To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Anonymous - 2015-10-18, 15:34

Nirwanna napisał/a:


Pavel, Cardiff.
Po co szukasz czegoś po omacku, skoro masz pod ręką specjalistów, którzy jakby specjalnie dla Ciebie do uk przyjechali, właśnie na ten moment?


Chcialem, nawet bardzo tam pojechac. Jakos mi niestety tylko uciekl fakt, ze to sie odbywa w ten weekend (chyba ze zle zrozumialem i takowe ognisko bedzie tam na stale), co sila rzeczy spowodowalo, ze wyjazd byl niemozliwy (sprawdzilem date wczoraj wieczorem :(((). Bardzo tego zaluje, bo wiem, ze tam moglbym znalezc pomoc. Nie wiem dlaczego, ale wbilem sobie w glowe, ze to za miesiac :/

Anonymous - 2015-10-19, 14:33

Kolejny dzien, i nagle rozbicie wszystkiego co wiedzialem. Co prawda czasem uciekalem od takich mysli, dochodzily do mnie takie opinie od moich najblizszych juz przed slubem. Jak widac, kochajac i wierzac w to co robie, nie traktowalem tych ostrzezen powaznie. Moj, nasz problem niestety okazuje sie duzo bardziej zlozony niz myslalem.
Gdy zona powiedziala, ze juz mnie nie kocha, zrobilem rachunek sumienia, ubiczowalem sie solidnie ja usprawiedliwiajac. Czas jednak przyniosl chlodniejsza analize, ktora zostala zwienczona i podsumowana wczoraj wieczorem. Okazalo sie, ze zona wyszla za mnie glownie dlatego, ze ja mocno kochalem (wciaz kocham). To bylo dla niej bardzo wazne, drugim istotnym powodem byl fakt, ze uwazala (i uwaza) mnie za dobrego czlowieka, ktory w przeciwienstwie do jej ojca nie skrzywdzi jej, bedzie odpowiedzialny, nie bedzie pil i zdradzal, bedzie dobrym ojcem. Slowem - jesli nawet w jakis sposob kiedykolwiek mnie kochala, byla to od poczatku milosc mocno wybrakowana. Nie bez powodu byla dla mnie bardzo oziebla (zwlaszca w stosunku do moich oczekiwan, ale i obiektywnie - namacalnie widziala to np. moja rodzina), dawkowala mi cieplo (chociaz na tym polega jej magia, albo moje wlasne skrzywienie wyniesione z dziecinstwa, ze te szczatki ciepla dawaly mi szczescie i spowodowaly, ze nie dostrzeglem istoty problemu).
Jestem na cala te sytuacje za maly, zbyt glupi i bezsilny. Nie wiem, czy ona przez urazy i krzywdy z dziecinstwa jest w stanie pokochac mezczyzne, bo na chlodno wychodzi, ze od poczatku zwiazku podswiadomie szukala we mnie tylko wad. Oczywiscie byly chwile w ktorych byla szczesliwa, to bylo widac. Ale jeszcze przed slubem miala mysli, ze mnie nie kocha, ze nie jestem tym z kim chcialaby byc. I te mysli co jakis czas wracaly, odganiala je, zyla dniem codziennym. Wczoraj sobie uswiadomilem, ze zylem w klamstwie i iluzji. Zona nigdy sie tak naprawde przede mna nie otworzyla, nie zaufala. Malzenstwo z rozsadku, co brzmi dziwnie, bo dzieci urodzily sie po slubie, zareczyny byly sporo przed slubem. Teraz zbyt ja to przytlacza, nie chce byc z kims kogo nie kocha (dodatkowo, patrzac z jej strony, ranilem ja od dlugiego czasu, czyli jest bol, niechec i nieufnosc. Ja zas zrozumialem, ze moje odsuniecie to splot wielu czynnikow, glownie obawa, ze dostane kolejnego kopniaka zblizajac sie do niej, bylem kompletnie niedowartosciowany, bo pozytywow na swoj temat od niej nie slyszalem niemal nigdy, krytyki zas morze, czesto zupelnie nieuzasadnionej. Wg teorii Greya - zaszywalem sie w jaskni, niestety zupelnie nieodpowiedniej jaskini).
Czy jest tu co ratowac? Ja czuje, ze ze wzgledu na dzieci, musimy, zona rowniez jest sklonna, chociaz nie czuje, ze jest na to gotowa. Powody - Dzieci, rowniez obawia sie samotnosci. Tyle, ze zaczynajac "od poczatku", najpierw zona musialaby rozliczyc sie z przeszloscia, oczyscic. Pozniej moglibysmy zaczac budowac, w oparciu o zupelnie inne zasady niz dotychczas. Nie wiem czy to jest mozliwe, wierze, ze tak...chce wierzyc. Nie wiem co jej jest do tego potrzebne. Psycholog? Oczywiscie najlepsza odpowiedzia jest Bog, ale ona nie wierzy, nie zapowiada sie tez aby miala uwierzyc, ja zas z pewnoscia nie bede na to naciskal. Pytam sie siebie, Was rowniez, czy da sie wyleczyc taki bol, nieufnosc, strach przed dawaniem milosci, ewentualnie impotencje uczuciowa. Moja wiara bierze sie z milosci, oraz obserwacji - te male skrawki ciepla ktore otrzymywalem, swiadczyly o poteznym potencjale zony. Ale moze sobie to wmawialem, nie moge tego wykluczyc.
Wiem, ze wszystko w rekach Boga, jednakze potrzebuje ziemskich odpowiedzi. Gdzie pytac? Jak znalezc na moje pytania odpowiedzi, czy da sie je znalezc? Czy pownienem wciaz walczyc? Bo ona nie bedzie chciala wiecznie zyc w malzenstwie z rozsadku, ja rowniez nie wiem, czy mimo checi poswiecenia sie dla dzieci, bylbym w stanie to udzwignac, bo czuje duza potrzebe milosci. Zyjac ze swiadomoscia jej braku, nie wiem czy potrafilbym ja dawac. Wiem, ze i mi przydalby sie psycholog. Mamy jednak ograniczenia - zarowno finansowe jak i spowodowane faktem, ze mieszkamy za granica. Jak widac, moje problemy, gdy pisalem pierwszy post, byly smieszne w porownaniu do rzeczywistych.

