Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mili forumowicze...........
Jest na forum trochę osób które mają za sobą lub są w trakcie pracę nad sobą przy pomocy 12 Kroków ku pełni życia.
I tę w realu........twarzą w twarz.....i te wirtualną............
Jest też sporo ludzi zastanawiających się nad decyzją..........wejść w ten program????? a może to nie dla mnie???
Podzielcie się swoimi doświadczeniami.................
Ja jestem w programie 12 Kroków od maja 2004 roku.
Pogody Ducha
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-03-31, 15:30
Podzielcie się swoimi świadectwami!
Czekam z niecierpliwością i na pewno nie tylko ja.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-07, 22:18
Trudno napisac świadectwo, skoro program jeszcze trwa .
Weszłam do programu z biegu, "przypadkiem" i na hura....bo kolega organizował grupę....a co mi tam !
Ale jak powiedziałam A.....to sie nie wycofuję.
Szybko zauważyłam, ze ten progrm to nie zabawa....ale powazna sprawa i muszę do niego podejśc poważnie ! Zorganizowac sobie czas i przestrzeń do codziennej pracy. Troche mnie to przeraziło....ale ....szybko wyrobiłam w sobie nawyk - internet i forum Sychar - to tylko prgram 12 kroków - żadnych boków ...nie mam na to czasu, żeby udzielac sie na forum ogólnym. Robie program dla siebie ....i chcę go przejśc uczciwie - dla siebie....wreszcie cos tylko dla mnie !!
Jestem uratowanym małżeństwem....nadal razem z męzem. Po co tu weszłam ?? "Przypadek " !
Każdy krok jest dla mnie eureką - odkryciem. Odkryciem siebie samej .....dla siebie ! Staje się śwaidomą siebie i życia kobietą ! Uczę sie i doświadczam, przemieniam najbezpieczniej jak to jest mozliwe, bo pod kierownictwem i przewodem samego Pana Boga i wg Jego woli. Puszczam swoje stery i pozwalam Mu sie prowadzić - to daje mi program !
Uczę się działać już nie po omacku ale świadomie ...prosto , nie kręcic i nie gmatwać swojego zycia. Uczę się uczciwości wobec siebie samej !
Zaczynam rozumiec po co sa schody z zyciu, po co trudy i cierpienie.....dzisiaj przyjmuje to z radością i ze spokojem....doświadczam bez szarpania się .
W grupie spotkałam wspaniałych, wielkich Ludzi , którzy zostali Przyjaciółmi ! Grupa stała sie bezpiecznym miejscem do odreagowywania, przeżywania trudnyuch chwil i sytuacji. Jest mi dobrze i bezpiecznie !
Nie stoje w miejscu....ide dalej w świat prowadzona przez Pana Boga i......czuję sie szczęśliwa i bezpieczna !!
Kto nie spróbuje, nie będzie wiedział !
A Program 12 kroków - to dla mnie przygoda życia .....każdemu polecam wybrac się w taką, wspaniała podróz !! EL.
cola [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 19:13
Witajcie !
Jestem w separacji nieformalnej od lipca 2009 roku (po 19 latach małzeństwa). Na początku tego traumatycznego przeżycia miałam w głowie jedno, tradycyjne rozwiązanie…….rozwód………Oprócz tej myśli moje serce było pełne bólu, żalu, nienawiści i zagubienia…………………….Nie miałam sił i recepty na to, co dalej…..........…Bóg był już wtedy ważnym dla mnie oparciem z racji przewlekłej i ciężkiej choroby, był dla mnie tak ważny, ze nie mogłam sobie wyobrazić życia bez Niego i Jego pomocy…………Komunia św. była dla mnie cudownym lekarstwem, siłą , z której nie chciałam rezygnować. I zaczęłam szukać………”przypadkiem” nalazłam Suchar, poczytałam wiele, tak podobnych do mojej, historii i postanowiłam spróbować zawalczyć o siebie, małżeństwo i sakrament, by nadal być blisko i w zgodzie z Bogiem. Decyzję o rozpoczęciu 12k podjęłam prawie bez zastanowienia, szybko , bo warsztaty już się zaczynały……rzuciłam się na głęboką wodę……..i nie żałuję, bo zrobiłam pierwszy raz coś tak wielkiego dla siebie, bo wreszcie zrozumiałam siebie, swoje postępowanie, stałam się bardziej świadomą, szanującą i akceptującą siebie osobą.
