Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2006-08-23, 10:10 NAWRÓCIĆ SIĘ to odzyskać nadzieję
Tak wiele mówi się o świadectwach nawróceń.
Mówi się/czyta w książkach oraz katolickich poradnikach, że zaczynamy od siebie, jeśli chcemy, aby "ten drugi" się nawrócił. Czym tak naprawdę jest nawrócenie?
Czy to ma znaczenie, że musimy - konkretnie i jakoś tak specjalnie - siebie zmieniać?
Nie na tym polega nawrócenie. Nie na tym, że zaczniemy się zmieniać - nasze zachowanie. To też, ale... ta zmiana zachowania przyjdzie potem sama, kiedy uwierzymy w miłość. Nie miłość drugiego człowieka, tylko bezinteresowną miłość Boga do nas. Wtedy przyjdzie nasze nawrócenie - NAWRÓCIĆ SIĘ to odzyskać nadzieję na to, że Bóg nas kocha.
Nawrócić się dotyczy relacji ja-Bóg. Wszystkie inne poruszenia będą wypływać z tej "pierwotnej" nadziei. Nadziei, że to ja jestem człowiekiem kochającym Boga, a on mnie.
Tak naprawdę zawsze tak było. Miłość Boża jest w nas i tylko odkrycie tej prawdy na nowo, a raczej wydobycie na zewnątrz tej miłości-wzajemnej relacji z Bogiem-Ojcem sprawi odczucie spokoju wewnętrznego.
Każdy, kto w danej chwili poczuł nadzieję, jakakolwiek by ona nie była, mała lub duża, ale poczuł ją niech będzie pewny, że dotyka ona /ta nadzieja/ spraw wiary i że dzięki niej poczuł Boga Obecnego w swoim życiu.
Świadectwa nadziei to są świadectwa nawrócenia.
Jeśli w tej chwili czujesz nadzieję w całej Twej trudnej sytuacji, wiedz, że właśnie czujesz Boga.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 14:33 Re: NAWRÓCIĆ SIĘ to odzyskać nadzieję
...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-17, 16:04, w całości zmieniany 1 raz
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 20:23 Re: NAWRÓCIĆ SIĘ to odzyskać nadzieję
Bajko, gdybyś nie była uduchowiona, nie byłoby Cię na forum katolickim. Jeśli mamy wiedzę o naszym Bogu=Kościele, że istnieje, to każde nasze myśli które skierujemy w stronę takich pytań: Kim On jest dla mnie, kim ja jestem dla Niego, czego oczekuję od Niego, czego On oczekuje ode mnie, jak nauczyć się Go kochać, jak możesz Boże mi pomóc..., każde takie pytanie, myślenie jest naszym uduchowieniem. Uduchowieniem szarego człowieka w szarym dniu w którym nic szczególnego się nie wydarza.
Świadectwem poczucia Boga jest każda nadzieja, która w nas się wzbudzi. Czy taka nadzieja sama się wzbudza? Czasem tak, "sama" (czyli, że otrzymałam łaskę, bo "sama" znaczy prosto od Boga), czasem ktoś, "dobra dusza" pomoże nam wzbudzić taką nadzieję (nawet tą najzwyklejszą - nadzieję na to, że jutro też będę miała na chleb lub że pójdę na spacer z dziećmi i wrócę szczęśliwie do domu).
Co się dzieje w przypadkach trudnego małżeństwa (gdzie jeden z małżonków jest szczególnie trudnym "kalibrem")?
Jeden małżonek odebrał drugiemu małżonkowi NADZIEJĘ na życie w pełnej rodzinie. Zwłaszcza życie dla dzieci w pełnej rodzinie. Świadectwem nawrócenia będzie więc odzyskanie tej "pierwotnej" nadziei, nadziei, że cokolwiek się nie wydarzy jest Bóg. Osoba. Ojciec. Stworzyciel. Ukochany Opiekun.
ON WIDZI, ŻE TERAZ dzieci są pozbawione czegoś/kogoś. On to widzi. Swiadectwem nawrócenia będzie zaufanie Jemu: skoro widzi, TO WIE co się dzieje.
Czy nie wlewa większej radości w serca Waszych dzieci? Wielokrotnie czytałam już, że tak. Nasze nawrócenie wówczas będzie takie - dostrzec tę Jego opiekę nad dziećmi (bądź co bądź Jego dziećmi).