Anonymous - 2015-10-19, 15:08

Pawle

Moja żona tez pochodzi z podobnej rodziny jak Twoja i podobnie się zachowywała.
Najgorsze, że swoje złe wzorce zachowań udało się jej przenieść w dużej części na dzieci. Niestety przez konieczność utrzymywania rodziny zbyt długo nie było mnie w domu.

Po prostu ten typ tak ma. Brak ciepła, myślenie tylko o sobie, częste kłamstwa w sprawach, które absolutnie nie były jakoś drażliwe. Po prostu dla zasady lepiej nie mówić prawdy.

Anonymous - 2015-10-19, 15:17

Jacek-sychar napisał/a:
Pawle

Moja żona tez pochodzi z podobnej rodziny jak Twoja i podobnie się zachowywała.
Najgorsze, że swoje złe wzorce zachowań udało się jej przenieść w dużej części na dzieci. Niestety przez konieczność utrzymywania rodziny zbyt długo nie było mnie w domu.

Po prostu ten typ tak ma. Brak ciepła, myślenie tylko o sobie, częste kłamstwa w sprawach, które absolutnie nie były jakoś drażliwe. Po prostu dla zasady lepiej nie mówić prawdy.


Ja nie szukam kozla ofiarnego, uwazam, ze to nie jej wina, a forma choroby, defektu (ktory mam nadzieje jest uleczalny), z pewnoscia rowniez niedojrzalosc i jakas forma egoizmu. Dodatkowo (i na w tym rozwniez upatruje naszych szans), tak naprawde nie rozumialem jakie potrzeby maja kobiety, jakie potrzeby ma Ona. Przeciez mozliwe jest, zegdybym dawal jej to, czego oczekuje, gdybym zamiast ja bardziej zamykac sprobowal ja otworzyc, mozliwe ze swym zachowaniem bym ja "uleczyl". Zabraklo mi wiedzy, doswiadczenia, pracy. I nie zdawalem sobie sprawy, ze jest problem i jaka jest jego istota. Nie uwazam tez, ze jest taka egoistka z natury, wiem jak mocno kocha dzieci, widze tez jak cierpi teraz. Raczej bala sie dawac, bojac sie ze zostanie to wykorzystane przeciwko niej (w podatku szybciej podswiadomie nie swiadomie). Jestem gotow, poswiecajac teraz swe ego i dume walczyc, nawet gdy okolicznosci sa dla mnie tak bolesne a widoki beznadziejne. Nikt nie mowil, ze bedzie latwo. Wierze, ze to wszystko ma swoj cel, wierze, ze Bog ulituje sie nad naszymi dziecmi, nad nami rowniez. Wiem, ze dla Boga nie ma spraw niemozliwych. W tym zawiera sie cala ma nadzieja. Ze swej ziemskiej strony chce jednakze znalezc jakies rozwiazania, o ile to mozliwe, bo nie mam zamiaru usiasc na tylku i tylko czekac.

