To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Moja historia - prośba o wsparcie

Anonymous - 2015-12-16, 15:03
Temat postu: Moja historia - prośba o wsparcie
Witajcie.
Od jakiegoś czasu czytam to forum, jednak zalogować się postanowiłam dopiero teraz i poprosić o wsparcie, o modlitwę.

Moja historia jest taka jak wiele na tym forum. 6 listopada mój mąż poinformował mnie, że spotyka się z inną kobietą i że wyprowadza się z domu. Mój świat rozsypał się na milion kawałków. Jesteśmy małżeństwem sakramentalnym od 8 lat mamy 4 letnią córkę. Znamy się od czasów szkoły, prawie 20 lat. Zawsze wydawało mi się i tak byliśmy oceniani przez całe otoczenie, jako wzorowe małżeństwo. Zaangażowani, wspierający się, kochający. Może wtedy gdy źle się dzieje, są kłótnie łatwiej się pogodzić z sytuacją. Pomimo, że przez ostatni czas oddaliłam się od kościoła i Boga moją pierwszą reakcją było pojechać do Częstochowy, pójść do spowiedzi i prosić Matkę Przenajświętszą o pomoc. Odmawiam w intencji ratowania małżeństwa Nowennę Pompejańską (4 stycznia ją zakończę). Modlitwa daje mi spokój i siłę do możliwie normalnego funkcjonowania. Widujemy się z mężem prawie codziennie, ponieważ przyjeżdża do córki. Wiem, że mieszka z tamtą kobietą, którą nota bene dobrze znam, to nasza wspólna znajoma.
Ostatnio, gdy zapewniłam męża o mojej miłości i chęci ratowania małżeństwa, jeżeli tylko zechce powiedział mi, że ma przeczucie, że jeszcze do mnie wróci, ale nie wie kiedy. W tym momencie jest szczęśliwy z Nią.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć i sądzić. Staram się powierzać moje problemy Bogu i Matce Przenajświętszej, ale czasem emocje biorą górę. Musze być silna dla mojej córki, ale jest to trudne i mam wrażenie, że z każdym dniem trudniejsze.
Do tego całe moje otoczenie, które albo jest daleko od kościoła, albo wiarę traktuje w sferze obrzędowej (pójść dwa razy w roku do kościoła bo wypada) idzie w stronę, nie zadręczaj się, on już jest z nią buduj swoje życie obok, nie czekaj na powrót. Jak mam nie czekać na powrót mojego męża, któremu przyrzekałam, że będę przy nim do końca moich dni. Próbuje znaleźć moją drogę do Boga, usłyszeć jego głos, jeszcze parę tygodni temu byłam dokładnie jak moi znajomi, z takiej rodziny wyszłam stąd trochę szukam po omacku i w tym wymiarze nie mam wsparcia.

Bardzo proszę o modlitwę za mnie, abym wytrwała w moich poszukiwaniach Boga, w moich modlitwach o ratowanie tego małżeństwa.
Proszę o dobre słowo, bo tych z którymi mogę płakać i złorzeczyć na mojego męża w moim otoczeniu mam, tylko, że czuje w moim sercu, że nie tędy droga.

Anonymous - 2015-12-16, 15:38

Witaj Aleksandro na forum:)

Zapewne już poczytałaś wiele historii tu pisanych. I zapewne wiesz, że za kryzys odpowiedzialne są dwie strony. Tak już jest świat zbudowany.

AleksandraEwa napisał/a:
Zawsze wydawało mi się i tak byliśmy oceniani przez całe otoczenie,


AleksandraEwa napisał/a:
Ostatnio, gdy zapewniłam męża o mojej miłości i chęci ratowania małżeństwa, jeżeli tylko zechce powiedział mi, że ma przeczucie, że jeszcze do mnie wróci, ale nie wie kiedy. W tym momencie jest szczęśliwy z Nią.


Aleksandro, jakkolwiek to zabrzmi irracjonalnie, to zajmij się w tej chwili sobą, tym co lubisz, baw się z córcią i módl się, bo tego nigdy za wiele.

Męża zostaw w spokoju. Te jego przeczucia, jeśli zechce......i pozwól mu być szczęśliwym.
I sobie pozwól być szczęśliwą. To trudne, zwazywszy ze jesteś w kiepskiej sytuacji.
Ale z każdej jest wyjście i z Panem Bogiem pokonasz strachy, swoje strachy.

