Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Na początku chciałbym powiedziec, że bardzo dobrze, że taka strona jak ta powstała. Kiedy wali się świat po odejściu bliskiej osoby każda życzliwa dłoń jest potrzebna. Pół roku temu to przeżyłem (opisałem to trochę na stronie http://www.ojcowie.pl/forum/). Żona odeszła do innego. Mnie potraktowała jak "śmiecia", niepotrzebny sprzęt, który może pójśc w odstawkę, jako tego, kto był powodem jej wszystkich nieszczęśc.
Może w trudno w to uwierzyc, ale w jakiś dziwny sposób zadziałał przez nią Bóg. Dzięki jej odejściu po raz kolejny nawróciłem się. W zasadzie nie miałem za dużego wyboru - albo skończyc ze sobą, albo wołac do boga. Z Bożą pomocą to przeszedłem. Ciekawe, że najbardziej pomogła mi modlitwa do aniołów.
Wiecie, tyle przykrych słów jakie usłyszałem pod swoim adresem, nie powiedział mi nigdy nawet największy wróg. Nie było żadnych szans na porozumienie.
Wtedy tego nie wiedziałem, ale żeby ratowac rodzinę musiałem czasami działac wbrew sobie. Kiedy ona odeszła, nie dostała nic. Zabrałem jej wszystko i zacząłem się nawet starac o odzyskanie dzieci. Strasznie mnie znienawidziła. Z natury jestem spolegliwym człowiekiem więc musiałem działac wbrew sobie - np. wzywałem policję gdy chciała mi z domu wynieśc meble. Pewien pustelnik podpowiedział mi gdy byłem u niego na spowiedzi pierwszej od kilku lat - "nie dziel majątku - bo to będzie koniec..., przeproś ją za wszystko i powiedz, że zawsze będzie dla niej miejsce w twoim domu". Tak też zrobiłem.
I wiecie gdy już byłem na samym dnie, stał się cud. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona ją chwyciła. Po kilku dniach od tej sytuacji wróciła do mnie z dziecmi. Była niewierzącą osobą, a kilka dni temu nawróciła się.
Bóg nie chce byśmy schodzili na błędne ścieżki w trudnych sytuacjach. To nie jest łatwe, bo nawet wierzący ludzie radzili mi bym sobie kogoś znalazł i nie był sam. Ja znalazłem Jezusa. A Wy?
Jeśli oczekujemy cudów to tylko z Bogiem. Nie gódźcie się na rozwody. Nigdy nie wiecie co naprawdę myśli ta druga strona. Moja żona przeklinała mnie, a w duchu pragnęła powrotu.
Dobrze, że mamy Kościół. Takich wspaniałych ludzi jak OP J.Salij. Jego teksty na te tematy są wspaniałe.
pozdrawiam wszystkich, nie poddawajcie się, może nie zawsze się to uda, ale z Jezusem wszystko jest możliwe i jeśli dzięki odejściu innej osoby jesteście bliżej Boga to cieszcie się tym spotkaniem. Reszta jest w ręku Boga.
miriam [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-08, 09:45
Jakie piękne i wzruszające świadectwo!
W tym momencie przypomniał mi się fragment ksiązki "O naśladowaniu Chrystusa" T. A Kempis
"Uchwyć się Jezusa w życiu i w śmierci, Jego wierności się powierz, On jeden, gdy wszyscy odejdą, potrafi ci pomóc.(...)
Jego kochaj, Jego wybierz za przyjaciela. On , gdy wszyscy cię opuszczą, zostanie przy tobie i na koniec nie da ci zginąć."
w.z. i mnie też ktoś kiedyś powiedział : ty się módl , a zobaczysz co się będzie działo .
I stał się "cud", a potem drugi i następny . I tyle łask spłynęło!!!
Pan Jezus nigdy nas nie zawiedzie --wystarczy tylko zaufać , ale tak... całym sercem.
Serdecznie pozrawiam i życzę wiele Błogosławieństwa Bożego!
