Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-07-20, 17:56 Nie widzę wyjścia z sytuacji..... :(
Witam serdecznie, nie chce się przedstawiać z imienia dlatego też będę Malutka. Jestem 2 lata po ślubie, dzisiaj mamy rocznicę, która i tak spędzamy osobno. Ja tu, mąż tam. Nawet samo słowo mąż ciężko przechodzi mi przez usta. Mamy 18 miesięczne dziecko, moje oczko w głowie. Syn. Wyczekiwany, żadna wpadka. Jeszcze gdy z mężem nie mieliśmy ślubu ( konkordatowy) zamieszkalismy razem. I od tamtej pory toczy się wieczna wojna między mną, nim a jego rodzicami. Nie mam już siły walczyć o naszą rodzinę. Zawsze byli przeciwko mnie, a gdy mąż i tak postawił na swoim, wzięliśmy ślub. Jego rodzice bardzo źle mnie traktowali, z resztą wiecznie mają coś do powiedzenia. Gdy byłam w ciąży przez nich o mały włos a stracilabym dziecko ale kategoryczny zakaz chodzenia, stresu, nerwów i mnóstwo leków i udalo się urodzić aż po terminie.
Nie potrafię lubić a nawet akceptować tych ludzi. Mąż mówi że musi stać po środku by scalic rodzinę. Ciągle próbuje mnie do nich zmusić ale ja ich po prostu nienawidzę. Za to co mi robili, za to ze nawet po ślubie próbują zniszczyć nasz związek i nasza rodzinę. W zasadzie się im to udało. . Nie mieszkamy razem. Podejmowałam rozmowy o rozwodzie, wielokrotnie mówiłam że już nie wrócę. Tylko czy to jest wyjście? Nie. Nie po to slubowalam przed Bogiem aby teraz się poddać i przestać walczyć o rodzinę, o to by syn miał pełna rodzinę. O męża i nasze małżeństwo.
Chcę walczyć! Po raz kolejny.
Mąż obiecał, że się zmieni. Jak zawsze z resztą. Ale ciągle mu wierzę. Wierzę, że okaże mi uczucia, że będzie dbał o mnie i o naszego syna. Ze zbudują razem więź. Wierzę, że któregoś dnia powiemy daliśmy radę mimo wszystko!!
Tylko co ja mam począć z tymi ludźmi, tymi jego rodzicami którzy wiecznie się wtracaja w nasze życie?? Doszło do tego, że nikt z jego rodziny nawet dalszej się do mnie nie odzywa, ponieważ teściowa tak namieszala, a mieliśmy świetne kontakty. Nie mogę pozwolić na to by spotykali sięz wnukiem sam na sam bo mam obawy o życie syna. Teść jest alkoholikiem a teściowa chyba ma coś z głową. Tylko, że im to nie pasuje. Bo oni by chcieli żeby wnuk był z nimi sam i bez przerwy. Za każdym razem gdy dzwonią, gdy się spotykają przychodzi nabuntowany.
Kurcze, to wszystko jest takie haotyczne...:(
Nie wiem już co mam robić, jak postępować by nasze małżeństwo przetrwało. Wiem że to dla nas próba, ale ona trwa już 4 lata. I wiem, że jego rodzice wciąż wygrywają.
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-20, 18:30
Malutka
Z ewangelii wg św Mateusz 19:5
Cytat:
I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem
oraz przykazanie 4:
Cytat:
Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.
lub w innym dłuższym brzmieniu:
Cytat:
Czcij ojca twego i matkę, jak ci przykazał Pan, Bóg twój, abyś żył przez długi czas i żeby ci się dobrze wiodło na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.
Przed Tobą tylko zadania. Spróbować doprowadzić, żeby oba te warunki były spełnione jednocześnie.
Niby proste, ale ile małżeństw się o ten problem rozbiło.
Malutka22 napisał/a:
Nie potrafię lubić a nawet akceptować tych ludzi.
A gdyby tak potraktować ich jak swoich rodziców?
Jeżeli jesteście (czy macie być) jak jedno ciało, to jedno ciała ma tych samych rodziców, czyli rodzice męża są też Twoimi rodzicami...
Malutka22 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-20, 18:50
Wiem, że tak powinno być...
Teście ogólnie są katolikami, ciągle chodzą do kościoła ale nie akcpetujac mnie na samym początku też nie postępowali zgodnie z religia. Gnebili mnie psychicznie, ciągle wydzwaniali że mam zostawić ich syna, już nawet gdy byli po ślubie czy gdy byłam w ciąży. Nie potrafię ich w ogóle jakkolwiek traktować. A wiem że oni nie odpuszcza.
