam wiele okazji by zrobić skok w bok, ale nie o to chodzi. Nie chodziło mi o usprawiedliwienie boków- bo jakkolwiek jest, to ZAWSZE jest nasza decyzja, niezależnie jak źle nam jest. Nie ma usprawiedliwienia "bo czułem/am się odtrącona/y, bo samotny/a, bo......"


a tak przy okazji wyjazdów- ja jestem tutaj nowy, ale czy spotykacie się czasami by pogadać? Wymienić doświadczenia? Jeśli tak to jak często i gdzie? (przepraszam zawiedziona1, że na Twoim poście takie pytanie).
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 15:43   

Zawiedziona pisze:

Cytat:
(gdzies podswiadomie czulam, ze cos jest nie tak - byl nieobecny, agresywny, wybuchowy, draznily go dzieci, od 2 lat dom i wszystko co z nim zwiazane jest na mojej glowie, gdyz on w ogole nie czul odpowiedzialnosci za to co sie dzieje - wykrecal sie praca) to za kazdym razem zaprzeczal.


Witaj Zawiedziona. Współczuję bardzo, wyobrażam jak bardzo cierpisz, lecz co można zrobić - przeszłości nie zmienisz i musisz się zmierzyć z wiedzą jaką posiadasz odnośnie męża i jego podwójnego życia a także stanąć być może przed szeregiem decyzji od których zależy Twoja i dzieci przyszłość.
Po pierwsze - ŻADNE ale to żadne delegacje lub najbardziej niekomfortowe warunki pracy męża nie mogą stać się okolicznością łagodzącą która wytłumaczy jego zdradę. To jego suwerenna decyzja i nie daj sobie wmówić, że w jakiś sposób być może się do niej przyczyniłaś - zdradzacze przenoszą odpowiedzialność na zdradzonych - to częsta praktyka. Poza tym jego zdrada to nie jednorazowy skok w bok po którym przyszedł wstyd i opamiętanie ale trwający w długim czasie romans ze wszelkimi jego konsekwencjami (uzależnienie fizyczne i emocjonalne).
Tak więc powinnaś dobrze się zastanowić jak rozegrasz tą "partię", mam na myśli przewidzianą na weekend rozmowę z mężem.
Biorąc pod uwagę fakt, że rozmawiać próbowałaś wielkrotnie, że czułaś nieszczerość męża wobec Ciebie a także doświadczyłaś jego irytacji dotyczącej spraw związanych z domem i dziećmi możesz przewidzieć, że i tym razem mąż wszystkiemu zaprzeczy. W takich przypadkach zdradzający często WMAWIA małżonkowie że ten jest zbyt podejrzliwy, wręcz ma obsesję, zaleca podejrzliwemu małżonkowi leczenie, często psychiatryczne próbując wmówić, że owe podejrzenia są tylko tworem wyobraźni zdradzanego. Co to znaczy? A znaczy tyle, że zdradzający całkiem komfortowo czuje się prowadząc podwójne życie, że nie ma żadnych specjalnych moralnych dylematów, że kłamstwo przychodzi mu z łatwością. Jeśli stanie w obliczu niezbitych dowodów jego zdrady jest bardzo prawdopodobne, że zareaguje agresją gdyż będzie czuł się zmuszony podjąć decyzję o zerwaniu romansu, Oczekuje się także, że wykaże skruchę i zadośćuczynienie lecz na ten moment podobne oczekiwania jawić mu się będą jak presja i ciężar nie do uniesienia a on sam będzie się czuł jak schwytany w pułapkę.
Tak więc zawiedziona - NAPRAWDĘ TRUDNY etap w Twoim życiu.
Radzę dowody dobrze zabezpieczyć - bardzo dobrze!
Na razie ich nie pokazywać, co najwyżej poinformować, że masz taką wiedzę.
Zobaczysz na jakie szczyty kłamstwa będzie skłony wspiąć się Twój mąż kiedy poczuje się zdemaskowany.
I pod żadnym pozorem nie wybaczaj a priori , robiąc tak strzelisz sobie w kolano- najpierw on MUSI okazać skruchę i bezwzględnie deklarować zerwanie.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 15:58   

kenya napisał/a:
I pod żadnym pozorem nie wybaczaj a priori , robiąc tak strzelisz sobie w kolano- najpierw on MUSI okazać skruchę i bezwzględnie deklarować zerwanie.


