To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Anonymous - 2015-10-11, 23:19

Pavel,
nie będę oryginalny i również dam Ci pod ponowną rozwage wyprowadzkę od rodziny.
Z kilku względów :
1. masz prawo ale i obowiązek opiekować się rodziną. Żona zostanie z dziećmi na codzień - będzie jej lżej ? choćbyś "dochodził" do rodziny to i tak nie będziesz mógł się opiekowac nią tak jak przebywając z nimi cały czas.
2. Dzieci - jak im wytłumaczysz Twoją nieobecność w domu a jednocześnie "dochodzenie" do rodziny - przecież będziesz pomagał zonie...
3. 2 tygodnie na dojście do siebie (żony), uspokojenie, itd ? przecież to nie mozliwe, to za krótki okres czasu. z tych "2 tygodni" stworzą się następne 2 i następne itd. aż minie rok, ja w przypadku Ryan'a.
4. Nie da się ratować małżeństwa przebywając z dala od siebie. Rozłąka potwierdza status quo, nie zmienia na lepsze ale utwierdza podziały.
5. Twoje uzależnienie - jak to trafnie zauważyła Kenya, brak motywacji, bieżącego zajęcia rodziną spowoduje że nałóg będzie Cię kusił znacznie mocniej niż przebywając z rodziną.
6. Wyprowadzka może być traktowana jak opuszczenie... aspekt prawny takiego określenia pewnie znasz. Dodając do tego Twój poprzedni brak zaangażowania sprawami rodziny, spowodowany nałogiem, można by wysnuć wywód, że opuszczenie rodziny zostało spowodowane chęcią kontynuowania nałogu, mając spokój od rodziny... słowem dajesz argument do rozwodu z Twojej winy.

Ostatni argument, może teraz wydaje się Ci irracjonalny, niemożliwy, nie do wykorzystania, nie do sformułowania. Jednak życie lubi płatać niemiłe niespodzianki. Może to argument na wyrost, ale lepiej dmuchać na zimne.

Jakie są Wasze relacje z Bogiem ? Twoje, żony.

Anonymous - 2015-10-12, 00:15

kenya napisał/a:
Pavel, nie sądzę by Twoja wyprowadzka była dobrym pomysłem.
Nie jesteś tylko mężem, ale jesteś także ojcem. Wobec dzieci masz zobowiązania.
Jak masz je wypełniać skoro na prośbę żony masz z domu zniknąć?


Mi rowniez sie ten pomysl kompletnie nie podoba, i to bardzo. Z dziecmi zobacze sie po pracy dwa razy w tygodniu, plus zabiore je w oba nadchodzace weekendy. Nie ma co dramatyzowac, bo chociaz nie gra mi to, ze nie bede ich widywal codziennie, oraz to, ze bede spal poza domem, to mozna to potraktowac tak jakbym sporo wiecej pracowal. Dwa tygodnie to nie koniec swiata, a zakladajac czarny scenariusz (czego nie robie), to sie moze stac moja przyszloscia.

kenya napisał/a:
Jakie profity i komu przyniesie Twoja nieobecność w domu?
Nie rozumiem dlaczego Twoja obecność powoduje , że żona w jakiś sposób odchodzi od zmysłów, jak sam to określasz?
Rozumiem, że proces naprawczy siebie samego jest w toku i nie jest jeszcze ukończony, ale chyba oczywista chęć poprawy, deklarowana przez Ciebie jasno, starania itd. powinny ucieszyć kochającą żonę. Dlaczego jest taka nieprzejednana? Przecież jej reakcja na Twoją obecność powinna wobec Twojej zmiany podlegać korekcji, choćby z tego powodu że jesteś ojcem Waszych dzieci i masz prawo być z nimi a ONE z Tobą. :-)


Ja osobiscie nie widze zadnych profitow, mam nadzieje, ze zonie to pomoze i sie uspokoi nieco. Sam nie wiem, dlaczego moja obecnosc az tak ja denerwuje, wiem, ze jest juz mocno przewrazliwiona. Poswiecam sie majac nadzieje, ze to pomoze. Moje deklaracje, przyznanie sie do winy nie dosc ze jej nie ucieszyly, a wrecz bardziej rozdraznily, spowodowaly jeszcze wieksza niechec. Poza tym nie wierzy w to ze zmiany beda na stale, i co najwazniejsze - juz nie jest kochajaca zona - z jej slow oraz zachowania wiem, ze mnie juz nie kocha, czuje wrogosc, niechec i zmeczenie moja osoba. Czytajac o innych kryzysach, wiem ze tak nierzadko bywa, zona jest zas wyjatkowo uparta i nieprzejednana. Na chwile obecna - nie ma najwyrazniej mnie w sercu, moze czas pozwoli na przebaczenie mi, uspokojenie sie i spojrzenie na to wszystko z bardziej rozsadnej i racjonalnej perspektywy.
kenya napisał/a:

