Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Mąż z podejrzeniem zespołu Aspergera, ja kocham psy...
Autor Wiadomość
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 19:32   Mąż z podejrzeniem zespołu Aspergera, ja kocham psy...

Temat to skrót myślowy, ale dobrze oddający sedno sprawy.
Witam wszystkich forumowiczów. Jestem nieregularną obserwatorką forum od kilku lat, jednorazową uczestniczką spotkania sycharowskiego, młodą żoną (stażem, wiekiem nie bardzo). Jeden krok od próby uzyskania stwierdzenia nieważności sakramentu małżeństwa.
Potrzebuję wsparcia i porady, może zobaczenia pewnych spraw z innej perspektywy, jakiegoś pomysłu - dlatego piszę. Będzie pewnie długo, ale inaczej się nie da.
Ślub z Janem wzięliśmy po 3-miesięcznej znajomości. Poznaliśmy się w maju, w sierpniu się pobraliśmy. Dlaczego tak szybko? Z mojej strony dlatego, że byłam przekonana, przynajmniej przez dwa pierwsze miesiące znajomości, że taki jest Boży plan na moje życie.
Pewnośc ta była konsekwencją logiki wydarzeń, jakie miały miejsce szereg lat przed naszym poznaniem. W skrócie - wyjazd za granicę na 6lat, w międzyczasie wizyta u Sióstr w Rybnie i tam Słowo, przekazane przez jedną z Sióstr, że mam wrócic do Polski, "bo tu (cytuję), Pan Jezus przygotował plan dla Ciebie"; zaufanie, że tak własnie mam zrobic, a więc i powrót (wbrew wszelkim zdroworozsądkowym przesłankom: brak pracy, brak mieszkania, brak czegokolwiek), a potem całkowicie cudowne znalezienie pracy z mieszkaniem, po roku zamknięcie firmy, cały czas modliłam się o męża i o to, by mój synek mógł ze mną byc. Sprawę w sądzie (to osobny wątek) dotyczącą opieki nad synem wygrałam, straciłam pracę z mieszkaniem i poznałam Jaśka w odstępie kilku dni. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Ponieważ moje młodzieńcze emocjonalne ekscytacje zawsze kończyły się nieciekawie, postanowiłam postawic na wolę Bożą, o której rozeznanie również usilnie się modliłam. Zaręczyliśmy się piorunująco szybko, nie mieliśmy czasu tak naprawdę dobrze sie poznac. Ale co tam poznanie dla osoby, która już zaufała Panu Bogu na maxa i kiedy Jasiek stanał na mojej drodze, objawił mi się jako mój wymodlony mąż :) Tym bardziej, że było to w momencie, kiedy był tak naprawdę jedyną opcją na pozostanie w Polsce, a przecież Siostry z Rybna mówiły...
Miesiąc przed ślubem moja pewnośc wyboru i prędkich działań zapadła się nieco w sobie i poleciałam do księdza z rodzinnej parafii z prośbą o wspólne odprawienie nowenny do Ducha Św o światło w sprawie tego ślubu. Brac czy poczekac. Ksiądz chętnie się zgodził i tak 9 dni my w domach i on u siebie odmawialiśmy nowennę. Spotkaliśmy się po tych 9 dniach, ja z coraz większymi rozterkami w głowie i sercu, ksiądz ze słowami: masz tyle czasu ile potrzebujesz. Jasiek w tym wszystkim miał mi za złe, że wszystko przygotowane, a ja strzelam focha i chcę się naradzac z Duchem Sw. Nie dostałam światła na tyle jasnego, by wiedziec na pewno. Inaczej - nie dojrzałam go. Teraz dostrzegam, ale to już trochę późno....
Ślub wzięliśmy.
Przepraszam, napiszę później resztę, na 20 mamy Mszę u nas w kościele.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 20:24   

Smuga

Czekamy na resztę.
Jednocześnie przypominam, żebyś pisząc nie podawała szczegółów, które pozwoliłyby Cie zidentyfikować.
 
