Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Recepta na szczęście w małżeństwie
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-19, 02:00   Recepta na szczęście w małżeństwie

cz.I materiałów:
http://www.kryzys.org/arc...?t=4835&start=0
===========================================================

Bo on jest chłopem!

Rozmowa z Jadwigą i Jackiem Pulikowskimi – autorami poradników dla małżonków, rodzicami trójki dzieci, zaangażowanymi w działalność Duszpasterstwa Rodzin i pracę w Poradni Rodzinnej w Poznaniu.

Jak dużo nieporozumień między małżonkami wynika nie z rzeczywistego problemu, ale z różnego postrzegania świata przez nich?

Zdecydowana większość. Trzeba jednak mieć świadomość, że jest to absolutnie normalne. My się po prostu na każdym kroku różnimy – w oczekiwaniach, w sposobie realizacji tych oczekiwań, w pracy, w rytmie działania, w odpoczywaniu nawet – we wszystkim się różnimy. Wobec tego na każdym kroku możliwy jest konflikt, nic na to nie poradzimy.

Ale młodzi ludzie, wchodząc w związek małżeński, na ogół nie tak wyobrażają sobie wspólne życie. Mają raczej przekonanie, że oni na pewno nie będą się kłócić, że u nich będzie idealnie…

I to jest właśnie głupota kultury, w której żyjemy. Kultura wmawia nam, że jesteśmy tacy sami, a kiedy okazuje się, że jesteśmy jednak różni, to kultura podpowiada: „Rozwiedźcie się, bo po co macie się męczyć całe życie”. Nie ma dwóch takich samych ludzi, a już z definicji kobieta i mężczyzna nie mogą być tacy sami. Z niezrozumienia tego prostego faktu bierze się ogrom niepotrzebnych napięć, oczekiwań. „On miał być taki jak ja, a okazał się inny”, „ona miała być taka jak ja, a okazała się inna”. I proszę uwierzyć, z 30 lat naszych rozmów z małżeństwami wynika, że wszystkie pretensje kobiet można zamknąć w jednym zdaniu: „Mój mąż jest chłopem, a nie kobietą!”. Oczywiście one to inaczej przedstawiają: „On w ogóle nie czuje, a ja czuję, on inaczej tęskni, inaczej chce odpoczywać, on robi wszystko źle, bo nie tak jak ja”. Oczywiście w drugą stronę mamy symetryczne odbicie: „Panie, tłumaczę jej jak krowie na rowie, a ona ryczy i ryczy, a ja jej tłumaczę, że to nie ma sensu, że traci płyny i sole mineralne z organizmu, a ona dalej ryczy…”.

Skąd się wzięło to wmawianie nam, że jesteśmy tacy sami, że różnice są tylko wytworem kultury? Po co nam to zacieranie różnic?

To jest pytanie, na które większość czytelników nie uzna odpowiedzi. Otóż, wydaje się to działaniem programowym. Od ponad 200 lat trwa „buntowanie” kobiet przeciwko mężczyznom i... jest to celowe. Kobiety zaczynają wypełniać funkcje męskie. I nawet jeśli wypełniają je nie gorzej niż mężczyźni, co jest oczywiście możliwe, bo są bardziej zdeterminowane, żeby osiągnąć sukces, to i tak, im więcej „wygrywają” w karierze, tym bardziej są przegrane. Bo człowiek może być szczęśliwy tylko wtedy, kiedy żyje w zgodzie z własną naturą, planem Stwórcy. A planem Stwórcy dla kobiety jest matkowanie, a dla mężczyzny – ojcowanie. A teraz kobiety chcą być ważne przez ojcowanie i nawet, jeśli osiągają nieraz spektakularne sukcesy, odchodzą od swojej natury i są ptaszkami w klatce. A powinny się słusznie zbuntować i powiedzieć: „Zacznijcie doceniać rodzenie dzieci i ich wychowywanie – bycie »kurą domową« to jest zaszczytny, najważniejszy dla rozwoju świata obowiązek”. Kobiety są naprawdę ważne, ale nie przez wykonywanie funkcji męskich.

Zaraz, zaraz, przecież kobieta może być i matką, i realizować się w pracy.

Wiele rzeczy da się połączyć, ale nie da się połączyć kariery bizneswoman w przemyśle zbrojeniowym ze szczęściem rodzinnym, bo to jest sprzeczne z naturą kobiety. Gdyby to była jeszcze bizneswoman w przemyśle farmaceutycznym ratującym życie człowieka, to tu jest nastawienie ku człowiekowi, naturalne dla kobiety…

Bez przesady, dzieci idą do przedszkoli, szkół, a kobiety mogą się realizować zawodowo…

Świetnie, niech robią to. Tylko zawsze jest pytanie: co jest na pierwszym miejscu? Jeśli dla matki dzieci są tylko dodatkiem do kariery, to dzieci stracą na tym i ona straci. Oczywiście są kobiety realizujące swoje macierzyństwo w inny sposób, jak np. Wanda Błeńska – poświęcając się trędowatym.

Są oczywiście kobiety, które nawet gdy idą do pracy, to i tak sercem są w domu, ale są także i takie, u których to zamknięcie w domu rodzi frustrację.

Każdy ma jakieś oczekiwania. Ich spełnienie daje mu albo zadowolenie, albo niespełnienie – frustrację. Jeżeli oczekiwania są zgodne z planem Stwórcy, to ich spełnienie jest drogą do szczęścia. Ale jeżeli te oczekiwania są wynaturzone, to ich spełnienie (choć człowiek o tym nie wie) daje tylko złudzenie szczęścia. Wielu z nas ma oczekiwania, które nie pochodzą wprost z naszej natury, ale są tylko nakładką kulturową. Właśnie oczekiwania kobiet, które nie wyobrażają sobie, by mogły nie pracować zawodowo, i ich stwierdzenia, że: „Będę ważna tylko wtedy, kiedy będę zarabiać i kiedy będę miała prestiżowe stanowisko” są taką właśnie kulturową nakładką. Gdyby kobieta pozostająca w domu z dziećmi była szanowana w naszej kulturze, gdyby to dawało jej prestiż o wiele większy niż praca zawodowa, gdyby przez to czuła się ważna, to nie byłoby takiego pędu do podejmowania pracy zawodowej. I na tym powinien polegać prawdziwy bunt kobiet: „Doceńcie naszą pracę w domu!”.

Może jednak praca kobiet poza domem służy temu, że mężczyźni ją docenią, bo teraz o wiele częściej niż kiedyś muszą sami ją podejmować?

Mogłoby tak być, gdyby kobiety same nie blokowały wiedzy o trudzie bycia w domu.

To znaczy?

To znaczy, żeby wyjeżdżając, nie zostawiały słoiczków z jedzeniem podpisanych na wieczku, majteczek poukładanych w stosikach… Jesteśmy jednak ludźmi rozumnymi i nie trzeba filozofa, żeby zobaczyć, jak bardzo sensowny jest podział ról, w którym lepiej pewne rzeczy robią kobiety, a inne mężczyźni. Układ, w którym jest pełna wdzięczność dla mężczyzny za to, co robi dla domu, i dla kobiety za to, co robi dla domu – to jest ideał.

Dlaczego nie możemy więc go osiągnąć? Czyż nie dlatego, że dar, jaki składają kobiety, jest niezbyt dojrzale przyjmowany przez mężczyzn, jest przez nich niedoceniany?

Tak, ten dar jest niedoceniany i wynika to ze stanu świadomości mężczyzn. Mężczyzna funkcjonuje tak, jak mu rozum każe. Co jednak robią mamusie z mężczyznami: piorą im gacie, skarpety, szykują obiadki, podają do stołu, nawet gdy mają 40 lat i mieszkają z rodzicami. Skąd on ma wiedzieć, że opieka nad domem to też ciężka praca.

Dlaczego tak się dzieje?

To jest niestety również efekt wycofania się mężczyzn z wychowania, w imię zasady: ja zarabiam, ty wychowujesz. I o ile w stosunku do małych dzieci to nie ma tak wielkiego znaczenia, o tyle przy dzieciach dorastających to jest tragedia. Bo dziecko powinno dorastać zarówno pod okiem matki, jak i ojca. I to zarówno chłopak, jak i dziewczyna.

A jak w procesie wychowawczym uczyć szacunku do drugiej płci, jak pokazywać różnice, ale nie jako coś złego, tylko jako możliwość obdarowywania siebie nawzajem?

