Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Irracjonalne przeczucie
Autor Wiadomość
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-14, 18:57   Irracjonalne przeczucie

Od 1 stycznie pojawia się i znika, ale za każdym razem przybiera na sile dziwne przeczucie, że już za chwilę, za moment wszystko wróci na właściwe miejsce. Gdy się pojawia czuję jakby jakaś ogromna siła napierała na mnie i podnosiła do góry. Obrączka wręcz pali mnie na palcu, choć nie noszę jej od 3 lat. W głowie kołaczą myśli - zapłać rachunki, posprzątaj, pomódl się, idź na wystawę do muzeum, zrób zakupy. Tak jakby wszystko miało być gotowe ... na powrót?
Każdego dnia jest to coraz silniejsze uczucie, które znika, gdy tylko zapomnę o modlitwie.
Ostatnio pytałam Boga ze łzami w oczach - dlaczego nas nie wysłuchał, tyle osób się za nas modliło, ja tak żarliwie prosiłam, co stało się z tymi modlitwami, poszły w próznię. I następnego dnia przyszło takie otrzeźwienie - ogarnij się i to przeczucie.
To irracjonalne, niemożliwe, chyba zbyt długo czekałam i wmówiłam sobie to wszystko.
Czy ktoś z tych co dostali jeszcze jedną szansę mieli coś takiego?
Jeśli moje przeczucia się nie sprawdzą, na serio poddam leczeniu moją głowę.
 
 
Tomek_Radom
[Usunięty]

  Wysłany: 2014-01-14, 19:18   Mam tak samo...

Małgosiu.... mam tak samo... dzięki temu się trzymam..... kryzys nie moze trwać wieki... dobro i miłość zwycięży...
Energię do życia daje mi modlitwa....życzliwi mi ludzie... oraz córka i przede wszytskim ŻONA.... która mimo, że niechętna... wzburzona... pomiata mną.... rzuca się i unosi.... to ja spokojnie.... mówię jej, ze to na mnie nie działa...

Czekam wiernie na Ciebie Kochana Aniu!!!
 
 
martusia_1970
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-14, 19:42   

W MOJEJ GŁOWIE TEŻ CZĘSTO POJAWIAJĄ SIĘ TAKIE PRZECZUCIA,
nie wiadomo co z nami będzie,
ale chcę żyć tak, aby nikt przeze mnie nie płakał!
Codziennie czytam sobie poniższy tekst,
wkleiłam go bo jest wart tego aby czytać go wielokrotnie.

KASIA
Cytat:
Niektórzy widzę błędnie rozumieją frazę "dać czas czasowi", przypisując tu radzącym, że to oznacza bezczynność. Tak, jakby nie czytali całej reszty.

To oznacza tylko tyle:

- UWIERZYĆ, że Bóg w SWOIM CZASIE, który uzna za stosowne (może jutro, a może za pięć lat), zadziała.
Niekoniecznie tak, jak chcemy.
Niekoniecznie w takim czasie, jak chcemy.

Gotowość na wolę Bożą (bądź wola Twoja) oznacza przyjęcie jej nawet takiej, która nam nie odpowiada przecież.

Nie ma w modlitwie słów: bądź wola Twoja, pod warunkiem, że mi się spodoba.

I oczywiście, że nie można tkwić w miejscu.
Pytanie tylko, jakie działania podobają się Bogu, a jakie nie?
Które działania wskazują na to, że ufamy Panu, a które, że wciąż Mu nie dowierzamy i po swojemu chcemy działać, nie czekając na odpowiednią kolejność.

Na pewno nie podoba Mu się rozpaczanie, złorzeczenie, manipulacje, "kłamstwa w dobrej wierze", nadmierne kontrolowanie małżonka, kłótnie, awantury, uciekanie w gniew, w nałogi i wiele innych spraw, nie muszę tego pisać, bo sami wiecie....

A co się podoba?

Rozwój duchowy i osobisty (pogłębianie wiary, poznawanie Boga, terapia, lektury). Praca nad swoimi wadami, KAŻDY JE MA, więc jest nad czym pracować. Cierpliwość. Pokora. Budowanie i pięlęgnowanie więzi z dziećmi, jeśli są. Pożyteczne czynności. Praca nad nałogami i uzależnieniami (jesli są, także te uzależniające od małżonka), odzyskiwanie godności dziecka Bożego i wiele, wiele innych, nie muszę tego pisać, bo sami wiecie.

