Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
nasze problemy....
Autor Wiadomość
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-09, 18:16   nasze problemy....

Witam!
Troszkę się zastanawiałam nad napisaniem na forum choć dzięki temu ,że tu trafiłam ( to zaś zasługa Św.Józefa ) zmieniłam swoje podejście do kryzysu w moim małżeństwie a może i dzięki temu trwam ....
Za mną 10 lat wydawałby się udanego małżeństwa dla wielu osób ... bo ja dopiero w tym roku odważyłam się "wyjść" do ludzi i nie kryć wszystkiego w sobie ale to nie tak ,że chodzę i nadaje na męża po prostu mówię,że nie jest ok i otworzyłam się do kilku osób ...
mamy troje dzieci - dwoje zaplanowanych i nawet co do płci :-) a trzecie zaplanowane dla nas przez Boga ( choć wiedziałam ,że coś w tym cyklu nie jest tak jak zwykle... ) , z perspektywy czasu wiem ,że gdyby nie ono pewnie było by inaczej a małżeństwa by raczej nie było...
Parą jesteśmy długo bo już 17 lat ( były w tym czasie studia - nie mieszkaliśmy razem ) , po studiach - czas na ślub i samodzielne życie...
tak to u nas jakoś,że ja mam "pewny" , "dobry" zawód i nie mam problemów ani ze znalezieniem pracy ani z zarobkami i a mąż mimo wyższego wykształcenia szukał swojego miejsca i znalazł pracę ,która sprawia mu dużą satysfakcję i może zarobić ale musi temu dużo czasu poświęcić praca ma jeden duży minus - z młodymi ludźmi non stop i młodymi kobietami też... co okazało się ponad siły mojego męża i pogrąża nasze małżeństwo
W drugiej ciąży (6lat) temu zauważyłam ,że coś jest nie tak ,że szuka czegoś ,zaczął wychodzić więcej z domu a ,że ja też się średnio czułam choć pracowałam do 8, 5 m-ca to jakoś mocno nie drążyłam choć widziałam,że się zmienia ... Pierwszy raz zawiódł mnie na całej linii w dzień porodu - opił się bo synowi się syn urodził a mówiłam mu od rana ,że coś się może zacząć - od 20 do niego pisałam bo zaczęły się skurcze a wrócił przed północą jak wsiadałam do samochodu ,żeby na porodówkę jechać ( tata mój mnie zawiózł a z synkiem został wujek .. ) ..... jak się okazało późniejsza kochanka go do domu odprowadzała.... no ale wybaczyłam... hormony , drugie maleńkie dziecko, trochę zdrowotnych komplikacji... potem okazało się ,że mam guza na jajniku - konieczna operacja - bałam się strasznie i to maleńkie przy piersi dzieciątko .... a on mnie nie wspierał coraz więcej pracował i był obok - szczerze widziałam to doskonale ale sama mydliłam sobie oczy i jeszcze tak strasznie bałam się tej operacji.... ale skończyło się dobrze i przyszły najgorsze Święta Bożego Narodzenia .... wiedziałam od początku ,że coś nie tak - głupio się tłumaczył i wymagał co raz więcej a ja się starałam ( w głowie że jeśli jest ktoś to ja będę" lepsza" od niej ) , znalazłam smsy to się tłumaczył... a ja tak bardzo chciałam mu wierzyć...
no i pojawiło się troszkę niespodziewanie ( 26dzien cyklu, objawy niepewne... ale lampka wina ;-) ) trzecie dzieciątko - wtedy byłam już pewna,że mnie zdradza.... ale w wakacje nagle zaczął być inny , wyjechaliśmy na tydzień za granicę i tam znowu znalazłam przypadkiem smsa .... i on nie wytrzymał i się przyznał ... dwoje małych dzieci, trzecie w drodze ... chce być ze mną ,kocha, tamto to "tylko seks" ... ale wyszło na jaw ,że pierwszy raz zrobił to jak byłam po operacji w szpitalu, nawet w naszą rocznicę ślubu.... a czego jak czego ale na seks , jego brak czy jakość to chyba nie mógł narzekać....
