Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Jak to przeczytałem tu na forum to śmiałem się jakbym tej kobiecie opowiedział moje relacje z żoną.
,,A tu jak stracić męża. Mika Dunin
Jak stracić męża?
Mika Dunin
Czasem zastanawiam się, czy spora część par, które widzę, znam, o których słyszę i czytam, bierze udział w jakimś tajnym doświadczeniu albo konkursie pod tytułem "jak zniszczyć swoje małżeństwo". Czy to możliwe, żeby tak, niemal masowo, działać na własną szkodę i popełniać kardynalne błędy? Żeby zachowywać się wbrew logice?
To niestety zbyt często się sprawdza, by było przypadkiem. Działania jednej ze stron (albo obydwu, każdej na własny rachunek), bardzo subtelne, bo na ewidentne reakcja jest szybsza i gwałtowniejsza, systematycznie osłabiają więź lub wręcz uniemożliwiają jej budowanie. W dłuższej perspektywie, powtarzane miesiącami i latami zabijają związek. Oczywiście nie są celowe, a nawet świadome, co nie zmienia faktu, że skutecznie dokonują dzieła zniszczenia. Mężczyźni mają swoje metody na psucie wspólnoty małżeńskiej, warte oddzielnego tekstu, w tym skupmy się na damskich strategiach niszczenia relacji.
Ujmując rzecz z przekorą, bo to czasem pozwala wyraźniej, z pewnym dystansem zobaczyć problem, przedstawmy kilka skutecznych sposobów na wygraną w tym nieprawdopodobnym konkursie "jak stracić męża".
Zostań sercem i ciałem w pierwotnej rodzinie. Bądź ciągle bardziej jej częścią niż tej nowej, właśnie założonej. Możesz to zresztą robić przez długie lata, póki tylko masz rodziców. Odwiedzaj ich codziennie lub kilka razy w tygodniu, spędzaj w rodzinnym domu tyle czasu, ile tylko się da, najlepiej bez męża. Z każdym problemem przychodź do rodziców. Co tam zdanie męża? Ważne, co mama i tata mają na ten temat do powiedzenia. Każdą nową ważną wiadomość, każdą zmianę dotyczącą ciebie i twojego życia najpierw zanieś do rodziców. Dostałaś propozycję pracy? Zamierzasz pójść na dodatkowe studia? Odkryłaś właśnie, że jesteś w ciąży? Nie mów tego mężowi (czy naprawdę jego udział w tym "przedsięwzięciu" jest aż tak istotny? ), podziel się tym z rodzicami, choć przecież to on będzie ponosił konsekwencje twoich wyborów.
Takie działania nie pozwalają mężczyźnie wziąć w pełni odpowiedzialności za rodzinę, jej byt i bezpieczeństwo. Pokazują mu, że jego decyzje i tak się nie liczą, że ciągle głową rodziny jest ktoś inny, że centrum dowodzenia jest poza domem. Niektórzy mężczyźni walczą o swoją pozycję, inni, być może większość, raczej z ulgą, choć skrytą pod urażoną dumą, zrzekają się tej nowej naturalnej odpowiedzialności. Kto na tym traci? To chyba oczywiste.
Nie znaczy to, że od dnia ślubu obowiązuje zakaz kontaktów z rodziną pierwotną! Zupełnie naturalne jest przecież radzenie się w rozmaitych sprawach rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, ale właśnie - radzenie, pytanie o doświadczenia innych, ze świadomością, na jakim terenie i z kim powinna odbywać się "główna narada".
Narzekaj na męża, omów z mamą każde jego potknięcie i niedociągnięcie. Jeśli masz "szczęście" być córką kobiety zaborczej albo mentalnie/fizycznie opuszczonej przez mężczyzn, będzie cię ze wszystkich sił wspierała w wyszukiwaniu słabych męskich punktów, w postawie roszczeniowej i nie przepuści żadnej okazji do krytyki zięcia. Nawet jeśli będziesz go bronić, wirus krytyki, wzajemnej niechęci i podejrzliwości został wpuszczony do twojego małżeństwa.
