Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
A jednak mąz Balki potrafił kontrolować się na tyle,że do domu nie sprowadzał kochanki czyli jakieś panowanie nad sobą miał.
Przeraziło mnie głownie to ,że Balka postawiła tylko granice"tylko w moim domu nie może przebywac kochanka". A z moim mężem może?
Być może dla niektórych wytłumaczenie, że to choroba psychiczna jest swego rodzaju mechanizmem obronnym. W ten sposób sobie tłumaczą rzeczywistość i tak im łatwiej. Mi się to w głowie nie mieści. Zaburzenie psychiczne, które tłumaczy zdradę małżonka - dobrze, że mój mąż o tym nie słyszał bo by się w sądzie powołał i przegrałabym sprawę :) Jak dla mnie, żadna choroba psychiczna nie tłumaczy zdrady, dopóki ktoś ma na tyle rozeznania, że ma rodzinę, żyje, pracuje, romansuje na boku - to znaczy, że pomieszania zmysłów nie dostał, ogarnia swoje sprawy i robi to całkiem świadomie. Nawet umiał się zorganizować z telefonami do kochanki, całe popołudnie w krzakach siedział :) Moim zdaniem cały wątek to jest bezsilność kobiety, która nie ma wpływu na zdradzającego męża i nie umie się od niego odciąć a jednocześnie zaakceptować rzeczywistości, w której się znalazła.
Anita11 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-13, 12:20
Dokładnie tak samo myślę.
Przykro mi Balko i Werkaio jeśli sprawiam Wam ból. Jednak czy lepiej uciekac w świat złudnego poczucia:"To nie prawdziwa zdrada tylko choroba" czy może lepiej stanąć w prawdzie?
Nie podważam realiów tej i innych chorób psychicznych, ale żyjemy w świecie gdzie coraz więcej czynów moralnie złych zakrywa się płaszczykiem CHAD,seksoholizmu,ADHD i innych.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-13, 12:34
Anita ,
dorzuć jeszcze "depresję" i DDA
werkaia [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-18, 22:28
Nie pisałam, przeżywam straszne rozterki emocjonalne, piszecie, że choroba psychiczna nie usprawiedliwia takich czynów, pewnie i nie, ale ja sama nie mogę poradzić sobie ze swoimi uczuciami wobec męża i coraz bardziej uświadamiam sobie, że ja jestem zaburzona, bo nie umiem się od niego odciąć, choć pewnie powinnam postawić granice. Nie chcę aby moje małżeństwo się rozpadło, ale też nie chcę być tak poniżana przez jego czyny. Mimo tylu krzywd, które wyrządził mi i dzieciom, ciągle gdzieś w sercu mam dla niego ciepłe uczucia (i to pewnie jest chore).
Rozmawiałam z księdzem w konfesjonale, powiedział mi, ze rozwód sam w sobie nie jest grzechem, bo małżeństwo sakramentalne i tak trwa, rozwód nie jest jego końcem i czasem tak trzeba właśnie postawić granice, nie można pozwolić się krzywdzić a dzieci zwłaszcza.
Rozmawiam z prawnikiem o składaniu pozwu, ale jedna moja strona krzyczy: zrób to, odetnij się od niego, a druga mówi nie, przecież go kochasz. Jestem rozdarta na pół, zagubiona, nie wiem, co robić. Nie potrafię zdecydować, jak zawsze zresztą.
AWS [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-19, 17:42
werkaia napisał/a:
rozwód nie jest jego końcem i czasem tak trzeba właśnie postawić granice, nie można pozwolić się krzywdzić a dzieci zwłaszcza.
Separacja równie skutecznie broni przed krzywdzicielem.
smutna_twarz [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-19, 22:28
Anita11 napisał/a:
Dokładnie tak samo myślę.
Przykro mi Balko i Werkaio jeśli sprawiam Wam ból. Jednak czy lepiej uciekac w świat złudnego poczucia:"To nie prawdziwa zdrada tylko choroba" czy może lepiej stanąć w prawdzie?
A o jakiej prawdzie mowa? Może źle zrozumiałam, ale mam wrażenie, że podtekst jest typu: stań w prawdzie i powiedz sobie uczciwie, że mąż to drań i świnia...
A przecież nikt się takim nie urodził. Coś się w jego życiu wydarzyło, że podejmuje wybory, które krzywdzą jego samego.