Rozróżniając wychowanie chłopców od wychowania dziewcząt. Dziś tego nie ma. A czy jest przepis, który zabrania wpisać w dzienniku najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Czy jest zakaz wpuszczania do klasy najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Oczywiście że to jest możliwe, trzeba mieć taki pomysł i trzeba go zrealizować. Któryś z księży opowiadał, że gdy pewnego razu dzieci przyszły na religię, otworzył drzwi do salki, a tu pierwszy wpada tabun chłopaków. A on mówi: „Panowie, panowie, wychodzimy, wracamy, wpuszczamy najpierw dziewczynki, to są przecież przyszłe mamusie”. A nam niestety brakuje pomysłu na wychowanie chłopców i dziewcząt. Natomiast dziewczynki w pierwszej klasie siedzą na ogół grzecznie w ławkach, chłopcy się wiercą, kręcą, poszturchują. Co robi nauczycielka? Mówi: „Popatrzcie, jakie dziewczynki są grzecznie!”. I dziewczynki w tym momencie stają się wrogami chłopców, są znienawidzonym przykładem, bo oni nie są w stanie tak grzecznie usiedzieć. One na przerwę wychodzą i stoją w kąciku, a oni wybiegają, jak huragan i… dostają uwagę do dzienniczka. Syn Janek dostał kiedyś uwagę do dzienniczka: „Jaś kopnął piłkę na WF-ie”. Byliśmy oburzeni jako rodzice. Nie zauważa się, że dziewczynki wywołują niechęć chłopców, bo potrafią być grzeczne. I przez nie chłopcy też muszą się tak zachowywać. W okresie dorastania też nie jest lepiej. Dziewczynki dojrzewają wcześniej, więc patrzą na chłopaków 3-4 klasy wyżej, a wtedy rówieśnicy obrażają się, bo są odrzucani i czują się nic nie warci. To jest źródło antagonizmu. Trzeba to łagodzić.

Więc co, osobne klasy?

To dobre rozwiązanie. Szczególnie w okresie dorastania. Nie trzeba się przed sobą popisywać.

A wychowanie w domu? Tutaj koedukacja jest przecież czymś naturalnym.

Niekoniecznie. W domach, niestety, brakuje normalności, głównie z tego powodu, że jeżeli już jest rodzeństwo, to jedna siostra lub jeden brat. Natomiast, gdyby było tych dzieci więcej, to byłoby możliwe docieranie się.

Czy rodzice powinni jednak inaczej wychowywać chłopców i dziewczyny? A może wychowywać tylko chłopców, bo dziewczyny, jak się urodzi dziecko, to i tak będą miały błyskawiczny kurs wychowania.

Zgadza się. Kobiety są w lepszej sytuacji, mają biologiczny przymus zajęcia się dzieckiem, jak już je urodzą. Choć oczywiście mogą je odstawić, oddać mamusi, opiekunce, niańce i robić karierę. Nie ma jednak drugiej takiej sytuacji, która daje tak duże możliwości pracy nad własnym egoizmem, jak pochylanie się nad rodzonym dzieckiem.

A co z chłopakiem?

Chłopak nie ma takiej biologicznej siły, musi rozumem wybrać rolę fascynującą i wtedy w nią wchodzi. Trzeba mieć więc wizję, do czego chłopaka wychowywać.

Do czego, więc?

Przede wszystkim do odpowiedzialności. Znam skutki i ponoszę konsekwencje. Przykład ojca jest tu kluczowy. Poza tym mężczyzna funkcjonuje dobrze wtedy, gdy ma biznesplan. Teraz chłopcy w wychowaniu nie mają niestety biznesplanu. I na dodatek wykreślono ze słownika najważniejszy element wychowania – samowychowanie. Chłopcy w ogóle nie wiedzą, że mają się sami wychowywać. A oni muszą wiedzieć, że mają mieć swoją strategię samowychowania, że to im służy i się opłaci.

A ponieważ nikt od nich tego nie wymaga, w efekcie przestają być męscy…

A powinni zapragnąć być mężczyznami. Trzeba przedstawiać im piękny wzorzec. Tak, żeby mogli powiedzieć: „Kurcze, ja też tak chcę. Nie chcę być Piotrusiem Panem, ani elegancikiem przed lustrem, nie chcę udawać maczo, nie jestem playboyem. Chcę być facetem z krwi i kości”. I ten wzorzec na szczęście mamy.

Czyli?

Jan Paweł II pisał w adhortacji Familiaris Consortio (1981), że męskość to przede wszystkim odpowiedzialność, mężczyzna jest odpowiedzialny za sprawiedliwy rozwój wszystkich członków rodziny. Jakbyśmy to rozebrali na części pierwsze: co to jest rozwój sprawiedliwy? Rozwój ku pełni człowieczeństwa, ku świętości, ku pełnej wolności, czyli wybierania dobra i odrzucania zła, bez względu na podpowiedzi ze świata, pobudzenia ciała itd. Do pełnej wolności, czyli zdolności wyboru dobra. Mężczyzna ma pilnować, żeby ku temu zmierzała rodzina, to on ma pilnować, żeby żona się nie zagubiła w sektach, w horoskopach itd. Dzieci podobnie, on ma wytyczać ich drogi rozwoju. Papież pisze „poprzez” i wymienia cztery punkty: odpowiedzialność za życie poczęte, udział w wychowaniu, pracę zawodową, ale z dodatkiem „służącą rodzinie”, i przykłady dojrzałej postawy chrześcijańskiej.

Facet, który tych funkcji nie wypełnia, jest facetem dysfunkcyjnym, to jest wpisane w ojcostwo. Oczywiście ksiądz jest także ojcem, np. dla parafii. Realizując ten wzorzec męskości, mężczyzna stwarza poczucie bezpieczeństwa. Gdyby mężczyźni na świecie zaczęli być odpowiedzialni za swoje działania seksualne, to byłby raj na ziemi, wszystkie patologie zginęłyby ze świata, łącznie z feminizmem. Nie byłoby pornografii, antykoncepcji, klinik aborcyjnych, panienek dookoła miast, nie byłoby przestępczości seksualnej, rozbitych rodzin, źle wychowanych przez ulicę dzieci. Gdyby tylko tę pierwszą funkcję mężczyźni przejęli.

To wróćmy teraz do wychowania dziewczynek.

Oczywiście, mają być wychowywane do matkowania. Sprawa jest dość prosta – będą dobrze wychowane, jeśli matka jest szczęśliwą kobietą.

Co to znaczy być szczęśliwą kobietą, może niektóre będą szczęśliwe, jak podrzucą dziecko babci?

Szczęście to nie brak zmęczenia. Szczęście jest wtedy, kiedy kobieta wie, że nie jest sama, że ma zaplecze w opiece i wychowaniu dziecka i czuje się kochana. Może być wtedy nawet zmęczona. Choć oczywiste jest, że ona również potrzebuje czasu dla siebie, zadbania o siebie, wyjścia do fryzjera. Prawdziwa frustracja jest wtedy, kiedy mąż ją zostawia ze wszystkim samą. Kiedy nie może z nim o tym porozmawiać.

Rozmowy małżeńskie też bywają źródłem konfliktów…

Bo małżonkowie muszą wiedzieć, że w zupełnie innym celu mówi kobieta, a w innym mężczyzna. Jeśli tego nie wiedzą, to będą niezadowoleni z rozmów. Kobieta mówi po to, żeby przekazać stan emocjonalny, w którym się znajduje, i dla niej jest normalne, że musi opowiedzieć o wszystkich emocjach, które ją dziś spotkały, w pracy, przy dziecku itd. Dla kobiety jest na przykład normalne, że mówi mężowi, że go kocha, jeśli akurat jest w takim stanie, bo np. dostała kwiaty czy sukienkę. Ona tak się dobrze czuje i musi to powiedzieć. On natomiast mówi po to, żeby przekazać informację. I dla niego nie jest normalne, żeby mówić żonie pięć razy, że ją kocha. On jej powiedział przed ślubem, przekazał informację i jeżeli nic się nie zmienia, to znaczy, że nadal tak jest.

Ale dla niej jest ważne, żeby to jednak usłyszeć.

No właśnie, i żeby móc to przeskoczyć, to on musi się dowiedzieć, że jak on mówi żonie: „Kocham cię”, to jej jest dobrze, spełnia to jej ważną potrzebę i dzięki temu ona będzie lepiej funkcjonować. Kobiety myślą natomiast, że on to powie z własnej potrzeby, tak jak one, i nie mogą zrozumieć, dlaczego on tego nie robi. Czyli mężczyzna może traktować kobietę dobrze, jeżeli rozumie, jakie są jej potrzeby. Jeżeli ona mu je przekaże.

Ale kobieta chce, żeby on sam się domyślił.

I tu jest problem, bo kobieta myśli, że jakby kochał, to by się domyślił. I rodzą się pretensje: „Sam powinieneś wiedzieć!”.

Czyli blokadą w dochodzeniu do siebie i byciu szczęśliwym jest nieumiejętność komunikowania się?

Jeśli ona zakomunikuje o sobie, jakie ma pragnienia, to on to uwzględni i będzie częściej mówił jej, że ją kocha, mimo że sam nie ma takiej potrzeby. Jeśli jednak ona nie powie nic, to on będzie przykładał własną miarkę: „Jak będę miał potrzebę, to powiem, że cię kocham, ale nie mam takiej potrzeby, bo już raz to powiedziałem”.

Trzeba więc wychodzić naprzeciw oczekiwaniom współmałżonka, żeby było dobrze w małżeństwie?