Anonymous - 2015-10-19, 15:44

Pavel napisał/a:
Kolejny dzien, i nagle rozbicie wszystkiego co wiedzialem. Co prawda czasem uciekalem od takich mysli, dochodzily do mnie takie opinie od moich najblizszych juz przed slubem. Jak widac, kochajac i wierzac w to co robie, nie traktowalem tych ostrzezen powaznie. Moj, nasz problem niestety okazuje sie duzo bardziej zlozony niz myslalem.
Gdy zona powiedziala, ze juz mnie nie kocha, zrobilem rachunek sumienia, ubiczowalem sie solidnie ja usprawiedliwiajac. Czas jednak przyniosl chlodniejsza analize, ktora zostala zwienczona i podsumowana wczoraj wieczorem. Okazalo sie, ze zona wyszla za mnie glownie dlatego, ze ja mocno kochalem (wciaz kocham). To bylo dla niej bardzo wazne, drugim istotnym powodem byl fakt, ze uwazala (i uwaza) mnie za dobrego czlowieka, ktory w przeciwienstwie do jej ojca nie skrzywdzi jej, bedzie odpowiedzialny, nie bedzie pil i zdradzal, bedzie dobrym ojcem. Slowem - jesli nawet w jakis sposob kiedykolwiek mnie kochala, byla to od poczatku milosc mocno wybrakowana. Nie bez powodu byla dla mnie bardzo oziebla (zwlaszca w stosunku do moich oczekiwan, ale i obiektywnie - namacalnie widziala to np. moja rodzina), dawkowala mi cieplo (chociaz na tym polega jej magia, albo moje wlasne skrzywienie wyniesione z dziecinstwa, ze te szczatki ciepla dawaly mi szczescie i spowodowaly, ze nie dostrzeglem istoty problemu).
Jestem na cala te sytuacje za maly, zbyt glupi i bezsilny. Nie wiem, czy ona przez urazy i krzywdy z dziecinstwa jest w stanie pokochac mezczyzne, bo na chlodno wychodzi, ze od poczatku zwiazku podswiadomie szukala we mnie tylko wad. Oczywiscie byly chwile w ktorych byla szczesliwa, to bylo widac. Ale jeszcze przed slubem miala mysli, ze mnie nie kocha, ze nie jestem tym z kim chcialaby byc. I te mysli co jakis czas wracaly, odganiala je, zyla dniem codziennym. Wczoraj sobie uswiadomilem, ze zylem w klamstwie i iluzji. Zona nigdy sie tak naprawde przede mna nie otworzyla, nie zaufala. Malzenstwo z rozsadku, co brzmi dziwnie, bo dzieci urodzily sie po slubie, zareczyny byly sporo przed slubem. Teraz zbyt ja to przytlacza, nie chce byc z kims kogo nie kocha (dodatkowo, patrzac z jej strony, ranilem ja od dlugiego czasu, czyli jest bol, niechec i nieufnosc. Ja zas zrozumialem, ze moje odsuniecie to splot wielu czynnikow, glownie obawa, ze dostane kolejnego kopniaka zblizajac sie do niej, bylem kompletnie niedowartosciowany, bo pozytywow na swoj temat od niej nie slyszalem niemal nigdy, krytyki zas morze, czesto zupelnie nieuzasadnionej. Wg teorii Greya - zaszywalem sie w jaskni, niestety zupelnie nieodpowiedniej jaskini).
