Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-11-20, 01:37 Apel o pomoc - wspólna terapia małżeńska
Witajcie
jesteśmy od ponad roku w kryzysie, nie bede opowiadac na czym polega, bo to strasznie trzeba by opisywac szczegolowo, ogolnie lecze sie psychiatrycznie, i niestety moj stan sie nie poprawia, maz nie za bardzo chce mnie wspierac, przestaje na kilka m-cy sie modlic, i wtedy jest jeszcze gorzej, jest niemily, zmienia plany, nie chce ze mna spedzac czasu, jest obojetny, unika mnie, dochodzi do przepychanek...., rekoczynow...
jak jest po spowiedzi to przez chwile jest dobrze, lepiej, modlimy sie razem
ale ja zyje nadal w lęku i boje sie ze znow sie to powtorzy, i 'probuje' przekonac meza albo moze nawet namowic go na terapie malzenska, niestety on jest strasznie negatywnie nastawiony do terapii, kiedys chodzil na terapie dda, i na jakis czas mu pomogla, ale teraz sie wg mnie cofnal...., bo zachowuje sie jakby tez mial depresje, nie chce mu sie dbac o dom, itp. zyje tylko praca...., a ja stracilam prace.....i teraz w ogole nie mam sily szukac pracy, a najgorsze ze z jednej strony chce ratowac malzenstwo, ale na swoich warunkach, bo juz jestem wyczerpana tym co sie miedzy nami dzieje, pootrzebuje poczucia bezpieczenstwa, czulosci...., i dla mnie oprocz wspolnej modlitwy pomogla by nam terapia, ale jak namowic meza do terapii? jak byc stanowcza i powiedziec mu ze to jest wazne i ze bez tego nie damy rady (? czy taki argument moze byc?)
mialam juz sie wyprowadzac,ale nie mam gdzie...., nie czuje sie dobrze, zeby teraz sie wyprowadzac gdzies, i siedze z nim i jest to jakiegos rodzaju uzaleznienie
nie mówie, że maz jest wszedzie zły, ale po prostu to sie powtarza zbyt czesto, np. jego chwiejnosc i jego zmiennosc (którą tez ja mam i mnie szczegolnie drazni w nim) i juz kombinuje gdzie by pojsc, szukam wszedzie pomocy, a tak naprawde zapisuje sie sama do roznych psychologow, ze moze cos mi to pomoze, ale nie pomaga, bo mysle ciagle ze powinnnismy pojsc razem, tak sie nie da dluzej zyc, byly juz rozmowy rozwodowe, o podziale majatku, i tak w kolko....
to jest tak wykanczajace psychicznie, ze nie wiem....
co robic? myslalam zeby spotkac sie z kims ze wspolnoty, i poradzic, ale z kim?
czy namawiac meza? to juz sie stalo jakąś moją obsesję, żeby namowic męża....
a jak on odmawia to.... (eh, mam chore zachowania)
proszę o radę
dziękuję
Kasia
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-20, 07:46
catherine80, witaj na forum.
Na początek, chciałabym zwrócić twoją uwagę na to, byś pisząc tutaj nie podawała szczegółów identyfikujących ciebie czy twoich bliskich, po prostu dla bezpieczeństwa. Internet nie jest anonimowy, mimo wszystko ...
Napisałaś, że jesteś w terapii psychiatrycznej.
Napisałaś również "a tak naprawde zapisuje sie sama do roznych psychologow"
Czy masz stałą opiekę?
Bo ja odniosłam wrażenie, że poszukujesz terapeuty, a wiem, z doświadczenia, że jak już się trafi na tego swojego terapeutę, który pomaga, któremu się ufa, to terapia, to jest jednak długotrwały proces.
Może przez formę wypowiedzi tutaj takie wrażenie odniosłam, bo jednak pisane słowo jest inne niż rozmowa
I myślę, że warto podejść do naszego ogniska. Tam spotkasz ludzi, którzy otoczą opieką, ale i opiekuna duchownego, który może poprowadzić ...
Sprawdź tu http://sychar.org/ogniska/ czy masz w pobliżu nasze ognisko
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-20, 08:23
Witaj Catherine80.
Przytulam Cię na powitanie
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-20, 10:05
Caterina
Mam wrażenie , że strasznie się szarpiesz, pojawiają się zarzuty wobec męża od takich...powiedzmy mało poważnych, np że nie chce się razem z Tobą modlić, aż po te najcięższe czyli przemoc.