starałam się wybaczyć , nie wypominać.... a on robiła dalej głupoty i przykrości , w ogóle się nie starał żebym mu zaufała, uwierzyła wręcz czasem sam podsycał moje domysły.... jakoś się kręciło....a rok temu namówił mnie na kredyt (rozwój mojej firmy ) i wiedziałam,że czeka nas trudny rok wydawało mi się, że o tym mówiliśmy i rozmawialiśmy - realnie wiedziałam,że nagle będę musiała pracować 6 dni w tygodniu przynajmniej przez pół roku .... no i tak było, zostawił mnie samą ze wszystkimi odbiorami , papierami, urzędnikami.... a on założył sobie swoje konto bez upoważnień dla mnie, konta na portalach społecznościowych , pozabezpieczał telefon , kupił samochód - tak ja się godziłam bo wszystko zgrabnie tłumaczył a ja też się wkurzałam i "groziłam " rozdzielnościa majątkową i zostawiał mnie "samą" on pracował.... jeszcze w listopadzie pojechał ze mną do Paryża ( na 10 rocznicę ślubu - marzyłam o tym długo ) - to ładnie wygląda na fb i dzieciaki mają co podziwiać.... a potem się odsuwał co raz dalej aż w końcu go przymusiłam i wydukał ,że on do mnie nic nie czuje,że by się wyprowadził, że tylko dzieci się liczą ale ,że jedyne co czuje to strach .. a i padła mu odporność , wszystkie badania na dolnej granicy normy , testosteron nawet poniżej - no bo seksu już nie było - i wiem ,że go to dobiło - tylko wiem,że pisał z jakąś małolatą już wcześniej ale się tłumaczył dziwnie i w ogóle mnie nie słuchał - no ale ona jego zapewne bardzo .... wiem ,że miał dużo stresu bo próbował zdać egzamin - chyba z 5 razy podchodził do tego , dużo pracował no i odkrył ,że mnie nie kocha..... od grudnia bardzo dużo pracuje (12-16 godzin ) , jest chudy , blady ale się nie wyprowadził ,śpimy w jednym łóżku , "jak chcę to się mogę przytulić" , słucha nawet co do niego mówię ale ja z niego wyciągnęłam tylko ,że nikogo nie ma ,że nie wie co będzie ,że jak będzie chciał to na terapię pojedziemy ale teraz nie, że ma problem i go nie rozumiem , że dla mnie tylko kredyty się liczyły i pieniądze a jego zostawiłam i był sam ( no tu to był pijany .... )
przemyślałam to ,przesłuchałam , modlę się i wiem ,że mam problem z postawieniem mu granic ,że zawsze miałam....
a on teraz ma dobrze bo prawie nic nie mówi, troszeczkę się dziećmi zajmie ale niezbyt dużo - ja muszę wszystko ogarnąć... pracuje i w soboty i w niedziele.... no ale był u kolejnego lekarza - i tylko na takiego nie trafił co by mu powiedział - panie zajeżdżasz swój organizm to odmawia Ci posłuszeństwa to czym zgrzeszyłeś....
a wiem wredota ze mnie wychodzi ale czasem mi tak źle i samotnie...
wiem ,że popełniłam w tym małżeństwie całą masę błędów....i wiem,że nie jestem odpowiedzialna za jego głupotę ... ale dalej mi na nim zależy , na tym ,żeby był zdrowy , szczęśliwy , chciałbym widzieć jego uśmiech i żeby mnie traktował tak jak kiedyś , tak "po naszemu" ,że wiedziałam,że jestem ważna , kochana, pożądana....
a tak przytula się do ściany we wspólnym łóżku , przechodzi obok tak żeby mnie nie dotknąć, nawet jak coś mówi to nie wymawia mojego imienia ani nawet żono nie mówi.... tak po 2 miesiącach był nawet seks z mojej inicjatywy.... potem z jego .... ale czuję się chyba gorzej niż prostytutka no bo nawet po imieniu mi nie mówi.... nie ma tej wrogości co w grudniu była ale jest obojętność ..... my się nigdy nie kłóciliśmy....
tak naprawdę to nie wiem czego oczekuje pisząc do was .... może chciałam pokazać kolejną stronę medalu - gdzie mąż niby nie ma na co narzekać a szuka , gdzie żona nie jest, wredna , oschła ani oziębła i jeszcze zarabia..........
ale to jednak zawsze to samo - wszystko prawie jest tylko i aż Boga miedzy nami zabrakło.....
wierzę ,że uda nam się uratować to małżeństwo choć nie bardzo wiem jak to może wyglądać....
syn idzie za miesiąc do komunii, a mąż chyba pierwszy raz nie był u spowiedzi przed Wielkanocą...