Czy jest tu co ratowac? Ja czuje, ze ze wzgledu na dzieci, musimy, zona rowniez jest sklonna, chociaz nie czuje, ze jest na to gotowa. Powody - Dzieci, rowniez obawia sie samotnosci. Tyle, ze zaczynajac "od poczatku", najpierw zona musialaby rozliczyc sie z przeszloscia, oczyscic. Pozniej moglibysmy zaczac budowac, w oparciu o zupelnie inne zasady niz dotychczas. Nie wiem czy to jest mozliwe, wierze, ze tak...chce wierzyc. Nie wiem co jej jest do tego potrzebne. Psycholog? Oczywiscie najlepsza odpowiedzia jest Bog, ale ona nie wierzy, nie zapowiada sie tez aby miala uwierzyc, ja zas z pewnoscia nie bede na to naciskal. Pytam sie siebie, Was rowniez, czy da sie wyleczyc taki bol, nieufnosc, strach przed dawaniem milosci, ewentualnie impotencje uczuciowa. Moja wiara bierze sie z milosci, oraz obserwacji - te male skrawki ciepla ktore otrzymywalem, swiadczyly o poteznym potencjale zony. Ale moze sobie to wmawialem, nie moge tego wykluczyc.
Wiem, ze wszystko w rekach Boga, jednakze potrzebuje ziemskich odpowiedzi. Gdzie pytac? Jak znalezc na moje pytania odpowiedzi, czy da sie je znalezc? Czy pownienem wciaz walczyc? Bo ona nie bedzie chciala wiecznie zyc w malzenstwie z rozsadku, ja rowniez nie wiem, czy mimo checi poswiecenia sie dla dzieci, bylbym w stanie to udzwignac, bo czuje duza potrzebe milosci. Zyjac ze swiadomoscia jej braku, nie wiem czy potrafilbym ja dawac. Wiem, ze i mi przydalby sie psycholog. Mamy jednak ograniczenia - zarowno finansowe jak i spowodowane faktem, ze mieszkamy za granica. Jak widac, moje problemy, gdy pisalem pierwszy post, byly smieszne w porownaniu do rzeczywistych.


Moja żona postepowała bardzo podobnie, również przed ślubem rodzina widziała jaka ona jest, ja im nie wierzyłem (czy 1 osoba na 100 może mieć rację ? Wtedy w moim myśleniu tak było, ja ją kochałem i kocham ją nadal). Szydziła przy mnie z moich rodziców, zwymyślała na ich temat ubliżała im... To samo z całą moją rodziną, tak mnie nastawiła przeciw nim, że ich nienawidziłem (aż i wstyd za słowa które piszę :-(

U niej przez spory okres czasu brakowało ojca w domu (myślę, że nie chciał podporzadkować się matce mojej żony, dlatego sie go pozbyła) i u mnie jest tak samo.
Dokładnie ten sam schemat myślenia jest u mojej żony (co nie znaczy, że nie miałem swoich grzeszków, ale napewno nie takich aby wysunąć pozew rozwodowy...).
Nie rozumiem, dlaczego tacy ludzie chcą się wiązać i później psuć wszystko na czym im zależało, niszczyć własne dziecko ( wiedząc samemu jaki to koszmar przeżyć tak dzieciństwo).

