Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
nasze problemy....
Autor Wiadomość
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 09:31   

No dzisiaj masakra.... Zaraz musze do pracy, on chyba na ten kurs pojechał, nie wiem bo się nie odzywa, dzieci obudził, włączył im tv i tyle, wyjechał do pracy minute przed tym jak wyszliśmy, przejeżdża obok szkoły i przedszkola, mógł je zabrać..... Mam wrażenie że chce żebym go wyrzuciła, żebym to ja powiedziała że już mam dosyć, bo mam.... Z moim ojcem rozmawia w miarę normalnie... Wrócił wczoraj przed północą aż dzwoniłam czy wszystko ok...nie wiem gdzie był... Twierdzi że w pracy. Nie wytrzymałam i napisałam smsa że mi się to nie podoba co dzisiaj odstawił i ze mam prawo do szczęścia, spokoju, rozwoju, marzeń a przede wszystkim do szacunku i zrobię co mogę aby już mnie nie krzywdził....i że jestem jego żona i jeśli tylko chce to mu pomogę i ze wiem za co jestem ja odpowiedzialna i przypomniałam że czekam na jego decyzję. A potem musiałam zadzwonić bo meble mają przyjść do pokoju dzieci a on ma na to pieniądze no i mówił że je poskręca .... Odebrał jakby nigdy nic ale nawet cześć nie powiedział. ŹLE MI STRASZNIE. Wiem że to pierdoły bo ludzie mają tak straszne problemy i z finansami i ze zdrowiem a tu Dobry Pan Bóg nas tak łaskami obsypał a my nie umiemy z tego korzystać.... Jak tu iść do tej pracy, nie wiem kiedy wróci i znowu muszę niani mówić żeby dzieci usypiała....
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 10:38   

Słonko napisał/a:
Wiem że to pierdoły bo ludzie mają tak straszne problemy i z finansami i ze zdrowiem a tu Dobry Pan Bóg nas tak łaskami obsypał a my nie umiemy z tego korzystać.... Jak tu iść do tej pracy, nie wiem kiedy wróci i znowu muszę niani mówić żeby dzieci usypiała....


Słonko,
to co Cię trapi to nie są pierdoły, natomiast dobrze by było gdybyś potrafiła się zdystansować do niektórych spraw.
Pieszesz, że nie umiecie skorzystać z tego czym Dobry Pan Bóg Was obsypał - fakt, że mąż jest jaki jest nie znaczy, że Ty nie miałabyś docenić tego co masz. Zdrowe dzieci, zdrowa Ty, zdrowy mąż, zabezpieczony byt itd. to b. wiele.
Dzisiaj np.skorzystasz z usług niani - wspaniale że stać Cię na nią i że możesz w ten sposób rozwiązać problem, zatem poczuj wdzięczność za to co masz, zamiast skupiać się przede wszystkim na tym czego nie masz. Ja tak robię kiedy mi źle i powiem że to działa.

Słonko, moja ty "nieszczęsna" kobieto. Jesteś niemal przyspawana mentalnie do swojego męża.
To tak jakbyś stanowiła niewielki męża fragment, którego mąż tylko od czasu do czasu używa.
Dlaczego nie chcesz zaistnieć jako TY - tylko TY? Czemu sobie odmawiasz prawa od niezależnego funkcjonowania?
Ciągle widzisz siebie jako MY, tzn. mąż i Ty ale na dokładkę.
Wiem że pragniesz innego życia i masz rację że takie jakie wiedziesz nie jest w pełni satysfakcjonujące ale cóż zrobisz jeśli Twój mąż nigdy tego nie zrozumie a przynajmniej jeszcze długo zanim pojmie, że ma żonę którą należy szanować, bo jest za co, nie wspomnę o kochaniu jej.

Słonko, twoim pierwszym i najistotnieszym celem powinno być mentalne uniezależnienie się od męża.
Co to da, że piszesz do niego smsy, bombardujesz go swoimi przemowami skoro od niego wszystko się odbija. On jest "kuloodporny".
Ile czasu musisz stracić by ostatecznie dojść do wniosku, że należy podjąć jakieś kroki, które będą wyznaczeniem mężowi granic. Póki co on sobie bimba, bawi się a Ty stwarzasz mu komfort...zatem jesteś w pewnym sensie, w jakim ograniczonym wymiarze odpowiedzialna za to co się dzieje.

