To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Anonymous - 2015-10-13, 06:32

Pavel napisał/a:
I na koniec - zdaje sobie sprawe, ze w przypadku niektorych nalogow, jestem dosc mocno podatny na uzaleznienie (mialbym prawdopodobnie problem z hazardem, gdybym gral - nie potrafie pogodzic sie porazka, wiedziec kiedy "odpuscic", wiedzac o tym - po prostu nie gram). Jestem tez nalogowym palaczem, chociaz rzucalem palenie dwukrotnie (raz na rok, raz na dwa, obecnie wlasciwie od slubu pale niemalze tylko e-papierosa). Czyli cos w tym jest, ale wydaje mi sie, ze wielu ludzi tak ma - silna wola mozna to unieszkodliwic. Sa jakies powazne luki w moim mysleniu?

Są. Silną wolą tego się nie załatwia. To jest całkowicie odrębny problem, którego na razie jeszcze nie widzisz, tak jak kiedyś uwagi żony uważałeś za czepialstwo, choć było to uprawnione sygnalizowanie potrzeb jej i rodziny. To właśnie m.in. daje grupa wsparcia, zauważanie pewnych rzeczy, niezauważalnych wcześniej. Jedź Pavel do Cardiff, tam naprawdę będą specjaliści, też od Twojego problemu, którzy przerobili wiele żeczy na żywym organiźmie własnej rodziny. Co najmniej posłuchaj, jak się da, to i pogadaj z nimi.

Pavel napisał/a:
Nie czytalem nigdy jak funkcjonuje kobieta, ale chetnie nadrobie te braki.

Załapałeś na ten moment, że kobieta nie potrzebuje uciekającego chłopczyka, tylko faceta który ogarnia życie, choć zaczyna się ono walić (chociaż kobieta może werbalizować co innego :shock: , no cóż, tak mamy ;-) )
Lektury:
- Pulikowski J.: Ewa czuje inaczej
- Pulikowski J.: Warto być ojcem
- Chapman G.: Pięć języków miłości
- Eldredge J. : Dzikie serce
- Gray J.: Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus
No, na początek wystarczy ;-)

Anonymous - 2015-10-13, 09:43

Nirwanna napisał/a:

Są. Silną wolą tego się nie załatwia. To jest całkowicie odrębny problem, którego na razie jeszcze nie widzisz, tak jak kiedyś uwagi żony uważałeś za czepialstwo, choć było to uprawnione sygnalizowanie potrzeb jej i rodziny. To właśnie m.in. daje grupa wsparcia, zauważanie pewnych rzeczy, niezauważalnych wcześniej. Jedź Pavel do Cardiff, tam naprawdę będą specjaliści, też od Twojego problemu, którzy przerobili wiele żeczy na żywym organiźmie własnej rodziny. Co najmniej posłuchaj, jak się da, to i pogadaj z nimi.


Postaram sie wiec z całych sił tam dotrzeć, aczkolwiek to długa podróż.
Nirwanna napisał/a:

Załapałeś na ten moment, że kobieta nie potrzebuje uciekającego chłopczyka, tylko faceta który ogarnia życie, choć zaczyna się ono walić (chociaż kobieta może werbalizować co innego , no cóż, tak Mamy

Tutaj popełniałem blad, za duzo pytalem, chcac aby bylo tak jak ona chce (bo mi bez roznicy, aby ona byla zadowolona). Myslalem, ze to bedzie odbierane jako przejaw liczenia sie z nia, najwyrazniej nie rozumiem kobiecej natury, zamiast docenienia tego moze miec mnie za niezdecydowanego chłopca ktorego trzeba prowadzić za reke. A nie mam problemu z samodzielnym podejmowaniem decyzji. Jesli zas chodzi o sile, mimo mojej sytuacji ona rosnie, chociaz trudno jest byc silnym majac wizje utraty wszystkiego na czym mi w ziemskim zyciu zalezy. Ale bez tej sily nie bede mial szans na wyjście z kryzysu. O nia sie miedzy innymi modlę do Boga
Przy okazji dziekuje Tobie i innym za poświęcany czas i dzieki za spis lektur

Anonymous - 2015-10-13, 09:59

Pavel - zajmiesz się teraz lekturami? Dobry kierunek. Kibicuję Twojej zmianie nastawienia, sposobu bycia i Ciebie w nowym = nawróconym życiu. :mrgreen:
Anonymous - 2015-10-13, 10:11

