Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
poraniliśmy się, poraniłem - ona odchodzi...
Autor Wiadomość
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 22:01   

TheWorst napisał/a:
Mam problem z określeniem granicy gdzie zaczyna się wytaczanie armaty a gdzie bronienie swojej prawdy.


Jeśli to, na co zdecydujesz się w sądzie odnośnie Twoich kroków będzie wypływało z miłości do żony i do siebie, to będzie to dobre.
Jeśli natomiast będziesz chciał coś zrobić, powiedzieć, co będzie wypływało ze złości, nienawiści, postawy "ja ci pokażę", to będzie to złe. To będą już te armaty.

TheWorst napisał/a:
Przedstawia mnie w złym świetle, jako winnego tego że nie było między nami pożycia. Owszem winny jestem ale


Jeśli żona przedstawi w sądzie fakty, które przedstawią Cię w złym świetle, ale będą prawdą, to powinieneś przyjąć to na klatę.

TheWorst napisał/a:
Widzi tylko to co robiłem źle ale swojego zachowania nie pokazuje.


I tu masz prawo bronić się pokazując, że nie tylko Ty jesteś winny. Masz prawo pokazać jej zachowania, które były niewłaściwe. Byle były prawdziwe.

TheWorst napisał/a:
Mógłbym powołać na świadków osoby ze swojej rodziny bo mieszkali z nami pod jednym dachem ale nie zrobię tego. Nie potrafiłbym być aż taką świnią.


Świnią? To zależy. Jeżeli chciałbyś powołać rodzinę na świadków, aby jej udowodnić swoją rację, to można nad tym się zastanawiać czy byłoby to właściwe czy nie, ale jeżeli powołałbyś ich na świadków aby wykazać, że żona nie mówi prawdy to uważam, że nie byłoby to żadnym świństwem, ale dochodzeniem do prawdy.

Nie ma jednak co pisać scenariuszy. Poczekaj na rozwój wypadków i pamiętaj aby każdą swoją decyzję przemodlić i poprosić Boga, aby pomógł postępować Ci zgodnie z Jego wolą.
 
 
Sinner
[Usunięty]

  Wysłany: 2016-12-16, 10:26   

Zmieniłem nick z TheWorst na Sinner.
Mam nadzieję że przyjmiecie z aprobatą chociaż spodziewam się komentarzy co poniektórych :-)

Nie odzywałem się jakiś czas na forum, po części celowo.
Chciałem w spokoju osiągnąć spokój ducha, sam przemyśleć i poobserwować siebie.
kenya napisał/a:

spróbuj nieco "oddtajać", mniej się angażować w przekonywanie żony.

Ona musi ten wątek pojąć samodzielnie - pogódź się z tym i zaakceptuj, wtedy poczujesz się lepiej.
Siebie spróbuj uczynić szczęśliwym, na sobie się skup.
Twoje samopoczucie codzienne będzie dla Ciebie wskazówką czy aby wystarczająco troskliwie się sobą zajmujesz. Jeśli poczujesz się podle, to znak że sobie czegoś żałujesz, np. miłości, szacunku. Myśl o sobie dobrze, traktuj się z miłością. To jak o sobie myślisz, jak siebie traktujesz przekłada się na wszystkie relacje jakie zechcesz zbudować- to punkt wyjścia. Zwróc uwagę na to co jesz, w stanie stresu szczególnie niezbędne jest zdrowe i zrównoważone żywienie. Uprawiaj sport który rozładuje napięcia w ciele.
Zadbaj też koniecznie o swoją duchowość.
Spraw by TWOJE ciało, umysł i duch żyły w zgodzie i wspierały się nawzajem. :-)
To jest w Twojej mocy.....tylko ją uruchom :-)