Pavel napisał/a:
Wiem, ze to ze calkowicie przestalem grac, nie oznacza calkowitej wolnosci.
Pokusa pewnie wroci wiele razy,ale wiem ze mam sile aby ja pozegnac na wejsciu


Dobrze byś był świadomy zagrożeń jakie obecnie niesie oddzielne mieszkanie, w sytuacji kiedy Twoje uzależnienie TYLKO jest w stanie uśpienia. Przyczyny jego powstania i cały mechanizm tworzenia swojego uzależnienia jest nie do końca uświadomiony i przerobiony. Jeśli zostawisz to tak jak jest, tzn. przestajesz ze strachu przed stratą, to taka zmiana może nie okazać się stałą zmianą.
Co więcej, natura uzależnień jest taka, że w nieprzerobionych psychologicznie przypadkach, uzależnienie lubi wracać pod inną postacią.
I choć sam deklarujesz inaczej, nie jest to takie jasne i oczywiste, że potrafisz mu się oprzeć w każdej sytuacji, łącznie z taką kiedy jesteś z dala od rodziny, sam lub samotny, lub jedno i drugie.
Chcieć nie zawsze przekłada się na móc.
Tutaj trzeba chyba byś swoją deklarację definitywnego porzucenia grania poparł stosowną pracą z uwzględnieniem wsparcia psychologicznego. Taki KONKRETNY krok może dla żony oznaczać Twoją rzeczywistą wiarygodność, daleko większą, niż tylko słowne deklaracje o jego zakończeniu i chęci zmian.

Nie jest potrzebny mi lekarz aby wytrwac w postanowieniu porzucenia gry. Nie zrobilem tego tylko bojac sie rozpadu malzenstwa. Zrozumialem bowiem jak wiele mnie omijalo, jak kretynskie jest spedzanie czasu w taki sposob, oraz jaka cene place za szczeniackie uzaleznienie. Innych nalogow zastepczych nie rozwazam- alkoholikiem nie mam szans zostac - nie lubie byc pijany i nigdy nie pije majac problemy, mam nauczke z domu rodzinnego czym jest alkoholizm. Narkotykow zas rowniez nie biore, nawet okazyjnie. Problem byl taki, ze sciagnalem te gre z nudow w pracy, gra niestety zas byla z takich ktore nigdy sie nie koncza. Ja zas najwyrazniej wbilem sobie do pustej glowy ze musze (???) byc w nia dobry, tak jak kiedys jako dzieciak - dazenie do perfekcji, szkoda tylko ze kosztem tego, co zawsze bylo moim marzeniem i jest dla mnie najwazniejsze. Sam wciaz nie potrafie zrozumiec, jak moglem wsiaknac i uzaleznic sie od takiej bzdury. Miewalem chwile slabosci w zyciu, ale zawsze(poza tym tragicznym w skutki wyjatkiem) sobie niezle z tym radzilem. To co pisalem, ze ponioslem porazke (zwlaszcza, ze tak naprawde moja wina w tej porazce bylo nadmierne zaufanie nieodpowiedzialnemu bratu) i ucieklem w swiat wirtualny, jest tylko teoria, to moze ale wcale nie musi byc jkaas przyczyna mego wsiakniecia w te gre. Rownie mocna, jesli nie bardziej prawdopodobna teoria o przyczynach wciagniecia sie jest fakt, iz jak cos robie, oddaje sie temu - chce to zrobic najlepiej jak potrafie.

Anonymous - 2015-10-12, 00:48

GregAN napisał/a:
Pavel,
nie będę oryginalny i również dam Ci pod ponowną rozwage wyprowadzkę od rodziny.
Z kilku względów :
1. masz prawo ale i obowiązek opiekować się rodziną. Żona zostanie z dziećmi na codzień - będzie jej lżej ? choćbyś "dochodził" do rodziny to i tak nie będziesz mógł się opiekowac nią tak jak przebywając z nimi cały czas.
2. Dzieci - jak im wytłumaczysz Twoją nieobecność w domu a jednocześnie "dochodzenie" do rodziny - przecież będziesz pomagał zonie...
3. 2 tygodnie na dojście do siebie (żony), uspokojenie, itd ? przecież to nie mozliwe, to za krótki okres czasu. z tych "2 tygodni" stworzą się następne 2 i następne itd. aż minie rok, ja w przypadku Ryan'a.
4. Nie da się ratować małżeństwa przebywając z dala od siebie. Rozłąka potwierdza status quo, nie zmienia na lepsze ale utwierdza podziały.
5. Twoje uzależnienie - jak to trafnie zauważyła Kenya, brak motywacji, bieżącego zajęcia rodziną spowoduje że nałóg będzie Cię kusił znacznie mocniej niż przebywając z rodziną.
6. Wyprowadzka może być traktowana jak opuszczenie... aspekt prawny takiego określenia pewnie znasz. Dodając do tego Twój poprzedni brak zaangażowania sprawami rodziny, spowodowany nałogiem, można by wysnuć wywód, że opuszczenie rodziny zostało spowodowane chęcią kontynuowania nałogu, mając spokój od rodziny... słowem dajesz argument do rozwodu z Twojej winy.