Ja też kibicuję. :-D
Anonymous - 2015-10-14, 10:09

Targają mna potężne watpliwosci, mam chwile zwątpienia. Rozumiem, ze ten kryzys, nawet zakładając ze stanie sie cud, bedzie trwał dlugo. Chociaz to bardzo trudne, staram sie do tej mysli przywyknąć. Trudno jest chociażby dlatego, ze zawsze szybko sie godziliśmy, zazwyczaj tego samego dnia. Teraz, od 3 tygodni jestem traktowany jak zupelnie obca osoba, intruz.. W swoich postach ubiczowalem sie solidnie, zony nie obwinialem i nie pisalem o jej winie. Bo zawsze wolalem rozliczać siebie. Jak wiadomo - wina niemal zawsze lezy po 2 stronach. Juz przed ślubem wiedzialem jaka jest zona, ale kochałem i wciaz kocham pomimo jej wad. Obiektywnie - ona włożyła co najwyzej tyle pracy w budowę naszej miłości co ja. Brakowalo ciepła, inicjatywy, rowniez odpychała mnie od siebie, ale ja lgnalem wyszarpujac szczątki tego co chcialbym dostawac. Od bardzo dawna, dlugo przed początkiem mego grania mocno "wydzielała" mi ciepło. Otoczenie to widziało, ja zawsze jej broniłem. Ale ciepła jak nalezy byla wlasciwie tylko w stosunku do swych braci, i mamy, pozniej do dzieci. Ja mocno ja chwalilem przy ludziach (na osobności rowniez, ale rowniez mowilem co mi sie nie podoba), ona nigdy przy mnie nie powiedziała w towarzystwie o mnie nic ciepłego. To rowniez bolalo. Slowem - bo nie chodzi mi o robienie z niej "potwora" oboje bardzo malo pracowaliśmy na rzecz umacniania miłości i wzjajemnych relacji bardzo mocno zabraklo dialogu - ja lubie rozwiązywać problemy tu i teraz, zona nie lubi trudnych tematów, woli zamiatać je pod dywan. W rezultacie - codzienność, praca, dzieci, problemy finansowe (żyjemy z mojej pensji bo dzieci sa male), moje granie w chwilach gdy pownienem dawac jej siebie spowodowały wzajemne oddalanie. Bo nie tylko gra byla powodem mego oddalania si od niej - mialem dosc, ze niemal tylko ja podchodzę sie przytulać, łagodze konflikty bez wzgledu na to czyja byla wina, inicjatywa seksualna od poczatku naszej relacji tez wychodziła tylko ode mnie. Tyle ze ja nie przestalem jej kochać, dla mnie małżeństwo to zwiazek na cale zycie. Nie wiem, moze zona jest wszystkim zmęczona (widze to), moze ma depresje, moze rowniez przestała wierzyc we mnie, w nas wierzyc. Zabraklo pracy i dialogu, z pewnoscia zabraklo tez Boga. A mimo wszystko bylo wiele pięknych chwil (nawet dosc niedawno, choc ostatnie kilka miesiecy zwlaszcza nie byly zbyt obfite), byla miłość i sa jej dwa cudowne owoce. Co by bylo gdybysmy razem zaczeli pracowac tak jak powinni pracowac małżonkowie? Co mam zrobic gdy ona postanowi odstawić mnie i bawic sie w samotna matkę (finansowo sobie jakos poradziłaby, socjal w Uk sprzyja samotnym matkom). Niestety, ma "przyjaciółkę" będąca samotna matka, i wiem ze ta wcale nie chce NAM pomoc. Jak sprawić, by zrozumiała ze to krzywdzenie dzieci, odbieranie im na starcie życiowych szans, ze NIE MAMY PRAWA bez walki o małżeństwo ich tego pozbawiać. Niestety nie ma w jej otoczeniu nikogo, kto by powiedzial - idz i pracuj ie razem, walcz. Słyszy co najwyzej - daj mu szanse, ale nic na sile. To rowniez znak czasow - dzisiaj ludzie czesto wola isc na łatwiznę, niz naprawiać.
Anonymous - 2015-10-14, 20:17

Pavel napisał/a:
To rowniez znak czasow - dzisiaj ludzie czesto wola isc na łatwiznę, niz naprawiać.


Buduje się długo i mozolnie - rozwalić można bez problemu i szybko. Pełna racja - taki znak czasów. (A i Rozwalający jakie ma pewnie perspektywy świetlanej przyszłości...)

