Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc
Autor Wiadomość
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 00:17   Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Witam, jestem na forum od niedawna, znalazlem je szukajac sposobow na zmartwychwstanie mojego malzenstwa. Jestem zonaty od ponad 4 lat, w zwiazku od 7, mamy dwojke cudownych dzieci ktore mocno kochamy. Moje malzenstwo wisi na wlosku, glownie z mojej winy. Zreszta to na sobie sie skupie, jako ze zawsze wolalem na starcie rozliczac samego siebie. Niemal dwa tygodnie temu, gdy podjalem rozmowe o naprawie naszego malzenstwa (duzo sie ostatnio klocilismy), zona wydusila w koncu, ze mnie nie kocha tak jak kiedys (dzien pozniej uslyszalem ze nic do mnie nie czuje). Wydusila, bowiem mam troche wrazenie, jakbym sam jej wlozyl to w usta, pytajac czy mnie kocha. Od razu zaznacze, ze zona jest osoba oszczedna w slowach, skryta, niezbyt skora do zwierzen i rozmow na trudne tematy (o ile dotycza jej). Wtedy doznalem przebudzenia - nagle zaczalem rozumiec co sie dzieje, i co jest tego powodem. Tkwilem w szponach nalogu - gry na telefonie. Przez ponad 2 lata krzywdzilem swoja zone, stopniowo ja od siebie oddalajac, powodujac ze przestala za mna tesknic, potrzebowac, wreszcie - kochac. Niektoresprawy zrozumialem automatycznie - nagle olsnienie. Inne czytajac na temat kryzysu w dniach kolejnych, sporo na tym forum. Zrozumialem ze zaniedbalem ja, przestalem adorowac, spedzac z nia czas, stawialem na miejsu za gra. Nierzadko podczas grania zasypialem na sofie w salonie, przez co odzywczaila sie mocno i od mojej obecnosci w malzenskim lozu. Dzieci tez zaniedbywalem (przynajmniej w stosunku do tego jak byc powinno), ale zazwyczaj zaczynalem granie, gdydzieci juz byly w lozkach. Rodzina zawsze byla moja najwyzsza wartoscia, po Bogu oczywiscie. Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje (powody - temat rzeka), jednakze malzenstwo zawarlem w kosciele, dzieci rowniez sa ochrzczone. A wiec wracajac - rodzina byla w moich myslach najwazniejsza, przez granie (ucieczka przed problemami, porazkami) stracilem ten moj glowny zyciowy cel z oczu - zaniedbalem to co najwazniejsze. W weekendy co prawda bylem z rodzina (co nie znaczy ze nidgy nie gralem, ale zwlaszcza w ostatnim polroczu staralem sie nie przesadzac), nawet zona uwaza mnie za dobrego ojca. Tak czy owak - mimo sygnalow i napominan - nie obudzilem sie gdy byl jeszcze czas. Moze zabraklo wlasciwej, spokojnej ale stanowczej rozmowy, ale to nie jest mocny punkt mojej slubnej, poza tym nie moge jej winic za wlasne uzaleznienie. Po przebudzeniu z wirtualnego koszmaru w ktorym tkwilem, postanowilem zmienic siebie (natychmiast rzucilem gre) i ratowac nasze malzenstwo. Niestety z dnia na dzien zona jest coraz bardziej oschla i worgo nastawiona. Na poczatku mowila nawet abym ja przytulal (seks i pocalunki odpadly), teraz juz nawet to ja boli. Czesciowo to moja wina - popelnilem wszystkie mozliwe bledy po przebudzeniu, ale ze jestem z natury osoba szczera i prostolinijna, musialem sie jej wyspowiadac, przyznac do win, preprosic i prosic o szanse. Szanse dla nas, nawet jesli ze wzgledu na nia czy mnie - to na dzieci. Zaczalem duzo bardziej sie starac ja wspierac w obowiazkach domowych (wczesniej tez je wykonywalem, ale bardziej wtedy gdy mi wskazala aby to czy tamto zrobic), nadrabiac sprawy ktore od dawna zaniedbywalem. Niestety - bardziej doswiadczeni tu wiedza, ze to przynosi odwrotny skutek - moje starania i przebudzenie wywolaly jeszcze wieksza zlosc i niechec do mojej osoby (co jak czytalem jest typowe). Dzis, podczas rozmowy na temat zawodowy (zastanawiam sie nad zmiana pracy i uznalem, ze powinnismy te decyzje podjac wspolnie), wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju (zwlaszcza pierwsze dni - bylem w totalnym szoku, moj swiat zaczal sie sypac, trudno w takim przypadku zachowac spokoj. Zaproponowalem rowniez terapie malzenska, niby wstepne zaintereowanie jest (badz bylo i zniklo- jak wspominalem - zona w przeciwienstwie do mnie, jest osoba ktora nie jest zbyt skora do zwierzen. Moj swiat sie wali, ale chce podjac walke. Dlatego prosze Was o pomoc. Jak odzyskac zaufanie zony? ona nie wierzy w to ze moge sie zmienic. Co pownienem robic? Czego nie? Wiem ze przede wszystkim potrzebny jest czas, i tylko modle sie o nadzieje, ze zona zdecyduje sie dac nam jeszcze jedna szanse.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 07:00   

