Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-12-16, 15:03 Moja historia - prośba o wsparcie
Witajcie.
Od jakiegoś czasu czytam to forum, jednak zalogować się postanowiłam dopiero teraz i poprosić o wsparcie, o modlitwę.
Moja historia jest taka jak wiele na tym forum. 6 listopada mój mąż poinformował mnie, że spotyka się z inną kobietą i że wyprowadza się z domu. Mój świat rozsypał się na milion kawałków. Jesteśmy małżeństwem sakramentalnym od 8 lat mamy 4 letnią córkę. Znamy się od czasów szkoły, prawie 20 lat. Zawsze wydawało mi się i tak byliśmy oceniani przez całe otoczenie, jako wzorowe małżeństwo. Zaangażowani, wspierający się, kochający. Może wtedy gdy źle się dzieje, są kłótnie łatwiej się pogodzić z sytuacją. Pomimo, że przez ostatni czas oddaliłam się od kościoła i Boga moją pierwszą reakcją było pojechać do Częstochowy, pójść do spowiedzi i prosić Matkę Przenajświętszą o pomoc. Odmawiam w intencji ratowania małżeństwa Nowennę Pompejańską (4 stycznia ją zakończę). Modlitwa daje mi spokój i siłę do możliwie normalnego funkcjonowania. Widujemy się z mężem prawie codziennie, ponieważ przyjeżdża do córki. Wiem, że mieszka z tamtą kobietą, którą nota bene dobrze znam, to nasza wspólna znajoma.
Ostatnio, gdy zapewniłam męża o mojej miłości i chęci ratowania małżeństwa, jeżeli tylko zechce powiedział mi, że ma przeczucie, że jeszcze do mnie wróci, ale nie wie kiedy. W tym momencie jest szczęśliwy z Nią.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć i sądzić. Staram się powierzać moje problemy Bogu i Matce Przenajświętszej, ale czasem emocje biorą górę. Musze być silna dla mojej córki, ale jest to trudne i mam wrażenie, że z każdym dniem trudniejsze.
Do tego całe moje otoczenie, które albo jest daleko od kościoła, albo wiarę traktuje w sferze obrzędowej (pójść dwa razy w roku do kościoła bo wypada) idzie w stronę, nie zadręczaj się, on już jest z nią buduj swoje życie obok, nie czekaj na powrót. Jak mam nie czekać na powrót mojego męża, któremu przyrzekałam, że będę przy nim do końca moich dni. Próbuje znaleźć moją drogę do Boga, usłyszeć jego głos, jeszcze parę tygodni temu byłam dokładnie jak moi znajomi, z takiej rodziny wyszłam stąd trochę szukam po omacku i w tym wymiarze nie mam wsparcia.
Bardzo proszę o modlitwę za mnie, abym wytrwała w moich poszukiwaniach Boga, w moich modlitwach o ratowanie tego małżeństwa.
Proszę o dobre słowo, bo tych z którymi mogę płakać i złorzeczyć na mojego męża w moim otoczeniu mam, tylko, że czuje w moim sercu, że nie tędy droga.
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 15:38
Witaj Aleksandro na forum:)
Zapewne już poczytałaś wiele historii tu pisanych. I zapewne wiesz, że za kryzys odpowiedzialne są dwie strony. Tak już jest świat zbudowany.
AleksandraEwa napisał/a:
Zawsze wydawało mi się i tak byliśmy oceniani przez całe otoczenie,
AleksandraEwa napisał/a:
Ostatnio, gdy zapewniłam męża o mojej miłości i chęci ratowania małżeństwa, jeżeli tylko zechce powiedział mi, że ma przeczucie, że jeszcze do mnie wróci, ale nie wie kiedy. W tym momencie jest szczęśliwy z Nią.
Aleksandro, jakkolwiek to zabrzmi irracjonalnie, to zajmij się w tej chwili sobą, tym co lubisz, baw się z córcią i módl się, bo tego nigdy za wiele.
Męża zostaw w spokoju. Te jego przeczucia, jeśli zechce......i pozwól mu być szczęśliwym.
I sobie pozwól być szczęśliwą. To trudne, zwazywszy ze jesteś w kiepskiej sytuacji.