W takim chaotycznym stanie nic nie zmienisz. Musisz sobie to jakoś uporządkować w głowie i potem rozpocząć robić porządek przede wszystkim w swoim życiu.
catherine80 napisał/a:
jego chwiejnosc i jego zmiennosc (którą tez ja mam i mnie szczegolnie drazni w nim) i juz kombinuje gdzie by pojsc, szukam wszedzie pomocy, a tak naprawde zapisuje sie sama do roznych psychologow, ze moze cos mi to pomoze, ale nie pomaga, bo mysle ciagle ze powinnnismy pojsc razem
Nie kombinuj, nie zmieniaj psychologów, nie szukaj "wszędzie" tylko skup się na terapii. Nie oczekuj, że pójdziesz do psychologa i po jednym spotkaniu zmieni nie tylko ciebie ale i Twoje małżeństwo.
Z takim nastawieniem terapia małżeńska też nie ma sensu.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-20, 10:52
catherine80 napisał/a:
.....jest niemily, zmienia plany, nie chce ze mna spedzac czasu, jest obojetny, unika mnie, dochodzi do przepychanek...., rekoczynow...
&
Cytat:
quote="catherine80"]czy namawiac meza? to juz sie stalo jakąś moją obsesję, żeby namowic męża....
a jak on odmawia to.... (eh, mam chore zachowania)[/quote
Kasiu, zapytam wprost - kto jest inicjatorem tych, jak piszesz chorych zachowań?
catherine80 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 00:12 odpowiadam
kenya napisał/a:
catherine80 napisał/a:
.....jest niemily, zmienia plany, nie chce ze mna spedzac czasu, jest obojetny, unika mnie, dochodzi do przepychanek...., rekoczynow...
&
Cytat:
quote="catherine80"]czy namawiac meza? to juz sie stalo jakąś moją obsesję, żeby namowic męża....
a jak on odmawia to.... (eh, mam chore zachowania)[/quote
Kasiu, zapytam wprost - kto jest inicjatorem tych, jak piszesz chorych zachowań?
No ja jestem inicjatorem
Tylko teraz miałam na myśli zachowania juz nie wobec męża al we obcych ludzi wstyd m iii iii tym pisac na forum
catherine80 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 00:26
Tak masz racje szarpie sue umawiam sie do kilku psychologów co wiem ze nie jest dobre ale iii tam to robię i jestem nachalna jak ludzie nie chca juz dluzej ze mną rozmawiać i podobnie jak mąż nie chce to potrafię byc mexzaca
Nie wuemna czym mam sue juz skupić id roku skupiam sie na nim i doszlam ze jestem uzależniona od niego juz wiele razy myślałam zeby odchodzuc ale die boje on grozi rozwodem
Czy ja mogę mu postawić warunek albo terapia wspolna albo separacja? To zadlugo trwa a ja znow zle się czuje i myśl eee o szpitalu tak masz racje mam chaos ale sama sobie go tworze i nie umiem z tego wyjsc
="grzegorz_"]Caterina
Mam wrażenie , że strasznie się szarpiesz, pojawiają się zarzuty wobec męża od takich...powiedzmy mało poważnych, np że nie chce się razem z Tobą modlić, aż po te najcięższe czyli przemoc.
W takim chaotycznym stanie nic nie zmienisz. Musisz sobie to jakoś uporządkować w głowie i potem rozpocząć robić porządek przede wszystkim w swoim życiu.
catherine80 napisał/a:
jego chwiejnosc i jego zmiennosc (którą tez ja mam i mnie szczegolnie drazni w nim) i juz kombinuje gdzie by pojsc, szukam wszedzie pomocy, a tak naprawde zapisuje sie sama do roznych psychologow, ze moze cos mi to pomoze, ale nie pomaga, bo mysle ciagle ze powinnnismy pojsc razem
Nie kombinuj, nie zmieniaj psychologów, nie szukaj "wszędzie" tylko skup się na terapii. Nie oczekuj, że pójdziesz do psychologa i po jednym spotkaniu zmieni nie tylko ciebie ale i Twoje małżeństwo.
Z takim nastawieniem terapia małżeńska też nie ma sensu.[/quote]
catherine80 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 00:47
GosiaH napisał/a:
catherine80, witaj na forum.
Na początek, chciałabym zwrócić twoją uwagę na to, byś pisząc tutaj nie podawała szczegółów identyfikujących ciebie czy twoich bliskich, po prostu dla bezpieczeństwa. Internet nie jest anonimowy, mimo wszystko ...