To mało mamy do roboty?
Ktoś nie ma co robić i "danie czasu czasowi" uważa za bezczynność? W którym momencie?

Nie można jednocześnie zawierzyć Bogu, że On wie dobrze, czego potrzebujemy, a potem działaniem niweczyć to zawierzenie, jakby On niczego nie mógł zrobić, zadziałać, uczynić cudu. Jednego dnia mówić: "bądź wola Twoja", a potem mówić: "u mnie nic się nie zmieni, sytuacja jest beznadziejna, to już koniec, no kiedy wreszcie Bóg uczyni cud???"

No kiedy? Bóg ma czas.

Czytam niektóre wypowiedzi i tak sobie po cichu myślę, że Bóg dobrze wie, co robi, odsuwając od nich partnera czy małżonka. Tak bez oceniania, właśnie z radością sobie myślę. Bo zobaczcie ile osób dopiero w kryzysie prawdziwie zwraca się do Boga, a przecież chyba o to chodzi w naszym życiu, prawda? By je godnie i szczęśliwie przeżyć z Bogiem, po bożemu. Bo tylko takie życie nie kończy się katastrofą.

Bóg przez kryzysy pokazuje, że za bardzo pokładamy nasze szczęścia w czymś mało istotnym (praca, używki, komputer) lub w czymś mało stabilnym (drugi człowiek).

Dopiero w czasie kryzysu większość z nas potrafi stanąć w prawdzie o sobie samym, dowiaduje się, co robił nie tak, co było grzechem i że i tak długo się nam "upiekało", żyjąc tak, jak żyliśmy do tej pory. Współżyjąc przed ślubem, mając nałogi, upatrując bożków w naszych małżonkach, ulegając nałogom, stosując przemoc fizyczną i psychiczną... Dopiero w czasie kryzysu większość z nas dowiaduje się, że tak naprawdę nie kochało siebie i nie potrafiło kochać małżonka miłością mądrą, stanowczą, dojrzałą.

Część z nas nic jednak z tą wiedzą o sobie nie robi. Nie potrafi dostrzec własnych błędów, oczekując od Boga, że za to NIC, które robimy, otrzymamy nagrodę w postaci spełnienia naszych modlitw.

No nie ma tak.


Skąd wiem, co się Bogu podoba, a co nie w naszych poczynaniach? Tego nie wiem, to moje przypuszczenia, ale wystarczy mi choćby spojrzenie z boku na osoby udzielające się na forum.

Tam, gdzie nastąpiło pełne zawierzenie Bogu, gdzie jest cierpliwość, pogoda ducha, która każe akceptować wolę Boga w całości, gdzie jest pokora w dostrzeganiu własnych ułomności, gdzie jest praca nad swoimi słabymi punktami, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, a potem małżonek - stają się cuda. Mężowie wracają, żony wracają, pojawiają się nowe dzieciaczki, a nawet jeśli małżonkowie JESZCZE do siebie nie wracają, osoba porzucona ma siłę i moc, która pomaga jej w czekaniu, w szczęśliwym przeżywaniu życia, które mamy tu na ziemi tylko jedno i krótkie, chociaż rok temu uważała, że bez męża/żony jej życie nie ma sensu. Oczywiście, że ma sens - w przeciwnym razie Bóg stworzyłby nas parami. ;)

Tam, gdzie czuć w słowach gniew, żal do Boga, brak pokory, brak dostrzegania własnych błędów, zamknięcie się na różne formy pomocy, gdzie są klapki na oczach, niedojrzałość, dziecinne postrzeganie miłości jak z amerykańskich filmów, gdzie buziaki i kwiatuszki oraz motylki w brzuchu i spacery po plaży o zachodzie słońca, tam jest wieczny kryzys...