Choć niektórzy na ruinach budują na nowo i podobno nawet im się udaje.

Anonymous - 2015-10-15, 00:45

Przeczytalem dzis w dzien, tu, na forum to: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=9306. Piekny post, przeczytalem dwa razy, choc dotarlo juz za pierwszym. Doznalem kolejnego przebudzenia w niedlugim odstepie czasu, czyli jak juz ktos mi wspomnial - pierwsze wg mnie obudzenie bylo tylko ocknieciem sie. Teraz otwieram oczy, ale pewnie zanim dokladnie zrozumiem wszystkie aspekty z tego wpisu, uplynie jeszcze troche czasu. Ale rozumiem juz, jaki bylem niecierpliwy, jak malo rozumialem, jak egoistycznie i "po ludzku" podchodzilem do tego kryzysu. Dzisiejsza modlitwa i ten post daly mi duzo sily. Na tyle duzo, ze pierwszy raz od 3 tygodni mialem ochote jesc, bylem spokojny, duzo silniejszy. Zrozumialem, jak niewiele rozumialem dotychczas z tego co sie wokol mnie dzieje. Tak, gdyby nie ten kryzys, nie wiem kiedy bym zrozumial, ze juz dawno zgubilem droge. Od lat nie jestem tym czlowiekiem jakim kiedys chcialem byc, mimo ze zawsze staralem sie przestrzegac dekalogu i zyc zgodnie ze swym sumieniem (co nie zawsze wychodzilo). Masa pracy przede mna, ale jednoczesnie mam kolejna motywacje. Zona powiedziala, ze da nam szanse (co prawda jeszcze nie teraz, bo za duzo w niej zalu i bolu). To duze COS, swiatelko w dlugim tunelu, ktory dzieki bozej pomocy, wykonujac ciezka prace nad soba, mam szanse przejsc, i odzyskac milosc zony. Nie wiem jeszcze jak to zrobie, wiem ze postaram sie pracowac nad soba i sie zmienic, ufajac Stworcy moze sie udac.
Anonymous - 2015-10-15, 14:23

Kiedy uczeń jest gotowy, spotyka nauczyciela. Oczywiscie mam na mysli gotowość do rozpoczęcia nauki. Dzis innaczej juz patrze na ten kryzys, moze sie spieszę z głoszeniem nowopoznanych madrosci, ale czynie to zarowno z radosci ich odkrycia, jak i nadziei, ze moze przeczytanie tego pomoze kiedys komus innemu. Jestem pewien, ze to Stwórca nakierował mnie na to forum, tak jak tego, ze ten kryzys ma swoj cel i najwyrazniej byl potrzebny. Dziekuje za liste lektur, na razie w formie audiobooka (jestem kierowca, zawsze to przyjemne z pożytecznym)zaczalem sluchac Greya ("Mezczyzni sa z Marsa a kobiety z Wenus"). Moj nieżyjący tata kupil taka jakies 10 lat temu, i choc nieco mnie interesowała , nigdy do niej nie zajrzałem. Po wysłuchaniu 1/4 ksiazki, zrozumiałem, ze poza brakiem Boga w naszym zyciu (co skutkowało uporem, złością i brakiem wyrozumiałości), przynajmniej ja jestem modelowym mężczyzna, pewnie tak samo w przypadku zony. Nie rozumieliśmy sie wzajemnie, niemal wszystkie nasze konflikty, żale i niepowodzenia wynikały z lenistwa, egoizmu, ale rowniez braku zrozumienia jak bardzo sie od siebie różnimy, jak inne jako kobieta i mężczyzna mamy oczekiwania, jak roznie odbieramy te same sytuacje itd itp. Dlaczego w szkołach zamiast uczyc setek bzdur nieprzydatnych w zyciu, nie wprowadza takich lektur i takiej nauki?
Zycze wszystkim miłego dnia, dziekuje za Wasza pomoc, pewnie jeszcze bede sie o nia zwracałl. Nie watpie, ze nadejdą jeszcze trudne chwile, ale z pomocą Boga dam rade. On naprawde dokonał cudu. Juz teraz, kierując mnie tutaj. Gdy kilka dni temu czytalem, ze zamiast praktycznych rad i psychologicznego rozgryzienia problemu proponujecie mi powrót do Boga, pytacie o moja wiarę, myslalem "a w czym niby i jak mi mialby Bog pomoc", podczas gdy dobry Pan, gdy tylko w rozpaczy sobie o nim przypomnialem od razu wyciągnął do mnie reke i pokierował tutaj. Niby maly, a jednak wielki cud. Chwala Panu!!!