Napisałaś, że jesteś w terapii psychiatrycznej.
Napisałaś również "a tak naprawde zapisuje sie sama do roznych psychologow"
Czy masz stałą opiekę?
Bo ja odniosłam wrażenie, że poszukujesz terapeuty, a wiem, z doświadczenia, że jak już się trafi na tego swojego terapeutę, który pomaga, któremu się ufa, to terapia, to jest jednak długotrwały proces.
Może przez formę wypowiedzi tutaj takie wrażenie odniosłam, bo jednak pisane słowo jest inne niż rozmowa
I myślę, że warto podejść do naszego ogniska. Tam spotkasz ludzi, którzy otoczą opieką, ale i opiekuna duchownego, który może poprowadzić ...
Sprawdź tu http://sychar.org/ogniska/ czy masz w pobliżu nasze ognisko
Witaj Gosiu
Ale to jak pisze nie podajac nazwiska imienia to chyba nie jest sob kim jestem?
Jestem pod opieką ale kilku isob naraz kombinuje i sama tworze ogromny chaos którego nie umiem przestać znow mój stan sie pogarsza bo mąż raz dobry dla mnie raz olewczy a jak olewczy to ja bardzo przezywam
Czy to możliwe ze mogę sue zle czy przez zachowania męża? Jaj trafiłam do szpitala to sue obraził ze uciekłam z domu przed nim to chore nie?
A czy chore jest namawianie go ba terapie jak nie xhce? To juz się stalo moja obsesja
Poprawiłam cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2015-11-21, 10:53, w całości zmieniany 1 raz
utka2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 08:33
catherine80, a ja odniosę się to terapii psychiatrycznej. Jak długo trwa? - czy dostałaś leki, ktore nie dzialają?
Odnosze podobne wrażenie jak grzegorz - że sie szarpiesz, to tu to tam. Tak samo terapia psychologiczna jak i terapia psychiatryczna potrzebują czasu zeby zadziałały. Po jednym - dwoch spotkaniach z psychologiem nie spodziewaj sie cudów, bo ich nie będzie. O ile psychiatra moze trafić z lekami w pierwszym podejściu (mi sie tak udało) i po dwóch tygodniach widzisz poprawę, o tyle psycholog potrzebuje więcej czasu, zeby cie efektywnie poprowadzić. A co najważniejsze - to przed Tobą jest mnóstwo pracy w takiej terapii.
Co do naciskania meża - wiesz, z większością facetów jest tak, ze naciskanie daje odwrotny skutek. Dlaczego? - po pierwsze nie lubią być zmuszani do czegokolwiek, szczególnie jak nie widzą od razu efektów (bo w większości to zadaniowcy), a po drugie - poddanie sie "sterowaniu" przez kobietę troche ich kastruje. Mężczyzna musi poczuć ze to on podejmuje decyzje, on wybiera co jest dobre dla niego i żadna baba nie będzie nim kierować. Dlatego moja rada - oddaj mu "poczucie" że to on podejmuje decyzje. Przedstaw oczekiwania - ale nie wszystkie na raz, pojedynczo - i poczekać na reakcję. Użyj namacalnych argumentów, takich które zrozumie w tej swojej zadaniowości i poczekaj. Co oczywiście nie musi być gwarantem sukcesu, bo jest jeszcze jedna ważna sprawa - to czego ty chcesz wcale nie musi być dla niego ani najlepsze, ani pomocne ...
I z tym sie trzeba pogodzić - on ma wolną wolę, on ma możliwość wyboru, jest dorosły, z jakimś bagażem zyciowym, z jakimiś doświadczeniami, zranieniami, planami. I niekoniecznie muszą się pokrywać z Twoimi. Ale mogą :)
I co najważniejsze, a co znajdziesz niemal w co drugim wpisie na forum - zmiana musi sie najpierw zadziać w Tobie, bo tylko na siebie masz wpływ. Drugiego człowieka nie zmienisz, dopóki on nie będzie chciał dokonać tej zmiany.
I na koniec - czytając Twoją historię miałam poczucie, ze czytam o sobie. O sobie rok - półtora roku temu. Tak samo sie szarpałam, tak samo nie miałam pracy, tak samo nie widziałam żadnego wyjscia. I poukładało sie. Zawsze twierdze ze mam bardzo małą wiarę, ale najwyrażniej w połączeniu z odmiawianiem różańca to wystarczyło :)
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 11:27
catherine80 napisał/a:
A czy chore jest namawianie go ba terapie jak nie xhce? To juz się stalo moja obsesja
Nie jest dobre namawianie męża na terapię. Propozycja wspólnej terapi może paść, ale obsesyjne nawoływanie do podjęcia drogi którą Ty wyznaczyłaś jest rodzajem presji wynikającej z Twojego niepogodzenia się z odmową, nieakceptacji czyjegoś prawa do wolności.