Praca z krokami jest pracą wymagającą wytrwałości, systematyczności, czasu, nawet czasem odwagi. Krocząc tą drogą nie tylko poznałam i udoskonaliłam siebie, ale dojrzała i zmieniła się moja relacja z Bogiem – stał się On dla mnie prawdziwym powiernikiem, przyjacielem i szefem, którego wolę uczę się rozpoznawać i realizować, z którego wolą uczę się godzić. Program bardzo wiele we mnie zmienił, najpierw rozsypałam się w nim w drobny mak a potem z tych odrobinek uleczonych miłością Boga powstałam na nowo – niby jestem ta sama , ale inna, świadoma siebie, dojrzała, odpowiedzialna za swoje słowa, myśli i czyny, spójna, radosna, kochająca siebie i świat wokół nawet jak cos wydawałoby się być niezgodne z moimi oczekiwaniami. Tyle w sobie dojrzałam, tyle zmieniłam i dobrze mi z tym………………..I Poznałam tez wielu wspaniałych ludzi, przyjaciół, którym ufam i na których mogę polegać. Byli dla mnie lustrem , w którym przeglądam się już ponad rok i mogę powiedzieć , że teraz sama sobie podobam się coraz bardziej.
Polecam Wam ten program, to cudowny wynalazek, sposób na prawdziwe, uczciwe odnalezienie siebie, na pokochanie siebie takim jakim jestem , na akceptację. A potem, gdy z serca spadnie spooooooro ciężaru, gdy Bóg zacznie działac w nas i pojawi się Pogoda Ducha małymi kroczkami uzdrawiane jest i otoczenie. Wszystko nabiera sensu, jest jasne , proste i uczciwe, zgodne z Bogiem i jego nauką. Prawie codziennie na moich oczach dzieja się małe cuda, chce się żyć !
Boze dziękuję, ze jesteś ze mną , dziękuję, że postawiłeś na mojej drodze program 12k i wspaniałych, wielkich ludzi !
lilit [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 20:53
dziękuję Wam za te świadectwa, dają mi dużo nadziei
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-09, 12:36
Witajcie!
Jak wyglądała moja decyzja n/t przystąpienia do warsztatu.
Swego czasu było tu kilka zakładek z wypowiedziami ks. prof. Jaworskiego i Jacka Racięckiego przybliżających idee programu 12-u kroków.
Przesłuchałem i czułem , że to coś dla mnie. Na Boże Narodzenie 2009 roku zakupiłem sobie płytę i wtedy już byłem pewien, że muszę tę drogę przejść, w realu nie ma u mnie takiej grupy więc kiedy Marek rzucił pomysł żeby spróbować w necie szybko zgłosiłem swój akces.
Miałem wiele niepewności czy sobie poradzę i to w takim okresie mojego życia.
Poznałem tu wspaniałe osoby, jesteśmy tak bliscy sobie, choć lokalizacją odlegli, ale cóż to jest w dobie maili i smsów, po prostu przyjaciele.
Pierwszych kilka kroków pozwoliło spojrzeć na siebie niejako z zewnątrz, zobaczyłem swoją winę w rozkładzie małżeństwa, było to bolesne, ale jakże potrzebne do tego by wybaczyć żonie zło jakiego w tamtym okresie nie mogłem przeboleć.
Krok piąty wydłużał się potwornie, odstałem od grupy boksowałem się z sobą niemiłosiernie, a to za sprawą decyzji iż zakończę go spowiedzią generalną, a do niej potrzebne było wybaczenie żonie zdrady.