I zastanów się czy chcesz ratować swoje małżeństwo. Czy TY chcesz a nie jeśli mąż zechce.


podziwiam za odmawianie nowenny pompejańskiej :mrgreen:

Anonymous - 2015-12-16, 16:07

Dziękuje monis

Tak zdecydowanie i bez tego forum wiem, że prawda zawsze w małżeństwie leży po środku i za ten kryzys też odpowiedzialni jesteśmy obydwoje.

Wiem, czego ja chcę. Chcę ratowania tego małżeństwa, inaczej nie modliłabym się o to, a poprzestała jedynie na prośbie o siłę. Jednak, żeby ratować i sklejać to co rozbite też trzeba dwoje ludzi i Boga.

Staram się skupić na sobie, szukam pomocy psychologa, również po to żeby możliwie chronić naszą córkę przed skutkami tej sytuacji. A modlitwa, szczególnie różaniec daje mi wyciszenie i możliwie spojrzenie na sytuacje obiektywnie i nie skupianie się na okolicznościach.

Anonymous - 2015-12-16, 16:22

AleksandraEwa napisał/a:
Staram się skupić na sobie, szukam pomocy psychologa, również po to żeby możliwie chronić naszą córkę przed skutkami tej sytuacji. A modlitwa, szczególnie różaniec daje mi wyciszenie i możliwie spojrzenie na sytuacje obiektywnie i nie skupianie się na okolicznościach.
bardzo mądrze:))

i słuchaj nieraz swojego serca

Anonymous - 2015-12-16, 17:25

Witaj Aleksandro,
ja też jestem na forum od bardzo niedawna. Mój mąż odszedł 2 tygodnie temu do żony swojego kolegi. My mamy czworo dzieci, a ona zostawiła dwoje małych. Tak, zostawiła mężowi, bo chciała być wolna! Mój mąż "kocha ją tak, że nie może bez niej żyć", więc godzi się na wszystko.

Mąż na początku też był całkiem spokojny, przyjazny, jakby chciał pokazać, że niewiele się zmieniło poza jego miejscem spędzania nocy. Niestety później zaczęło się oczyszczanie sumienia moim kosztem, zrzucanie winy na mnie, sarkazm, prześmiewcze uwagi. Usłyszałam, że jestem śmieszna, że mówię znajomym o tym, że się wyprowadził, że przychodzi głodny i je u nas śniadania i obiady, że jestem manipulantką bo przedstawiam swoją wersję wydarzeń i każę wszystkim w to wierzyć. Spędzał z dziećmi dużo więcej czasu niż przez kilka lat przed wyprowadzką. Minął drugi tydzień i już mu zapału nie starcza, bo już mniej sensacji , bo "musi pracować".

Jedno wiem, że ludzie, którzy są tutaj, bardzo mi pomagają, ukierunkowali, wyciągnęli z dołka, postawili do pionu. Z tego, co czytam chyba każdemu polecana jest lektura "Podręcznika pierwszej pomocy"- dostępny na forum oraz książka Dobsona " Miłość wymaga stanowczości"- zamówiłam przez internet.
Po przeczytaniu podręcznika wyciągnęłam wiele wniosków i w chwilach gdy mój mąż atakował starałam się pamiętać, że jest tylko narzędziem w rękach :evil: . To pozwala inaczej reagować na takie ataki. Ale nie jestem doskonała i wiele razy dałam się sprowokować.
Jestem w trakcie czytania Dobsona, ale już wiem, że popełniłam karkołomne błędy- też chciałam "zagłaskać kotka", pokazać jaka jestem łagodna, opiekuńcza, usłużna, kochająca, a mój mąż tylko utwierdził się w przekonaniu, że musi uciekać.... Bo tam czeka nowe wyzwanie, ciało, kobieta stawiająca warunki i zakochana tak,że gotowa dla niego rzucić wszystko i wszystkich.
Uczę się być obojętna wobec niego i zaczyna mi to wychodzić.
Polecam Ci te lektury. Czasami opisują sytuacje oczywiste, ale ja tego nie widziałam, nie zdawałam sobie sprawy i jestem bez męża a dzieci bez ojca. Bardzo żałuję, że tak późno znalazłam to forum.