Witaj, Pavel, u nas na forum :-)
Dobrze, że zdecydowałeś się opisać swoją historię, pamiętaj jednak aby nie zamieszczać imion i nie podawać szczegółów, po których możesz być łatwo rozpoznany w realu, staramy się tu chronić naszą prywatność ze względu na dobro nasze i naszych bliskich.
Na pewno już przekopujesz się przez materiały z forum, bardzo warto, zwłaszcza warto przesłuchać nagrania ze wszystkich naszych rekolekcji.

Pytasz się co robić, a czego nie. Masz rację, że czas jest tu ważny, trzeba dać czasowi czas. Ale w tym czasie Ty powinienieś działać mądrze. Przede wszystkim w kryzysie najpierw zajmujemy się sobą, co oznacza że robimy małżeński rachunek sumienia, Ty chyba już taki zrobiłeś, choć warto go na bieżąco robić. To co nam wyszło w tym rachunku sumienia niefajnego - naprawiamy. A to oznacza, że jeśli diagnozujesz u siebie prawdopodobny nałóg grania jako ucieczki od problemów, to zajmujesz się nim najpierw na terapii Ty, a dopiero potem ruszasz temat terapii małżeńskiej.
Pewnie teraz myślisz, że halo, przecież ja już nie gram, obudziłem się. Tak, ale to usunięcie skutku, a nie przeczyny. Przyczyną pierwotną było nie radzenie sobie z problemami, ucieczka od nich, dopiero skutkiem - granie. Zajęcie się problemem u źródła pokaże też Twojej żonie, że poważnie podchodzisz do sytuacji kryzysu i robisz wszystko aby jego przyczyna nie powróciła.
I najważniejsze - najlepsza motywacja byłaby taka, że naprawiasz siebie dla siebie, aby być lepszym człowiekiem, a nie dla żony. Inaczej każde jej zachowanie odtrącające Cię zabierze Ci motywację do zmian. A nie o to chodzi.
No i najważniejsze, ratujemy małżeństwo z Bogiem pod rękę, co oznacza że żyjemy korzystając z łask sakramentu małżeństwa. Co oznacza, że korzystamy z innych sakramentów - pokuty i pojechania, Eucharystii. Rusz temat, bo możesz wkrótce się przekonać, że sił starczy Ci tylko na 2 kilometry, a do przebiegnięcia jest maraton.
Ale - uszy do góry, dasz rade :-)
 
     
Obudzony
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 07:09   

Witaj.

W sumie to mogę ci powiedzieć ze u mnie sytuacja wygląda identycznie. Nie grałem na telefonie ale czas który powinienem poświęcić żonie przeznaczalem na coś innego.

Wiedz ze na dzień dzisiejszy moja sytuacja zmieniła się znacznie. Na początku było tak jak u Ciebie a dodatkowo zona nie patrzyła na nikogo jak czołg który wystartował niszczyła wszystko co jej na drodze stanęło. Nie widziała sensu zmiany swojego postanowienia.