Czas bolesny, ale gdy dojrzałem za Łaską Pana do wybaczenia odbyłem generalną spowiedź i od tego naprawdę od tego rozpoczęło się moje zdrowienie.
Nauczyłem się w znacznym stopniu reagować na moje emocje, mówić stop złemu ich przeżywaniu.
To naprawdę wielka sprawa, czuję że obietnice programu, z którymi na pewno na wstępie się zapoznacie ziszczają się w moim pokręconym, a teraz nowym życiu.
Na swojej drodze nigdy nie oddaliłem się od Boga tak drastycznie, ale moje podejście co tu dużo mówić było faryzeuszowskie.
Warsztat doprowadził mnie do bliskości ze Stwórcą, szacunku wobec bliźniego i poznania prawdziwego mnie.
I nie zawiodłem się to wspaniała przygoda rozwoju duchowego, praca nad charakterem i swoją psychiką.
I choć w życiu małżeńskim nie poprawiło się (czekam na piątą rozprawę) to jestem szczęśliwy bo już nie ranię żony, nauczyłem się wybaczać, a syn ma się na kim oprzeć.
Pozdrawiam wszystkich chętnych do pracy nad sobą ku wolności i pogody ducha.
Jarek
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-10, 08:31
Z programem 12 kroków spotkałam się dzięki programowi radiowemu J. Racięckiego, płycie wydanej w grudniu 2009 roku o 12 krokach, a także dzięki”reklamie”swoją osobą na forum, którą robił nałóg, nasz przyszły sponsor.
Nasz kolega Marek rzucił propozycję pracy 12 krokowej i tak w kilkanaście osob skrzyknęliśmy się tutaj z wielkiem zapałem, nałog zgodził nas poprowadzić a Andrzej-admin, stworzył warunki, zamknięte podforum.
I zaczęło się dziać. Każdy krok składa się z 12-13 dni, i te dni opracowywaliśmy pisząc każdy w swojej zakładce, pisząc w tempie mniej więcej dwa dni na tydzień. Zajęło to ponad rok, gdyż niektóre kroki wymagały większego skupienia, trafiały się wakacje, rekolekcje, spotkania na zywo.
Bardzo jestem wdzięczna Panu Bogu za ten czas, czas poznawania siebie, odkrywania.
Szczególną sprawą w tym Programie jest oparcie się na Panu Bogu, poddanie się Jego kierownictwu, to dla mnie było ważne. Niby nie nowe, ale na nowo przezywane.
Odkrywałam swój własny obraz Pana Boga i to co przeszkadza mi w zawierzeniu, (głownie fałszywy obraz Boga, fałszywe przekonania na Jego temat).
Jestem przekonana ze oprócz zyczliwego i mądrego prowadzenia przez sponsora, wielkiego wsparcia grupy, której siła jest niezwykła, działał tu Duch sw, który przemieniał moje serce.
Jestem męzatka z ponad 4 letnim stażem, nie mamy dzieci, w kryzysie, a teraz w separacji nieformalnej z męzem.
Była to granica, którą zmuszona byłam postawić męzowi, decyzja do której przygotowywałam się parę miesięcy. Czekam na męża i modlę się za nas, oddaję nasze małzenstwo Panu Bogu.
Co zmienił Pan Bóg we mnie?, mam coraz więcej Pogody Ducha, mimo górek i dołków trzymam się blisko Pana Boga, ten rok był czasem mojego nawrócenia.
Uzdrowił moje relacje rodzinne, z rodzicami, teściami, siostrą, przyjaciółmi. Jest inaczej też w pracy, jestem spokojniejsza i bardziej stanowcza. Mam dystans do swojej przeszłości. Uczę się życ dniem dzisiejszym, bez reżyserowania przyszłości, zawierzając Bogu i mówiąc mu o swoich pragnieniach, ale i poddając się Jego woli.
Wiele też dobrego zadziało się w naszym małzenstwie, zmiany te zaczął zauważać powoli też mąż.
Relacja pogłębiła się, staliśmy się sobie bliżsi, przebaczyłam męzowi, nie mam do niego żalu czy złosci w tej chwili co jest dla mnie niesamowite.