Trafnie nazywasz obsesją swoje dążenie do realizacji swoich własnych celów, bez uwzględnienia celów bliskiej osoby.
Faktycznie nie dziwię się że Twój mąż czuje się osaczony i że próbuje się izolować od Ciebie, ciężko na to pracujesz.
Teraz sprawa wspólnej modlitwy która dla Ciebie jest gwarantem, sama nie wiem czego.
Modlitwa jest bardzo osobistą, niemal intymną częścią duchowego życia każdego człowieka, zatem wymóg by modlić się razem jest ewidentnym naruszeniem czyjejś wolności.
Jeśli do tego dochodzi represjonowanie męża bo on nie chce razem się modlić , czy razem brać udział w terapii to mamy obraz Ciebie, która nie otrzymując tego czego CHCE i czego WYMAGA, popada w złość wyrażającą się czasem rękoczynami.
Czy wg Ciebie to jest słuszna droga do tego by poczuć się lepiej i stworzyć lepsze relacje z mężem?
Kasiu, nie mamy tutaj męża by jemu coś zasugerować, ale jesteś tutaj Ty.
To Twoje życie i Twoje zdrowie, zatem najsłuszniej byłoby zająć się naprawą jakości swojego własnego życia oraz swojego zdrowia.
Dopóki będziesz uważała że twórcą Twojego dobrostanu MUSI stać się mąż a nie Ty sama, dopóty będziesz błąkać się po bezdrożach...tak robisz teraz.
Nie oczekuj od innych tego czego nie chcesz oczekiwać od siebie.
ps. Kasiu, czy dotyczą Cię jakiejś nałogi?
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 11:37
catherine80, sama czujesz, że się szarpiesz i nie tylko siebie, ale i męża
zauważ, że swój stan równowagi warunkujesz tym, czy mąż zechce iść, czy nie
czyli twój stan psychiczny uzależniasz od męża- jak on chwiejny, to ty też chwiejna, jak on stabilny to ty też
tutaj potrzebna jest stabilność niezależna od czynników zewnętrznych- i to się da zrobić wysiłkiem i praca nad sobą. Może spróbuj kilku czynników naraz, taką "zmasowaną" akcję: praca z psychologiem, modlitwa (mi najbardziej pomógł różaniec), Msza o uwolnienie i uzdrowienie i kontakt z Sycharem (rozmowy telefoniczne z ludźmi) .
Mi to wszystko bardzo pomogło.
Odkryłam, że gwarancją mojej stabilności emocjonalnej jest Bóg.
Ale też potrzebna jest CIĄGŁA praca nad sobą - ja mam program 12 kroków, choć sam warsztat już skończyłam, ale wciąż codziennie pracuje nad sobą na postawie programu. Ta praca się nie kończy, a efekty są zdumiewające
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-21, 11:41
krótko mówiąc catherine80 zostaw naciskanie męża i pracuj sama nad sobą
Kenya ma rację, naciski i osaczanie przynoszą wręcz odwrotny skutek.
catherine80 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-22, 01:32
kenya napisał/a:
catherine80 napisał/a:
A czy chore jest namawianie go ba terapie jak nie xhce? To juz się stalo moja obsesja
Nie jest dobre namawianie męża na terapię. Propozycja wspólnej terapi może paść, ale obsesyjne nawoływanie do podjęcia drogi którą Ty wyznaczyłaś jest rodzajem presji wynikającej z Twojego niepogodzenia się z odmową, nieakceptacji czyjegoś prawa do wolności.
Trafnie nazywasz obsesją swoje dążenie do realizacji swoich własnych celów, bez uwzględnienia celów bliskiej osoby.
Faktycznie nie dziwię się że Twój mąż czuje się osaczony i że próbuje się izolować od Ciebie, ciężko na to pracujesz.
Teraz sprawa wspólnej modlitwy która dla Ciebie jest gwarantem, sama nie wiem czego.
Modlitwa jest bardzo osobistą, niemal intymną częścią duchowego życia każdego człowieka, zatem wymóg by modlić się razem jest ewidentnym naruszeniem czyjejś wolności.
