Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy dopuszczalne jest współżycie w czasie kryzysu?
Autor Wiadomość
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-29, 16:04   Czy dopuszczalne jest współżycie w czasie kryzysu?

Moi Drodzy; Czytam Was od kilku tygodni. Nie mogę napisać o sobie zbyt wiele, bo moja historia jest na tyle "wyjątkowa", że mogłaby mnie zidentyfikować...
Przez wiele lat żyłam w (jak mi się wydawało) bardzo szczęśliwym związku małżeńskim, jednak pewnego dnia okazało się, że moje życie jest fikcją. Mój mąż praktycznie od początku małżeństwa prowadził podwójne życie. Zdrady (zarówno romans, jak i prostytutki) to tylko jeden z wielu tematów tej fikcji... Scenariusz mojego życia mógłby być scenariuszem filmowym. Zastanawiałam się poważnie nad tym, czy moje sakramentalne małżeństwo w ogóle jest ważne.
Początkowo był tylko ogromny ból. Potem chęć zemsty ale z pomocą przyszła mi Nowenna Pompejańska. Ta modlitwa mnie uratowała w każdym znaczeniu tego słowa. Już w trakcie Jej odmawiania zaczęły pojawiać się maleńkie cuda. W moje ręce wpadały wspaniałe książki, trafiłam na forum. Zapanował we mnie niesamowity spokój i pewność, że wszystko się ułoży - że nasze małżeństwo będzie ocalone.
Mąż od początku twierdził, że mnie kocha, że bardzo pobłądził w życiu, ale zrobi wszystko, żeby to naprawić. Mimo tych deklaracji jeszcze wielokrotnie łapałam go na kłamstwach, ale z czasem zaczął otwierać się przede mną coraz bardziej.
Jego słowa przełożyły się na określone czyny. Nie schował głowy w piasek, ale zabrał się do działania. Ja rozpoczęłam pracę nad sobą.
Zaczęliśmy z sobą rozmawiać, jak nigdy wcześniej. Zaczęliśmy się z sobą zaprzyjaźniać. Myślę, że przed nami jeszcze długa droga, ale chyba oboje chcemy nią kroczyć. Oczywiście zachowuje dużą rezerwę do deklaracji mojego męża i do jego zachowań, gdyż potrafił on już wcześniej świetnie grać. Mamy dziecko. Chcę, aby miało pełną rodzinę. Od kilku miesięcy jesteśmy w faktycznej separacji. Z pewnością w bliskiej przyszłości to się nie zmieni, bo z pewnych przyczyn nie może się zmienić.
Bardzo brakuje mi bliskości fizycznej i nie wiem, jak w kryzysie należy podchodzić do współżycia seksualnego. Czy jest ono dopuszczalne mimo tego, że jeszcze "nie wróciliśmy do siebie", że rany się nie zagoiły, że nic nie jest przesądzone?
Nie wiem, jak podejść do tego delikatnego tematu.
 
     
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-30, 14:43   

Witaj Agata.

Dobrze, że widzisz potrzebę zadbania o to by nie pisać szczegółów, które mogą, identyfikować osoby i staraj się o tym pamiętać.

Napisałaś, że czytasz FP od kilku tygodni, więc po trosze poznałaś charakter Forum.

Zadałaś pytanie:
Agata1980 napisał/a:
Bardzo brakuje mi bliskości fizycznej i nie wiem, jak w kryzysie należy podchodzić do współżycia seksualnego. Czy jest ono dopuszczalne mimo tego, że jeszcze "nie wróciliśmy do siebie", że rany się nie zagoiły, że nic nie jest przesądzone?


Agata, mając na uwadze swoje własne doświadczenia, widzę tutaj odpowiedź, że trzeba uporządkować te sprawy, przez które jest separacja i które blokują Wasz powrót do siebie. Poza tym napisałaś:
Agata1980 napisał/a:
Mój mąż praktycznie od początku małżeństwa prowadził podwójne życie. Zdrady (zarówno romans, jak i prostytutki) to tylko jeden z wielu tematów tej fikcji...


- Jeśli tak jest z przeszłości i piszesz ponadto:
Agata1980 napisał/a:
Oczywiście zachowuje dużą rezerwę do deklaracji mojego męża i do jego zachowań, gdyż potrafił on już wcześniej świetnie grać.
to zastanów się, czy mąż już aby się zmienił???? Może teraz powinien zrobić badania, czy jest zdrowy? Nawet wtedy trzeba odczekać kilka miesięcy!