Nie groźby, nie prośby, nie bezowocne pogawędki edukacyjne sprawią, że mąż zmieni nastawienie do Ciebie, tylko konkretnie ustawione granice.
Jakie to będą granice- musisz ustalić wespół z kimś kto ma znajomość materii. Może jakiś dobry terapeuta będzie mógł Ci pomóc...wszak wykazujesz cechy nałogowego lgnięcia do męża. Ten to wie, zatem robi co chce, bo jest bezkarny.

Najpierw określ jaki jest DOKŁADNIE problem. Wydaje mi się, że tego właśnie unikasz. Boisz się go zidentyfikować. Odkrycie niektórych rzeczy może od razu wydawać się zbyt bolesne, zatem robisz uniki nie zajmując się tym co ustalenia wymaga.
Mając podstawową wiedzę na ten temat, należy zastanowić się nad wyznaczeniem granic.
Owszem mąż bedzie chciał je obalić, ośmieszyć, będzie szantażował, grał na emocjach...ale to cena za powrót do normalności.
Zadaj sobie pytanie, co masz do stracenia? Czego tak naprawdę się najbardziej obawiasz?

Póki co widzę, że pisząc tutaj głównie upuszczasz tylko parę ale żadnych sensownych kroków nie podejmujesz.
Może czas najwyższy by zmienić kierunek, inaczej marne szanse na zmiany. Powodzenia! :-)
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 14:23   

Dzięki kenya :-)
Tak pisząc tutaj "upuszczam parę" bo tak mi łatwiej , nie zawsze mogę z kimś pogadać a emocje czasem są bardzo silne. Napisałam i mi troszkę lżej a wy jakoś tak "trzeźwo" potraficie ocenić to co napiszę a czasem i doczytać między wierszami to czego wyrazić się nie dało lub nie chciało. Czasem jak rozmawiam z bliską koleżanką czy nawet księdzem to mam wrażenie ,że miziają mnie po głowie a mnie nie o to chodzi. Chcę się dowiedzieć jaki jest ten problem bo faktycznie nie potrafię tego nazwać , możliwe ,że gdzieś mocno się tego boję. Od początku naszej znajomości "coś mi nie grało" ale przymykałam oczy , wypierałam się swoich oczekiwań i to się toczyło. Wiem,że jest we mnie coś co nie pozwala mi się określić jako JA, jest mocno zdefiniowane MY z podkreśleniem męża i są dzieci. Nie ma mnie. Choć niby jestem robię coś dla siebie, czytam , idę do fryzjerki, kosmetyczki , zdobywam nowe umiejętności zawodowe , planuję , rozmawiam , wspieram innych, doradzam , Jestem i mnie nie ma. Nie umiem tego wyrazić. Obecne życie to spełnienie jednego z moich marzeń - mąż (dobry i kochający -tu się rypło ) trójka zdrowych dzieci , praca w której czasem się denerwuję ale bardzo ją lubię , no może brakuje własnego domu. Ciągle chcę więcej , lepiej. Czasem mam wrażenie ,że chciałabym żeby świat był czarno-biały i bardzo mnie te "szarości" nie pasują .
Dobry terapeuta.... słowo klucz to "dobry" , trochę się zawiodłam bo szukałam i jeździłam do jednej pani... hmmm... no nie wiem czy mi pomogła - chyba czego innego oczekiwałam. Szukam dalej jak już nawet znalazłam to niestety dość daleko i trudno mi wszystko pogodzić no bo ile dzieci mogą być z nianią? Ale się w tej kwestii nie poddaję.
No i te granice - to dla mnie już zupełnie "czarna magia" bo przeczytałam tę książkę i nijak nie wiem jak się do tego zabrać tzn. ta moja ostatnia przemowa i ten sms to chyba ta "ostatnia" szansa dla męża i chęć powiadomienia go ,że postanowiłam się zmienić bo jakoś wydaje mi się ,że to nieuczciwe z mojej strony by było gdyby on zupełnie nie wiedział o co chodzi. Może i nie powinnam się nad tym rozczulać ale tak na ten moment mam. Muszę z nim współdziałać w kwestii dzieci ale chcę też kilka rzeczy zmienić i rozpocząć "nowe działania", które wpłyną zapewne na naszą codzienność i myślę,że musi mieć szansę wejścia w to lub nie.
Koniec przerwy ;-)
 