Ale z każdej jest wyjście i z Panem Bogiem pokonasz strachy, swoje strachy.
I zastanów się czy chcesz ratować swoje małżeństwo. Czy TY chcesz a nie jeśli mąż zechce.
podziwiam za odmawianie nowenny pompejańskiej
AleksandraEwa [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 16:07
Dziękuje monis
Tak zdecydowanie i bez tego forum wiem, że prawda zawsze w małżeństwie leży po środku i za ten kryzys też odpowiedzialni jesteśmy obydwoje.
Wiem, czego ja chcę. Chcę ratowania tego małżeństwa, inaczej nie modliłabym się o to, a poprzestała jedynie na prośbie o siłę. Jednak, żeby ratować i sklejać to co rozbite też trzeba dwoje ludzi i Boga.
Staram się skupić na sobie, szukam pomocy psychologa, również po to żeby możliwie chronić naszą córkę przed skutkami tej sytuacji. A modlitwa, szczególnie różaniec daje mi wyciszenie i możliwie spojrzenie na sytuacje obiektywnie i nie skupianie się na okolicznościach.
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 16:22
AleksandraEwa napisał/a:
Staram się skupić na sobie, szukam pomocy psychologa, również po to żeby możliwie chronić naszą córkę przed skutkami tej sytuacji. A modlitwa, szczególnie różaniec daje mi wyciszenie i możliwie spojrzenie na sytuacje obiektywnie i nie skupianie się na okolicznościach.
bardzo mądrze:))
i słuchaj nieraz swojego serca
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 17:25
Witaj Aleksandro,
ja też jestem na forum od bardzo niedawna. Mój mąż odszedł 2 tygodnie temu do żony swojego kolegi. My mamy czworo dzieci, a ona zostawiła dwoje małych. Tak, zostawiła mężowi, bo chciała być wolna! Mój mąż "kocha ją tak, że nie może bez niej żyć", więc godzi się na wszystko.
Mąż na początku też był całkiem spokojny, przyjazny, jakby chciał pokazać, że niewiele się zmieniło poza jego miejscem spędzania nocy. Niestety później zaczęło się oczyszczanie sumienia moim kosztem, zrzucanie winy na mnie, sarkazm, prześmiewcze uwagi. Usłyszałam, że jestem śmieszna, że mówię znajomym o tym, że się wyprowadził, że przychodzi głodny i je u nas śniadania i obiady, że jestem manipulantką bo przedstawiam swoją wersję wydarzeń i każę wszystkim w to wierzyć. Spędzał z dziećmi dużo więcej czasu niż przez kilka lat przed wyprowadzką. Minął drugi tydzień i już mu zapału nie starcza, bo już mniej sensacji , bo "musi pracować".
Jedno wiem, że ludzie, którzy są tutaj, bardzo mi pomagają, ukierunkowali, wyciągnęli z dołka, postawili do pionu. Z tego, co czytam chyba każdemu polecana jest lektura "Podręcznika pierwszej pomocy"- dostępny na forum oraz książka Dobsona " Miłość wymaga stanowczości"- zamówiłam przez internet.
Po przeczytaniu podręcznika wyciągnęłam wiele wniosków i w chwilach gdy mój mąż atakował starałam się pamiętać, że jest tylko narzędziem w rękach . To pozwala inaczej reagować na takie ataki. Ale nie jestem doskonała i wiele razy dałam się sprowokować.
Jestem w trakcie czytania Dobsona, ale już wiem, że popełniłam karkołomne błędy- też chciałam "zagłaskać kotka", pokazać jaka jestem łagodna, opiekuńcza, usłużna, kochająca, a mój mąż tylko utwierdził się w przekonaniu, że musi uciekać.... Bo tam czeka nowe wyzwanie, ciało, kobieta stawiająca warunki i zakochana tak,że gotowa dla niego rzucić wszystko i wszystkich.
Uczę się być obojętna wobec niego i zaczyna mi to wychodzić.
Polecam Ci te lektury. Czasami opisują sytuacje oczywiste, ale ja tego nie widziałam, nie zdawałam sobie sprawy i jestem bez męża a dzieci bez ojca. Bardzo żałuję, że tak późno znalazłam to forum.