Na drodze 12 krokowej poznałam wspaniałych ludzi, na których mogę liczyć i którzy wspierali modlitewnie mnie w trudnych momentach. Bardzo za to jestem wdzięczna.
Kazde nasze spotkanie było świętem i żal było się żegnać zawsze.
Zyczę wszystkim startującym w drogę błogosławieństwa Bożego, odwagi, cierpliwośći, wytrwałości. Warto zrobić ten wysiłek!
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-10, 08:31
Gabriela
Witam wszystkich chętnych do pracy w 12 krokach.
jak to było ze mna- trudno i smiesznie.Do programu weszłam z marszu ,zupełnie nie wiedząc co to jest i po co.Zapisałam sie jako chyba jedna z pierwszych osób.
Zapisałam sie i nic ,trwałam w niepewności co mie czeka.
Jedno wiedziałam musze tam byc nie ulegało watpliwości ,jakaś siła pchała mnie tam ogromnie.
Kupiłam płyte i książke i zaczęłam czytac.wydawało mi sie to całkiem łatwe.Słuchając płyty w godzinie przerobiłam 4 kroki
To jest dla mnie najbardziej zabawna historia ,bo praca w jednym kroku trwa znacznie dłużej a ja 4 kroki w jeden dzien--ha...haaaaaaaaaaaaa.
dzis wiem po co tu jestem uczestnictwo w tej przygodzie życia 12 kroków pozwoliło mi spojrzec głeboko w siebie i swoje życie z innymi.
W czasie tej drogi w moim zyciu zdażały sie rózne zawirowania ale tez i cuda.!Bóg ma czas i swój plan,przemienia nas i prowadzi róznymi drogami zawsze do jednego celu- do zbawienia.
W czasie pracy z programem odkryłam wiele sytuacji z dzieciństwa,które pozwoliły mi znależc odpowiedz na to co dzieję sie teraz.jeszcze nigdy nie zdawałam sobie tylu pytań,po co mi to,dlaczego tak postepuje.Moja osoba to wiele masek w zyciu o których nawet nie miałam pojęcia,w miare rozwoju duchowego maski te zrzucam i staje sie dzieckiem Bozym z własnego wyboru.Widze swoje słabości,nazywam je i pracuje nad nimi.Dzieki pracy w tym programie otrzymałam łaske głębszej wiary.
poznałam w realu wspaniałych ludzi,którzy nie krytykowali tylko słuchali,radzili ,kiedy prosiłam o to.
12 kroków to najwspaniajsza przygoda mojego zycia,kiedy ze mna kroczy Bóg,rodzina i zyczliwi mi ludzie.
Program nauczył mnie tez tego ,ze moje "ja chcę" to jestem tylko ja a inni ludzie(maz i rodzina ) nie sa moja własnościa.
Dzis jestem dumna z siebie,że poszłam za głosem ,wtedy nie wiedząc co mnie czeka- to był instynkt,głos Boga ,ktory wiedział ,że to miejsce jest dla mnie.
Wszystkim rozpoczynającym droge 12 kroków życze wytrwałości w pracy nad soba a to co zobaczycie przejdzie wasze najsmielsze wyobrażenie BO WARTO TO ZOBACZYC.Życzę pieknej duchowej przygody jaka ja teraz przezywam( po 6 latach nieformalnej seperacji z mężem zaczynam budować zycie na nowo a Bóg mi w tym pomaga.
Kochani głowa do góry,wzrok skierowany na Boga i w drogę aby przezyc najwazniejsza przygode waszego zycia.
z Bogiem
Kamerun [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-14, 20:49
Na początku wydawało mi się, że przypadkiem trafiłam na Forum Sychar, jak się jednak przekonałam, nic nie dzieje się przypadkiem. Boże drogi nie są naszymi drogami.