Wchodzi się w małżeństwo nie po to, żeby spełniać swoje potrzeby, bo to jest egoizm, ale po to, żeby spełniać godziwe potrzeby współmałżonka. A to jest miłość.

Wtedy jednak muszę wiedzieć, że współmałżonek ma inne potrzeby niż moje, inaczej funkcjonuje, czego innego chce. Nie jest mną.

No właśnie, i trzeba się starać poznać te – inne niż moje – potrzeby. Ona nie może więc zakładać, że on powinien to wiedzieć. Bo tak jej głupia kultura przekazała. To jest kompletny klincz. Czy kultura przekazuje, że kobiety mają opowiadać „bajki o sobie”, a oni mają tego słuchać jak najprawdziwszej prawdy? Kultura tego nie przekazuje. Kobieta jednak często myśli, że on jest taki sam, jak ona, tylko inaczej zbudowany.

Inną pułapką komunikacji jest to, że on potrzebuje argumentów, a ona mówi: „Ale ja tak czuję…”.

I właśnie argumentem jest to „uczucie” i facet musi to zrozumieć. Dla mężczyzny niestety odczucie nie jest argumentem, bo on tego nie czuje. Racjonalne i nieracjonalne lęki u kobiety trzeba likwidować, a nie tłumaczyć: „Głupia, nie powinnaś się bać, tu nie ma czego się bać”. Mężczyzna chce zrozumieć zachowania kobiety, co jest absolutnie niemożliwe, bo to go przerasta. Nie może tego zrozumieć, bo jej zachowania nie wynikają z przesłanek rozumowych, ale emocjonalnych.

Często sama kobieta tego nie wie…

Wiele kobiet na pytanie: „Dlaczego płaczesz?” nie odpowie, bo nie wie. Mężczyzna nie zrozumie zachowań kobiety, bo mogą wynikać np. z pogody, dnia cyklu. Może natomiast zrozumieć, że jej zachowania wynikają ze stanu uczuć, wobec tego nie musi zrozumieć zachowań, tylko wpłynąć na nie, zmieniając stan uczuć. Mąż może się nauczyć, kiedy płaczącą żonę należy przytulić, a kiedy najlepiej zejść jej z linii ciosu. Może się wyuczyć, że poważnych spraw nie załatwia się na dzień przed miesiączką.

Gorzej, jak pomyli czas, kiedy trzeba pocieszyć, a kiedy zejść z oczu…

Zawsze sprawdzają się neutralne teksty: „Wiem, że jest ci ciężko”, „Chciałbym ci pomóc…”.

Ależ to manipulacja!

To nie manipulacja, to pomoc żonie! Bo wtedy żona powinna pomyśleć: „Kochany chłop, ma dobre intencje, chociaż mógłby wymyślić coś swojego…”. Ale dużo kobiet mówi wtedy: „Tak to ja nie chcę”. A on nie potrafi się domyślić, bo tylko ona bez przeszkolenia zrozumie, że każdy płacz jest inny i znaczy co innego. Jeszcze głupie piosenki czy filmy podpowiedzą jej, że jakby kochał, to by się domyślił. Gdyby kobieta wiedziała, że on się nie domyśli, to by opowiadała mu o sobie.

Więc trzeba mu mówić: „Dziś chciałabym dostać kwiaty, a za tydzień jest rocznica naszego ślubu, zabierz mnie na kolację”?

To jest dobry sposób na rozpoznawanie dróg, które zbliżają nas do siebie. Jeśli ona opowie, co jest dla niej ważne, to on za drugim, trzecim czy piątym razem zacznie się zachowywać tak, jakby wiedział, o co chodzi.

Albo powie: „Znowu masz do mnie pretensje, bo tego nie zrobiłem”.

Innej drogi nie ma. Bo może on nie wie, że trzeba żonie okazywać uczucia, może nie doświadczył tego w domu. A my, zamiast komunikować wprost, próbujemy wymuszać na sobie zachowania. Kobieta potrafi wymusić na przykład płaczem. Te wymuszenia są jednak krótkotrwałe. Potem facet agresją wymusza coś na żonie. I te wymuszania wynikają z naszego egoizmu. Ale jeśli to zamienimy: „Czy możesz mi to sprezentować w swojej wolności, jest to dla mnie ważne, możesz nie rozumieć jak ważne. Jeśli to sprezentujesz, będę za to wdzięczna”. To jest uczciwy kontrakt. Niestety, na ogół nie umiemy siebie słuchać, rozmawiać ze sobą.

Nawet jeśli on coś zechce zmienić w swoim zachowaniu, to i tak pewnych rzeczy nie przeskoczy i po raz tysięczny zapyta, otwierając lodówkę: „Gdzie jest masło?”, mimo że będzie właziło samo w oczy.

Możemy się nad tym uśmiechnąć. Recepta ks. Fedorowicza: „Naucz się śmiać z siebie, a będziesz miał ubaw do końca życia” – jest tu jak najbardziej na miejscu.

To prawda, jesteśmy tak różni, że czasami porozumienie wydaje się sprawą beznadziejną…

Dobrze jest, kiedy zauważamy, że nie jesteśmy tacy sami i uczymy się śmiać z różnic. To jest o wiele lepsze niż wykorzystywanie ich do antagonizowania płci i wykazywania, która jest lepsza, a która gorsza. Takimi nas stworzył Pan Bóg. Równymi w godności, ale bardzo różnymi. Komplementarnymi.

rozmawiali:
Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB

http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2529
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-03-21, 00:23   

"Chrześcijańskie małżeństwo jest jaśniejącym znakiem na świecie!"

Siedem zwyczajów szczęśliwego małżeństwa

P. Johannes Lechner csj.

Wesele w Kanie Galilejskiej wprowadza nas w tajemnicę sakramentu małżeństwa. Nowożeńców nie znamy co prawda z imienia, ale wiemy, że na ich weselu była Maryja, a także Jezus i apostołowie. Podczas zabawy doszło do bardzo krępującej i zapewne nietypowej dla obfitującego w wino kraju sytuacji – mianowicie zabrakło wina.

Wstawiennictwo Maryi ma decydujące znaczenie dla cudu przemiany wody w wino, podobnie jak praca sług weselnych, od których Jezus wymaga bezwzględnego posłuszeństwa - nawet jeśli spełnianie Jego poleceń nie należy do ich obowiązków! Jezus każe im napełnić sześć 100-litrowych stągwi wodą, a problemem jest przecież brak wina…

Rozsądek podpowiada: „Potrzebujemy wina, nie wody!”. Jednak słudzy weselni wykonują polecenie. Aby napełnić stągwie kamienne aż po brzegi potrzeba dużego wysiłku i pracy – wodę ze źródła przynoszono 40 razy 15-litrowym wiadrem. Słudzy byli bez wątpienia wykończeni.

Kiedy dokładnie nastąpiło przemienienie? Tego nie wiemy. Ale sam efekt końcowy wprawia w zadziwienie: Nowe wino jest lepsze od tego, które serwowano na początku przyjęcia. Sam mistrz weselny nie może się nadziwić.

Wesele w Kanie przedstawia egzystencjalną sytuacje człowieka, a w szczególności pary małżeńskiej, w następujący sposób: Znajdujemy się gdzieś pomiędzy niedostatkiem a pełnią, między kruchością a mocą i chwałą. Odnosi się to zwłaszcza do miłości.

Ewangelia podkreśla znaczenie stągwi kamiennych. Jezus czyni te stągwie tak bardzo ważnymi, ponieważ to w nich to, co zwykłe i codzienne, przemienia się w coś cudownego. Cud przemiany wody w wino polega na przemianie, nie na stworzeniu czegoś z nicości. Potrzeba do tego ludzkiej współpracy… Chciałbym przywołać w tym kontekście siedem dobrych zwyczajów.



1. Sprawiać radość drugiej osobie

Szczęśliwi małżonkowie są dla siebie wzajemnie darem, ofiarowanym po to, by sprawiać ukochanej osobie małe i wielkie radości, a nie zmartwienia i ból. Brzmi to jak coś oczywistego, ale w praktyce okazuje się często bardzo trudne. Czy to co mówię i robię jest powodem do radości dla drugiej osoby? W tym wyraża się "amor benevolentiae" – miłość, która pragnie dobra. Uwaga zwrócona do drugiej osoby jest kluczem do jej serca.

Pewien młody mężczyzna wpadł na taki pomysł dla swojej narzeczonej: Kiedy była przez miesiąc na drugim końcu świata – na Światowych Dniach Młodzieży w Australii, zadbał on o to, aby każdego dnia narzeczona otrzymywała list i drobny prezent: począwszy od bardzo przydatnych chusteczek czy cukierków przeciw bólowi gardła, aż do kąpielowych sandałków i religijnych czytań. Każdego dnia jakiś niewielki prezent.

Przy takim pomyśle można puścić wodze swojej fantazji i kreatywności. Ten, kto do końca życia będzie pielęgnował w sobie taką uwagę dla drugiej osoby, osiągnie pełnię miłości.