Jezu ufam Tobie

takie krótkie zdanie i takie trudne zadanie
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-09, 19:02   

Słonko

Witaj Słonko na naszym forum i to w swoim wątku.

Ciężko się czyta takie listy. Maja ludzie właściwie wszystko, co potrzebne dla życia, a tacy są nieszczęśliwi i szukają gdzieś tego szczęścia na boku.

Słonko napisał/a:
mam problem z postawieniem mu granic


Tak, to chyba jest największy Twój problem. Chciałabyś, kochasz, więc i dużo dajesz. Ale u Ciebie chyba działa stare polskie przysłowie "łatwo przyszło, łatwo poszło". Mąż nie dostrzega tego, co ma. Może musi stracić to, żeby zrozumieć.

A czy Ty siebie kochasz?
Bo z tego listu, coś to nie wynika. Tylko mąż i mąż. Jakoś nudne to. Zacznij bardziej się szanować. Musisz odzyskać wiarę w siebie. Znasz swoją wartość, to widać. Ale musisz się jeszcze bardziej siebie polubić.

Jak zostałem sam, to wydawało mi się, że świat się mój skończył. Ale okazało się, że tyle ciekawych rzeczy jest jeszcze doi zrobienia, do zobaczenia. Okazało się, jak jestem potrzebny moim dzieciom. Jak odżałowałem swoją stratę, to życie nagle nabrało blasku. Wróciłem do żywych. I ludzie chętniej ze mną przebywają. Nie jestem już smutny jak noc listopadowa czy skazaniec idący na szafot, ale wesoły, uśmiechnięty. Kiedyś się ode mnie odsuwali, bo bali się mojej miny marsowej, a teraz ciągle coś się dzieje.

Słonko
Zacznij walczyć o siebie. Potem może przyjdzie czas na męża. Może jak zobaczy Cię zmienioną, to sam zaraz przybiegnie?

Życzę powodzenia.
 
     
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-09, 19:31   

Mąż wszedł na złą drogę, dopomogło mu środowisko pracy, nie doceniał tego co ma. Prawdopodobne, że jego choroby są konsekwencją i tego grzesznego życia. Na Twoim miejscu bym się przebadała na HIVa na wszelki wypadek. On musi się nawrócić. Ty Słonko powinnaś o siebie dbać, rzeczywiście nauczyć się mądrzej kochać, wymagać.
I tak jak napisałaś - Jezu ufam Tobie i wszystko się ułoży na pewno.
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-09, 20:49   

