Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie decydują się na powtórne związki. Porzuceni przez współmałżonka, czują się powtórnie krzywdzeni. Bo kiedy w Kościele powstają kolejne grupy duszpasterskie dla osób w związkach niesakramentalnych, dla nich brakuje wsparcia.
Joanna od 11 lat samotnie wychowuje dzieci. - Dzisiaj są już dorosłe, ale tamte trudne wspomnienia wciąż jeszcze są żywe - mówi. Jako szczęśliwa żona i matka, przebywała z mężem na placówce dyplomatycznej za granicą. Do Polski wróciła tylko z dziećmi. Mąż odszedł do młodszej o 20 lat kobiety. - Na początku trudno było uwierzyć w to, co się stało - mówi. Po powrocie do Polski zaczęły się piętrzyć kolejne trudności. Musiała znaleźć dla siebie pracę. Teściowie dzwonili, oferując wsparcie dzieciom. - Była to jedriaktrudna pomoc, bo przypominała mi o rozbitej rodzinie - mówi Joanna.
Znalazła dobrego psychologa. Jedna wizyta to 120 zt. Na ile więc spotkań może pozwolić sobie samotna kobieta? Na pewno na zbyt mato, żeby wyjść z traumy. Jako osoba wierząca, szukała jednocześnie pomocy w Kościele. - Czułam się jeszcze bardziej na marginesie życia, kiedy z ambony ciągle słyszałam o tym, jak ważna jest rodzina i żadnego słowa do porzuconych przez współmałżonka. I o porzuconych dzieciach też nie. - Trauma rosła, kiedy padały informacje o duszpasterstwie dla związków niesakramentalnych. To brzmiało jak rodzaj promocji dla tych, którzy zostawili rodzinę i związali się z drugą osobą - wspomina. Czytała o ofercie wsparcia dla samotnych małżonków w jednej z warszawskich parafii. - Co za pomysły! Jak można zachęcać do czekania na małżonka, modlić się o uzdrowienie małżeństwa, kiedy jest się stroną odrzuconą i zranioną, a w drugim związku są już dzieci?! Księża byli bezradni, kiedy mówiłam w konfesjonale, że nie potrafię przestać nienawidzić człowieka, który zrujnował nam życie. Radzili, żebym się nawróciła - wspomina gorzko.
Wzrasta liczba osób pozostawionych przez współmałżonka. - Statystyka jest porażająca. Rozpada się około 40% małżeństw. Rodzina przeżywa poważny kryzys - mówi ks. Jan Pałyga SAC, z ośrodka Centrum Pomocy Duchowej działającego przy ul. Skaryszewskiej w Warszawie. - Nie prowadziliśmy jeszcze badań, aby ocenić, ile osób zostawionych przez współmałżonka żyje samotnie. Niełatwo jest je przeprowadzić. Będziemy starali je wykonać w oparciu o badania dotyczące rodzin - mówi ks. Witold Zdanowicz, dyrektor Instytutu Statystycznego Kościoła Katolickiego prowadzonego przez księży pallotynów.
ŚWIADECTWO MĘCZEŃSTWA
- Cierpienie związane z kryzysem małżeństwa jest jednym z najbardziej bolesnych - mówi ks. dr Mirosław Dziewiecki, znany psycholog i duszpasterz. - Jeśli ona i on przysięgają sobie wzajemną miłość, wierność i uczciwość w dobrej i złej doli aż do śmierci, jeśli zawierzają sobie nawzajem swój los doczesny oraz los swoich dzieci, a później jedno z nich łamie przysięgę, rani, zdradza i odchodzi, to zadaje największy ból, jakiego człowiek może doświadczyć na tej ziemi. Jest to bowiem ból wyrządzony przez osobę, która powinna nas najbardziej chronić i zapewniać nam poczucie bezpieczeństwa - wyjaśnia ks. Dziewiecki.
Ból bywa tym większy, kiedy jest spowodowany przez współmałżonka, który był zdeklarowanym katolikiem.
- Obydwoje byliśmy animatorami spotkań małżeńskich, mąż publikował teksty w pismach katolickich. Wydawało się, że można mu zaufać - mówi Joanna.
Cierpienie z powodu porzucenia przez małżonka może być jeszcze spotęgowane odrzuceniem przez najbliższych i środowisko, w którym się człowiek obraca. - Po odejściu męża byłam postrzegana przez znajomych i rodzinę jako "życiowy nieudacznik", który nie potrafił poradzić sobie z własnym małżeństwem - opowiada Anna, samotna od ponad 20 lat. - Po tym jak mąż od nas odszedł, znajomi nagle przestali o nas pamiętać. Dzieci i ja przestaliśmy być zapraszani na spotkania i imprezy - dodaje Agnieszka, od pięciu lat wychowująca samotnie czworo dzieci. - Przy tym poczuciu ogromnego odrzucenia, jeszcze bardziej legła w gruzach wizja mojego miejsca w życiu - mówi.
Do bólu i upokorzeń dołączają zwykle kłopoty finansowe. Stają się one czymś nieuniknionym, zwłaszcza wtedy, kiedy współmałżonkowie targują się o każdą złotówkę alimentów, albo w ogóle uchylają się od ich płacenia, czemu sprzyja polskie ustawodawstwo. - Na 10 osób po rozwodzie tylko u jednej nie pogarsza się sytuacja materialna - ocenia ks. Marek Kruszewski, zajmujący się przez lata duszpasterstwem rodzin w diecezji warszawsko-praskiej.
Mimo to wielu osamotnionych małżonków chce dotrzymać wierności przysiędze złożonej przed Bogiem. - Chociaż to mąż mnie opuścił, postanowiłam dochować złożonego ślubu i żyć w czystości, ponieważ jestem katoliczką - mówi Anna.
- Porzuceni samotni małżonkowie przeżywają rodzaj męczeństwa - zauważa ks. Marek Kraszewski. - Składają jedno z najtrudniejszych świadectw. Spotykam takie osoby, które nawet się w kimś zakochują, ale rezygnują z tej miłości. Ze względu na miłość do Chrystusa rezygnują z zaspokojenia potrzeby fizycznej bliskości z drugim człowiekiem. Nie decydują się na nowy związek, bo wiedzą, że nie po radzą sobie w życiu bez Boga - mówi ks. Kraszewski.
NAJPIERW POMÓC SKRZYWDZONYM
Opieki duszpasterskiej potrzebują z pewnością obydwie strony: porzucona i porzucająca. - Ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo i ma prawo oczekiwać większej pomocy. Jezus zawsze stanowczo stal po stronie pokrzywdzonych i bronił ich przed krzywdzicielami - zaznacza ks. Marek Dziewiecki.
Tymczasem obecnie obserwujemy bolesny paradoks. - W niektórych parafiach prowadzone jest szumnie duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych, a nie ma tam duszpasterstwa skierowanego do osób porzuconych, które pozostają w samotności, gdyż chcą żyć w czystości i trwać w wierności małżeńskiej - mówi ks. Dziewiecki. I przytacza znaną sobie historię jednej z porzuconych kobiet. Jej małżonek opuścił ją i trójkę dzieci i związał się z kochanką. Dzisiaj to on jest animatorem w swojej parafii w duszpasterstwie osób rozwiedzionych, które zawarły ponowne związki. Mężczyzna ten - wraz ze swoim duszpasterzem - głosi konferencje rekolekcyjne w innych parafiach w Polsce i jest traktowany jako moralny autorytet. - Tymczasem żadna parafia nie oferuje specjalistycznej pomocy duszpasterskiej dla porzuconej przez niego żony i dla innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji. To jest poważne zaniedbanie i nieświadome wpisywanie się w "poprawną" obecnie politycznie większą troskę o katów niż o ich ofiary - ubolewa ks. Marek Dziewiecki.
Trudności, o których mówią osoby pozostawione, wskazują na pilną potrzebę tworzenia grup pomocy dla nich. - Od 17 lat żyję samotnie. Prawie przez cały ten czas nie mogłem poradzić sobie z myślą, że zostałem porzucony - mówi Marek, od którego żona odeszła po 2,5 roku małżeństwa. - Nie mieliśmy jeszcze dzieci. Nikomu bym nie uwierzył, że mogę kiedyś doświadczyć takiej sytuacji. Sądziłem, że taki scenariusz może zagrażać małżeństwom, w których mąż nie szanuje żony czy źle ją traktuje. Jestem osobą wierzącą, ale w tak ciężkich sytuacjach trudno jest uwierzyć, że Bóg pomoże. Chodziłem na spotykania różnych grup formacyjnych w parafii, jeździłem na rekolekcje. Ale ciągle nosiłem w sobie rany. W ubiegłym roku znalazłem się na modlitwie wstawienniczej z modlitwą o przebaczenie żonie. Dopiero wtedy, po 16 latach, poczułem, że cały mój ciężar został gdzieś za mną. Gdyby teraz żona chciała spotkać się ze mną, to byłbym gotowy na rozmowę z nią. Wcześniej nie mogło być o tym mowy - mówi Marek.