Jednak tak, jak słucham rad i jak Sycharki jestem bliżej Boga i to znacznie bliżej niż byłam w jakimkolwiek momencie mojego życia.
Czytaj, słuchaj i rady doświadczonych wcielaj w życie. Jesteśmy na podobnym etapie zauroczenia naszych mężów. Trzeba walczyć nie walcząc i oprzeć się na Jezusie.
Trzymaj się Dziewczyno. Będę się za Ciebie modliła.
Z Bogiem się tylko wygrywa, ale tylko On wie kiedy nam tą wygraną pokaże.
Jestem w trakcie czytania Dobsona, ale już wiem, że popełniłam karkołomne błędy- też chciałam "zagłaskać kotka", pokazać jaka jestem łagodna, opiekuńcza, usłużna, kochająca, a mój mąż tylko utwierdził się w przekonaniu, że musi uciekać..
bardzo się cieszę z twoich wniosków
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 21:30
AleksandraEwa
Życie uczy nas albo wielu wyborów. Do karzdego potrrzeba cierpliwości. A żadnego nie osiągniesz nc kiedy nie bedziesz poukłdana z tym u góry.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-16, 22:19 Re: Moja historia - prośba o wsparcie
AleksandraEwa napisał/a:
(...) nie zadręczaj się, on już jest z nią buduj swoje życie obok, nie czekaj na powrót. Jak mam nie czekać na powrót mojego męża, któremu przyrzekałam, że będę przy nim do końca moich dni. .
Witaj Aleksandra
To wcale nie jest takie głupie, jak się nad tym zastanowisz...buduj swoje zycie obok, nie czekaj na powrót...
Taka rada spotyka na tym foum prawie każdego - zajmij się sobą.
To zalezy tylko od tego jak to zrozumiesz.
Buduj swoje zycie obok, dla siebie, dla swojej córki...dla odyskania równowagi, spokoju...odnalezienia Boga
Nie czekaj na powrót - a raczej czekaj nie czekając. Nie wstrzymując oddechu w oczekiwaniu usłyszenia brzeku kluczy w zamku...nie ludząc sie, nie robiąc sobie ciagłych nadziei...
Poczytaj dobre książki, posłuchaj konferencji, rekolekcji...moze poszukaj ogniska Sychar w okolicy. Poznaj siebie.
Od poczatku listopada, to niewiele czasu.
Ja wiem...taki czas ma inny wymiar, wydaje sie nieskonczenie długi...ale taki nie jest.
Jeszcze wszystkie "uroki" wspólnego zycia z kowalską przed Twoim mężem. Niech jak najszybciej je dobrze pozna...pewnie nic nie bedą urokliwsze od tego, od czego teraz chce ucieć.
Ale do tego on musi dotrzec sam.
Ty módl sie za niego i za kowalską - o światło Ducha Świętego.
A siebie oddaj w dobre ręce - w ręce Boga.
I zajmij się na razie sobą. Na inne rzeczy przyjdzie jeszcze czas :)
bartez119 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-17, 07:43
Aleksandra.
Dobrze że trafiłaś tu na te forum bo tu sa osoby które tak jak ja przeszły to co Ty i my właśnie najbardziej Cię rozumiemy .Trzymaj się tego forum i rada którą słyszałem już nie jedną od naszych kochanych moderatorów i forumowiczów zajmi się teraz sobą,a męża zostaw Bogu.
AleksandraEwa [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-17, 08:20
Serdecznie dziękuje za wsparcie.
W sumie to co napisaliście próbuje wcielać w życie, ale wy którzy to przeszliście wiecie, że to trudne. Wiem, że do tego potrzeba czasu.
Staram się zajmować sobą i córką. Chyba to 5 tygodni dało mi w moim duchowym życiu więcej niż ponad 30 parę lat całego życia. Szukam drogi do Boga, sporo czytam, spotykam się z franciszkaninem z pobliskiego zakonu, który jest teraz moim przewodnikiem w mojej walce duchowej. Odbudowuje pomału siebie z tego miliona kawałków.
Są lepsze i gorsze dni jak u wszystkich i jak na każdym etapie życia. Wierze, że to co się wydarzyło i co spotyka nas codziennie jest po coś, nawet jeśli tego nie zauważamy i nie rozumiemy.