     
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 16:07   

Słoneczko, to prawda, czasem by postawić granicę trzeba się nieźle nagłowić, bo źle postawiona granica może powiększać straty. Przy postawieniu granicy powinnaś być pewna, że ona wytrzyma i przejdzie próbę, że da się ją realnie postawić. Małymi kroczkami, da się. Trzymam kciuki i kibicuję Ci.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 16:26   

Słonko napisał/a:
Chcę się dowiedzieć jaki jest ten problem bo faktycznie nie potrafię tego nazwać , możliwe ,że gdzieś mocno się tego boję. .


Słonko, dopóki nie odkryjesz tego przed sobą, nie uczynisz tego świadomym i nie zmierzysz się z tym, tzn. nie nazwiesz rzeczy po imieniu - nie masz szans na postawienie granic.
Musisz wiedzieć gdzie DOKŁADNIE jest problem - to cel nadrzędny.

Cytat:
Od początku naszej znajomości "coś mi nie grało" ale przymykałam oczy , wypierałam się swoich oczekiwań i to się toczyło


I wciąż przymykasz oczy w nadziei że sprawy się "jakoś" ułożą...same.
Właściwie ten proces trwa, jest kontynuacją tego co jest między wami niemal od początku, tylko że obecnie w bardziej dotkliwej dla Ciebie formie.

Słonko napisał/a:
a moja ostatnia przemowa i ten sms to chyba ta "ostatnia" szansa dla męża i chęć powiadomienia go ,że postanowiłam się zmienić


A jak chcesz się zmienić, skoro nie wiesz gdzie dokładnie leży problem, ani jakie granice miałabyś wyznaczyć?
Ty nawet nie wiesz Słoneczko z czym dokładnie masz się mierzyć....
To będzie jedna z wielu przemów, jeden z wielu smsów.
Może nawet byłoby lepiej gdybyś po prostu zamilkła i przestała się skupiać na mężu. Twoje milczenie, tzn. nie analizowanie jego zachowań, miałoby chyba większy wymiar niż ostrzeżenia bez pokrycia.
Jesteś w stanie wprowadzić w życie to co masz zamiar sygnalizować, czy tylko chcesz męża postraszyć w nadziei, że się ulęknie? Od razu Ci powiem, że to płonna nadzieja.
Musisz być szczera z samą sobą, inaczej na nic się zdadzą te "działania zaczepne". ;-)
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 16:59   

Znowu chwila ...
Jeszcze 3 godziny, no może chwilę dłużej , jakoś mi się nie chce pracować dzisiaj....

Tak sobie rozmyślam ( w tym to jestem chyba niezła , dużo gorsza w działaniu ) o tym ,że moje JA zawsze było dla kogoś. Pamiętam ,że w podstawówce gdzieś dotarło do mnie takie porównanie z Martą i Marią ewangelicznymi siostrami , ja jak ta Marta "musiałam" zawsze wszystkim zapewnić komfort - jedzenie, ubranie, dobre samopoczucie i zazdrościłam młodszej siostrze, która takie rzeczy sobie odpuszczała a miała czas "na latanie". Byłam taka jako dziecko a robię tak dalej. Bardzo dało o sobie znać to w poprzedniej pracy gdzie tak dałam sobie "wejść na głowę" wiedziona szczytną i niewykonalną misją udzielania pomocy innym. To błędne koło udało mi się przerwać trochę dzięki mężowi właśnie i teraz już tak się nie daję - ja ustalam warunki ;-) (a przynajmniej bardzo się staram ).
Taki właśnie mechanizm przeniosłam do mojego związku - zrobić wszystko aby on czuł się dobrze.
Kurcze a taka normalna się wydaję a jak tak sobie piszę i próbuje nazwać to wszystko to to chore jak nie wiem.
Jeszcze jeden strach mam - dzieci - żeby ich nie skrzywdzić ,żeby one wyrosły na zdrowych ,mądrych ludzi , boję się ,że jak się posypie małżeństwo to ich "skrzywię" i że mi kiedyś powiedzą ,że to moja wina to ich nieudane życie. Ech wybiegam w przyszłość...
Ale humor mam przynajmniej lepszy i w sumie to nie tak czarno jak rano świat postrzegam .
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 17:11   