CO ROBI KOŚCIÓŁ
W całej Polsce grupy duszpasterskie dla osób pozostawionych przez współmałżonka można bodaj policzyć na palcach jednej ręki. Jedna z nich istnieje od 12 lat przy parafii św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Prowadzi ją ks. Wojciech Nowak, jezuita. W 2004 r. z inicjatywy świeckich powstała grupa dla osób pozostawionych przez współmałżonka w parafii Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana w Poznaniu. Również z inicjatywy świeckich w ramach grupy "Sychar" przy parafii oo. pallotynów, przy ul. Skaryszewskiej w Warszawie, powstały "Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej". - Założyli je małżonkowie sakramentalni, których związki - patrząc tak po ludzku - rozpadły się, ale oni postanowili wytrwać w wierności złożonej przysiędze - wyjaśnia Andrzej Szczepaniak, lider grupy. Charyzmatem wspólnoty jest wiara, że każde trudne sakramentalne małżeństwo przeżywające kryzys, a nawet już po cywilnym rozwodzie, ma szansę na uratowanie.
- "Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej" bardzo mi pomogły - mówi Anna.
- Odejście męża zbiegło się z odejściem z domu syna który się ożenił i ze śmiercią taty. Zostałam sama. Dzięki "Ognisku Wiernej Miłości Małżeńskiej" odbudowałam swoje poczucie godności dziecka Bożego. Dało mi to pokój i radość - mówi Anna. - Modlitwa za współmałżonka, trwanie w wierności, nie zawsze kończy się happy endem. Nie wróciliśmy do siebie z mężem. Pomogło jednak nam to na tyle, że mogliśmy ze sobą "normalnie" rozmawiać - mówi Anna.
Na spotkania "Ognisk Wiernej Miłości Małżeńskiej" przychodzi około 15-20 osób, w tym 4 małżeństwa. Niektórzy przyjeżdżają z miejscowości odległych od Warszawy o 100 km. Nie trzeba się przedstawiać, podawać kontaktów.
- W czasie spotkania są referaty, ostatnio na podstawie książki Jana Pawła II "Miłość i odpowiedzialność", po nich dyskusja. Modlimy się za małżonków, którzy odeszli. Kilka małżeństw wróciło do siebie, mimo że złożone były już pozwy rozwodowe. Pracujemy nad sobą, nie staramy się zmienić teściowej, dzieci, męża, tylko samych siebie. Choć nie zawsze modlitwa za współmałżonka kończy się jego powrotem, to wraca szacunek do siebie samej, polepszają się relacje na tyle, że nie iskrzy między małżonkami. - mówi Anna.
Do małżeństw w Warszawie zwrócili się małżonkowie z kilku miast w Polsce i tak "Sychar" działa dzisiaj w kilku miejscach: Krakowie, Poznaniu, Zielonej Górze, Gorzowie Wielkopolskim, Opolu, Żorach. Ostatnio 6 lutego br. zainaugurowano spotkania w miejscowości Bojano, w okolicach Trójmiasta.
Ks. Wojciech Nowak, jezuita prowadzący grupę wsparcia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, mówi o niedocenianiu postawy samotnych, pozostawionych osób: - Wciąż mało myśli się o tych, którzy po rozpadzie małżeństwa zdecydowali się na trudną wierność przysiędze złożonej przed ołtarzem. A przecież Jan Paweł II napisał w "Familiaris Consortio", że ich przykład wierności i chrześcijańskiej konsekwencji nabiera szczególnej wartości świadectwa wobec świata i Kościoła. Chodzi o świadectwo miłości, którą Chrystus chciał wprowadzić na ziemię, nie tylko ją pokazać, ale także umożliwić. Sakrament małżeństwa jest uczestnictwem w miłości Chrystusa do człowieka. Wszystkie te cechy miłości, jaką Syn Boży nas ukochał i przez którą nas zbawił, znajdują swoje odbicie w sytuacji porzuconego męża czy żony. Współmałżonek taki jest wierny bez wzajemności, jest niezrozumiany, nie tylko przez tego, który odszedł, ale także przez otoczenie i bliskich, którzy niekiedy pytają: "dlaczego nikogo nie masz? Przecież możesz jeszcze sobie ułożyć życie z kimś innym?". Dzielą los Chrystusa. Jego miłość miała wymiar zbawczy. Podobnie wierny mąż, czy wierna żona przyjmują wobec niewiernego współmałżonka rolę Chrystusa, zbawiając go przez swoją samotność, poprzez trudności i cierpienie.
Potrzeby duchowe osób pragnących dochować wierności złożonym ślubom, mimo porzucenia przez współmałżonka są wielkie. A osób, które zostają porzucone w ostatnich latach wyraźnie przybywa. To nowe wyzwanie dla Kościoła. Agnieszka, samotna żona i matka codziennie chodzi na Msze św. do swojej parafii. - Już teraz na 12 osób przychodzących na Mszę w dzień powszedni, aż 6 to osoby zostawione przez współmałżonka. Mimo to mało słyszymy w kościele słów skierowanych specjalnie właśnie do nas. A przecież w pierwszych gminach chrześcijańskich specjalną opieką otaczano osamotnione kobiety - przypomina Agnieszka. Jej zdanie potwierdza ks. Marek Kruszewski, według którego grupy pomocy osamotnionym małżonkom powinny powstawać przy wszystkich większych parafiach.
"Samotność i inne trudności są często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza gdy nie ponosi on winy. W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go; okazywać mu szacunek, solidarność, zrozumienie i konkretną pomoc, tak aby mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji, w której się I znajduje (...) przykład jego wierności i chrześcijańskiej konsekwencji nabiera szczególnej wartości świadectwa wobec świata i Kościoła, który tym bardziej winien mu okazy wać stałą miłość i pomoc, nie czyniąc żadnych trudności w dopuszczeniu do sakramentów".
Jan Paweł II,
adhortacja apostolska
Familiaris consortio (1981 r.)
Spotkania grupy osób rozwiedzionych i żyjących w separacji przy parafii św. Andrzeja Boboli w Warszawie: 23 marca, 13 kwietnia, 18 maja, spotkania we wtorki godz. 18.30, sala "Betlejem", dom parafialny, wejście od ul. Rakowieckiej 61, (na prawo od głównego wejścia do Sanktuarium). 19 VI - wyjazdowy dzień skupienia w Radziejowicach. Kobieca grupa wsparcia - wtorki (z wyjątkiem wtorków powyżej), sala "Betlejem", godz. 19-21. Męska grupa wsparcia - w pierwsze i trzecie czwartki miesiąca, sala "Betlejem", godz. 19-21. W kwietniu wyjątkowo spotkania 8 IV i 29 IV. W czerwcu jedno spotkanie 17 VI.
Grupy wsparcia "Sychar":
Bojano - parafia św. Jadwigi Królowej.
Warszawa - Ośrodek Duszpasterski przy Kościele Księży Pallotynów, przy ul. Skaryszewskiej 12 (wejście od ul. Lubelskiej) - spotkania w każdy drugi czwartek i czwarty poniedziałek miesiąca - godz. 19, o godz. 18 Msza św. w intencji ratowania małżeństw. W ostatnią sobotę miesiąca o godz. 18.30 Adoracja Najświętszego Sakramentu w dolnym kościele.
Kraków - kaplica św. Faustyny w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego wŁagiewnikach. Spotkania w każdą drugą sobotę miesiąca po Mszy św. odprawionej o godz. 17. Codziennie o godz. 20.30 - Różaniec (intencje listowne: Klasztor Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, ul. Św. Siostry Faustyny 3, 30-420 Kraków; e-mail: klasztor@faustyna.pl)
Poznań - Ośrodek Duszpasterski przy Kościele Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana, przy ul. Kościelnej 3, w kaplicy sióstr Elżbietanek (za kościołem parafialnym). Spotkania w trzecią niedzielę miesiąca, o godz. 19 rozpoczyna Msza św. Duszpasterz ks. Mirosław Musiał.