Po 20 latach dorosłego, małżeńskiego życia, pod wpływem różnych zdarzeń, zaczęłam tracić grunt - fundament mojego życia. Pojawił się kryzys małżeński, choroba, śmierć bliskich i inne doświadczenia, a za tym szła coraz większa moja samotność, poczucie bezsensu, depresja. Moje życie przestało być spójne, co innego wiedziałam, co innego mówiłam, a jeszcze, co innego robiłam.
Bóg był, ale ja zataczałam coraz większe koła i byłam, co raz dalej. Od czasu do czasu przychodziło przebudzenie i wołałam „ Boże ratuj”, a wydawało się,że ratunek znikąd nie nadchodził. Ja się spodziewałam spektakularnego wejścia Boga w moje życie,że stanie się cud i wszystko się odmieni. „ No Panie Boże, ja przecież chce, działaj!!!” A Bóg czekał na moje działanie i podprowadził mnie jak dziecko za rękę, a to do artykułu o 12 krokach, stamtąd na stronę Forum.
Zakupiłam wiec płytę "12 kroków do wolności", podręcznik „Warto żyć” i.......odłożyłam na półkę, bo........to za trudne, nie dam rady, u mnie w okolicy nie mam szans na takie warsztaty, tysiące wymówek.
Jednak na Forum zaglądałam, a tu zaczął się rodzić, dla mnie cud, powstał wirtualny warsztat12 kroków. I jestem w 10 kroku i nie ja idę krok po kroku, to Bóg mnie prowadzi, gdyby było inaczej już by mnie tu nie było, bo droga jest trudna, wymagająca wiele wysiłku i jak to na drodze, można się poturbować, ale każde zdarte kolano jest warte celu. Chyba przez całe życie nie poświęciłam tyle czasu sobie, ale dzięki temu odnalazłam siebie, zaakceptowałam i polubiłam, znalazłam sens i sposób na moje życie. Wróciłam do centrum mojej spirali, do Boga, mogę się w Niego wtulić, bo jestem bardzo blisko. Moja przemiana powoli przemienia także moją rodzinę.
Kiedyś Nałóg powiedział „szczęście jest w Tobie”, pomyślałam, „ jakie szczęście, co On mówi”, teraz już wiem, że na moje szczęście tak naprawdę mogę zapracować tylko ja sama. Ostatnio, w czasie rekolekcji usłyszałam takie słowa: ‘Wychowanie, to karmienie tym, czym się żyje” Ja karmie się Chrystusem, żyję Bogiem i z Bogiem, a to, co jest we mnie zaczyna być i wokół mnie, moje życie zaczyna wreszcie być spójne.
Moja przemiana dokonała się dzięki łasce Bożej, ani przez moment w to nie wątpię, ale to także ja, ja sama, bo nikt tak naprawdę nie jest w stanie zmienić mojego myślenia, jeśli nie uczynię tego ja. To oczywiście początek, Chrystus mówi „ Nie ustawaj w drodze”, a także „zostaną najwytrwalsi”.
Ja pragnę trwać, pragnę kochać i być kochana. Dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze tak wspaniałych ludzi, którzy dali mi siebie i przyjęli mnie i mimo, że są setki kilometrów ode mnie , wiem, że mogę na Nich liczyć w każdej chwili, a Ich modlitewne wsparcie jest nieocenione. I tego wszystkim życzę. Chwała Ci Panie Boże!
ak70 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-14, 22:41
Mam na imię Agnieszka...
...i dostałam się do grupy "rzutem na taśmę", bo była już zamknięta. Ale tak długo i mocno pukałam, az mi otworzono, bo okazało się, że jedna z osób zrezygnowała (przypadek?? nie wierzę w przypadki!)