Wydaje mi się że jestem dobra żona. Nie idealna rzecz jasna, ale dobra. Mąż źa się miał ugotowane, posprzatane, czyste ciuchy, , okazywalam mu uczucia itd. Nie otrzymywalam nic w zamian...Poza wyzwiskami [edit - nie używamy na naszym forum takich słów, nawet w takiej formie] itp
Nie mam już siły :(
Ostatnio zmieniony przez 2015-07-20, 19:02, w całości zmieniany 1 raz
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-20, 19:03
Malutka
Coś jednak warto zrobić. Jak nic nie będziesz robiła, to się samo nie naprawi.
Terapia małżeńska była. Ja się dostosowalam do "zaleceń " zrobiłam wszystko czego mąż ode mnie oczekiwał. spotykaliśmy się z jego rodzicami, ale to nie trwało zbyt długo, bo po każdym spotkaniu z nimi między nami się psulo. A mąż z kolei nie zrobił nic czego ja oczekiwalam, nie dostałam szacunku, miłości, chwili dla siebie której po prostu potrzebowałam, bo w pewnym momencie ważyłam 45 kg. Dopiero teraz mieszkając osobno troszeczkę przytyłam bo dostałam pomoc od swojej mamy.
Mój mąż nie jest złym człowiekiem. Jest świetnym facetem, spełnia się zawodowo, ma dobre kontakty z moją mamą,rodzeństwem z czego się bardzo cieszę.
Tylko kurcze ciągle Ci jego rodzice, oni ciągle psują to co ja zbuduje ciężka praca.
Dziękuję za lekturę, na pewno skorzystam, aczkolwiek mojej teściowej to ja nawet nie chce lubić bo się po prostu nie da. Po tylu latach tego jak mnie traktowali, nie potrafię nawet na nich patrzeć. Wiem, że Bóg uczy wybaczać ale ja nie potrafię. Nie potrafię wybaczyć tego, że mój syn wychowuje się w niepełnej rodzinie bo dzięki teściom ja z mężem nie mogę się porozumieć. Każdy wszystko o nas wie, bo oni się wtrącaja, dziwię się że do dziś jeszcze nie śpią między nami ale to już chyba tylko kwestia czasu.
Chyba się LO prostu poddam i pogodze z tą sytuacją, bo to już za długo trwa. Jestem jak wrak człowieka, nie mam sił na nic a każdego dnia siłę muszę mieć by wychować syna. Nasz związek od pierwszego dnia jest spisany na straty, bo jego rodzice nie mogą pogodzić się z tym, że syn ma już swoją rodzinę.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 14:53
Malutka22 napisał/a:
Dziękuję za lekturę, na pewno skorzystam, aczkolwiek mojej teściowej to ja nawet nie chce lubić bo się po prostu nie da
Witaj,
naprawde wiem co znaczy trudna osoba bedaca rodzicem naszego wybranka, a potem meza czy zony.
Dlugo mialam z tym problem , bo patrzylam tylko po ludzku i jechalam na wlasnych emocjach, ale kiedy do tej relacji dopuscilam Jezusa i Maryje to nagle zmienilo sie moje rozumienie sytuacji. Zmienilo sie moje nastawienie i ku mojemu zdziwieniu choc nie bylam ( bo tesciowa juz zmarla) ukochana synowa to nigdy nie prowokowala sama zadnych przykrych zdarzen bezposrednio wobec mnie. Sytuacja zelzala.
Malutka22 napisał/a:
Nie mogę pozwolić na to by spotykali sięz wnukiem sam na sam bo mam obawy o życie syna. Teść jest alkoholikiem a teściowa chyba ma coś z głową.
Widzisz co napisalas, tu jest przyczyna. Choroba alkoholowa tescia i wspoluzaleznienie tesciowej, a moze jeszcze jakis klopot zdrowotny w ciele lub w duchu oraz Twoje obawy o dziecko leza na podwalinie zlych relacji z tesciami. Masz prawo czuc dystans, a nawet obawe.
Moja tesciowa byla mocno schorowana kobieta, wyizolowana od ludzi, zamknieta w 4 scianach spedzala czas na mysleniu o tym jak zainteresowac soba rodzine, ktora zmeczona jej nieustannym dziwnym dla nich zachowaniem i zagospodarowywaniem bez umiaru ich czasu, nie okazywala jej milosci. Ja bedac nowym czlonkiem rodzny i sama majac w domu chorego rodzica tez nie bylam dla niej podpora, nie udxwignelam tej relacji.
