Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Czy ma sens walczyć ... o małżeństwo, o żonę gdy ona tego nie chce. Zdradziła mnie, dowiedziałem się w lipcu, romans z kolesiem z pracy pewnie trwa w najlepsze. Gada o pozwie rozwodowym, że złoży, żebym zastanowił się co zrobić z mieszkaniem, wbija mi szpile za szpilą. Ja cierpię bardzo, chciałem jej wybaczyć ( chyba nadal chce) ale ona tylko niszczy mnie, mówi że naszego małżeństwa już nie ma. Ze mnie nie potrzebuje, nie kocha, nie pożąda. Ze powinienem mieć " jaja" i zrozumieć ze my już nigdy nie będziemy razem, i odejść z mieszkania. Mamy 2 córki 6 i 3,5 lat. Mieszkamy jeszcze razem ale nie rozmawiamy juz od 2 miesięcy to jest masakra jak najbliższa ci osoba moze cię ranić. Po ludzku to koniec mogę ufać tylko Bogu i w nim pokładać nadzieje.
napoleonx - dopiszę Ci dalszy ciag tej historii ...
koleś zorientuje się ze co innego romans (chciałam napisać ostrzej, ale chyba tu nie wypada) z 33 latką, a co innego życie z nią, i - przede wszystkim - z jej dziećmi na karku. Jest to jednoznaczne z koncem sielanki i "związku". Zona wraca skruszona, przeprasza, chce naprawiać, tłumaczy się (oby nie za wiele, bo lepiej mniej wiedziec niz za duzo). I teraz wszystko zależy od Ciebie - wybaczasz, czy nie, przyjmujesz czy nie, wracasz do niej emocjonalnie, czy nie.
I, nie chce być złym prorokiem, ale najgorsze przed Tobą. Albo rozwod, co jest mimo wszystko najłatwiejszym, ale i najgorszym wyjściem, albo walka o zbudowanie tego małzeństwa od nowa.
POcieszające jest że ufasz Bogu i w nim pokłądasz nadzieje. Walcz o to i nie strać tego. Bo to ogromna broń. Ale ufność i wiara nie sprawi, ze będzie łatwiej. Będzie trudno, ciężko, po cierniach. Każda myśl będzie rozrywać świeżą ranę, każdy szczegół przypominajacy jej zachowanie będzie jarzyć w tych bliznach i otwierać je na nowo.
Ufaj cały czas, ze Bóg Ci pomoże, sam, po ludzku, nie dasz rady. I pomoże, tylko nie wiesz kiedy. NIkt tego nie wie.
Co do "jaj" i innych tekstów zakochanej żony - uśmiechnęłam sie na to stwierdzenie. Właściwie to mogłabym sie podpisać, bo ja też byłam taką żoną. Los, albo Bóg, odwrócił moją fałszywą pewność siebie. Cierpię bardzo, ale im bardziej cierpię, tym bardziej ufam, ze Bóg mnie nie zostawi.
I codziennie dziękuje mu, ze otworzył mi oczy na moje małżeństwo i przede wszystkim na moje zachowanie, błędy i wady.
I tego życzę Twojej żonie, Tobie i Waszemu małżeństwu.
napoleonx [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 07:27 dalszy ciąg historii
To nie telenowela choć tak może wyglądać dla osób z zewnątrz. Ja mam już serdecznie dość, trzymam się Boga, proszę go o siły potrzebne w tej sytuacji, powierzam Jego opiece me córki.
Sam nie wiem jak to wytrzymuje, najbliższe otoczenie (rodzina) mówi, że nie warto dla niej tak się poświęcać, przecież każdego dnia tylko cię rani. Dzieci są jej 5 kołem u wozu, ja odbieram ze szkoły, ona raptem jest z nimi 2 godziny, często poddenerwowana krzyczy na nie (fakt są czasem nieznośne, kapryśne ale ja staram się tłumić te negatywne emocje) a ona mnie obwinia za ta grobową atmosferę w domu. Ja nie czuje potrzeby rozmawiać z nią ona chyba tez, tak snujemy się po mieszkaniu jak ona w kuchni to ja w dużym pokoju, i na odwrót. Ile razy słyszałem ze ona musi wyjść gdzieś, bo w domu się dusi (bo ja tam jestem), i wychodzi jak dzieci są już w łózkach, ze do koleżanki jedzie pogadać wraca po nocy koło 2, 3.