no dobrze kenya- a jak mąż stanie "okoniem" i powie, że nie? Pytam też w kontekście mojej sytuacji, bo żona powiedziała, że nie zakończy swojej relacji" i nic zmieniać nie zamierza. I co dalej? Co radzisz?

Powiedzieć, no dobrze, to nic z tym nie zrobię? Ja na razie nic nie robię dalej, ale mam wrażenie, że to tylko żonę utwierdza w przekonaniu, że można tak dalej funkcjonować. I to dalej ja mam problem- nie żona. I jeśli mąż zawiedzionej tak powie to i ona ma taki sam kłopot.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 17:08   

Cytat:
no dobrze kenya- a jak mąż stanie "okoniem" i powie, że nie?


Silverado, jeśli tak powie, to będzie znaczyło że NIE ZALEŻY mu na małżeństwie, wszystko na ten temat.

Jeśli Twoja żona mówi NIE, znaczy że ma w głebokim poważaniu Twoje rozterki, cierpienie i oczekiwania względem waszego małżeństwa.
Czy zatem wobec jej WYRAŻNIE NIECHĘTNEJ postawy Twoje wybaczanie z automatu,( nie wspomnę że o wybaczenie Twoja żona nie prosiła, nie okazała skruchy ani też nie deklarowała chęci poprawy waszego małżeństwa) przyniosło jakiś WYMIERNY PROFIT co do jakości waszych układów? Masz jakieś dowody na to?
Nie daje się szansy tym którzy o nią nie proszą ani, mało tego, jej nie chcą - bo to jest szafowanie swoimi aktywami, bezmyślne szafowanie dodam i brak szacunku do siebie samego.
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 17:13   

Uważam, że jest sporo prawdy w tym, że wybaczenie dotyczy nas (skrzywdzonych) bardziej niż krzywdzących. Krzywdziciel nawet nie zawsze powinien wiedzieć o naszym wybaczeniu. Tak zresztą mówił ks. Dziewiecki.

Mi pomógł ten poradnik, linkowany już tutaj:
https://docs.google.com/file/d/0B-0IkrUs0PERVFplN3lNWG91N0k/edit?pli=1
kopiuję główne założenia:

"wybaczyć" nie oznacza:
* zapomnieć
* zrozumieć
* usprawiedliwić
* udawać, że nic się nie stało
* zbagatelizować krzywdę
* znów zaufać
* zaprzyjaźnić się
* być blisko z osobą, która nas skrzywdziła
* zrobić niezasłużony prezent sprawcy krzywdy
* zrezygnować ze sprawiedliwej kary
* zrezygnować z obrony przed ponownymi krzywdami

"wybaczyć" oznacza:
* zrezygnować z pielęgnowania urazy
* zrezygnować z zemsty (w tym karania samego siebie)
* zrezygnować z "drewnianej nogi"
* pogodzić się z tym, że nie będzie rekompensaty za doznane krzywdy
* pogodzić się z tym miejscem w życiu, w którym jest się teraz
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 17:17   

kenya napisał/a:
Cytat:
no dobrze kenya- a jak mąż stanie "okoniem" i powie, że nie?


Silverado, jeśli tak powie, to będzie znaczyło że NIE ZALEŻY mu na małżeństwie, wszystko na ten temat.