Ostatni argument, może teraz wydaje się Ci irracjonalny, niemożliwy, nie do wykorzystania, nie do sformułowania. Jednak życie lubi płatać niemiłe niespodzianki. Może to argument na wyrost, ale lepiej dmuchać na zimne.

Jakie są Wasze relacje z Bogiem ? Twoje, żony.


Myslalem dzis o sprzeciwie i cofnieciu zgody na wyprowadzke, ale czuje ze to by ja mocno zdenerwowalo. Ja rowniez nie wierze, ze cos sie w tym czasie mocno zmieni, mam jednak nadzieje zezona nieco ochlonie. Nie chce z nia walczyc, zwlaszcza teraz. A po 2 tygodniach wroce, cokolwiekby sie nie dzialo, i czegokolwiek by nie powiedziala. Wyniose sie tylko w przypadku, gdyby szkodzilo to mocno dzieciom (ewentualne klotnie, chociaz ja sie klocic nie zamierzam), ale mam nadzieje, ze zona nie bedzie taka egoistka.
Jesli zas chodzi o aspekt prawny - wiem, ze nigdy nic nie wiadomo, ale jesli zona posunela by sie do czegos takiego, oznaczaloby to walke na noze. Ja zas, takowej prowadzil nie bede. Nie jestem tego typu czlowiekiem.
Nasze relacje z Bogiem? Zona jest wlasciwie niewierzaca (z domu katoliczka, ale samo malzenstwo i przysiega przed Bogiem, nie znacza dla niej tyle co dla mnie. Ja zas, wierze w Boga, przysiege malzenska taktuje smiertelnie powaznie, ale nie praktykuje. Tesknie od dawna za byciem czescia wspolnoty, wiem tez ze nie praktykujac odsunalem sie mocno od Stworcy, nie potrafie tylko sie przelamac, by w imie tej tesknoty zawierac takie kompromisy. Wiem, ze z jednej strony wyszloby mi to na dobre,z drugiej strony - chcialbym byc czascia wspolnoty takiej, jaka byli pierwsi chrzescijanie np. w "Szacie".

Anonymous - 2015-10-12, 01:01

diola napisał/a:
Pavel,

czy Wy rozmawialiście w miarę poważnie na temat tego co zaszło, co zrobicie wspólnie, aby z tego wyjść? czy propozycja wyprowadzki coś zmieni?
A co będzie jak za dwa tygodnie żona nadal nie będzie chciała abyś z nią i dziećmi zamieszkał?
Trudniej się będzie wprowadzić niż teraz wyprowadzić.

Pomyśl czy ten czas wyczerpaliście wszystkie możliwości. Można zawsze spać w drugim pokoju, ale być przy dzieciach. Może zacznij być dobrym tatą, bez narzucania się żonie, dla której ta zmiana może być szokująca. Chociaż nie rozumiem (zakładając że nie ma tego trzeciego) dlaczego tak ją to drażni. Ta pozytywna zmiana męża powinna cieszyć. Chyba że znacznie więcej was poróżniło.

Nie rozumiem co dają dwa tygodnie - dla poważnego kryzysu to mało. Pewnie czytasz historie z forum, to zajmuje czasem lata.
Mój mąż był poza domem pół roku. Jesteś na to gotowy? Przemysł Paveł czy jedyne wyjście, czy nie możecie się inaczej dogadać, czy musisz opuścić też dzieci, jak one to odbiorą?


Zona nie chce rozmawiac. Jakies rozmowy byly, chociaz trafniejszym okresleniem bylby monolog ze wstawkami. I za kazdym razem to ja je inicjuje, ona mowi ze to wszystko jest dla niejtrudne, zreszta widze to po niej, ale. Zona na chwile obecna nie chce nic naprawiac. Zastanawia sie, czy dla dobra dzieci nie dac nam szansy, ale nie jest na to gotowa i w to nie wierzy. Przestala mnie kochac - moje chore zaangazowanie w gre przez ponad 2 lata, oraz wynikajace z tego zaniedbywanie jej i jej potrzeb spowodowaly, iz nie wierzy, ze mnie znow pokocha. A w malzenstwie, tylko ze wzgledu na dzieci nie chce tkwic

Anonymous - 2015-10-12, 06:54

Pavel napisał/a:
Mi rowniez sie ten pomysl kompletnie nie podoba, i to bardzo.