     
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 23:36   

Dobrze.
Stworzyliśmy więc rodzinę: mój mąż, ja i mój świeżo odzyskany syn (który miał dołączyc do mnie wkrótce po wyjeżdzie za granicę, lata temu, ale sprzeciwili się temu dziadkowie, u których przebywał, ze strony jego taty. Dlatego skończyło się w sądzie).
Od początku było ciężko. Sytuacja była nowa dla nas wszystkich. Mąż, który długo był kawalerem; syn, który wsiąkł już w inne środowisko, nawiązał znajomości, nieplanowana rozłąka ze mną miała też wpływ na nasze więzi i relacje, do tego wkraczał już w wiek dojrzewania, i ja - z całą serią emocjonalnych zranień z przeszłości, z kategorii tych najcięższych.
Kiedy sięgam pamięcią to najwyraźniej widzę dwie kwestie: zupełny brak zainteresowania synem z męża strony, stosunek na tyle obojętny, że potrafił nie powiedziec do niego słowa przez kilka dni; i doświadczenie ogromnej samotności spowodowanej brakiem ... interakcji, co zawiera w sobie cały szereg rzeczy: brak rozmowy, brak jakiegokolwiek czułego gestu, inicjatywy kontaktu, i werbalnego, i nawet wzrokowego, nie wspominając o dotyku.
To od początku mocno mnie frustrowało. Byłam gotowa do rozmów, do tłumaczenia swoich potrzeb emocjonalnych (choc każda kobieta musi się uczyc tego tłumaczenia, bo z natury ich po prostu oczekuje, a miec po tłumaczeniu to już nie to samo ;) ) , jednak napotykałam mur nie do przejścia. Jakiekolwiek uwagi Jasiek traktował jako atak na siebie, i nawet w błahych sprawach bronił jak lew swoich zachowań, uważając je za całkowicie normalne, a mnie za zrzędę i czepialską.
Wtedy zaczęłam zauważac rzeczy (słowa, zachowania, ale szczególnie tok rozumowania) u Jaśka, które, ciężko to określic, nie mieściły się w normach, i społecznych, i takich zwykłych, nad jakimi nigdy się nie zastanawiamy, ale je po prostu przyjmujemy, bo obserwujemy u innych. I szybko wyłapujemy kiedy ktoś od nich odbiega.
Podam przykład: Do Jaśka dzwoni telefon. Ja jestem obok. Jasiek odbiera i mówi: Słucham? Po chwili mówi do słuchawki: przepraszam na chwilę, zaraz oddzwonię. I sie rozłącza, odwraca do mnie i pyta: "Co to znaczy, jak ktos mówi, że z tej strony Tomasz? To z drugiej kto to jest?"
Powiedziałam mu, że to takie zwyczajowe powiedzenie, że ktos się przedstawił. Jasiek uspokojony oddzwonił do tego Tomasza i rozmowa toczyła się w miarę normalnie. Tylko w miarę, bo mój mąż nie potrafi rozmawiac przez telefon, zaczyna się wtedy jąkac, drapiac bez przerwy po głowie, i generalnie wygląda na mocno spanikowanego. Niezależnie, czy zna tę osobę osobiście czy nie.
Inny przykład, przepraszam jeśli niesmaczny, ale prawdziwy: Jesteśmy w kuchni, 3 osoby - teśc, Jasiek i ja. Siedzimy na blatach kuchennych wszyscy i rozmawiamy. Nagle, w trakcie rozmowy, Jasiek podnosi się na rękach, puszcza głośnego bąka, siada spowrotem, nie przerywając rozmowy, nie zauważając mojego zażenowania. Nie ma słowa przepraszam, nic. On tego nie zarejestrował. Przykłady mogę mnożyc. Piszę o tym tylko dlatego, że nie chciałabym byc posądzona o wmawianie mężowi, czy też sobie samej, że dzieje sie coś dziwnego.
Bo dla mnie to było dziwne. Nie na tyle jednak, żeby poszukiwac na to jakiejś jednostki chorobowej. Ot, ekscentryk, może niewychowany. W te dziwne zachowania wpisuje sie także brak umiejętności ściszania głosu w miarę zbliżania się rozmówcy - czy stoi sie 1 metr czy 5 od niego, Jasiek nieodmiennie prawie krzyczy, co po kilku miesiącach jest po prostu nie do zniesienia.