A jeśli jesteś córeczką tatusia - podkreślaj na każdym kroku, jaki twój ojciec jest cudowny i jak wielka przepaść dzieli twojego męża od taty, ileż to mógłby się od niego nauczyć. Wystarczy, że mąż ze średnim entuzjazmem zabierze się za naprawę zlewu albo nie będzie przejawiał specjalnych ambicji w kierunku wyższych zarobków czy rozwoju kariery, a ty, delikatnie, raz za razem, będziesz porównywać jego wątpliwe osiągnięcia z ewidentnymi sukcesami ojca. Na przykład zaczynając każdą wypowiedź od słów: "A mój tata…". Możesz na zawsze pożegnać się ze staraniami małżonka - przecież i tak nie jest w stanie dorównać najważniejszemu mężczyźnie w twoim życiu.
Podważaj jego kompetencje, umiejętności, pomysły, sposób bycia, wygląd. Zwłaszcza przy świadkach. To mogą być zwykłe docinki, niby żarty, złośliwości. Jednak powtarzane wystarczająco często pokażą wszystkim dookoła, a przede wszystkim twojemu mężowi, że nie bardzo go szanujesz. Ale czy rzeczywiście szanujesz, skoro to wszystko mówisz, skoro go ośmieszasz? Podobnie działa przewracanie oczami przy każdym zdaniu męża. Ten wydawałoby się niegroźny gest jest bardzo czytelnym pozawerbalnym komentarzem, a znaczy dokładnie tyle, co: "tego człowieka nie można traktować poważnie". To działanie jest podwójnie niebezpieczne. Nie tylko rani (ośmieszanie jest formą agresji), nie tylko sprawia, że dotknięty do żywego albo urażony "podskórnie" mąż nie będzie miał ani ochoty, ani powodu czegokolwiek z żoną lub dla żony zrobić. Dodatkowo, w przewrotny sposób uderza w nadawcę - czy kobieta będzie w stanie patrzeć z podziwem na mężczyznę w jakimś stopniu lekceważonego? Co będzie o sobie myśleć żyjąc z kimś, kogo nie szanuje?
Wyśmiewaj członków jego rodziny, drwij z jego kolegów - wprawdzie masz nadzieję, że dzięki temu odsunie się od nich, ale czy masz pewność, że zbliży się bardziej do ciebie. Jeśli on nawet zredukuje swoje kontakty, to wcale jeszcze nie znaczy, że ty na tym zyskasz.
Krytykuj albo lekceważ jego pracę, pasje i zainteresowania. Utrudniaj lub uniemożliwiaj mu rozwój i zajęcie się hobby. Rób sceny i stosuj subtelny emocjonalny szantaż, by zawsze rezygnował ze swoich ulubionych zajęć. Na początku jest szansa, że będzie ulegał, później z pewnością znajdzie sposób, by robić to, co jest dla niego ważne. Tak naprawdę wystarczy zwykłe niezadowolenie, brak zrozumienia i zainteresowania, pominięcie milczeniem błysku w oku czy zakupu nowego fascynującego okazu. Dlaczego to niszczy więź? Jeśli kogoś kocham, gdy jest dla mnie ważny, chcę dzielić się z nim wszystkim, pokazać mu to, co jest dla mnie cenne.Jeśli to spotyka się z niezrozumieniem, lekceważeniem czy krytyką to tak, jakby lekceważona była cała moja osoba. Gdy spotyka mnie to ze strony obcych - raczej sobie z tym poradzę. Ale gdy moją pasję, coś, z czym się utożsamiam, krytykuje i wyśmiewa ktoś najbliższy, zostają zaburzone moje poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa emocjonalnego: "Jeśli ona uważa, że akwarystyka jest durna, to może faktycznie jest, a ja się ośmieszam? Jeśli ona gardzi moim hobby, to może nie chce mnie takiego i wycofa swoją miłość?".