Żory - parafia św. Ap. Filipa i Jakuba, ul. Garncarska 16 (www.filipjakub.webon.pl). Spotkania w salce za kościołem w ostatnią sobotę miesiąca o godz. 16, o godz. 18 Msza św. w intencji ratowania małżeństw, okazja do adoracji Najświętszego Sakramentu, oraz skorzystania z sakramentu pokuty. Spotkania prowadzi psycholog s. Małgorzata Skonieczek SDŚ, opieka duszpasterska ks. Marcin Wojciech.
Opole - parafia św. Jacka, ul. Tysiąclecia 11 (www.swjacek.komernet.pl), spotkania w ostatni piątek miesiąca, 17.30 - adoracja Najświętszego Sakramentu, 18.30 Msza św., spotkanie w salce za kościołem. Duszpasterz ks. Paweł Dubowik.
Gorzów Wielkopolski- parafia Pierwszych Męczenników Polski, Biskupa Wilhelma Pluty 7, (www.meczennicy.pl). Spotkanie w drugi czwartek miesiąca, godz. 18.30, po Mszy św. wieczornej. Duszpasterz ks. Dariusz Orłowski.
Posłuszeństwo i cierpienie. Dwie rzeczywistości, na które w dzisiejszym świecie nie ma miejsca. To znaczy – chciano by je zanegować, ale one od zawsze są w życiu człowieka obecne. I często są ze sobą związane.
Jak bardzo trudno, boleśnie jest być posłusznym Słowu Bożemu, które zakazuje bądź nakazuje coś wbrew ludzkiej woli i chęciom. Jak bardzo na przykład ludzie rozwiedzeni chcieliby wejść w nowy związek z Bożym błogosławieństwem, a tu w poprzek ich marzeń stają słowa Jezusa: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo.” (Mk 10,11-12) Posłuszeństwo temu konkretnemu Słowu Boga wiąże się więc z ludzkim cierpieniem.
Trudno jest człowiekowi uwierzyć, że posłuszeństwo Bożemu Słowu, mimo że często związane z cierpieniem, zaowocuje w ich życiu dobrem i szczęściem, Bożym błogosławieństwem. Wymaga to ogromnej wiary w Bożą miłość, zaufania, że On mnie nie opuści i miłości do Boga. Bez tej miłości posłuszeństwo Bogu i Jego przykazaniom to posłuch niewolnika, a nie radosne i wolne poddanie dziecka Bożego.
I na tyle jestem dobrym dzieckiem Bożym, na ile podczas cierpienia moja wiara, nadzieja i miłość wzrasta w posłuszeństwie Bożemu słowu.
Następna (po omówionych w poprzednim numerze) grupa przyczyn powodujących nieważne zawarcie sakramentu małżeństwa dotyczy tzw. zgody małżeńskiej. Małżeństwo powstaje wówczas, gdy narzeczeni publicznie wyrażą swoje „tak”. Zgoda małżeńska musi być w pełni świadoma i dobrowolna, wolna od niezrozumienia, podstępu, pomyłki lub przymusu; powinna być także wyrażona obustronnie i jednocześnie. Osoba wyrażająca zgodę powinna być zdolna do jej wyrażenia, a więc winna rozumieć znaczenie przysięgi małżeńskiej, krytycznie ocenić swoje możliwości oraz być zdolną do podjęcia obowiązków wynikających z tej przysięgi. Określone braki w zakresie tak rozumianej zgody małżeńskiej powodują nieważność małżeństwa. Kanony Kodeksu Prawa Kanonicznego (od §1095 do §1103) wymieniają wady zgody małżeńskiej.
Nieważnie zawiera więc małżeństwo ten, kto w chwili składania przysięgi małżeńskiej jest pozbawiony wystarczającego używania rozumu. Źródłem tego braku może być niedorozwój umysłowy, choroba umysłowa, a także upojenie alkoholowe, stan hipnozy odurzenie narkotykami, czy utrata pełnej przytomności. Zgoda małżeńska wyrażana przez ludzi w takim stanie jest niewątpliwie nieważna, nie jest bowiem aktem w pełni ludzkim, który wymaga wolności i świadomości. Nieważnie zawierają małżeństwo także ci, którzy choć mają zdolność używania rozumu, to jednak są dotknięci poważnym brakiem rozeznania oceniającego istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych oraz przyjmowanych. Chodzi tu o niemożność zrozumienia powagi i znaczenia tych praw oraz obowiązków, a także o brak wystarczającej wolności wewnętrznej przy podejmowaniu decyzji, a nie o zwykłą niewiedzę. Chodzi zatem o niezdolność do świadomego i odpowiedzialnego wyrażenia zgody małżeńskiej. Jeśli więc ktoś w swej lekkomyślności, niedojrzały psychicznie, nie przywiązuje żadnego znaczenia do praw i obowiązków, do których się zobowiązuje zawierając małżeństwo, zawiera je nieważnie. Z tą wadą zgody małżeńskiej łączy się następna: niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej. Kan. 1093 n. 3 stanowi: niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotne obowiązki małżeńskie. Przepis ten dotyczy osób, które są zdolne ukształtować i powziąć zgodę małżeńską, ale - z racji psychicznych - nie są w stanie podjąć i wypełnić obowiązki małżeńskie. Te racje psychiczne nie oznaczają choroby psychicznej, jak wielu sądzi. Chodzi tu o pewnego rodzaju anomalie psychiczne, które uniemożliwiają podjęcie istotnych obowiązków małżeńskich takich jak tworzenie pełnej międzyosobowej wspólnoty małżeńskiej, podjęcie obowiązku zrodzenia i wychowania potomstwa oraz obowiązek troski o jedność i wyłączność więzi małżeńskiej. Wśród najczęściej spotykanych anomalii psychicznych wymienia się: patologicznie niedojrzałą osobowość, typu zależnego (chodzi o silną zależność dziecka np. od rodziców, co uniemożliwia opuszczenie domu rodzinnego i tworzenia własnej odrębnej wspólnoty), narcystycznego, itp. Do tych anomalii należą też różnego rodzaju uzależnienia psychiczne jak alkoholizm, narkomania, toksykomania. Inne anomalie związane są ze sferą psychoseksualną i należą do nich: homoseksualizm, erotomania, oziębłość seksualna lub też jako nowa grupa anomalii psychicznych pojawiają się zaburzenia związane z identyfikacją płciową: tranwestytyzm, transeksualizm. Trzeba wyraźnie podkreślić, że trzy wyżej wymienione wady zgody małżeńskiej, aby czyniły osobę niezdolną do wyrażenia ważnej zgody małżeńskiej, muszą występować w chwili zawierania małżeństwa. Tylko wówczas można mówić o nieważnej umowie małżeńskiej, gdy jedna ze stron była obciążona wyżej wspomnianymi zaburzeniami w momencie ślubu.
Do zaistnienia zgody małżeńskiej konieczne jest, aby strony wiedziały przynajmniej, że małżeństwo jest trwałym związkiem między mężczyzną i kobietą, skierowanym do zrodzenia potomstwa przez jakieś seksualne współdziałanie. Brak wystarczającej wiedzy o małżeństwie czyni zgodę małżeńską nieważną. Pewne minimum, które narzeczeni powinni koniecznie wiedzieć o małżeństwie to świadomość, że jest ono trwałym związkiem między kobietą i mężczyzną oraz, że skierowane jest do zrodzenia potomstwa przez jakieś seksualne współdziałanie. Domniemywa się, że po osiągnięciu dojrzałości narzeczeni posiadają wystarczającą wiedzę do ważnego zawarcia małżeństwa.
