Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ja gdyby nie Bóg nie przeszłabym tych Świąt... Zastanawiam się jak ktoś kto rozbija małżeństwo może spokojnie spędzać święta z moim mężem... Bez żadnych wyrzutów sumienia itd... Wiedząc, że żona tego człowieka może nie mieć nawet gdzie iść na Wigilię...
Trzeba mieć serce z kamienia... Śpiewać być może kolędy Jezusowi, któremu się na pewno ta sytuacja nie podoba...
taka trochę obłuda...
Ale muszę Wam powiedzieć, że czułam bardzo opiekę Jezusa... Poszłam do Komunii Świętej na Pasterce i wręcz czułam jak On tuli moje zranione serce...
Jak większość z nas nie dała by rady bez Boga. Ja cztery miesiące temu myślałam, że świat się skończył, a dzisiaj dziękuję Bogu za to doświadczenie, trudne, bolesne, rozpaczliwe. A jednak dziękuję, bo odkryłam tyle rzeczy - o sobie też.
A tak na marginesie Tusiu, wyrzuty sumienia nikogo nie ominą. To Bóg wybiera miejsce i czas
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 15:31
Tusia1987 napisał/a:
Ja gdyby nie Bóg nie przeszłabym tych Świąt... Zastanawiam się jak ktoś kto rozbija małżeństwo może spokojnie spędzać święta z moim mężem... Bez żadnych wyrzutów sumienia itd... Wiedząc, że żona tego człowieka może nie mieć nawet gdzie iść na Wigilię...
Trzeba mieć serce z kamienia... Śpiewać być może kolędy Jezusowi, któremu się na pewno ta sytuacja nie podoba...
taka trochę obłuda...
Ale muszę Wam powiedzieć, że czułam bardzo opiekę Jezusa... Poszłam do Komunii Świętej na Pasterce i wręcz czułam jak On tuli moje zranione serce...
Tusia, zajmij sie Ty sobą,a zobaczysz że świat jest piękny, wokół Ciebie zyczliwi Ci ludzie......zostaw Ty ich w spokoju kochana kobieto:-D
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 16:09
Dobrze, już dobrze... Mój mąż jak wytresowany piesek mówi jej wszystko o mnie... Widać, że ona jest tak nudna, że musi sobie jakoś ubarwiać życie
Ale macie racje, szkoda życia na jakąś desperatke i niedojrzałe wyobrażenia mojego ślubnego na temat miłości
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 21:59
Tusiu,
ja dołączam do grona, które będzie Ci radzić żebyś nie myślała tyle o kowalskiej Twojego męża. Wierz mi, że nie sądzę by ich Wigilia była taka idealna jak myślisz. Często nasza wyobraźnia podsuwa nam zupełnie inne scenariusze niż wygląda rzeczywistość. My porzucone żony myślimy, że nasi mężowie to tylko fruwają ze szczęścia nad ziemią i sypiają na płatkach puchu a życie z kowalską spełnia ich wszystkie oczekiwania.
Fakt faktem, że na początku amok trwa, ale ja po moim mężu widzę, że wcale nie jest tak sielsko i wyrzuty sumienia przebijają się przez ten amok i to coraz częściej, a jestem pewna, że za chwilę krótszą lub dłuższą będzie mu znacznie ciężej i trudniej niż mi. Nie da się żyć z takimi wyrzutami sumienia, to zabija od środka. I wierz mi, nie ma ludzi, którzy potrafią zapanować nad takimi wyrzutami. Mogą oszukiwać wszystkich wokół, ale sami siebie nie oszukają. Ty znając swojego męża też to dostrzeżesz.