Nie komunikuj mężowi swoich potrzeb seksualnych. Udawaj, że ich w ogóle nie masz albo każ mu się domyślać. A ponieważ nie jest w stanie, bo nikt nie potrafi czytać w myślach drugiej osoby, wyrażaj tylko swoje niezadowolenie. Najlepiej w ogóle "o tym" nie rozmawiajcie. Z czasem może uda się unikać nie tylko tematu, ale i seksu. Nie musi być aż tak drastycznie. Wystarczy uciekanie w chroniczne wieczorne bóle głowy jako sposób na radzenie sobie ze wstydem i nieumiejętnością wyrażania siebie. Istnieją wprawdzie poważne powody utrudniające lub wykluczające współżycie, ale nawet o nich trzeba rozmawiać i je rozwiązywać. Seksualność jest chyba najwrażliwszą i najbardziej podatną na zranienia częścią ludzkiej psychiki, więc zniszczenia w tej sferze mogą być największe i najtrudniejsze do naprawienia.
Wprowadź na stałe do swojego repertuaru zwroty typu: bo ty zawsze… bo ty nigdy… Używaj ich do woli, gdy tylko pojawia się najdrobniejsza potrzeba zwrócenia mu uwagi. Niestety, wbrew powszechnym przekonaniom takie komunikaty nie mobilizują - skutek jest dokładnie odwrotny, mąż przestaje cię słuchać. "Bo ty nigdy" działa jak przełącznik w inny tryb. Tryb, do którego gderające żony nie mają dostępu.
Znajdź własną grupę znajomych i odseparuj ją całkowicie od męża. Miej wyłącznie swoje sprawy i tylko swoje tajemnice, swoich przyjaciół, których mąż nie będzie znał, do których nie będzie miał dostępu. Odrębne światy pogłębiają rozłam. Nie tylko zanikają wspólne tematy i sprawy, pojawia się niepewność, zazdrość. W końcu pojawi się pytanie: czy coś jeszcze nas łączy? Po co mamy być razem, skoro tyle nas dzieli? Własna odrębność, sfera "osobistej prywatności" jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania relacji, gdy jej brak może dojść do niezdrowego "wchłonięcia", w efekcie którego pojawia się poczucie osaczenia lub zanikania indywidualności oddzielnej przecież istoty ludzkiej, a wraz z nim potrzeba ucieczki. Ale gdy granice światów dwojga ludzi w ogóle się nie zazębiają nie ma mowy o relacji.
Poświęć się całkowicie dziecku - przecież to zupełnie naturalne. Każdy to zrozumie! Wykorzystaj jego pojawienie się na świecie, by stworzyć "związek alternatywny". Jeszcze nie tak dawno, jakieś 30-40 lat temu, panował w rodzinie jasno określony porządek: rodzice plus dziecko (dzieci). Oczywiście, zdarzało się, że kobiety uciekały z relacji z mężczyzną w relację z dzieckiem, ale to był margines. Dziś ten porządek uległ zaburzeniu i ów margines staje się normą. Coraz częściej wydaje się, że to dziecko jest w rodzinie numerem jeden, któreś z rodziców musi się podporządkować i odstąpić miejsce w czołówce. Nikt na tym nie zyskuje, nawet to "oczko w głowie", pozbawione wzorców i obarczone nieadekwatną do jego możliwości odpowiedzialnością.
Spędzajcie wspólnie jak najmniej czasu (oglądanie TV na jednej kanapie i coniedzielne wizyty w hipermarkecie się nie liczą). Może i świat zagarnia coraz większą część naszej aktywności, ale bez wspólnych rytuałów, bez celebracji wspólnego czasu nie będzie więzi. Gdy mija zakochanie, które fizycznie i biochemicznie niejako wymusza bycie razem, o wspólne zajęcia trzeba zadbać samemu. Bez tego nie będzie bliskości. A bez niej nie ma co mówić o udanym związku.
Jeśli robisz którąkolwiek z wymienionych czynności nie dziw się, że twoje małżeństwo może nie wyglądać tak, jak byś sobie życzyła. A jeśli nawet jeszcze wygląda - uwierz, to tylko kwestia czasu. Być może pod wpływem tych działań mąż nie opuści cię fizycznie, po prostu zniknie duchem (a taka nieobecność bywa przecież jeszcze dotkliwsza), umniejszony albo "wykluczony" twoją postawą z małżeńskiej wspólnoty.