Więc jak tu po ludzku mieć nadzieje na reaktywacje naszego małżeństwa, on nie ma uczuć, jesteśmy małżeństwem 8 lat, i w ciągu 4 miesięcy ona skreśliła i zniszczyła wszystko. Ja próbowałem podać jej rękę, wybaczyć starałem się zmienić, dla niej to bez znaczenia, jeszcze obwinia mnie ze zniszczyłem jej relacje z jej rodzina bo powiedziałem im o jej zdradzie. Taka pokręcona logika gdyby temat był tylko między nami może było by łatwiej naprawić, teraz gdy wszyscy wiedzą nie ma już czego ratować. Musimy się rozwieść dla dobra obojga, ona chce być szczęśliwa a wie, że ze mną już nie będzie. Bo całe szczęście jakie mieliśmy sobie ofiarować, już sobie daliśmy - to są słowa po jednej z jej wizyt u psychologa. Ona ma plan by być sama ( z dziećmi).
Obudzony [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 08:29
Witaj
Widzę ze problem zdrady w naszej społeczności jest tak częsty jak grypa. Tylko ze nie mija tak szybko. Niszczy człowieka od środka i powoduje nieodwracalne zmiany.
Co do wypowiedzi Twardego to niestety zarówno jak u Ciebie jak i u mnie żony wręcz kipią egoizmem. Mówią "Teraz Ja". Ale wiedz ze to minie. To taki etap.
Wszystkie problemy ludzi są bardzo podobne. My mamy 2 dzieci i żony w tym samym wieku. Problem również ten sam. Nie ma lekarstwa czy przepisu na uratowanie małżeństwa ale warto wysłuchać innych i zmienić tę 50% związku.
Mojej żonie etap egoizmu juz przeszedł. Walczy z sobą. Intensywnie pracuje nad zmianą. Modli się o mnie o miłość o sile w kryzysie. I to jest najpiękniejsze dla mnie w tym momencie.
Nie rusza mnie ze gość wysyła jej smsy. Chciałem go dorwać i rozprawić się z nim ty tez przecież byś mógł ale po co. Aby zona miała pretekst to zwalnia winy na ciebie. Przyjdzie na gościa czas i tyle. Los się z nimi rozprawi😈.
Co do mieszkania osobno to powiem Ci ze 50% dzieci zapomina o ojcu po 2 latach niemieszkania razem a po 5 latach kontakt znika u 90%. Taki obraz z perspektywy ojca.
Co do Twojej żony to musiała by być perfidna do bólu aby wybrać smarkacza. To ze mówi o rozwodzie to może być przejściowe. Skup się na swoich wadach i poznaj siebie. Ja tez siebie poznaje od sierpnia. W sierpniu myślałem ze jestem mistrzem świata. A dzisiaj wiem ze bylem mega żałosny. Nie zdawałem sobie sprawy ze tak błache sprawy jak rozmowa przytulenie mówienie o zaletach małżonka robienie drobnych prezentów czy przysług może tak dużo wnieść do małżeństwa. Jest wiele rzeczy z których mężczyźni nie zdają sobie sprawy. Ja juz dużo wyniosłem z tego. Inaczej postrzegam swoją żonę. Myślę o niej jak o kimś wyjątkowym kimś z ogromnymi problemami i rozterkami. Chce jej pomóc i być przy niej. A sprawa z gościem to epizod którego pewnie jeszcze nie wyrzuciła z głowy ale jestem pewien że to minie.
Nie znamy swoich kobiet. Nie wiemy jak z nimi postępować . Rutyna życia nas zabiła. A pewność o tym ze malzonek cie kocha bo ty gi kochasz oslepila większość ludzi. Czytaj książki i poznawaj siebie. Przeorganizuj swoje życie. Bądź silniejszy od kogokolwiek.
Gnojek dał jej to czego ty jej dawno nie dałeś i to tak mocno ja przy min trzyma. On nie weźmie na siebie 2 dzieci. Moja żona tez uwierzyła w plany na przyszłość. Wspólne wyjazdy mega atrakcje... szaleństwo zero barier. Nic z tego nie wyszło. Została tylko pustka i rana.
Nie daj się. Walcz. Walcz o siebie o dzieci o żonę o to co najważniejsze o miłość i rodzinę.
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 09:10
Obudzony napisał/a:
Co do mieszkania osobno to powiem Ci ze 50% dzieci zapomina o ojcu po 2 latach niemieszkania razem a po 5 latach kontakt znika u 90%. Taki obraz z perspektywy ojca.