W kan. 1097 § 1 prawodawca deklaruje: błąd co do osoby powoduje nieważność małżeństwa. Błąd, pomyłka to fałszywe przeświadczenie, sprzeczne z rzeczywistością. Jeżeli więc w chwili zawierania małżeństwa jedna ze stron nie jest osobą, za którą się podaje, małżeństwo jest nieważne. Zaś w następnym paragrafie czytamy: błąd co do przymiotu osoby, chociażby był przyczyną zawarcia małżeństwa, nie powoduje nieważności małżeństwa, chyba że przymiot ten był bezpośrednio i zasadniczo zamierzony. Chodzi tu o przymioty osoby szeroko rozumiane, a więc przymioty dotyczące wieku, wykształcenia, zawodu, stanu zdrowia, religii, stanu cywilnego, narodowości, stanu majątkowego, nałogów, itd. Tak więc małżeństwo jest ważne, gdy na przykład narzeczona wychodzi za mąż mylnie myśląc, że jej narzeczony jest lekarzem, a on pracuje w szpitalu jako technik. W (dość teoretycznym) przypadku jednak, gdyby owa narzeczona świadomie zamierzała wyjść tylko za lekarza, a po ślubie okazało się, że jej mąż jest technikiem w szpitalu, to w takim przypadku małżeństwo będzie zawarte nieważnie. Nieważne jest małżeństwo również wtedy, gdy ktoś dla uzyskania zgody małżeńskiej podstępnie wprowadza drugą stronę w błąd co do przymiotu swojej osoby, który ze swej natury może poważnie zakłócić wspólnotę życia małżeńskiego. Przykładem może tu być świadome ukrywanie bezpłodności, by uzyskać zgodę na małżeństwo. Jeszcze jedna wada zgody małżeńskiej związana z błędem, to błąd co do jedności lub nierozerwalności albo sakramentalnej godności małżeństwa. Małżeństwo jest nieważnie zawarte wtedy, gdy osoba zawierająca małżeństwo, mając złą wizję małżeństwa jako związku rozerwalnego, twierdzi, że chce tego swojego małżeństwa, które zawiera tylko na jakiś czas i w ten sposób wyklucza trwałość oraz nierozerwalność swego związku. To samo dotyczy dwóch pozostałych przymiotów, a więc jedności i sakramentalnej godności małżeństwa.
Stosunkowo często pojawiającą się wadą zgody małżeńskiej jest pozorna zgoda małżeńska, zwana też symulacją zgody małżeńskiej, o której mówi kan. 1101 - § 2. Jeśli jednak jedna ze stron albo obydwie pozytywnym aktem woli wykluczyłyby samo małżeństwo lub jakiś istotny element małżeństwa, albo jakiś istotny przymiot, zawierają je nieważnie. Symulacja ma miejsce wówczas, gdy zawierający umowę małżeńską tylko zewnętrznie wyraża zgodę na małżeństwo, a wewnętrznie nie chce tego małżeństwa. Najczęściej przyczyną symulacji bywają: niechęć do partnera, przymus i bojaźń, chęć nadania dziecku nazwiska ojca, miłość do innej osoby, chęć zdobycia korzyści materialnych, potrzeba ratowania własnej opinii, chęć zdobycia kobiety, źle rozumiana dobroć. Pozorna zgoda ma miejsce również wówczas, gdy symulująca strona chce małżeństwa, ale z tego małżeństwa wyklucza jakiś istotny element lub przymiot. Istotne elementy małżeństwa, których nie można wykluczyć, to prawo do wspólnoty życia, która służy dobru małżonków i prawo do aktów małżeńskich skierowanych do zrodzenia potomstwa. Jeśli więc jedna strona w chwili zawierania małżeństwa postanawia, że po ślubie nie zgodzi się na współżycie małżeńskie skierowane do zrodzenia potomstwa, to zawiera małżeństwo nieważnie. Istotne przymioty małżeństwa to również jedność i nierozerwalność. Jeśli więc ktoś w chwili zawierania małżeństwa postanawia, że rozwiedzie się, gdy nie spodoba mu się małżeństwo(wykluczenie nierozerwalności), albo że będzie posiadał jeszcze inne partnerki, zawiera małżeństwo nieważnie.
Nie można również ważnie zawrzeć małżeństwa pod warunkiem dotyczącym przyszłości. Oznacza to, że ten kto zawarcie małżeństwa uzależnia od spełnienia w przyszłości przez drugą stronę jakiegoś warunku, zawiera je nieważnie. Nie ma znaczenia, czego ten warunek dotyczy. Prawodawca mówi również, że małżeństwo zawarte pod warunkiem dotyczącym przeszłości lub teraźniejszości jest ważne lub nie, zależnie od istnienia lub nieistnienia przedmiotu warunku. Gdy więc np. narzeczony formułuje warunek: “Zawieram z tobą małżeństwo pod warunkiem, że posiadasz dyplom lekarza”, umowa małżeńska jest ważna lub nie w zależności od tego, czy w momencie jej zawierania druga strona rzeczywiście posiada żądany dyplom.
Ostatnia wada zgody małżeńskiej dotyczy przymusu i bojaźni. Nieważne jest małżeństwo zawarte pod przymusem lub pod wpływem ciężkiej bojaźni z zewnątrz, choćby nieumyślnie wywołanej, od której, ażeby się uwolnić, zmuszony jest ktoś wybrać małżeństwo. Istnieją dwa rodzaje przymusu: fizyczny i moralny. Przymus fizyczny ma miejsce wtedy, gdy np. narzeczony siłą wciąga narzeczoną do kościoła i każe jej składać przysięgę małżeńską. Oczywiste jest, że małżeństwo jest w takim przypadku nieważne. Przymus moralny zaś to presja, nacisk na psychikę osoby, przez który wywiera się wpływ na jej wolę. Zgoda małżeńska wyrażana pod wpływem ciężkiej bojaźni wywołanej z zewnątrz czyni umowę małżeńską nieważną. Chodzi o taką sytuację, w której przynajmniej jedno z narzeczonych zgadza się na małżeństwo tylko po to, by uwolnić się od lęku, szantażu, czy od jakiegoś grożącego zła, itd. Nie ma natomiast przymusu, gdy powodem zawarcia małżeństwa jest poczęte dziecko, mówiąc potocznie ciąża. Poczęte dziecko nikogo nie zmusza ani niczym nie grozi swoim rodzicom. Gdyby jednak z okazji poczęcia dziecka, rodzice zaczęli nękać swoje dzieci namowami do zawarcia małżeństwa, a nawet grozić (np. wydziedziczeniem) im tak, że ta sytuacja stałaby się dla nich nie do zniesienia i aby uwolnić się od tego młodzi godzą się na związek, to jest on zawierany nieważnie.
Wymienione wyżej, dość zawiłe i skomplikowane przyczyny nieważnego zawarcia małżeństwa zostały omówione bardzo skrótowo i ogólnikowo. Chodziło bowiem przede wszystkim o przedstawienie zarysu pewnej specyficznej działalności Kościoła dotyczącej małżeństw nieszczęśliwych, a przez to skorygowanie myślenia na ten temat. O tym, czy małżeństwo było zawarte ważnie, czy nieważnie decyduje Sąd Biskupi. Jeśli proces sądowy wykaże, że małżeństwo zostało zawarte ważnie, to małżonkowie - niezależnie od tego czy są już z kimś związani, czy nie, czy są już po rozwodzie cywilnym, czy też nie - nadal pozostają związani sakramentalnym węzłem małżeńskim, nadal uważa się ich za małżeństwo i jeśli chcą pozostawać w jedności z Bogiem nie mogą wstępować w nowy związek małżeński. Jeśli natomiast w procesie udowodni się, że małżeństwo było zawarte nieważnie, Sąd ogłasza, że strony uznaje się za osoby stanu wolnego i wówczas mogą zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Gdy ktoś mając podstawy, pragnie rozpocząć proces małżeński, w każdym sądzie kościelnym otrzyma odpowiednie wyjaśnienia dotyczące pisania skargi małżeńskiej, gromadzenia dowodów oraz sposobu prowadzenia sprawy. Osoba zainteresowana będzie mogła też, przy pomocy pracownika sądu, szczegółowiej przeanalizować okres przedślubny, okres powstawania małżeństwa oraz okres poślubny i w ten sposób nabrać większej pewności, czy sprawa nadaje się do procesu sądowego, czy nie. Sąd kościelny dla spraw z naszego terenu znajduje się w Koszalinie. Trzeba jednak dodać, że każdą sprawę badają zawsze dwie instancje sądowe (Sąd II instancji mieści się w Szczecinie), a w przypadku rozbieżnych wyroków sprawa wędruje do Watykanu. Trzeba jednak życzyć, aby jak najmniej pośród nas było nieszczęśliwych z powodu komplikacji życia rodzinnego i małżeńskiego.