Słonko napisał/a:
Pamiętam ,że w podstawówce gdzieś dotarło do mnie takie porównanie z Martą i Marią ewangelicznymi siostrami , ja jak ta Marta


Słonko, posłuchaj tego,

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=12895

myślę, ze znajdziesz tam coś dla siebie
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 19:47   

zenia1780 dziękuję, na pewno posłucham

Kenya właśnie opracowuję sama ze sobą takie ostrzeżenia(może to właśnie granice) , które dam radę zrealizować . To było pierwsze o czym pomyślałam - czy dam radę, czy się nie wycofam. Teraz Ducha Świętego o światło proszę żeby mi pomógł powyznaczać to co da się zrealizować. Ja do tej pory to nawet bardzo nie ostrzegałam .... jak było nie fajnie , jak np. na weselu mnie "źle" potraktował to się pobeczałam i pytałam "co by było gdybym Cię spakowała" ale on wiedział ,że tej groźby nie zrealizuje i miał to gdzieś i na kolejnym weselu było prawie tak samo albo z innej strony ale też niefajnie a potem dawał mi coś co mnie "udobruchało" i się kręciło - chciałam wierzyć,że jest przecież mądry i wie ,że rodzina, że w końcu doceni....

W tym wszystkim to nie chciałabym przekreślić tych wspólnych lat, to,że mi "coś" nie pasowało to nie było to wielkie ,nazwane "coś" , to były takie chwile jeszcze w narzeczeństwie gdzie siebie pytałam czy na pewno? Było nam ze sobą dobrze , w większości rzeczy rozumieliśmy się "bez słów", nie było kłótni, złośliwości. Mieliśmy taki "własny kod" , pewne gesty coś tak intymnego między nami ,że ja wiedziałam ,że jestem najważniejsza i myślę,że on czuł to samo. Dlatego tak trudno mi pogodzić się ,że tego nie ma i nie da się do tego łatwo powrócić. Zaraz wyjedziecie z współuzależnieniem, może i tak ale ja teraz o ty co było dobre , wydaje mi się ,że byliśmy przyjaciółmi - czasem mówił mi o takich rzeczach ( z pracy),że zastanawiałam się czy żonie tak się powinno mówić. Ma mi prawo być smutno i mam prawo tęsknić do tego wszystkiego. Już pisałam ,że widziałam krok po kroku ten proces rozpadu tej naszej więzi.
Wiem już co może być przyczyną u męża (dom i emocjonalnie rozwiedzeni rodzice ) a u mnie tez chyba się domyślam i wiem ,że nie poradzę sobie z tym sama .

jeszcze godzina...
 
     
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 20:01   

Słoneczko, mam do Ciebie taką uwagę. Ja wyznaję zasadę, że w świecie dorosłych nie ma przecież systemu ostrzegawczego - tzn. np. jedziesz na czerwonym - policjant nie pochodzi do Ciebie i nie powie Ci "No no no, ostrzegam, następnym razem będzie mandat" ;-) , lecz po prostu wlepia ten mandat bez ostrzeżenia - czyli ponosisz konsekwencje swojego błędu i wyciągasz wnioski lub nie.
Drugie to, że ostrzeżenia nie są granicami, raczej bardziej podpadają pod pogróżki, ale mniejsza z tym.
Po trzecie, system ostrzegawczy to nawet wobec dzieci nie warto stosować, bo wychowywanie dzieci to wychowywanie ich do dorosłości, w którym system ostrzegawczy nie funkcjonuje i nie istnieje - patrz pierwszy akapit.
Przemyśl granice, a nie ostrzeżenia. Chyba masz w tym spore braki. A jakie granice stawiasz dzieciom. :-/
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 21:43   

