Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
taka postawa nieustającej pretensji, domagania się skruchy, kajania, autoanalizy...obarczanie winą wyłacznie jedna stronę kryzysu, samooczyszczanie się kosztem drugiej strony...prowadzi do?
ja Ci powiem dokąd - do spędzenia reszty zycia w samotności.
Do tego ta kpina na końcu - dawał sygnały, świetlne, dymne, migowe?
ślepemu i głuchemu zadne sygnały nic nie dadzą GregAn. Ale to powinienes po tak długim pobycie na tym forum juz dawno wiedzieć.
Nie widzisz własnego wkładu, ale domagasz się takiego widzenia od drugiej strony.
Powodzenia.
Lustro, dlaczego oskarżasz mnie, że tylko jedną stronę oskarżam za kryzys ??
Napisałem to wyraźnie (a przynajmniej najwyraźniej jak potrafię ):
Cytat:
dlatego dobrze, żeby zdradzający potrafił określić, dlaczego tylko jedna z osób winnych kryzysu w małżeństwie zdradziła a druga pozostała wierna ?
Obie są winne (czyli ja też), ale tylko jedna zdradziła.
Staram się dostrzec mój wkład w kryzys,
jednak oczekuję ze druga strona również to zrobi,
Niezależnie od zdrady.
Lustro,
Nie tylko zdradzony musi popracować nad sobą, żeby uniknąć kryzysu...
lustro napisał/a:
i że ta zła strona, która zdradziła, moze takze nie miec wiary w teo, że cos moze sie na prawde pozytywnie zmienic we współmałzonku?
OK. Nie neguję.
lustro napisał/a:
Chciało by sie zawołać - ocknij sie GregAn
tyle czasu Cie czytam i krecisz sie stale w miejscu
i sugerujesz takie krecenie się innym
lustro,
różni nas podstawowe niezrozumienia :
- dla mnie nie ma pojęcia : "powrót za wszelką cenę, byle jak, byleby było" - moje błędy przyjmuję na klatę. Ale tylko moje, i oczekuję ze druga strona zrobi to samo. Nie ma sensu powrót również wtedy, gdy w głowie ciągle są jeszcze bezkrytyczne wspomnienia błękitnego nieba nad łączką...
- rozgraniczam kryzys od zdrady.
Z prostej przyczyny.
Jeżeli zdrada miałaby być reakcją na kryzys, a tym samym miałbym być współwinny za zdradę, to dlaczego akurat ja nie zdradziłem ??
Obie strony są winne za kryzys, a tylko jedna zdradziła.
Widać, można na ten sam kryzys zareagować inaczej niż zdrada....
Dlaczego jedna strona zdradza, a druga jest wierna ?
Pewnie znowu mnie zaatakujesz i powiesz, ze przemawia przez mnie pycha, przedkładam sprawiedliwość, karę itp.
Popatrz, na to z innej strony.
Żeby ustrzec się przed powtórką, potrzebna jest analiza, tego co spowodowało taką a nie inną reakcje.
W odróżnieniu od zdradzonego,
zdradzający oprócz pracy nad sobą w celu uniknięcia kryzysu,
musi jeszcze wykonać pracę nad sobą dotyczącą zdrady.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 07:27
Stokrotka10101 napisał/a:
Powiedział coś co mnie bardzo zaciekawiło. Tylko wtedy możemy okazać skruchę gdy wiemy ze druga osoba nas nie odrzuci
Gdy ktoś wie ze nie zostanie przyjęty to nawet tam nie idzie. I nie pokazuje skruchy bo wtedy wie ze i tak to nie ma sensu. Ze juz żadne staranie nie ma sensu. Nic nie ma sensu. Juz nagrabiliśmy tak ze na nic liczyć nie można. Trzeba zabrać manatki i iść w sina dal .
Tak to widzi mój przyjaciel. I ja też.
Nie zgadzam sie z tym, ale ponieważ jest to temat Eli, nie zamierzam rozpisywać sie w nim nie na temat.
Stokrotka10101 napisał/a:
Ten kto zrobił źle boi się Boga i ludzi Wie ze teraz może liczyć tylko na skopanie .Najczęściej czuje się źle sam z sobą i często nie ma siły ani błagać o lirosc ani prosić o pomoc. Zresztą wie ze I tak tego nie dostanie
Więc lepiej uciec od odpowiedzialności?
Bo sie boję, ze źle przyjety/a zostane?
Iscie dojrzła postawa
Stokrotka10101 napisał/a:
Czy Ty kiedyś zrobiłaś coś go miało źle następstwa ?
