Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozwod i "dobre rady"
Autor Wiadomość
misio312
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-12, 18:19   

mallgos napisał/a:
Przepraszam jeśli urażę swoimi słowami, bo nie taki cel one mają, ale pozwolisz, ze wyrażę swoją opinię. Jak dla mnie to stwierdzenie nieważności małżeństwa to takie "targowanie się" z Bogiem. Miałam takie momenty, gdy też o tym myślałam, ale jakby tak rozsądnie popatrzec to małoktóre małżeństwo jest zawarte tak w pełni świadomie. Czy my wiemy na co się "piszemy", ile łez przyjdzie nam wylać, ile ran goić, ile rozczarowań, zawodów, zakrętów przyjdzie nam przeżyć. Pobieramy się z różnych powodów i zakładamy, że przejdziemy razem przez zycie w miłości, a życie jest życiem.


A co powiesz o sytuacji, kiedy dwójka zupełnie niedojrzałych osób (powiedzmy w wieku 18 lat, żadnych trudnych doświadczeń, powierzchowne spojrzenie na życie, ale zakochani po raz pierwszy w życiu) wzięło ślub. Nie wiedzieli nawet za bardzo, co to miłość. Albo ona zaszła w ciążę mając 16 lat, on miał 17, rodzina naciskała na ślub. Czy to jest targowanie się z Bogiem? Owszem, nikt nie wie, co go czeka, ale jednak są chyba sytuacje, które zmuszają małżonków do stwierdzenia, że to była bardzo pochopna i niedojrzała decyzja, czasem jeszcze podkuta błędnymi wyobrażeniami o małżeństwie, jego trwałości, obowiązkach małżonków, życiu po ślubie...

Wybacz, ale po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że można każdą taką sytuację potraktować jak wykorzystywanie kruczka prawa kanonicznego (bo tak to w zasadzie może wyglądać), stworzonego wbrew Bogu. Owszem, idealnie by było, żeby wszystkie przeszkody do zawarcia małżeństwa znajdować jeszcze przed ślubem i uniemożliwiać ludziom ślub w takiej sytuacji. Niestety to nierealne. A nawet może się okazać, że takie małżeństwo zawarte w sposób nieważny mogło się rozwinąć mimo wszystko i stać się pełnoprawne i pełnowartościowe. I co wtedy?

Bóg Bogiem, ale małżeństwa zawieramy tu na ziemi i czasem robimy to błędnie, pewnie nie tak, jak Bóg tego chciał. A unieważnienie kościelne też nas przed Bogiem z niczego nie zwalnia, a jedynie pozwala tu na ziemi być traktowanymi tak, jakbyśmy nie złamali zasady nierozerwalności małżeństwa. Jeśli kłamstwem doprowadzimy do tego, że sąd biskupi uzna, że małżeństwo jest nieważne, to moim zdaniem "przed Bogiem" wciąż jest ważne, a jedynie okłamujemy innych ludzi. I jestem sobie w stanie wyobrazić odwrotną sytuację - przed Bogiem małżeństwo może nie być zawarte ważnie, ale sąd biskupi może się upierać, że było. Powiedzmy, że do takiej sytuacji może doprowadzić kłamstwo współmałżonka - co wtedy?

Wybaczcie, jeśli gadam głupoty, ale może czasem trochę wątpię w instytucję małżeństwa ze względu na osobistą sytuację. Mam nadzieję, że to, co przedstawiłem wyżej, jednak trzyma się kupy. Chętnie się dowiem, jeśli wg. Was tak nie jest. Chciałbym, żeby małżeństwa były przez wszystkich traktowane poważnie, i żeby każdy dojrzale podchodził do decyzji o ślubie, ale niestety tak nie zawsze jest (nie mam żadnych danych na poparcie tej tezy niestety).

mallgos napisał/a:
Wydaje mi się, że jeśli chcecie ubiegac się o stwierdzenie niewazności to powinna to być wasza wolna decyzja, bez warunków.