Oj mam braki , mam... Mam braki też w nazywaniu i wyrażaniu swoich myśli. wszystko co kojarzy mi się z granicami dotyczy dzieci tak - jemy w kuchni ,nie przed tv, jemy w porze posiłku nie kiedy chcemy , torebka mamy to mamy i tam nie zaglądamy , mamy czas tv, lekcje to lekcje jak nie masz ochoty to nie ale jedynki są twoje, jak chcę iść do sąsiadów to mówię żeby mama wiedziała - nie wiem o to chodzi ? dla mnie to też pewien zbiór zasad , gdzie coś z czegoś logicznie wynika
uczę dzieci szacunku dla innych, dla siebie nawzajem więc jak mama się myje to nie zaglądam do prysznica (no był taki etap), nie biję drugiego gdy jestem zła , pozwalam zjeść w spokoju ...
może też źle to rozumiem
Ja nie mam zamiaru powiedzieć mężowi jak nie zrobisz tego i tego to ja Cię z domu wyrzucę ale nie mam zamiaru robić nic dla niego jeśli będzie to mówione tonem rozkazującym , nie zmuszę go żeby mówił mi komplementy czy miłe słowa ale prać mu gaci nie muszę , to samo ze spaniem we wspólnym łóżku tylko mi się to wszystko kupy nie trzyma bo co mogę? zablokować mu dostęp do mojego konta ale on i tak z tego nie korzysta bo ma swoje i swoje dochody , mogę wydzielić półkę w lodówce i nie robić dla niego obiadu choć i tak żywi się ostatnio w barach, mogę pranie odkładać na oddzielną kupkę, czy mam traktować go tak samo czyli nie mówić dzień dobry, nic o tym co robię - chyba już też przestałam, czasem coś o dzieciach ale jak nawet się nie interesował co jak byłam z nimi u lekarza to też już niewiele mówię.
Piszę znowu chaotycznie bo sama nie wiem jak to ma wyglądać i nikt mi pewnie tego nie powie...
granicą którą ja przekroczyłam jest to ,że mimo iż nie mówi do mnie po imieniu i w dzień nie okazuje żadnej bliskości to w nocy oddaję mu siebie .... tu już nie mogę bo zaczynam się sama siebie brzydzić, a więcej nie mówi do mnie źle, nie krzyczy, nie bije, nie poniża przynajmniej nie słownie - po prostu całym swoim zachowaniem okazuje mi ,że nic dla niego nie znaczę ,że on jest tu łaskawie dla dzieci i dlatego ,że nie ma co ze sobą zrobić -- to powyższe to moja interpretacja bo on mi i gdy tego nie powiedział, jak poproszę to zrobi wszystko nic sam z siebie.
To co chcę uzyskać w tym momencie, choć nie wiem czy mi to w czymś pomoże, to żeby powiedział o co mu tak naprawdę chodzi ,żeby określił czy chce budować czy nie , nie wiem to tylko słyszałam - ile można "nie wiedzieć'?
Może faktycznie niepotrzebnie się napinam i można tak żyć dalej i czekać.
Chcę zacząć rozbudowę albo budowę domu bo czas leci a dzieci rosną , jeśli nie powie mi jakie ma zdanie na ten temat ,jeśli nie zechce rozmawiać to umówię się z doradcą i pewnie wniosę o rozdzielność majątkową żebym mogła sama podjąć odpowiednie kroki w banku . Jeśli powie ,że chce walczyć no to warunek to terapia bo ja nie umiem też już z nim rozmawiać. Zostaje oddzielne łóżko.
Pomocy proszę bo narobię głupot...
Dziękuje wam bo mogę sobie popisać a naprawdę nie mam z kim o tym pogadać i nie jest łatwo zostawić trójkę dzieci ,pracując i jechać 120km do psychologa a się sparzyłam i boje się w ciemno i tak najbliżej mam jakieś 20-30km.
 