Anonymous - 2015-10-16, 09:32

Witam, chcialbym poznać spojrzenie kogos z zewnatrz na to co sie wczoraj wydarzyło. Chociaz mialem wrazenie ze zona jest w zlym nastroju, nie wycofałem sie (to byl z pewnoscia blad). W ktoryms momencie rozmowy, weszliśmy na temat piątków, ja powiedziałem ze wolalbym grac w pilke w piątki, ona zas powiedziała, ze jej by to nie pasowało, bo chciałaby czasem gdzies wyjsc. Wyszlo, ze chciala isc na imprezę z psiapsiolka (ktorej nie ufam), pomysl upadł bo sie niezbyt dobrze czuła. Przedtem niemialem problemow aby czasem sobie gdzies sama wyszla, ale wydaje mi sie, ze zwlaszcza w obecnej sytuacji to nie jest dobry pomysl. Zreszta ta jej psiapsiolka niedawno w rozmowie ze mna sama mówiła, ze dziwiła sie ze nie mam z czyms takim problemow, bo takie wyjscia moga tylko zaszkodzić. A niedługo pózniej namawia zonę na wyjście. To hipokryzja, a moze ona uwaza, ze zona jest juz singlem. Moze tez (chyba najmnjej mozliwe) chciala doprowadzić do konfliktu. Spokojnie lecz stanowczo powiedziałem zonie, ze ja nie zgadzam sie na takie imprezowanie, ze wciaz jestesmy małżeństwem i powinna liczyc sie z moim zdaniem. Wpadła we wsciekłość, co prawda nie zrobila mi awantury, ale widac bylo, ze jest wściekła, zabolało ja ze nazwałem jej psiapsiolke hipokrytka. Powiedziała ze jak bedzie chciala to bedzie wychodzic. potwierdzilem, ze jest wolnym człowiekiem, ale ja sie na cos takiego nie zgadzam, co powinna rozumiec, bo tez miala kiedys problem, abym wychodził z osobami ktorym ona nie ufa. Kazała mi dwukrotnie wyjsc. Nie wulgarnie, ale z taka wrogością jak nigdy wczesniej. Postanowilem ja nieco uspokoić, mowiac, ze nie chce sie kłócić, ale mam prawo do własnej opinii na takie tematy. Wycofałem sie i poszedlem spac. Rano napisalem jej list, piszac ze nie chce, aby sie na mnie wściekała, ale musialem wyrazić swoje stanowisko. Pytanie brzmi, czy moje uwagi byly uprawnione, czy dobrze sie zachowałem mowiac o sprzeciwie w tej sytuacji. Co o tym myślicie? Czy ona ma prawo robic co tylko chce? Czy nie pownienem reagować? Wreszcie, czy moze po zdenerwowaniu doceni moje zdecydowanie.
Anonymous - 2015-10-16, 22:08

Pavel napisał/a:
Czy ona ma prawo robic co tylko chce? Czy nie pownienem reagować? Wreszcie, czy moze po zdenerwowaniu doceni moje zdecydowanie.

Hooooooo, prawo ma, ma i to stanowione, takie sam jak ty i ja..
Tak jak my chadzamy na mecze do knajpy z kumplami i jest to święte nasze prawo, tak i Twoja żona ma prawo iść powiginać ciało śmiało. Proste....... :-(
:-(
Róznica bywa taka,że żony z regóły znają naszych kumpli i bywalców klajp, a same wybierają sie w nieznane na moim zdaniem "manewry" z obcymi. To musisz sobie sam rozpracować. Jakiś kaganiec powinniśice sobie wspólni nałożyć, co wolno , a czego nie. Bo się pogubicie

Anonymous - 2015-10-16, 23:08

Dabo napisał/a:
Róznica bywa taka,że żony z regóły znają naszych kumpli i bywalców klajp, a same wybierają sie w nieznane na moim zdaniem "manewry" z obcymi. To musisz sobie sam rozpracować. Jakiś kaganiec powinniśice sobie wspólni nałożyć, co wolno , a czego nie. Bo się pogubicie