Miriam
Justyna1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 12:06
W.Z. dziekuje za te piekne slowa! Ja jestem wlasnie teraz w takim punkcie, gdzie chcialabym wszytsko rzucic, przestac sie starac, przestac byc mila, odizolowac sie od mojego meza. Nie mam sily na nic! modle sie, ale wiary mi ubywa jakos, bo od dwoch tygodni znowu tylko lzy, strach, zamartwianie sie...
A Ty piszesz, ze gdy byles na samym dnie, stal sie cud... Jakiego dna jeszcze musze siegnac, zeby bylo choc troszeczke lepiej? Kiedys czulam jak dzialala Sw. Rita, Sw. Juda Tadeusz, Sw. Jozef. Dali mi tyle cudow i cudzikow. A teraz... nie czuje, zeby obok mnie Ktos stal, zeby mi Ktos pomogl...
W.Z. calym sercem ciesze sie, ze Wam sie udalo!
Pozdrawiam
Justyna
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 12:51
Wiesz Justyna1, to wcale nie było łatwe. Nawet po powrocie do domu początki były trudne. Kiedy jej nie było, długo nie modliłem się o jej powrót, prosiłem tylko Boga by jakoś to poukładał. W końcu "nie wytrzymałem" i poprosiłem Matkę Bożą by ona wróciła. Ona nigdy mnie nie zawiodła i patrząc z perspektywy swojego życia Mama wysłuchała wszystkie moje modlitwy.
Pierwszy miesiąc po jej powrocie był dla mnie i cudowny i bolesny zarazem. Z jednej strony miałem ją i dzieci, a z drugiej strony cały czas wymieniała sms-y z "byłym". To bolało. Dopiero po miesiącu na Wszystkich Świętych w jakiś niewytłumaczalny sposób poróżniła się z nim. Potem tak naprawdę wróciła do mnie sercem, a nie tylko ciałem. Czasami było ciężko, kiedy jej były pisał do mnie, że jak już wróciła do mnie to dalej mnie z nim zdradzała. Trudno, jakoś to wytrzymałem. Nie zmuszałem jej do nawrócenia. Zawsze była "światową" dziewczyną. Dopiero w Wielki Piątek kiedy obejrzała "Pasję" późnym wieczorem poczułem, że się modli. Wtedy położyłem na nią swoją rękę i pomodliłem się (jestem trochę charyzmatykiem). Od tej pory już poszło z górki. Dzisiaj widzieliśmy się godzinę temu i jak mi opowiadała o swoim głodzie Pisma Świętego, które ostatnio czyta namiętnie to raduję się w duchu. Skończyła oglądac głupie seriale i puszczac dzieciom ogłupiające bajki. Chyba poznała Pana. Mam nadzieję, że Duch Święty doprowadzi do końca to co w niej zaczął robic.
Justyna1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 13:48
Zdaje sobie sprawe, ze nie bylo latwo. Ale u mnie, coz moj maz nie chce slyszec o powrocie... Wpadl teraz w straszny dol (depresja?) i ja staram sie mu pomoc. Ale on odrzuca moja pomoc i stacza sie co raz bardziej w dol. A ja sie zamartwiam, placze w poduszke, jestem u kresu moich sil. Nie moge juz dalej, wiecej...
A slysze "Nie rezygnuj"...
Pozdrawiam
Justyna
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 14:32
Wiesz Justyna1 jak czytam posty na tym forum to myślę, że w tej swojej walce z przeciwnościami losu pokazujecie jakimi to cudownymi ludźmi jesteście. To, że jednak walczysz, nie załamujesz się, to jest cudowne. Trudno coś doradzic w takich sytuacjach. Powiem Ci, że większośc przyjaciół i rodziny radziła mi bym za szybko nie przyjmował żony do domu i pozwolił by ona stoczyła sie na dno, bo jak wróci to tylko po to by mnie do końca zniszczyc. Ja tak nie potrafiłem. Mam za miękkie serce.
Proś Boga by On mimo naszych czasami niedoskonałych zachowań wyciągnął z tego jak najwięcej dobra.
I chyba mimo wszystko za dobra jestes dla swojego męża. Może czasami trzeba się zaprzec samego siebie i postępowac wbrew sobie by druga strona zrozumiała, że popełnia błąd.