Tutaj generalnie się zgadzam, ale to może mieć formę szantażu (oczywiście nie koniecznie tak nazwanego). Współmałżonek może "zasugerować", że zezna jakąś nieprawdę i utrudni (lub uniemożliwi) uzyskanie formalnego unieważnienia małżeństwa, a chce rozwodu. Dla jednej osoby w przypadku rozpadu małżeństwa większe znaczenie ma unieważnienie ślubu kościelnego, a dla innej rozwód, więc to może niestety wykorzystać.

Ale z drugiej strony sądy biskupie, z tego co mi wiadomo, oczekują najpierw rozwodu cywilnego i są niechętne unieważnianiu małżeństw kościelnych, które nie mają rozwodu. Fair czy nie, może kierują się zasadą, że nie ma takiego sensu podważać ważności czegoś, co jeszcze funkcjonuje, przynajmniej na papierze.
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-12, 20:54   

Misio

ja nie upieram się, że tylko moje zdanie jest słuszne, moje jest moje a twoje jest twoje, a strony zainteresowane i tak podejmą własną decyzję, niezależną od naszych opinii. Nauczyłam się w całym tym swoim "bagienku", że każdy człowiek ma swój punkt widzenia.
Rozwinę też nieco swój a propos twojej wypowiedzi. Mi się wydaje, że nie ma takiej możliwości, by ta decyzja była w pełni dojrzała, bo przysięgamy na dobre i złe, ale nie wiemy czym będzie to złe i jak wiele przyjdzie nam znieść.
Jeśli patrzymy pod kątem nierozelwalności to chyba trzeba uwzględnić (niestety):
- zdradę
- obojętność
- odmienność charakterów i poglądów
- problemy finansowe
- choroby
itp
Czym jest małżeństwo???
na pewno trzeba się starać, ale jak bardzo i jakim kosztem, jak wiele trzeba udźwignąć i czy ta druga strona nie przyzwyczai się zbytnio do tego naszego znoszenia?

To co teraz napiszę nie będzie zgodne z formułą tego forum, ale znam realnie pary, które w drugich związkach odnalazły szczęście. Bardziej doświadczone unikają sytuacji, do których w pierwszych związkach dawały sobie prawo. podkreślają, że drugi raz już nie chcą w życiu rewolucji. No właśnie - gdyby w tym pierwszym chciały zaprzestać pewnych działań pewnie też byłoby ok.
Ja nie jestem teologiem, sama przeszłam przez rozwód, na który wyraziłam zgodę, choć wolałabym innego rozwiązania, ale ... zabrakło siły, motywacji.
Mąż teraz szczęśliwy, widać to po nim, nie chcę już ingerować w jego świat, próbowałam wiele razy - ale efekt odwrotny od zamierzonego.
Albo cud Boży, albo życie bez męża.
Wiem, że nawet teraz nie jestem w stanie powiedzieć czy dojrzałam do małżeństwa, bo nie wiem co mnie jeszcze w życiu spotka i jak ja na to zareaguję.
Co to jest dojrzałość???
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-12, 21:14   

mallgos napisał/a:
To co teraz napiszę nie będzie zgodne z formułą tego forum, ale znam realnie pary, które w drugich związkach odnalazły szczęście.


Mallgos, zadaniem forum nie jest ukrywanie prawdy.
Oczywiście, że są takie drugie związki. Tylko, że są to związki osób niewierzących.
Osoba wierząca nie ma szans być szczęśliwą w drugim związku, ponieważ sumienie, wiara jej na to nie pozwoli.
Dla osoby wierzącej stojącej przed wyborem: drugi związek czy Bóg - jest tylko jedno wyjście. I dobrze wiesz jakie. :-D

A tamto ich szczęście?
Ludzkie, niepewne i trwające bardzo często krótko - nawet tu na ziemi.
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-12, 21:32   

Tak wiem, wiem tez że Bóg ma taką moc, by poruszyć sercami współmałżonków, by napełniły się miłością, czemu tego nie robi, na pewno ma swój powód, a nam należy się pogodzić z Jego wolą, nie dociekać, a wierzyć, że idzie to ku dobremu.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8