Pytanie wprawdzie nie do mnie, ale odpowiem,
Tak zrobiłam.
Przeprzszam i starm sie zadosćuczyniać mimo braku reakcji i odzewu z drugiej strony.
Ostatnio zmieniony przez zenia1780 2015-10-15, 08:10, w całości zmieniany 2 razy
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 07:47
grzegorz_ napisał/a:
To idealistyczne podejście.
Ile jest takich przypadków?
Czyli, jak Cię rozumiem, skoro tych przypadkow jest niwiele, lepiej nie robić nic, bo inni tez nie robią, wiec jestem usprawiedliwony/a.
27 Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe».
(Mk10, 27)
2 Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
(Rz12, 2)
grzegorz_u, ja jestem chcrześcijanką i stram sie życ zgodnie ze Słowem Bożym, ono jest dla mnie drogowskazem i wykladnią tego jak mam postepować, a nie otaczajacy mnie świat.
A dla Ciebie?
Ostatnio zmieniony przez zenia1780 2015-10-15, 08:23, w całości zmieniany 1 raz
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 08:08
GregAN napisał/a:
zenia1780,
święte słowa, dlatego dobrze, żeby zdradzający potrafił określić, dlaczego tylko jedna z osób winnych kryzysu w małżeństwie zdradziła a druga pozostała wierna ?
Dlaczego, pomimo swojej winy w kryzysie, nie skupił się na naprawianiu tego co zawinił, ale uciekł w zdradę.
Masz rację GregAN, zdradzajacy (w tym przypadku maz Eli) ma wiele do przemyślenia, jednak jego tutaj nie ma, nie ma wiec sensu piasć o tym co jest z jego strony do przepracowania. Jest Ela. I dobrze by było aby po czasie leczenia zranien ( a jesli jest to możliw, nawet równocześnie z nim) przyjrzała sie swojemu małżenstwu sprzed zdrady i swojemu ewentualnemu udziałowi w kryzysie.
GregAN napisał/a:
dlaczego tylko jedna z osób winnych kryzysu w małżeństwie zdradziła a druga pozostała wierna
Może ta jedna ze stron (tu Ela) nie dostrzegła kryzysu wczesniej, zauwazając dopiero zmiany jakie nstąpily w trakcie trwania zdrady? Moze. jak w wielu związkach, zawodła komunkacja, a znki dymne w niznanym języku były?
Stokrotka10101 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 09:01
Zenia , Jacku Sychar, Kenya, Odnowa, GregAN i inni może warto na ten temat porozmawiac. Uważam że Wasze stanowisko jest związane z brakiem doświadczenia tej drugiej strony. Są tylko Wasze wyobrażenia. Ma się to tak do siebie jak obejrzenie filmu o romantycznej miłości a bycie w małżeństwie. Jak wyobrażenie o tym jak wygląda zdrada z pozycji szczęśliwego małżeństwa a przeżycie tej zdrady.
Ja bardzo dobrze rozumiem GregAN a . Byłam tak samo sprawiedliwa jak on. A teraz uważam ze to jest ślepy zaułek.
Nie mniej to jest wątek Eli i nie chciałabym rozpisywać się na jej wątku . Czy jak się przeniesiemy na wątek kuturach to będzie ok dla Was ?
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 09:08
Stokrotka10101 napisał/a:
Zenia , Jacku Sychar, Kenya, Odnowa, GregAN i inni może warto na ten temat porozmawiac. [...]
Nie mniej to jest wątek Eli i nie chciałabym rozpisywać się na jej wątku . Czy jak się przeniesiemy na wątek kuturach to będzie ok dla Was ?
Stokrotka, dobra myśl!
Zostawmy wątek autorce, a z dyskusjami, przenieśmy się w inne miejsce.
Elu, gdzie jesteś?
Jak się czujesz?
Czy coś, jaką decyzję, już podjęłaś?
Stokrotka10101 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 09:12
Zapraszam do dalszej dyskusji w moim wątku o kulturach. Zeniu tu będziesz się mogła rozpisać nawet na 10 stron
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-15, 22:31
Dobry Wieczór wszystkim
Jestem, żyję, to że nie piszę nie znaczy że Was nie czytam. Dziękuję Wam za dyskusję, rady, Wasze doświadczenia. Czytam je na bieżąco na komórce w pracy, potem popołudnie z dziećmi, organizacja domu wieczorem i tak uciekły mi ostatnie 2 dni. Wczoraj wieczorem słuchałam konferencji o. Adama Szustaka. Dzięki za wysłanie linka, trochę mi poukładał w głowie. Niesamowity człowiek.
