To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Anonymous - 2015-10-20, 19:43

Pavel napisał/a:
świadomość faktu, ze zona wyszla za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz nawet naiwnej miłości boli.


to NADAL TWOJE DOMYSŁY a nie fakty

Anonymous - 2015-10-20, 21:07

Mirakulum napisał/a:
Pavel napisał/a:
świadomość faktu, ze zona wyszla za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz nawet naiwnej miłości boli.


to NADAL TWOJE DOMYSŁY a nie fakty


Wlasciwie to jej slowa, nie ujęte w cytat co prawda. Oczywiscie jest promil mozliwosci, ze nie wie co teraz mowi, badz mowi to aby mnie zranić.

Anonymous - 2015-10-20, 23:44

Pavel napisał/a:
Mirakulum napisał/a:
Pavel napisał/a:
świadomość faktu, ze zona wyszla za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz nawet naiwnej miłości boli.


to NADAL TWOJE DOMYSŁY a nie fakty


Wlasciwie to jej slowa, nie ujęte w cytat co prawda. Oczywiscie jest promil mozliwosci, ze nie wie co teraz mowi, badz mowi to aby mnie zranić.

To Cię rani ?
Jeżeli mówi, że nie wyszła za Ciebie z chłodnej kalkulacji ale z miłości ?

Dlaczego ?
Bo Ty uważasz że jest inaczej ?

Anonymous - 2015-10-21, 08:56

GregAN napisał/a:
Pavel napisał/a:
Mirakulum napisał/a:
Pavel napisał/a:
świadomość faktu, ze zona wyszla za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz nawet naiwnej miłości boli.


to NADAL TWOJE DOMYSŁY a nie fakty


Wlasciwie to jej slowa, nie ujęte w cytat co prawda. Oczywiscie jest promil mozliwosci, ze nie wie co teraz mowi, badz mowi to aby mnie zranić.

To Cię rani ?
Jeżeli mówi, że nie wyszła za Ciebie z chłodnej kalkulacji ale z miłości ?

Dlaczego ?
Bo Ty uważasz że jest inaczej ?


Myślałem, ze złe napisałem, ale to jednak Ty blednie odczytales. Boli, ze wyszła za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz miłości. Chociaz to byloby chyba zbyt proste wytłumaczenie. Podejrzewam (to juz tylko moje domysły), ze myślała ze to miłość, jednakże nie taka jaka sobie wyobrażała i o jakiej marzyła.
Mimo tego wszystkiego co sie wydarzyło, ona wciaz chce sprobowac, ja rowniez. Przede wszystkim dla dzieci, ale oboje z nadzieja, ze miedzy nami sie cos urodzi. Cos, czyli miłość. W teorii wydaje sie to tak ciezkie, ze az niemozliwe. Dla Boga jednak niemoLiwe nie istnieje. Wczoraj powiedzia mi, ze chciałaby aby jej sie (wewnętrznie) chcialo, jak jej sie (teraz) nie chce. Jakas potezna bryła lodu jest w niej, jakas wewnętrzna blokada powodująca rozdrażnienie i niechęć do mnie. Ona chcialaby, aby to zniklo, ale wydaje sie to niezależne tylko od jej woli. Sa sposoby aby to złagodzić? Sam czas? Psycholog? Ma ktos doswiadczenie badz namiary, aby poznać co to jest i jak sobie z tym poradzic?

Anonymous - 2015-10-21, 12:35

Tak, źle zrozumiałem.
Przepraszam.

Wiesz, chyba najbardziej pozytywne jest to, że zaczyna istnieć komunikacja między Wami.
To sposób na lepsze zrozumienie siebie nawzajem.

Wiecie co dla każdego z Was znaczy miłość ?
Czego oczekujecie od miłości ?
Dla siebie, dla drugiej osoby...

Jesteście poza Polską, trochę trudno polecić jakieś ośrodki w UK :-(

Anonymous - 2015-10-21, 12:43

Pavel, trudno mi cokolwiek radzić na odległość, ale może warto przeczytać "5 języków miłości". Czasami jest tak, że mimo największych starań kochamy drugą osobę w sposób dla niej nieczytelny i vice versa, do momentu, aż dochodzimy do wniosku, ze już daliśmy z siebie tyle miłości nic w zamian nie otrzymując, ze tracimy już ochotę i siłę aby dalej próbować....