Jeśli Twoja żona mówi NIE, znaczy że ma w głebokim poważaniu Twoje rozterki, cierpienie i oczekiwania względem waszego małżeństwa.
Czy zatem wobec jej WYRAŻNIE NIECHĘTNEJ postawy Twoje wybaczanie z automatu,( nie wspomnę że o wybaczenie Twoja żona nie prosiła, nie okazała skruchy ani też nie deklarowała chęci poprawy waszego małżeństwa) przyniosło jakiś WYMIERNY PROFIT co do jakości waszych układów? Masz jakieś dowody na to?
Nie daje się szansy tym którzy o nią nie proszą ani, mało tego, jej nie chcą - bo to jest szafowanie swoimi aktywami, bezmyślne szafowanie dodam i brak szacunku do siebie samego.


właśnie o tym mówię i to wiem- ale co, Twoim zdaniem to oznacza w praktyce? Rozstanie? Pogodzić się z tym, żyć razem "dla dzieci" (które nie widzą kochających się rodziców lecz chłód i obojętność a nawet wrogość) i zająć się swoim życiem? O to bardziej pytałem i w swoim i w kontekście zawiedzionej1...
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 17:41   

Jeśli chodzi o zawiedzionej przypadek - NIC JESZCZE NIE WIEMY. Zatem zadawanie sobie pytań pt. co jeśli...jest bezcelowe. A może, czego życzę, zdradzacz padnie na kolana i stanie się w jednym momencie świadomy krzywd wyrządzonych i gotowy do zmiany? Kto wie.

Silverado, nie oczekuj ode mnie gotowej recepty proszę. To jest Twoje życie i to są Twoje decyzje a co za tym idzie także konsekwencje tychże decyzji. Ty znasz fakty lepiej niż każdy z nas.
Natomiast zadam Ci pytanie: masz jakiś pomysł by zmusić żonę by scenariusz akceptowany przez Ciebie stał się także jej scenariuszem?
Ponieważ Ty już wiesz jaka jest żony odpowiedź możesz sobie zadawać pytania i odpowiedzi:
1- co jeśli:

- żona nigdy nie zmieni zdania i będziemy żyć jak dwoje obcych sobie ludzi forever?

CZy masz jakiś plan jak to przetrwać? Przecież jesteś także ojcem dzieci. One potrzebują ojca zdrowego nie tylko fizycznie ale głównie psychicznie. Jaki będzie Twój stan za parę lat takiego samodręczenia? Ile depresji zaliczysz?
Co jeśli - to dobre pytanie. Każdy z nas powinien sobie je zadawać.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 17:58   

kenya napisał/a:
Jeśli chodzi o zawiedzionej przypadek - NIC JESZCZE NIE WIEMY. Zatem zadawanie sobie pytań pt. co jeśli...jest bezcelowe. A może, czego życzę, zdradzacz padnie na kolana i stanie się w jednym momencie świadomy krzywd wyrządzonych i gotowy do zmiany? Kto wie.

Silverado, nie oczekuj ode mnie gotowej recepty proszę. To jest Twoje życie i to są Twoje decyzje a co za tym idzie także konsekwencje tychże decyzji. Ty znasz fakty lepiej niż każdy z nas.
Natomiast zadam Ci pytanie: masz jakiś pomysł by zmusić żonę by scenariusz akceptowany przez Ciebie stał się także jej scenariuszem?


nie


Cytat:


Ponieważ Ty już wiesz jaka jest żony odpowiedź możesz sobie zadawać pytania i odpowiedzi:
1- co jeśli:

- żona nigdy nie zmieni zdania i będziemy żyć jak dwoje obcych sobie ludzi forever?

CZy masz jakiś plan jak to przetrwać? Przecież jesteś także ojcem dzieci. One potrzebują ojca zdrowego nie tylko fizycznie ale głównie psychicznie. Jaki będzie Twój stan za parę lat takiego samodręczenia? Ile depresji zaliczysz?
Co jeśli - to dobre pytanie. Każdy z nas powinien sobie je zadawać.