Ja sie nie pogubie, kaganiec nalozylem w dniu, gdy zrozumialem ze chce z nia byc. Wczesniej przez ponad 10 lat mocno imprezowalem, czyli to nie tak, ze jestem nudziarzem. Po prostu dokonalem wyboru, przyjmujac wszystkie jego konsekwencje.
Nigdy nie bylem osoba chcaca kontrolowac zone, zazdrosny w granicach zdrowego rozsadku. Wczesniej nie mialem problemow, aby raz na jakis czas wyszla. Tyle, ze w obecnej sytuacji, gdy bez tego jest zle, zwlaszcza po alkoholu hamulce moga puscic. A to naszej sytuacji z pewnoscia nie poprawi. Czyli jakis strach, brak zaufania, zazdrosc jest. Prymitywne, ale rowniez zdroworozsadkowe. Nie mierze jej tez swoja miara, bo nigdy jej nie zdradzilem. Bedac nastolatkiem, w jakims tam filmie uslyszalem cos, co mi sie wrylow pamiec i z czym sie w 100% identyfikuje. Czyli - pokusy czekaja na naszej drodze, czasami nawet bardzo silne, ale myslac co moglbym zniszczyc, ile stracic, dokonuje prostego wyboru. Zadna kobieta nie jest warta rozbijania malzenstwa. Widzialem jednak w swoim zyciu wystarczajaco duzo, aby miec obawy. Bowiem wiele na codzien porzadnych kobiet oddaje sie swiezo poznanym facetom.
Nie wiem do czego sie w jej przypadku odwolywac wykreslajac takowe granice. Bo do Boga czy przysiegi malzenskiej sie nie odwolam. Uznalaby tylko ze mi odbilo, ewentualnie mnie wysmieje.
Teraz widze, ze przez ostatnie 3 tygodnie szok spowodowal, ze niezle mi odbijalo, pewnie to typowe. Ale ani na moment jednak nie zaniedbalem swoich obowiazkow. Nigdy nie powiedzialem zonie, ze zrobie jak bedzie mi sie chcialo. Bowiem bedac w zwiazku sami sie pewnej czesci wolnosci zrzekamy. Przynajmniej ja tak to rozumiem.
I wreszcie - ponawiajac pytanie - czy wlasciwie Waszym zdaniem postapilem? Pownienem udawac, ze nie mam nic przeciw? Bo z jej wychodzeniem, nawet do mojej "ulubionej" psiapsiolki na wieczor, wciaz nie mam problemu. Pod warunkiem, ze nie wraca w srodku nocy ;)

Anonymous - 2015-10-17, 01:02

Pavel napisał/a:
1... bo chciałaby czasem gdzies wyjsc.
2...ale wydaje mi sie, ze zwlaszcza w obecnej sytuacji to nie jest dobry pomysl.
3....powiedziałem zonie, ze ja nie zgadzam sie na takie imprezowanie, ze wciaz jestesmy małżeństwem i powinna liczyc sie z moim zdaniem.
4....Powiedziała ze jak bedzie chciala to bedzie wychodzic.
5....Wreszcie, czy moze po zdenerwowaniu doceni moje zdecydowanie.


1. Słusznie powiedziała - nie duś jej w domu
2. Dobry pomysł jeśli to tylko piwo czy disco
3. Jeśli wychodzi się odstresować i nic "złego" nie robi to chyba ma prawo na to w małżeństwie.
4. Masz odpowiedź jak się będzie liczyć z Twoim zdaniem jeśli jej przykręcisz śrubę.
5. Nie sądze.

Uważam że dziś faceci nie mają wpływu na niektóre żony - jak one decydują tak robią. Mając skromne doświadczenie przypuszczam że One myślą na zasadzie "tu i teraz"

Anonymous - 2015-10-18, 01:34

ryan napisał/a:
1. Słusznie powiedziała - nie duś jej w domu
2. Dobry pomysł jeśli to tylko piwo czy disco
3. Jeśli wychodzi się odstresować i nic "złego" nie robi to chyba ma prawo na to w małżeństwie.
4. Masz odpowiedź jak się będzie liczyć z Twoim zdaniem jeśli jej przykręcisz śrubę.
5. Nie sądze.