Mamy taki stereotypowy obraz choroby psychicznej: człowiek z pianą na ustach miota się i gada od rzeczy. A przecież zaburzenia psychiczne mogą być bardzo różne. Dlaczego stwierdzenie choroby ma być ucieczką w świat złudnego poczucia??????
Dla chorego - z punktu widzenia odpowiedzialności za czyny - nie ma znaczenia, czy uważa się za chorego czy nie. Tzn, jeśli nie czuje żalu za zło, które wyrządził, to nie będzie go czuł niezależnie od tego, czy to zło wynikało z choroby czy nie. Natomiast przyznanie się: "jestem chory" zwykle skutkuje podjęciem leczenia lub przynajmniej poszukiwaniem sposobów leczenia.
Z kolei dla osoby skrzywdzonej informacja :"mąż nie jest zły, jest chory" może być kluczowa, bo znacznie ułatwia wybaczenie, które w efekcie jest początkiem zdrowienia i leczenia ran. Osobiście uważam, że właśnie ta postawa jest trudniejsza, łatwiej nam wygrażać, że mąż okazał się draniem - dlatego zupełnie co innego uważam za "stanięcie w prawdzie" oraz "ucieczkę w świat złudnego poczucia"
Cytat:
Nie podważam realiów tej i innych chorób psychicznych, ale żyjemy w świecie gdzie coraz więcej czynów moralnie złych zakrywa się płaszczykiem CHAD,seksoholizmu,ADHD i innych.
A może jest trochę inaczej - może to nie czyny złe zakrywane są płaszczykiem, tylko po prostu coraz więcej w naszym społeczeństwie zaburzeń? Z pokolenia na pokolenie coraz więcej dzieci wzrasta w rodzinach dysfunkcyjnych, te zjawiska będą się niestety pogłębiać. Uzależnienia są w czołówce, jeśli chodzi o skutki wzrastania w rodzinach, które są niepełne, gdzie brak równowagi emocjonalnej, gdzie rodzice nie mają czasu dla dzieci...
Tu na forum bardzo popularny jest program 12 kroków. Może warto przypomnieć, że został on stworzony przez dwóch alkoholików - ot takich samych "drani" i "łajdaków", co to krzywdzili swoich bliskich, kłamali, okradali i zdradzali... W czasach, kiedy go tworzyli i zakładali pierwsze grupy AA również alkoholizm nie był definiowany jako choroba.
Olga1968 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 11:41
Wykrzywianie rzeczywistości w postaci wytłumaczenia, że to choroba jest niestety mocno szkodliwe. Powiedzenie, że ktoś jest chory i dlatego tak postępuje, zamiast powiedzenie, że jest podły i robi coś z premedytacją jest wygodniejsze.
Za moich szkolnych czasów nie było dzieci z ADHD, były za to łobuzy, nie było dyslektyków, były lenie śmierdzące. Wtedy rodzice poświęcali więcej uwagi dzieciom, na to co robią, jak się uczą, z kim się zadają, dziś rodzice gonią za pieniądzem, a poza tym czasem tak wygodniej, że dziecko siedzi przed komputerem, łomocze w kolejną idiotyczną grę, którą kupili mu rodzice. Siedzi w domu i wydaje nam się, że mamy dziecko pod kontrolą, bo jest w domu. Guzik prawda, agresja z gier, przenosi się na realne życie w szkole i tu jest problem. Kiedyś jak się dzieciak wyganiał po podwórku, przychodził brudny do domu, to w szkole był w miarę grzeczny. Jasne zdarzały się ewenementy jak mój kolega Marek Tego energia roznosiła ciągle, był od potopu świata. Nikt mu nie wróżył świetlanej przyszłości. Miał być bandytą, złodziejem i generalnie degeneratem. Kim jest dziś? Jest księdzem, nadal energicznym i szalonym, ale teraz to swoje szaleństwo wykorzystuje w pracy z młodzieżą, trudną młodzieżą. Kochają go za jego głupie pomysły i szanują, bo to ich ksiądz Marek. Drugi przykład to ja sama. Wcielenie durnoty i genialnych pomysłów. Grałam z chłopakami w gałę, zośkę, łaziłam po drzewach i w sumie wszędzie tam, gdzie udało mi się wleźć. Koronnym wyczynem było wejście po rusztowaniu remontowanego budynku i skoczenie z 2 piętra na pryzmę piachu. Ze złamaną łapą, ale szczęśliwa wkroczyłam do domu. Co zrobiła matka? Najpierw dała mi w dupę, a później zaprowadziła na pogotowie do zagipsowania. Usłyszała wtedy, zeby lepiej trzymać mnie w domu, bo śmiercią naturalną to ja nie umrę. Jakie dostawałam kary? Przecudne, np tydzień chodzenia w spódnicy. Obciach, bo przecież nie wejdę w kiecce na drzewo, obciach bo nie pogram w gałę, obciach bo generalnie ja byłam wtedy chłopakiem, a chłopaki w spódnicach nie chodzą Czy wyrosłam na degenerata, z zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości i własnej płciowości? Nie, wyrosłam na silną kobietę, która po imieniu nazywa to co zrobił mi mąż. Może łatwiej by mi było gdybym powiedziała...Ojej, biedny ten mój Tomuś, alkoholik, hazardzista, babiarz, ale chorutka chudzinka, kocham go bo przecież mam być z nim w zdrowiu i chorobie. A guzik, pogoniłam, nie nazywałam jego ulubionych zajęć chorobą, tylko zwykłym gnojstwem, by nie nazwać dosadniej.