Obudzony - czy to Twoja opinia, czy wiesz z jakiegoś źródła? Jeśli ze źródła - to proszę, podaj je.
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 10:20
Obudzony napisał/a:
Co do mieszkania osobno to powiem Ci ze 50% dzieci zapomina o ojcu po 2 latach niemieszkania razem a po 5 latach kontakt znika u 90%. Taki obraz z perspektywy ojca.
Lekko się zgrzałem...Cóż Ty piszesz?
Co to ma być? Jaka do jasnej.....perspektywa ojca???
utka2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 10:22
A przede wszystkim walcz o siebie - swoją równowagę wewnętrzną, spokój, zainteresowania. Ty jesteś w tej chwili ważniejszy w tym kryzysie niż ona. Jak nie uratujesz siebie, to bedziesz miał ciężko ratowac małżeństwo, bo każde wspomnienie tego co było bedzie Cię rozdzierać od nowa.
Obudzony - życzę sobie, żeby kiedy mój mąż tak myślał ...
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 11:15 Re: dalszy ciąg historii
Witaj napoleonx
takie małe kilka uwag, do tego co piszesz...
Więc jak tu po ludzku mieć nadzieje na reaktywacje naszego małżeństwa, on nie ma uczuć, jesteśmy małżeństwem 8 lat, i w ciągu 4 miesięcy ona skreśliła i zniszczyła wszystko.
4 misiące to nic, to mgnienie, to epizod...
wiem - dla Ciebie na dziś, to wiecznośc, ale spójrz na swoje zycie inaczej, popatrzy wstecz i zastanów się ile to jest 4 miesiące w skali zycia?
Cierpliwości.
Zniszczyła wszystko?
Nie przesadzaj.
Teraz ją ponosi euforia. Teraz dla niej jest okres "teraz ja". To trwa, to musi trwać, to musi samo minąć - minie.
Ja próbowałem podać jej rękę, wybaczyć starałem się zmienić, dla niej to bez znaczenia, jeszcze obwinia mnie ze zniszczyłem jej relacje z jej rodzina bo powiedziałem im o jej zdradzie.
Ty nie masz próbować, tylko to zrobić - wybaczyć, zmienić się.
A nie zepsułeś jej relacji z rodziną? Zastanów się...nie jest tak?
Taka pokręcona logika gdyby temat był tylko między nami może było by łatwiej naprawić, teraz gdy wszyscy wiedzą nie ma już czego ratować.
No cóż...a nie jest tak ?
Wydaje Ci się, że to pokrętna logika, a to przecież fakt. Trudniej jest poskładać wszystko do tzw "kupy" jak wie o tym cała okolica.
Tak to niestety działa, że powiadomienie rodziny itp. w jakiś sposób "przyklepuje" stan zastany , przynajmniej większość "takich żon" to widzi w ten sposób.
Musimy się rozwieść dla dobra obojga, ona chce być szczęśliwa a wie, że ze mną już nie będzie. Bo całe szczęście jakie mieliśmy sobie ofiarować, już sobie daliśmy - to są słowa po jednej z jej wizyt u psychologa. Ona ma plan by być sama ( z dziećmi).
To jest plan, a plany nie tak często się realizują.
Daj czasowi czas. I daj SZEFOWI czas. I sobie też.
To bardzo przykre, co Ciebie spotyka, ale to dopiero uwertura. Jaki bedzie koncert, a jaki bedzie finał, to już w dużej mierze Twoja sprawa i wkład.
Nie poddawaj się tak szybko.
Nie zgodzę się ze stawianiem spraw takim jak Twardy i Obudzony - egoizm zony.
Po pierwsze ustawa sie już od wejścia w sposób negatywny odbiór osoby/żony, jej zachowań i działań.
Po drugie - chęć zatrzymania nieszczęśliwiej w związku osoby nie jest egoizmem?
To nie egoizm - to kryzys.
napoleonx [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 11:50
Musimy się rozwieść dla dobra obojga to słowa mojej małżonki
Ja jestem bardzo daleki od takiego rozwiązania, choć to co teraz się dzieje tylko nas do tego zbliża.