Ja z początku gdy żona odeszła chciałem jej wszystko dac. Wszystko co jest w mieszkaniu, samochód itp. Później zrozumiałem, że to błąd. I kiedy ona przyjechała podczas mojej nieobecności po meble, akurat wróciłem wtedy z pracy - to wezwałem policję. Dla mnie był to koszmar, ale wtedy po raz pierwszy w życiu przeciwstawiłem się jej i poczułem szacunek do samego siebie. Kilka dni później również w obecności policji odebrałem jej samochód. Strasznie mnie przeklinała. Jednak takie drastyczne kroki są czasami potrzebne by wstrząsnąc drugą osobą.
Oczywiście nie radzę Ci byś zachowywała się podobnie, ale byc może jakiś wstrząs jest jednak potrzebny Twojemu mężowi.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 21:54
Justynko....nie czujesz żeby ktoś obok Ciebie stał, żeby pomógł???
Stoi....zawsze i o każdej porze!!!
Myśle,że nie Ty masz sięgnać tego dna....nie TY Justynko....ale Twój mąż.
Może to właśnie ten czas, jego czas....a ten dół.....jego dół jest własnie tym dnem (o którym wyżej mowa) z ktorego ma tylko dwa wyjścia....
albo stoczyć sie jeszcze niżej, albo zwrócić twarz ku Bogu.
Zamartwiasz sie, płaczesz, opadasz z sił.....czy to nie jest krok od podobnego "dołu"?
....i nie opowiadaj ,ze jestes bezsilna, słaba, bo znajac Cie wiem ,że to nieprawda.
Teraz cokolwiek byś męzowi nie zaproponowała, jakąkolwiek pomoc....istnieje prawdopodobieństwo ,że odbierze to jako atak.
Nie naciskaj, zaczekaj,pozwól mu na samodzielną decyzje....ale bądź czujna z oddali.
Możesz sie wkurzyc.... co mi tam.....przede wszystkim....NIE REZYGNUJ z Siebie.
Maka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-10, 22:49
Justynko,trzymaj się,jesteś silna,dasz radę.Pamiętam w modlitwie.
kasia1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 08:16
Justynko... chyba potrzebujesz, żeby Cie ktoś przytulił... no to przytulam
i też pamiętam w modlitwie...
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 10:13
Justynko złóż swoje cierpienie w sercu Pana Jezusa. To naprawde działa oddaj Mu wszystkie swoje myśli postaraj się być codziennie w kościele i ofiarować Komunie Św. za męża i módl się ile masz tylko sił.
Bardzo trudne są chwile, kiedy widzisz jak bliska Ci osoba się zamyka jest ścianą i najzwyczajniej w świecie marnuje chwile, które mogłyby być pięknie spędzone to jest przecież brak szacunku do życia. Mój mąż został z wielką łaską, ale nie rozmawiamy tylko sporadycznie natomiast zajmuje się dużo więcej dziećmi wydaje mi się, że każdy aspekt naszego życia nawet ten bardzo trudny powinien nas nauczyć lepiej zyć. Myślę, że to Pan Bóg się o nas upomina może ta nasza modlitwa była zbyt szybka, niestaranna, może coś Mu się nie podobało. Z tych przykrych doświadczeń trzeba wyciagać wnioski. Co prawda najbardziej przykre jest to jak sami się staramy a druga osoba pokazuje jak jej wszystko jedno jak jesteś jej obojetna. Ale czuję niesamowitą siłę modlitwy i się nie poddam. Poprzez modlitwę Chrystus leczy nasze rany ja to czuję mam pokój w sercu. Wiem, że Chrystus każdemu kto Jemu naprawdę zaufa wskaże właściwą drogę.
Polecam na tej stronie modlitwy do Sw. Judy Tadeusza, Kornke i nowenne do Jezusa Miłosiernego, różaniec, modlitwy do Aniołów a w szczególności do Archanioła Michała on wypędza złe duchy.
Modlę się aby w Waszych sercach zagościł Chrystusowy pokój.
JEZU UFAM TOBIE!
