Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Pierwszy poważny kryzys po 2ch latach małżeństwa
Autor Wiadomość
misio312
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-13, 11:33   

silverado napisał/a:
"Jeśli zawarliśmy umowę, a żona jej nie traktowała poważnie, to chyba umowa jest nieważna?"

Misio, małżeństwo, to nie umowa cywilno-prawna. Tu nie ma klauzuli, że jak się strona nie wywiąże, to można umowę zerwać zachowując 30 dniowy termin wypowiedzenia.....


To było tylko porównanie, chociaż rzeczywiście kiepskie. Małżeństwo to sakrament, którego udzielają sobie małżonkowie. Jeśli jedno z nich udziela go "na niby", to jest zawarte "na niby". Nie da się zawrzeć małżeństwa jednostronnie, z tego co mi wiadomo (chociaż w przeszłości jacyś arystokraci kazali np. organizować makabryczne uroczystości zaślubin ze zmarłymi, ale to była tylko raczej fanaberia, czasem podparta silnym uczuciem żywionym za życia).

I w tym problem. Co jeśli druga osoba szczerze przyzna, że przed ołtarzem to ona "żartowała"? To jak umowa (wiem, znowu może złe porównanie), którą jedna ze stron podpisała atramentem sympatycznym, a podpis znikł parę chwil po podpisaniu. Niby podpisane, ale umowa prawie nic nie znaczy.

silverado napisał/a:
Ja wiem co czujesz, wiem, że jestes młody i chciałbyś sobie "normalne" życie ułożyć..... ja tez chciałbym, by osoba która obok mnie śpi myślała o mnie gorąco i namiętnie. Niestety tak nie jest i ani ja i Ty nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić.


Ależ owszem, że możemy - możemy próbować. Próbować do skutku albo do ostatniej szansy. I nie mówię tu o wiciu się jak węgorz, kombinowaniu, błaganiu, ale o próbie naprawiania tego, co jest złe, uczestniczeniu w takim forum, modlitwach itd. Przede wszystkim poprzez pracę nad sobą, normalizowanie relacji z drugą osobą.

Nie znam Ciebie osobiście, ale jeśli żona tak na Ciebie reaguje, to możesz przynajmniej próbować: chodzić na siłownię, zrobić sobie kaloryfer, opalić się, używać podobających się jej zapachów, może też otaczać się pięknymi młodymi kobietami (żeby widziała, że one są zainteresowane - wiele kobiet chyba zaczyna się interesować dopiero, jak zauważy zainteresowanie innych kobiet), nauczyć się czegoś nowego, trochę pograć jej pragnieniami.

Przed wyprowadzką udawało mi się ją rozpalić, spędzić fajne chwile, też może trochę manipulować (nie patrzcie na to jak na coś tylko złego - nie było w tym żadnych złych intencji). Może właśnie dlatego odeszła i zerwała kontakt - może bała się, że może wrócić, zmienić zdanie, dać się ponieść chwili ze mną. Podobno na parę dni przed wyprowadzką była jeszcze szansa. Ale to też pokazuje, że słabo ją zachęcałem do pozostania ze mną, zaniedbałem siebie i ją. Gdyby widziała pewne moje starania, może nie wybrałaby tego gościa, który swoją drogą w paru kwestiach nie dosięga mi do pięt.

silverado napisał/a:
Jak to mówią angole- face it!!!

przepraszam, ostro, ale taka prawda.


I am facing it every day.

Co ma być, to będzie. Może to moja wada, ale myślę o sobie jak o kimś, kto nie poddaje się w najtrudniejszych chwilach. Od 3ch miesięcy jestem sam (chociaż rodzina i przyjaciele są ze mną), pracuję nad sobą, szukam wyjścia z sytuacji i jestem gotowy na chyba prawie każdą ewentualność. Mogę czasem zwątpić, ale póki jest szansa to jej nie przepuszczę. Za dużo razy moje lenistwo lub opieszałość powodowały, że różne rzeczy przechodziły mi koło nosa.

Dlatego też jestem tutaj - chcę wykorzystać tę szansę i czerpać z Waszego doświadczenia (wiem, to egoistyczne), chcę się rozwinąć duchowo, stać się też lepszym katolikiem, nauczyć się być prawdziwym mężem, może dostać drugą szansę.

To od nas zależy, czy się poddamy. I przez "poddanie się" nie chodzi mi o skupienie się na modlitwie, wręcz przeciwnie. Póki wierzysz w coś, póki chcesz działać i działasz (chociażby modląc się), nie można powiedzieć, że się poddałeś. Co najwyżej poddałeś się Bogu, losowi, ale nie zostałeś jeszcze pokonany.

--

Silverado, a kwiaty nie pomagają? Jakieś inne zajęcia, które mogłyby żonę zainteresować też nie? Nie mówię o tym, że jeśli interesowała się szydełkowaniem, to Ty też powinieneś. Ale może jesteś jej w stanie jakoś zaimponować (nie na siłę - przede wszystkim skup się na sobie)? Pamiętam, że w wielu momentach mojego małżeństwa (i przed też) takie właśnie rzeczy imponowały mojej żonie. Po ślubie zaczęła je tępić (może w obawie przed tym, że jakaś inna kobieta się mną zainteresuje, a kręciło się ich trochę).

Stawianie czemuś czoła to coś innego niż poddawanie się.

[ Dodano: 2014-01-16, 08:44 ]
Kochani, forumowiczki i forumowicze, proszę Was o radę. Co mogę jeszcze zrobić?

Czy modlitwa / rekolekcje / 12 kroków to jedyne, co mogę zrobić (wiem, że to i tak bardzo dużo), a potem tylko czekać na rozwój wydarzeń? Nie chciałbym robić nic pochopnie, a Wy macie dużo więcej doświadczeń z tym, co może coś dać i wiecie, co da przeciwny efekt.

Dziękuję.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8