Ona szafuje tym pozwem, chce mnie tym złamać. Czy faktycznie zniszczyłem relacje z rodziną, ja szukałem pomocy, chciałem poprzez jej rodziców, wpłynąć na nią. Myślałem ze jak porozmawiają coś to niej dotrze. Teraz obraca się to przeciwko mnie. Jej rodzina traktuje mnie jak powietrze, doświadczyłem tego ostatnio na urodzinach szwagra. Ona nie ma wyrzutów sumienia ze zrobiła coś takiego, woli w tym trwać. Twierdzi że jak będzie sama to będzie lepiej dla niej, dla dzieci.
Walczyć, a wszytko co ona robi tylko mnie od niej oddala. Tworzymy fikcje.
Ja teraz nie mam ochoty rozwijać siebie, moje myśli krążą gdzieś wokół dzieci, bólu który rozrywa mi serce jak myślę ze nie będę obok nich codziennie. Perspektywa rozwodu to strach, który paraliżuje.
utka2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 12:13
Napoleonx - nic nie jest przesądzone, nie musisz być daleko od dzieci.
Pierwsze i podstawowe pytanie: skoro chce rozwodu, to złożyła pozew? Pewnie nie, czeka aż Ty złożysz. Chce szczęścia z tamtym? To dlaczego nie odejdzie?
Jeszcze jest czas na ratowanie, pamiętaj o tym.
Obudzony [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 12:44
Co do perspektywy ojca to miałem na myśli ze nie ma nic ważniejszego dla dzieci jak pełna rodzina. I trzeba walczyć o to choćby dla dzieci. Jak czujesz się zraniony i nie chce ci się patrzeć na żonę pomysł o konsekwencjach życia po rozwodzie. No łatwiej nie będzie. Nikomu. Można mnożyć przykłady.
Co do żony i sytuacji to rzeczywiscie czas pomoże i nic więcej. Ja nie potrafiłem tego długo zrozumieć. Dalej jest trudno.
Co do egoizmu to kryzys jest tożsamy z egoizmem. Jest taki etap w kryzysie podczas którego egoizm wręcz kipi w małżonka. Tak było u mnie. Może nie u wszystkich tak było. Nie trwało to długo ale bylo. Bylo ciężko ale trzeba to przejść zobaczyć żonę z innej perspektywy. Zobaczyć jej pragnienia. To TYLKO etap nie przyczyna wszystkiego tego co się dzieje. Przyczyna leży głęboko i należy ją odszukać.
Może ci się wydawać ze zona meczy się z tobą ze było by łatwiej. Na pewno tak jest meczy ją wszystko i pewnie i ona sama. Do tego dochodzi rodzina. Potem przyjdzie etap ze będzie złościć się na kowalskiego a ty będziesz pod ręką i tobie się obecnie. Daj jej czas. Powstrzymaj emocje.
Zobaczysz jak będzie. To matka 2 dzieci. Problemem jest to ze wzięła sobie pod skrzydła 3 dziecko. Wszystko minie. Zaczną się problemy skończy się miłość.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 14:54
Obudzony napisał/a:
Co do egoizmu to kryzys jest tożsamy z egoizmem. Jest taki etap w kryzysie podczas którego egoizm wręcz kipi w małżonka. Tak było u mnie. Może nie u wszystkich tak było. Nie trwało to długo ale bylo. Bylo ciężko ale trzeba to przejść zobaczyć żonę z innej perspektywy. Zobaczyć jej pragnienia. To TYLKO etap nie przyczyna wszystkiego tego co się dzieje. Przyczyna leży głęboko i należy ją odszukać.
Tak - kryzys jest tożsamy z egoizmem,
długotrwałym egoizmem w małżeństwie, obu stron.
Zapytam ponownie - czy potrzeba zatrzymania w małżeństwie nieszczęśliwego współmałżonka także nie jest swego rodzaju egoizmem?
A dalej już się zgadzam - Napoleonie, nie poddawaj się tak łatwo i szybko.
Czegoś brakło w waszym małżeństwie, że zona teraz jest na takim etapie.
Czytając Ciebie, to i tak masz więcej szans niż większość, bo jej wybranek nie rokuje większych nadziei na przyszłość.
Nie chce Ci się zajmować sobą. No cóż...nawet rozumiem.
Ale jak nie zajmiesz się sobą, to zostaniesz w martwym punkcie, a świat ucieknie Ci daleko.
Poczytaj coś, z polecanych na forum lektur, posłuchaj to, co można posłuchać w necie, pomyśl...tak na spokojnie, szczerze, sam ze sobą pomyśl. O sobie, o Twoim udziale w małżeństwie, o tym co się działo i dzieje.