Anonymous - 2015-10-19, 16:10

Szukajac w internecie o zaburzeniach wynikajacych z dziecinstwa natknalem sie na artykul. Wkleje fragment, poza tym, ze widze, ze zona kocha dzieci (chociaz w jakis sposob faworyzuje "slodszego" syna) wszystko sie zgadza. Zona w mojej ocenie prawdziwie kocha tylko swoich braci i matke, do tej jednakze rowniez ma wewnetrzny zal. Oczywiscie nie wiem tez, jak jest z przyjaciolmi, ale zona zawsze miala trudnosci w nawiazywaniu znajomosci.


"Osoby niedojrzałe emocjonalnie wciąż tkwią w okresie dzieciństwa. Wskutek niezaspokojonych potrzeb, nigdy z dziecięcego egocentryzmu nie wyrosły. Oczekują ciągłej uwagi, zabiegają o uznanie i akceptację, a gdy inni nie poświęcają im wystarczająco dużo czasu, czują się odrzucone i niekochane. Nie rozumieją, co mają na myśli inni, mówiąc o przyjaźni i szczerej miłości, dojrzałe emocje osób dorosłych są dla nich niezrozumiałe. Ich związki z otoczeniem są powierzchowne i oparte na woli, a nie na uczuciu. Podtrzymują przyjaźnie, ponieważ uważają, że tak trzeba, a nie z potrzeby serca. Małżeństwa osób niedojrzałych emocjonalnie są zawierane ze względów praktycznych – nie rozumieją oni do końca, czym jest miłość i przekonują samych siebie, że jest ona tym, co oni „odczuwają”. Zazwyczaj związki te nie są trwałe, gdyż osoba niedojrzała wymaga ciągłej i całkowitej koncentracji na sobie, a jeśli jej nie otrzymuje, nierzadko popada w depresję lub wycofuje się z relacji. Związki te zawsze są ułomne – brakuje im psychicznej więzi, która powinna stanowić podwaliny związku między dwiema osobami. Niedojrzałość emocjonalna jest tak wielką przeszkodą w zbudowaniu zdrowej relacji, że nawet Kościół Katolicki uznał ją za przeszkodę do zawarcia małżeństwa oraz podstawę do jego unieważnienia. ( tutaj autor artykulu sadzac po komentarzach pod nim popelnil chyba blad)

Najczęściej osoby z zespołem niezaspokojenia emocjonalnego wcale nie pragną mieć potomstwa. Zdają sobie sprawę ze swej niemożności szczerego kochania oraz wzięcia odpowiedzialności za nowe życie. Gdy jednak dziecko pojawi się na świecie, nie potrafią obdarzać go czułością, traktują chłodno i poświęcają mu tylko tyle czasu, ile muszą. Choćby bez zarzutu wykonywały wszystkie czynności „higieniczne” związane z opieką, nie dostarczają dziecku tego, czego ono najbardziej potrzebuje. Dojrzałe pragnienie posiadania potomstwa pojawia się jednak u tych osób, które na drodze terapii poczyniły znaczne postępy w rozwoju emocjonalnym."


Wypisz, wymaluj - niemal wszystko w komplecie. Oczywiscie byly rowniez dobre chwile, czulosc, cieplo. Ale ogolny obraz mam wlasnie taki. Ponoc chociaz choroba ta jest malo zglebiona, da sie to leczyc terapia, bede szukal dalej...

Anonymous - 2015-10-19, 16:18

Pavel, panuje tu u nas na forum taki dobry zwyczaj, że jak umieszczamy jakiś cytat, to podajemy jednocześnie jego źródło, np, link do całego artykułu.
Mógłbyś go podać?