Polecam

http://www.esprit.com.pl/...ow-milosci.html

Anonymous - 2015-10-21, 12:50

Paweł
Kup żonie książkę "Pokochaj siebie a nieważne z kim się zwiążesz" chyba Zuhorst. Tam jest fajnie opisane, co zrobić w takiej sytuacji braku czy wypalenia uczuć. Mój mąż przeczytał 100 stron i dalej już nie, bo on po prostu wcale nie był zainteresowany wzbudzaniem uczuć do mnie. Jak żona zacznie czytać z zainteresowaniem to jest szansa.

Anonymous - 2015-10-21, 13:55

zenia1780 napisał/a:
Pavel, trudno mi cokolwiek radzić na odległość, ale może warto przeczytać "5 języków miłości". Czasami jest tak, że mimo największych starań kochamy drugą osobę w sposób dla niej nieczytelny i vice versa, do momentu, aż dochodzimy do wniosku, ze już daliśmy z siebie tyle miłości nic w zamian nie otrzymując, ze tracimy już ochotę i siłę aby dalej próbować....

Polecam

http://www.esprit.com.pl/...ow-milosci.html


Mam te lekturę na liscie, ale dziekuje :)

Anonymous - 2015-10-21, 14:03

GregAN napisał/a:
Tak, źle zrozumiałem.
Przepraszam.

Wiesz, chyba najbardziej pozytywne jest to, że zaczyna istnieć komunikacja między Wami.
To sposób na lepsze zrozumienie siebie nawzajem.

Wiecie co dla każdego z Was znaczy miłość ?
Czego oczekujecie od miłości ?
Dla siebie, dla drugiej osoby...

Jesteście poza Polską, trochę trudno polecić jakieś ośrodki w UK :-(



Tak, to jest pozytyw, bo mimo ze zonę czasem drażni sposób w ja mowie, pojedyncze slowa, zwroty a czasem sama moja obecność, zaczyna chcieć mnie słuchać i ze mną rozmawiać, to jest cos.
Nie bede sie mądrzył, ze wiem dokładnie czym dla mnie jest miłość. Nie mam definicji, w ogólnym skrócie - dla mnie to chec oddania całkowitego, wsparcia, akceptacji zrozumienia i troski. I wspólnej pracy i walki o zwiazek. To trudne pojecie. Nie wiem co miłość o nacza dla zony, wciaz podejrzewam, ze u niej konczy sie to i zaczyna na etapie: albo to czuje albo nie.
Jesli chodzi o oczekiwania, juz zonie mowilem ze od tego bedziemy musieli zaczac gdy juz bedzie gotowa - od wypowiadania oczekiwań i mówienia tego wprost, bez niejasności

Anonymous - 2015-10-21, 14:09

renta11 napisał/a:
Paweł
Kup żonie książkę "Pokochaj siebie a nieważne z kim się zwiążesz" chyba Zuhorst. Tam jest fajnie opisane, co zrobić w takiej sytuacji braku czy wypalenia uczuć. Mój mąż przeczytał 100 stron i dalej już nie, bo on po prostu wcale nie był zainteresowany wzbudzaniem uczuć do mnie. Jak żona zacznie czytać z zainteresowaniem to jest szansa.


Wielkie dzieki, tytul pokrywa sie z tym, co od dawna uwazalem - moja zona tez kompletnie nie pokrywa sie z "zona moich marzeń", a jednoczesnie szczerze ja pokochałem. Od dawna wierzyłem w istnienie tej legendarnej 2 połówki, jezeli jest szacunek, akceptacja chec pracy i spełnianie wlasnych potrzeb i oczekiwań, miłość mozna zbudowac, zwlaszcza gdy jest choc nieco chemii, a ta niewatpliwie byla. Niezwłocznie sprobuje te książkę zakupić