Wziąłem sobie do serca porady udzielone na początku 2016.10 w tym wątku, m.in. poradę kenya która cytuję powyżej (oczywiście nie tylko tą ale ta zapadła mi bardzo w pamięci). W przeciągu ostatniego miesiąca odtaiłem się po lewym sierpowym jaki dostałem od żony. Wziąłem sobie do serca aby "traktować się z miłością" co było clue w moim przypadku. Po prostu nie traktowałem siebie z miłością w kilku sferach życia. Widzę bardzo dużą zmianę w swoim podejściu. Patrząc z perspektywy czasu długo to trwało, były upadki (i będą) ale nie potrafiłem inaczej sobie z tym poradzić (proces racjonalizacji w moim umyśle :) ??) mimo psychologa do którego uczęszczam. Nie chcę myśleć co byłoby gdybym do niego nie uczęszczał.

Psychicznie kondycja moja jest lepsza niż miesiąc temu. Dotarło do mnie że nie jestem w stanie w żaden sposób wpłynąć na jej zachowanie. Szkoda że tyle to trwało ale zapewne jest to wynik mojego wychowania, podejścia, światopoglądu.
Czytam wątki na forum i zazdroszczę tym, którzy czytając porady od Was potrafią wcielać je od razu w życie. U mnie kierowały mną emocje, nie potrafiłem pogodzić się z tym co wydarza się w moim życiu, nie potrafiłem uznać że jestem bezsilny. Mam bardzo waleczny charakter, nie potrafię odpuścić jeśli nie uznam że tak być powinno. Mam problem z akceptacją rozwodu.

Od ostatniego mojego wpisu minęło 1.5msc. W tym czasie zaniosłem żonie prezent na urodziny, który wylądował finalnie przed drzwiami na wycieraczce. Prosiła wcześniej abym nie przynosił jej kwiatów - ona twierdzi że nie chciała żadnych prezentów. Zrobiło mi się bardzo przykro. Przyjęła życzenia, dała się pocałować w policzek i tyle z tego. Na kolejną rocznie - chciałem pójść złożyć osobiście życzenia - niestety nie zgodziła się. Złożyłem je telefonicznie, ale rozmowa została zakończona przez nią niespodziewanie bo nie chciała że mną dłużej rozmawiać. Była mowa o rozwodzie, o tym że jesteśmy za niego odpowiedzialni i powinniśmy się z nim pogodzić. Oczywiście nie zgodziłem się z tym i wyjaśniłem że to jest tylko jej decyzja i ja nie chcę ponosić odpowiedzialności za jej jednostronne decyzje, które rzutują na moje życie. Rozłączyła się mówiąc że "nie chce na ten temat rozmawiać bo znowu będę musiała brać leki". Wynika ze tego że bardzo przeżywa to że nie podzielam jej światopoglądu. Zrozum tu kobietę.

I obecnie nic nie mogę zrobić, mam związane ręce. Świadom jestem że po części sam je sobie związałem swoim zachowaniem wobec żony gdy lgnąłem do niej mimo że ona mnie odpychała. Bo robiłem coś wbrew jej woli. Nie potrafiłem zrozumieć jak może się ze mną rozwieść. Do tej pory mam z tym problem. Znałem jej podejście do wiary (i chyba się myliłem co do niego), do tej pory twierdzi że wierzy w Boga i z niego nie zrezygnuję a mimo to złożyła pozew.


Mam z żoną kontakt we wspólnej sprawie cywilnej, która toczy się przeciw nam w Sądzie - chodzi o nieruchomość której jesteśmy właścicielami i musimy się bronić. I jest to główny nasz kontakt bo poza nim każda moja inicjatywa jest odpychana. Niestety brak naszej jedności nie pomaga nam w tym.

Żona bardzo bulwersuje się że nie chcę się zgodzić na rozwód, że nie zostanie to załatwione tak jak tego chce, że być może nie skończy się na jednej rozprawie. To ją rozzłaszcza.

Na moje pytanie jak może się rozwodzić i żyć później z takim piętnem - twierdzi że to jej sprawa. Ale wiem że ma swoje sumienie i ono nie da jej spokoju no chyba że zracjonalizuje swój wybór w wykwintny sposób.