Nie bój się stawiać wymagań, bo najwyraźniej Twój mąż dostaje na tacy, to o co powinien powalczyć, nie z Tobą - ale sam ze sobą.
 
     
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-31, 12:21   

Hubcia576 bardzo dziękuję za odpowiedź.

Powód naszej separacji jest bardzo złożony - a powrót do siebie blokuje nam głównie jego finansowy aspekt. Mąż za moimi plecami prowadził interesy, o których nie miałam pojęcia. Interesy te pociągnęły za sobą duże straty finansowe. Ponadto również za moimi plecami mąż utrzymywał inne osoby (nie chodzi tu o kochanki ani pozamałżeńskie dzieci, ale o członków jego rodziny). To wszystko sprawiło, że popadł w ogromne długi. Jedyną szansą dla niego było przyjęcie propozycji pracy w Niemczech.
Tak jak pisałam w moim pierwszym poście, przez lata żyłam w szczęśliwym związku. Tak mi się wydawało. Tak inni widzieli nasze małżeństwo i tak ja je widziałam. Jak się okazało to szczęście było fikcją.
W pierwszym okresie po tym, jak ujawniło się "drugie życie" mojego męża był we mnie tylko ból, wściekłość i chęć zemsty. Uważałam, że zrobił mi coś strasznego, na co ja nie zasłużyłam. Swojej winy nie widziałam w ogóle. Potem przyszła refleksja i spojrzenie na nasze małżeństwo z boku.. To przyniosło przerażenie. Obraz mnie, jako idealnej żony rozbił się na tysiąc kawałków, chociaż za taką zawsze się miałam...
Od początku naszego związku byłam stroną dominującą. Wszystko wiedziałam najlepiej i oczekiwałam, że mąż będzie żył według mojego scenariusza. To ja decydowałam o pracy, jaką ma wykonywać, o zainteresowaniach które może realizować, o znajomych z którymi może się widywać - oczywiście dla jego dobra, bo ja "osoba rozsądniejsza" zawsze lepiej wiedziałam co jest dobre dla niego i dla naszego małżeństwa... W towarzystwie uchodziliśmy za pantoflarza i "słodką jędzę". Kiedy mój mąż postępował zgodnie z moimi życzeniami byłam czuła, kochana i słodka, kiedy "próbował się postawić" karałam go milczeniem i brakiem seksu... Tak właśnie próbowałam go "wychować". Nie chciałam go skrzywdzić. Robiłam to z troski o niego, bo zawsze uważałam go za człowieka o gołębim sercu i wielkiej naiwności życiowej. Chciałam uchronić jego i nasze małżeństwo przed błędami, które wydawało mi się, że on może popełnić, zwłaszcza, że z domu wyniósł "lekką rękę do wydawania pieniędzy", całkowicie zaburzoną wizję zarabiania pieniędzy, a także żelazną zasadę wzajemnej rodzinne pomocy za wszelką cenę.
Nie uchroniłam... Popełnił wszystkie te błędy (i wiele więcej, których nawet nie przewidywałam) za moimi plecami... Wiedział, że rozmowa ze mną nie ma sensu, bo ja nie umiem rozmawiać. Jeśli mam określony pogląd w sprawie to mówię, że tak ma być i kropka, wpadam w nerwy, robię awanturę a na koniec przestaję się odzywać.. Dlatego przestał mi się sprzeciwiać. Przestał również o wielu rzeczach mi mówić. Wolał kłamać, przemilczeć, oszukać...
Mój mąż ma ogromną potrzebę akceptacji siebie i swojej rodziny, dlatego jeśli coś mogło postawić w złym świetle jego lub jego rodzinę wolał kłamać..
Stworzył sobie alternatywny świat, w którym "chciał być prawdziwym facetem". Marzył o zarabianiu dużych pieniędzy, bo moja sytuacja finansowa (z domu rodzinnego) była nieporównywalnie lepsza od jego sytuacji, chociaż ja nigdy (tak mi się przynajmniej wydawało) nie dawałam mu tego odczuć..
Kolejne porażki przynosiły mu ogromny stres. Pojawiły się problemy zdrowotne - nerwobóle. Wydaje mi się - tak wywnioskowałam - że zdrady były sposobem na "odreagowanie"...