To dlaczego chcesz zrobić coś, co Ci się nie podoba?

Pavel napisał/a:
Z dziecmi zobacze sie po pracy dwa razy w tygodniu, plus zabiore je w oba nadchodzace weekendy. Nie ma co dramatyzowac, bo chociaz nie gra mi to, ze nie bede ich widywal codziennie, oraz to, ze bede spal poza domem, to mozna to potraktowac tak jakbym sporo wiecej pracowal.


Nie ma co dramatyzować?
Powiedz to dzieciom.

Pavel napisał/a:
to mozna to potraktowac tak jakbym sporo wiecej pracowal.


Nie można.
Jak myślisz, jak będą się czuć dzieci kiedy będziesz je "oddawał" mamusi po wspólnie spędzonym z nimi czasie, zostawiał je i odchodząc w siną dal?
One tego ne potrafię zrozumieć!

Pavel napisał/a:
Dwa tygodnie to nie koniec swiata, a zakladajac czarny scenariusz (czego nie robie), to sie moze stac moja przyszloscia.


Nie jesteś niestety świadomy, co się dzieje w Twoim życiu.
Dwa tygodnie? Ile osób ma napisać Ci, że nie skończy się na dwóch tygodniach.

Pavel napisał/a:
a osobiscie nie widze zadnych profitow, mam nadzieje, ze zonie to pomoze i sie uspokoi nieco.


Dwa tygodnie? Naprawdę liczysz, że w ciągu tych dwóch tygodniach pokocha Cię na powrót? Wierzysz w to, czy tylko masz takie marzenia?

Pavel napisał/a:
Poza tym nie wierzy w to ze zmiany beda na stale, i co najwazniejsze - juz nie jest kochajaca zona - z jej slow oraz zachowania wiem, ze mnie juz nie kocha, czuje wrogosc, niechec i zmeczenie moja osoba. Czytajac o innych kryzysach, wiem ze tak nierzadko bywa, zona jest zas wyjatkowo uparta i nieprzejednana. Na chwile obecna - nie ma najwyrazniej mnie w sercu, moze czas pozwoli na przebaczenie mi, uspokojenie sie i spojrzenie na to wszystko z bardziej rozsadnej i racjonalnej perspektywy.


Przeczytaj co napisałeś. I te dwa tygodnie uważasz, że zmienią jej wrogość do Ciebie, jej upór i nieprzejednanie?
Przebaczyć w dwa tygodnie? Tego oczekujesz od żony? Nie za dużo oczekujesz?
Na forum często mówi się, że naprawia się małżeństwo tyle czasu ile się go psuło, a Ty wierzysz, że dwa tygodnie Twojej nieobecności w domu wszystko zmieni?

Pavel napisał/a:
A po 2 tygodniach wroce, cokolwiekby sie nie dzialo,


Ale uczucia opuszczenia przez ojca, jakie poczują Twoje dzieci już nie cofniesz. Dzieci będą się bały każdego Twojego wyjścia z domu. Nawet do pracy. Nigdy nie będą już pewne czy wrócisz. Pomyśl o tym.

Pavel napisał/a:
Wyniose sie tylko w przypadku, gdyby szkodzilo to mocno dzieciom (ewentualne klotnie, chociaz ja sie klocic nie zamierzam), ale mam nadzieje, ze zona nie bedzie taka egoistka.


Jeśli uważasz, że kłótnie w domu (których zresztą jak piszesz nie będziesz prowadził), szkodzą dzieciom bardziej niż ch opuszczenie przez ojca, to bardzo się mylisz.
Bywa tak, że dzieci uciekają z domów dziecka do rodzinnego domu, gdzie jest alkoholizm i przemoc domowa. A jednak uciekają i wracają do takiego domu. Jak myślisz dlaczego?
Bo tam jest ich mama, ich tata. One wolą takiego ojca, niż żadnego.
Nie pisz więc, że dla ich dobra wyprowadziłbyś się.