Gdyby jednak to były tylko jakies zachowania typu niegrzeczne, to byłoby naprawdę całkiem znośnie.
Najgorsze jest to, że Jasiek potrafi ranic. Słowami. Do krwi. I często to robi.
Zgoda, że trafiło na przewrażliwieńca, jednak na takie rany nawet nosorożec nie byłby gotowy.
Ale może zanim przejdę do tematu ranienia i obwiniania dokładnie za wszystko, co się dzieje, napiszę skąd ten Asperger.
Od jakiegoś czasu nasi wspólni (wcześniej moi) znajomi zaczęli zadawac mi pytania: czy Jasiek przeszedł porażenie mózgowe, czy miał jakiś ciężki wypadek, czy ja widzę, jak on dziwnie patrzy (a raczej nie patrzy, a nawet odwraca się od rozmówcy w czasie rozmowy) i dziwnie się porusza. Jedna ze znajomych nie owijała w bawełnę, studiowała pedagogikę oligofreniczną i spytała wprost, czy mój mąż ma spektrum autyzmu zwane zespołem Aspergera. Dla mnie było to całkowite novum, zaczęłam szperac w internecie, wchodzic na fora, szukac. Trafiłam na stronę, gdzie w kilkudziesięciu punktach opisane były objawy tego zespołu. I zdębiałam. Jasiek wyczerpywał prawie wszystkie.
Bardzo dyplomatycznie spróbowałam podpytac, czy słyszał o tym zaburzeniu, co sądzi o możliwości, że właśnie jego to dotknęło. Zwyczajowo natknęłam się na zaprzeczenie, negację, wyparcie i przerzucenie na mnie podejrzenia o jakąś chorobę. Nie było, nadal nie ma, możliwości żadnej dyskusji na ten temat.
Znalazłam jedyny w Trójmieście ośrodek diagnostyczny, przeprowadziłam ponad dwugodzinną rozmowę telefoniczną z dwiema paniami psycholog, które zajmują się Aspergerem i uzyskałam informację, że na ile jest możliwe diagnozowanie telefoniczne takich rzeczy, to podejrzenie jest słuszne. Mąż odmówił wizyty tam i poddania się badaniom. Powodem jest to, ze to go upokarza i jest całkowita bzdurą.
Sama widzę, że unikam sedna jak mogę, ale dłużej się nie da.
Mój mąż nigdy w życiu nie powiedział do mnie po imieniu, nigdy go nie użył. Nigdy mnie nie przytulił, nie podszedł do mnie i nie dotknął sam z siebie. Mój mąż mówi wprost, przy moim synu, że gdyby był inny, to może by go polubił, ale że jest jaki jest (ku mojemu smutkowi woli żarówiaste kolory i żel na włosach, zamiast znoszonych traperów i poezji śpiewanej, ale ta młodzież teraz taka własnie jest), to najlepiej, żeby wyjechał skąd przyjechał, bo nie ma spokoju przez niego. I że nie ma mowy, żeby go pokochał, bo gdzies usłyszał, że faceci nie kochają tak po prostu, tylko za coś, a syna nie ma za co kochac bo jest beznadziejny. Jasiek mówi wprost, co mysli, ponieważ jest pozbawiony empatii. Na tym polega właśnie to zaburzenie. I to sie nigdy nie zmieni.
Nie musze chyba mówic, co czuję, kiedy mój syn musi tego słuchac. Co się we mnie budzi, a co umiera. To boli niewyobrażalnie.
Samotnośc rosła, a ja zaczęłam obrastac w zwierzęta. Niedawno dopiero zrozumiałam, że one były/są substytutem uczuc, których nigdy nie miałam od męża. Przygarnęłam kilka bezdomnych psów i kotów, pokochałam je, a one mnie i kiedy mnie witały po powrocie do domu, cieszyły się, tuliły - czułam się szczęśliwsza. Jasiek prawie codziennie mi je wypomina, mówi wprost, że ich nie cierpi, w kłótniach grozi, że koty wywiezie do lasu. Nawet jeśli nigdy by tego nie zrobił, te słowa mnie bolą, bo to pokazuje, że nie jest dal niego ważne to, co ważne dla mnie. tak po prostu.
Kiedy kot złamał łapkę, Jasiek powiedział (zupełnie poważnie), że lepiej go uśpic bo szkoda czasu na weterynarza. Widok moich łez rozsierdza go i zaczyna psychicznie znęcac się nade mną w sposób, jaki trudno opowiedziec. Mówi słowa, jakich nie chcę powtarzac.