2. Pielęgnować dobre zwyczaje i gesty miłości i przyjaźni

Zwyczaje, tradycje i gesty miłości umacniają związek, ponieważ czyny budzą uczucia i wyrażają intencje. Zaczyna się to już od sposobu, w jaki ludzie się witają. Kiedy mężczyzna wraca wieczorem do domu i najpierw wita się z psem, później z komputerem i telewizorem, a na końcu kieruje do żony takie powitanie: „Co jest dziś do jedzenia? Muszę się śpieszyć, bo mam później jeszcze jedno zebranie”, nie prowadzi to z pewnością do pogłębiania ich relacji.

Jedna z par małżeńskich podpatrzyła rytuał powitania swojego psa, który tak cieszył się z ich przyjścia, że skakał na nich z radości. Para ta sama zaczęła stosować tą formę wyrażania szczęścia i witała się podskakując – ku radości i rozbawieniu swoich dzieci.

Stworzony przez nas świat symboli i gestów, dzięki któremu widoczne czyny przypominają o będącej między nami miłości, jest czymś ogromnie ważnym. Do tego świata należy też zwyczaj mówienia komplementów, dzwonienia do siebie nawzajem, świętowania urodzin i rocznic…



3. Otwarcie i szczerze ze sobą rozmawiać

Szczęśliwi małżonkowie tworzą wokół siebie atmosferę, w której czują się bezpieczni i mogą być prawdziwie sobą; w której bez obaw mogą wyrażać swoje czucia, pragnienia, oczekiwania, problemy, frustracje, i wszystko, co im leży na sercu. Jakże wielka to łaska być przyjmowanym przez drugą osobę takim, jakim się jest – w swojej słabości i kruchości.

Pewne małżeństwo, świętujące swoje srebrne gody, zwierzyło mi się co było najpiękniejsze i najtrudniejsze w 25 latach wspólnego życia. Najpiękniejsze było to, że poprzez drugą osobę coraz bardziej odkrywali siebie i stawali się coraz bardziej sobą. Najtrudniejsze natomiast było pilnowanie samego siebie, by znając dobrze wady i słabości drugiej osoby, nie wykorzystywać tej wiedzy do zadawania jej ran.

To właśnie jednoczy i jeszcze bardziej łączy ze sobą parę małżeńską. Do zwyczaju dobrego słowa należą też dotrzymywane obietnice, które pogłębiają wzajemne zaufanie. Wywołują one uczucie: „Mogę liczyć na twoje słowo. Mogę na tobie polegać”.



4. Umieć rozmawiać w trudnych sytuacjach

Szczęśliwe małżeństwa znajdują w trudnych sytuacjach taki sposób rozmawiania, który pozwala im powiedzieć wszystko to, co chcą, a jednocześnie być do końca wysłuchanym i wspólnie rozwiązać dany problem. Podczas szczególnie konfliktowych dyskusji można np. umówić się tak, że głos ma osoba, która trzyma w dłoni pewien konkretny przedmiot. Po jakimś czasie przedmiot ten przechodzi do rąk drugiej osoby, która wtedy zabiera głos i przedstawia swoje racje.

Dowiedziałem się od jednej ze znanych mi par małżeńskich, że na szafkach nocnych mają postawione świeczki. Gdy pojawia się między nimi jakaś szczególnie trudna sprawa, o której ciężko rozmawiać, zapalają się świeczkę po stronie drugiej osoby. Wie ona wtedy przed pójściem spać, że pojawił się problem, o którym trzeba porozmawiać i zachęca do szczerej rozmowy. W wyniku tego łatwiej powiedzieć o przykrości, która się pojawiła.

Rozmowa pozbawiona przemocy jest prawdziwą, duchową drogą do nawrócenia się.



5. Zawsze zwracać się do drugiej osoby

Używając współczesnego obrazu możnaby powiedzieć: być zawsze dostępnym online dla drugiej osoby i nie odwracać się od niej. Szczęśliwi małżonkowie znajdują coraz to nowsze środki, by pozostawać w zjednoczeniu emocjonalnym. „Połącz się”! To tworzy prawdziwą atmosferę intymności.

Spojrzenia, gesty i czyny pokazują zainteresowanie drugą osobą. Przekłada się to na jakość wspólnego życia: „Ze wszystkich widzialnych rzeczy to ty jesteś dla mnie na pierwszym miejscu”! Wypływa z tego pragnienie, by wspólnie zajmować się tym, co obojgu sprawia radość: razem gotować i jeść, pić kawę, kieliszek wina wieczorem, razem chodzić na spacery, słuchać muzyki, filozofować, czytać Pismo Święte…

W ten sposób osoby pozostają zwrócone do siebie nawzajem. Jeden dobry czyn prowadzi do następnego. Jednocześnie też jedno zaniedbanie wywołuje następne. Wolność, dzięki której można całkowicie zwrócić swoją uwagę do ukochanej osoby, prowadzi do pełnej jedności. Na tym polega właśnie prawdziwa miłość małżeńska.



6. Razem tworzyć wizję wspólnego życia

Szczęśliwe małżeństwa ubogacają swój związek poprzez to, że wspólnie planują, dzielą się swoimi pomysłami i ukierunkowują wzajemnie swoje myślenie na te same cele.

Na ikonie autorstwa Andreja Rublevsa, która przedstawia Trójcę Świętą, można zobaczyć trzy postaci zwrócone do siebie twarzami jakby do rozmowy. Rozmowa przy stole Trójcy Świętej jest ratunkiem dla świata. Powinny nim być również rozmowy przy stołach chrześcijańskich rodzin i następujące po nich działania. Para małżeńska może bowiem odwiedzać chorych, pocieszać i pomagać nieszczęśliwym rodzinom, albo np. gotować dla młodej matki tuż po porodzie pierwszego dziecka…

Kiedy małżonkowie dzielą ze sobą wiele silnych doświadczeń, szczególnie w służbie dla Królestwa Bożego, również ich wewnętrzne zjednoczenie się umacnia. Dobre tego określenie znajdujemy w drugim liście św. Pawła Apostoła do Tytusa: „Albowiem okazała się łaska Boża, zbawienna wszystkim ludziom, ćwicząca nas, abyśmy odrzekłszy się niepobożności i świeckich pożądliwości, trzeźwie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując tej błogosławionej nadziei i objawienia chwały wielkiego Boga i zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa; który dał samego siebie za nas, aby nas wykupił od wszelkiej nieprawości i oczyścił sobie samemu lud własny, gorliwie naśladujący dobrych uczynków” (Tt 2,11-14).

Niezmiernie ważną przestrzeń wolności stanowi świętowanie niedzieli i innych dni świątecznych, podczas których można konkretyzować swoje pomysły i wizje, a także tworzyć wciąż nowe. W tym miejscu chciałbym powtórzyć za Maryją: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5)!



7. Wspólnie się modlić

Modlitwa jednoczy z Bogiem i z sobą nawzajem. W modlitwie człowiek otwiera się na Boga i doświadcza, że związek dwójki ludzi to jeszcze nie wszystko. Szczęśliwi małżonkowie wiedzą, że są otoczeni światem duchowym, który sprawia, że granice ziemskie i międzyludzkie staja się łatwiejsze do zniesienia. Doświadczenie granic w miłości może być pierwszym krokiem do odkrycia miłości, która jest nieskończona, wszystko przebacza i przetrzyma, jest wieczna.

Księga Tobiasza pokazuje, że Tobiasz i Sara modlą się razem zanim oddadzą się sobie cieleśnie (Tob 8,1-9). Jest to przepiękna modlitwa dziękczynienia za siebie nawzajem, za ten cudowny pomysł Boga, by stworzyć mężczyznę i kobietę.

Intymna relacja z Bogiem prowadzi do całkiem nowej intymności z ukochaną osobą. Jest to nowa relacja z jej sercem, która wyraża się w oddaniu całego siebie w darze podczas aktu seksualnego. To jest prawdziwe połączenie duchowości i seksualności w małżeństwie. Bóg nie jest rywalem, ale źródłem radości i płodności. Para małżeńska, która wspólnie się modli, trwa w zjednoczeniu i otrzymuje od Boga nieskończone łaski.

Te praktyczne wskazówki – siedem dobrych zwyczajów – wydają się być bardzo drobnymi szczegółami, są jednak cenne i niezbędne jak woda. Ten, kto żyje według tych zasad, będących w zasięgu ręki dla każdego, jest jak sługa wykonujący polecenia Jezusa. Będzie mógł obserwować jak „stągwie kamienne” napełniają się aż po brzegi, a Jezus przemienia wodę w drogocenne wino Jego łaski, miłości i życia w pełni.

„Walki małżeńskie” natomiast zostaną takim ludziom zaoszczędzone. Czasami stajemy przed wyzwaniem by praktykować te siedem rad niemal bez końca – musimy być jak słudzy weselni, którzy nieustannie musieli biegać do źródła i nosić wodę aż stągwie się napełniły. Ale smak nowego wina, które podarował im Jezus, wynagradza te trudy i napełnia wielką radością. Dlatego chciałbym wezwać was wszystkich: „Napełnijcie stągwie kamienne; Jezus napełni wasze serca Bożą Łaską”!