Anonymous - 2015-10-12, 06:54

Pavel napisał/a:
Nie jest potrzebny mi lekarz aby wytrwac w postanowieniu porzucenia gry. Nie zrobilem tego tylko bojac sie rozpadu malzenstwa. Zrozumialem bowiem jak wiele mnie omijalo, jak kretynskie jest spedzanie czasu w taki sposob, oraz jaka cene place za szczeniackie uzaleznienie. Innych nalogow zastepczych nie rozwazam- alkoholikiem nie mam szans zostac - nie lubie byc pijany i nigdy nie pije majac problemy, mam nauczke z domu rodzinnego czym jest alkoholizm. Narkotykow zas rowniez nie biore, nawet okazyjnie. Problem byl taki, ze sciagnalem te gre z nudow w pracy, gra niestety zas byla z takich ktore nigdy sie nie koncza. Ja zas najwyrazniej wbilem sobie do pustej glowy ze musze (???) byc w nia dobry, tak jak kiedys jako dzieciak - dazenie do perfekcji, szkoda tylko ze kosztem tego, co zawsze bylo moim marzeniem i jest dla mnie najwazniejsze. Sam wciaz nie potrafie zrozumiec, jak moglem wsiaknac i uzaleznic sie od takiej bzdury. Miewalem chwile slabosci w zyciu, ale zawsze(poza tym tragicznym w skutki wyjatkiem) sobie niezle z tym radzilem. To co pisalem, ze ponioslem porazke (zwlaszcza, ze tak naprawde moja wina w tej porazce bylo nadmierne zaufanie nieodpowiedzialnemu bratu) i ucieklem w swiat wirtualny, jest tylko teoria, to moze ale wcale nie musi byc jkaas przyczyna mego wsiakniecia w te gre. Rownie mocna, jesli nie bardziej prawdopodobna teoria o przyczynach wciagniecia sie jest fakt, iz jak cos robie, oddaje sie temu - chce to zrobic najlepiej jak potrafie.


Pavel, ależ Ty wciąż masz pijane myślenie. :-? Pijane = uzależnieniowe, od czegokolwiek, wstaw dowolność. To co robisz to jest klasyczna racjonalizacja. Alkoholik w takich przypadkach mówi, że nie jest alkoholikiem, bo nie leży pijany pod barem, i w ogóle kontroluje swoje picie. Ale schemat dotyczy każdego nałogu.
I teraz uważaj - NIKT, absolutnie nikt, nie planuje wpaść w uzależnienie, to się dzieje poza świadomością człowieka. Bywa, że człowiek budzi się, jak wokół ma już tylko ruiny i zgliszcza. Podziękuj żonie, że Cię trochę obudziła, i wykorzystaj to. Bo do całkowitego obudzenia jeszcze trochę pracy przed sobą masz.
Pavel napisał/a:
Myslalem dzis o sprzeciwie i cofnieciu zgody na wyprowadzke, ale czuje ze to by ja mocno zdenerwowalo. Ja rowniez nie wierze, ze cos sie w tym czasie mocno zmieni, mam jednak nadzieje zezona nieco ochlonie. Nie chce z nia walczyc, zwlaszcza teraz. A po 2 tygodniach wroce, cokolwiekby sie nie dzialo, i czegokolwiek by nie powiedziala. Wyniose sie tylko w przypadku, gdyby szkodzilo to mocno dzieciom (ewentualne klotnie, chociaz ja sie klocic nie zamierzam), ale mam nadzieje, ze zona nie bedzie taka egoistka.
Jesli zas chodzi o aspekt prawny - wiem, ze nigdy nic nie wiadomo, ale jesli zona posunela by sie do czegos takiego, oznaczaloby to walke na noze. Ja zas, takowej prowadzil nie bede. Nie jestem tego typu czlowiekiem.

Czytasz forum? Wyciągasz wnioski z historii innych ludzi? Czytasz coś o tym jak funkcjonuje kobieta? czego oczekuje od mężczyzny? weryfikujesz to ze swoją postawą?
Pavel napisał/a:
Tesknie od dawna za byciem czescia wspolnoty, wiem tez ze nie praktykujac odsunalem sie mocno od Stworcy, nie potrafie tylko sie przelamac, by w imie tej tesknoty zawierac takie kompromisy.

O jakich kompromisach mówisz?
Tęsknisz? Tu: http://www.krlradio.com/co-gdzie-i-kiedy/548-sycha będziesz miał wkrótce Sychar u siebie w UK. Skorzystasz?

Anonymous - 2015-10-12, 07:49

Pavel napisał/a:


Przestala mnie kochac - moje chore zaangazowanie w gre przez ponad 2 lata, oraz wynikajace z tego zaniedbywanie jej i jej potrzeb spowodowaly, iz nie wierzy, ze mnie znow pokocha. A w malzenstwie, tylko ze wzgledu na dzieci nie chce tkwic



Paveł,
przeczytaj jeszcze raz co napisałeś. Tu nie chodzi o dwa tygodnie.
Otrząśnij się i zajmij chociaż dziećmi na ten czas.