Łatwo nam powiedzieć oj chory, nie wie co robi. Nic z tego, gdyby był niepoczytalny, nikt by mu nie zezwolił na zawarcie małżeństwa. Skoro potrafi się ogarnąć, kiedy tego chce, znaczy nie jest niepoczytalny. Tyle w temacie, ulało mi się, bo kolejny raz wybielane są osoby, które świadomie i z premedytacją krzywdzą swoich bliskich.
Olga1968 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 12:02
Muszę jeszcze coś dodać. Jestem palaczką, kopcę faje, nałogowo. Czy jestem chora? Nie, jestem głupia, bo się świadomie truję. Moje uzależnienie, póki co szkodzi tylko i wyłącznie mi. Nie palę w domu, nie palę w miejscach niedozwolonych, nikomu nie dmucham w nos i nie narażam nikogo na bierne palenie. Gdybym znalazła się w sytuacji, że muszę wybrać, czy kupić jedzenie, czy faje, kupiłabym jedzenie, nie ma z tym problemu. Mam okresy, kiedy nie palę nawet kilka miesięcy, ot tak sobie, przestaję i koniec. Za jakiś czas wracam do palenia, ale wynika to tylko z mojej głupoty a nie z choroby, bo jestem gdzieś na grillu i wtedy mam ochotę zapalić i palę. Dlatego tłumaczenie wszystkiego chorobą, jest właśnie chore.
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 13:09
Olga - świetny wpis! :)))
Ja też palę - ale ja palę bo jestem rozwiedziona, żyję w stresie i mam swoje powody - jakich nie mają niepalący:PP Ja sobie lubię czasami tak powiedzieć, żeby nie widzieć faktu, że jestem w nałogu i nie chce mi się wziąć za siebie :) ;)
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 15:07
Olga1968 napisał/a:
Jestem palaczką, kopcę faje, nałogowo. Czy jestem chora? Nie, jestem głupia, bo się świadomie truję. Moje uzależnienie, póki co szkodzi tylko i wyłącznie mi. Nie palę w domu, nie palę w miejscach niedozwolonych, nikomu nie dmucham w nos i nie narażam nikogo na bierne palenie. Gdybym znalazła się w sytuacji, że muszę wybrać, czy kupić jedzenie, czy faje, kupiłabym jedzenie, nie ma z tym problemu. Mam okresy, kiedy nie palę nawet kilka miesięcy, ot tak sobie, przestaję i koniec. Za jakiś czas wracam do palenia, ale wynika to tylko z mojej głupoty a nie z choroby, bo jestem gdzieś na grillu i wtedy mam ochotę zapalić i palę. Dlatego tłumaczenie wszystkiego chorobą, jest właśnie chore.
No taaa tak samo sobie właśnie tłumaczy alkoholik-Ja jestem alkoholikiem??
mogę przestać pić kiedy będę chciał -nieraz nawet miesiąc nie zaglądam do butli.
Tak samo sobie tłumaczy hazardzista-ja jestem nałogowym hazardzistą?
gram i przecież wygrywam -a tym wygraniem buduje domowy budżet,zreszta mogę przestać kiedy chcę.
Tak samo sobie tłumaczy babiarz-i co że lubie kobitki-przecież jestem normalnym facetem,a w facecie to normalne że ciekawią go kobitki....
i tak można mnożyc przykłady.
