Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Po rozwodzie z nieślubnym dzieckiem
Autor Wiadomość
Maciej1212
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-26, 11:51   Po rozwodzie z nieślubnym dzieckiem

Witajcie,

Nawet nie wiem czy pisze w dobrym dziale, ale chyba potrzebuje wyrzucić z siebie ten cały ciężar który we mnie jest. Kiedyś udzieliłem się na tym forum, ale raczej nikt tego nie pamięta. Moja historia jest dość zawiła (a czyja nie jest). Zatem może zacznę od początku. Ożeniłem się z kobieta, którą kochałem nad życie. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem od dnia w którym ja spotkałem. Czułem od niej wielka miłość do mnie, jakiej nigdy nie doświadczyłem od nikogo, a wręcz miałem wrażenie ze sam nie umiem dać jej miłości w takiej postaci - może to przez to, ze w moim rodzinnym domu nigdy nie widziałem miłości między moimi rodzicami, ani jakiegokolwiek okazywano sobie uczuć. Jednak robiłem co mogłem, żeby udowodnić jej jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo ja kocham. Kilka lat po ślubie zaczęło się między nami psuć. Ona była bardzo zaborcza i stanowcza. Na początku zgadzałem się na wszystko czego chciała z racji mojej miłości do niej - chciałem aby była szczęśliwa. Z czasem jednak zaczęło mnie to przytłaczać - jakikolwiek rozmowy schodziły do tego, ze mam buc więźniem własnego domu i jej. Zaczęły się wyjścia z kolegami - początkowo raz na kilka miesięcy/pół roku. Z racji iż coraz bardziej się nasilały naciski, rodziło to konflikty. Były z nas silne charaktery. Często były kłótnie i awantury, czasami nawet kilka w tygodniu. Zacząłem "uciekać" z domu. Pod pozorem pracy, spotkań ze znajomymi, nie chciałem wracać, bo nie chciałem konfliktów. Jak to w takich sytuacjach bywa, zaczynałem czuć się samotny w tym wszystkim, chciałem czasami porozmawiać z dziewczyna z która nie muszę drzeć kotów i nie będę oceniany przez pryzmat widzimisie mojej żony. Zarejestrowałem się na portalu randkowym. Początkowo tylko w celach rozmowy z kobietami. Jednak pewnego dnia napisała do mnie ona. Kobieta, która była spełnieniem moich wszystkich snów (jeżeli chodzi o aparycje). Zaczęliśmy rozmawiać, coraz częściej, więcej, miałem wrazenie ze wkoncu mogę z kimś miło porozmawiać...resztę możecie dopowiedzieć sobie sami. Pierwsze spotkanie, potem więcej spotkań, na końcu romans. Moja żona, jak się dowiedziała (pominę okoliczności) najpierw wygoniła mnie z domu. Pare dni przepłakała, trochę się zebrała i postanowiła walczyć o swoje małżeństwo. Walczyła bardzo, niemalże stawała na głowie, żebym tylko nie miał czasu myśleć o tej innej. Ja jednak niepotrafilem tego skończyć. Cały czas ciągnęło mnie do tamtej - co powodowało konflikty i wpadliśmy w błędne koło.

Któregoś dnia postanowiła ze odchodzi. Było to w grudniu 2014. Postanowila złożyć papiery rozwodowe i 4 miesiące później byliśmy po rozwodzie. Ja również walczyłem, żeby zmieniła decyzje. Walczyłem po rozwodzie...w między czasie odezwała się moja kochanka, chciała mi pomoc...co brzmi kuriozalnie. Mimo wszystko, stało się. Wpadka - zaszła w ciąże. I dalej możecie sobie dopowiedzieć. Ja wpadłem w depresje - chciałem popełnić samobójstwo, miałem natrętne myśli, które mówiły ze jestem nic nie wart. Nie umiem bez niej żyć, żeby skończyć ze sobą to wkoncu przestanie bolec. Skończyłem u psychiatry...i to nie jednego. Byłem na terapii, wydałem górę pieniędzy na leczenie-bez rezultatów. Po kilku miesiącach walki ze sobą stał się cud. Moi rodzice zabrali mnie na jasna gore. Prosiłem o uzdrowienie, bo było naprawdę źle. Przyszło następnego dnia. Od tamtej chwili wszystkie myśli i skłonności odeszły. Depresja została, ale było znacznie lepiej. Idąc dalej. Urodził mi się syn. Po miesiącach wegetacji poczulem coś więcej niż pustkę. Większość z Was ma dzieci i wie co czuja rodzice. Pokochałem go i postanowiłem stworzyć mu rodzine. Zamieszkaliśmy razem. Wyprowadziłem się z miasta. Moi znajomi i przyjaciele powiedzieli ze to dobra decyzja. I tak próbuje posklejać swoje życie do kupy. Dogadujemy się, nie kłócimy, żyjemy w zgodzie, ale... nie ma w tym wszystkim miłości. Moja partnerka tez jest tego samego zdania i się na to godzi. Cały czas odczuwam teskote za moja żona, czuje ze ja kocham, czuje ze chce z nią być i poszedłbym za nią w ogień bez wahania...nadal uważam ze to jest miłość, jaka czuja tylko małżonkowie i taka która zdarza się raz w życiu. Jednak moja żona zamknęła wszystkie drogi komunikacji. Sprzedała nasz wspólny dom, zmieniła numer telefonu, skasowała maila, urwał się z nia kontakt. Mieszkamy jak dobrzy współlokatorzy. Mamy małego chlopca, który rośnie jak na drożdżach. Kocham go bardzo i jestem z niego bardzo dumny. Dzięki niemu wiem ze nie jestem kukłą pusta w środku. Narazie sposobem na stępienie moich emocji i uczuć są leki, ale nie wiem jak długo jeszcze...