Anonymous - 2015-10-19, 17:06

Cytat jest stąd:
http://psychika.net/2009/...cjonalne-w.html

Anonymous - 2015-10-19, 17:22

twardy napisał/a:
Pavel, panuje tu u nas na forum taki dobry zwyczaj, że jak umieszczamy jakiś cytat, to podajemy jednocześnie jego źródło, np, link do całego artykułu.
Mógłbyś go podać?

Wybaczcie, nie wiedzialem. Nadrabiam:
http://psychika.net/2009/...cjonalne-w.html

Dodam, ze moja zona nie jest jakims skrajnym przypadkiem w tym wszystkim, ale najistotniejsze cechy wystepuja, forma moze tylko nie jest chorobliwie skrajna. Oczywiscie nie twierdze, ze jest zyciowo nieodpowiedzialna, bo dobrze zajmuje sie domem, wczescniej matkowala mlodszym braciom, gdyz jej mama wyjechala sama za granice w celach zarobkowych, gdy zona byla nastolatka. Poza ojcem, na pewno jest jakis bol, slad tego, ze mama ja opuscila gdy najbardziej jej potrzebowala. Ona i jej bracia sa wrecz przewrazliwieni na pukcie swojej mamy. Kochaja ja, rozumieja powody jej decyzji (bo bieda byla duza), ale slad pewnie w glowie zostal.

Anonymous - 2015-10-20, 11:49

Pavel, ale ile w tym czasie zrobiłeś 'analiz' siebie? Jak poprawiłeś relacje z Bogiem? Dobrze wiedzieć jaki problem ma żona bo to pozwala mądrze działac ale najpierw Ty - Ty masz zmienić siebie a nie żonę :)
Anonymous - 2015-10-20, 12:49

Mrówka napisał/a:
Pavel, ale ile w tym czasie zrobiłeś 'analiz' siebie? Jak poprawiłeś relacje z Bogiem? Dobrze wiedzieć jaki problem ma żona bo to pozwala mądrze działac ale najpierw Ty - Ty masz zmienić siebie a nie żonę :)


Mrówka ma rację, dodam tylko, że aby zostać psychologiem czy psychiatrą trzeba ukończyć 5 letnie studia, a to i tak mało, potem dodatkowe kursy, szkolenia....
Nie baw się w jakieś psychoanalizy po przeczytaniu kilku art w internecie.

Jeśli Wam (i Tobie i żonie) zależy na związku to udajcie się do dobrego specjalisty.

Anonymous - 2015-10-20, 15:02

Mrówka napisał/a:
Pavel, ale ile w tym czasie zrobiłeś 'analiz' siebie? Jak poprawiłeś relacje z Bogiem? Dobrze wiedzieć jaki problem ma żona bo to pozwala mądrze działac ale najpierw Ty - Ty masz zmienić siebie a nie żonę :)


Juz odpowiadam ;) Zaczalem od siebie. Zrobilem dokładna analizę swoich grzechów, grzeszków, zachowań i cech ktore odpychają kobiety. Zrobilem dokładna analizę calego zwiazku, na poczatek patrzac pod katem tego, co ja robilem zle, czego nie robilem. Zaczalem sie intensywnie dokształcać aby zdobyc wiedzę na temat kobiet - ich potrzeb, oczekiwań. Poprawiłem relacje z dziecmi z dobrych na bardzo dobre. Jesli chodzi o Boga - zawierzyłem jego woli, powróciłem do Niego, modlę sie, staram sie naprawic krzywdy ktorych sie dopuszczałem nawet majac dobre intencje. Wybaczyłem zonie cale zło i oziębłość i prosilem o wzajemność.
Ja zaczalem zmieniać siebie - bezwarunkowo. Nie po to aby jej cos udowodnic. I nie chce zmieniać jej - ja ja akceptuje z pakietem wad i zalet. Chce jej pomoc, pomoc naszej rodzinie, aby nasze dzieci mialy szanse na normalne zycie. Bez nas obojga - beda skaleczone. Zona wyraznie jest oziębła, ciągną sie za nia demony przeszłości, moj brak świadomości tego faktu orAz znajomosci jej potrzeb jak widac nie pozwolił ich odgonic, chociaz mam świadomość, ze przede mna zona byla jeszcze bardziej zamknięta. I ja szukam odpowiedzi - nie uwazam ze je znalazlem. Szukam pomocy, dlatego przeczesuje internet. Bede sie to starał konsultować z psychologami, bo oni wlasnie maja i wiedzę i doswiadczenie, ktorych mi brakuje. Ja mam natomiast wiarę i wole, aby walczyc i poświęcając męska dumę, przy jej obojętności i oziębłości chciec jej pomoc. W koncu to przysięgałem przed ołtarzem. Byc przy niej i pomagać nie tylko w słoneczne dni...
Wyłączając dzieci (ktore nie bede klamal - daja mi najwieksza motywacje, ich szczescie jest dla mnie duzo wazniejsze niz moje), latwiej byloby mi poszukac jakiegos mniej skomplikowanego "egzemplarza". Nigdy nie mialem z kobietami problemu. Tyle ze nie zawsze latwiej oznacza lepiej, no i jestem współodpowiedzialny za zycie i rozwoj moich cudownych dzieci.