Ef 5,21-33)
Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Przyzwyczailiśmy się uważać, że to, co dzieje się w naszym domu, jest naszą prywatną sprawą. Tymczasem św. Paweł uczy, że wzajemna relacja chrześcijańskich małżonków zawsze ma odniesienie do Chrystusa i Kościoła. Każde przełamanie swego egoizmu, każdy najbardziej nawet ukryty dar z siebie objawia światu tajemnicę Chrystusowej miłości. Nasza miłość staje się wówczas zaczynem królestwa Bożego, który – przenikając całą naszą codzienność – pozwala innym kosztować miłości Boga.
Mira Majdan, „Oremus” październik 2004, s. 102
1. Często, kiedy ludzie słuchają tego fragmentu św. Pawła, wykorzystują ten fragment jedni, przeciw drugim. Mężowie przeciw żonom i na odwrót. No, bo przecież, mówią, św. Paweł każe żonom być posłusznymi, na, co żony od razu dodają, że mężowie powinni kochać swoje żony.
Słowo Boże nie jest po to, by go używać przeciwko komuś. Nie możemy wyrywać pojedynczych zdań, słów, by udowodnić swoje racje, a już tym bardziej, by komuś dowalić, by kogoś oskarżyć.
Warto je odczytać dosłownie, ale zawsze w klimacie wspólnego czytania i mąż i żona. W celu budowania jedności, nie by kogoś oskarżyć.
2. Innym kluczem odczytania tego tekstu jest to, co proponuje sam św. Paweł. Pisze, mówię to w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. Jak to rozumieć? "Przyzwyczailiśmy się uważać, że to, co dzieje się w naszym domu, jest naszą prywatną sprawą. Tymczasem Paweł uczy, że wzajemna relacja małżonków zawsze ma odniesienie do Chrystusa i Kościoła. Każde przełamanie swojego egoizmu, każdy najbardziej nawet ukryty dar z siebie objawia innym Miłość Boga. Nasza miłość, staje się wówczas zaczynem królestwa Bożego, który – przenikając całą naszą codzienność – pozwala innym doświadczać Miłości Boga."*
Jednak w sferze zła też to działa, każde zło w małżeństwie, w rodzinie, jest uderzaniem w Kościół, w Chrystusa.
Co to znaczy? Między innymi to, że nie możemy żyć w dwóch światach. W świecie naszych czterech ścian, gdzie możemy myśleć, mówić, robić, co tylko chcemy, a później na zewnątrz, również w kościele, być ludźmi o innych twarzach.
Ów kwas, do którego Jezus porównuje Królestwo Boże, z jednej strony oznacza, że nawet najmniejsza ilość dobra, potrafi zbudować wielkie rzeczy, ale może oznaczać to, jak niewielka ilość zła, kwasu między nami, potrafi później się przenosić na wielkie obszary.
Wystarczy jedno złe słowo męża do żony, czy żony do męża, a później zaczyna się lawina złości, szukania zła w innych, niepotrzebnego denerwowania się przy dzienniku TV, no, bo przecież gdzieś te emocje trzeba wywalić…
3. Ewangelia dzisiejsza jest zaproszeniem do tego, by popatrzeć dobrze na swoje życie, by docenić tę, często, niewielką ilość dobra w naszym życiu. Ucieszyć się tym małym ziarenkiem gorczycy, które wsadzamy w ziemię codzienności naszego życia. By nie szukać zła w sobie, w innych, by nie oceniać, po to, by powiedzieć coś o swojej pokorze, jak to słyszeliśmy w niedzielnej Ewangelii. Chrześcijanin ma sadzić małe ziarenka, dolewać do codziennych sytuacji, odrobiny dobrego kwasu. Tracimy, chyba, za dużo czasu na tropienie zła, na wytykanie innym, czego nie robią, na szukaniu przewinień, nawet słusznych, w innych ludziach. Dzisiaj chrześcijanie, w dużej ilości, również w naszej parafii, wolą być śledczymi i prokuratorami. Dlaczego? Bo to łatwiejsze. Trudniej być człowiekiem, który zajmuje się swoim życiem, i jest producentem dobra, niż śledczym. Tylko, czy Jezus chciał byśmy byli oskarżycielami? Oskarżycielem w Biblii jest nazwany diabeł, czy w takim razie, szukając zła, śledząc je, oskarżając, idziemy po stronie Jezusa?
4. Chciejmy zakwaszać dobrze, zostawiać małe ziarenka dobra. I nie przejmować się czy wyrośnie to na takie drzewo, takie ciasto, jakie my byśmy chcieli. Amen.
Spojrzenie na małżeństwo według Judaizmu-podaję bo to ciekawe jak powinno wyglądać małżeństwo prawidłowe:
rabin Pinchas Żarczyński, a temat konferencji: Mężczyzna i jego miejsce w naszym świecie; rola i formacja mężczyzn i kobiet w judaizmie.
Rabin, rocznik 1981, wyjechał w wieku 4 lat z Polski do Izraela, dopiero niedawno tu wrócił, nie mówi całkowicie płynnie po polsku, ale to miało wbrew pozorom swoją zaletę. Gdy mówimy na tematy religijne bardzo łatwo wpaść w koleiny znanych dobrze pojęć nad którymi się nie zastanawiamy, tymczasem określenie czegoś językiem bardziej "chropowatym", bez szukania (i znajomości) terminologii religijnej może byc bardzo odświeżające.
Księga Rodzaju:
Pierwsza opowieść o stworzeniu człowieka (Rdz 1): człowiek - kobieta i mężczyzna.
Pierwszy człowiek - podobny Bogu - według moralności, nie według wyglądu itd.
Pierwszy człowiek - "pierwszy Adam" - Rabin używał tego zamiennie (a my zapominamy, że Adam to po hebrajsku człowiek)
Sens drugiej opowieści o stworzeniu człowieka (Rdz 2): najpierw powstał człowiek - mężyczna, a potem kobieta z jego części. Dlaczego? Aby mężczyzna i kobieta czuli że są stworzeni do tego aby być razem. Prawdziwy "Adam", to mężyczna i kobieta!
Rola mężczyzny: lider duchowy, "ideologiczny", człowiek wytyczający kierunek rodziny. To mężczyzna ma decydować "co chcemy robić z małżeństwem".
Rola kobiety: pomóc mężczyźnie. "Aby zwyciężyć ten świat, trzeba być razem"
Interpretacja grzechu pierworodnego (Rdz 3): grzech był nie wtedy, gdy Ewa zerwała owoc, ale gdy mąż tłumaczył się, "Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem."
Kobieta miała być "pomocą" dla mężyczny, a ten się na nią skarży, przez co pokazuje totalny brak odpowiedzialności.
Stąd wniosek: jeśli coś się dzieje źle w rodzinie - to mężczyzna ma problem.
Judaizm:
Chłopiec w judaiźmie staje się mężczyzną, gdy ma 13 lat
13 lat to granica dojrzewania fizycznego, gdy chłopiec może dać życie.
Właśnie to dawanie, a nie dostawanie ma być misją mężczyzny.
Od tego czasu chłopiec jest też odpowiedzialny i karnie i religijnie
Małżeństwo - jako "porozumienie"
Papier podpisuje tylko mężyczna, kobieta zgadza się ustnie.
Mężczyzna zobowiązuje się że będzie karmić, odziewać, zaspokajać potrzeby.
Kobieta, która nie ma np. satysfakcji seksualnej może wnieść o rozwód!
( drogie panie, to nie instrukcja i nie zacheta tylko ciekawostka jak widzą małżeństwo nasi starsi bracia w wierze-przyp. własny)
Ogólny wniosek: Mężczyzna musi się bardziej starać!
Istota bycia mężczyzną w małżeństwie to odpowiedzialność:
W pierwszym rzędzie - za rodzinę.
Ale również za społeczność: "W miejscu gdzie nie ma ludzi, ty bądź człowiekiem!"
Za wychowanie dzieci
Syn: nauczyć go pracy oraz tego by był mężczyzną
Córka: aby znalazła dobrego mężczyznę
Małżeństwo jako rząd
Kobieta - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych - troszczy się o stabilność rodziny i wspólny dom
Mężczyzna - Ministerstwo Spraw Zagranicznych - występuje na zewnąrz, reprezentuje rodzinę.
Małżeństwo to tylko układ Win-Win, albo Lose-Lose, nigdy inaczej.
Dom rodzinny - wymusza zmianę nastawienia. Przy wejściu trzeba zapomnieć o świecie, kłopotach w pracy, trzeba się skupiać na rodzinie.
