Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Żona zachorowała i odeszła
Autor Wiadomość
Simon
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 10:38   Żona zachorowała i odeszła

Witajcie... od wielu miesięcy czytam to forum, szukając w nim porad dla siebie. Teraz bardziej niż wcześniej sam potrzebuję modlitwy... i chciałem krótko podzielić się moją historią.

Pobraliśmy się po kilku latach znajomości, byliśmy wtedy niewierzący. Moja żona była często za to krytykowana przez moją matkę, osobę bardzo wierzącą, wręcz...dewotkę. Na to, że ja też nie wierzę, matka nie zwracała uwagi. Totalnie mnie wybielała, mówiąc, że to ona (żona) tak na mnie wpływa. Mimo to wzięliśmy ślub kościelny... trochę też po to, żeby przypodobać się rodzinie.

Ostre szykany jakie spotykały moją żonę ze strony matki denerwowały mnie, ale nie umiałem nic na to poradzić. Z moją mamą nie da się wygrać. Rzuca cytatami z Pisma Świętego jak gromami z rękawa. W pewnym momencie moja żona zaczęła się dziwnie zachowywać, więcej jeść, miewała napady głodu. Odkryłem, że często po jedzeniu wymiotuje. Było tego wiele...ale w każdym razie żona po długich kłótniach i awanturach z mojej strony, a trwało to prawie rok...przyznała się, że chyba jest chora. Nie może na siebie patrzeć. Wysłałem ją na terapię, gdzie terapeuta określił ją jako cierpiącą na zaburzenia odżywiania - bulimię.

Żona dalej jest w terapii, ale w trakcie jej trwania postanowiła odejść ode mnie - wyprowadziła się z dnia na dzień... mówiąc że nie może już znieść mnie i mojej toksycznej rodziny (która mieszka w domu obok na jednej działce).

To przeżycie bardzo mnie zmieniło, zrozumiałem jak wiele winy było we mnie. Wiele zarzucałem żonie, że nie ubiera się tak jak bym chciał... farbowała włosy, a ja wciąż na to narzekałem. Powinienem więcej ją chwalić. Może to moja wina, że zachorowała i odeszła? Czuję się paskudnie...
Ból związany z rozstaniem bardzo przybliżył mnie do Boga...zacząłem rozumieć siłę sakramentu, której wcześniej nie widziałem. Zacząłem się modlić.

Próbuję jakoś skontaktować się z żoną, ale zablokowała mój numer telefonu...na maile nie odpisuje. Jestem zrozpaczony. Nie wiem, dlaczego tak nagle wszystko ucięła. Starałem się być dla niej wsparciem...

Od paru miesięcy jestem już sam, ten ból nie pozwala mi funkcjonować. Co robić? Pisać, czy nie pisać? Zamówiłem za nas Mszę św... napisałem o tym żonie, ale milczy.
Ona nie rozumie tego nawrócenia...od naszego wspólnego znajomego dowiedziałem się, że w nie nie wierzy...myśli, że po prostu udaję, bo wiara to jedyne co mi teraz pozostało. To wszystko tak okropnie boli...

Czy ktoś z Was miał kiedyś do czynienia z osobą chorą na bulimię? Ile to trwa...jak rozmawiać...co robić? Jestem zapisany do psychologa, wizyta w przyszłym tygodniu. Może to coś pomoże.

Co zrobić, jeśli żona zażąda rozwodu? :( Błagam, pomóżcie...
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 13:10   

Witaj, Simonie na forum :-)
Dobrze, że tu trafiłeś, bo jest szansa, że to co rozwalone, z pomocą Pana Boga uda się Wam posklejać.

Czytając forum na pewno zwróciłeś uwagę, że polecamy w kryzysie abyś "zajął się sobą". Chodzi tu o to, aby nie zmieniać współmałżonka, bo na niego ma się wpływ znikomy, ale zacząć zmieniać siebie, a pod wpływem tych zmian zmienia się świat wokół (w tym bywa, że i współmałżonek).
Ty ten proces już w jakiś sposób zacząłeś - świetnie. Potrzebujesz jednak wzmocnienia, aby nie zbaczać w nieefektywne działania, dostaniesz to we wspólnocie, w Sycharze; warto znaleźć Ognisko w realu, rozglądałeś się już może? Na górze głównej strony forum masz ich wykaz.