Ja zaczęłąm na to wszystko reagowac agresją. Zaczęło sie od tłuczenia kubków i talerzy. Była akcja (przykrośc) i moja reakcja (latające naczynia). Było jeszcze gorzej, Jasiek NIE ROZUMIAŁ co ja robię,i dlaczego, bo nigdy nie potrafił zrozumiec, że rani mnie to, co mówi.
Dla niego byłąm wariatką, bo "ludzie przeciez mają jakieś hamulce" Im bardziej tłukłam, tym bardziej logicznie tłumaczył mi, że z nim wszystko ok, tylko ja jestem niezrównoważona psychicznie.
Te wszystkie sytuacje sie kumulowały, natężenie przykrych słów sięgnęło zenitu, kiedy obwinił mnie za śmierc mojej mamy, która zmarła na nowotwór kiedy miałam 18 lat. Chciał, żeby mnie zabolało, wiedział, że zaboli, zawsze celnie wymierza ciosy, używa całej inteligencji, żeby wyciągnąc wszystko, o czym wie, że może mnie dotknąc i nie przebiera w słowach. Wtedy było za wiele, uderzyłam go, rzuciłam sie z bezsilności z łapami i tłukłam na oślep. Przestał mówic. Osłupiał. Zadziałało. Odtąd, kiedy tylko mnie zranił, ręce same mi leciały w jego kierunku. Czy się wstydzę? Nie, jestem wściekła kiedy to piszę, bo nie pamiętam razów, ale ból jego słów wciąż we mnie jest. Taka prawda.
Problem został przez niego zdiagnozowany. To ja mam problem. Jestem przemocowcem, jestem nienormalna, mam się leczyc. Byłam tak zszokowana i przerażona tym, co się ze mną dzieje, że też chciałam. Nie uwierzyłam, że w głowie mi sie poprzestawiało tylko dlatego, że miałam kontekst całego swojego życia bez żadnych tendencji do jakiejkolwiek przemocy. Jednak nie chciałam przeciez tak reagowac, dlatego poszłam do psychologa. Tam dowiedziałam się, że ja jestem ofiarą przemocy psychicznej, a przez to on fizycznej. Terapii nie było.
I tak to trwało przez dwa lata. Oprócz tego, że opadłam z sił i przestałam używac przemocy, po prostu teraz juz tak nie bolą okrutne słowa. Zniszczyliśmy wszystko, co było do zniszczenia. Ja mam, na pewno subiektywne, ale moje i głęboko odczuwane poczucie zniszczonego życia; zniszczonego życia mojego syna, który nie chce byc z nami - wcale mu się nie dziwię, chce wrócic do dziadków, posunął się nawet do tego, że w szkole powiedział pani psycholog o naszych kłótniach, a ta powiadomiła sąd rodzinny, niedawno był u nas kurator i po rozmowie z synem uznał, że skoro on nie chce tu byc to będzie wnosił o ingerencję w prawa rodzicielskie. To mnie załamało. Winię siebie, że nie dałam rady z tym wszystkim, że dawałam ponieśc sie emocjom, a z drugiej strony obwiniam męża, o to, ze do tego doprowadził. Rozumiem to zaburzenie, ale nie umiem się z nim pogodzic. Tak życ ja nie potrafie. Życie z osobą ze spektrum autyzmu, to największa samotnośc, jakiej można doświadczyc, bo w małżeństwie. Ma się dokładne zaprzeczenie tego, czym małżeństwo powinno byc. Nie jesteśmy w stanie nic zbudowac. To się oczywiście wiąże także z zamknięciem na macierzyństwo, nie wyobrażam sobie tak unieszczęśliwic małego człowieka. Jestem zdewastowana psychicznie. Całkowicie odsunęłam się od Pana Boga, zostały tylko te Msze coniedzielne. I nie wiem, czy to faktycznie był plan Góry na moje, nasze życie i moja słabośc niewypełnienia go. czy wręcz przeciwnie, zbyt szybka decyzja, złe rozeznanie. Nigdy nie myslałam, że będę chciała unieważnic sakrament, ale nie widzę innego wyjścia. Bo jestem za słaba nawet, żeby się modlic. Budzę się w środku nocy i zaczynam płakac, choc nie chcę i nie mogę przestac kilka godzin. Czuję coraz to nowe fale smutku, bólu i żalu, że to wszystko tak się potoczyło. Potrzebuję pomocy, dlatego napisałam.
 