Minęło 8 miesięcy od wyprowadzki męża.. Od tego czasu zrobił wiele - zwłaszcza w sprawie uregulowania spraw finansowych. Myślę, że on jeszcze się nie zmienił, bo zmiana to długotrwały proces. Nie można się zmienić z tygodnia na tydzień.. Widzę jednak, że się stara. Ja pewnie też jeszcze się nie zmieniłam, chociaż pracuję nad sobą z wszystkich sił. Najważniejsze jest to, że jest ta chęć zmiany. We mnie zmianę można zauważyć stosunkowo łatwo i jest ona zauważalna dla otoczenia (z tego co słyszę) - poskromienie jędzowatości i dominacji. Prawdziwą zmianę w zachowaniu męża będzie dostrzec bardzo trudno, bo przecież on zawsze był czuły troskliwy uczynny i taki jest..

Dużym krokiem do przodu są nasze rozmowy - inne niż wszystkie dotychczas. Ja staram się zachować w nich szacunek do niego, jego uczuć i problemów, a on stara się mówić o tym, co dotychczas zawsze przede mną ukrywał, o tym co nie jest kolorowe, co stanowi problemy.. Nie narzucam mu swojego zdania, tylko doradzam.

Krótko mówiąc mój mąż ma wiele "własnych" problemów (głównie finansowych), które musi rozwiązać zanim dostanie zielone światło na powrót do domu - to jest jeden (ale nie jedyny) z moich warunków. Nie jest tak, że ja od niego nie wymagam. Wymagam. Dużo wymagam. Może nawet za dużo.. Sprawdzam. Jednocześnie moja postawa jest życzliwa i ciepła. Nie wiem, czy taka powinna być. Czy lepiej gdybym była zimna i niedostępna... Boję się takiej postawy, bo właśnie ona (na "niewłaściwe" zachowania mojego męża) sprowadziła nasze małżeństwo na złą drogę. Chcę się zmienić, stąd zmiana mojego zachowania.

Chciałabym pójść z mężem na terapię małżeńską, ale póki on będzie pracował w Niemczech i przyjeżdżał co 2-3 tygodnie do Polski chyba to się nie uda. On też chce takiej terapii, więc pewnie przed powrotem do siebie nam się to uda.

Wydaje mi się, że na taki prawdziwy powrót, tj. wspólne mieszkanie, potrzebujemy duuużo czasu, mierzonego być może nawet w latach. Póki co on kiedy przyjeżdża do Polski mieszka u swojej rodziny. Ja muszę zobaczyć tą prawdziwą zmianę... Nie wiem jeszcze jak, ale głęboko wierzę, że Bóg pomoże mi ją odróżnić od kłamstwa.

Do tego czasu musimy jednak budować relacje na nowo. Ja mam bardzo dużą potrzebę bliskości fizycznej. Mój mąż również. Zastanawiam się, czy taka bliskość może coś zepsuć między nami, czy wręcz odwrotnie.. Nie chcę go odtrącać, karać brakiem współżycia tak jak robiłam to wcześniej, tym bardziej, że jednocześnie karałabym siebie.

Myślałam, że po tym o czym się dowiedziałam (że mnie zdradzał - również z prostytutkami) nigdy nie będę chciała, żeby mnie dotknął. Przez pierwsze miesiące tak było. Robiło mi się nawet niedobrze na widok prezerwatyw na stacji benzynowej, bo kojarzyły mi się z tym, co mi zrobił... Stopniowo przychodziła zmiana. Powoli... Dziś wiem, że jestem na to gotowa, wiem, że tego pragnę.

Podobno mąż był mi wierny już rok przed naszą separacją, ale mimo to badań oczywiście nie odpuszczę.

Zastanawiam się, jakie książki mogłabym mężowi podsunąć do poczytania w ramach jego rozwoju duchowego.

Z ufnością czekam na Wasze rady.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 00:24   

Agatko,
czytam Twój drugi post i oczom swoim nie wierzę.
Widzę, że postanowiłaś wziąć na siebie odpowiedzialność za nieodpowiedzialne, czy wręcz niegodziwe postępowanie męża.
Owszem, Twój dominujący charakter i jędzowatość z którymi się identyfikujesz, mogły stanowić problem w komunikacji, ale na miły Bóg, nie mogą być przyczyną takiej fikcji jaka stała się Twoim udziałem a która jest dziełem Twojego męża. To nie ta bajka.