Mogę Ci jedynie doradzić abyś tak szczerze spróbował się zmienić. Wirtualnosc zamień na rzeczywistość. Zajmij się dziećmi ale nie na pokaz na chwile. Pomysł o nich stan się ich przyjacielem najlepsza zabawka. Jesteś ojcem. Bądź wiec nim dla nich. Pokaż żonie to wszystko.

To była pierwsza rzecz która pomogła mi się zbliżyć do żony. Powiem ci ze ona długo w to nie wierzyła. Oj naprawdę długo. A mnie to tak bolało. Odnalazłem siebie w roli ojca którym byłem ale nie ojca co myślał jak zapewnić im byt ale ojca który chce przeżyć z nimi życie i nauczyć ich jak najwięcej.

Co do żony to ciężki orzech. Ja próbuje wszystkiego. Wiedz ze niczego nie przyspieszysz. Na początek daj jej dużo siebie ale bez przesady. Spróbuj granie na telefonie zamienić na inne zajęcie może jakieś wspólne z zona. Spróbuj się wyciszyć i nie denerwować jak pomimo twoich starań zona będzie dalej cie odpychać.

To wszystko wróci pod jednym warunkiem. Nie możesz wrócić do grania i pokazywania ze telefon stał się wazniejszy od żony. Pamiętaj o rozmowie z żoną. Poruszaj różne tematy nawet te najcenniejsze strony waszego małżeństwa. Lepiej potem dzień się boczyć ale będzie wam potem łatwiej. Głaskanie nic ci nie da. Bynajmniej mi nic nie dało.

Uwierz w siebie. Nie poddawaj się.! Módl się za was.
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 08:56   

Dziekuje za odpowiedz. Bylem wczoraj juz tak wykonczony, ze zakonczylem pisanie zanim przelalem wszystkie mysli. Wiem, ze to ze calkowicie przestalem grac, nie oznacza calkowitej wolnosci. Pokusa pewnie wroci wiele razy,ale wiem ze mam sile aby ja pozegnac na wejsciu. Przyczyny nalogu byly dwie - pierwsza to nieumiejetnosc pogodzenia sie z porazka - nie udalo mi sie cos w zyciu, poczulem, ze zawiodlem rodzine. Mysle ze w jakis sposob uciekalem od zycia. Drugi - jak cos robie to w to calkowicie wsiakam, bez wzgledu na to co to jest. . Jesli chodzi o Boga - modle sie - o przebaczenie, aby zona mi wybaczyla i oczywiscie o szanse. Moim zmartwieniem jest fakt, iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek), we mnie, w odrodzenie milosci. Jest uparta jak osiol i nie potrafi rozmawiac na trudne tematy. Nie ma w swoim otoczeniu osob mogacych wlac w nia wiare, a mozliwosc, ze otworzy sie podczas terapii (o ile do niej dojdzie) jest srednio-nikla. Teraz sie mocno zastanawia, nie moze sie przemoc aby dac nam szanse ze wzgledu na dzieci. W gre raczej nie wchodzi zdrada (raczej, bo 100% pewnosci miec nigdy nie mozna). Ja nie bede mial szans, aby pokazac jej swoja zmiane - bo tak jak pisalem - dzieci za bardzo nie zaniedbywalem, pracy rowniez, a ona sie ode mnie odcina - wiec nie bede mial szansy okazac, ze chce juz zawsze byc przy niej. Jedyne co moge robic - to pracowac nad swoja chyba najwieksza wada - lenistwem, modlic sie i ......czekac, na szanse ktora moze nadejdzie.
Obudzony - od czytania Twego watku rozpoczalem przygode na tym forum. Dzieki za slowa otuchy, bede pracowal nad soba dla siebie, dzieci, zony - dla wszystkich. Nie chodzi o zmiane na pokaz, a do powrotu takiego mnie, jakim bylem wczesniej - plus dodatkowe pozytywne zmiany. Ojcem tez zawsze mozna byc coraz lepszym, wiec praca nad tym nigdy sie nie konczy. Moja sytuacja jest o tyle latwiejsza (i moze trudniejsza zarazem), ze nie ma osoby trzeciej. Jest za to moja zona - osoba z natury trudna i nieprzenikniona, zamknieta i kompletnie wrogo nastawiona. Nie wiem jak sobie z ta wrogoscia radzic. Jak naprawic to co w niej peklo...
Ostatnio zmieniony przez 2015-10-10, 09:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:04   