Dziękuje za miłe słowa:-)
Wiem ,że dużo o mężu - to mój pierwszy i jedyny facet.... i dużo o nas myślę, myślałam... a i nadal jest trudno jak jest obok a tak na prawdę go nie ma.... przeanalizowałam jego i swoje zachowania już wiele razy...
a siebie lubię , do ludzi wychodzę , pracuję z ludźmi więc i "wyglądać" muszę;-) ,mam dużo zainteresowań także z poza pracy i ciągle nowe pomysły a za mało czasu na realizację .... no bo dzieci, dom , praca .... wad tez mam sporo ale tak sobie myślę,że można z nimi żyć ;-)
Wiem ,że "boję" się ludzi tzn. mało mam takich dobrych znajomych a przyjaciół ? - do jakiegoś czasu myślałam ,że mój mąż to mój przyjaciel....
wstydziłam się bardzo po odkryciu zdrady te 5 lat temu i do listopada to wiedziały o tym tylko dwie osoby a ja żałuję,że się nie otworzyłam wcześniej.... ale obwiniałam siebie , wstydziłam się bo on to taki "ideał" ....
mierzę się teraz z tym ,że on jest inny niż moje wyobrażenia o nim i ,że przez ostatnie lata mówił mi to co chciałam usłyszeć a wylewny to nigdy nie był więc i komunikacja siadła na całej linii , teraz po za dziećmi to nie mamy wiele spraw wspólnych - bo ja za poważna jestem i mam wrażeni,że go trochę przerażam
do tego mąż jest tchórzem a ja go nie wyrzucę bo wiem ,że nie będzie potrafił wrócić - nie w tym etapie - jak bym go wyrzuciła zaraz po odkryciu zdrady czy innych ekscesach to pewnie by go to obudziło teraz mam głębokie przekonanie o tym ,że to nie ta droga i dostałby argument , że jest taki beznadziejny jak myśli...
zarzucił mi ,że "poradzę sobie bez niego"
bo mam pomysł na dalszy rozwój a on nie bardzo....
i zamiast mi pomóc bo ja to dla nas robię to on się chowa i ucieka w pracę - bo musi zarabiać ... ma dużo kompleksów z dzieciństwa i jak jego 10 lat młodszy brat zaczął się bawić na studiach to mu się "żal straconych lat" zrobiło....
mam żal o ten stracony czas i o to ,że go dalej marnuje bo boi się popracować nad sobą...

miało być więcej o mnie a wyszło jak zawsze :-)
mało wychodzę bo nie bardzo jest gdzie i z kim na miejscu ( mieszkamy na wsi) , na szczęście Pan Bóg postawił na mojej drodze fantastyczną dziewczynę , która mnie wspiera bo przeszła podobną drogę ( tam alkoholizm pokonują każdego dnia) , myślałam o wspólnocie i mam niby tylko 60km ale problem ,że wtedy pracuje a z różnych względów nie bardzo mogę to przeorganizować no i trochę się boję, wstydzę?
szukałam pomocy trzy lata temu i spotkałam panią bardzo miłą z Poradni rodzinnej ale wątpię,żeby jej rady pomogły ocalić jakieś małżeństwo.... ale już psycholog była nieco mądrzejsza....
wkurza mnie czasem to ,że ja w tym związku wychodzę na taką super , jak nawet z księdzem rozmawiałam to też jechał w tym stylu,że nie docenia ,że ma za dobrze - no ma ale ja nie wiem jak to zmienić .... wyrzucam sobie dużo a to lenistwo, a to bałaganiarstwo ( nie lubię prasować i myć okien :-) no i w samochodzie aż strach), a jak już robię na tym szydełku czy czytam to znowu ,że dzieciom za mało czasu poświęcam..... no i za dużo pracuję - dzieci mówią,że za dobra jestem w pracy i dlatego tak dużo muszę pracować;-) a ja trochę sobie myślę,że sama się w to wpędziłam bo to daje mi satysfakcję no i trochę chcę "pokazać" mężowi i sobie,że faktycznie sobie poradzę....
teściowa zarzuca mi ,że się dziećmi za bardzo zajęłam , że mieszkamy z moim tatą ( ale mój mąż z moim ojcem rozmawia i na mecze razem jeżdżą i piwo piją a ze swoim to nie słyszałam żeby coś go łączyło) no i to za pracą męża wróciliśmy na wieś.....
dużo tego - ja jemu to tak na prawdę współczuję, może nie potrzebnie, zaplątał się całkiem i nie potrafi się do tego przyznać i poprosić o pomoc ....
a ja taki ideał;-p
przynajmniej wierny ;-)
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-11, 18:35   