To może głupie co napiszę, ale od kiedy postawiłam jednoznaczną granicę mężowi, nie opowiadam nic o sobie i nie pytam, teraz on sam wypytuje. Mówi do mnie spokojnym i łagodnym tonem, nawet delikatnie zdjął sadzę z mojego policzka. Dziś bez proszenia przyjechał zabezpieczyć zewnętrzny kran przed zimą. Jestem zaskoczona taką zmianą. Nawet się nie łudzę jakimkolwiek zwrotem spraw, ale jest spokojnie i bez ataków i cenię to bardzo. Zobaczymy jak długo?
Tak jak Jola ,doszłam do wniosku, że ten kryzys musiał się zdarzyć by uratować nasze małżeństwo i rodzinę i oczywiście małżeństwo kowalskich. W moim domu jest teraz spokojniej, mam więcej czasu dla dzieci, nie ma takich sporów jak były wcześniej, dzieciaki potrafią się śmiać , grają razem i nawet nie kłócą się między sobą. Ciągle jest pełno ludzi, kolegów moich dzieci. Wszystko robię ze spokojem, bez presji, a nie pod dyktando mojego męża, ciągle nerwowo pod ostrzałem.
Mój mąż bez wstrząsu nigdy nie przyznałby się do zdrady, nigdy nie doceniłby jaką ma rodzinę i dom, nigdy nie zatęskniłby za Bogiem brodząc w takim bagnie. A dla mnie to też odnowa, odnowa duszy i więzi z Bogiem, uświadomienie sobie moich błędów, a przede wszystkim tego, że moim centrum uwagi ciągle był apodyktyczny i niezadowolony mąż, a nie Bóg. Jeśli chodzi o rodzinę kowalskich, to nie są tak wierzący jak my. Kowalska praktycznie nie chodzi do kościoła, ale nie chcę jej oceniać. Tak samo jak mój mąż zdradzając co chwilę, nie opamiętałaby się nigdy.
Nie wiem jak długo potrwa sielanka mojego męża, ale Bóg wie ile czasu potrzeba, by to wszystko uzdrowić, by doprowadzić do pojednania obu rodzin i przywrócić rodziców opuszczonym i zranionym dzieciom. I ja już ufam w pełni...
Tusiu, myślę że i Ty dojdziesz do podobnych wniosków jak my z Jolą. Do tego trzeba dużo przemyśleń, dołów i wzlotów, a refleksja przychodzi jak już jesteśmy trochę silniejsi niż Ty dzisiaj.
Niestety nie ma innego sposobu by przejść tą naszą drogę zdradzonych żon. Trzeba swoje wypłakać, wykrzyczeć, popaść w nostalgię, obwinianie, gniew. To jedyna droga do zdrowienia. U mnie to idzie dość szybko i sama się temu dziwię, ale myślę, że dzieciaki dają mi kopa, bym się szybko zebrała w sobie. Nie mogę być dla nich ciężarem i nie chcę by ciągle się mną martwiły. Jak teraz jednego dnia czułam się bardzo źle z powodu choroby, to widziałam strach w ich oczach, co chwilę któreś przychodziło i pytało jak się czuję, głaskało mnie, tuliło się. Nic nie mówili, ale wiedziałam że boją się że mogą zostać sami.
Tusiu, wiem, że odbierzesz to jak slogan, ale naprawdę zacznij co wieczór przypominać sobie najdrobniejsze miłe rzeczy, które zdarzył Ci się danego dnia. Co Ci się udało, co sprawiło Tobie radość lub wywołało uśmiech lub uczucie ulgi, przyjemności i dziękuj za to Bogu. Na początku kryzysu to jedna, dwie rzeczy dziennie, a potem odkrywasz że ciągle ich przybywa. Dziękuj i proś o opiekę kolejnego dnia. Pod Bożym płaszczem jest spokojnie, bezpiecznie i błogo.