Zatem czy uzależnienie jest rodzajem choroby???
Ano jest Olu jakims rodzajem pochorowania umysłu
bo ci ludzie bez specjalnej pomocy z zewnątrz,bez terapii,bez naprawienia co w nich złe i pogibane-sami sobie nie dadzą rady.
Palenie to akurat wersja light przy tym wszystkim -a i ona wielokrotnie spoczywa na pitoleniu .
Rzuce te faje i koniec-a ilez to zaparcia i motywacji włąsnej czasem to wymaga.
I w tym miejscu wypada się zapytać-
na czym polega małżeńska odpowiedzialność za drugiego??
Jaka forma jest lepsza?
1/Czy świadome działanie w rozwiązywaniu wspólnego problemu??
Czy odcięcie się od problemów???-czasami bardzo wygodnickie
Zatem nazwałaś czyny męża po imieniu -super.
Pogoniłaś go by rozwiązywał problem sam-super.
Zresztą pewnie drań udaje i kombinuje .
OK
I co dalej????
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 15:22
Olga pisze|:
Cytat:
Skoro potrafi się ogarnąć, kiedy tego chce, znaczy nie jest niepoczytalny.
Otóż to!
Jak chcą to potrafią i to jak!
Już kochanki o tym najlepiej wiedzą jakie to czarusie z tych czadowców są. .
Wszak małżeństwa z nimi popełniają, kredyty biorą, dzieci im rodzą, zatem wiele wiarygodności muszą sobą owi "chorzy" przedstawiać, że kobity, mimo interwencji ich żon, z takimi chorutkimi się wiążą o nic się nie obawiając.
W naszym społeczeństwie wszystko musi być ometkowane. Zwykłemu draństwu terminy medyczne się nadaje, chyba żeby splendoru mu dodać.
I w żadnym wypadku nie nazywałabym uzależnień chorobami. Owszem skutki uzależnień dają obraz chorobowy, ale w moim odczuciu, same chorobą nie są.
Na nikogo nie spada jak grom z jasnego alkoholizm, narkomania, seksoholizm, uzależnienie od gier hazardowych czy nawet obżeranie się i wiele innych - to wszystko ma swój początek i zawiera w sobie WYBÓR, uruchomienie WOLI, gdzie chorzy np. na SM wyboru nie mają. Tak więc...
BTW, Olga podziwiam za przytomność umysłu i nie tylko
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 15:28
porzucona_33 napisał/a:
Olga - świetny wpis! :)))
Ja też palę - ale ja palę bo jestem rozwiedziona, żyję w stresie i mam swoje powody - jakich nie mają niepalący:PP Ja sobie lubię czasami tak powiedzieć, żeby nie widzieć faktu, że jestem w nałogu i nie chce mi się wziąć za siebie :) ;)
Otóż to
jak działa umysł uzależnionego??
palę bo sters. .pale bo powody..palę bo ciężka sytuacja osobista.
A przecież w takim stresie jakiegoś nieradzenia sobie z własną sytuacja można i ciągać za kieliszek-prawda??
Bo to odstresuje
A jak wnioskuje Olu to porzucona nie gada od rzeczy,nie trzęsie się na co dzień,nie majaczy,nie cieknie jej slina,nie ma skołatanego spojrzenia i nie wykonuje dziwacznych paranormalnych funkcji na co dzień.
Zatem zdrowa jak byk!!!(oczywiście byk w rodzaju żeńskim)
To nieważne że uzależnienie przedkłada na swój sposób myslenia, nie istotne że tak to tłumaczy.
No bo w 100% zdrowa to kobitka .
A jednak nie całkiem i nie do końca-wie że pali,zapewne wie że faje to zło-ale własne wewnętrze rozwiązania podpowiadają jej że tak włąśnie rozładuje się stres i problem...
Do czego zmierzam?
Znam dokładnie akurat taki typ kobiety uważającej skoro ja sama rozwiązywałam własne problemy ,skoro mam tą zdolność -to inni tez musza potrafić.
A jak tego nie robili to mistyfikacja.