Czytam i czytam , dalej i na nowo ,i coś odkryłam chyba...
1. brak granic - bo naiwnie wierzyłam,że on tak jak i ja zawsze będzie miał dobro małżeństwa i moje przed sobą ,
2. ja wszystkie problemy rozwiązywałam przez łóżko - może to głupio brzmi ale dotarło do mnie ,że tak właśnie to działało.
Nie bardzo mam się z kim tym podzielić a może jak napiszę to coś wy mi podpowiecie. No był ten seks przedmałżeński ale łatwa nie byłam - jakieś trzy lata "dojrzewałam" do tego ale jak myślę to my wtedy powinniśmy się byli pobrać ale zmarła moja mama, studia. Chyba chciałam go "mocniej" przywiązać. Ślub i potem na swoim - było fajnie choć w wynajętym mieszkaniu. Wróciliśmy na wieś za męża pracą i zamieszkaliśmy z moim tatą. Problemy i odsuwanie zaczęło się jak byłam w drugiej ciąży - koledzy, koleżanki no i ten brat na studiach a w domu obowiązki , nuda i żona opuchnięta z mniejszymi lub większymi fochami . ja go nawet rozumiem ,że wolał "wybyć' choć wszystko było niby ok. Poród i zaczęły się problemy - moje zdrowotne, maleńkie dziecko i drugie w buncie dwulatka - ja zajęłam się sobą, swoim strachem a on popłynął bo tak bardzo potrzebował sobie udowodnić swoją wartość. Dobra a ja jak już doszłam do siebie, jak zorientowałam się ,że sygnałki, ciągłe smsy nie potrafiłam stanąć w prawdzie i wprost z nim porozmawiać, tak jak powinnam postawić wreszcie granicę. Strasznie się bałam , strasznie ,że zostanę z dwójką dzieci i że będą gadać. Głupia , naiwna byłam i próbowałam pokazać mu jaki "skarb" ma w domu ,że seks ze mną będzie tysiąc razy lepszy no i miałam go wtedy dla siebie a on mnie tak oszukiwał. Wiele było takich sytuacji ,że jego zły humor a ja w ramach "poprawienia' nastroju ładowałam nas do łóżka czasem czułam ,że to nie w porządku ,że coś nie gra ale to był sprawdzony , "bezpieczny" sposób na poprawienie sytuacji. Nigdy chyba nie umiałam otwarcie z nim porozmawiać jak mi coś nie pasowało - ja oczywiście mówiłam to on się obrażał i były "ciche" dni a ja czułam się tym tak zagrożona ,że po tych kilku dniach "kary" byłam gotowa na wszystko i dalej tak mam - wszystko we mnie piszczy , każda prawie myśl poświęcona mężowi i, że nie ma bliskości ,że jestem samotna. Ryczeć mi się chce jak sobie to uświadamiam - niby mądra kobieta, racjonalnie myśląca i wszystko co się działo widziałam ,czułam i spieprzyłam sama to na czym najbardziej mi zależało. Pozwalałam niemal na wszystko - bo potem był ze mną i tylko ze mną - uwierzyłam ,że przez seks pokazuje mi jak mnie kocha - a może sama sobie wmówiłam to kłamstwo?
Nie wiem czy kogoś ma - emocjonalnie podejrzewam ,że tak , choć się wypiera, fizycznie to na razie klapa - bo mu organizm odmówił posłuszeństwa . W ten sposób jemu samoocena sięgnęła dna a ja zostałam pozbawiona "jedynego" znanego mi sposobu na poprawienie mężowi nastroju.....