Prawdopodobnie, by móc w ogóle unieść ciężar jego działań a te zaistniały przecież na wielu płaszczyznach, postanowiłaś znaleźć przyczynę owych wysoce patologicznych zachowań męża w sobie. Idąc tym tokiem rozumowania doszłaś do wniosku, że jeśli Ty się zmienisz to jest szansa, że mąż automatycznie się zmieni.
Tylko, że zmiana męża miałaby dotyczyć jego skłonności do patologicznego kłamstwa, zdrad oraz nadużyć finansowych.
A takie zachowania są następstwem zaburzeń osobowości, które w tym przypadku czynią męża skrajnie nieodpowiedzialnym. To nie mija ot tak, z chwilą złożenia deklaracji o poprawie.
Agata1980 napisał/a:
Wydaje mi się - tak wywnioskowałam - że zdrady były sposobem na odreagowanie"...

Takich kwiatków w Twoim poście jest znacznie więcej.

Agata1980 napisał/a:
Mój mąż praktycznie od początku małżeństwa prowadził podwójne życie.
Zdrady (zarówno romans, jak i prostytutki) to tylko jeden z wielu tematów tej fikcji...


Prowadzenie podwójnego życia przez wiele lat wymaga nie lada zaangażowania.
Wygląda na to, że wciąż nie zadajesz sobie sprawy z czym masz do czynienia, jaka jest ranga tego problemu a także z czym tak naprawdę przyjdzie się Tobie mierzyć.
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 08:05   

a jak jest u Was w sprawach chodzenia do kościoła, modlitwy, wiary w Boga ?
to co opisujesz - to po części moja historia, moja jest bez happy endu...
mam nadzieję, że jednak Twój mąż dostąpił wielkiej łaski uzdrowienia i jest tak jak piszesz
bo bez Boga ciężko mi uwierzyć w taką przemianę....a wiem co piszę, sama miałam taki "egzemplarz" w domu i przerabiałam "nawrócenie" męża, jednak nawrócenie było to pozorne bo bez Boga i o pewnym czasie padło...

ze swojej strony polecam Wam konferencje zamieszczone na naszych stronach, wiele można się nauczyć, zrozumieć
 
     
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 12:45   

Być może jest tak, że zobaczenie w sobie kogoś innego niż mi się dotychczas wydawało, pomaga mi udźwignąć ten ciężar.. Tak jak pisałam nie było tak od razu. Początkowo chciałam tylko zemsty. Dopiero rozpoczęcie pracy nad sobą, którą zalecacie na forum i lektura wielu książek pokazały mi, że nie byłam żoną idealną. Że nasze małżeństwo nie było czarno-białe, lecz nosi wiele odcieni szarości. Nie biorę na siebie winy za kłamstwa, oszustwa i zdrady mojego męża. Nic nie dało mu prawo do tego, aby tak bardzo mnie skrzywdzić. Biorę odpowiedzialność tylko (lub aż) za to, że w tym małżeństwie mój mąż nie mógł być sobą chcąc żyć "w zgodzie" ze mną. On wiele razy próbował mi mówić o swoich potrzebach, ambicjach, pragnieniach - a ja nie miałam do nich żadnego szacunku. Nasze rozmowy kończyły się moim stanowczym "nie zgadzam się, jeśli Ci nie pasuje to możemy się rozstać". Uważałam się od niego lepsza, mądrzejsza, zaradniejsza. Szczyciłam się tym, jak "on mnie słucha". Myślałam, że powinien leżeć mi u stóp.

Uwierzcie, że bardzo trudno jest mi się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Przed mężem się jeszcze nie przyznałam i nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobię. Nie chcę, żeby w jakiś sposób czuł się usprawiedliwiony..

Ja podobnie jak Ty kenya "diagnozuję" u mojego męża kłamstwo patologiczne. Uważam, że potrzebna tu jest pomoc specjalisty, ale póki on nie wróci do Polski nie ma szans na taką terapię. Sama chce się wybrać do psychologa po poradę, jak pomóc takiej osobie. O taką pomoc zwracam się też do Was.