A przecież większość błędów nie wynika ze złej woli, tylko z niewiedzy, braku wzorców i świadomości. Dopiero, gdy za granicą świadomości stoi niechęć do zmian i pracy nad sobą jest naprawdę źle, a szanse na wygraną w tym smutnym konkursie poważnie rosną. Tylko, że ta nagroda nie cieszy nikogo… ''
Żona chciała żyć w luksusie ale nie chciała wyjechać do Anglii, mówiłem jej, że może nie pracować miałem dobrą pracę. Potem odkryłem takie coś- jak toksyczna mamusia. Może to jej mama jej nie pozwoliła wyjechać?
Po ślubie, wiadomo ,, zmęczony,, imprezką poszedłem spać. Na drugi dzień dowiedziałem się że żona z teściowa przeliczyła weselne pieniądze. No to sobie pomyślałem kto dowodzi w tej rodzinie -teściowa. Potem teksty - ty to, ty tak - a od koleżanki mąż to zarabia tyle może byś pracował na jeszcze jeden etat. To sobie pomyślałem. To ja ci proponowałem wyjazd i możesz leżeć i nic nie robić a ty mi w zamian, że mam harować na 10 etatach?
Poza tym, jak ktoś pracował za granicą to wie jakie jest podejście do pracownika w Polsce.
Nie ukrywam że mi się było ciężko przestawić. Do póki pracowałem w fabryce ponad rok było O.K. Nie miałem żadnych znajomości w jej mieście ,40 lat na karku. Ciężko z pracą. Znalazłem w tym brukarstwie. Niewolnictwo. 3 miesiące na czarno, proszenie się o umowę potem zwalniał na zimę. Na wiosnę to samo 3 miesiące na czarno...
W końcu tekst, że jej ubywa z konta, żebym pojechał do rodziców. W zimę jeździłem do rodziców tam mam znajomości to sobie znalazłem pracę. Ale co to za życie - żona z dzieckiem gdzie indziej ja gdzie indziej.
Dodam, że żona pracuje w banku i dobrze zarabia. Ale cóż takie ma standardy- luksus i pieniądze.
Jeszcze mam podejrzenie, że żona wyszła za mąż tylko dlatego że chciała dziecka. Miała 35 lat jak braliśmy ślub,ostatni dzwonek na dziecko. Cały czas mi mówiła o dziecku. Nawet kiedyś mi powiedziała jakby co to sama wychowa dziecko. Myślałem, że może myśli, że jestem z nią żeby ją wykorzystać. Ja jej powiedziałem że może zapomnieć o dziecku bez ślubu.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 11:44
mare..może żona tylko powiedziała, jeśli to i tamto się nie zmieni to wynocha z domu..ile razy w nerwach małżonkowie tak do siebie mówią..a joe zamiast walczyć o żonę i małżeństwo spakował się grzecznie i wyjechał do rodziców...czy ta wersja też wygląda na wyrzucenie z domu?
a przecież nie wiemy jak to było..jakoś nie widzę zapierania się rękami i nogami, że joe zostanie i będzie walczył o rodzinę..bezpieczniej i łatwiej walczyć o nawrócenie żony na odległość
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 12:04
A jeszcze sobie przypomniałem. Żona zameldowała mnie na okres tymczasowy 5 lat. Nie zmieniła nazwiska na moje, tylko dodał do swojego. Niby nic a trochę uraziło dumę męską.
Teściowa mi mówi że jestem głową rodziny że powinienem dbać o rodzinę. To jej powiedziałem że żona powinna wyjechać z mężem jak zarabiałem 3 x tyle co ona.
A co do ,,magi,,.Naprawdę myślę że maczał w tym palce. Nie sądzę, żeby miała jakiegoś ,,zastępcę'' na moje miejsce. Więc dlaczego nie separacja? Jej to bez różnicy a diabełek się cieszy. Zawsze może w czasie separacji wnieś o rozwód jak znajdzie ,,zastępce,,. Ale jest- nie bo nie - kto jej tak podpowiada?