Natomiast wracając do Twojej sytuacji, do szczegółów.

Simon napisał/a:
Czy ktoś z Was miał kiedyś do czynienia z osobą chorą na bulimię? Ile to trwa...jak rozmawiać...co robić? Jestem zapisany do psychologa, wizyta w przyszłym tygodniu. Może to coś pomoże.

Nie miałam do czynienia, może zaraz ktoś się odezwie, kto miał takie doświadczenia, ale na pewno warto poczytać sobie maksymalnie dużo o tej chorobie. W takich sytuacjach konkretna wiedza pozwoli funkcjonować Tobie w spoób zdrowy, pozwoli Ci lepiej zrozumieć zachowania żony, i na bieżąco wybaczać zachowania raniące, a po prostu wynikające z jej stanu chorobowego.

Simon napisał/a:
To przeżycie bardzo mnie zmieniło, zrozumiałem jak wiele winy było we mnie. Wiele zarzucałem żonie, że nie ubiera się tak jak bym chciał... farbowała włosy, a ja wciąż na to narzekałem. Powinienem więcej ją chwalić. Może to moja wina, że zachorowała i odeszła? Czuję się paskudnie...

Każda kobieta potrzebuje akceptacji jej całej przez osobę dla niej ważną, czyli w tym przypadku męża. Jeśli sprowadziłeś żonę do postaci lalki, która ma się ładnie (wg Ciebie) ubierać, i być taka jak chcesz, to niestety - jest to potężne zranienie. Nie mówię tego, aby Ci dokopać, ale abyś zajrzał w siebie - dlaczego nie akceptowałeś wyglądu żony, jakie potrzeby sobie załatwiałeś narzekając na jej wygląd? To jest ta właśnie praca nad sobą - dojdź, o co Tobie w takim zachowaniu chodziło.
Simon napisał/a:
Ból związany z rozstaniem bardzo przybliżył mnie do Boga...zacząłem rozumieć siłę sakramentu, której wcześniej nie widziałem. Zacząłem się modlić.

Świetnie! Zaczynasz stać na Fundamencie, który nigdy nie zawiedzie. Jednak jest tu pewne niebezpieczeństwo - że zaczniesz zachowywać się, jak ktoś z najbliższego Ci otoczenia, czyli matka. Sądzę, że tego może bardzo Twoja żona się obawiać, sam opisujesz jakie bęcki już jej się zdarzyło oberwać.... Znasz powiedzenie, że "i Biblią można zabić"?
Znajdź wspólnotę (osobiście polecam Sychar :-) ), gdzie będziesz mógł w zdrowy sposób nauczyć się relacji z Bogiem, po to aby uczyć się na codzień kochać Boga, siebie i innego człowieka. A jest szansa że żona to dostrzeże, o odpowie na Miłość.

Wierzę, że dasz radę :-D
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 14:07   

Simon napisał/a:
Od paru miesięcy jestem już sam, ten ból nie pozwala mi funkcjonować.

No to teraz spróbuj, jeśli w ogóle potrafisz wyobrazić sobie jaki ból czuła Twoja żona kiedy była otoczona ludźmi toksycznymi a Ty nie byłeś jej przyjacielem i nie broniłeś jej lecz jeszcze "dokładałeś do pieca". Jaki ciężar nie do uniesienia musiał jej towarzyszyć, skoro znalazło to swój skutek aż w zaburzeniu odżywiania. Nie traktuj tej choroby jako czegoś niezależnego od sytuacji w której żonie przyszło funkcjonować, jej choroba ma BEZPOŚREDNI z tym związek- dobrze byś był tego świadomy.
Simon napisał/a:
Żona dalej jest w terapii, ale w trakcie jej trwania postanowiła odejść ode mnie - wyprowadziła się z dnia na dzień... mówiąc że nie może już znieść mnie i mojej toksycznej rodziny (która mieszka w domu obok na jednej działce).