Zadałem jej pytanie czy potrafi "kochać bliźniego swego jak siebie samego" i twierdzi że kocha mnie tak jak siebie. Ale wzburzyło to pytanie trochę nią. Żona twierdzi że nic obecnie nie czuje. Trochę ją rozumie bo też tak miałem rok temu. Rozmawiałem z psycholog i człowiek w reakcji obronnej potrafi odciąć się od emocji (aleksytymia). Bardzo chciałbym żonie pomóc ale nie mogę, nie wiem jak.

Jak widać sytuacja wygląda beznadziejnie. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Chyba nic poza modlitwą.

Zastanawiam się czy udać się do adwokata aby pomógł napisać odpowiedź na pozew. Mniej więcej wiem co samodzielnie odpisać i jak odpowiedzieć. Jeśli wezmę adwokata to tylko żonę rozwścieczy. Mam też obawy że adwokat będzie patrzeć przez $ a nie przez serce - a to nas nie zbliży.
I wciąż mam obawy co do tego co napisać w odpowiedzi na pozew a co przemilczeć. Przydałby się jakich chrześcijański adwokat - jeśli macie namiary na takiego bardzo proszę na priv (tam też podam miasto).

Dziękuję Wam bardzo za dotychczasowe porady.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-16, 10:50   

Sinner

Z tego co piszesz mi wynika, że Twoja żona ma kogoś i emocjonalnie już się do niego wyprowadziła.
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-16, 11:11   

Jacek-sychar napisał/a:
Sinner

Z tego co piszesz mi wynika, że Twoja żona ma kogoś i emocjonalnie już się do niego wyprowadziła.


Zastanawiałem się nad tym kilka razy. Wiele osób mi to podpowiadało. Pytałem ją - przeczyła.
Ale czego się spodziewać, musiałaby być bardzo uczciwa a taka nie jest bo boi się prawdy. Nie chce zgodzić się na podpis pod wnioskiem o zaświadczenie od psychologa do którego poszliśmy na psychoterapię małżeńską. Psycholog twierdzi że nie była to psychoterapia. Sama żona zrezygnowała po drugim spotkaniu a w pozwie powołuje się że uczestniczyliśmy w psychoterpii na 5 spotkaniach, podczas gdy 3 kolejne były tylko i wyłącznie z mojej inicjatywy bo bardzo chciałem aby coś to pomogło.
Tutaj fajnie to napisał IS7:
IS7 napisał/a:

"Jak zastaniesz swoją żonę z kochankiem to ona nawet wtedy ci powie, że to nie jej "pupa" na nim siedzi"


Jest niezależna finansowo, ma samochód służbowy. Ma oszczędności, może sobie wziąć kredyt na kupno mieszkania.
 
 
Simon
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-16, 19:09   

Sinner napisał/a:

Zastanawiałem się nad tym kilka razy. Wiele osób mi to podpowiadało. Pytałem ją - przeczyła.


Ja też długo nie ufałem swoim przeczuciom, aż dowiedziałem się, że żona faktycznie kogoś ma. Mam wrażenie że to pewien standard...gdy pojawia się kryzys nikt, kto nie ma "ukrytej opcji" nie decyduje się od razu na rozwód.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-16, 20:34   

Simon napisał/a:
Sinner napisał/a:

Zastanawiałem się nad tym kilka razy. Wiele osób mi to podpowiadało. Pytałem ją - przeczyła.


Ja też długo nie ufałem swoim przeczuciom, aż dowiedziałem się, że żona faktycznie kogoś ma. Mam wrażenie że to pewien standard...gdy pojawia się kryzys nikt, kto nie ma "ukrytej opcji" nie decyduje się od razu na rozwód.