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 12:32
kenya - ,,Zatem może zamiast się zbyt egzaltować, należałoby stanąć mocno na ziemii i pokazać żonie że jesteś mężczyzną na którego można liczyć i który może być oparciem dla niej i dziecka.''
Tylko wtedy ja nie jestem pewien czy ona mnie kocha czy moje pieniądze? Jak jest praca to cacy, jak nie to be - co mam myśleć o tym? I nie chodzi o to, że mnie wyrzuciła. Chodzi mi o to że to nie jest pretekst do rozwodu.
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 12:49
Meg - pl ,,...czy ta wersja też wygląda na wyrzucenie z domu?
a przecież nie wiemy jak to było..jakoś nie widzę zapierania się rękami i nogami, że joe zostanie i będzie walczył o rodzinę..bezpieczniej i łatwiej walczyć o nawrócenie żony na odległość,,
1 )Zapierać nogami to mógłbym się, mieszkając na swoim a nie z teściami
2) uniosłem się honorem i nie mam zamiaru jej błagać na kolanach
3) dwa uparte osły ja i ona - a jak nie ma Boga na pierwszym miejscu to tak to się kończy
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 13:13
ale w Twoim sercu już jest Bóg na pierwszym miejscu..i czy to coś zmieniło w relacji Ty i żona? nikt nie mówi o błaganiu na kolanach ale mógłbyś schować dumę do kieszeni i pierwszy wyciągnąć rękę, w przysiędze małżeńskiej nie ma słowa o tym, że będziesz kochał żonę jak i ona będzie okazywała Ci miłość i szacunek..tam nie ma trybu warunkowego..
żona może podchodzić do małżeństwa jak do umowy między wami ale Ty powinieneś podchodzić jak do sakramentu..takiej umowy między Tobą a Najwyższym
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 13:38
Kenya,
znam zasadę, że nie powinno się używać określeń "zawsze", "nigdy".
Pisząc na forum opieram się o moje własne doświadczenia jak i doświadczenia wielu osób, których historie czytam tu na forum od kilku lat.
Nie spotkałem przypadków, w których 100% winy za kryzys małżeński ponosi wyłącznie jeden z małżonków. Uważam wręcz, że jeśli takowe się zdarzają, to są to sytuacje bardzo wyjątkowe.
W słowach jakie pisze Joe widać, że uznaje swoją winę za to, że nie przynosi pieniędzy do domu. Wręcz uwierzył w to, że jego rolą jest utrzymywanie rodziny, a gdy z jakiegoś powodu, nawet niezawinionego, nie miał możliwości znalezienia pracy, to nie nadaje się na męża i ma się wynosić z domu.
Wspólnego mieszkania małżonków ze sobą nie powinno się uzależniać od tego czy ktoś zarabia w danej chwili czy nie.
Ażebym został jednak dobrze zrozumiany wyjaśnię, że oczywiście obowiązkiem ojca i męża jest jak najbardziej praca i utrzymywanie rodziny, ale w sytuacji podejmowania wielu prób znalezienia pracy - bez efektu, nie można z powodu braku tej pracy wyrzucać męża z domu. Oznaczałoby to, że mąż jest potrzebny żonie wyłącznie do utrzymywania rodziny.
Nie wiem jaka jest tak do końca sytuacja u Joe, ale wiem, że nie można brać winy za wszystko wyłącznie na siebie.
kenya napisał/a:
Zonie Joe chodzi o to by pracował.
Na pewno? Tylko o to? Tego nie wiemy.
kenya napisał/a:
jeśli zgodnie z Twoim zaleceniem Joe zechce podzielić się winą z żoną lub co gorsza przerzucić ją na nią zachęcony Twoją radą, to może ją utwierdzić w przekonaniu, że ŻADNA zmiana się w Joe nie dokonała i tym sposobem ona utrzyma swoją pozycję dot. wzięcia rozwodu.