Jednak tak, jak słucham rad i jak Sycharki jestem bliżej Boga i to znacznie bliżej niż byłam w jakimkolwiek momencie mojego życia.
Czytaj, słuchaj i rady doświadczonych wcielaj w życie. Jesteśmy na podobnym etapie zauroczenia naszych mężów. Trzeba walczyć nie walcząc i oprzeć się na Jezusie.

Trzymaj się Dziewczyno. :lol: Będę się za Ciebie modliła.
Z Bogiem się tylko wygrywa, ale tylko On wie kiedy nam tą wygraną pokaże.

Anonymous - 2015-12-16, 17:55

Do lektur obowiązkowych dodam jeszcze 5 języków miłości, a także filmiki na youtube Marka Gungora
https://www.youtube.com/watch?v=z_oasTe39U8

na poprawę humoru:)

AniN napisał/a:
Jestem w trakcie czytania Dobsona, ale już wiem, że popełniłam karkołomne błędy- też chciałam "zagłaskać kotka", pokazać jaka jestem łagodna, opiekuńcza, usłużna, kochająca, a mój mąż tylko utwierdził się w przekonaniu, że musi uciekać..
bardzo się cieszę z twoich wniosków
Anonymous - 2015-12-16, 21:30

AleksandraEwa
Życie uczy nas albo wielu wyborów. Do karzdego potrrzeba cierpliwości. A żadnego nie osiągniesz nc kiedy nie bedziesz poukłdana z tym u góry.

Anonymous - 2015-12-16, 22:19
Temat postu: Re: Moja historia - prośba o wsparcie
AleksandraEwa napisał/a:

(...) nie zadręczaj się, on już jest z nią buduj swoje życie obok, nie czekaj na powrót. Jak mam nie czekać na powrót mojego męża, któremu przyrzekałam, że będę przy nim do końca moich dni. .


Witaj Aleksandra

To wcale nie jest takie głupie, jak się nad tym zastanowisz...buduj swoje zycie obok, nie czekaj na powrót...

Taka rada spotyka na tym foum prawie każdego - zajmij się sobą.
To zalezy tylko od tego jak to zrozumiesz.
Buduj swoje zycie obok, dla siebie, dla swojej córki...dla odyskania równowagi, spokoju...odnalezienia Boga
Nie czekaj na powrót - a raczej czekaj nie czekając. Nie wstrzymując oddechu w oczekiwaniu usłyszenia brzeku kluczy w zamku...nie ludząc sie, nie robiąc sobie ciagłych nadziei...
Poczytaj dobre książki, posłuchaj konferencji, rekolekcji...moze poszukaj ogniska Sychar w okolicy. Poznaj siebie.

Od poczatku listopada, to niewiele czasu.
Ja wiem...taki czas ma inny wymiar, wydaje sie nieskonczenie długi...ale taki nie jest.
Jeszcze wszystkie "uroki" wspólnego zycia z kowalską przed Twoim mężem. Niech jak najszybciej je dobrze pozna...pewnie nic nie bedą urokliwsze od tego, od czego teraz chce ucieć.
Ale do tego on musi dotrzec sam.

Ty módl sie za niego i za kowalską - o światło Ducha Świętego.
A siebie oddaj w dobre ręce - w ręce Boga.

I zajmij się na razie sobą. Na inne rzeczy przyjdzie jeszcze czas :)

Anonymous - 2015-12-17, 07:43

Aleksandra.

Dobrze że trafiłaś tu na te forum bo tu sa osoby które tak jak ja przeszły to co Ty i my właśnie najbardziej Cię rozumiemy .Trzymaj się tego forum i rada którą słyszałem już nie jedną od naszych kochanych moderatorów i forumowiczów zajmi się teraz sobą,a męża zostaw Bogu.

Anonymous - 2015-12-17, 08:20

Serdecznie dziękuje za wsparcie.

W sumie to co napisaliście próbuje wcielać w życie, ale wy którzy to przeszliście wiecie, że to trudne. Wiem, że do tego potrzeba czasu.

Staram się zajmować sobą i córką. Chyba to 5 tygodni dało mi w moim duchowym życiu więcej niż ponad 30 parę lat całego życia. Szukam drogi do Boga, sporo czytam, spotykam się z franciszkaninem z pobliskiego zakonu, który jest teraz moim przewodnikiem w mojej walce duchowej. Odbudowuje pomału siebie z tego miliona kawałków.

Są lepsze i gorsze dni jak u wszystkich i jak na każdym etapie życia. Wierze, że to co się wydarzyło i co spotyka nas codziennie jest po coś, nawet jeśli tego nie zauważamy i nie rozumiemy.