Ale jestem, powoli układa mi się jakiś obraz w sercu. Powoli dochodzę chyba do siebie, na pewno już mniej płaczę.
Zdałam sobie sprawę że nie nienawidzę mojego męża - to raczej uczucie głębokiego bólu i rozczarowania jakie mi sprawił. Rozczarowania nim, tym że faktycznie może w sytuacji kryzysu nie potrafił przyjść i powiedzieć "Elka, nie pasuje mi to i to, albo to naprawimy albo ja nie wytrzymam". Tym jestem zawiedziona, tym że nie był prawdziwym mężczyzną a uciekł w najprostsze rozwiązanie - zdradę. I potem tak długo mnie kłamał.
Co do kryzysu, czy raczej nazwałabym moją sytuację "wygaśnięciem emocji w małżeństwie" - jasne, macie rację, wina zawsze leży po dwóch stronach. Dwie strony za mało się starały, widzę też ogromne błędy u siebie. Ale ja nie zdradziłam chociaż nie zawsze było mi dobrze w tej sytuacji. Wierzyłam że da się to naprawić w bardziej ludzki sposób.
Co dalej - postanowiłam poczekać na inicjatywę męża. Mogę z nim rozmawiać, przegadać temat, zastanowić się co dalej ale to on musi się teraz postarać bardziej niż przez ostatnie 2 lata. Powiem mu o tym. Mąż obawia się że rozwiodę się z nim. Sama jestem zdziwiona że w ogóle o tym nie myślę, ale to zapewne wpływ niebios i Was. Teraz on musi mnie przekonać że warto mu zaufać, pokazać tą troskę o NAS. Jeśli mu naprawdę zależy to wytrwa i będzie cierpliwy. Jeśli się podda - to może tak miało być i moja samotność "którą mi ludzie zrobili wg. o. Szustaka" jest czymś w czym mam znaleźć szczęśliwość.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-16, 06:47
Elu, widze, ze zaczynasz powoli ogarniać sytuację. Ciesze sie, ze o. Szustak poukładał Ci troszkę pewne sprawy. Chcialabym Ci polecić jescze jedną jego konferencję.
Jest ona wprawdzie dla osób przed ślubem jeszcze, ale myslę ze osobom po zdradzie tez może pokazać pewien kierunek.
Zeniu,
dziękuję Ci za rady, dziękuję że jesteś, że śledzisz mój wątek i że zależy Ci na mnie.
"Czystość z odzysku" - słuchałam wczoraj w nocy byłam zaskoczona podejściem i wytłumaczeniem jak potraktować nieczystość drugiej osoby, ale jest to piękne podejście. Takie prawdziwe oddanie się drugiej osobie i wybaczenie wszystkiego.
Ja do tej pory żyłam w takim prawie idealnym świecie, właściwie jak teraz myślę o moim życiu to nic dramatycznego się w nim wcześniej nie wydarzyło. Wiem, byłam szczęściarą, ale dziękowałam za to Bogu. I teraz taki szok. Może to jest dla mnie próba i szansa na prawdziwe danie siebie, poświęcenie siebie i pomoc komuś drugiemu.
Z drugiej strony mam straszny żal do męża za zdradę i kłamstwa. Nie wiem czy czekanie na jego inicjatywę to dobry pomysł, no bo skoro nie miał jej wcześniej to może nie mieć i dzisiaj. Ale ja nie mam siły, potrzebuje żeby to ktoś mną się zaopiekował, powalczył o nas, zaproponował coś. I to nie jest z mojej strony głupie upieranie się: to twoja wina, naprawiaj; ja po prostu nie mam siły.
Znalazłam też niedaleko ośrodek Sychar. Pójdę n najbliższą Mszę Św. Na razie sama ...
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-16, 11:03
ela610 napisał/a:
Z drugiej strony mam straszny żal do męża za zdradę i kłamstwa. Nie wiem czy czekanie na jego inicjatywę to dobry pomysł, no bo skoro nie miał jej wcześniej to może nie mieć i dzisiaj. Ale ja nie mam siły, potrzebuje żeby to ktoś mną się zaopiekował, powalczył o nas, zaproponował coś. I to nie jest z mojej strony głupie upieranie się: to twoja wina, naprawiaj; ja po prostu nie mam siły.
...