Czy ja piszę do Joe, że winna jest wszystkiemu żona? Piszę, że winni są wspólnie. Jeśli Joe zechciałby przerzucić całą winę na żonę, to byłaby to jego decyzja i ja do takiego zachowania go nie namawiam.
meg-pl napisał/a:
twardy..nie znasz relacji drugiej strony, nie wiesz co między nimi było więc trochę nie na miejscu aż taka obrona joego i stwierdzenie o jego żonie "Nie ma racji! Nie ma prawa tak postępować! "
Pewnie masz rację. Myślę jednak, że wpędzanie się przez Joe w winę, w rolę nieroba, nieudacznika nie będzie służyło poprawie ich relacji.
Joe może oczywiście uważać, że żona ma rację, bo on do niczego się nia nadaje, ale właśnie dlatego napisałem, że jego żona nie ma prawa tak postępować, czyli doprowadzić go do takiego stanu, aby uznał się za nieroba i sam wyprowadził z domu.
meg-pl napisał/a:
to co sprawdziło się u innych wcale nie musi u mnie mimo podobnie wyglądających przesłanek..
Oczywiście. Tu na forum dzielimy się własnymi doświadczeniami. Czytając opisywane przez użytkowników forum własne doświadczenia, autorowi wątku pozostawiana jest decyzja, co z czyjego doświadczenia przyjmie.
Ja na początku naszego kryzysu byłem skłonny wziąć na siebie winę nawet za II wojnę światową. I przed takim myśleniem chcę ustrzec Joe.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 13:51
A ja czytając historię Joe mam wrażenie, nieodparte wrażenie, że to wersja mocno uproszczona i skrajnie jednostronna.
Joe - dlaczego zgodziłeś się zostawić rodzinę i pojechac do rodziców, a nie wyjechałes za granicę? skoro tam tak dobrze się zarabia...
Dlaczego poddajesz się tak łatwo - wyprowadzasz z domu?
Dlaczego dajesz zonie prawo "eksmisji" siebie z rodziny, bo nie masz chwilowo pracy?
Ja nie wiem jak jest naprawdę....ale jak czytam, to zona i teściowa, to całe zło, a biedny delikatny, blisko 40letni, facet będzie teraz posyłał zonie neofickie teksty, z których zionie wyższością, bo jemu nie chodzi o małżeństwo, tylko o nawrócenie zony...?
A moze zamiast chować się "za Pana Boga" ogarnij się trochę, pozbieraj do kupy i pokaż, że jesteś facetem?
Wiosna całą parą - brukarz napewno przyjmuje do pracy.
Pakujesz sie i wprowadzasz tam, gdzie jest Twoja rodzina i Twoj meldunek ( czy juz zostałes wymeldowany?).
Zdążysz sie wyprowadzić jak zona Cię rozwiedzie...o ile do tego dojdzie.
Joe - a tak wogóle Ty wiesz czego chcesz ?
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 14:13
meg-pl napisał/a:
ale w Twoim sercu już jest Bóg na pierwszym miejscu..i czy to coś zmieniło w relacji Ty i żona? nikt nie mówi o błaganiu na kolanach ale mógłbyś schować dumę do kieszeni i pierwszy wyciągnąć rękę, w przysiędze małżeńskiej nie ma słowa o tym, że będziesz kochał żonę jak i ona będzie okazywała Ci miłość i szacunek..tam nie ma trybu warunkowego..
żona może podchodzić do małżeństwa jak do umowy między wami ale Ty powinieneś podchodzić jak do sakramentu..takiej umowy między Tobą a Najwyższym
Oczywiście, że się zmieniło - jeszcze 2 miesiące temu chciałem unieważniać małżeństwo.
W ogóle nie chciałem z nią rozmawiać. Taki byłem obrażony .Pojechałem do niej z wyciągniętą ręką. Próba rozmowy(oczywiście teściowa musiała przyjść na górę do córki i siedziała cały czas) skończyła się -,, porozmawiałeś już z córką ? To możesz opuścić mieszkanie." ,,Nie mamy o czym rozmawiać "
Przyjechałem w piątek, myślałem, że mnie przenocuje - spałem na dworcu. Nawet mi herbaty nie zaproponowała, nie wspomnę o ciepłym posiłku.