Do Niego idziemy przez odejście z tego świata. Tą prawdą żyjąc, że idziemy do Boga, prędzej czy później, odzyskujemy nadzieję inną niż taka czy na chleb będziemy mieć w dniu dzisiejszym, to jest, nadzieję na życie przyszłe, wieczne.
Moja koleżanka właśnie dziś miała próbę nadziei - jej córeczka wpadła pod samochód. Nie wiem jak jest teraz, bo jak ostatnio się widziałyśmy usłyszałam tylko "prawie umiera".
Nadzieja musi istnieć nawet jak nam coś się dzieje.
Św. Tereska od Dzieciątka Jezus mówiła "Śmierć do nas nie przychodzi, to przychodzi do nas Bóg".
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 21:49
Elżbieta napisał/a:
Nadzieja musi istnieć nawet jak nam coś się dzieje.
Św. Tereska od Dzieciątka Jezus mówiła "Śmierć do nas nie przychodzi, to przychodzi do nas Bóg".
Trzeba mieć chyba mocną wiarę, by umieć/móc tak to przyjmować.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 22:02
Tak Elik, trzeba mieć mocną wiarę, którą zbudujemy na świadomości. Świadomość, czyli inaczej uświadomienie sobie Tej prawdy, jaką jest istnienie Boga już tu i teraz.
To nie przychodzi od razu, to jest jak budowanie domów, silna, czy też głęboka wiara (DOM) powstaje po zbudowaniu (CEGŁA ZA CEGŁĄ) "wiary codziennej".
Nadzieja jest podstawą wiary, a prowadzi do Miłości-Boga.
Jest łącznikiem wiary z miłością. Dlatego ona-nadzieja, tylko ona może pomagać we wszystkim. Jest "terapeutką" na każdy stan duszy i ducha, szumnie pisząc.
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 22:29
Mądrze napisane, chociaż nie do końca dociera to do mnie.
Elżbieta napisał/a:
tylko bezinteresowną miłość Boga do nas. Wtedy przyjdzie nasze nawrócenie - NAWRÓCIĆ SIĘ to odzyskać nadzieję na to, że Bóg nas kocha.
Myślę, że doświadczyłam w swoim życiu nawrócenia, obecności działania Boga w moim życiu. Chociaż nie myślałam o tym w ten sposób. Przez bardzo wiele lat, właściwie od dzieciństwa sądziłam, że Bóg, wiara to coś co nie może mnie dotyczyć, co nie jest dla mnie. Od jakiegoś czasu (około dwóch lat) dotarło do mnie, że to nie Bóg mnie odrzucał, że to ja nie umiałam przyjąc Jego miłości, że On zawsze był ze mną i w jakiś sposób mimo wszystko wspierał mnie i prowadził do Siebie.
Elżbieta napisał/a:
Miłość Boża jest w nas i tylko odkrycie tej prawdy na nowo, a raczej wydobycie na zewnątrz tej miłości-wzajemnej relacji z Bogiem-Ojcem sprawi odczucie spokoju wewnętrznego.
Wiele mi jeszcze brak: zaufania, czasem trwania w nadziei, wiary, ale chcę wierzyć że jest Ktoś kto mnie kocha, taką jaką jestem.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-23, 22:44
Elik napisał/a:
Mądrze napisane, chociaż nie do końca dociera to do mnie.
:)
-----------
Po utracie nadziei, którą "pokładaliśmy" w drugim człowieku, trzeba odzyskać Nadzieję z posłyszenia Ewangelii, jak pisze św.Paweł.
Podoba mi się to piękne określenie.
Zresztą Św.Paweł, ten to umiał przelać na papier!...
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 00:13
Może to trochę nie na temat, ale
Jeden fragment z Listu Św. Pawła do Koryntian towarzyszy mi od zawsze i spodobał mi się jak tylko mi kiedyś siostra starsza przesłała na obóz (nie wiedziałam wówczas, że to fragment Ewangelii)
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść.
Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę"
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 06:51
...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-17, 16:03, w całości zmieniany 1 raz
rot [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 07:31
Elżbieta napisał/a:
Jeśli w tej chwili czujesz nadzieję w całej Twej trudnej sytuacji, wiedz, że właśnie czujesz Boga
Elżbieto, wytłumacz mi to ... proszę. Dlaczego ? Zawsze uważałem i pisałem, że jestem zwykłym smiertelnikiem sredniej wiary, nie przeceniałem swoich możliwości. Jednakże nadzieję na pozytywne rozwiązanie czułem przez cały czas mojego kryzysu. Teraz, po wczorajszej rozmowie jest ona jeszcze większa... cz to znaczy, że jestem bliżej Boga ?? A jak to się ma do tego :
Elżbieta napisał/a:
Po utracie nadziei, którą "pokładaliśmy" w drugim człowieku, trzeba odzyskać Nadzieję z posłyszenia Ewangelii, jak pisze św.Paweł
Jeśli straciłbym nadzieję na uratowanie mojego małżeństwa... to odsunąłbym się od Boga...
Nie rozumiem... jeśli potrafisz, to wytłumacz mi to proszę.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 08:59
...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-17, 16:03, w całości zmieniany 1 raz
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 09:10
Bajko, w każdym swoim poście stawiasz pytania, a za chwilę sobie odpowiadasz. W dodatku, dobrze sobie odpowiadasz, Twoja intuicja Cię prowadzi. Mając nadzieję, mamy Boga koło siebie, resztę uczyni nasza modlitwa, czyli Twoja indywidualna, osobista, pytająca lub milcząca. Odpowiedzi na pytania co do naszego życia otrzymuje się po ofiarowaniu Bogu swojego czasu, tak jak ofiarujemy go koleżance, czy przyjacielowi, czy mamie. Bóg musi mieć również swój czas w naszym życiu.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 09:27
...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-17, 16:02, w całości zmieniany 1 raz
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-24, 09:32
Każda nadzieja, mając w sercu wiarę w Boga=Kościół Katolicki ustawia nas w kierunku Boga, przybliża.
Potem jest krok dalej. Nie wolno pozwolić , aby pozbawić się tej nadziei.
Potem jest krok dalej. Pilnując, strzegąc nadziei=jesteśmy blisko Boga - masz rację Rot,
a krok dalej, staramy oddawać Mu to, co się wydarza.
W ten sposób docieramy do relacji z Bogiem. I teraz w tym miejscu - w zależności od osoby ludzkiej (osobowości, charakteru, temperamentu, wychowania) każdy ma swój czas RELACJI Z BOGIEM - to jest intymność osobista, różna u każdego.
Kiedy rozpozna się ten stan, to wówczas ma się nadzieję na uratowanie małżeństwa, ale z nutką "Boże, bądź wola Twoja". I spokój wewnętrzny płynący z tego oddania Bogu decyzji według Jego woli, staje się dobrym owocem.
Owoc wiary i nadziei staje się owocem-naszą miłością (naszym wyznaniem miłości) do Boga.
---------------
Kiedy prosimy o coś Boga i usilnie na to czekamy, niekoniecznie jest tak, jak byśmy chcieli...
Kiedy prosimy o coś Boga i nie czekamy, bo razem z prośbą oddaliśmy w Jego ręce
decyzję "stania się czegoś, bądź nie stania się" - Bóg szybciej (pojęcie względne!) skłania się do wysłuchania.
----------------
Do Bajki, no tak, Bajko, nawet Jan Paweł II mówił, że nie ma przypadków...
Adoracja... nie opuszczaj Jej!... To jest właśnie Bóg namacalnie obecny. Dzieją się cuda, ale o tym kiedy indziej,
a te opisane szukać należy na stronce, którą podaje Andrzej w tym portalu i na forum.
"jego obojętny głos" - piszesz o mężu?
Nie odnoś Bajko jego obojętnego głosu do siebie, bo wtedy stracisz siły. Pan Bóg też słyszy jego obojętny głos, ale ja teraz też nie wiem dlaczego on ma taki głos. Może wynikać z tysiąca powodów i musiałabyć zacząć studiować kilka kierunków, aby dotrzeć do powodu obojętności męża, a Bóg w tym momencie zna odpowiedź.
Posłuchaj - poszukaj jej - na Adoracji Jego Syna. Syn Boży jest Cudowną cząstką Widzialną Boga Niewidzialnego.
Książka "Kiedy Niebo jest na ziemi" - znasz?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.