Kiedy rozpoczęłam swoją przygodę z 12 krokami byłam po 2 terapiach małżeńskich, terapii grupowej DDA oraz terapii indywidualnej. Przeszłam naprawdę długą i ciężką drogę, pełną bardzo bolesnych doświadczeń zarówno w domu rodzinnym jak i w małżeństwie. Myślałam, że wiem o sobie juz wszystko i "co oni mi mogą nowego tu powiedzieć?" - moja pycha była wielka, a wiara, ufność Bogu w zasadzie żadna. Już po pierwszych trzech krokach okazało się, że przygoda zamieniła się w konkretną, ciężką i bolesną pracę... ileż buntu było we mnie przez pierwsze kilka kroków - choć starałam się sumiennie odpowiadać na wszystkie pytania i pracować naprawdę uczciwie - to tylko współkrokowicze i sponsorzy wiedzą... oj, wierzgałam jak rasowy koń
W domu rozstawiałam dzieci i męża po kątach... krzykiem, złością i manipulacją wydawało mi się, że osiągam to, czego chciałam. I często faktycznie tak było, ale to nie było tworzenie tylko niszczenie. Ciągle gdzieś goniłam, niecierpliwie, pełna rozedrganych emocji, stresu - kiedy teraz na siebie "tamtą" patrzę to zastanawiam się ile musiałam mieć siły, aby temu wszstkiemu podołać.
Teraz jestem spokojna wewnętrznie, a i zewnętrznie też udaje mi się coraz częściej zapanować nad emocjami. Wiem, to brzmi jak tani chwyt reklamowy, ale tak jest faktycznie i to jest fantastyczne uczucie! Pogoda Ducha jest we mnie cały czas, choć kryzys mojego związku trwa, choć mąż nosi się z zamiarem wyprowadzki od nas, choć szuka na portalach internetowych innej kobiety, choć nadal odpycha dzieci i mnie od siebie, a najchętniej przesiaduje przed monitorami - ja juz sie nie boję. Bo wiem, że jestem na właściwej ścieżce i co najważniejsze: nie jestem na niej sama
Moja pokora, której uczę sie każdego dnia mówi mi jak wiele jeszcze przede mną... ale On mówi mi: "Dasz radę... jesteś silna... jestem przy tobie!"... i ja wiem, że tak naprawdę jest. Szukam Jego znaków, staram sie je odczytywać.... i nie mieszać Mu w planach Żyję tu i teraz... powoli radzę sobie z przeszłością, uczę się wybaczenia i akceptacji...
I jestem wdzięczna Bogu, że doprowadził mnie do forum Sychar, do 12 kroków i do Siebie... że postawił na mojej drodze tylu wspaniałych ludzi, którzy byli moimi przewodnikami, mentorami, lustrami... po prostu Przyjaciółmi.
Bóg Wam zapłać...
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-14, 23:54
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych
Bóg przychodzi 15 minut za późno i zawsze zdąży
Prawie dwa lata temu trafiłam na "Sychar" kiedy po ludzku nie było co ratować, byłam już prawie 3 lata po rozwodzie, i daleko od Boga.
W moim małżeństwie była przemoc i alkohol, przez kilka lat ratowałam to po ludzku i padło na całej linii. Tak bałam się męża, że strach wszystko ogarniał.
Gdy przyszło nawrócenie to Bóg wskazał drogę uzdrowienia. Poprzez wspólnotę "Sychar" i 12- kroków . Trójmiejska wspólnota rodziła się dokładnie w tym samym czasie co internetowe warsztaty - na inne nie było szans - do Warszawy daleko.
Ten ponad rok to jedna z największych przygód mojego życia.
Jestem "w drodze - ku pełni życia " z paczką prawdziwych przyjaciół.
Krocząc z grupa podobnych sobie popaprańców przez te miesiące przyglądałam się sobie i swojemu życiu.
Nareszcie jest w tym jakaś spójność , moje życie jest całością nie odcinam się od przeszłości , spokojnie idę w kolejne dni, znikł ten paraliżujący strach, jestem szczęśliwa i wolna ( przeszłość mnie nie przygniata a przyszłość nie przeraża ).
Moje relacje czy to z najbliższymi w domu , czy w pracy uległy niesamowitej poprawie.
Dziękuję Bogu za łaskę nawrócenia i uzdrowienia mojego życia.
Każdego dnia towarzyszy mi Pogoda Ducha
DO ZOBACZENIA W DRODZE POZWÓLMY OGARNĄĆ SIĘ MIŁOŚCI
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.