[ Dodano: 2008-04-11, 09:32 ]
W.Z. niesamowite to co piszesz to jest aż trudno sobie wyobrazić jak trudne do wybaczenia. Ja też modlę się do Ducha Św. i gorąco Go proszę aby mój mąż aż tak nie zbłądził bo mam świadomość że kryzys nas nie zbliża a On jakoś się oddala od Pana Boga. Wczoraj wróciłam z kościoła o 20.00 i weszłam do pokoju dzieci One mówiły pacież a On leżał obok nie uklęknął z nimi-przykry to był obraz , co sie znim dzieje On się zachowuje ostatnio jakby bał się modlitwy. Do kościoła zaczął chodzić na wcześniejszą godzinę, ale Ja wierzę, że Pan Bóg działa, że wie co robi, a ja nie spoczne będę się modlić. Zaczęłam chodzić na spotkania Odnowy nic Mu narazie nie powiedziałam i tak mnie już wyzwał od dewotek. Czytam książki o dziłaniu Ducha Św. to jest niesamowita siła z jaką On działa w dzisiejszych czasach ja w to głębok wierzę, że działa i w moim życiu.
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 12:21
Małgorzta napisał/a:
Czytam książki o dziłaniu Ducha Św. to jest niesamowita siła z jaką On działa w dzisiejszych czasach ja w to głębok wierzę, że działa i w moim życiu.
Miałem już nie pisac na tym forum, ale w sumie założyłem ten wątek więc dorzucę swoje. Faktycznie Duch Święty potrafi nas bardzo zaskakiwac. Moja żona naprawdę była niewierząca. A na przykład dzisiaj to ja ją muszę trochę stopowac w sprawach wiary. Na przykład dzisiaj koniecznie chce iśc wieczorem na spotkanie Odnowy, a ja znowu nie mam na to ochoty.
Serce się jednak we mnie raduje, bo kiedy wracam z pracy dzieci tańczą przy piosenkach chrześcijańskich, gdy wcześniej siadały przed telewizorem.
I naprawdę, nie wiem jak to się stało. Jestem człowiekiem słabej wiary i nawet za specjalnie się nie modlę, a jednak Bóg zadziałał. Uważam, że lepiej sercem kochac niz klepac litanie. Nie zmuszałem żony do nawrócenia, nawet nie rozmawialiśmy o tych sprawach. A na przykład wczoraj wieczorem gdy dzieci poszły spac siedzieliśmy sobie w kuchni i rozmawialiśmy o tym co Pan mówi w swoim Słowie. Nawet ona gdy zasypiała z głową na mojej piersi mówiła, że nigdy by się nie spodziewała, że sercem uwierzy w Jezusa. Zdaję sobie jednak sprawę jak trudna jest ta droga. A to dopiero początek.
Polecam Ci bardzo książkę "Głód Boga" - Ralpha Martina. Od kilku miesięcy studiuję ją i ciągle mnie zaskakuje. We wrześniu martin będzie w częstochowie. My już zapisaliśmy się na jego konferencję. Polecam! Jeśli chcesz namiary to moge Ci podesłac linka.
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 14:31
Bardzo proszę namiary. Ja sie wybieram na międzynarodowe spotkanie charyzmatyczne Odnowy do Łodzi które będzie 31.05 i 01.06 szczegóły są na stronie www.odnowa.jezuici.pl poświęcone Duchowi Św. gorąco polecam.
JEZU UFAM TOBIE!
do Łodzi chyba nie damy rady przyjechac. trochę daleko i z kasą kruchutko, ale dawno temu byłem tam na forum i po raz pierwszy usłyszałem tam o martinie i wimberze
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 14:39
Dziekuję.
Wytłumacz mi jeszcze jedną rzecz pisałeś wcześniej ze jestes troche charyzmatykiem a dalej piszesz ze jesteś słabej wiary nie rozumiem to nie idzie w parze? A i jeszcze jedno po takim doswiadczeniu działania Ducha Św. to dziękuj Bogu bo jak czytam masz za co, abyście juz sie nigdy nie oddalili i nie zbłądzili a to tylko z Bogiem jest możliwe.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.