Jeszcze wszystko przed Tobą, to dobre też.
edycja moderacji: poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2015-11-03, 14:58, w całości zmieniany 1 raz
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 15:30
lustro napisał/a:
Zapytam ponownie - czy potrzeba zatrzymania w małżeństwie nieszczęśliwego współmałżonka także nie jest swego rodzaju egoizmem?
taaak, egoizm podyktowany chęcią zapewnienia dzieciom pełnej rodziny, zaoszczędzenia im przeżyć związanych z rozpadem rodziny, przeżywaniem kryzysów związku żony i kochanka w który matka je bezkrytycznie wciąga dla własnej przyjemności.
Egoizm podyktowany odpowiedzialnością za druga polówkę - bo brak rozwodu jest utrudnieniem w ułożeniu sobie jej nowego związku...
Lustro,
czy brak zgody na egoistyczne dążenia zdradzającego, na pozbawione odpowiedzialności działania wciągania dzieci w swoje prywatne miłostki jest wg ciebie też egoizmem ?
Należy potulnie zgodzić się na żądania zdradzającego, będącego w amoku i cichutko schować się do kącika, żeby zdradzacz mógł swobodnie realizować swój plan zniszczenia i czekać dnia w którym się ocknie bądź nie ?
Brak zgody na egoizm jest podyktowany wyłącznie egoizmem uważasz ?
Również egoizmem jest wybaczenie zdrady i chęć dania szansy, wbrew poczuciu odrzucenia, poniżenia, zaniku poczucia swojej wartości, roztrwonieni zaufania, wybaczając oszustwo i złamanie ślubów ?
Co do ujawnienia prawdy o zdradzającym jego rodzinie :
- uważasz, że należałoby podążyć za tchórzostwem zdradzającego przed stanięciem twarzą w twarz z prawdą o swoich czynach ?
Cichutko w kąciku przeżywać traumę, zgodzić się na manipulowanie otoczenia przez zdradzającego i za żadne skarby mu w tym nie przeszkadzać, żeby przypadkiem nie poczuł dyskomfortu w zdradzaniu,
a samemu dać się zniszczyć psychicznie ?
A gdzie prawo do obrony ?
Obrony siebie, swojej psychiki, poczucia wartości, obrona swojej opinii wśród otoczenia.
Zdradzającemu wolno wszystko, a zdradzonemu pozostaje tylko go nie denerwować ?
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 15:48
lustro napisał/a:
Zapytam ponownie - czy potrzeba zatrzymania w małżeństwie nieszczęśliwego współmałżonka także nie jest swego rodzaju egoizmem?
Tak jest pewną formą egoizmu.
"Chce być szczęśliwy/a więc zostań ze mną" - można byłoby usłyszeć od wielu porzucanych osób.
I gdy mija osławiony CZAS słowa takie są coraz rzadziej wypowiadane...aż do całkowitego zaniknięcia.....pozostaje jakaś forma bólu
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-03, 15:50
GregAN, przeczytaj co napisała Ania w wątku sylwii----------
sylwiam81 bardzo współczuje ci tej okropnej sytuacji. Wszystko co przeżywasz jest mi bardzo dobrze znane, bo nawet okoliczności zdrady mojego męża są podobne. Polecam koniecznie lekturę Dobsona Miłość potrzebuje stanowczości, mnie ona otworzyła oczy i nauczyła stawiać granice. Twój mąż jest niedojrzały emocjonalnie i społecznie i niestety nie dojrzeje jeśli nie dasz mu ku temu okazji. Zapewniam, że wiara w jego wymówki, przeprosiny nic nie zmieni. Rozważ poważnie wszystkie opcje i nie bój się podejmować trudnych decyzji. Ja ze swojego doświadczenia uważam, że separacja była pierwszym najlepszym moim krokiem do uzdrowienia siebie i małżeństwa. Mój mąż też to potwierdza i podkreśla przy każdej okazji, że to iż pozwoliłam mu pójść w swoją stronę było dla niego kluczowym momentem. Sylwiam jesteś na starcie nowej drogi życia, jeśli zaufasz Bogu i dasz się prowadzić możesz doświadczyć prawdziwej miłości, którą oferuje Bóg i którą chce się z Tobą podzielić. Dopiero kiedy podłączysz się do Źródła, którym On jest, będziesz mogła uczyć się miłość na 100%, mądrej miłości. Nie bój się, nie jesteś sama. Polecam cię i was w modlitwie Bogu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.