Nie dałam mu szansy na to ,żeby sam sobie wybaczył - zrobiłam to za niego - bo tak chciałam ,żeby było dobrze - żebym ja miała dobrze i spokojnie a było tylko gorzej bo on podświadomie przestał mnie szanować bo sama siebie szanowałam tylko pozornie. I dlatego nie było już prawie nic miłego z jego strony - kochasz mnie? kocham... podobam Ci się - taak... brakowało mi cały czas "czegoś" czego nie potrafiłam nazwać ale dom, dzieci, praca i się toczyło.
Trochę to głupie i przejaskrawione jak myślę bo przecież mężowi humor poprawiały również zakupy, wyjazdy bez nas na mecze i jak się zgadzałam na jego pomysły szczególnie im bardziej mi się nie podobały, lajki na fb (gdzie nawet "znajomą" nie jestem... On tez dojrzałością nie grzeszył...
Chora jestem, zbudowałam fikcję i nie wiem jak z niej wyjść , co robić żeby siebie zrozumieć i żeby nie zniszczyć do końca małżeństwa ?
Miał rację,że ode mnie uciekał, niby nie zmuszałam, nie zrzędziłam , wybaczyłam zdradę a on ciągnął dalej jak dziecko sprawdzał ile może. Nawet umiałam to nazwać bo mówiłam do niego ,że czuję się jak jego matka - ja coś ograniczam a on próbuje ile może jeszcze. I co z tego ,że to widziałam - nic z tym nie zrobiłam - bo ja czułam się skrzywdzona - on przecież się nie pokajał , nie zadośćuczynił ..... I straszyłam ostatnio jak już czułam tę pustkę emocjonalną - że tak nie chcę żyć obok ,że tak nie dam rady no to on pierwszy "nie dał" rady.
Jak z tego kręgu wyjść ?
Na psychoterapię ? Z nim na razie nie ma szans ...
Jestem przerażona tym co w sobie odkryłam a pewnie jeszcze całe mnóstwo bagna jest pod spodem. Nigdy za bardzo w siebie nie wierzyłam i to "manie" męża też miało mi pomóc w utrzymaniu poczucia swojej wartości . ( to dziwne bo ludzie mnie lubią, mam dobrą pracę, wygląd w miarę ) .
Co robić? Jak żyć z mężem pod jednym dachem , spać w jednym łóżku, jak nie mieć pretensji i doceniać (zmienił mi opony i umył samochód dzisiaj rano)
Jak tak czytałam to moja sytuacja nie jest taka najgorsza ale jak tak nie chcę a nie wiem jak zacząć to zmieniać....
Proszę o jakieś pomysły , rady...
Wiem,że pan Bóg dopuścił do tego wszystkiego żebym w końcu przejrzała, modlę się za niego , za małżeństwo i nawet druga nowennę odmawiam i chodzę tez w tygodniu na msze rano i słucham rekolekcji, przeczytałam już "granice w relacjach małżeńskich" i to chyba wszystko pozwoliło mi te refleksje tylko dalej nie wiem jak się pozbierać .
Może jeszcze coś wymyślę choć już ostatnio to boję się swoich pomysłów bo tyle ich miałam....
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-11, 19:07   