Z perspektywy czasu widze jedno, nic na sile sie nie zrobi,trzeba na wszystko czasu i cierpliwosci, wchodzac w nowa rodzine nie uzyskuje sie drugich rodzicow, ale nowych ludzi zadanych Ci przez Boga, ktorzy dali zycie naszym wspolmalzonkom i posrednio dzieciom. Na nich wlasnie,na relacji z nimi, zwlaszcza gdy sa trudni czy niedojrzali, sprawdza sie dojrzalosc mlodego meza czy zony wchodzacych do rodziny. Kiedy mlodzi sie pobieraja licza na to ze ich radoscia beda sie wszyscy cieszyli i zupelnie nie widza tego, ze tesciowie z obu stron wlasnie przezywaja "zalobe" po swoim dziecku. Choc fizycznie nie umarlo to jednak mentalnie i duchowo juz do nich nie nalezy, a emocjonalnie "staje miedzy nimi rywal nie do pokonania",dorosle dziecko nie jest juz z nimi zwiazane na wylacznosc.
W zaleznosci od stopnia dojrzalosci rodzicow te uczucia albo zostana dobrze przezyte i przeewoluluja w poprawne relacje tesciowie synowa lub ziec albo zatrzymuja sie , kumuluja i eskaluja w kierunku walki o odzyskanie" utraconych" pozycji. Ma na to wplyw wiele czynnikow i trzeba to owzglednic.
Dawny zwyczaj wyjazdow na miodowe miesiace oprocz roli jaka pelnily dla mlodozencow mialy tez te dobra strone, ze rodzice mieli czas w cichosci serca przezyc wlasne uczucia jakie sie w nich rodzily z racji wejscia ich dziecka w doroslosc, przywyknac ze ma swoja rodzine.
W Twoim wypadku jest jednak niepokojacy czynnik jak uzaleznienie tescia i stosunek do niego Twojej tesciowej. Jesli masz uzasadnione obawy co do bezpieczenstwa dziecka, kiedy u nich przebywa to po rozmowie na ten temat z mezem, jak chronic dziecko. ja bym zasiegnela porady zarowno prawnej jak i psychologicznej w tym kierunku. Oprocz dobrej woli i przemiany myslenia o tesciach nie wolno pozwolic sobie na brak wiedzy jak stawiac skuteczne granice niepozadanym zachowaniom osob trzecich wobec maloletniego i siebie. Maz przywykl do swoich rodzicow i niektorych ich zachowan nie odbiera tak drastycznie jak Ty, wiec moze idzcie razem na jakas pogadanke lub wizyte do Al-anon, zeby uslyszal od osoby postronnej jak Ty to odbierasz co dla niego jest normalne w jego rodzinnym domu. To powinno pomoc uspokoic napiecia pomiedzy wami. Wtedy bedzie latwiej znalezc rozwiazania.
Malutka22 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 15:31
kinga2 napisał/a:
Jesli masz uzasadnione obawy co do bezpieczenstwa dziecka, kiedy u nich przebywa to po rozmowie na ten temat z mezem,
Oczywiście, że mam uzasadnienione obawy, widziałam jak wypity szarpal swoją wnuczke. Na miejscu tej dziewczynki mógłby byś mój syn a wtedy wiem, że nie to za dobrze by się nie skończyło.
Syn nie przebywa u dziadków bo Postawilam warunek, że jeżeli teść jest pijany dziecka nie zobaczy. Tak mija już 18 miesiąc jak dziecko widział 2 razy. Mąż uważa, że przesadzam, że on przecież tam będzie z synem itd. Tylko, że u mnie w domu nigdy nie było alkoholu, nawet lampki wina.
Mój mąż też lubi wypić, ale chyba tak jak każdy mężczyzna. Na weekend, sobota bądź niedziela. Czteropak. Tylko boję się, że mąż jest genetycznie obciążony choroba alkoholizmu, boję się żeby mąż nie stoczył się jak teść, który z resztą jest po zawale a który też nie podziałał na jego podejście do swojej choroby związanej z alkoholem.
Tak jak wspomnialam wcześniej od wielu miesięcy nie mieszkam z mężem, jednak chce spróbować to ratować, nasze małżeństwo. Postawilam mężowi warunki, które moim zdaniem są najlepszym wyjściem. ( mieszkamy za blisko teściów, praktycznie na jednej ulicy a zmiana mieszkania wiąże się z większymi wydatkami więc na chwilę obecną jest to niemożliwe).
Poprosiłam o to by przez pewien czas nie spotykał się z rodzicami dopóki nie poukladamy swoich spraw i nie naprawimy relacji między sobą.