To schemat, który prawie zawsze się sprawdza. Tylko każdy z nas myśli, że przecież mnie na pewno to nie spotka, przecież moja żona taka nie jest, nie zrobiłaby mi tego.
Potem jest strzał w serce, niedowierzanie itd. Ja zacząłbym myśleć, że prawdziwej miłości nie ma ale mam w rodzinie dowód, że można kochać bezwarunkowo i mam dowody na tym forum. Po prostu nie wszyscy mam tyle szczęścia... może z jakiegoś powodu?
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-17, 12:02   

IS7 napisał/a:
Ja zacząłbym myśleć, że prawdziwej miłości nie ma

A ja częściej niż czasami tak myślę. Mam konkretny kryzys wiary w miłość między dwojgiem ludzi, mimo to mam iskierkę nadziei, że to co się dzieje między nami nie zakończy się źle. Nadzieję tą wiążę z cudem. Bo patrząc po ludzku jaki ma charakter żona, to decyzji nie zmieni. Nie potrafiłaby się przyznać przed ludźmi do swojego błędu. Przed samą sobą jest przekonana że postępuje właściwie, na moje określenie że się pogubiła, śmieje się.
Nie wiem co żona zrobi. Wiem że jest zdeterminowana aby się rozwieść. W życiu bym jej o to nie podejrzewał. Wiem że cierpiała, ona wie że ja cierpiałem, widzi zmianę podejścia u mnie ale niezmienność swojej decyzji tłumaczy tym że za 4 lata będzie tak jak dawniej. Pewnie ma podejście że ludzie się nie zmieniają. Patrzy przez swój pryzmat, bo sama się nie zmienia. Sama powiedziała że nie wierzy w cuda.
Gdyby doszło do unieważnienia ślubu kościelnego, mam poważne wątpliwości czy byłbym w stanie zaufać ponownie drugiej osobie. Wiem że czas leczy rany, ale rana na sercu pozostaje. Może za miękki jestem...
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-18, 10:59   

podpowiedzcie proszę

chciałem pójść do żony połamać się opłatkiem w te święta bo nie sądziłem że większe spotkanie da się zorganizować ze względu na jej chłód i odpychanie mojej osoby
jeszcze jej tego nie komunikowałem

od jej decyzji o rozstaniu twierdzi że nas już nie ma, nie jesteśmy już mężem i żoną, denerwuję się na mnie gdy wykonuję jakiekolwiek kroki w jej kierunku, gdy pytam o jej życie

jednak dziś w nocy przyszedł mi do głowy pomysł z propozycją spędzenia wspólnie czasu w te święta - przed Bogiem jesteśmy małżeństwem

nie wiem na ile ten pomysł jej szalony bo liczę się z tym że moja propozycja może tylko pogorszyć naszą sytuację a tego bym nie chciał
sam nie wiem co mogę zrobić aby nasze relacje uległy poprawie
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-18, 11:53   

Sinner napisał/a:
nie wiem na ile ten pomysł jej szalony


Wszystko zależy od żony. Jak będzie chciała, to spędzi z Tobą święta. Boję się jednak, że ani świąt z Tobą nie spędzi, ani nie przełamie się opłatkiem.

Pokażę Ci coś na moim przykładzie.
Ja dowiedziałem się, że jest kowalski na koniec lipca. Do świąt Bożego Narodzenia próbowałem walczyć o moje małżeństwo. Ale była to walka z wiatrakami. Spędziliśmy wspólnie święta (ja już wtedy nie mieszkałem z żoną od dwóch miesięcy), ale był to stracony czas. Próbowałem pokazać jej, ile traci i ile niszczy. W pierwszy dzień oglądaliśmy filmy z czasu, gdy dzieci były małe. W drugi dzień świąt, żona nie mogąc już tego znieść, upiła się do nieprzytomności.
A jednocześnie w tym czasie organizowała garsonierę na schadzki z kowalskim.
Po tych świętach przestałem się z nią kontaktować i spotykać, bo to nie miało sensu a tylko mnie upadlało.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9