Wiem, że to moje życie- pytałem bo może masz/macie swoje doświadczenia. Może ktoś kto zdecydował się na TAKIE życie mi powie- stary, dasz radę albo powie nie, nie ładuj się w to bo zwariujesz. Znam zdanie miodzio 63, znam zdanie mare1966 i sądzę, że jest im ciężko żyć obok "bryły lodu".

No i o te dzieci też chodzi!!! Widzę, że zabija mnie ta sytuacja- ciągły stres, już nie umiemy normalnie rozmawiać tylko ciągle wzajemny stek pretensji. Pytam, bo oba scenariusze (zostać czy separacja) nie są mi znane PO tym jak już to będzie faktem. Co lepsze dla dzieci....

Nie oczekuję podjęcia decyzji za mnie lecz podzielenie się doświadczeniem. U mnie na razie ono jest zerowe.

Przeprasza zawiedziona1 za osobiste wynurzenia.

[ Dodano: 2014-01-10, 18:00 ]
kenya napisał/a:
Cytat:
no dobrze kenya- a jak mąż stanie "okoniem" i powie, że nie?


Silverado, jeśli tak powie, to będzie znaczyło że NIE ZALEŻY mu na małżeństwie, wszystko na ten temat.

Jeśli Twoja żona mówi NIE, znaczy że ma w głebokim poważaniu Twoje rozterki, cierpienie i oczekiwania względem waszego małżeństwa.
Czy zatem wobec jej WYRAŻNIE NIECHĘTNEJ postawy Twoje wybaczanie z automatu,( nie wspomnę że o wybaczenie Twoja żona nie prosiła, nie okazała skruchy ani też nie deklarowała chęci poprawy waszego małżeństwa) przyniosło jakiś WYMIERNY PROFIT co do jakości waszych układów? Masz jakieś dowody na to?.


NIE

Cytat:
Nie daje się szansy tym którzy o nią nie proszą ani, mało tego, jej nie chcą - bo to jest szafowanie swoimi aktywami, bezmyślne szafowanie dodam i brak szacunku do siebie samego.


no to jak mam nie dać tej szansy? Wyprowadzić się? Pytanie retoryczne oczywiście.....
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 18:04   

Silverado

Czy ty w ogóle zauważasz "niesymetryczność" tej całej sytuacji?
Żona ma chłopa w domu, który kasę na dom da i dzieci przypilnuje.
Emocjonalnie (i pewnie nie tylko emocjonalnie) już dawno żyje poza domem.
Czy liczysz że w takiej sytuacji żona się ocknie i powie "tylko ty"?
Po co ? Jej co prawda komfortowo nie jest , bo maż jej marudzi non stop,
ale ma się cąłkiem dobrze, bo jak jej smutno, źle to ma przecież pocieszycielkę i nie musi przesiadywać na forach.
 
 
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 18:54   

grzegorz_ napisał/a:
Silverado

Czy ty w ogóle zauważasz "niesymetryczność" tej całej sytuacji?
Żona ma chłopa w domu, który kasę na dom da i dzieci przypilnuje.
Emocjonalnie (i pewnie nie tylko emocjonalnie) już dawno żyje poza domem.
Czy liczysz że w takiej sytuacji żona się ocknie i powie "tylko ty"?
Po co ? Jej co prawda komfortowo nie jest , bo maż jej marudzi non stop,
ale ma się cąłkiem dobrze, bo jak jej smutno, źle to ma przecież pocieszycielkę i nie musi przesiadywać na forach.


Tu sie zgodze w calej rozciaglasci z Toba Grzegorz.