Pavel napisał/a:
iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek)

A dlaczego nie do końca wierzy mężczyznom?
Wynika to z jej doświadczeń z dzieciństwa, czy już z wieku dorosłego?

Pavel napisał/a:
Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje

Pavle
Co byś powiedział o wegetarianinie, który objada się kotletem schabowym?
Taki sam jest wierzący, niepraktykujący. Jeżeli wierzysz, to zacznij praktykować. Nawet chyba w UK można znaleźć kapłanów. Pominę już modlitwę codzienną. To daje siłę!
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:15   

Jacek-sychar napisał/a:
Pavel napisał/a:
iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek)

A dlaczego nie do końca wierzy mężczyznom?
Wynika to z jej doświadczeń z dzieciństwa, czy już z wieku dorosłego?

Dziecinstwo.
Pavel napisał/a:
Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje

Pavle
Co byś powiedział o wegetarianinie, który objada się kotletem schabowym?
Taki sam jest wierzący, niepraktykujący. Jeżeli wierzysz, to zacznij praktykować. Nawet chyba w UK można znaleźć kapłanów. Pominę już modlitwę codzienną. To daje siłę!


Wlasnie przyklad kotleta i wegetarianina spowodowal moje odsuniecie sie od kosciola. To dlugi temat, mysle ze nie ma sensu go poruszac w tym miejscu, aczkolwiek na sam dyskusje jestem otwarty. Napisze tylko, ze kiedys mocno praktykowalem, jezdzilem na oazy i pielgrzymki.
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:51   

Pavel,
są osoby które mówią, że nie chodzą do kościoła bo coś ich odepchnęło od kościoła.
A to jakiś ksiądz zachował się niewłaściwie, a to powiedział coś nie tak, a to osoby które chodzą do kościoła po wyjściu z niego zachowują się niewłaściwie itd...
Ludzie znajdują powodów wiele, a właściwie to nie oni, to zły podsuwa im takie myślenie aby odsunąć ich od Boga. I udaje mu się to.
Wygląda, że należysz do jednych z nich, jak kiedyś wielu z nas obecnych tu na forum.

Sam kiedyś ne chodziłem w niedzielę na mszę, ale uważałem się za wierzącego.
Dzisiaj wiem, że osoba wierząca chodzi na mszę (i nie tylko), a osoba która nie uczęszcza na mszę po prostu nie wierzy.
Można się oszukiwać, że tak nie jest. Wszystko można sobie wytłumaczyć. Ale co z tego jeśli nadal będzie się łamało 3 przykazanie?
Czy osoba wierząca ma gdzieś to, że łamie przykazania?

Pavel napisał/a:
Napisze tylko, ze kiedys mocno praktykowalem, jezdzilem na oazy i pielgrzymki.


To może utraciłeś tą wiarę?

Wybacz, że tak ostro, ale chcesz ratować małżeństwo. I jak chcesz to robić?
Sam, po ludzku, bez Boga?
Bez Boga to już doszliście do kryzysu małżeńskiego.Jak wielu z nas (na czele ze mną).

Pavel napisał/a:
Nie ma w swoim otoczeniu osob mogacych wlac w nia wiare


To Ty bądź taką osobą, ale nie przez rozmowy na temat wiary, tylko swój przykład.
 
     
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 12:17   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Pavel napisał/a:
...wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju ...


Bo pewnie chciałeś na siłę naprawiać.
Nie wyprowadzaj się, bo nie wiesz co będzie za jakiś czas (tygodnie, miesiące) a tak wyprowadzka może też mieć też prawne konsekwencje.
 