Czy tak się zachowuje normalny człowiek? Czy jednak ktoś jej podpowiada ?
Dwa lata temu na Boże Narodzenie jak jej składałem życzenia - właśnie miała taki wzrok jak ta kobieta mówi o mężu swoim w https://www.youtube.com/watch?v=LZRg68C7b6g Ja rozumiem, że chce się rozstać ale skąd ta agresja z jej strony? Nie można zrobić tego w zgodzie? Napisałem jej grzecznie-,, wiedziałaś, że jestem katolikiem i mi zależy na ślubie kościelnym, to teraz się nie dziw że się nie zgadzam na rozwód''. Od tej pory z jej strony tylko agresja. Nic od niej nie chcę- nawet podziału majątku.
Niby katolicka rodzina a zachowują się z teściową jak patologia. Teściu umarł w grudniu - nie powiadomili mnie - o co tam chodzi?
Jeszcze wracając- do nawracania. Może ona nie ma pojęcia do czego prowadzi magia? Ja nie miałem 2 miesiące temu. Dlatego jej napisałem. Czy to dziwne? W TVN jej nie powiedzą a do kościoła nie chodzi. Nie czyta książek religijnych. Harry Potter, Zmierzch to są jej lektury. Jeszcze jest dziecko - przyrzekałem na chrzcie, że je wychowam w katolickiej wierze. Kto ma się upomnieć jak nie ja? Zresztą byłem u jej proboszcza , proboszcz mi nie pomoże ,, bo może zaszkodzić" Nic mi nie wiadomo, żeby żona starała się o apostazję. To kto ma upomnieć ,,owieczkę?
Jakby szła z plamą na plecach, to też lepiej nie zwracać uwagi? Dopiero jak będzie za późno powiedzieć?
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 14:25
,,...w przysiędze małżeńskiej nie ma słowa o tym, że będziesz kochał żonę jak i ona będzie okazywała Ci miłość i szacunek..tam nie ma trybu warunkowego.. ''
W przysiędze też nic nie było o kowalu - a powiedziała mi ,,każdy jest kowalem swojego losu.''
Ależ ją kocham i walczę o nią może nie umiejetnie ale walczę.
Czy ja podałem o rozwód?
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 14:29
Smutne to wszystko .
Ja się nie dziwę , dlaczego mężczyźni się nie żenią ,
a kobiety za mąż nie chcą wychodzić .
Mamy chore rodziny i chore społeczeństwo .
"Tylko forsa liczy się" .
Joe ,
ty już zrobiłeś swoje czyli dziecko .
No , nie do końca .
Zrobiłeś dziecko , to teraz płać ......... do 60 .
Przecież "twoje" .
A "partnera" do tego i owego to ona zawsze znajdzie sobie .
35 lat i pierwsze dziecko ( pewnie jedyne )
albo z refundacją w 45 roku drugie .
Inna rzecz , że i ty nie młodzik .
I klasyczne błędy : zamieszkanie "u teściowej" .
Ale cóż , pobudowali dla dobra dzieci .
A ty klasyczny "niewdzięcznik" .
Program , "mieszkanie dla młodych" .
Ponoć mają podnieść granicę do 55 lat .
Jesteśmy głupim narodem , bo dajemy się zwodzić .
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 16:18
Mare
Ile wspólnego ma:
"Szczegółowe wyrzeczenie się zła (furtkowe)" ze spowiedzią furtkową, która ostatnio jest zakazana?
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 16:38
Dziewczyny
Co Wy tak ostro wzięłyście Joe w obroty?
Joe zły, jego żona miała pewno prawo tak zrobić, Joe nie mówi wszystkiego (pewnie kobieca intuicja to stwierdziła).
Zmiana pogody idzie czy coś innego. Aż zaczynam się cieszyć, że to nie mój wątek.