Co do tego na co kenya zwróciłaś uwagę a propos odreagowania niepowodzeń zdradami to zaczerpnęłam "ten pomysł" ze strony Szkoły Formacji Duchowej, gdzie jest napisane: "Mogą to być przewlekłe osobiste lub rodzinne kryzysy, wówczas zdrada bywa odreagowaniem emocji z nimi związanymi. Do nich należą na przykład: porażki w życiu zawodowym, kłopoty finansowe, trudności w budowaniu relacji z innymi ludźmi (szczególnie w przeżywaniu bliskości), choroby własne lub członków rodziny, relacje z rodzicami, problemy z dziećmi. Oczywiście ludzie zadają sobie pytanie, dlaczego niektórzy odreagowują właśnie w taki, często bardzo destrukcyjny sposób. Odpowiedzi pomaga szukać terapeuta, a kryją się one w specyfice związku i będących w nim osób, ich historii, doświadczeniach w relacjach z bliskimi osobami, wzorcach funkcjonowania zaczerpniętych z rodzin pochodzenia."

Zdaję sobie sprawę ze skali problemu i wiem, że sama bym sobie z nim nie poradziła, ale przecież "dla Boga wszystko jest możliwe" dlatego Jemu powierzam nawrócenie mojego męża i ocalenie naszego małżeństwa.

Obydwoje jesteśmy z rodzin katolickich - praktykujących. Co niedzielę byliśmy z mężem na Mszy Świętej. Mój mąż nie korzystał jednak zbyt chętnie z sakramentu pokuty. Nie widziałam go też nigdy klęczącego w domu na modlitwie. Ja się modliłam, chociaż czasem w zabieganiu modlitwa ograniczała się do znaku krzyża. Teraz całkowicie powierzyłam wszystko Bogu, dlatego głęboko wierzę, że mimo całej beznadziejności tej sytuacji, zostałam wysłuchana. Czy nie jest tak, że uzdrawia i ratuje nas siła naszej wiary?

W trakcie tych kilku lat małżeństwa otrzymałam od męża bardzo dużo ciepła, czułości, troski i pomocy. Był dla mnie wsparciem zarówno w trudnych chwilach, kiedy niemal otarłam się o kalectwo, jak i na codzień - spełniając każdą moją prośbę, wykonując wiele obowiązków domowych, wspaniale opiekując się naszym dzieckiem.

Również po ujawnieniu się jego drugiego życia - przez ostatnie miesiące - zrobił wszystko, żeby ochronić mnie i dziecko przed skutkami finansowymi jego porażek - jednocześnie nie próbując unikać poniesienia konsekwencji finansowych wobec osób trzecich.

Oddał w moje ręce narzędzia, którymi w jednej chwili mogłabym go zniszczyć, jeśli tylko taką będę miała wolę - wszystko na dowód swoich dobrych intencji.

Modlę się do Ducha Świętego, aby oświecił mnie mądrością - tak abym w najwłaściwszy sposób postępowała wobec męża - z korzyścią dla nas i naszego małżeństwa.

Uważacie, że nasz problem jest tak duży, że nie powinnam podejmować próby ratowania tego małżeństwa?
Uznałam, że pracę powinnam zacząć od siebie, bo na to mam największy wpływ. Tak zrobiłam. Tak jak pisałam, widzę wyraźną zmianę w zachowaniu męża. Oczywiście nie mówię, że teraz będzie już pięknie i kolorowo, ale przecież od czegoś trzeba zacząć.

Zaproponowałam mu Mszę o uzdrowienie - powiedział, że pójdzie chętnie.
Zaproponuję mu spowiedź z całego życia.
Terapia - jak tylko pojawi się taka możliwość.

Co jeszcze powinnam zrobić?
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 12:59   

Agata1980 napisał/a:


Do tego czasu musimy jednak budować relacje na nowo. Ja mam bardzo dużą potrzebę bliskości fizycznej. Mój mąż również. Zastanawiam się, czy taka bliskość może coś zepsuć między nami, czy wręcz odwrotnie.. Nie chcę go odtrącać, karać brakiem współżycia tak jak robiłam to wcześniej, tym bardziej, że jednocześnie karałabym siebie.



Sama sobie odpowiedziałaś.
Kieruj się swoja intuicją a nie radami obcych ludzi z internetu.
Maż niech zrobi badania i .... na co czekać ?
Bliskość fizyczna jakby nie patrzeć zbliża a nie oddala.
Możesz oczywiście trzymać męża w ramach pokuty 3 lata na dystans....ale po co?
Prawda jest taka, że jak pokażesz mężowi swoją "zimną" stronę, tak jak kiedyś
to nie możesz być pewna, że mąż w ascezie będzie czekał latami na zbliżenie.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 15:18   

Agata1980 napisał/a:
Uważacie, że nasz problem jest tak duży, że nie powinnam podejmować próby ratowania tego małżeństwa?