Z racji ze każdy z Was nie jest tutaj z przypadku zadaje zapytanie - jak żyć? Brakuje mi obecności Pana Boga w moim życiu. Źle się czuje z ta cała sytuacja. Nadal czuje ze należę do mojej żony. Na sama myśl o tym, ze teraz pewnie jest z kimś innym nie wiadomo gdzie...przechodzą mnie ciarki i robi mi się przykro. Ciężko mi żyć w świadomości ze nie będę miał nigdy obrączki na palcu. Nigdy nie pokocham żadnej osoby, tak jak mojej żony.
Stanąłem w prawdzie przed Wami, chciałem się wygadać,teraz możecie mnie obrzucać błotem.
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-26, 12:00   

Maciej1212 napisał/a:
Stanąłem w prawdzie przed Wami, chciałem się wygadać,teraz możecie mnie obrzucać błotem.
to nie jest miejsce do tego. I ja jestem daleka od oceny.
Zadam pytanie.

Maciej1212 napisał/a:
Brakuje mi obecności Pana Boga w moim życiu. Źle się czuje z ta cała sytuacja. Nadal czuje ze należę do mojej żony.


Brakuje ci Boga?
DECYZJA - jaka jest twoja decyzja - co dalej
DECYZJA - masz moc by zmienić to. Bóg czeka, a ty?

słuchałeś już http://sychar.org/przysiega/ ?
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-26, 13:57   

Cytat:
Z racji ze każdy z Was nie jest tutaj z przypadku zadaje zapytanie - jak żyć? Brakuje mi obecności Pana Boga w moim życiu. Źle się czuje z ta cała sytuacja. Nadal czuje ze należę do mojej żony. Na sama myśl o tym, ze teraz pewnie jest z kimś innym nie wiadomo gdzie...przechodzą mnie ciarki i robi mi się przykro. Ciężko mi żyć w świadomości ze nie będę miał nigdy obrączki na palcu. Nigdy nie pokocham żadnej osoby, tak jak mojej żony.


Witaj,
skoro brakuje Ci Boga, to znaczy, że Bóg umieścił w Tobie tę tęsknotę. Do Ciebie należy teraz odpowiedź na to, co czujesz w sercu. Jeśli odpowiesz na tę tęsknotę w sercu zwróceniem się do Boga, to Bóg wskaże Ci co masz robić. Nie odwrotnie. Idź do Boga również z tym pytaniem jak żyć i pozwól się Mu poprowadzić.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-26, 14:07   

Witaj,
nie zamierzam Cię krytykować. Napiszę co zrozumiałam z Twojego postu. Może to błędna interpretacja, ale jest moja.

Tak bardzo kochałeś żonę, że godziłeś się na to aby była zaborcza, stanowcza? Stanowiła o sprawach dotyczących Was obojga? Godziłeś się na to? Z miłości czy z powodu zachowawczości i wygodnictwa?
Dziewczyna z portalu była spełnieniem marzeń? Opisujesz to dosyć dokładnie i w podobnym tonie do tego, w którym opisujesz zonę na początku.
Czy mogę z tego wnosić, że następna "ucieczka" też będzie tą wymarzoną? To wszystko to fascynacja. Najpierw żoną, potem obecną partnerką.
Gdy fascynacja się kończy wchodzi proza życia. Wcześniej z żoną, teraz z partnerką. Wiesz co poczułam w tej chwili? Weszłam z całym Twoim wpisem w Twoją partnerkę i poczułam ogromny niepokój i brak poczucia bezpieczeństwa.
Ładnie piszesz o miłości do żony, ale to są ozdobniki - na mnie wrażenia nie robią. Patrzę w treść i widzę kogoś, kto nie wziął odpowiedzialności za wspólne życie, a teraz za nim tęskni. A przecież Twoja żona zapewne jest nadal stanowcza i zaborcza.
Czy masz pewność, że po ponownym zejściu się - nie uciekłbyś znowu gdzieś na bok? Zamiast rozwiązać konflikt, postawić pewne granice i je egzekwować - zastosować już sprawdzony trik z ucieczką.
Przykro mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego postu.
Czy Twoja partnerka jest świadoma tego, że gdyby zona tego chciała - zostawiłbyś ją bez wahania? Czy sypiacie ze sobą?
Ja wiem, wiem - oglądanie się na "nie-żonę" jest mało modne, ale teraz piszę tak po ludzku - o traktowaniu drugiego człowieka.
Jesteś z partnerką, bo lepszy rydz niż nic?
Gdybyś tak bardzo chciał powrotu żony, to raczej mieszkałbyś sam, czynnie uczestnicząc w życiu dziecka (nie jest ono niczemu winne).
A teraz trzymasz wróbla, bo gołąb na dachu.
Smutno mi. To nie jest łatwe dla Ciebie, a i mnie - tylko czytającą - dobiło jakoś tak wewnętrznie.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9