Anonymous - 2015-10-12, 08:27

Ja wiem, ze jej uczucia w te 2 tygodnie sie nie zmienia. Ja mam nadzieje, ze zona ochłonie na tyle, abysmy mogli zyc pod jednym dachem "obok" siebie na poczatek. Jesli dzis jej powiem ze jednak sie wieczorem nie wyniosę, czuje ze zwiększę tylko jej wrogość wobec siebie. Z sytuacji, w ktorej zastanawia sie nad proba spróbowania ze wzgledu na dzieci, moze dojsc do takiej gdy sie uprze i za wszelka cene bedzie chciala to definitywnie zakończyć. Znam ja na tyle, ze wiem, ze pownienem to zakladac. A tego sie zwyczajnie boje. Bo ona ma juz wszystkiego dosc, nie radzi sobie z tym duzo bardziej niz ja, ucieka ode mnie, od wszystkiego.
Nie bagatelizuje wyprowadzki, decyzja nie przyszla mi latwo. Wiem ze one na tym ucierpią, mimo ze sa malutkie. Wiem tez, ze zona nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji wyprowadzki nawet na te 2 tygodnie. I tego zmienic nie jestem w stanie, bo z nia sie nie da teraz rozmawiać. Racjonalność nie istnieje w tym momencie. Lepiej z nia otwarcie walczyc?

Anonymous - 2015-10-12, 08:52

Pavel napisał/a:
Lepiej z nia otwarcie walczyc?


Otwarcie - to masz obowiązek żyć w prawdzie o sobie.

Czy uczestniczysz w terapii?

Anonymous - 2015-10-12, 09:18

Nirwanna napisał/a:
Pavel napisał/a:
Nie jest potrzebny mi lekarz aby wytrwac w postanowieniu porzucenia gry. Nie zrobilem tego tylko bojac sie rozpadu malzenstwa. Zrozumialem bowiem jak wiele mnie omijalo, jak kretynskie jest spedzanie czasu w taki sposob, oraz jaka cene place za szczeniackie uzaleznienie. Innych nalogow zastepczych nie rozwazam- alkoholikiem nie mam szans zostac - nie lubie byc pijany i nigdy nie pije majac problemy, mam nauczke z domu rodzinnego czym jest alkoholizm. Narkotykow zas rowniez nie biore, nawet okazyjnie. Problem byl taki, ze sciagnalem te gre z nudow w pracy, gra niestety zas byla z takich ktore nigdy sie nie koncza. Ja zas najwyrazniej wbilem sobie do pustej glowy ze musze (???) byc w nia dobry, tak jak kiedys jako dzieciak - dazenie do perfekcji, szkoda tylko ze kosztem tego, co zawsze bylo moim marzeniem i jest dla mnie najwazniejsze. Sam wciaz nie potrafie zrozumiec, jak moglem wsiaknac i uzaleznic sie od takiej bzdury. Miewalem chwile slabosci w zyciu, ale zawsze(poza tym tragicznym w skutki wyjatkiem) sobie niezle z tym radzilem. To co pisalem, ze ponioslem porazke (zwlaszcza, ze tak naprawde moja wina w tej porazce bylo nadmierne zaufanie
nieodpowiedzialnemu bratu) i ucieklem w swiat wirtualny, jest tylko teoria, to moze ale wcale nie musi byc jkaas przyczyna mego wsiakniecia w te gre. Rownie mocna, jesli nie bardziej prawdopodobna teoria o przyczynach wciagniecia sie jest fakt, iz jak cos robie, oddaje sie temu - chce to zrobic najlepiej jak potrafie.


Pavel, ależ Ty wciąż masz pijane myślenie. :-? Pijane = uzależnieniowe, od czegokolwiek, wstaw dowolność. To co robisz to jest klasyczna racjonalizacja. Alkoholik w takich przypadkach mówi, że nie jest alkoholikiem, bo nie leży pijany pod barem, i w ogóle kontroluje swoje picie. Ale schemat dotyczy każdego nałogu.
I teraz uważaj - NIKT, absolutnie nikt, nie planuje wpaść w uzależnienie, to się dzieje poza świadomością człowieka. Bywa, że człowiek budzi się, jak wokół ma już tylko ruiny i zgliszcza. Podziękuj żonie, że Cię trochę obudziła, i wykorzystaj to. Bo do całkowitego obudzenia jeszcze trochę pracy przed sobą masz.
Pavel napisał/a:
Myslalem dzis o sprzeciwie i cofnieciu zgody na wyprowadzke, ale czuje ze to by ja mocno zdenerwowalo. Ja rowniez nie wierze, ze cos sie w tym czasie mocno zmieni, mam jednak nadzieje zezona nieco ochlonie. Nie chce z nia walczyc, zwlaszcza teraz. A po 2 tygodniach wroce, cokolwiekby sie nie dzialo, i czegokolwiek by nie powiedziala. Wyniose sie tylko w przypadku, gdyby szkodzilo to mocno dzieciom (ewentualne klotnie, chociaz ja sie klocic nie zamierzam), ale mam nadzieje, ze zona nie bedzie taka egoistka.
Jesli zas chodzi o aspekt prawny - wiem, ze nigdy nic nie wiadomo, ale jesli zona posunela by sie do czegos takiego, oznaczaloby to walke na noze. Ja zas, takowej prowadzil nie bede. Nie jestem tego typu czlowiekiem.