***

Tekst został nieco skrócony przez redakcję.

Źródło: www.europe4christ.net

http://www.milujciesie.or...malzenstwa.html
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-04-11, 23:11   

Katecheza: Małżeństwo pod panowaniem grzechu
o. Janusz Dyrek CSsR

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=25498
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-01, 18:51   

"Święty seks!”

Współżycie seksualne małżonków katolickich jest czymś radykalnie odmiennym od tego, co w tej dziedzinie oferuje i jak ją rozumie współczesny świat. Taką tezę stawia Gregory Popcak, autor książki „Święty seks!”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Światło-Życie.

Owa odmienność „katolickiego” współżycia nie polega bynajmniej - jak podkreśla Popcak - na ograniczaniu się czy na dystansie do zmysłowości. Wręcz przeciwnie. „Małżeństwa chrześcijańskie nie tylko mogą doświadczać życia seksualnego, jakie mogłoby przyprawić o zazdrość najbardziej wybrednych pogan – godny uwagi jest fakt, że chrześcijanie żyjący w małżeństwie w zasadzie otrzymują od Boga nakaz, by tak było” – stwierdza autor książki.

„Święty seks!” to przewodnik ukazujący sens i znaczenie współżycia seksualnego w świetle etyki katolickiej. Zawiera też omówienie najczęstszych problemów zdarzających się w małżeńskim życiu seksualnym i wskazuje drogi ich rozwiązania. Pokazuje jak kształtować współżycie seksualne, by zajęło ono należne mu ważne miejsce w życiu małżeńskim i dzięki temu budowało relację męża i żony.

W „Świętym seksie!” możemy przeczytać zarówno o duchowym znaczeniu aktu małżeńskiego jak i znaleźć szczegółowe uwagi na temat plusów i minusów rozmaitych pozycji współżycia czy uwarunkowań w osiąganiu orgazmu. Można w książce przeczytać i o sakramentalnym sensie pożycia, i np. o problemach z erekcją. To wszystko tworzy spójną całość, dobitnie pokazując, iż to co duchowe może istnieć w doskonałej harmonii z tym, co cielesne.

Autor książki Gregory Popcak jest amerykańskim doradcą małżeńskim, ekspertem w poradnictwie pastoralnym, szczególnie w zakresie zaburzeń afektywnych (depresja, niepokój) oraz problemów małżeńskich i rodzinnych. Jest założycielem i dyrektorem wykonawczym Pastoral Solutions Institute oraz autorem ośmiu popularnych książek integrujących wiarę chrześcijańską z poradnictwem psychologicznym. Regularnie publikuje artykuły bądź prowadzi kolumny w kilku czasopismach.

http://rodzina.wiara.pl/doc/871873.Swiety-seks
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-10, 19:31   

Razem czy osobno?
dr Jacek Pulikowski

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=26199
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-24, 13:23   

Eucharystia źródłem i mocą małżeństwa i rodziny
ks. dr Andrzej Pryba MSF- adiunkt w Zakładzie Teologii Moralnej i Duchowości Wydziału Teologicznego AM w Poznaniu

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=26372
 
 
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-02, 07:57   

Małżeństwo – sakrament wspólnego życia




Nie tylko ślub kościelny

Czas dla rodziny, wspólny odpoczynek, oderwanie się od pracy, codziennych obowiązków i rutyny - to świetna okazja, by uświadomić sobie, jak wielkim darem Bożym jest dla człowieka małżeństwo i rodzina.

Sakrament małżeństwa to nie tylko ślub kościelny, czyli półgodzinny, uroczysty i podniosły obrzęd przy ołtarzu, w którym uczestniczą przepięknie ubrani państwo młodzi, świadkowie, ksiądz i liczne grono rodziny, goście weselni, znajomi, nie licząc kamerzysty, fotografa czy specjalnie na ten moment zamówionej orkiestry. Ślub jest tylko początkiem małżeństwa, momentem zawiązania sakramentu, który od tej chwili trwa, obowiązuje i działa aż do końca życia.

Nie tylko w Kościele

Materią i tworzywem małżeństwa są osoby małżonków i ich wspólne życie. Uświęcone w małżeństwie jest więc właściwie wszystko: począwszy od współżycia, a skończywszy na wychowaniu dzieci, robieniu zakupów, rodzinnych wakacjach czy nawet - w pewnych okolicznościach - małżeńskich sprzeczkach. Niestety, zawężając w naszej świadomości działanie sakramentu małżeństwa tylko do obrzędu ślubu kościelnego, nie potrafimy wykorzystać ogromnego kapitału łaski, jaki daje do naszej dyspozycji Pan Bóg, by uświęcić i uszczęśliwić całe życie rodzinne.

Łaska sakramentu małżeństwa wymaga w sposób szczególny zaangażowania ludzkiej natury. Skoro ma ona owocować we wszystkich okolicznościach codziennego życia, to wymaga współpracy człowieka w każdej z jego dziedzin życia. Im lepszej jakości będzie nasz wkład, tym skuteczniej łaska będzie mogła go przemieniać i uszlachetniać. Im lepiej ukształtowane są osobowość i charakter małżonków, tym łatwiej będzie budować porozumienie i wspólnotę małżeńską. Chyba w żadnym innym sakramencie - może poza kapłaństwem - osobisty wkład człowieka nie jest tak istotny, jak właśnie w małżeństwie. Od ludzkiego przygotowania do małżeństwa, a potem od nieustannie podejmowanych wysiłków, zależy jakość, trwałość i szczęście we wspólnym życiu.

Miłość i akceptacja

Główną trudnością w budowaniu jedności małżeńskiej, a zarazem jej największą szansą i siłą napędową, są różnice między mężem i żoną. On jest mężczyzną, ona kobietą. Każdy wnosi do wspólnego życia to, co stanowi siłę i bogactwo męskości i kobiecości, ale także i to, co stanowi ich słabość. W ten sposób oboje wzajemnie się uzupełniają, ubogacają i wspierają.

Oczywiście, nie oznacza to jakiegoś dogmatyzmu w wyznaczaniu ról i przydzielaniu tradycyjnych sfer aktywności: dla kobiety kuchnia, pralnia i dziecięce łóżeczko; dla mężczyzny pozycja zawodowa, kanapa przed telewizorem i gazeta. Takie podziały dzisiaj nie mają racji bytu. Ale tym bardziej konieczne jest wzajemne rozpoznawanie zadań, obowiązków i swoich uzdolnień oraz sprawiedliwy i wielkoduszny podział kompetencji.

Niestety, obok mocnych i pozytywnych cech męskości i kobiecości, mąż i żona wnoszą do małżeństwa także i wady. Choć są przykre, to jednak wcale nie muszą pociągać za sobą niszczących skutków. Wręcz przeciwnie, mogą stać się jeszcze jedną szansą umocnienia jedności. Trzeba pogodzić się z realiami i wspólnie pracować nad tym, by z miłością i cierpliwością tworzyć z siebie ludzi, którzy chcieliby przeżyć razem całe swoje życie. Wtedy, gdy małżonkowie wspólnie pomagają sobie w przezwyciężaniu wad i trudności, gdy okazują sobie wzajemną akceptację, przebaczenie, solidarną pomoc w sytuacjach kryzysowych - ideał jedności małżeńskiej staje się rzeczywistością, z której mogą czerpać siły i radość życia.

Ku pełni człowieczeństwa

To wszystko buduje w małżonkach wzajemne zaufanie, wierność, otwarcie się na siebie, szczerość, intymność, przezwyciężanie ewentualnych barier, dzielenie swoich uczuć i przeżyć. Jednym z najskuteczniejszych narzędzi budowania jest rozmowa, dialog. Niestety, często sprowadza się on tylko do wypowiadania praktycznych uwag i wydawania dyspozycji. Jak ubogacające i twórcze byłoby przeniesienie go na poziom wyrażania opinii i poglądów natury ogólnej, np. podczas oglądania programów telewizyjnych. Jeszcze wyższym stopniem wtajemniczenia w sztukę rozmowy jest wyrażanie swoich najgłębszych uczuć i przeżyć, wreszcie dzielenie się samym sobą. Na tym etapie dochodzi do całkowitej "przezroczystości" człowieka, do pełni intymności: nie ma już żadnych zarezerwowanych tylko dla siebie sfer życia, uczuć czy myśli. Wszystko jest nasze, wspólne, tak samo twoje jak moje. To ideał jedności.

W osiągnięciu tego ideału bardzo pomaga wspólna modlitwa i stawanie razem w obecności Boga. Byłoby wielkim zubożeniem, gdyby tę ważną dziedzinę życia małżonkowie mieli przeżywać oddzielnie, każdy sam dla siebie.