Anonymous - 2015-10-25, 08:41

Wczoraj w nocy ludzka natura wygrala. Wieczorem zona powiedziala, ze wychodzi na wieczor. Nie mialem z tym problemu. Syn zbudzil mnie ok 1 w nocy, zauwazylem, ze zony jeszcze nie ma, wiec postanowilem napisac smsa. Zeby poprosila brata, aby ja odprowadzil. Ona napisala, ze jej tam dobrze i nie zamiarza wracac na noc. Zadzwonilem. Odpisalem spokojnie, ze powinna noc spedzac w domu, zwlaszcza ze mnie wygonila na sofe. Ze dzieci zarowno w nocy (bo wstaja), jak i rano widza ze mamy nie ma w domu, ze to nie jest dobre. Mialem racje, bo od rana dzieci wypytuja mnie gdzie mama, dlaczego jej nie ma.
Od slowa do slowa, zona ktora na poczatku mowila "ale o co ci chodzi", "nie ma w tym nic dziwnego, to normalne" zaczela byc coraz bardziej agresywna, zachowywala sie tak jakby miala tylko prawa i mogla robic co chce, a obowiazki to juz moja sprawa, przeciez jestem w domu. Przyznalem, ze nie mam z tym problemu aby od rana zajac sie dziecmi, jednakze jezeli ona ma byc nieprzytomna pozniej przez pol dnia (ta sytuacja powtarza sie co weekend od miesiaca ponad), moze tak jak ja nie mam prawa do odpoczynku, niech pojdzie na weekend do pracy i wtedy odpocznie od dzieci. Ona na to, ze nie zamierza isc do pracy.
Peklem, zdenerwowalem sie. Bardzo twardo, z lekko podniesionym glosem powiedzialem, ze skoro tak, to ja rzuce prace - abysmy wspolnie poszukali pracy tak, aby sie w domu mijac - jedno zmiana ranna, drugie popoludniowa, plus zrzutka na opiekunke pomiedzy. Nie bedzie musiala mnie wtedy ogladac, skonczy jej sie codzienne kilkugodzinne kawkowanie z psiapsiolka z rana (w tym czasie dzieci zajmuja sie wlasciwie same soba, wiem bo moja mama czesto z dziecmi rozmawiala na skype, te kawkowanie jest niemal codziennoscia. ROzumiem, ze nic w tym zlego. Ale codziennie? ploty kosztem dzieci?), nie bedzie miala czasu na glupoty. Powiedzialem, ze mamy takie same prawa, ale i obowiazki. Ona na to, ze nie pojdzie do pracy bo nie musi. Ja na to, ze musi tak samo jak ja musze, bo nie robie tego dla przyjemnosci. Powiedzialem, ze jesli myslala, ze gdy ona powie ze to koniec a ja sie potulnie wyniose i zostawie dzieci, bede tylko placil alimenty i widywal dzieci w weekendy, to sie grubo pomylila. Oczywiscie w trakcie kilkukrotnie sie rozlaczyla, krzyczac i uzywajac wulgaryzmow. Na poczatku rozmowy i pozniej wielokrotnie sie smiala. Gdy napisalem po jednym z rozlaczen smsa, aby odebrala i zaczela zachowywac odpowiedzialnie, odpisala, zebym sie odczepil od niej, ze rozmawia o sprawach o ktorych ze mna nie chciala rozmawiac (dotyczacych molestowania jej w dziecinstwie/mlodosci, odkrylem to przedwczoraj, szczegolow nie znam, sam jej doradzalem rozmowe z bratem, jesli ze mna nie chce). Odpisalem - ze nie rozumiem, jak mozna rozmawiac o takich sprawach, jednoczesnie smiejac sie chwile pozniej czy w trakcie, a dla mnie pisac, ze jest jej dobrze. Ze trzebaby nie miec emocji.
Na marginesie, szwagier mieszka z dziewczyna i maja lokatora, obca osobe To sa warunki do tego typu zwierzen? Nie wydaje mi sie.
W koncu odebrala, mowiac abym sie o nia nie martwil. Napomnialem ja jeszcze raz, ze jej miejsce jest w lozku, w domu. Ze ja nie wiem o ktorej przez nerwy zasne, ze bede polprzytomny z rana rowniez. Ze najwyzsza pora zaczac myslec o dzieciach, bo one sa najwazniejsze, a niczemu tu nie zawinily.