Czytasz forum? Wyciągasz wnioski z historii innych ludzi? Czytasz coś o tym jak funkcjonuje kobieta? czego oczekuje od mężczyzny? weryfikujesz to ze swoją postawą?
Pavel napisał/a:
Tesknie od dawna za byciem czescia wspolnoty, wiem tez ze nie praktykujac odsunalem sie mocno od Stworcy, nie potrafie tylko sie przelamac, by w imie tej tesknoty zawierac takie kompromisy.

O jakich kompromisach mówisz?
Tęsknisz? Tu: http://www.krlradio.com/co-gdzie-i-kiedy/548-sycha będziesz miał wkrótce Sychar u siebie w UK. Skorzystasz?


Nie bagatelizuje tego nalogu. Nie bez przyczyny moje małżeństwo jest w takim miejscu, mimo wielu sygnałów wysyłanych przez zone. Na poczatek musze sobie poradzic z tym sam - powody: chocby finansowe. Jesli nie bede dawal rady sam, wtedy zdecyduje sie na pomoc z zewnatrz.
Przeczytalem wiekszosc tematów na forum. Wyciągam wnioski, na ile potrafie. Wiem ze 2 tygodnie to nic, jedyne na co mam nadzieje (nikła), to na to, ze bedziemy mogli współistnieć w jednym domu, czekając az zona mi wybaczy i zechce sprobowac zaczac wszystko od nowa. Cofnięcie zgody na wyprowadzkę wg mojej oceny wprowadziłoby tylko dodatkowe zle emocje. Bo zona nie mysli racjonalnie, tego jestem pewien. Wiem, ze ta decyzja nie jest dobra - dla dzieci, małżeństwa, dla mnie, ale nie chce aby ona to teraz zakończyła. Poza tym - coz bede mogl zrobic, gdy zechce abym sie wyprowadził na stale? Zaprzeć sie i zyc z nia pod jednym dachem wbrew jej woli? Moze to przynieść cos dobrego?

Dziekuje za link, jestem zainteresowany ogniskiem. Kompromisy - kościół stworzyli ludzie, wiele rzeczy mi sie w nim nie podoba. moglbym rozmawiać o tym godzinami. Tyle ze to chyba nie jest odpowiednie miejsce na takie dyskusje. Tak czy owak - na chwile obecna jestem zdecydowany, aby zaczac znowu chodzic na msze - bo od dawna docierało do mnie, ze nie szukając kontaktu z Bogiem w taki sposob, nie robie nic, ciagle sie oddałam od Boga. A to nie pomaga w codziennym zyciu i pracy nad soba.

Anonymous - 2015-10-12, 09:19

Pavel napisał/a:
Moje deklaracje, przyznanie sie do winy nie dosc ze jej nie ucieszyly, a wrecz bardziej rozdraznily, spowodowaly jeszcze wieksza niechec. Poza tym nie wierzy w to ze zmiany beda na stale, i co najwazniejsze - juz nie jest kochajaca zona - z jej slow oraz zachowania wiem, ze mnie juz nie kocha, czuje wrogosc, niechec i zmeczenie moja osoba

burzysz jej postrzeganie Ciebie.
Miała już wszystko poukładane.
Ty - niedobry, egoistyczny, niepomagający.
Słowem winny.

Teraz, Twoja postawa miałaby zmusić ją do zmiany postrzegania, oceny Twojej osoby ?
Po pierwsze, człowiek jest z natury niechętny zmianom - w tym przypadku zmianie ugruntowanego sposobu oceniania Ciebie,
po drugie, nie wierzy ze deklaracje się spełnią,
po trzecie, łatwiej dostrzega w innych złe niż dobre.

Pavel napisał/a:
Lepiej z nia otwarcie walczyc?

tam gdzie się walczy tam są zwycięzcy i pokonani.
W małżeństwie nie ma miejsca na takie rozdanie.

Masz prawo do obrony, postawienia swoich granic, ale nie atakując, wkraczając na "teren" żony, przekraczając jej granice.

Negocjowałeś z zoną te 2 tygodnie wyprowadzki ?
W jaki sposób zabezpieczyłeś się, ze po 2 tygodniach będziesz mógł powrócić ?
Czy rozmawialiście o terapii ?

Pavel napisał/a:
Tesknie od dawna za byciem czescia wspolnoty, wiem tez ze nie praktykujac odsunalem sie mocno od Stworcy, nie potrafie tylko sie przelamac, by w imie tej tesknoty zawierac takie kompromisy. Wiem, ze z jednej strony wyszloby mi to na dobre,z drugiej strony - chcialbym byc czascia wspolnoty takiej, jaka byli pierwsi chrzescijanie np. w "Szacie"

To w czym problem ?