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 22:24
Mój mąż z kolei miał chwilę otrzeźwienia... Mówił, że Kowalska Go skrzwydziła, że sama doszła do wniosku, że nie będzie potrafiła żyć z myślą, że rozbiła czyjeś małżeństwo... Nie bardzo wierzyłam, że może mieć aż tak ludzkie odruchy. Mój mąż sam przyznał, że gdyby Go kochała nie podrzucała by mi dowodów zdrady... Tak tylko Jemu strzelała w kolano... Aż tu nagle mój mąż miał wrócić do mnie, nie wrócił... Znowu zachowuje się egoistycznie... I po tym widzę, że ma z nią kontakt. Zresztą byli widziani przez koleżankę mojej siostry...
Mój mąż najpierw przy mnie jeździł po jej opinii jak po łysej kobyle... A teraz? Echhh...
Macie rację... Nie powinnam się skupiać na nich...To trudne ale trzeba się nauczyć...
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 22:51
Tusiu, mój mąż jest daleko za Twoim w jakichkolwiek przemyśleniach na temat wad kowalskiej i ewentualnego powrotu.
Ale myślę, że Twój się po prostu waha. Jeszcze do końca się nie odciął do tamtej, a boi się lub jeszcze nie do końca wyobraża sobie powrót. Jego kowalska też pewnie mimo przemyśleń brnie dalej. Co to da ,że ma przebłyski i wyrzuty sumienia? Gdyby dojrzała emocjonalnie to za tym poszłyby czyny, czyli definitywne zerwanie i odcięcie się od Twojego męża? Jeśli wcześniej sama podsuwała Ci dowody zdrady męża, to przecież chciała rozpadu Waszego związku, walczyła o faceta. Nie jestem pewna, czy uzmysłowienie sobie przez Twojego męża dlaczego tak robiła przedtem wystarczy, by go dosunąć od niej na zawsze? Może za moment nie będzie już taki oburzony, a pomyśli, że to uroczo że kowalska o niego walczyła?
Musisz obserwować, stawiać granice i nie pozwalać się ranić, ale jednocześnie nie odcinać męża. Jak czytam forum, to pojawiają się opinie, że nie należy w tym etapie atakować kowalskiej, tylko przemilczeć swoje. Mąż musi sam wyciągnąć wnioski, żeby Ci nie zarzucił że to Twoja opinia i starasz się go przekonać. Nadejdzie moment, że otrzeźwienie będzie rzeczywiste i ocena kowalskiej też przybierze inny wymiar. Musisz czekać i tyle.
Nabieraj sił, byś potem dała radę z odbudową powalonej budowli...Waszego związku.
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 09:56
coraz mniej mam nadziei na odbudowę tej budowli.... Myślę, że na zgliszczach tej budowli stawiają sobie inną już budowlę. Nową... Wątpię w jej trwałość.... Bo to budowane bez najmocniejszego fundamentu- bez Boga.
Ale cóż...
Na razie zaczynam żyć jutrzejszym Sylwestrem
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 11:28
Dziewczyny jakie te nasze historie podobne.................. ech
Mój mąż też gra mega szczęśliwego................ ale ja znam go bardzo dobrze i wiem że aż taki szczęśliwy nie jest .................. w styczniu będzie rok jak się wyprowadził ....niby cały czas romans trwa, kochanka jest super, ekstra itd. ..................ale na pewno jest jakieś "ale" bo ja to widzę jak odwozi córcię lub przyjeżdża do córci i czasem spędza 2 czy 3 godziny w naszym domu ........ Ufam Bogu, że uda mu się wyprowadzić dobro z tego kryzysu i cały czas wierzę że mąż wróci, że będziemy mogli odrodzić nasze małżeństwo ...............tylko trzeba czekać................. zajmować się sobą, córcią.
Mi również bardzo pomaga Nowenna Pompejańska (kończę drugą) ....to takie ukojenie, wyciszenie, połączenie z Panem poprzez Matkę Najświętszą..........