AleksandraEwa [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-22, 11:50
Musze się chyba wygadać (na forum chyba wypisać ;) ). Nie wiem co się wydarzyło, ale w przez ostatni tydzień nastąpił we mnie jakiś przełom, zaczęłam czuć. Czuć złość, frustracje. Doszło do mnie, dzięki mojej Pani psycholog, że po odejściu męża zaczęłam grać w grę, którą on mi zaproponował, grę pod tytułem nic się nie stało. Ja z godnością i spokojem przyjęłam jego deklarację o odejściu i zaczęłam żyć pozornie normalnie. Tylko, że to jest ułuda, i z tej ułudy zaczyna szwankować mi zdrowie.
Problem trochę jest w tym, że mój mąż zna moje poglądy na temat nierozerwalności małżeństwa i mam wrażenie, nie ja mam pewność, że on uknuł sobie, że to on się pobawi,a ja przecież i tak będę czekać. Pewnie dlatego zapowietrzyło go nieco gdy powiedziałam w zeszłym tygodniu, że nie spotka się z małą w tym dniu gdy chce (poinformował mnie z dnia na dzień, że o to właśnie ma wolny wieczór więc wpadnie) bo mam inne plany.
Nie wiem tak na prawdę jak mam się zachować w Święta. W pierwszy dzień świąt mój mąż spędzi w naszym domu z córeczką. A ja nie mam pojęcia co mam z sobą zrobić. Jasne mogłabym wyjść z domu, pójść do kościoła, czy pójść do innego pokoju z książką i reagować tylko na wołanie córki lub gdy przyjdzie się przytulić.
Wczoraj kończąc sesję u psychologa jak zawsze musiałam ja podsumować jednym zdaniem, i jestem w stanie "wiem, że nic nie wiem". Podobno to dobrze, że dochodzę do wniosku o chaosie w moim życiu, ale jak na razie to tak wewnętrznie było mi lepiej jak miałam taką ciszę wewnętrzną, nawet jeśli była tylko iluzoryczna.
Mam też kryzys w modlitwie. Odmawiam pompejańską, ale boje się, że handluje z Bogiem tą modlitwą. Z jednej strony daje mi ona wyciszenie, a z drugiej jakieś poczucie winy (może to trochę za mocne określenie), że nie potrafię zawierzyć w pełni Bogu bo modlę się o łaskę ratowania małżeństwa.
Sama nie wiem co mam myśleć, co mam czuć.
Moja wiedza na temat wiary, moje umiejętności dotyczące tego aspektu mojego życia są na bardzo niskim poziomie. Tak na prawdę dopiero poznaje Pana Boga.
Proszę o modlitwę za mnie.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-23, 06:54
AleksandroEwo, tak jak Matka Boża tuliła Jezusa Nowonarodzonego, tak i Ciebie niech przytuli - Pod Twoją obronę....
AleksandraEwa [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-23, 15:21
No i się posypałam. Totalnie. Wczoraj wieczorem dopadła mnie migrena i nadal trzyma, niestety żyję z nią od wielu lat. I tak zamiast zajmować się przygotowaniami, moją córeczką, jestem totalnie do niczego. Dzisiaj siedzę w pracy, jutro na szczęście też jeszcze pracuje, ale sama myśl o wigilii, o tym, że będę się dzieliła opłatkiem z moimi rodzicami, córką przeraża mnie bo rozsypuje mnie znowu na miliony kawałków.
Boje się, że moja wiara jest za mała, żeby coś wydarzyło się w moim życiu. Staram się powierzyć wszystkie troski Panu i Matce Przenajświętszej, ale tak po ludzku jestem przerażona i nie umiem poradzić sobie z tymi uczuciami.
utka2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-23, 19:03
AleksandraEwa napisał/a:
Tak na prawdę dopiero poznaje Pana Boga.
OlaEwa - skoro poznajesz to normalne, że Twoja wiara może odbiegać od Twoich oczekiwań. Podkreślam - Twoich własnych oczekiwań. Ja w takich sytuacjach trzymam sie słów mojego zaprzyjaźnionego prywatnego księdza - "nie oceniaj jakości swojej modlitwy"
Twoja wiara nie jest za mala, może to niecierpliwość jest za duża ..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.