     
Harnaś
[Usunięty]

Wysłany: 2015-05-15, 23:45   

Witaj Słonko.
Za wiele Ci nie pomogę, ale zastanawia mnie kwestia Waszych finansów.
Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale z tego co piszesz wnioskuje że to Ty jesteś tą która utrzymuje wasz dom i dzieci a mąż samego siebie.
Jeżeli tak jest to chyba coś tu nie gra. Mąż powinien tak samo jak Ty dokładać się do utrzymania dzieci i domu.
Na koniec chciałem Ci powiedzieć że rozumiem co możesz czuć ja mam podobnie, z tą tylko różnicą że moja żona zajmuje się dziećmi, ale za to mnie olewa na całej linii.
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-01, 23:56   

Witajcie! Nie odzywałam się bo chyba nie miałam natchnienia.... A dziś potrzebuję żeby ktoś na mnie nakrzyczałn albo pogłaskał....
Straszne,że tyle nowych wątków, co rozmawiam z koleżanką u każdej mniejszy lub większy kryzys, strach się bać......
Ale do rzeczy...
U nas ( eufemizm) bez zmian, mąż dalej nie mówi po imieniu i w ogóle mało mówi ale pomaga robi o co go poproszę i dziećmi się zajmie i posprząta .... sex tak dwa,trzy razy w miesiącu. On chce,ja chce ale po czuje się strasznie źle bo rano tak samo...
Dziś się wkurzyłam i znowu mu nagadałam żeby mnie tak nie traktował bo ja jestem miła dla niego i nie czytam w myślach, że jak chce żebym coś zrobiła to ma mówić.... Poprosiłam żeby znalazł czas kiedy nie będzie zmęczony ( bo dzisiaj był) i ze mną porozmawiał tak jak już mi kiedyś obiecywał, to stwierdził, że takiego czasu nie będzie bo on nie chce ze mną rozmawiać.
Nie wiem po co mi to było ale wiem czemu moja irytacja jego zachowaniem tak narosła - znowu w przeglądarce znalazłam, że "ona"do niego pisze i cała w emocjach napisałam do niej.... Chyba jeszcze nie wie tego mąż ale poprzednio ( w grudniu to było) to mi nic nie odpisała ale jemu wiadomość ode mnie pokazała.... Głupia jestem, że mnie to tak rusza. Tylko czasem tak mi źle, nie wiem co dzieciom mówić, nie c wiem co niani, co mojemu tacie,nawet przed znajomymi udaje....
A jeszcze ogromne problemy z wiarą, nie mam z kim o tym porozmawiać a jest mi ciężko. Ja wiem, że Bóg jest, ja to po prostu wiem, te wszystkie rekolekcje, to co czytam tylko mnie o tym upewnia ale nie mogę zaufać, tyle we mnie lęku. Niemal co dzień jestem na mszy, przyjmuje komunie i ciągle mam dylemat co do grzechów a ksiądz mi mówi, że mam wrażliwe sumienie.... Już myślę jak to zorganizować i gdzie szukać innego spowiednika a tymczasem idę do spowiedzi, do komunii i cała drze, czy oby mogę ją przyjąć.... Wysłuchałam świadectwa Gloria Polo i już w ogóle przytłoczyła mnie wizja grzechów popełnionych kilka lat temu, których wtedy nie pojmowałam jak grzech.... I to wszystko razem mnie osacza i nie wiem jak się uwolnić.
Mam księży w rodzinie ale nie umiem z nimi o tym rozmawiać....

I znowu noc obok męża... Jego zapach, ciepło.... Będzie dzisiaj znowu przytulał się do ściany....
Niech mnie ktoś trzepnie....
Chyba potrzebuje jakiegoś wsparcia ale nie wiem jak to zorganizować, brakuje czasu i jeszcze sobie wyrzucam, że to kosztem czasu dla dzieci będzie....
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-02, 08:13   