Z reguły, opisy na naszym forum są jednostronne, bo prawie wcale nie pojawiają się tutaj współmałżonkowie naszych forumowiczów. Ja znam tylko dwa przypadki, że pojawili się na naszym forum współmałżonkowie, aby "prostować" informacje o sobie.
Staramy się więc brać to co piszą użytkownicy, za prawdę. Czasami są pewne "braki logiczne" w opisach, ale chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że jesteśmy tutaj częściowo "sędziami we własnej sprawie". Ja pewnie też piszę o swojej sytuacji z pozycji Pawlaka (sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie). Wielu (a może i większość) z nas jest tutaj mocno poraniona przez życie (można nawet chyba napisać: współmałżonków). Piszemy więc nie zawsze obiektywnie.
A teraz do konkretów.
Joe przyznał się do pewnych rzeczy, które uważa, że mogą być jego winą prowadzącą do rozpadu jego małżeństwa. Ale Drogie Panie rzuciłyście się na niego, żeby dokładniej go przesłuchać. Znowu "solidarność jajników"? Czemu żadna z Drogich Pań nie skomentowała wyrzucenia Joe z domu. Przecież Mare napisał, że zgodnie z prawem cywilnym a tym bardziej moralnością chrześcijańską nie jest to prawidłowe?
No dobra. Namąciłem, to idę się przygotować, bo zaraz dostanę łomot, za swoje nieprawomyślne opinie.
joe [Usunięty]
Wysłany: 2015-04-27, 16:40
lustro napisał/a:
A ja czytając historię Joe mam wrażenie, nieodparte wrażenie, że to wersja mocno uproszczona i skrajnie jednostronna.
Joe - dlaczego zgodziłeś się zostawić rodzinę i pojechac do rodziców, a nie wyjechałes za granicę? skoro tam tak dobrze się zarabia...
Oczywiście jak ktoś Cie wyrzuci, a może subtelniej da Ci d zrozumienia że masz opuścić dom to Ty masz już zabukowny bilet za granicę - oczywiście w starej pracy w Anglii nie przyjęli na moje miejsce nikogo, tylko czekają 5 lat, aż mnie żona wyrzuci i ja wrócę. Powiem Ci na ucho, że właśnie -załatwiam powrót do Anglii.
Dlaczego poddajesz się tak łatwo - wyprowadzasz z domu?
Przecież pisze, że to nie nasze mieszkanie było tylko teściów. Analogicznie, jakby żona np. nie chciała współżyć to mam sie nie poddawać i mimo jej niechęci wskakiwać na nią? Co mam nie szanować jej wolnej woli ? Na siłę mam ją uszczęśliwiać?
Dlaczego dajesz zonie prawo "eksmisji" siebie z rodziny, bo nie masz chwilowo pracy?
Ja nie wiem jak jest naprawdę....ale jak czytam, to zona i teściowa, to całe zło, a biedny delikatny, blisko 40letni, facet będzie teraz posyłał zonie neofickie teksty, z których zionie wyższością, bo jemu nie chodzi o małżeństwo, tylko o nawrócenie zony...
Właśnie, nie jestem delikatny- przyjąłem to na klatę - nie chce być ze mną, to nie. Nie skomle, nie proszę, nie robię awantur. No widzisz lustro My katolicy jesteśmy takie ,,wariaty'' , że nam zależy na nawróceniu żony.
A moze zamiast chować się "za Pana Boga" ogarnij się trochę, pozbieraj do kupy i pokaż, że jesteś facetem?
Wiosna całą parą - brukarz napewno przyjmuje do pracy.
Pakujesz sie i wprowadzasz tam, gdzie jest Twoja rodzina i Twoj meldunek ( czy juz zostałes wymeldowany?).
Własnie się skończył meldunek- byłem na 5 lat zameldowany. Usmiałem sie z tego fragmentu ,,Pakujesz sie i wprowadzasz"
Zdążysz sie wyprowadzić jak zona Cię rozwiedzie...o ile do tego dojdzie.
Mam nadzieję, że się pomodlisz za nasz związek i nie dojdzie do rozwodu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.