     
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 14:12   

Pavel napisał/a:
Przyczyny nalogu byly dwie - pierwsza to nieumiejetnosc pogodzenia sie z porazka - nie udalo mi sie cos w zyciu, poczulem, ze zawiodlem rodzine. Mysle ze w jakis sposob uciekalem od zycia.


Ja bym zaczęła do tego. Nie ten nałóg - znajdziesz coś innego, inny zapychacz na bolączki.

Co do żony - to może nie zabrzmi to zbyt obiecująco ale po prostu ona tez musi chcieć naprawiać.
Żonie daj do zrozumienia raz ale wyraźnie (np. w powaznej rozmowie) że wiesz co było źle, że przepraszasz, chcesz zacząc od nowa, że Ci zależy ale teraz ona ma się określić czy chce - nie musi Ci powiedzieć od razu.
Potem zajmij się sobą - sobą na zasadzie - JA chcę być taki i taki np. nie chcę już być leniwy, chcę byc dobrym mężem - nie uzależniaj zmian w sobie od żony i jej nastawienia do Ciebie. Ty masz być skałą - niezależnie do tego co się wydarzy. I pracowac nad sobą dla siebie.

Na koniec zapytam czy jest możliwe, że obok żony się ktoś 'kręci'?

Poczytaj sobie 'dzikie serce'.
I jak mówią ' bez Boga ani do proga' - chyba pora wracać do domu Ojca :)
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 15:50   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

ryan napisał/a:
Pavel napisał/a:
...wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju ...


Bo pewnie chciałeś na siłę naprawiać.
Nie wyprowadzaj się, bo nie wiesz co będzie za jakiś czas (tygodnie, miesiące) a tak wyprowadzka może też mieć też prawne konsekwencje.


Tak, naprawiałam na sile i probowalem nadrobić stracony czas i ogarnac zaniedbania. Poza tym jakkolwiek to zabrzmi - praca ta zaczela sprawiać mi przyjemnosc (w jakis sposob). Nie chce wyprowadzać sie na dluzej, co zakomunikowałem juz zonie. Ale wiem, ze teraz jest rozbita, moja osoba meczy ja, drażni i powoduje ze w jakis sposob zaczyna odchodzić od zmysłów. Odbija sie to na dzieciach, co zona rowniez zauważa i ja to boli. Dam jej te 2 tygodnie, moze sie uspokoi, bo z kazdym dniem jest coraz gorzej. Pozniej wroce. Wiem juz, ze nasza jedyna "ziemska" nadzieja jest czas. Musze sie przygotowac, ze to bedzie baaardzo dlugo trwało. Sam sie bede naprawiał i sprobuje skupić sie na dzieciach, bo to one sa najwazniejsze. Postaram sie tez pojednać z Bogiem, pojsc do spowiedzi
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 16:05   

Mrówka, dziekuje za szczerość. Wiem o tym, ze zona musi chciec naprawiać. Gdyby nie ten "maly" szczegół, wszystko byloby duzo prostsze, jedynie potrzebowałbym czasu aby odbudować zaufanie, relacje i w koncu miłość do mnie. A tak, nie wiem czy dostane te szanse, a jesli dostane, czy nie jest to tylko na sile, ze wzgledu na dzieci, ale bez wiary w sukces (chociaz tutaj tez swoja postawa mialbym szanse to zmienic).
Jesli chodzi o osobe trzecia, niemal na pewno to wykluczam. Jeszcze do przedwczoraj mialem watpliwosci, ale wynikaly one z zazdrości.
 
     
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 17:59   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Pavel napisał/a:

Nie chce wyprowadzać sie na dluzej, co zakomunikowałem juz zonie. Ale wiem, ze teraz jest rozbita, moja osoba meczy ja, drażni i powoduje ze w jakis sposob zaczyna odchodzić od zmysłów. Odbija sie to na dzieciach, co zona rowniez zauważa i ja to boli. Dam jej te 2 tygodnie, moze sie uspokoi, bo z kazdym dniem jest coraz gorzej. Pozniej wroce.