Dobrymi chęciami, wiesz co jest wybrukowane.
Zacznij pracę nad sobą, możesz zmieniać siebie nie innych ludzi.
Z czasem Twój przykład, będzie dostrzegany przez innych w tym przez żonę.

Anonymous - 2015-10-12, 09:44

Pawle wyprowadzka to najgłupsze rzecz jakąbyś mógł zrobić.

To nie gra tu reset nic nie pomoże. Może przyspieszyć proces końca... twojego końca. Uwierz mi stary bo choć myślałem ze dużo wiem o żonie to codziennie dowiaduje się coraz więcej.

Dwa tygodnie dla mnie teraz to jak dwa lata. Każda minuta jest ważna a ty chcesz zrobić sobie wolne aby odpoczeła. Nie bądź taki dobry a skup się na dzieciach na żonie. Co z tego ze jest wściekła. A moja nie była wściekła. Nie raz nie dwa myślałem o wyprowadzce. Najpierw swojej potem jej. Bo już miałem jej dosyć. Bylo mi tak źle z nią bylo. Co nie robiłem to bylo źle. Jakbym się nie starał to byłem gorszy.

Jeszcze raz Ci mowie zapomnij o przeprowadzce. Jak chcesz to pocałuj dzieci i POWIEDZ im w oczy nie dałem rady poddaje się.

Pawle ja walczę cały czas. Co jakiś czas dostaje tak potężny cios w serce. Tak potężny że czasami zastanawiam się jak ja to mogę znosić. Ale uwierz mi ze warto trwać i czekać. Warto poznawać problem i warto go rozwiązać. Na dzień dzisiejszy zona staje się moim partnerem. Zaczyna mi ufac zwierzac sie. Moje relacje z dziećmi są teraz tak mocne jak nigdy dotąd.

Pawle jeszcze jedno. Znajdź problem bo granie to chyba nie wszystko. Wierz mi ze ktoś kto kochał cie kto chciał związać się z tobą na całe życie nie może poprostu tak powiedzieć kończę. Wydaje ci się ze ja mam gorzej ze nasze historie różnią się od siebie. Wiedz ze mylisz się. Liczy się efekt a nasz jest taki ze nasze panie uciekły od nas bo.... no właśnie bo co? Pawle ja prawie wiem a Ty?

Pracuj nad sobą nie daj się. Nikt cię bardziej nie zniszczy jak ty sam. Jak Ci mówi jedna osoba o czymś to warto się zastanowić ale jak mówi to już piąta to nie bądź tak uparty ale zaufaj tym co dłużej siedzą w tym temacie od Ciebie czy odemnie.

Anonymous - 2015-10-12, 10:07

Pawle, ja również uważam ze wyprowadzka to najgorsza rzecz jaką możesz zrobić.
To nic,że zona tak chce.
To nic ze będzie się wściekać...
Ty bądź na miejscu, trwaj...pokaż, że chcesz naprawiać, a nie uciekać, bo....właśnie bo co??

A dzieci? Już nawet nie chce mi się pisać co przeżyją dzieci.
Jak będą miały ci znowu zaufać? Pojawiasz się i znikasz.....
Chcesz zafundować in weekendowego ojca i ściemniać ze pracujesz.....?????? Myślisz ze to łykną??

Ja, w czasie swojego kryzysu, chciałam żeby mąż zniknął. Tak wkurzało mnie jego zachowanie. Gdyby to zrobił, a chciał wielokrotnie, już nie bylibyśmy razem. I wiem, że wystarczyłoby tylko jedno moje słowo:idź....
Pękła by ta wątła nitka, która nas łączyła. I już nie bylibyśmy rodziną, bo każdy z nas układałby sobie życie na nowo. Sam.

Teraz wiem, ze nic nie robi się w emocjach. Wtedy to tylko Bóg( bo cóż/któż inny) mnie powstrzymywał od wypowiedzenia słów wynoś się w końcu!!!
Wtedy myślałam ,że mąż chce, a boi się.
Teraz wiem, że kocha i dlatego ciągle trwał.

Czy Ty kochasz???

Anonymous - 2015-10-12, 10:28

Paweł

W takich chwilach jak u Ciebie, przebywanie na siłę razem to kumulowanie niechęci.
Zamiast się wyprowadzać zajmij się więcej dziećmi, a żonie zaproponuj aby wychodziła gdzieś z domu (byle nie z kolegą pocieszycielem :mrgreen: ).
Kino, ploty z koleżankami, wypad na koncert, wystawę....
Jeśli dzieci małe to nie wierzę, że z zadowoleniem nie przyjmie takiej oferty.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group