     
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 23:50   

Chciałam jeszcze dodac, że tych zwierzaków nie przygarnęłam wbrew woli męża. O każdym doskonale wiedział i wyrażał akceptację. Kiedy uznał, że więcej żadnego nie przyjmiemy to faktycznie tak się stało.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 09:48   

Smuga napisał/a:
Mój mąż nigdy w życiu nie powiedział do mnie po imieniu, nigdy go nie użył. Nigdy mnie nie przytulił, nie podszedł do mnie i nie dotknął sam z siebie.


Smugo, zastanawia mnie co w takim razie było podstawą do podjęcia decyzji o ślubie skoro mąż, reagował od zawsze na Ciebie tak jak w powyższym cytacie.
Bo jeśli oparłaś się tylko na sugestiach siostry z Rybna a pojawienie się Jana w Twoim życiu odczytałaś jednoznacznie i skojarzyłaś z tym co ona sugerowała, mało tego wprowadziłaś to w życie, to z całą pewnością masz jakiś poważny problem i sama także potrzebujesz poukładać co nieco w sobie pod okiem specjalisty.

Jesteś matką nastoletniego syna, zatem masz za sobą juz poważny związek z ojcem dziecka i mając za sobą takie doświadczenie podjęłaś decyzję o ślubie w 3 miesiące. Z logicznego punktu widzenia taka decyzja nosiła w sobie szereg niewiadomych, była ryzykowna już na starcie, co faktycznie zamanifestowało się w Twoim życiu i niestety poprzez Twoją niefrasobliwość, także w życiu Twojego syna.

Smuga napisał/a:
Jasiek mówi wprost, co mysli, ponieważ jest pozbawiony empatii.
Na tym polega właśnie to zaburzenie. I to sie nigdy nie zmieni.

Nie wiem na ile ludzie z Aspergerem poddają się zmianom w czasie terapii, ale skoro on nie chce się jej nawet podjąć , nie wiesz nawet czy faktycznie jest to Asperger.
Brak empatii jest cechą wspólną różnych zaburzeń.
Naistotniejsze jest by skupić się na tym jak ten brak empatii oddziałowuje na życie Twoje i Twojego dziecka.
Może najpierw należałoby rozważyć seperację byś mogła wraz z synem dojść do siebie, uleczyć swoje zranienia, nabrać dystansu a co najważnijesze by Twój syn dostrzegł w Tobie matkę, która robi jakiś konkretny krok by jego chronić.
Taki krok poza ewidentnymi profitami dla Ciebie i syna mógłby stanowić dla męża poważny sygnał, że zmiany są konieczne a trwanie w takim układzie jak do tej pory stało się przez Ciebie i syna niemożliwe do zaakceptowania.
Nie wiem na ile jesteś gotowa na zmiany ale z całą pewnością "stanie w miejscu" niczego nie zmieni.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 10:42   