To uczucie może jej faktycznie towarzyszyć. Jej wyprowadzka jest zapewnie aktem typu: żyć albo nie żyć.
Ona chce żyć , dlatego na tym etapie postanowiła ratować swoje życie- no i bardzo dobrze!
W otoczeniu Twojej rodziny, tudzież w Twoim towarzystwie WIE, że nie może dojść do siebie, zatem odeszła...powinieneś to zrozumieć.

Do kogo miałaby wrócić? Do domu Twojej matki dewotki, której TY pozwoliłeś znęcać się nad żoną?
Nie wiem jak przekonasz żonę, że powoli stajesz się innym człowiekiem, ale nie będzie to łatwe. Tak czy owak, czytając w jak poważnej zależności od matki byłeś i wciąż pewnie jesteś sądzę że długa droga samodoskonalenia się jest przed Tobą. Myślenie że już taki jesteś nawrócony a tym samym uzdrowiony i gotowy na powrót żony wskazuje na bardzo powierzchowne podejście do tematu.
Simon napisał/a:
Może to moja wina, że zachorowała i odeszła? Czuję się paskudnie...

Nie lubię ludzi obdarowywać poczuciem winy, ale dziwi mnie że masz wątpliwość czyja m.in to wina, że żona zachorowała. Owszem, inna kobieta, z większym instynktem zachowawczym odeszłaby dużo wcześniej, nie dopuszczając do choroby, żona jak widać wytrzymała do momentu aż poważnie było zagrożone jej życie.

A co teraz na to, Twoja "świątobliwa" matka? Czy ona widzi ile zła zrobiła posługując się swoimi przekonaniami religijnymi, nawracając innych kiedy sama potrzebuje nawrócenia?
 
 
pachura
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 15:45   

Zaproponuj żonie (może przez jakichś wspólnych znajomych?) że 1. wynajmiecie mieszkanie na drugim końcu miasta 2. przez najbliższy rok-dwa nie będzie musiała ani razu oglądać Twojej matki 3. nigdy już nie skrytykujesz jej wyglądu, ubioru czy fryzury.

Bulimia to tylko reakcja na to co jej wspólnie zafundowaliście, nie przyczyna jej odejścia.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 16:05   

pachura napisał/a:
Zaproponuj żonie (może przez jakichś wspólnych znajomych?) że 1. wynajmiecie mieszkanie na drugim końcu miasta 2. przez najbliższy rok-dwa nie będzie musiała ani razu oglądać Twojej matki 3. nigdy już nie skrytykujesz jej wyglądu, ubioru czy fryzury.

Bulimia to tylko reakcja na to co jej wspólnie zafundowaliście, nie przyczyna jej odejścia.


4. Zerwiesz kontakty na jakiś czas że swoją matką, jeśli sobie tego zażyczy.
 
 
Simon
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 19:52   

Witajcie, dziękuję za odpowiedzi...

Nirwanna napisał/a:
Jeśli sprowadziłeś żonę do postaci lalki, która ma się ładnie (wg Ciebie) ubierać, i być taka jak chcesz, to niestety - jest to potężne zranienie.

Jest to nieco ostro powiedziane...mówiłem jej komplementy, starałem się doceniać wszystkie jej zalety. Być może niewystarczająco...dopiero teraz to widzę. Wiem, że żona jest zraniona. Boję się, że jeśli już nie wróci, na zawsze zostanę sam - w końcu nie mogę przed Bogiem poślubić nikogo innego.

Ale nawet nie tylko o to chodzi...przecież ja chcę właśnie JĄ, nie chcę nikogo innego.

kenya napisał/a:
No to teraz spróbuj, jeśli w ogóle potrafisz wyobrazić sobie jaki ból czuła Twoja żona kiedy była otoczona ludźmi toksycznymi a Ty nie byłeś jej przyjacielem i nie broniłeś jej lecz jeszcze "dokładałeś do pieca". Jaki ciężar nie do uniesienia musiał jej towarzyszyć, skoro znalazło to swój skutek aż w zaburzeniu odżywiania.