Nie uważam, że taka próba nie powinna mieć miejsca, owszem POWINNIŚCIE ale OBOJE podjąć taką próbę.

Agata1980 napisał/a:
Uznałam, że pracę powinnam zacząć od siebie, bo na to mam największy wpływ. Tak zrobiłam. Tak jak pisałam, :!: widzę wyraźną zmianę w zachowaniu męża.


Oczywiście jest jak najbardziej wskazane by zmiany zacząć od siebie , by przyjrzeć się sobie i siebie na ile to możliwe skorygować.

Jednocześnie piszesz mario, że przez wiele lat żyłaś w bardzo szczęśliwym związku co finalnie okazało się być fikcją, że od męża otrzymałaś wiele ciepła, czułości, troski i pomocy.
Moje pytanie brzmi:
jak teraz jesteś w stanie odczytać, czy ta obecna postawa męża, także pełna ciepła, czułości i troski jak dawniej, tym razem jest prawdziwa a nie jest takim samym pozorem jak była wcześniej?

Skąd przekonanie, że oto teraz dokonuje się w mężu radykalna zmiana a jego reakcje tym razem są prawdziwe? Przecież masz do czynienia z kimś kto jest wirtuozem w kwestii stwarzania pozorów a Ty przez wiele lat małżeństwa żyłaś w całkowitej nieświadomości co do jego drugiego życia.

Agata1980 napisał/a:
Uważam, że potrzebna tu jest pomoc specjalisty, ale póki on nie wróci do Polski nie ma szans na taką terapię.
Sama chce się wybrać do psychologa po poradę, jak pomóc takiej osobie.
O taką pomoc zwracam się też do Was.


No właśnie. W mojej opinni pomoc specjalisty jest mężowi absolutnie NIEZBĘDNA.
Bez niej, zakładając nawet, że będzie wystarczająco zdeterminowany i uda mu się spłacić w ciągu kilku lat waszej seperacji swoje długi, będzie wciąż tym samym człowiekiem, ze swoimi "przypadłościami" wiodącymi go do destrukcji.

Sama także powinnaś się udać do psychologa, lecz głównie dlatego by sobie pomóc, by zdobyć stosowną wiedzę, poznać mechanizmy wiodące męża do takich zachowań oraz by zobaczyć siebie na ich tle.
Na tym etapie wydaje Ci się, że jest to głównie kwestią jego woli, żeby się zmienił, ale obawiam się że problem jest znacznie bardziej złożony.
Właściwie to dziwię się bardzo, że jeszcze do tej pory nie jesteś na terapii.

Agata1980 napisał/a:
Wydaje mi się, że na taki prawdziwy powrót, tj. wspólne mieszkanie, potrzebujemy duuużo czasu, mierzonego być może nawet w latach.


Jak ten powrót miałby się dokonać, jeśli to co najważniejsze (jego terapia) miałoby się dokonać dopiero po tym jak on zapracuje na długi?
Jakie życie będzie wiódł przez te kilka lat zagranicą, sam, być może samotny?
Jaka transformacja w kierunku pozytywnych zmian ma szansę się w nim odbyć jeśli nie będzie miał szansy pracować nad sobą pod okiem specjalisty?
 
     
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 20:47   

Kenya - masz rację.

Terapia to podstawa. Mąż ma być w Niemczech jeszcze maksymalnie 6 miesięcy. Potem wraca do Polski. Nie wiem, czy powrót do Polski będzie powrotem "do domu". Raczej nie, bo przed powrotem do domu chciałabym, aby przeszedł terapie itp.

Te 6 miesięcy trzeba jednak jakoś przetrwać. Myślałam o:
- wykładach na CD np. Kobieta + Mężczyzna. Obdarowani sobą czy skazani na siebie? Czyli o sztuce budowania więzi. - Jacek Pulikowski (wykład AUDIO)
- spowiedzi generalnej
- długich wspólnych rozmowach
- mszach o uzdrowienie

Co jeszcze mogę mu podsunąć? Jak jeszcze mogę mu pomóc?
Czuję, że jemu naprawdę zależy na odbudowie tego małżeństwa. Gdyby nawet ta odbudowa się nie powiodła to chcę mu pomóc jako człowiekowi, jako ojcu naszego dziecka.