Czytając Mirakulum rok temu, dwa lata temu, myślałam sobie: czuć od niej spokój, pogodę ducha, a przecież jej mąż jest z inną kobietą, a oni sami są po rozwodzie.
Kiedy napisała, że mąż wrócił, jakoś mnie to nie zdziwiło, wydawało się naturalną koleją rzeczy. No przecież właśnie o to chodzi! Kiedy zbliżamy się do Boga, tak naprawdę, w sercu, to siłą rzeczy stajemy się lepsi, milsi, przyjemniejsi w zachowaniu, umiemy wybaczać, stajemy się wyrozumiali, cierpliwi, pracujemy nad nałogami, wyciszamy się, idziemy na terapię. Niwelujemy te sprawy, które w jakiejś części uniemożliwiały naszym mężom/żonom radosne dla nich bycie z nami. Jesteśmy bardziej niezależni duchowo, przestajemy uporczywie czepiać się mężowskich marynarek i żoninych sukienek, a to powoduje w małżonkach ciekawość.
Czasami trwa to kilka miesięcy, czasami kilka lat, czasami małżonkowie nigdy do siebie nie wracają. Ale jeśli się zawierza Bogu, oddaje mu się w pełni, to "niepowrót" małżonka, nie jest żadną tragedią. Nie rodzimy się jedynie po to, by być czyimś mężem i żoną, a skupiamy się na funkcji małżonka, jakby to była nasza życiowa misja.
No pewnie, że to ważna funkcja, jedna z ważniejszych. Ale jeśli skupiamy się tylko na niej i w niej upatrujemy sens życia, to tak, jakbyśmy sami sobie odbierali szansę na szczęśliwe życie, które może trwać nawet wtedy, kiedy mąż/żona jest od nas daleko.

Kiedy byłam w środku mojego kryzysu, a mąż szukał mieszkania i pakował się do wyprowadzki, powyższe słowa przyjmowałam, jako dowód nawiedzenia. Nie wierzyłam, że można czuć się szczęśliwym, w obliczu takiego smutku, zawodu, rozczarowania.

CZAS pokazał, że się myliłam. Nauczyłam się żyć sama, a mimochodem mąż zdecydował, że jednak ta nowa, odmieniona ja jest miłością jego życia (chociaż kilka miesięcy wcześniej twierdził, że nigdy mnie nie kochał, a małżeństwo było pomyłką. chciał też szukać kogoś innego i życzył mi, żebym kogoś nowego poznała).

Dla każdego kryzys wygląda inaczej, inne są okoliczności, są większe, mniejsza dramaty, bo są dzieci, są kłopoty finansowe itd. Dlatego uniwersalną radą, jaką zawsze można dać, jest - zaufaj Bogu i zwróć się do niego całą/całym sobą, bezwzględnie i bezwarunkowo.
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-18, 16:54   

Dopiero 18 dzień Nowego Roku a tyle we mnie natchnień, o których marzyłam w ciągu tych wszystkich perypetii.
Przeszłość jest już za mną nie chcę do niej wracać, oczywiście jest mi przykro, że takie nie inne decyzje podjęłam. Wnioski klarują się "same", nie są one optymistyczne, ale widzę wyraźnie, ze przy takim uporze musiało się to skończyć źle.
Nie wiem jaka będzie przyszłość, nie wymyślam jej, nie planuję. Wiem co chciałabym by się ziściło, ale nie mam pojęcia czy się uda. Sielanki pewnie w życiu nie będę miała, ale z pewnością odnajdę radość, bo sens życia istnieje jedynie w Bogu, wszystko inne jest nam po prostu dodane.
Czuję, że dopiero teraz weszłam na właściwą drogę, Bóg wyprowadzil mnie z ciemnego lasu i teraz tylko dać się poprowadzić, być posłuszną Bogu, a wszystko będzie na właściwym miejscu i we właściwej kolejności.
Lęk jest - trzeba z nim walczyć, bo on nie pochodzi od Boga, to już wiem na pewno :-)
Dziękuję Panu za to co mam, ale najbardziej za Jego dobroć, Jego wybaczenie to bardzo uwalniające.
Polecam film http://www.youtube.com/watch?v=Ry8p32kV2jU , na mnie zrobił ogromne wrażenie.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-19, 10:08   

Małgosia zrób koniecznie terapie "12 kroków ku szczęsliwemu zyciu"

tutaj na forum znajdź grupę, zapisz się, bedzie kolejna edycja

to Cię posunie do przodu, doda sił, nada kierunek Twojemu zyciu

nie zatrzymuj się

czy byłaś na Mszy o uzdrowienie?
dzieją się cuda
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9