Tylko dlaczego wcześniej nie powiedziała mi, jaki to był dla niej ból? Żona jest osobą zamkniętą w sobie...powiedziałbym nawet że bardzo introwertyczną. Nie sposób cokolwiek z niej wyciągnąć, nie okazuje zbytnio emocji. Kilka miesięcy wcześniej zmarła też jej siostra, może to też miało wpływ na rozwój choroby? Nie wiem, nie mam pojęcia. Może psycholog coś mi poradzi... nie spotkałem się nigdy wcześniej z zaburzeniami odżywiania.

kenya napisał/a:
Do kogo miałaby wrócić? Do domu Twojej matki dewotki, której TY pozwoliłeś znęcać się nad żoną?
Nie wiem jak przekonasz żonę, że powoli stajesz się innym człowiekiem, ale nie będzie to łatwe.


Mojej matce powiedziałem już, co o tym myślę...zaczynam rozważać wyprowadzkę, ale oczywiście nie będzie to łatwe. Dom mam własnościowy...trzeba go będzie sprzedać. Ale trudno, jeśli taka jest cena, to ją zapłacę.

kenya napisał/a:
Nie lubię ludzi obdarowywać poczuciem winy, ale dziwi mnie że masz wątpliwość czyja m.in to wina, że żona zachorowała


Kenya...nie znasz całej sytuacji. Żona wielokrotnie sama mi mówiła, że to nie jest moja wina. Wiele razy to powtarzała...po czym nagle odeszła. Nie chciała mi powiedzieć, o co chodzi, a teraz się nie odzywa, odcięła się kompletnie...

kenya napisał/a:
A co teraz na to, Twoja "świątobliwa" matka? Czy ona widzi ile zła zrobiła posługując się swoimi przekonaniami religijnymi, nawracając innych kiedy sama potrzebuje nawrócenia?


Moja matka sugeruje mi oczywiście, że moje nawrócenie ma wiele wspólnego z odejściem żony. Bo to ona była "złem", które oddzielało mnie od Boga. Chwilowo się do matki nie odzywam, nie potrafię z nią rozmawiać. Jest bardzo zaślepioną i nieszczęśliwą kobietą... Modlę się za nią, żeby nie wpaść w sidła nienawiści.

pachura napisał/a:
Zaproponuj żonie (może przez jakichś wspólnych znajomych?) że 1. wynajmiecie mieszkanie na drugim końcu miasta 2. przez najbliższy rok-dwa nie będzie musiała ani razu oglądać Twojej matki 3. nigdy już nie skrytykujesz jej wyglądu, ubioru czy fryzury.


Oczywiście już jej to proponowałem. To było w pierwszym mailu, który do niej wysłałem. Nie odpisała...pewnie mi nie wierzy, bo przez tyle lat nie byłem w stanie podjąć decyzji o przeprowadzce. Było nam wygodnie, dom własnościowy, w dobrej lokalizacji. Żałuję, ale boję się teraz podejmować radykalnych decyzji, dopóki ona się nie odzywa... :(
 
 
mgła1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 20:46   

Simon napisał/a:
Nie odpisała...pewnie mi nie wierzy, bo przez tyle lat nie byłem w stanie podjąć decyzji o przeprowadzce. Było nam wygodnie, dom własnościowy, w dobrej lokalizacji. Żałuję, ale boję się teraz podejmować radykalnych decyzji, dopóki ona się nie odzywa... :(


Sam widzisz- pewnie nie wierzy.
Było wam wygodnie....? Trudno w to uwierzyć, skoro żona się wyprowadziła a Ty sam mówisz o tym, jak trudną osobą jest Twoja matka.
A jak żona ma Ci uwierzyć, że coś zrozumiałeś, że chcesz coś zmienić, skoro wg.niej Twoja wygoda, bliskość rodziny, dobra lokalizacja domu jest ważniejsza niż ona?