Strategia win-win to podejście, w którym zawsze starasz się aby obie strony były zadowolone z jakiegoś układu.
Często ludzie mają przekonanie, że aby jedna strona (w związku, w biznesie, w przyjaźni) odniosła jakieś korzyści, druga strona musi ponieść straty. Taki sposób patrzenia na współpracę w relacjach międzyludzkich jest bardzo niezdrowy, bo generuje rywalizację. Wtedy obie strony chcą wygrać, bo nie wierzą w to, że każdy może odnieść korzyść. Rywalizacja wywołuje napięcia i niepotrzebne negatywne emocje, a w efekcie jedna osoba nie otrzymuje tyle ile chciała. To jest podejście bardzo często stosowane w negocjacjach, gdzie jedna firma chce jak najwięcej wyciągnąć z współpracy z innym przedsiębiorstwem. Niestety taki układ jest niekorzystny, gdyż firma z którą współpracuje przedsiębiorstwo, które "wygrało" negocjacje, już nie będzie chciała więcej współpracować.
To samo tyczy się życia osobistego. Jeśli zawsze będziesz chciał postawić na swoim i odnieść jak najwięcej korzyści, może Ci się to udać. Pamiętaj jednak, że współpraca polega na dogadaniu się dwóch stron. Patrząc tylko na swoją wygraną, tracisz współpracownika.
Przykładowo jeśli chcesz z kimś jechać na wakacje i marząc o pewnym miejscu na siłę namawiasz drugą osobę aby pojechała tam gdzie Ty chcesz, to że dopniesz swego nie będzie dla Ciebie zbyt dobrym rozwiązaniem. Niezadowolenie tej osoby nie pomoże Ci w cieszeniu się wakacjami, a prawdopodobnie w przyszłości nie będzie chciała ona z Tobą planować wyjazdu.
Dlatego zawsze zadbaj o to, aby w relacjach stosować strategię win-win. Staraj się aby druga strona również była zadowolona z układu (bez względu na to czy to jest formalna współpraca, czy wyjście do kina, czy wspólny obiad).
układ Lose-Lose czyli przegrany, przegrany to sytuacja gdy obie strony układu zawsze są jednakowo przegrane czyli ustępstwo doskonałe.Całkowita integracja wspólnoty w kompromisie.
Rozpocznę od pewnej ciekawostki, na którą być może niektórzy zwrócili już uwagę. Kiedy mówi się o zawarciu małżeństwa często używa się określenia „powiedzieć sakramentalne TAK”. Co ciekawe, mówi się tak również w odniesieniu do małżeństw zawartych wyłącznie przed kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego, a przecież nie jest to już sakramentalne. Moim zdaniem bardziej pasuje wówczas określenie „powiedzieć formalne TAK”. Czym więc jest sakrament małżeństwa i dlaczego jest tak istotny?
Pierwszy cud
Pierwsze wydarzenie, które podkreśla wyjątkowy charakter małżeństwa to jednocześnie pierwszy cud jakiego Jezus dokonał na ziemi. Chodzi oczywiście o przemianę wody w wino w Kanie Galilejskiej podczas wesela [J 2, 1-11]. Warto zwrócić uwagę, że Jezus ujawnił swoją boską moc w kontekście zawartego małżeństwa i co więcej był to dopiero „początek znaków” (J 2, 11). Nie wdając się w szczegółową analizę, warto rozważyć sobie dlaczego było to wydarzenie na tyle istotne, że Jezus zechciał ukazać swoją boskość właśnie w takiej chwili? Jak duża jest waga tego ludzkiego zobowiązania? Zwłaszcza, że było to typowo materialne zaspokojenie potrzeb, ale jednak Bóg zdecydował się w ten właśnie sposób błogosławić nowożeńcom…
Czy małżeństwo coś zmienia?
Dziś zapewne nie ma tak spektakularnych przemian i cudów małżeńskich, ale od dawna zastanawiało mnie, na ile to wydarzenie faktycznie zmienia człowieka. Kiedy rozmawiam z różnymi ludźmi (często niezwiązanymi z Kościołem) na temat małżeństwa, często słyszę, że „ślub nic nie zmienił w ich życiu – jest tak jak było przedtem”. Co więcej, dla niektórych jest to nawet argument, by takiego ślubu nie zawierać. Być może nawet mają rację i słusznie powątpiewają w istotność tego wydarzenia. Co jednak ciekawe odpowiedzi na ten temat są inne u osób faktycznie wierzących, którzy rozumieją na czym sakrament ten polega, byli do niego przygotowani i w pewnym sensie czerpią z niego owoce. Skąd więc ta różnica? Proszę wybaczyć osobisty charakter dalszej wypowiedzi, ale kiedy patrzę na obrączkę, którą sam noszę na palcu i myślę, że przez ten gest wraz z moją żoną zgodziliśmy się jednocześnie wyrzec części naszej wolności i odpowiedzialnie przyjąć ją od drugiej osoby, to nie wiem jak może to nie zmieniać człowieka. Dwoje małżonków wyrzeka się części siebie, by ofiarować ją sobie nawzajem. Rezygnuje się z części siebie, odrzuca myślenie w kategoriach „ja” na rzecz zatroskania o drugą osobę, poprzez nierozerwalny akt. Jest to w pewnym sensie zgoda na poniesienie dużej straty wewnętrznej ale jednocześnie gotowość i otwartość na zysk… No i chyba faktycznie trudno jest to porównać z tzw. „ślubem cywilnym”. Pamiętajmy, że wydarzenie w Kanie było czymś wielkim, spektakularnym – w sensie fizycznym i materialnym. Kiedy teraz Bóg udziela błogosławieństwa nowożeńcom, to również jest to coś wielkiego i spektakularnego, ale w sferze naszego ducha. Jest to pewne zobowiązanie, ale również powołanie do czynienia rzeczy nowych – jest jakby uzbrojeniem przed walką lub zaopatrzeniem przed wyprawą. Jedyne co, to należy się pofatygować i napełnić stągwie wodą, czyli przygotować się i pozwolić Mu działać, zmieniać.
Szafarz
Zgodnie z powyższym opisem, który pokazuje bardzo istotny charakter sakramentu, warto podkreślić jeszcze jedną rzecz, która w dalszym ciągu wielu ludzi bardzo dziwi. Proszę odpowiedzieć sobie na pytanie – kto komu udziela ślubu? Pamiętam jak również w mojej rodzinie niektórzy się dziwili, kiedy zapraszaliśmy ich na uroczystość, na której „udzielimy sobie sakramentu małżeństwa”. Tak – udzieliliśmy go sobie sami, gdyż szafarzami tego sakramentu są właśnie sami małżonkowie. Wprawdzie konieczna jest obecność kapłana oraz świadków, jednak to młodzi udzielają sobie ślubu poprzez wypowiedzenie słów przysięgi małżeńskiej w obliczu Boga i Kościoła. Uznanie, że to nowożeńcy są głównymi „aktorami” tej uroczystości wydaje się być zasadne mając na względzie, że przecież małżeństwo to nie tylko łaska i błogosławieństwo, ale też bardzo istotne zobowiązanie.
Odstępstwa
Jak wiadomo, małżeństwo jest sakramentem, którego (jeśli został ważnie zawarty) nie można unieważnić - jest on wiążący „aż do śmierci”. Wprawdzie mogą wystąpić przeszkody, które sprawią, że sakrament nie będzie zawarty w sposób ważny, co zostanie ogłoszone później, ale jeśli zawarcie małżeństwa odbyło się zgodnie z wymogami, to takie małżeństwo jest nierozerwalne. O pewnych trudnych kwestiach z tym związanych pisał już Paweł w tekście „Związani – niezwiązani”. Ponadto odstępstwa jakie w ramach tego sakramentu mogą nastąpić, wiążą się jedynie z formą jego sprawowania. Dla przykładu: w pewnych okolicznościach można zawrzeć ważny sakrament również bez obecności kapłana (lub diakona), ale w obecności świadków, np. gdy młodzi znajdują się w niebezpieczeństwie śmierci lub gdy kapłan jest nieosiągalny wiedząc, że stan ten trwał będzie przez miesiąc (Kan. 1116).
Czym jest małżeństwo?