Nie wiem, czy dobrze postapilem stawiajac sie w tej sprawie, ale czulem, ze pownienem. Moze mam tutaj problem z wlasnego dziecinstwa, obawy z takim czyms zwiazane. Jednoczesnie, skoro od domu szwagra dzieli nas 5 minut spacerem, uwazam, ze to jest egoistyczne i nieodpowiedzialne, aby nie nocowac w domu, zwlaszcza, ze ja na jej prosbe mecze sie na sofie. Codziennie mnie bola od spania tam albo nogi, albo plecy. Dochodza dzieci, ktore widza i czuja.
Jestem tylko czlowiekiem, peklem, mimo ze zakladalem,ze nie bede sie klocic i dam jej swiety spokoj. Zachowuje sie odpowiedzialnie, mimo wszystkiego co sie stalo, nie uciekam ani od odpowiedzialnosci, ani obowiazkow. Ona zaniedbala dom, dzieci, jak widac stawia siebie na pierwszym miejscu. Czesc przyczyn tego rozumiem, ale jestesmy dorosli - ja po 30 ona na niemal 30. To jest zycie, nie mozna sobie usiasc i patrzec z boku. Powiedzialem jej rowniez, ze dzieci potrzebuja mamy, taty, ale i obojga rodzicow, wiec jej podejscie (od dawna, wielokrotnie jej mowilem, ze mam z tym problem), ze jak ja jestem w domu czy na placu zabaw, to ona sobie zawsze ma odpoczywac od dzieci, oddajac sie plotom, nie jest w porzadku wobec dzieci. Oczywiscie rozumiem, ze poplotkowac tez trzeba, odpoczac. Ale nie za kazdym razem!

Jesli uwazacie, ze przesadzam, nie mam racji - piszcie, z argumentami najlepiej. Jesli sie zgadzacie ze mna, piszcie rowniez. Bo moze wymagam czegos niezwyklego, choc mi sie to wydaje normalna.

Anonymous - 2015-10-25, 17:56

Paweł rozmowa w nocy przez telefon, jak nie widzisz oczu rozmówcy i to na tak trudne tematy ????

zero pauzy

polecam rekolekcje sycharowskie październik 2009 r oj Bogdan Kocańda

"Jak zatrzymać zło na sobie ?"
http://sychar-rekolekcje....d-03102009.html

Anonymous - 2015-10-25, 20:05

Mirakulum napisał/a:
Paweł rozmowa w nocy przez telefon, jak nie widzisz oczu rozmówcy i to na tak trudne tematy ????

Niestety prawda, puscily mi nerwy. Nie planowalem poruszac trudnych tematow, chcialem tylko wyrazic sprzeciw, jak widac osiagniecia odwrotne do zamierzonych. Chociaz male to znaczenie czy widze jej oczy czy nie, i tak mi prosto w oczy nie patrzy. Albo zaslania twarz rekoma, albo odwraca wzrok. Musze sie nauczyc wreszcie, ze jak sie zaczynam denerwowac, to znaczy ze trzeba przestac gadac. Z drugiej strony, nie krzyczalem, mowilem tylko stanowczo. Dzis na spokojnie powiedzialem to samo. Ona chce, aby zostalo tak jak jest. Czyli nijak. I na tym polega moja pauza. Definitywnie przestaje z nia rozmawiac na jakiekolwiek tematy niezwiazane z domem. O innych - tylko z jej inicjatywy. Tak dlugo jak starczy mi sil...

Anonymous - 2015-12-06, 01:08

Jako, ze moderacja zamknela watek "Naturalne metody antykoncepcji - fakty i mity" (co jest Waszym prawem, aczkolwiek dziwi mnie zamkniecie watku "cieszacego"sie tak duzym zainteresowaniem), postanowilem, ze odpisze w swoim, nieco juz zakurzonym watku dwom osobom, ktore odniosly sie do mego wpisu.

Nirwanna napisala:

"Pavel, jak zmieniłeś zdanie w temacie spirali, to może jest szansa, że zmienisz zdanie i w innych tematach związanych z antykoncepcją, i to może szybciej niż Kościół?
Pavel napisał/a:
Nie dajmy sie zwariowac i nie badzmy lemingami.