Nie rozumie i nie rozumiała tylko ta kobieta że to co dla niej proste-dla innych nie jest prostym i w przeszłości także nie było-
i ci ludzie:
czegoś musieli się nauczyć by wiedzieć że coś można prościej
pozdrawiam
ps porzucona sorry za te skrajne przykłdy
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-20, 15:34, w całości zmieniany 1 raz
Olga1968 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 15:33
Norbert, widzisz ja mam problem z napisaniem tego co gadam Chodziło mi o to, że ja jestem swiadoma swojego nałogu, wiem, że jestem uzależniona, ale póki co nie nazywam go chorobą, tylko głupotą, własną głupotą. Czy moje uzależnienie komuś szkodzi? Nie, bo tak jak pisałam, nikogo nie narażam na wdychanie mojego nałogu. Nikt nie chodzi przez moj nałóg głodny, czy bosy. Gdyby tak miało się stać, to wiem, że z fajami koniec. Za to nałogi mojego męża niszczyły rodzinę, nie wspomnę o psychice, ale o codzienny byt. Kiedy stawał przed wyborem buty dla dziecka, czy flacha, albo kolejne zakłady u buka, to przecież pada deszcz, młody może siedzieć w domu. Najpierw tłumaczyłam, później gderałam, na koniec darłam ryj i zawsze słyszałam, że jestem psychiczna i mam sie leczyć, bo on nie jest chory. Zadłużone mieszkanie? Matce powiedział, że przeze mnie bo ja wydaję kasę bez opamiętania. I miałam dalej tkwić w przekonaniu, że on jest chory? Robił to świadomie, nie był w amoku, opętaniu, czy innym dziwactwie, robił to bo lubił, tak jak ja lubię palić.
Co dalej? Nie mój biznes. Ratowałam, próbowałam, prowadzałam na terapię i jak krew w piach. To ja jestem psychiczna. Odpięłam więc łańcuch, puściłam wolno, dałam to o czym marzył. Teraz to już problem jego nowej partnerki. Może lubi zasypiać obok chłopa cuchnącego alkoholem, może lubi tyrać od świtu do nocy i płacić jego długi i alimenty. Różne są zboczenia i może to daje jej poczucie spełnienia. Niechby pił, niechby bił, byleby był. Pewnie znów zamotałam, ale ja zawsze zamotana jestem
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-20, 16:15
Olga1968 napisał/a:
Norbert, widzisz ja mam problem z napisaniem tego co gadam
Co dalej? Nie mój biznes. Ratowałam, próbowałam, prowadzałam na terapię i jak krew w piach. To ja jestem psychiczna. Odpięłam więc łańcuch, puściłam wolno, dałam to o czym marzył. Teraz to już problem jego nowej partnerki. Może lubi zasypiać obok chłopa cuchnącego alkoholem, może lubi tyrać od świtu do nocy i płacić jego długi i alimenty. Różne są zboczenia i może to daje jej poczucie spełnienia. Niechby pił, niechby bił, byleby był. Pewnie znów zamotałam, ale ja zawsze zamotana jestem
Olu nie gniewaj się że sprowokowałem Ciebie do napisanie dokładnie tego co jest sednem-sprawy.
Po prostu jak ktoś czyta to pierwszy raz -to może otrzymać zagubiona formę działania.
Teraz po powyższych słowach jest oki...bo to przekrój-obraz wsiego.
Masz rację ze spuściłaś ze smyczy..a skoro zostajemy w temacie smyczy,to sam uważam że wieloletnie prowadzanie na smyczy i ciągłe powtarzanie ..tu nie siusiaj ..tu nie wolno..tak nie wolno.
to człek jedynie
Zrywa gardło i głosi morały jak obuchem w ścianę
Trza czasami dokładnie w tej formie:
spuścić i niech lata-
bo pozostaje to jako jedyna forma tego że delikwent sam załapie,a jak załapie to znajdzie
i pomysły i środki na rozwiązanie problemów.
Rozumiem i dzięki że uzupełniłaś to w całość...
a co do papierosów...uffff
sam podejmuję z tym walkę...mam już mega świadomość
że:
szkodzą, że człek czasami nimi śmierdzi,że finanse(ile to z dymem leci )
no ale też kombinuje jak mogę-by nie stanąc z ryjkiem przed lustrem i wypalić
Kończysz już -czy nie!!!
i tak sobie kombinuje i wykombinowałem e papierosa-no mam
i zobaczymy co dalej....
Lecz jak to nie patrzeć -to wciąż kombinacja
A skoro o kombinacji
Olu nie ma co kombinować dlaczego napisałem w tym temacie
to przez moja zadrę w sercu (jaka tkwi)
a zadra zwie się :
skreślenie z życia
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.