Za chwilę Nowy 2016 Rok i wejdźmy z w niego z głęboką wiarą że będzie lepszy od tego kończącego się czego wszystkim Sycharkom życzę
p.s jak dobrze że jest Sychar, że jest to forum....................bo tak jak wielu z Was pisze...znajomi i rodzina mówią niemal wszyscy jednym głosem: "jesteś młoda, dobra, wykształcona itd. ....jeszcze ułoższysz sobie życie.......a on po tym co Ci zrobił, co cały czas robi !!! zapomnij o nim !!! itd...................jak mnie te "życzliwe uwagi" denerwują ................. On jest moim mężem i ja chcę jego ............... wiadomo, że wtedy jak się nawróci..............poczekam
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 12:20
BjD - niestety ja też zauważyłam, że schemat działania przy romansach lub grzechach nieczystości jest ten sam...
Jest to wmawianie sobie przez naszych mężów takich oczywistych bzdur...
Mój mąż twierdzi, że nie widział Kowalskiej od paru miesięcy.
Czy tak wygląda miłość?
Kiedyś był otwarty na pomoc drugiemu człowiekowi... Dziś? Jeszcze niedawno nie chciał mnie z ramion wypuszczać... Dziś?
I nagle zaczęło mu wszystko przeszkadzać jak pojawiła się ona...
Brak słów, brak nut....
JolantaElżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 12:47
Tusia1987 napisał/a:
BjD - niestety ja też zauważyłam, że schemat działania przy romansach lub grzechach nieczystości jest ten sam...
Jest to wmawianie sobie przez naszych mężów takich oczywistych bzdur...
Mój mąż twierdzi, że nie widział Kowalskiej od paru miesięcy.
Czy tak wygląda miłość?
Kiedyś był otwarty na pomoc drugiemu człowiekowi... Dziś? Jeszcze niedawno nie chciał mnie z ramion wypuszczać... Dziś?
I nagle zaczęło mu wszystko przeszkadzać jak pojawiła się ona...
Brak słów, brak nut....
A co u Ciebie? Co dzisiaj robisz i jak planujesz Sylwestra? Leżeni do góry kółeczkami i jakieś fajne filmy? Bo ja jestem dzisiaj tak zajęta, że nie mam czasu sie podrapać, czochram sie w biegu
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 12:56
Oj Jolu... Ty i te Twoje mistrzowskie hasła!!! Jesteś "Miszczu" jak to młodzi mówią
W Sylwestra wychodzę :). I to na imprezę .
A na 0:15 jedziemy na Mszę Św. więc ten rok zacznę w najlepszym towarzystwie jakie mogłabym sobie wymarzyć.
JolantaElżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 13:12
Tusia1987 napisał/a:
Oj Jolu... Ty i te Twoje mistrzowskie hasła!!! Jesteś "Miszczu" jak to młodzi mówią
W Sylwestra wychodzę :). I to na imprezę .
A na 0:15 jedziemy na Mszę Św. więc ten rok zacznę w najlepszym towarzystwie jakie mogłabym sobie wymarzyć.
Oooo super. A ja pierwszy raz w życiu pójdę sobie na Mszę o północy. A potem urządzam sobie ucztę w swoim towarzystwie. Mam zaległe filmy do pooglądania. W tym mój ulubiony: Przeminęło w wiatrem. Już dawno się przymierzałam, żeby go sobie przypomnieć, a w Sylwestra zalegnę na mojej nowej kanapie, postawię sobie ciasteczka i wino musujące zwane popularnie szampanem - najbardziej lubię Martini - i będę "se" świętować.
Oczywiście po Mszy. Wcześniej muszę uporządkować chałupkę, bo po świętowaniu Bożego Narodzenia jakieś koty mi biegają po chacie i nie mam czasu się nimi zająć.
Tusiu, życzę Ci, żeby w Twoja śliczna główka była zajęta zabawą - oczywiście bądź człowiekiem, nie hulaj za bardzo
Tusia1987 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 13:26
A dziękuję Jolu... Też Ci życzę w takim razie szampańskiego relaksu! Ja chyba 1 stycznia będę patrzeć na filmy... Jak się wyśpię :).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.