Co do tematu glownego. Tak sobie tu gdybacie ale jakby na zasadzie na dwoje babka wrozyla - zakonczy , nie zakonczy.
Zakonczy = sie radosc i szczescie, nie zakonczy - wiadomo.
A jest jeszcze "trzecia"strona medalu i mozliwosc scenariusza.
Pojade teraz wlasnym doswiadczeniem...
maz wraca, kochajacy - ponoc bardziej niz wczesniej ( podobno tak to dziala :-P ) stara sie - czasem nie wychodzi ale wiadomo - emocje z kazdej strony wielkie wiec i mozliwosc bledow duza. Ale ogolnie postawa wzorcowa mozna rzec bo podstawowe warunki spelnione - definitywny koniec znajomosci, dostrzezenie wlasnych zawinien w malzenstwie ktore doprowadzily do kryzysu i w dalszej konsekwencji do zdrady, wielka chec naprawy i starania o to, kilkanascie miesiecy trwania ze mna gdzie potrafilam byc naprawde ekspresyjna, czasem do bolu... raz znosil dzielnie, raz mniej ale wciaz jest, nie uciekl...
tylko... no wlasnie - ja.
Ja nie potrafie przelamac siebie. Stracilam poczucie bliskosci, widze obcego czlowieka, nie znam go - moj maz nie bylby przeciez zdolny do takiej podlosci, wiec to chyba nie moj maz ? wiec kto ? kim on dla mnie dzisiaj jest - ten czlowiek ?
Jego rece... dotykaly przeciez inna kobiete w sposob ktory byl tylko nasz, wiec ... juz nie ma nas... Nie odnajduje sie w tych emocjach. Dusze sie...
On chce. Ja nie potrafie, choc chcialabym moc.

Nie zycze tego Zawiedzionej, przezywac takie rozdarcie.
Choc bez watpienia na tym etapie na ktorym jest teraz najwazniejszy jest dla niej uczciwy powrot meza.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 19:30   

silverado napisał/a:
ale co, Twoim zdaniem to oznacza w praktyce? Rozstanie? Pogodzić się z tym, żyć razem "dla dzieci" (które nie widzą kochających się rodziców lecz chłód i obojętność a nawet wrogość) i zająć się swoim życiem? O to bardziej pytałem i w swoim i w kontekście zawiedzionej1...

Silverado w Twoim wątku polecałam Ci dwie książki - próbowałeś do nich dotrzeć?

Kopiuję się teraz :-P , bo i może zawiedzionej się przyda:
Silverado, postaraj się dorwać dwie książki: Dobson "Miłość potrzebuje stanowczości" i Cloud, Townsend "Granice w relacjach małżeńskich". Przeczytaj je. Równolegle nawiąż solidną relację z Bogiem. Mając tę wiedzę psychologiczno-relacyjną oraz więź z Bogiem będziesz w stanie precyzyjnie za Jego pomocą rozeznać, co jest w Twoim przypadku najlepszą granicą, jak i gdzie ją stawiać.
My tutaj trochę radzimy po omacku, ogólnie, natomiast Pan Bóg zna Was najlepiej na świecie i chce Waszego szczęścia. I to On ma najlepszy pomysł na rozwiązanie tej sytuacji. Jemu to powierz i zaufaj.

Z własnego doświadczenia: zastosowałam "twardą miłość" opisaną w pierwszej książce. Skończyło się rozwodem, przez męża wniesionym, i z jego winy orzeczonym, na który do końca się nie zgadzałam.
Teoretycznie - po ptokach. W praktyce ocaliłam sporo szacunku do samej siebie, godności też, rafy depresyjne i inne objawy psychosomatyczne ominęłam. Bez "twardej miłości" uważam że też byłoby po ptokach, tyle że później, a ja skończyłabym stanem "w proszku". Oględnie mówiąc.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 20:07   

Nirwanna napisał/a:


Kopiuję się teraz :-P , bo i może zawiedzionej się przyda:
Silverado, postaraj się dorwać dwie książki: Dobson "Miłość potrzebuje stanowczości" i Cloud, Townsend "Granice w relacjach małżeńskich". Przeczytaj je.


Na razie mam te pierwsza.....
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8