Smuga

Dużo tych problemów w Twoim życiu. Twoje złości, postawa męża, ucieczka syna (od tej sytuacji).
Coś mi się wydaje, że Ty robiłaś wszystko, żeby uzasadnić sobie związek z mężem. Ślub w trzy miesiące? Mi się wydawało, że ja za szybko wziąłem ślub, bo po roku czasu, ale trzy miesiące? Czyżbyś była tak spragniona bliskości drugiej osoby, żeby podejmować taką decyzję? Tym bardziej, że mąż zachowywał się dziwnie. Tylko Ty tego nie widziałaś, lub nie chciałaś widzieć.
Postaraj się zająć swoim życiem, bo małżeństwo Ci się niedługo rozpadnie a wcześniej stracisz syna.
Więcej spokoju i odpowiedzialności.
 
     
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 12:07   

należy bardzo poważnie rozważyć czy małżeństwo jest w ogóle ważne bo zostało zawarte przez osoby z których
1 jedna ma najprawdopodobniej ciężkie zaburzenie psychiczne , które uniemożliwia normalne relacje międzyludzkie, czyli jednym słowem jest niezdolne do małżeństwa
2. druga weszła w związek sugerując się ogólna radą siostry zakonnej ze Bóg przygotował dla niej plan. i uznała ze jest to ten właśnie plan.

Niech to rozpatrzy sąd biskupi i wyda werdykt.

Z drugiej strony przestroga dla takich osob jakta siostra, które mówią w imieniu Boga - niechcący możemy skrzywdzić człowieka
Gdyby Smuga tego nie usłyszała może by do takich komplikacji życiowych nie doszło.
 
     
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 13:32   

Kenya - decyzja o ślubie nie była podyktowana tylko i wyłącznie słowami Siostry z Rybna. Opisałam sytuację skrótowo, ale tych "za" było wiele więcej. Faktycznie Jasiek nie był ekstrawertyczny, nie inicjował przytulania czy brania za rękę, jednak nie reagował na moje pierwsze kroki w sposób zaskakujący, odsuwaniem się czy tężeniem, jak to robią autystycy. Robił na mnie wrażenie osoby zamkniętej w sobie, nieśmiałej. Tłumaczyłam sobie to tak, że on po prostu taki jest, taką ma naturę. Osoby z zespołęm Aspergera często są w ogóle nie diagnozowane, bo w relacjach z innymi są postrzegane właśnie jako ekscentrycy i oryginały, zbyt zapobiegliwi, lekko neurotyczni, ubrani czasem dziwacznie, bo nie potrafią kolorystycznie i stylistycznie dobrac ubrań, wypalający prosto z mostu, co myślą; nie poddający się normom społecznym, bo ich nieznający i niezauważający. Przy tym im większą mają inteligencję, tym lepiej się maskują, wyciągając wnioski z przeszłych sytuacji, zapamiętują czego nie mówic i nie robic żeby nie budzic zdziwienia lub rozbawienia.
Dlatego ciężko było mi uchwycic ten moment, kiedy to już nie była niezdarnośc czy ekscentryzm, a rzeczy wskazujące na zaburzenie. Równiez brak poczucia humoru, który takie osoby cechuje, nie musiał byc u Jaśka od razu objawem zespołu. Jednak wszystko razem do kupy dało się zebrac później, 3 miesiące to zdecydowanie za krótki okres...
Połączyły nas podobne poglądy, może to dziwnie zabrzmi, ale polityczne i zamiłowanie do gór. Wiele godzin razem przegadaliśmy, podobnie chcieliśmy by wiara była ważna w naszym życiu. Trudno o tym pisac, ale na pewno nie było to tak proste, jak w skrócie opisałam.
Na pewno wpływ na taką szybką decyzję miało to, co wydarzyło się w ostatnim roku mojego pobytu za granicą. Mniej więcej rok przed poznaniem Jaśka. Byłam zaręczona z kimś, z kim byłam parę lat, cudzoziemcem. Miesiąc przed planowaną datą, kiedy w urzędzie był już oznaczony termin i zaklepany dzień w kościele, mój narzeczony zerwał zaręczyny. Powodem była jego mama, która nie zgadzała się na ten ślub, była mu przeciwna od początku, aż w końcu zastosowała szantaż emocjonalny. To długa historia i całkiem osobny temat, ale po tej sytuacji moje nastawienie do "wielkiej miłości", jaką z pewnością był Paul, zmieniło się diametralnie. Kochałam go bardzo.
Teraz dopiero, pisząc to wszystko, widzę, jaki wielki bałagan mam w życiu.
Jestem gotowa na zmiany, natomiast nie mam fizycznej możliwości separacji. Mieszkam u męża, w jego mieszkaniu. Pracuję w szkole za minimalną płacę, nie stac mnie więc na wynajęcie nawet kawalerki, opłacenie jej i utrzymanie syna. Są równiez zwierzęta, z jakiegokolwiek powodu wzięte, to jednak są i nie wyobrażam oddania ich do schroniska.
Gdzie mogłabym zwrócic się o pomoc psychologiczną, z kim mogłabym tu, w Trójmieście porozmawiac o małżeństwie, o tym co się dzieje?
Niestety, nie mogę płącic 120zł za sesję z psychologiem, na to nie mam pieniędzy. Próbowałam w Stowarzyszeniu Psychologów Chrześcijańskich, ale tyle to tam właśnie kosztuje.
 