Rozumiem, rozumiem też żonę - też ją drażniłem. U mnie przerwa na odpoczynek miała trwać miesiąc - trwa już niecały rok i na horyzoncie rozwód.

Jakby co kochaj i ufaj ale też uważaj
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 19:27   

Pavel, nie sądzę by Twoja wyprowadzka była dobrym pomysłem.
Nie jesteś tylko mężem, ale jesteś także ojcem. Wobec dzieci masz zobowiązania.
Jak masz je wypełniać skoro na prośbę żony masz z domu zniknąć?
Jakie profity i komu przyniesie Twoja nieobecność w domu?
Nie rozumiem dlaczego Twoja obecność powoduje , że żona w jakiś sposób odchodzi od zmysłów, jak sam to określasz?
Rozumiem, że proces naprawczy siebie samego jest w toku i nie jest jeszcze ukończony, ale chyba oczywista chęć poprawy, deklarowana przez Ciebie jasno, starania itd. powinny ucieszyć kochającą żonę. Dlaczego jest taka nieprzejednana? Przecież jej reakcja na Twoją obecność powinna wobec Twojej zmiany podlegać korekcji, choćby z tego powodu że jesteś ojcem Waszych dzieci i masz prawo być z nimi a ONE z Tobą. :-)

Pavel napisał/a:
Wiem, ze to ze calkowicie przestalem grac, nie oznacza calkowitej wolnosci.
Pokusa pewnie wroci wiele razy,ale wiem ze mam sile aby ja pozegnac na wejsciu.


Dobrze byś był świadomy zagrożeń jakie obecnie niesie oddzielne mieszkanie, w sytuacji kiedy Twoje uzależnienie TYLKO jest w stanie uśpienia. Przyczyny jego powstania i cały mechanizm tworzenia swojego uzależnienia jest nie do końca uświadomiony i przerobiony. Jeśli zostawisz to tak jak jest, tzn. przestajesz ze strachu przed stratą, to taka zmiana może nie okazać się stałą zmianą.
Co więcej, natura uzależnień jest taka, że w nieprzerobionych psychologicznie przypadkach, uzależnienie lubi wracać pod inną postacią.
I choć sam deklarujesz inaczej, nie jest to takie jasne i oczywiste, że potrafisz mu się oprzeć w każdej sytuacji, łącznie z taką kiedy jesteś z dala od rodziny, sam lub samotny, lub jedno i drugie.
Chcieć nie zawsze przekłada się na móc.
Tutaj trzeba chyba byś swoją deklarację definitywnego porzucenia grania poparł stosowną pracą z uwzględnieniem wsparcia psychologicznego. Taki KONKRETNY krok może dla żony oznaczać Twoją rzeczywistą wiarygodność, daleko większą, niż tylko słowne deklaracje o jego zakończeniu i chęci zmian.
 
     
diola
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 22:02   

Pavel,

czy Wy rozmawialiście w miarę poważnie na temat tego co zaszło, co zrobicie wspólnie, aby z tego wyjść? czy propozycja wyprowadzki coś zmieni?
A co będzie jak za dwa tygodnie żona nadal nie będzie chciała abyś z nią i dziećmi zamieszkał?
Trudniej się będzie wprowadzić niż teraz wyprowadzić.

Pomyśl czy ten czas wyczerpaliście wszystkie możliwości. Można zawsze spać w drugim pokoju, ale być przy dzieciach. Może zacznij być dobrym tatą, bez narzucania się żonie, dla której ta zmiana może być szokująca. Chociaż nie rozumiem (zakładając że nie ma tego trzeciego) dlaczego tak ją to drażni. Ta pozytywna zmiana męża powinna cieszyć. Chyba że znacznie więcej was poróżniło.

Nie rozumiem co dają dwa tygodnie - dla poważnego kryzysu to mało. Pewnie czytasz historie z forum, to zajmuje czasem lata.
Mój mąż był poza domem pół roku. Jesteś na to gotowy? Przemysł Paveł czy jedyne wyjście, czy nie możecie się inaczej dogadać, czy musisz opuścić też dzieci, jak one to odbiorą?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10