Bulimia bywa sposobem na regulowanie emocji, z którymi sobie nie radzimy, których nie można odwentylować inaczej niż je zwymiotować. A wentylować pewnie nie mogła, bo nie było na to przestrzeni- ani realnej, ani psychicznej. Śmierć siostry dodatkowo jej dokopała.
Brak umiejętności mówienia o sobie, stawiania granic, brak psychicznego bezpieczeństwa w otoczeniu Twojej rodziny, plus permanentne napięcie...No i efekt aż się prosił w postaci tak masywnego zaburzenia jak bulimia.
W necie jest dużo o bulimii, nie czekaj na wizytę u psychologa, dużo sam czytaj. Gdyby żona chorowała na jakąś inną przewlekłą chorobę, np.cukrzycę, a chciałbyś jej pomóc- szukałbyś lekarstw, diet, sposobów na badanie poziomu cukru...itd. Musisz dużo wiedzieć ale tez pokazać jej, że coś zrozumiałeś i naprawdę chcesz zmienić.

Ona potrzebuje leczenia, ale nie może tak być, że "wiódł ślepy kulawego", więc Ty masz się też wzmacniać.
Masz toksyczną matkę, pewnie długo potrwa, zanim przepracujesz w sobie to wszystko, co ta relacja spaprała.
Masz co robić. Powodzenia, z Bogiem! :)
 
 
STOPka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 00:17   

Witaj Simon :-)
Simon napisał/a:
Żona dalej jest w terapii, ale w trakcie jej trwania postanowiła odejść ode mnie
uderzył mnie ten kawałek, a mianowicie dlatego, że z własnego doświadczenia wiem, że na terapii (przynajmniej na tych na których ja byłam - grupa i indywidualna) często (nie wprost) terapeuci pchną do odejścia od żony/męża nie próbując zatrzymać takich decyzji po zakończeniu terapii. Normalnie powinno być tak, że nie podejmuje się ważnych życiowo decyzji podczas trwania terapii, bo w tym czasie jesteśmy pod wpływem różnych - często silnych emocji, ale pamiętam jak u mnie na grupie doszło do dwóch rozwodów i ewidentnie było widać, że te osoby były do tego popychane.
Simon napisał/a:
Wiele zarzucałem żonie, że nie ubiera się tak jak bym chciał... farbowała włosy, a ja wciąż na to narzekałem.
niestety tak miałam i mam z matką i szczerze nie potrafię odnaleźć dla niej krzty ciepła i miłości i jeśli Twoja żona czuła się tak samo to chłopie współczuję, ale na pocieszenie Ci powiem, że gdyby moja matka choć trochę miała żalu i umiała przeprosić myślę choć nie jestem do końca pewna dałabym jej szansę w tej relacji.
Simon napisał/a:
Próbuję jakoś skontaktować się z żoną, ale zablokowała mój numer telefonu...na maile nie odpisuje.
nie wiem czy to dobre, ale próbowałeś zadzwonić lub napisać smsa z innego numeru telefonu i poprosić chociaż o spotkanie - na neutralnym gruncie?
Simon napisał/a:
Nie wiem, dlaczego tak nagle wszystko ucięła.
być może (jednym z powodów, ale tego nie wiem) było to co napisałam o terapii, a raczej terapeutach, choć nie chcę nikomu nic zarzucać...
Simon napisał/a:
Ona nie rozumie tego nawrócenia...od naszego wspólnego znajomego dowiedziałem się, że w nie nie wierzy...myśli, że po prostu udaję, bo wiara to jedyne co mi teraz pozostało.
i powiem Ci, że mój mąż dopiero teraz - po prawie dwóch latach - zaczął wierzyć w nawrócenie moje, więc nic innego nie pozostaje Ci jak pokazać jej (długofalowo) że to prawda
Simon napisał/a:
Co zrobić, jeśli żona zażąda rozwodu?
nie wiem...może ja działałam trochę inaczej niż inni w SYCHARze, ale mój mąż powtarzając przez 4 pierwsze miesiące od wyprowadzki że chce rozwodu dostawał moją prośbę, aby tego nie robił, aby poczekał i poczekał, wprawdzie ze sobą nie mieszkamy, ale na razie wstrzymał się od tego kroku, a to wiele dla mnie znaczy.
Simon widzę, że Ty masz baaaaaaaaaaaardzo toksyczną matkę - wiem coś o tym z własnego doświadczenia.Słuchaj nie dasz rady wytrwać jeśli ona będzie blisko Ciebie.Ja wiem co ze mną matka zrobiła, a to - niestety przekazałam dalej - na mojego męża.Ona dalej zalewa mnie swoimi toksynami i niestety widzę, że jedyny sposób to jest ograniczenie kontaktów z nią do minimum, bądź co bądź do dobra Waszego małżeństwa.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 08:30   