Jeśli do tego dochodzi represjonowanie męża bo on nie chce razem się modlić , czy razem brać udział w terapii to mamy obraz Ciebie, która nie otrzymując tego czego CHCE i czego WYMAGA, popada w złość wyrażającą się czasem rękoczynami.
Czy wg Ciebie to jest słuszna droga do tego by poczuć się lepiej i stworzyć lepsze relacje z mężem?
Kasiu, nie mamy tutaj męża by jemu coś zasugerować, ale jesteś tutaj Ty.
To Twoje życie i Twoje zdrowie, zatem najsłuszniej byłoby zająć się naprawą jakości swojego własnego życia oraz swojego zdrowia.
Dopóki będziesz uważała że twórcą Twojego dobrostanu MUSI stać się mąż a nie Ty sama, dopóty będziesz błąkać się po bezdrożach...tak robisz teraz.
Nie oczekuj od innych tego czego nie chcesz oczekiwać od siebie.
ps. Kasiu, czy dotyczą Cię jakiejś nałogi?
Wspaniale mnie rozgryzlas ze jak nie ma tego co chce to popadam w zlisc irytację
Ja to wiem wszystko na rozum to c ooo napisalas ze to jest zle ze uzależniam od męża czy cis zrobię czy nie ale jak on jest t ooo naprawde nie umie nic iii nnego robic wsiakam w niego i tyle
Nie umiem przestać go prosić naciskać wymuszać i powie ze najgorsze ze zachowuj we su eee jyz podobnie do innych nawet obcych ludzi ck mnie przeraza
Czy to jest uzależnienie od męża? Myślałam o wyprowadzce ale z powodów finansowych rodzinnch nie bardzo mam gdzie poza tym boje się ze nie dam rady bo znow sue di kogoś przykleję i będę meczaca okropnie sid tego boje im dluzej siedzę w rej sytuacji tym gorzej bo ani poszukiwaniem pracy sue nie zajmę ani niczym
I tylko mój stan die pograza latam od jednego psychologa do drugiego do lekarza który jyz nie wie jak pomoc i sxukam osoby przy której moznaby pogadać plus mąż i cos ustalic co dalej jakbym powiedziała jak mąż sie zachowywał jak byłam w szpitalu to tez nie uznalsbys to z aż zdrowe
A czy mieszkając razem można nsucxyc sie nie oczekiwać? Ja widzę czarno bialo alb ooo wyprowadzka i wtedy uczę się zyc sama niezależnie a przy nim marnuje czas i przy każdej syt dochodzi di tego samego wiec nie jest to konstruktywne
Czy w tym cis złego ze chce triche czasu z nim spędzić? A ha jestem w związku i czuje sie mega samotna
A jeszcze ck do mieszkania oddzi eee lnie to max mnie straszy ze jak się wyprowadzę to złoży o rozwód
Kończę bo dużo pisze
Dxiekuje za odp
Nałóg jaki mam to palenie
Kasia
Poprawiłam cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2015-11-22, 09:04, w całości zmieniany 1 raz
catherine80 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-22, 01:36
I powiem ze.ze bardzo mi trudno pracować nad sobą jak on ma podobne wady zachowania do moich Z ktorym iii sama musze walczyć
Czuje sie okropnienueszczesliwa w tym malznst we ie
Bety napisał/a:
catherine80, sama czujesz, że się szarpiesz i nie tylko siebie, ale i męża
zauważ, że swój stan równowagi warunkujesz tym, czy mąż zechce iść, czy nie
czyli twój stan psychiczny uzależniasz od męża- jak on chwiejny, to ty też chwiejna, jak on stabilny to ty też
tutaj potrzebna jest stabilność niezależna od czynników zewnętrznych- i to się da zrobić wysiłkiem i praca nad sobą. Może spróbuj kilku czynników naraz, taką "zmasowaną" akcję: praca z psychologiem, modlitwa (mi najbardziej pomógł różaniec), Msza o uwolnienie i uzdrowienie i kontakt z Sycharem (rozmowy telefoniczne z ludźmi) .
Mi to wszystko bardzo pomogło.
Odkryłam, że gwarancją mojej stabilności emocjonalnej jest Bóg.
Ale też potrzebna jest CIĄGŁA praca nad sobą - ja mam program 12 kroków, choć sam warsztat już skończyłam, ale wciąż codziennie pracuje nad sobą na postawie programu. Ta praca się nie kończy, a efekty są zdumiewające
Poprawiłam cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2015-11-22, 09:06, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.