A spotkania z wnukiem tylko raz w miesiącu, na sali zabaw i tylko gdy teść jest trzeźwy. Sala zabaw jest neutralnym gruntem gdzie wiem ze nie będą mnie obrażać, ponizac itd a nawet jeśli to po prostu wezmę syna i wyjdę.
Tylko, że mój mąż zawsze znajdzie kontrargumenty i powiedział, że też mam się nie spotykać że swoją mama. Jednak dla mnie to jest śmieszne. Zapytałam dlaczego to powiedział " żeby było sprawiedliwie " moja mama bardzo dużo nam pomogła, w organizacji wesela,po porodzie, przy dziecku, nawet teraz gdy przyjęła mnie pod swój dach z dzieckiem. Jestem jej wdzięczna za to ze mimo wszystko jest przy mnie gdy jej potrzebuje. A rodzice męża od początku są nastawieni na mnie negatywnie.
Już naprawdę nie wiem co mam robić. Ludzie też mu mówili że robi źle ale on słucha tylko rodziców którzy nastawiaja go przeciwko mnie.
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 15:39
Malutka22 napisał/a:
żeby było sprawiedliwie
Malutka, ale dlaczego nie chcesz spróbować tej "sprawiedliwości"?
Jak chcesz, żeby mąż poświęcił się i nie spotykał się ze swoimi rodzicami, to Ty też powinnaś wytłumaczyć mamie, że chwilowo, dla dobra Twojej rodziny, nie będziesz się z nią spotykała. Powinna zrozumieć. Są telefony, więc nie będzie problemów żeby czasami zadzwonić.
Malutka22 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 16:25
Dlatego, że odsuwajac się od swojej mamy skrzywdze ja tym. Jak już wspomniałam była przy mnie gdy potrzebowałam jej pomocy i uważam, że nie zasługuje na takie traktowanie.
To nie ona jest problemem w naszym związku lecz rodzice męża. Oni zawsze nas próbowali niszczyć a ona podbudowac i wesprzeć w naszych przekonaniach, racjach, wyborach.
Nie ma takiej opcji abym ja przestała się odzywać do niej, bo nie widzę by próbowała niszczyć moje małżeństwo lecz ciągle powtarza że powinniśmy być razem.
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 16:41
Malutka22 napisał/a:
To nie ona jest problemem w naszym związku lecz rodzice męża.
A co uważa Twój mąż? Postaw się na jego miejscu.
Malutka22 napisał/a:
Nie ma takiej opcji abym ja przestała się odzywać do niej, bo nie widzę by próbowała niszczyć moje małżeństwo lecz ciągle powtarza że powinniśmy być razem.
A jak mąż powie to samo o swoich rodzicach?
To mam pat i pozamiatane.
Malutka22 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 16:51
4 lata się godzilam na to by jego rodzina mnie gnebila z nim na czele. W końcu się Postawilam i nagle jestem zła żona i zła matka.
Mój mąż nie widzi problemu ale tylko dlatego że to nie jego ktoś niszczy psychicznie a mnie. Kinga dobrze trafiła. Może dla niego zachowanie jego rodziców jest normalne, bo to wszystko było u niego w domu na porządku dziennym ale ja nie będe tolerować takiego zachowania a już na pewno nie alkoholu i próby kontaktu pijanego człowieka z moim dzieckiem.
Koniec kropka.
Albo jest wyjście inne albo nie ma żadnego. Zaczynam się poddawać po prostu.
Malutka22 [Usunięty]
Wysłany: 2015-07-21, 17:02
Dlaczego ja mam się postawić na jego miejscu? A czy on się postawił na moim? Czy wiedział co czułam gdy przez jego rodziców omal nie straciłam dziecka? Co czułam gdy wydzwaniali do mnie żebym zostawiła ich syna, gdy przed kościołem mówili że nie jestem dla niego? Ich błogosławieństwo była zaklamane. Czy on wie co czułam gdy jego rodzice burza moja przystań? Mój dom, rodzinę która zbudowałam? Czy on wie jak było mi źle z wyzwiskami które leciały w moją stronę z ust jego rodziców?
Nie. I on tego nie rozumie. Przeszłość zostawiam za sobą ale nie oznacza to że muszę ich wielbić. Że muszę wybaczyć jak Bóg każe, nie wybacze. Nikt nie zmusi mnie do tego bym dała się im gnebic i niszczyć psychicznie. Nawet mąż. Jeżeli faktycznie rodzice dopna swego to znaczy że tak musiało być. Bo ja już nie mam siły.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.