Anonymous - 2015-10-20, 15:12

Gratuluję Pavle Twojej szybkości w uporaniu się z analizą swojego życia.
Jesteś na forum dwa tygodnie i już dokonałeś analiz. Mi rok zajęło dojście do siebie. Teraz, po 5 latach, dalej nad sobą pracuję i nie wiem, ile mam do końca mojej drogi "analitycznej".

Pavel napisał/a:
Szukam pomocy, dlatego przeczesuje internet

Ja internet stosuję bardzo ostrożnie. Każdy tam może napisać, nie jest to recenzowane. Można z tego korzystać, gdy jest się już trochę (albo lepiej więcej) zorientowanym. Ja oparłem się na książkach, które dają większą wiarygodność informacji.

Życzę powodzenia na dalszej drodze.

Anonymous - 2015-10-20, 15:43

Jacek-sychar napisał/a:
Gratuluję Pavle Twojej szybkości w uporaniu się z analizą swojego życia.
Jesteś na forum dwa tygodnie i już dokonałeś analiz. Mi rok zajęło dojście do siebie. Teraz, po 5 latach, dalej nad sobą pracuję i nie wiem, ile mam do końca mojej drogi "analitycznej".

Pavel napisał/a:
Szukam pomocy, dlatego przeczesuje internet

Ja internet stosuję bardzo ostrożnie. Każdy tam może napisać, nie jest to recenzowane. Można z tego korzystać, gdy jest się już trochę (albo lepiej więcej) zorientowanym. Ja oparłem się na książkach, które dają większą wiarygodność informacji.

Życzę powodzenia na dalszej drodze.



Nie wiem czy dobrze to odczytuje, ale wydaje mi sie, ze to odbieranie mnie jako kogos komu sie wydaje, ze wszystko wie, ze wszystkim sie uporał i teraz chce tylko "naprawic" zone.
Ja w ten sposob nie mysle. Kazdy dzien przynosi nowe analizy, mnie samego rowniez, na to potrzeba wiecej niz 2 tygodnie, miesiace czy lata. Wciaz dopadają mnie chwile słabości, chociaz generalnie mocno sie wzmocniłem. Użalanie sie nad własnym losem nic mi nie da, mimo iż świadomość faktu, ze zona wyszla za mnie bardziej z chłodnej kalkulacji niz nawet naiwnej miłości boli. I to bardzo. Widocznie taka moja pokuta za przeróżne grzechy w zyciu, tylko Bog to wie, moze to forma pomocy dla mnie, dla nas...nie wiem. Rowniez traktuje internet ostrożnie, to sa wskazówki, książkami tez sie zajmę, tak jak kontaktem ze specjalistami, oni moga pomoc najbardziej.
Dziekuje za zyczenia...wszystko w rękach Boga, ale szczęściu trzeba pomoc



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group