Minęła noc.... Ja się pobeczałam bo mi ciężko samej ze sobą. Uzależniona od męża i tak i nie. Tak bo mi zależy, bo ponoć jak się kocha to chce się żeby ta druga strona była szczęśliwa, bo nie wiem jak być stanowczą, bo może mówiąc " nie traktuj mnie tak bo nawet obcych lepiej traktujesz i mi z tym źle" a potem się przytulam i sobie płacze ( on chrapie więc chyba śpi) sama się nakręcam, że może będzie lepiej, bo szukam akceptacji w jego oczach, bo jak jest znowu wyraźnie gorzej to sprawdzam przeglądarkę i tam jest ślad, że dalej z nią pisze ( raczej się nie spotyka) , bo boli, że tak się ode mnie odsunął, bo nie cieszy mnie jak inni mówią mi mile rzeczy, bo czekam żeby on.... Jakie to jest strasznie męczące. Mówię w głowie do Pana żeby to zabrał, ofiaruje te swoje "małe " cierpienia Jemu ale to nie pomaga ( no może na trochę). Jak wyjść z tego kręgu? Wszyscy czegoś ode mnie oczekują, on, ojciec, dzieci, chora siostra, ludzie dookoła, mam czasem wrażenie, że robię tylko coś dla kogoś, żeby komuś było dobrze i nie wiem gdzie w tym wszystkim jestem ja. Kim jestem? Jeśli to jest jedyna rzeczywistość jaką znam? Życie dla innych,nawet zawód,praca, która wykonuje ( choć daje mi satysfakcję i pieniądze) jest poświęceniem siebie dla innych. Z drugiej strony mam marzenia, rozwijam się ciągle,sprawiam sobie małe przyjemności, dbam o siebie, organizuje sobie i dzieciom życie bez niego. Staram się uśmiechać, nie narzekać.Wiem,że on nie jest mi niezbędny, że ja dam sobie radę, że jestem, że mogę być na c tyle silna żeby żyć bez niego. I żal za straconym czasem, za spokojem. Czekam na te 12 kroków. Potrzebuję psychoterapi bo mimo,że znam swoją wartość, swoje zalety i wiem, że mam " moc" to są takie chwile, że wydaje mi się, że się rozsypię za moment,że następnego dnia nie wstanę z łóżka i ze tak na prawdę nie żyje tylko udaje.....
Nie wiem co z tego zrozumieliście...czas iść do Kościoła....
 
     
diola
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-02, 11:16   

Słonko,

nie wiem co Ci radzić. Powiem tylko, ze to wszystko przypomina moją historię.
Oddalenie męża, emocjonalne, w łóżku jakby mur wyrósł...było w czasie, gdy znał już swoją kowalską. Tak było przez kilka miesięcy, nawet gdy go "złapałam" jak pisał smsa - udawał ból w klatce piersiowej i chował komórkę...
Nie chciał rozmawiać, żyliśmy wtedy razem ale obok siebie.
Nie wytrzymałam zrobiłam małe dochodzenie i gdy miałam "dowód" przyznał się. Najpierw, ze to koleżanka a potem już miłość jego życia.
Zachował cię honorowo, uznał że jak już wszystko wyszło to po prostu się rozchodzimy. I machina poszła - jego wniosek o rozwód, wyprowadzka. Dla mnie trauma.

Przyznał kiedyś, że to ja go skierowałam w ramiona tamtej - dobre sobie.
Ze gdybym nie drążyła to żylibyśmy tak dalej. Tylko jak tak żyć? To była ostra terapia wstrząsowa. Nie godziłam się na takie traktowanie, dlatego próbowałam coś robić. Jego reakcja mnie zszokowała. Do dziś mam żal, że wtedy nie zrobił nic, aby nas ratować. Od razu uznał, że odchodzi.

Musisz się zastanowić czy chcesz dalej tolerować i akceptować takie zachowanie męża.
Teraz cierpisz i pewnie cierpieć będziesz dalej.
Jak zdecydujesz się na ostre kroki, konsekwencje mogą być większe. Twój mąż (jak mój) może wybrać tą drugą, wyprowadzić się. Czy to zniesiesz?
Trudna decyzja przed Tobą, ale bez rozmowy się nie obejdzie. I tak Cię podziwiam, ze tyle wytrzymujesz. Pamiętam jak to boli, jak odtrącona czułam się jak kobieta drugiej kategorii.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9