STOPko - ja mam całkiem inne wrażenia z mojej terapii - też grupowa i indywidualna (prawie 2 lata).
W moim ośrodku terapeuci radzili, aby żadnych ważnych decyzji nie podejmować w trakcie terapii i w ciągu roku po jej ukończeniu. Właśnie ze względu na targające nami emocje.
Może Twój trop jest dobry, a może nie.
Wiem, to nie jest popularne na tym forum, ale uważam, ze dziewczyna dobrze zrobiła odcinając się całkiem. Teraz ma czas na spotkanie sama ze sobą. Autor wątku i jego rodzina teraz nie mają wpływu na jej bieżące uczucia. Ma teraz czas na przemyślenia. I On również.
Kto wie, może i bez tej toksycznej sytuacji wpadłaby w chorobę, bo miała takie predyspozycje (tego nie wiemy), ale to co przeżyła w "tym" domu jest straszne. Była bardzo samotna i bardzo jej współczuję. To trochę mojej historii, dlatego gdzieś w środku mnie zabolało...
 
 
STOPka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 10:58   

sheenaz napisał/a:
W moim ośrodku terapeuci radzili, aby żadnych ważnych decyzji nie podejmować w trakcie terapii i w ciągu roku po jej ukończeniu. Właśnie ze względu na targające nami emocje.
ale u mnie na początku też tak było, a później w trakcie trwania terapii było to co było, ale wierzę, że w innych miastach tak nie ma.
 
 
hiacynta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 12:11   

STOPka napisał/a:
sheenaz napisał/a:
W moim ośrodku terapeuci radzili, aby żadnych ważnych decyzji nie podejmować w trakcie terapii i w ciągu roku po jej ukończeniu. Właśnie ze względu na targające nami emocje.
ale u mnie na początku też tak było, a później w trakcie trwania terapii było to co było, ale wierzę, że w innych miastach tak nie ma.


Stopko, tylko że powód, dla którego Ty trafiłaś na terapię jest - z tego, co pamiętam - nieco odmienny od sytuacji, w której znalazła się żona Simona. Odcięcie się od krzywdziciela (a w tym przypadku: krzywdzicieli), choćby i był sakramentalnym małżonkiem, może być wręcz konieczną częścią terapii, potrzebną na odzyskanie sił i równowagi, na zdrowienie.
 
 
STOPka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 13:59   

hiacynta napisał/a:
Stopko, tylko że powód, dla którego Ty trafiłaś na terapię jest - z tego, co pamiętam - nieco odmienny od sytuacji, w której znalazła się żona Simona.
yyyyy :roll: mam nadzieję, że dobrze pamiętasz :mrgreen:
 
 
Simon
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-16, 18:58   

Dziękuję Wam za wszystkie wypowiedzi... u mnie wciąż oczywiście ból i pustka po stracie żony. Ale pojawiło się też nowe uczucie. Otrzymałem informację od naszych wspólnych przyjaciół, że moja żona z kimś się spotyka. Co gorsza, znam tego człowieka. Nie mam pojęcia, czy był on zamieszany w wyprowadzkę mojej żony, czy nie. Wiem też, że ona nadal choruje na bulimię, chodzi do terapeuty.

Skręcam się, zastanawiam, czy nie napisać do tego kolesia. Jak sądzicie, czy to przyniesie jakikolwiek skutek?...czy tylko się ośmieszę?

Dowiedziałem się też, że żona myśli o złożeniu pozwu o rozwód...z mojej winy. Szczęka mi opadła. Kompletnie nie wiem, co w takiej sytuacji robić. Przyznać się? Walczyć o winę obu stron? Czuję się totalnie bezradny.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9