Alleluja Słonko

Coś się zaczyna dziać. Zaczynasz myśleć, rozważać, patrzeć w przeszłość. To bardzo dobrze.
Co robi lekarz, jak chce leczyć pacjenta? Musi postawić diagnozę. To pierwszy krok. I Ty właśnie zaczęłaś stawiać diagnozę stanu Waszego małżeństwa. Potem przyjdzie krok druki, czyli terapia. Żeby terapia była skuteczna, musi być poprawna diagnoza.

Myślę, że rad tutaj usłyszysz aż za dużo.

Słonko napisał/a:
zmienił mi opony i umył samochód dzisiaj rano

A podziękowałaś mu? Powiedziałaś, jak to dobrze, że go masz i on to zrobił, bo Ty nie dałabyś sama rady tego zrobić? Zacznij pielęgnować jego męskie ego. Musi się dalej przy Tobie czuć mężczyzną. Z jednym ma może trudności, ale w ilu jeszcze sprawach może się okazać prawdziwym supermenem!

Znasz może książkę Jacka Pulikowskiego "Gdzie ci mężczyźni? O męskości dla kobiet i mężczyzn, Wydawnictwo Fides, Kraków 2012. Jest to prawdziwa "instrukcja obsługi mężczyzny".
 
     
Harnaś
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-11, 23:08   

Po prostu mi Ciebie żal Słonko. A z drugiej strony chciałbym potrafić być taki jak twój mąż, a nie taka dupa wołowa która zawsze pierwsza wyciąga rękę bo nie potrafi chodzić po domu obok siebie i nie odzywać się. Trzymam za Was kciuki, a co do tego co napisał Jacek to nie przypominam sobie żeby moja żona kiedykolwiek za cokolwiek mi podziękowała - przecież łaski jej nie robię. Dzisiaj oczywiście jak co sobotę musiałem posprzątać całe mieszkanie bo żona była w pracy (całe 2 godz.). Potem z synem na rower potem w piłkę itd. A teraz zona siedzi w innym pokoju i ogląda "Twoja twarz brzmi znajomo" bo przecież nie położy się z mężem do łóżka, bo mógłby jeszcze coś chcieć od niej. Idę spać bo jutro 4:30 pobudka i do pracy.
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-12, 07:41   

Słonko, przeczytałam to, co napisałaś o sobie. Przyznaję, że Twoja samoocena jest niesamowita - podobnie jak napisał to Jacek, uważam, że diagnoza postawiona, trzeba zacząć leczyć.
Polecam warsztat 12 kroków.
Na jesień zaczynamy kolejną edycję tu, w Sycharze, przez internet.
To dobra forma dla tych, którzy nie podołaliby wymaganiom stacjonarnych spotkań.

Zapraszam, bo warto !
 
     
Słonko
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 18:48   

Napisałam w nocy długi post i się skasował ( tak miałam skopiować ale chyba zbyt zmęczona byłam )
To dzisiaj będzie krócej - mam nadzieję :-)

Jacku - dziękuje mężowi - przynajmniej się staram ale podejrzewam ,że robię to w jakiś nie umiejetny sposób bo chyba zwykłe "dziękuję ,że mi umyłeś samochód , posprzątałeś w domu , pojechałeś z nami , zrobiłeś zakupy, itp. " to zbyt mało? Mąż wzrusza ramionami i nic a ja się zastanawiam czy pokłon by zmienił jego reakcję? Wredna znowu jestem ale nie wiem jak to robić - mówiłam ,że ważne ,że się cieszę ,że doceniam , że to miłe .... no i nic ale ja dzieci uczę ,że dziękujemy za pomoc to i sama to robię. Siostra (psycholog) kiedyś zarzuciła mi, że nie umiem "konstruktywnie krytykować" no to i dziękować odpowiednio chyba też nie.

Harnaś dziękuję za miłe słowa , a mąż to tchórz po prostu bo on w to milczenie ze strachu ucieka tak myślę i jest to okropne po prostu - ja też robiłam wszystko żeby tak nie było.... no ale nie tak jak powinnam.

Gosiu ja to jeszcze sporo mam pewnie to zdiagnozowania - to co napisałam to po przeczytaniu "granice w relacjach małżeńskich " i po lekturze nowych wątków , których niestety sporo...
Zastanawiałam się nad warsztatami 12 kroków ale nie bardzo mogę znaleźć (albo źle szukam ) jak to wygląda tak praktycznie bo podejrzewam ,że muszę mieć komputer i czas tylko dla siebie , pewnie wieczorami ? Myślę też o psychoterapii ale jakoś to opornie mi idzie...