Anonymous - 2015-12-22, 11:50

Musze się chyba wygadać (na forum chyba wypisać ;) ). Nie wiem co się wydarzyło, ale w przez ostatni tydzień nastąpił we mnie jakiś przełom, zaczęłam czuć. Czuć złość, frustracje. Doszło do mnie, dzięki mojej Pani psycholog, że po odejściu męża zaczęłam grać w grę, którą on mi zaproponował, grę pod tytułem nic się nie stało. Ja z godnością i spokojem przyjęłam jego deklarację o odejściu i zaczęłam żyć pozornie normalnie. Tylko, że to jest ułuda, i z tej ułudy zaczyna szwankować mi zdrowie.
Problem trochę jest w tym, że mój mąż zna moje poglądy na temat nierozerwalności małżeństwa i mam wrażenie, nie ja mam pewność, że on uknuł sobie, że to on się pobawi,a ja przecież i tak będę czekać. Pewnie dlatego zapowietrzyło go nieco gdy powiedziałam w zeszłym tygodniu, że nie spotka się z małą w tym dniu gdy chce (poinformował mnie z dnia na dzień, że o to właśnie ma wolny wieczór więc wpadnie) bo mam inne plany.
Nie wiem tak na prawdę jak mam się zachować w Święta. W pierwszy dzień świąt mój mąż spędzi w naszym domu z córeczką. A ja nie mam pojęcia co mam z sobą zrobić. Jasne mogłabym wyjść z domu, pójść do kościoła, czy pójść do innego pokoju z książką i reagować tylko na wołanie córki lub gdy przyjdzie się przytulić.
Wczoraj kończąc sesję u psychologa jak zawsze musiałam ja podsumować jednym zdaniem, i jestem w stanie "wiem, że nic nie wiem". Podobno to dobrze, że dochodzę do wniosku o chaosie w moim życiu, ale jak na razie to tak wewnętrznie było mi lepiej jak miałam taką ciszę wewnętrzną, nawet jeśli była tylko iluzoryczna.
Mam też kryzys w modlitwie. Odmawiam pompejańską, ale boje się, że handluje z Bogiem tą modlitwą. Z jednej strony daje mi ona wyciszenie, a z drugiej jakieś poczucie winy (może to trochę za mocne określenie), że nie potrafię zawierzyć w pełni Bogu bo modlę się o łaskę ratowania małżeństwa.
Sama nie wiem co mam myśleć, co mam czuć.
Moja wiedza na temat wiary, moje umiejętności dotyczące tego aspektu mojego życia są na bardzo niskim poziomie. Tak na prawdę dopiero poznaje Pana Boga.

Proszę o modlitwę za mnie.

Anonymous - 2015-12-23, 06:54

AleksandroEwo, tak jak Matka Boża tuliła Jezusa Nowonarodzonego, tak i Ciebie niech przytuli - Pod Twoją obronę....
Anonymous - 2015-12-23, 15:21

No i się posypałam. Totalnie. Wczoraj wieczorem dopadła mnie migrena i nadal trzyma, niestety żyję z nią od wielu lat. I tak zamiast zajmować się przygotowaniami, moją córeczką, jestem totalnie do niczego. Dzisiaj siedzę w pracy, jutro na szczęście też jeszcze pracuje, ale sama myśl o wigilii, o tym, że będę się dzieliła opłatkiem z moimi rodzicami, córką przeraża mnie bo rozsypuje mnie znowu na miliony kawałków.
Boje się, że moja wiara jest za mała, żeby coś wydarzyło się w moim życiu. Staram się powierzyć wszystkie troski Panu i Matce Przenajświętszej, ale tak po ludzku jestem przerażona i nie umiem poradzić sobie z tymi uczuciami.

Anonymous - 2015-12-23, 19:03

AleksandraEwa napisał/a:
Tak na prawdę dopiero poznaje Pana Boga.


OlaEwa - skoro poznajesz to normalne, że Twoja wiara może odbiegać od Twoich oczekiwań. Podkreślam - Twoich własnych oczekiwań. Ja w takich sytuacjach trzymam sie słów mojego zaprzyjaźnionego prywatnego księdza - "nie oceniaj jakości swojej modlitwy"


Twoja wiara nie jest za mala, może to niecierpliwość jest za duża ..



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group