Wiemy już, że małżeństwo jest ważnym wydarzeniem, które odmienia życie człowieka. Należy jednak pamiętać, że nie jest to przeżycie tylko mistyczne i duchowe. Jak pisał papież Paweł VI w encyklice Humanae Vitae, miłość małżeńska jest „na wskroś ludzka”, co oznacza, że jest „zarazem zmysłowa i duchowa”. Sednem życia dwoje ludzi, którzy zakładają rodzinę jest jedność pomiędzy tym co typowo ludzkie oraz boskie, „toteż nie chodzi tu tylko o zwykły impuls popędu lub uczuć, a przede wszystkim o akt wolnej woli, zmierzający do tego (…) ażeby małżonkowie stawali się niejako jednym sercem i jedną duszą”. Tym samym nie jest prawdą to, co mówią niektórzy jakoby Kościół przeciwny był cielesności, fizyczności czy zmysłowości. Wręcz przeciwnie, sfery ciała są bardzo istotnym elementem życia małżeńskiego – ważne jest tylko to, by pozostawały one w równowadze z elementami duchowymi. Tak jak człowiek stanowi harmonię ciała i ducha, tak małżonkowie mogą się uzupełniać i realizować w taki sposób, że „oboje będą jednym ciałem” [Mt 19,5]. Właśnie tej harmonii oraz odkrycia piękna wspólnego życia, chciałbym życzyć wszystkim małżonkom oraz tym, którzy się do małżeństwa przygotowują.
Słowo „powołanie” przeciętnemu katolikowi niemal nierozerwalnie kojarzy się ze stanem duchownym. Sam łapię się na tym, że kiedy słyszę o powołaniu to od razu przed oczami staje mi obraz księdza czy zakonnika, zupełnie tak jakby ten termin odnosił się tylko do nich. Jest może w tym trochę winy samych księży, którzy w trosce o zapewnienie posługi pasterskiej, wiele mówią o potrzebie powołań kapłańskich, niejako na dalszy plan spychając mówienie o potrzebie rozeznania powołania przez każdego z nas. Powołań jest przecież tyle ilu ludzi, jest powołanie do kapłaństwa, do małżeństwa, do samotności, ale też do bycia nauczycielem, księgowym, wolontariuszem czy robotnikiem. Każdy z nas ma do odegrania pewną rolę w świecie i w Bożym planie zbawienia. Dla własnego szczęścia powinniśmy tego miejsca szukać i rozeznawać swoje własne powołanie. Tylko co w praktyce znaczy być powołanym?
Powołanie to nie fatum
Niektórzy (ja do niedawna do nich się zaliczałem) powołanie rozumieją jako rodzaj przeznaczenia, jakąś zewnętrzną wolę Boga, który z góry wyznaczył dla nas przyszłość, od której nie ma ucieczki. Takie rozumienie powołania prowadzi do lęku, że Bóg chce czegoś przeciwnego moim planom, że szykuje coś czego nie chcę i przymusza mnie do rezygnacji z własnej wolności. Takie przekonanie jest jednak fałszywe, oddala od Boga zamiast do niego przybliżać. Jak zatem mamy rozumieć powołanie? Ciekawą myśl podsuwa Thomas Merton:
„Nasze powołanie nie jest nadprzyrodzoną loterią, ale współpracą dwóch wolności, a więc i dwóch miłości*. Stawianie problemu powołania poza kontekstem miłości i przyjaźni jest rzeczą beznadziejną.” [Nikt nie jest samotną wyspą, Powołanie s.108]
Nadprzyrodzony dialog
Powołanie jest więc dialogiem, między bliskim nam Bogiem, który chce naszego szczęścia i naszą wolnością, naszymi pragnieniami i zdolnościami. Bóg zgadza się na nasze wybory, nawet jeśli nie są one dla nas najlepsze i wciąż próbuje pokazać nam drogę, do lepszego spełnienia naszego zadania i dokonania rzeczy większych. Powołanie jest zaproszeniem, drogowskazem do większego szczęścia i spełnienia się w człowieczeństwie. Powołanie jest zaproszeniem do zrobienia rzeczy wielkich, często przekraczających nasze ludzkie możliwości. Ten nadprzyrodzony dialog pozwala połączyć naszą wolność z Bożą łaską i wsparciem. Jak w takim razie odnaleźć swoje powołanie? Może lepiej zapytać, jak wciąż swoje powołanie wypełniać?
Poszukiwanie powołania
Przywołam ponownie słowa Thomasa Mertona:
„Nie wyobrażajmy sobie, że odkryjemy to przeznaczenie, grając w chowanego z Opatrznością Bożą. Nasze powołanie nie jest zagadką Sfinksa, którą musimy natychmiast rozwiązać albo zginąć. Niektórzy ludzie odkrywają w końcu, że się wiele razy mylili i że ich paradoksalnym powołaniem było przejść przez życie szeregiem pomyłek. Zwykle dopiero po długim czasie zdają sobie sprawę, że tak było dla nich lepiej.” [Nikt nie jest samotną wyspą, Powołanie s.108]
Nie znaczy to jednak, że należy w związku z tym iść „na żywioł” i poddawać się bezwolnie wypadkom życiowym licząc na to, że w ten sposób powołanie samo się wypełni. Bóg chce naszej wolnej decyzji, chce naszego udziału i zaangażowania. Bez zapału i chęci nie można dokonać rzeczy wielkich. Człowiek jest prawdziwie wolny i jako taki nie powinien bać się swoich decyzji i pragnień. Potrzeba poszukiwania powołania, powinna prowadzić nas do rozeznawania woli Bożej wobec nas w różnych wydarzeniach naszego życia. W tym rozeznawaniu powinniśmy brać pod uwagę nie tylko Boże przykazania i nakazy sumienia, ale też nasze uzdolnienia, wewnętrzne poruszenia, pragnienia i cele. Dopiero na podstawie tych wszystkich przesłanek możemy podjąć zupełnie wolną decyzję, nie poddając się lękowi, że znów błądzimy.
Dla przykładu, człowiek, który czuje się w warsztacie jak ryba w wodzie, wykonuje swoje obowiązki z pożytkiem dla innych, którzy z jego pracy korzystają, jest wobec nich uczciwy i szczery, może spokojnie założyć, że jako mechanik dobrze wypełnia swoje powołanie. Z jednej strony jego praca, poświęcenie, i wierność Bożym przykazaniom, a z drugiej dane mu zdolności i łaska, które pomagają mu w codziennych trudnościach i przezwyciężaniu pokusy np. zaniedbywania swoich obowiązków czy oszustwa - tak w praktyce wygląda współdziałanie dwóch wolności.
Na koniec chciałbym przytoczyć słowa św. Pawła, które mi osobiście pozwalają przezwyciężać lęk, że źle rozeznaje swoje powołanie:
„Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra*, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. (…) Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” [Rz 8, 28;31]
§ 1. Tylko te małżeństwa są ważne, które zostają zawarte wobec asystującego miejscowego ordynariusza albo proboszcza, albo wobec kapłana lub diakona delegowanego przez jednego z nich; a także wobec dwóch świadków, według zasad wyrażonych w następnych kanonach i z uwzględnieniem wyjątków, o których w kan. 144, 1112, § 1, 1116 i 1127, §§ 2-3.
§ 2. Za asystującego przy zawieraniu małżeństwa uważa się tylko tego, kto jest obecny i pyta nowożeńców, czy wyrażają zgodę i przyjmuje ją w imieniu Kościoła.
Kan. 1109 - Ordynariusz miejsca i proboszcz na mocy swego urzędu, w granicach własnego terytorium ważnie asystują przy małżeństwach nie tylko swoich podwładnych, lecz także obcych, jeśli jedno z nich należy do obrządku łacińskiego; chyba że wyrokiem lub dekretem zostali ekskomunikowani, ukarani interdyktem lub suspendowani od urzędu, albo takimi deklarowani.
Kan. 1110 - Ordynariusz miejsca i proboszcz personalny, na mocy urzędu ważnie asystują przy zawieraniu małżeństwa jedynie tych, z których przynajmniej jedno podlega im w granicach ich okręgu.
Kan. 1111 -
§ 1. Ordynariusz i proboszcz, dopóki ważnie sprawują swój urząd, mogą delegować kapłanom i diakonom również ogólne upoważnienie do asystowania przy zawieraniu małżeństw w granicach swego terytorium.
§ 2. Aby delegacja upoważnienia do asystowania przy małżeństwach była ważna, wymaga się, by została przekazana określonym osobom w sposób wyraźny. Delegacja specjalna winna byt dana do określonego małżeństwa, natomiast delegacja ogólna powinna być udzielona na piśmie.