Ponieważ istotą sakramentu małżeństwa jest wzajemne oddanie się sobie w Chrystusie, więc całe wspólne życie małżonków powinno opierać się na idei daru z siebie dla dobra drugiej osoby. Jest to zarazem droga realizacji podstawowego ludzkiego powołania. Człowiek urzeczywistnia się bowiem i osiąga swą pełnię przede wszystkim przez bezinteresowny dar z siebie samego.

Definicja miłości

Określenie: "dar z siebie samego" to także trafna definicja miłości. Zakłada ona wyraźnie, że miłość nie jest braniem, lecz dawaniem. A jeśli chcemy mówić o braniu, to tylko w znaczeniu: biorę za ciebie odpowiedzialność, wybieram ciebie, by żyć z tobą i dla ciebie - na dobre i na złe. A zatem sakrament małżeństwa wiąże dwoje ludzi nierozerwalnymi więzami dobrowolnego daru z siebie i wzajemnego poczucia odpowiedzialności za siebie.

Jakże to odmienne od różnych wizji prezentowanych i propagowanych przez współczesne media. A zarazem jak nieraz odległe od naszych wyobrażeń o małżeństwie, od stanu naszej świadomości. Niestety, bywa, że małżonkowie sami zaprzeczają swemu powołaniu i godności małżeństwa, a przy okazji zaprzepaszczają szansę, którą daje Bóg. A ponieważ sakrament ten ściśle dotyczy życia, więc nic dziwnego, że jego lekceważenie mści się właśnie w życiu. Oto źródło wielu tragedii małżeńskich i rodzinnych. Jednakże każdej z tych tragedii można zapobiec, jeśli tylko korzysta się z Bożej pomocy.

ks. Mariusz Pohl

http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2842
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-08-08, 14:19   

Bazylika św. Józefa w Kaliszu Nabożeństwo i Msza św. w intencji Rodzin i obrony życia poczętego RECEPTA NA SZCZĘŚLIWE MAŁŻEŃSTWO
Słowo - ks. bp Stanisław Napierała (2007-08-02) Inna audycja

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=5594
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-14, 00:52   

Gdzie jest granica w seksie pozamałżeńskim?
Dariusz Kowalczyk SI




Zadziwiajace, jak w dzisiejszych czasach, z jednej strony, mówi sie tak duzo o wolnosci, a z drugiej chce sie uciec od odpowiedzialnosci. Poszukiwanie jasnego prawa, które by regulowalo bycie we dwoje przed slubem, jest czesto taka ucieczka od odpowiedzialnosci. Chrzescijaństwo nie polega doprawdy na perfekcyjnej znajomosci doskonalego prawa, ale na zywej relacji z Bogiem, która - obiektywizowana we wspólnocie Kosciola - umozliwia dokonywanie wlasciwych wyborów. Moim zdaniem, narazamy Ewangelie na smiesznosc, kiedy staramy sie - w imie Ewangelii wlasnie - okreslic, czy chlopak moze pocalowac tylko w policzek, a moze w kolano, a moze w udo, a moze w jeszcze cos innego, zeby nie bylo grzechu...
Przekroczenia granic w tak delikatnej kwestii jak kontakt z chlopakiem nie da sie wymierzyc za pomoca linijki. Trzeba tu wrazliwosci, wyobrazni i zywego kontaktu z Bogiem. Jeśli autentycznie sie modlisz, to bedziesz wiedziala... Rzeczywistosc grzechu to nie moralna matematyka. Co prawda, dawniej niektórzy moralisci starali sie precyzyjnie okreslic regiony ciala, gdzie mozna pocalowac druga osobe, a gdzie juz nie mozna, ale - na szczescie - to juz historia. Jesli sumienie cos ci wyrzuca, to podziel sie tymi wyrzutami ze spowiednikiem lub inna, doswiadczona w sprawach wiary osoba.
Prawo czy linijka nie zastapi dobrze uformowanego sumienia. Sumienie mozna "przekabacic", ale to nie znaczy, ze sformulowanie jakiejs reguly zalatwia sprawe. Przeciez naprawde nie trzeba duzej wyobrazni, aby wyobrazic sobie grzeszenie we dwoje bez orgazmu. Co wiecej, takie robienie wszystkiego, aby tylko nie doprowadzic sie do orgazmu (bo to rzekomo granica grzechu), moze byc po prostu zalosnie smieszne, jesli nie obludne.

Twoim problemem nie jest tak naprawde seks, ale kontakt z Bogiem. Legalistyczne, a zarazem karkolomne poszukiwanie kretych granic grzechu moze byc jedynie ucieczka od Boga i od siebie samej. Nie mysl, co by tu zrobic, zeby cos zrobic, a nie zgrzeszyc, ale o tym, jak byc czysta w oczach Boga.
Wiem, ze moja odpowiedz to nie to, czego oczekujesz, ale moze oczekujesz nie tego, czego nalezaloby oczekiwac!? Z modlitwa.


http://www.katolik.pl/for...artykuly&id=866
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-21, 22:32   

Dialog w małżeństwie
Lucyna i Krzysztof Wysoccy

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=27373
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-23, 21:39   

Ruch Trzech Ołtarzy

Ruch „Trzech Ołtarzy” jest nowoczesnym ruchem małżeństw katolickich. Dąży do stopniowego wypełnienia się w życiu małżonków nauki Chrystusa o małżeństwie. Ruch chce budzić świadomość, że w Kościele istnieje duchowość małżonków, która jest odrębna od duchowości kapłańskiej i zakonnej. Duchowość ruchu uczy twórczego rozwijania więzi małżeńskiej i nieustannego jej pielęgnowania. Propozycja ruchu odnosi się wyłącznie do par małżeńskich, a nie do poszczególnych małżonków. Chodzi o to, aby przyjmowały ją i realizowały pary małżeńskie, a nie tylko sami mężowie albo same żony, bez zaangażowania się współmałżonków.

Konkretnie realizuje się ona przez pielęgnację w małżeństwie trzech domowych ołtarzy:


Ołtarza modlitwy, przy którym małżonkowie budują więź z Jezusem Chrystusem, zapraszania Go w sprawy jakimi żyją małżonkowie i w ten sposób odkrywania Jego obecności we wszystkim co dzieje się w małżeństwie. Prowadzi on do spotkania z Bogiem w sakramencie pojednania i Eucharystii.


Ołtarza zasiadania, przy którym małżonkowie budują więź poprzez szukanie czasu dla bycia razem, uczenie się rozmawiania o wszystkich sprawach wspólnego życia, wspieranie siebie i pomaganie sobie w codziennym życiu. Wyraża on troskę, aby praca poza domem nie oddaliła małżonków od siebie.


Ołtarza obdarowania, przy którym małżonkowie budują więź dzieląc się miłością i przyjemnością poprzez współżycie seksualne. Na tym ołtarzu małżonkowie złączeni sakramentem małżeństwa w sposób szczególny odkrywają, że ich ciała uczestniczą w przekazywaniu miłości Boga drugiej osobie i współpracują z Bogiem Stwórcą.










Zaangażowanie się w budowanie więzi miłości małżeńskiej skutkuje jej żywą dynamiką, pomaga małżonkom chrześcijańskim w doświadczaniu miłości, którą Chrystus umiłował Kościół. W ten sposób odkrywają stopniowo Miłość samego Chrystusa w więzi między nimi. Staje się ona widzialna i uobecniona dzięki zbudowanemu przez ciała małżonków znakowi jedności. Małżonkowie tworzą wtedy prawdziwą wspólnotę życia i miłości. Brak zaangażowania w pielęgnowanie choćby jednego z ołtarzy powoduje osłabienie więzi, małżeństwo w jakiś sposób traci swoje piękno. Rezygnacja z wysiłku w budowanie ołtarzy, ich brak, prowadzi do niszczenia więzi miłości przez samych małżonków, a w ostateczności do jej zaniku. Choć małżeństwo formalnie może trwać nadal, jednak jest ono w tym wypadku skarłowaciałą jego postacią.


Zobowiązania uczestników ruchu:




1. Wprowadzenie w kulturę codziennego życia rytuału wspólnej modlitwy małżeńskiej. Zadaniem małżonków jest stworzyć w domu szczególne miejsce dla wspólnej modlitwy. Małżonkowie ustalają formę i czas modlitwy. Idąc tą droga uczą się poznawać Jezusa Chrystusa w Piśmie św. i oddawać Jemu swoją codzienność w sakramencie Eucharystii i Pojednania.

2. W każdym tygodniu decydują się znaleźć czas na poważną rozmowę - dialog małżeński - dotyczącą radości i smutków ich życia, wychowania dzieci. Troszczą się, aby wypracować sprzyjające rozmowie warunki. Wspólnie wybierają najlepsze miejsce i czas dialogu.

3. Zobowiązują się do pełni obdarowania się sobą poprzez współżycie seksualne i wspólnego dążenia do naprawy tego co przeszkadza doświadczać łaski sakramentalnej właściwej małżeństwu i pełni radości z niej płynącej. Decydują się współżyć zgodnie z naturalnym rytmem płodności pary małżeńskiej, tym samym rezygnują z antykoncepcji i instrumentalnego używania seksualności.