Mąż był u lekarza - niestety mimo nie najgorszych wyników wypada "coś" znaleźć i dostał zastrzyki zamiast zalecenia zmiany trybu życia , nie wiem jak mąż na to bo tak mi odpowiedział na temat wizyty ,że już nie wnikałam a on nie spytał czy mu będę robić te zastrzyki więc się nie narzucam . ja nie specjalista ale coś tam wiem i obserwuję męża i wydaje mi się ,że mogą te zastrzyki jeszcze coś rozregulować no ale nie mogę się za bardzo wtrącać bo do tego lekarza, którego proponowałam on nie chce i sam sobie wymyślił.... no i sama nie wiem wtrącać się czy nie?
Bolą go plecy po ciężkiej pracy fizycznej - proponowałam masaż (bez podtekstów bo i tak nie można ;-) ) ale nie, woli jęczeć i stękać przy wstawaniu i przekręcaniu - może cennik wywieszę to skorzysta bo za darmo i z dobrego serca ( no może trochę wrażliwa jestem na cierpienie innych i mi to spokój zaburza ;-) ) a on nie chce....
Dużo mam dylematów dnia codziennego np. finansów - kurcze faceci - żona zarabia lepiej od was no to wołacie na nią kasę ? ma swoje a jak dzieci na pizzę zabraliśmy to on do mnie ,że ma 20 zł tylko - on odkłada podobno na komunię i wakacje a może i jeszcze na coś - nie mam dostępu do konta , głupio się czuje bo prawie nie dokłada do życia - sobie ostatnio ubrań nakupował a jeszcze potrafi mnie poprosić o pieniądze.... kiedyś to on zarządzał naszymi finansami i mi to w ogóle nie przeszkadzało ale od kiedy założył sobie to konto to ja muszę radzić sobie ze wszystkim sama - nie cierpię tego i już mu to mówiłam ale o jakby "boi" się zbyt angażować w "moje' sprawy. Wiem ja go "straszyłam" rozdzielnością majątkową i to by głupie nie było z różnych względów no ale pewnie uraziłam męską ambicję.....
miało być krótko....
 
     
pachura
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 21:26   

Nigdy nie będę chyba potrafił zrozumieć jak można być małżeństwem i mieć dwa osobne konta w banku...
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 21:57   

pachura napisał/a:
Nigdy nie będę chyba potrafił zrozumieć jak można być małżeństwem i mieć dwa osobne konta w banku...


Ale pewnie zrozumiesz sytuację dość powszechną, że żona ma upoważnienie do konta męża, a mąż nie ma upoważnienia do konta żony?
Ja rozumiem i zupełnie mi to nie przeszkadza;)
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 22:00   

grzegorz_ napisał/a:
Ale pewnie zrozumiesz sytuację dość powszechną, że żona ma upoważnienie do konta męża, a mąż nie ma upoważnienia do konta żony?


Sytuacja dość powszechna???
A skąd Grzegorz masz takie dane?
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 22:04   

Z obserwacji, albo raczej z rozmów ze znajomymi.

Nie rozumiem tego "wszystko razem", "wszystko wspólne".
Można mieć osobne konta i ustalić zdrowe reguły, kto za co płaci.
Podobnie można mieć osobne pasje, osobne pokoje (niekoniecznie sypialnie) i nawet osobnych znajomych. Kto nie jest rok po ślubie to zrozumie o czym piszę.
Oczywiście osobne sprawy nie oznacza, że tych osobnych ma być więcej niż wspólnych, ale litości
wszystko razem przez 50 lat to w bajkach.
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-04-13, 22:17   

grzegorz_ napisał/a:
Z obserwacji, albo raczej z rozmów ze znajomymi.


A ja z obserwacji i rozmów ze znajomymi mam inne informacje.

Tak więc twierdzenie, że sytuacja jest dość powszechna jest nieuprawniona.
Jest tylko Twoją opinią na podstawie kontaktu z Twoimi znajomymi. Nie stanowi to jednak podstawy do uogólniania i twierdzenia, że to powszechna sytuacja.
Nie uogólniajmy więc.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 8