     
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 13:44   

Jacek - staram się właśnie zając swoim życiem, tzn napisanie tutaj to pierwszy krok, żeby coś z tym zrobic. Ponieważ o tym, co się dzieje w naszym małżeństwie z nikim nie rozmawiam, czuję, że przytłacza mnie to bardzo.
 
     
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 17:26   

Smuga wiesz już pewnie jak trudna jest terapia osób z z Aspergera. Mogą się one wyuczyć pewnych zachowań ale nie nauczą się empatii czy właściwych relacji. Tym bardziej ze maz jest juz dorosly i dodatkowo nie widzi zadnej potrzeby terapii.. Będzie najprawdopodobniej tak samo jak do tej pory lub gorzej. Jak piszesz nie wiedziałaś nic o chorobie- a jest to ciężka choroba. Powinien Ci o niej powiedzieć , jak nie on to jego rodzice.
W sytuacji w której jesteś lepiej byś się wyprowadziła. Możesz poszukać dla zwierząt nowego domu. Dla siebie i syna znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Już w tej chwili możesz mieć problem jeśli sąd czy sam syn podejmie decyzję o wyprowadzce . Sama też będziesz coraz bardziej znana.
 
     
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 17:39   

Nie znana tylko znekana i udreczona. Są w internecie stowarzyszenia osób i rodzin z z Aspergera. Idź do terapeutów i ośrodków . Poznaj prawdę o tej chorobie. I to czego możesz oczekiwać w przyszlosci
 
     
Ania65
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-03, 14:15   

Smuga bardzo ci współczuję cierpienia, którego doświadczasz. Twoje życie z tego co opisujesz rzeczywiście jest pełne trudnych doświadczeń i bólu. Przytulam cię i powierzam w modlitwie. Niestety z tego co piszesz widać, że bardzo prawdopodobne jest to iż twój mąż ma Aspergera. Niestety i twoje zachowania wskazują na problemy ze sobą. Zachęcam cię byś skorzystała w pierwszej kolejności z wizyty u terapeuty, żeby najpierw pomóc sobie. Poszukaj bezpłatnej pomocy, przecież w większych miastach są też poradnie zdrowia psychicznego, z których można skorzystać w ramach NFZ. Zachęcam cię też to pójścia na spotkanie Sycharu i zapisanie się na 12 kroków. Kiedy zaczniesz coś robić dla siebie i popracujesz nad emocjami to będziesz mogła zająć się małżeństwem.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8