Symbolami tych trzech wymiarów spotkania się małżonków ze sobą i z Bogiem jest domowa kapliczka, stół jadalny i łoże małżeńskie.




Zaangażowanie się w życie Kościoła


Ruch zaleca wszystkim swoim członkom i sympatykom pogłębienie formacji religijnej w środowiskach odnowy Kościoła, które proponują wspólnotową formację religijną. Małżonkowie nie idą do Boga pojedynczo, ale razem, we wspólnocie małżeńskiej. Taka duchowość może się rozwinąć nie w przynależności do instytucji, której członkowie są dla siebie anonimowi, ale w żywych środowiskach wiary, w rzeczywistej, familijnej, wspólnocie kościelnej.

Dlatego szansą dla rozwoju duchowego małżonków będą takie międzynarodowe środowiska wiary, jak np: wspólnoty Domowego Kościoła w Ruchu Światło-Życie, Ekipy Notre Dame, Rodziny Nazaretańskie, Opus Dei, Fokolarini, Wspólnoty Neokatechumenalne, itp., ale także wspólnoty zakorzeniowe tylko w niektórych regionach, np: wspólnota Miłości Ukrzyżowanej w Szczecinie i Warszawie, wspólnota „Nowe Jeruzalem” z Krakowa, wspólnota „Pustynia w mieście” z Zielonej Góry, wspólnota „Umiłowany Umiłowana” we Wrocławiu i Opolu, itp.

Jeżeli prezbiterzy chcą zainicjować ruch w swojej parafii mogą zrobić to w bardzo prosty sposób. Poprzez krótką celebrację liturgiczną wprowadzić małżonków na drogę trzech ołtarzy, podobnie jak inicjuje się adopcję dziecka nienarodzonego. Małżonkom potrzebna jest jednak przede wszystkim troskliwa opieka ze strony duszpasterzy i towarzyszenie im na kolejnych etapach małżeństwa. Dlatego niezbędne jest wyznaczenie opiekuna ruchu. Kapłana, któremu będzie zależało na pomocy małżonkom. Otwiera się wtedy szansa stworzenia środowiska wiary rzeczywiście wspierającego małżeństwo i rodzinę.




Przystąpienie do ruchu Trzech Ołtarzy


Aby przystąpić do Ruchu Trzech Ołtarzy należy albo w kościele, albo w domu - przy ołtarzu modlitwy odmówić modlitwę oddania małżeństwa Bogu (przed jej odmówieniem trzeba razem przystąpić do sakramentu pojednania, aby móc przyjąć w intencji swojego małżeństwa Komunię św.).




Modlitwa oddania Bogu naszego małżeństwa


Panie Jezu, dziękując za dar miłości, jaką nas obdarzyłeś z pokornym sercem stajemy w Twojej obecności i prosimy byś wejrzał łaskawie na nasze małżeństwo, przed Twoim obliczem je zawieraliśmy, Tobie powierzyliśmy nasze wspólne życie i chociaż dopuszczasz byśmy doświadczali w nim różnych chwil wierzymy, że nam towarzyszysz i ani na chwilę nas nie opuszczasz.

Dzisiaj na nowo, z pełną ufnością zawierzamy Tobie Dobry Boże nasze małżeństwo, zawierzamy nasze radości i troski, chwile szczęścia i bólu, tylko Ty jeden PANIE jesteś w stanie zaspokoić nasze pragnienia i tęsknoty, utulić w cierpieniach i doprowadzić do pełni Miłości, którą jesteś.

Daj nam Panie serca czyste byśmy umieli budować Tobie w naszych małżeństwach ołtarze miłości. Kochać bezinteresownie, przebaczać bezwarunkowo, obdarowywać sobą i spalać się w miłości do współmałżonka ze względu na Twoje Imię.

By nasza miłość była znakiem Twojej miłości i świadectwem dla innych, daj nam siłę byśmy nie ulegli zniechęceniu w podejmowaniu wysiłku uszczęśliwiania siebie nawzajem, daj odwagę by o tej miłości świadczyć i wspierać się wzajemnie. Pozwól byśmy potrafili głośno dziękować i cicho cierpieć.

Panie Ty Jeden wiesz najlepiej, co sprawia nam najwięcej trudności i rani naszą więź małżeńską, prosimy Cię teraz abyś dotknął w nas tej rany i pomógł w jej uleczeniu, pomóż nam podjąć trud rozmów, rozpal zapał i ufność, że z Tobą jesteśmy w stanie dokonać przemiany tego, co wydaje nam się po ludzku niemożliwe. Ty na weselu w Kanie przemieniłeś zwykłą wodę w najwyborniejsze wino, wierzymy, że przemienisz nasze zwykłe życie w najpiękniejszą miłość, uświęcaj nasze słowa, gesty i czyny. Bądź obecny w każdej dziedzinie naszego życia, Tobie ją oddajemy.

TOBIE, PANIE ZAUFALIŚMY, NIE ZAWIEDZIEMY SIĘ NA WIEKI! Amen.




Sprawy organizacyjne


Jeżeli przyłączyliście się do Ruchu Trzech Ołtarzy i z jego pomocą próbujecie realizować swoje powołanie małżeńskie napiszcie do nas! trzyoltarze@szansaspotkania.net.

http://www.szansaspotkania.net/index.php?page=6975
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-23, 21:42   

Znak sprzeciwu wobec kryzysu małżeństwa

„Małżonkowie na granicy rozpadu to nasi „ubodzy w miłość”. W okresie kwestionowania podstaw małżeństwa i rodziny próbujemy być znakiem nadziei, że uczciwa i wierna miłość jest możliwa.”

W rozmowie z KAI Jerzy Grzybowski, jeden ze współzałożycieli Spotkań Małżeńskich – ruchu skierowanego do par małżeńskich chcących odbudować swój związek opowiada o historii i założeniach ruchu.

Po 30 latach istnienia, 15 sierpnia br. Spotkania zostały definitywnie zatwierdzone przez Stolicę Apostolską.

Jakie były początki ruchu Spotkania Małżeńskie?

Jerzy Grzybowski: Pierwszy, eksperymentalny weekend dla małżeństw odbył się w dniach 7-9 maja 1977 r. w podwarszawskich Laskach. Jego inicjatorem był śp. Stanisław Boguszewski, Polak z Kanady, który przywiózł program jednej z istniejących wówczas w Kanadzie wersji programu ruchu Marriage Encounter. Boguszewski pomógł w zorganizowaniu pierwszych kilku tzw. weekendów dla małżeństw, po czym wycofał się z tej pracy. Zmarł w 1980 r. Już po pierwszym weekendzie okazało się, że program ten, w swoich głównych założeniach, odpowiada potrzebom małżeństw w Polsce, trzeba go jednak znacznie zmodyfikować. Na początku lat 80. istniały dwa ośrodki: w Katowicach i w Warszawie. Z ośrodka warszawskiego pomagaliśmy Spotkaniom Małżeńskim w stopniowym rozprzestrzenianiu się do innych miast w Polsce, a później poza granice naszego kraju. W Warszawie tworzyliśmy zręby duchowości Ruchu.

Kiedy założenia ruchu zostały ostatecznie przystosowane do polskich realiów?

- U schyłku lat 80. uświadomiliśmy sobie, że jest to już w zasadzie polski program, mający jedynie inspirację w programie amerykańskim i że nie jest to tylko „program”, ale swego rodzaju szkoła dialogu i droga duchowości. Owa droga zaowocowała zarówno kilkunastoma tysiącami rekolekcji dla małżeństw, jak i podobną ilością różnych form pracy dla par przygotowujących się do małżeństwa. Powstało też kilka prac magisterskich dotyczących Spotkań Małżeńskich, aktualnie przygotowywane są dwie prace doktorskie o Spotkaniach. Powstało wiele publikacji książkowych, artykułów. Animatorzy uczestniczą w sympozjach teologicznych, wygłaszają prelekcje na kongresach o tematyce rodzinnej i ogólnochrześcijańskiej, m.in. na Zjeździe Gnieźnieńskim. Biorą też aktywny udział w pracach Ogólnopolskiej Rady Ruchów Katolickich. Są to jednak tylko dodatkowe owoce pracy podstawowej - pracy z konkretnymi małżeństwami.

Jakie są priorytety programu formacyjnego Spotkań Małżeńskich?