Elu
jeżeli mogę się wtrącić...powiedz to swojemu mężowi
to co napisałaś tutaj
nic wiecej, tylko tyle...niech on wie, wskaż mu kierunek
nie ma nic gorszego niz czekanie, aż ktoś się domyśli
a potem to już naprawdę on musi się wykazać
trzymam kciuki - dasz radę
jesteś mądra i silną dziewczynką
macko [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-16, 13:11
ela610 napisał/a:
Próbowałam zrozumieć dlaczego, nie potrafił odpowiedzieć - chwila zapomnienia a potem jakoś tak poszło.
I to może być właśnie szczera odpowiedź.
Ludzka ułomna natura.
Nie wszystko ma lepsze wytłumaczenia.
Rozważyłbym czy warto problem analizować do nudności przez następne miesiące czy lata.
Rany szybciej się zabliźniają jak się im da spokój.
renta11 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-16, 17:20 wątek stokrotki 10101
Lustro
Ja nie pisze o tym, co sobie wyobrażam na Twój temat. Lecz jedynie to, co sama piszesz. Znalazłam jeden tekst, lecz było ich dużo więcej.
lustro napisał/a:
To nie jest takie proste, jak Ci się wydaje.
Wróciłam, bo uznałam, że tak powinno być.
To był akt wolnej woli, ale wynikający z poczucia powinności. A nie z własnego chcenia w ramach "tak będzie mi dobrze".
Mam męża i moje miejsce jest przy nim, cokolwiek mi się na dany moment podoba, wydaje, chce czy nie chce...
Mój wybór był wtedy taki - tak, chce wrócić do męża, bo tak być powinno.
Motylki w brzuchu ? po 12 latach małżeństwa to one już dawno poleciały w siną dal...
o jakich motylkach mówimy?
pozostaje trudna i żmudna postawa miłości, która bardzo często na dany moment nie ma nic wspólnego z uczuciem miłości.
Budowanie od początku bez tego "łał", bez pozytywnych emocji...dobrze jak się choć lubimy a nie wkurzamy nawzajem z założenia.
Mój mąż chciał żebym wróciła, ale też był już daleko w krokach na zewnątrz.
To było mozolne, niejedno krotnie mało przyjemne, trudne budowanie. Z obu stron.
A co tego, że męża nazywam mężem. Nazywam, bo tak decyduję. Wyjaśniałam Ci to już ze dwa razy, więc powtarzać się nie będę. Ty chcesz, a ja przyjmuję do wiadomości, że Ty tak chcesz. I tyle.
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 07:30
[quote="GosiaH"]
Stokrotka10101 napisał/a:
Zenia , Jacku Sychar, Kenya, Odnowa, GregAN i inni może warto na ten temat porozmawiac. [...]
Elu, gdzie jesteś?
Jak się czujesz?
Czy coś, jaką decyzję, już podjęłaś?
Gosia H - dziękuje CI za troskę, za to że się o mnie martwisz. Chociaż się wcale nie znamy Ty mi pomagasz. Jesteś pięknym człowiekiem.
Co do moich decyzji i jak się mam to już trochę pisałam wczoraj.
Spotkałam się z mężem na jego prośbę ..... Była to bardzo trudna ale chyba dobra rozmowa. Przede wszystkim rozmowa z jego strony a nie bagatelizowanie tak jak to było do tej pory w naszym życiu. Powiem Wam że mam jakąś taką wewnętrzną nadzieję w sercu po tym spotkaniu. Ale i ciągle dużą niepewność. Znam mojego męża i wiem że zapał mu się kończy dość szybki, a teraz zadanie nie jest łatwe i wymaga sporo cierpliwości i pracy nad sobą. Mąż mówi że pracuje nad sobą i już jest innym człowiekiem. I chyba pojednał się z Bogiem, ale mam wrażenie że tak naprawdę. A może to tylko gra ? Wybaczcie mi czasem sarkazm i niedowierzanie, ale to efekt ostatnich dwóch naszych lat. Każde wspomnienie nas z tego czasu teraz widzę i rozumiem podwójnie.
A więc teraz modlę się i czekam. Ale też pozwalam na te drobne kroki z jego strony, nie blokuję się. Powiedziałam mężowi że to on teraz musi pokazać i działać, cała inicjatywa w jego rękach.
A siły dodaje mi Pan, tak naprawdę. Naprawdę zaczęłam inaczej wierzyć w Boga i inaczej się modlić. Odkryłam o. Adama Szustak. I będę polecać jego wykłady wszystkim. Są niezwykłe
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.