Zastanawiam się też nad takimi nieregularnymi wizytami u psychologa - w czasie kiedy będzie w Polsce. Czy coś takiego w ogóle miałoby sens?
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 01:42   

Kto?, Co? – Mąż,
Kogo? Czego? (mi brakuje) – Męża,
Komu? Czemu ? (się przyglądam)- Mężowi,
Kogo? Co? (widzę)- Męża,
O kim? O Czym? (myślę) – o Mężu,
Z kim? Z Czym? (rozmawiam) – z Mężem,
Wołacz – O! Mężu!

Agato, tak już było wiele lat, z tego co piszesz. I mimo zmiany okoliczności jest nadal. Musi być poukładane, komuś. Bardzo mało Ciebie w tych opisach. Wrzuciłaś sobie tylko obraz zbyt dominującej żony, z jakichś przyczyn było Ci to potrzebne. Czy faktycznie narzucałaś swoje wybory, zdanie mężowi, czy też po prostu brałaś za to co on zrobi odpowiedzialność? Rozważałaś kwestię odpuszczenia kontroli? Zastanawiałaś się dlaczego tak bardzo i wszystko chcesz mieć właśnie „pod kontrolą”? I jaki to ma sens? Czy przez lata nie zauważyłaś żadnych symptomów fikcji , czy też je wyrzucałaś z głowy?
Czy pytanie w tytule wątku wynika z rzeczywistej potrzeby tak wielkiej intymności, bliskości, jedności, bezpieczeństwa z Mężem, czy też jest nadal formą sprawowania kontroli nad tym co się wymknęło? Pisałaś, że ta sfera Waszego pożycia była traktowana przez Ciebie ( a w rezultacie przez Was) jako nagroda i kara i dalej, że nie chcesz siebie karać…coś się zmieniło w Twoim podejściu w tym zakresie?
Odpowiadając na pytanie w temacie - nie ma zakazu, jest dopuszczalne. Z tego co słyszałam tylko w przypadku seksoholików proponuje się terapię w formie czasowego zaprzestania kontaktów seksualnych. A i to jest tylko propozycją. Dorośli ludzie sami podejmują decyzję, czegokolwiek nie zrobią i tak tylko sami poniosą tego konsekwencje.
 
     
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-18, 16:36   

Dziękuję Wam Kochani za rady.

W ostatnim czasie:

1) Byliśmy z mężem na pierwszym spotkaniu z psychologiem (Pan Bóg czuwa i działa - w poradni z której chciałam skorzystać pracuje 12 psychologów - kiedy zadzwoniłam okazało się, że terminy są bardzo długie, ale akurat ktoś odwołał wizytę na następny dzień - zależało mi na czasie bo mąż był w Polsce dość krótko- termin zwolnił się akurat do Pani psycholog, która działa w katolickich poradniach małżeńskich, prowadzi kursy 12 kroków itp. Poczułam dotyk Pana Boga). Wrażenia z pierwszego spotkania początkowo były mieszane. Troszkę dotknęły mnie słowa pani psycholog, choć już sama wcześniej z Bożą pomocą odkryłam w sobie to o czym do mnie mówiła. Stwierdziła, że jestem osobą, która koniecznie chce wszystko kontrolować, co prawdopodobnie wynika z jakichś lęków, dominującą, sztywną w relacjach (tzn. trudno mi nawet wysłuchać odmiennej opinii nie mówiąc już o tym, żeby się z nią zgodzić). Jednocześnie wskazała, że mimo "mojego trudnego charakteru" czyny mojego męża są "wielkiego kalibru" i widzi w naszym małżeństwie minimum 4 kryzysy... Całe szczęście widzi możliwość terapii w nieregularnych odstępach czasu - w trakcie przyjazdów mojego męża do Polski. Ponadto doradziła mi terapię indywidualną w związku z trudnymi przeżyciami, jakie mnie spotkały...

2) W stosunku do męża jestem konsekwentna. Postawiłam wymagania, na które przystał i skrupulatnie pilnuję ich wykonania.

3) Pracuję na sobą - dużo czytam zarówno polecanych tu lektur, jak i Pismo Święte. Modlę się regularnie.

Zastanawiam się co jeszcze powinnam robić, żeby ratowanie mojego małżeństwa szło w dobrą stronę. Czekam na kolejne rady.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8