Uważam że dziś faceci nie mają wpływu na niektóre żony - jak one decydują tak robią. Mając skromne doświadczenie przypuszczam że One myślą na zasadzie "tu i teraz"


Ja nie chce jej dusic, nie mam problemu by wychodzila, ale w granicach zdrowego rozsadku (czyli nie co tydzien czy dwa), zwlaszcza majac na wzgledzie nasza obecna sytuacje. Rozumiem i doceniam mozliwe pozytywne efekty jej wychodzenia z domu, powinna sie odstresowac czy pozwierzac, poplotkowac.
Zaczynam podejrzewac, ze w zwiazku z tym wszystkim zona moze cierpiec na depresje. Mojej pomocy nie chce, czemu sie nie dziwie zwazajac na bol i kto go spowodowal. Zona powiedziala, ze sprobuje (pewnie tylko ze wzgledu na dzieci, w dodatku nie jest jeszcze na to gotowa, bo za duzo w niej bolu i urazy do mnie), ale widze ze sie miota, cierpi, tak jakby sama nie wiedziala czego chce i co czuje. W dodatku mimo ze sie nieco uspokoila (pewnie ma na to wplyw, ze i ja przestalem juz szalec - czuje sie silny tak, jaki nie bylem od bardzo dawna, mimo obecnej sytuacji), to widze ze coraz bardziej sie ode mnie odsuwa. Tak jakby albo byl ktos inny (w co juz nie wierze, ale 100% pewnosci nie mam, bo ani jej nie sledze, ani nie kontroluje), badz odczuwala do mnie coraz wieksza niechec z powodu tego, ze planuje sie zmuszac do bycia ze mna ze wzgledu na dzieci. Dzis powiedziala mi, ze poddala sie juz i stracila wiare ze moze mnie pokochac.
Rozumiem, ze na wszystko potrzebny jest czas, jestem juz gotow czekac tyle, ile Bog tego bedzie chcial. Ale zwazajac, ze jak dotychczas jej stosunek do mnie robi sie jeszcze bardziej negatywny (juz nie chce abym ja dotykal, reaguje na to nerwowo, mowie o najmniejszym dotyku, bo o przytulaniu nawet na razie nie ma mowy),mysle ze samo czekanie to nie jest najlepszy pomysl. Oczywiscie piszac samo czekanie nie mam na mysli calkowitej bezczynnosci. Bo naprawianie siebie, rozwoj i powrot do Boga to baza. Ale chce jej jakos pomoc - niestety jestem bezradny, bowiem ani ze mnie psycholog, ani lekarz. Jak mocno jest mozliwe, ze ona jest w depresji (moze sie myle, ale objawy - apatia, brak checi do czegokolwiek, chec ucieczki od obowiazkow - dom, dzieci, za duzo tez nie je, slowem - przygniotlo ja to wszystko), i jak jej pomoc z niej wyjsc? Jak osobe niezbyt wierzaca mozna naprowadzic na droge przebaczenia i wewnetrznego oczyszczenia (bo bez tego nie ma mowy, abysmy mogli zaczac od nowa)? Bez udzialu kosciola,bo nie ma szans, abym ja obecnie na to namowil (probowalem delikatnie, mowiac ze wybieram sie tam z dziecmi, i jesli chcialaby isc z nami, byloby fajnie - odmowila, nie czuje takiej potrzeby). Znacie kogos do kogo moglbym napisac, poradzic sie? Jakis duchowny psycholog lub terapeuta rodzinny?

Anonymous - 2015-10-18, 06:19

Pavel napisał/a:
mysle ze samo czekanie to nie jest najlepszy pomysl. Oczywiscie piszac samo czekanie nie mam na mysli calkowitej bezczynnosci. Bo naprawianie siebie, rozwoj i powrot do Boga to baza. Ale chce jej jakos pomoc - niestety jestem bezradny, bowiem ani ze mnie psycholog, ani lekarz. Jak mocno jest mozliwe, ze ona jest w depresji (moze sie myle, ale objawy - apatia, brak checi do czegokolwiek, chec ucieczki od obowiazkow - dom, dzieci, za duzo tez nie je, slowem - przygniotlo ja to wszystko), i jak jej pomoc z niej wyjsc? Jak osobe niezbyt wierzaca mozna naprowadzic na droge przebaczenia i wewnetrznego oczyszczenia (bo bez tego nie ma mowy, abysmy mogli zaczac od nowa)? Bez udzialu kosciola,bo nie ma szans, abym ja obecnie na to namowil (probowalem delikatnie, mowiac ze wybieram sie tam z dziecmi, i jesli chcialaby isc z nami, byloby fajnie - odmowila, nie czuje takiej potrzeby). Znacie kogos do kogo moglbym napisac, poradzic sie? Jakis duchowny psycholog lub terapeuta rodzinny?


Pavel, Cardiff.
Po co szukasz czegoś po omacku, skoro masz pod ręką specjalistów, którzy jakby specjalnie dla Ciebie do uk przyjechali, właśnie na ten moment?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group