- Najważniejszy jest dla nas człowiek, konkretna para małżeńska, która przyjeżdża na rekolekcje - nieraz bardzo poraniona, bezradna, przybita trudnościami, na granicy rozpadu, a nieraz nawet po rozwodzie. To właśnie ci ludzie są największym darem dla Spotkań Małżeńskich. To nasi „ubodzy”, ubodzy w miłość. Przyjeżdżają czasem bardzo smutni i przygnębieni, wyjeżdżają na ogół radośni, rozpromienieni, uśmiechnięci. Chociaż przed wieloma z nich jest jeszcze długa droga cierpliwego budowania lub odbudowywania swojej więzi, to jednak właśnie na naszych spotkaniach otrzymują impuls, światło od Pana Boga, że warto; że można popatrzeć na miłość od innej strony niż do tej pory. To oni są tak naprawdę twórcami Spotkań Małżeńskich. To oni tworzą klimat środowiska, dialogu, spotkania. To oni są współtwórcami odkrycia, czym jest nasz charyzmat. W okresie kwestionowania podstaw małżeństwa i rodziny, w okresie masowych rozwodów próbujemy być znakiem sprzeciwu wobec kryzysu i znakiem nadziei, że miłość wierna i uczciwa jest możliwa.

W którym momencie istnienia ruchu zapadła decyzja o podjęciu starań o jego oficjalne zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską?

- W miarę rozwoju ruchu konieczne stało się porządkowanie spraw organizacyjnych. Coraz większą troską należało ogarniać formację zarówno dotychczasowych prowadzących różne formy pracy, jak i nowych. Stąd pierwsze próby stworzenia „Reguły Spotkań Małżeńskich”, która w 2001 r. została przekształcona w statut, który wraz z obszerną dokumentacją naszej pracy w różnych krajach przekazaliśmy ówczesnemu sekretarzowi Papieskiej Rady ds. Świeckich, biskupowi Stanisławowi Ryłce. W 2004 r. statut został zatwierdzony na pięć lat ad experimentum, a niedawno został zatwierdzony definitywnie.

Co de facto oznacza definitywne zatwierdzenie Spotkań Małżeńskich przez Stolicę Apostolską?

- Z pierwszych reakcji, jakie otrzymaliśmy z ośrodków wynika, że zatwierdzenie zachęca do dalszego rozwijania naszej pracy, przynosi poczucie bezpieczeństwa, że jesteśmy na właściwej drodze. Idąc dalej tym tropem, oznacza oficjalne uznanie i potwierdzenie naszego charyzmatu przez Kościół. Tego charyzmatu, a nie innego, wraz z całym warsztatem i sposobem jego realizowania. To z kolei oznacza odpowiedzialność nas wszystkich, tworzących Stowarzyszenie, za konkretne dary Ducha Świętego jakie otrzymaliśmy; oznacza odpowiedzialność za nadanie kierunku rozwoju naszej pracy. Przede wszystkim jest to jednak odpowiedzialność za tworzenie jak najlepszych warunków do przeżycia dialogu ludziom, którzy do nas przychodzą.

Dekret Stolicy Apostolskiej nie jest tylko „papierem”, który pozwala nam oficjalnie funkcjonować, i który podnosi nasz prestiż. Jest to owoc najlepszych doświadczeń pracy i punkt oparcia dla rosnącej społeczności animatorów w ośrodkach, w kraju i poza Polską. Niektórzy mówią, że statut nakłada gorset, że hamuje i ogranicza działanie Ducha Świętego. Uważamy, że chodzi o coś zupełnie odwrotnego. Statut zatwierdzony przez Kościół pomaga w właściwym korzystaniu z darów Ducha Świętego, chroni te dary oraz Ruch przed samowolą i próbami manipulowania Duchem Świętym.

Kto należy do Spotkań Małżeńskich?

- Formalnie całe Stowarzyszenie tworzy dziś 420 małżeństw prowadzących i 120 kapłanów. Co roku w Polsce odbywa się ok. 80 rekolekcji dla małżeństw i mniej więcej tyle samo Wieczorów dla Zakochanych oraz Rekolekcji dla Narzeczonych. Coraz szersza jest praca w innych krajach: na Białorusi, Irlandii, Kazachstanie, Litwie, Łotwie, Mołdawii, w Rosji, Rumunii i na Ukrainie, gdzie mamy zarówno ośrodki rzymskokatolickie, jak i greckokatolickie.

Do kogo skierowana jest formuła Spotkań Małżeńskich? Chodzi o pary odczuwające kryzys we wzajemnych relacjach czy też o takie, które chciałyby wzbogacić duchową płaszczyznę wspólnego życia?

- Formuła działania Spotkań Małżeńskich jest skierowana do wszystkich, którzy chcą, by ich życie we dwoje było bogatsze, pełniejsze i którzy chcą rozpoznać, w jaki sposób dialog może być drogą ich życia. W ostatnich latach uczestniczy w spotkaniach coraz więcej małżeństw przeżywających kryzys, ale rekolekcje z założenia otwarte są dla wszystkich, którzy chcą przeżyć i doświadczać coraz pełniejszego "spotkania" w swoim małżeństwie - spotkania, które promieniuje na całą rodzinę: dzieci, sąsiadów, innych ludzi. Dialog jest drogą do świętości. Oprócz małżonków, wiele korzystają na naszych rekolekcjach kapłani, którzy uczestniczą w nich na oddzielnych zasadach: mają swój program, który także ukazuje im wartość życia w dialogu z Panem Bogiem, a także ludźmi, którym służą. W zalążku jest program dialogu rodzice-dzieci. Powstaje także duża gałąź pracy z osobami przygotowującymi się do małżeństwa.

Wspomniał Pan także o tzw. Wieczorach dla Zakochanych i Rekolekcjach dla Narzeczonych. Na czym one polegają?

- Dialog, oparty na zasadach dobrej komunikacji interpersonalnej jest bardzo potrzebny przygotowującym się do małżeństwa. Z jednej strony chodzi o ich wzajemne poznanie, z drugiej także o przyswojenie nauczania Kościoła nie w formie wykładu, ale warsztatu. Wieczory dla Zakochanych i Rekolekcje dla Narzeczonych proponują cykl tematów pozwalających na przygotowanie się do sakramentu małżeństwa, na ostateczne potwierdzenie lub wycofanie się z decyzji o zawarciu małżeństwa. Są okazją do nauki dialogu, który jest im bardzo potrzebny już teraz, ale będzie szczególnie ważny w pierwszych miesiącach i latach po ślubie.

W Spotkaniach Małżeńskich mogą uczestniczyć także tzw. małżeństwa niesakramentalne?

- Jeżeli są to związki bez przeszkód kanonicznych do zawarcia małżeństwa sakramentalnego, proponujemy im zwyczajne rekolekcje podstawowe. Natomiast dla związków cywilnych, powtórnych po rozwodzie, mamy oddzielny program, który pełniej niż zwykłe rekolekcje pomaga im rozpoznać ich drogę do Pana Boga i Kościoła. Ale to właśnie „niesakramentalni” uczestnicy zwykłych rekolekcji zainspirowali nas do stworzenia oddzielnego programu. Dlatego w wyjątkowych sytuacjach przyjmujemy małżeństwa cywilne także na rekolekcje przeznaczone dla wszystkich małżeństw.

Dzisiejsze przygotowanie do sakramentu małżeństwa, które odbywa się w parafiach, jest prowadzone właściwie?

- Są parafie, w których kursy te prowadzone są dobrze i ciekawie, a są takie, w których kuleją. Szczególnie ważne jest odejście od wykładowych form tych kursów i prowadzenie ich w formie warsztatowej, z ich pracą własną, angażującą ich osobiście w naprawdę ważne dla nich tematy. Najlepszy dowód, że na prowadzone przez nas w taki sposób Wieczory dla Zakochanych i Rekolekcje dla Narzeczonych nie możemy przyjąć wszystkich chętnych.

Przyszli małżonkowie to coraz częściej osoby pochodzące z odległych regionów kraju. Bywa, że z powodu pracy nie mają czasu na spokojne przygotowanie do sakramentu - zwycięża pośpiech, ale często także lekceważenie takich spotkań.

- To prawda, że przygotowanie do małżeństwa jest często lekceważone, ale wypływa to ze złej opinii, jaką mają te kursy. Ci, którzy przychodzą na Wieczory dla Zakochanych, są na ogół zainteresowani dobrym przygotowaniem do małżeństwa. Często otrzymujemy listy z pytaniami, gdzie są dobrze prowadzone takie kursy. Często zdarza się też tak, że ci, co się spieszą, nie mają czasu i lekceważą: przez pierwsze dwa spotkania u nas siedzą „najeżeni” i widać po nich, że przyszli „po papier”, ale po kolejnych spotkaniach wciągają się w pracę i na końcu cyklu są bardzo zadowoleni.

Rozmawiał Łukasz Kasper

Więcej informacji o Ruchu Spotkania Małżeńskie na stronie internetowej www.spotkaniamalzenskie.pl

http://ekai.pl/wspolnoty/...zenstwa/?page=2
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-01, 01:20   

Co jest największym problemem w małżeństwie

http://www.youtube.com/wa...feature=related

http://www.youtube.com/wa...IBg0Jvdogc&NR=1
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-01, 02:12   

Oczekiwania w małżeństwie

Oczekiwania kobiet

http://www.youtube.com/wa...feature=related


Oczekiwania mężczyzn

http://www.youtube.com/wa...feature=related
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8