Nawołujesz do czego? Określenie "leming" jest pejoratywne, oznacza mniej więcej człowieka, który żyje bezrefleksyjne. Tymczasem sporo osób tu wypowiedziało się, że temat antykoncepcji ma całkiem dobrze przemyślany, przećwiczony i doświadczony w życiowych bojach - jako zgodny z nauką KK . Dlatego deprecjonujesz te osoby?
Masz prawo do własnego zdania, ale inni mają podobne prawo.
Fajnie by było jakbyśmy dyskutowali bez używania pejoratywnych określeń rozmówców :-)
"
Czesc pierwsza - Zmienilem zdanie na temat spirali, bo jak pisalem, nie mialem pojecia, iz moge byc nieswiadomym morderca. Jesli chodzi o inne metody, wlaczajac NPR, tak jak pisalem - ja jestem otwarty na kolejne dzieci, zona zdecydowanie mniej, piszac delikatnie. Moj budzet juz teraz ledwo sie dopina, chociaz staram sie jak moge. Gdybym mial miec 7 dzieci (tak jak moi dzadkowie), to nie wiem jak bym je wykarmil. I nie powolujmy sie tu na pomoc Boga w tych sprawach, jakos jak slusznie ktos zauwazyl, w przykladowej Afryce (bo nie tylko tam) dzieci umieraja z glodu - tam jakos pomocy z nieba nie ma. Oczywiscie nie dramatyzuje, ze gdybym mial wiecej dzieci poumieralyby z glodu, chodzi mi o finansowa pomoc "z gory" - tak to przeciez nie dziala.

Druga czesc - Nie mialem na mysli nikogo konkretnie piszac "nie badzmy lemingami". Szanuje inne poglady, nie ma znaczenia czy sa inne niz moje. Jesli Ty tak to odebralas, badz ktokolwiek inny (jako deprecjonowanie osob majacych inne poglady), informuje ze kompletnie nie to mialem na mysli. Przepraszac nie bede, bo nie bylo moim zamiarem obrazanie kogokolwiek tutaj.
Chodzilo mi o bezrefleksyjne podazanie za nauka KK, wielu katolikow (wiem z doswiadczenia) nie zastanawiajac sie bierze WSZYSTKO to co mowia ksieza czy glowy kosciola za dogmat. Przykladem, smiesznym nieco wg mnie jest slynne mieso na Wigilie. Nie pamietam kiedy to zmieniono, ale dawniej to byl grzech, teraz oficjalnie nie jest. Wedlug mnie odkad pamietam byla to bzdura, jako ze ryba to rowniez mieso, wszystko jest uzaleznione od umiejscowienia na mapie. Post to post, nie oznacza przeciez tego, ze nie mozna jesc miesa ssakow, ryby zas juz sa postne (oczywiscie rozumiem i zalety wynikajace z tego smiesznego rozumienia postu - ludzie starali sie chociaz raz w tygodniu zjesc rybe). Tak piatkowy post pojmuje wiekszosc katolikow w Polsce, jakos nigdy nie spotkalem sie, aby ksieza edukowali, ze takowe pojmowanie postu w piatek jest bledne, a przynajmniej niekompletne i bardzo powierzchowne.

Twardy napisal:

"Pavel napisał/a:
Wedlug mojej opinii i sumienia, antykoncepcja (ktora jest rowniez NPR), ktora nie zabija (np. prezerwatywy, ktorych osobiscie nie znosze, czy stosunek przerywany - rowniez fanem nie jestem), nie szkodzi zdrowiu, nie jest grzechem.


Masz prawo mieć swoją opinię, swoje zdanie. Kościół ma inne zdanie.
Ty masz wolną wolę i możesz z niej korzystać jak chcesz. Możesz nie zgadzać się nauką Kościoła. Twoja decyzja i Twoje konsekwencje tej decyzji."

Tak jest, przyjmuje swoje zdanie z pelna odpowiedzialnoscia i konsekwencjami (zwlaszcza ze jest to w zgodzie z moim sumieniem). W calkiem sporej ilosci spraw mam odmienne zdanie niz oficjalne stanowisko KK (wielu duchownych rowniez sie przeciez z wieloma oficjalnymi stanowiskami KK nie zgadza, chociazby celibat, ale przykladow jest przeciez wiele, nie ma sensu wymieniac). Ja zadalem pytanie, i prosilbym o odpowiedz, co bedzie np. z Toba i Twoim stanowisckiem w sprawie antykoncepcji, gdy KK oficjalnie zaaprobuje pewne jej formy (NPR juz jest aprobowana, a to przeciez rowniez forma braku otwartosci na nowe zycie). Wiem, ze na chwile obecna jest to tylko gdybanie, ale skoro takie sprawy omawiane byly na szczytach KK, nie jest to science fiction. Innych, ktorzy czytali moj post, rowniez prosze o odpowiedz. Mam nadzieje przy okazji, ze ten post "przejdzie" moderacje, bo chyba nei ma w nim nic niewlasciwego, a troche czasu to bazgralem ;) Pozdrawiam



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group