Kan. 1112 -
§ 1. Gdzie nie ma kapłanów i diakonów, biskup diecezjalny, uzyskawszy - po wcześniejszej pozytywnej opinii Konferencji Episkopatu - zezwolenie Stolicy Apostolskiej, może delegować świeckich do asystowania przy zawieraniu małżeństw.
§ 2. Należy wybrać odpowiedniego świeckiego, który potrafi przygotować nupturientów i właściwie odprawić liturgię zawierania małżeństwa.
Kan. 1113 - Przed udzieleniem delegacji specjalnej, należy zatroszczyć się o wszystko, co prawo przepisuje do stwierdzenia stanu wolnego.
Kan. 1114 - Asystujący przy zawieraniu małżeństwa działa niegodziwie, jeśli nie stwierdził stanu wolnego nupturientów zgodnie z przepisami prawa, a także nie upewnił się, jeśli to możliwe, o zezwoleniu proboszcza, ilekroć asystuje na podstawie ogólnej delegacji.
Kan. 1115 - Małżeństwa winny być zawierane w parafii, gdzie przynajmniej jedno z nupturientów posiada stałe albo tymczasowe zamieszkanie lub miesięczny pobyt; gdy zaś chodzi o tułaczy, w parafii, gdzie aktualnie przebywają. Za zezwoleniem własnego ordynariusza albo własnego proboszcza, wolno małżeństwo zawrzeć gdzie indziej.
Kan. 1116 -
§ 1. Jeśli osoba, zgodnie z przepisem prawa, kompetentna do asystowania jest nieosiągalna lub nie można do niej się udać bez poważnej niedogodności, kto chce zawrzeć prawdziwe małżeństwo, może je ważnie i godz;wie zawrzeć wobec samych świadków:
1° w niebezpieczeństwie śmierci;
2° poza niebezpieczeństwem śmierci jedynie wtedy, jeśli roztropnie się przewiduje, że te okoliczności będą trwały przez miesiąc czasu.
§ 2. W obydwu wypadkach, gdyby był osiągalny inny kapłan lub diakon, który mógłby być obecny, powinien być poproszony i razem ze świadkami byt przy zawieraniu małżeństwa, z zachowaniem zasady ważności małżeństwa wobec samych świadków.
Kan. 1117 - Określona wyżej forma powinna być zachowana, jeśli przynajmniej jedna ze stron zawierających małżeństwo została ochrzczona w Kościele katolickim lub została do niego przyjęta i nie odstąpiła od niego formalnym aktem, z zachowaniem przepisów kan. 1127, § 2.
Kan. 1118 -
§ 1. Małżeństwo pomiędzy katolikami lub między stroną katolicką i niekatolicką ochrzczoną, winno być zawierane w kościele parafialnym; w innym kościele lub kaplicy może być zawierane za zezwoleniem ordynariusza miejsca lub proboszcza.
§ 2. Miejscowy ordynariusz może zezwolić na zawarcie małżeństwa w innym odpowiednim miejscu.
§ 3. Małżeństwo pomiędzy stroną katolicką i stroną nieochrzczoną może być zawarte w kościele lub innym odpowiednim miejscu.
Kan. 1119 - Poza wypadkiem konieczności, przy zawieraniu małżeństwa należy zachować obrzędy przepisane w księgach liturgicznych zatwierdzonych przez Kościół albo przyjęte prawnymi zwyczajami.
Kan. 1120 - Konferencja Episkopatu może opracować własny obrzęd zawierania małżeństwa, wymagający zatwierdzenia przez Stolicę Świętą, odpowiadający miejscowym i ludowym zwyczajom, przystosowanym do ducha chrześcijańskiego, z zachowaniem jednak prawa, by asystujący, obecny przy zawieraniu małżeństwa, zapytał nupturientów, czy wyrażają zgodę i tę zgodę przyjął.
Kan. 1121 -
§ 1. Po zawarciu małżeństwa, proboszcz miejsca zawarcia lub jego zastępca, chociażby żaden z nich przy nim nie asystował, powinien jak najszybciej zapisać w księdze zaślubionych nazwiska małżonków, osoby asystującej i świadków, a także miejsce i datę zawarcia małżeństwa, w sposób określony przez Konferencję Episkopatu lub przez biskupa diecezjalnego.
§ 2. Ilekroć małżeństwo jest zawierane zgodnie z przepisem kan. 1116, kapłan lub diakon, jeśli był obecny, w przeciwnym razie świadkowie są obowiązani jak najszybciej powiadomić proboszcza lub ordynariusza miejsca o zawartym małżeństwie.
§ 3. Co do małżeństwa zawieranego za dyspensą od formy kanonicznej, ordynariusz miejsca, który udzielił dyspensy, powinien zatroszczyć się o to, aby dyspensa i zawarcie małżeństwa zostały zapisane w księdze zaślubionych, zarówno w kurii, jak i w parafii własnej strony katolickiej, której proboszcz przeprowadził badanie stanu wolnego. O zawarciu małżeństwa ma powiadomić ordynariusza i proboszcza jak najszybciej małżonek katolicki, zaznaczając miejsce zawarcia oraz zastosowaną formę publiczną.
Kan. 1122 -
§ 1. Zawarte małżeństwo winno być odnotowane także w księgach ochrzczonych, w których zapisany jest chrzest małżonków.
§ 2. Jeśli ktoś zawarł małżeństwo poza parafią swojego chrztu, proboszcz miejsca zawarcia małżeństwa ma obowiązek przesłać jak najszybciej do proboszcza miejsca chrztu zawiadomienie o zawarciu małżeństwa.
Kan. 1123 - Ilekroć małżeństwo zostaje uważnione w zakresie zewnętrznym albo orzeczona jego nieważność, albo zgodnie z prawem zostało rozwiązane, poza przypadkiem śmierci, należy powiadomić proboszcza miejsca zawarcia małżeństwa, aby dokonał odpowiedniej adnotacji w księdze zaślubionych i ochrzczonych.
Już w Starym Testamencie czytamy, że małżeństwo powstało z rozkazu Bożego. Kiedy młody Tobiasz przed swoim ślubem prosi Boga o łaskę, mówi o małżeństwie jako o rzeczy dobrze znanej: Panie Boże ojców naszych… Tyś stworzył Adama z mułu ziemi i dałeś mu na pomoc Ewę (Tb 8, 7-8). Jeśli w tak promiennym świetle zjawia się przed nami życie rodzinne z czasów przedchrystusowych, jeśli słyszymy, że małżeństwo jest wolą Bożą, to mimo woli nasuwa się pytanie: czy spełnienie tej woli Bożej obowiązuje bez różnicy wszystkich ludzi?
W Księdze Wyjścia spotykamy szóste przykazanie Boże, które obroniło małżeństwo przed zbezczeszczeniem (Wj 29, 14). Znane są ze Starego Testamentu przepiękne słowa błogosławieństwa małżeńskiego: Bóg Abrahamów i Bóg Jakubów niech będzie z wami i On was niechaj złączy i niech wypełni błogosławieństwo swoje nad wami (Tb 7, 15).
Jeśli chcemy zrozumieć, skąd się wzięło pojęcie o Boskim pochodzeniu małżeństwa, musimy rzucić okiem na pierwszą stronę Księgi Rodzaju. Pierwszy i drugi rozdział wyraźnie mówi, że małżeństwo nie jest wymysłem ludzkim, ale rzeczywiście pochodzi od Boga.
Wysłany: 2011-02-14, 09:31 Przysięga małżeńska z XI w.
Oto fragment przysięgi małżeńskiej z XI w. z Katalonii:
Będę Cię miłował, dopóki krew krąży w moich żyłach i oddech pulsuje w moich piersiach. Dziś, jutro, zawsze. Nie odstąpię Ciebie dla kobiet piękniejszych, ponieważ jesteś jedyną gwiazdą mojego życia, ani dla bogatszych, ponieważ złoto nigdy nie sprzyja miłości.
Będę Cię miłował i wtedy, gdy zmarszczki pokryją Twoją twarz maleńkimi drobinami popiołu i kiedy złoto Twoich włosów zamieni się w stare srebro. Gdyby przyszła na nas wojna, głód lub choroba, będę Twoim mężczyzną w złym i najgorszym. Przyniosę Ci kubek wody, kiedy będziesz spragniona i owsiany placek, kiedy będziesz głodna! (...)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.