To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nasze problemy....

Anonymous - 2015-08-02, 11:40

Diola mogę zapytać co było dalej? Bo w opisie masz szczesliwa żona:)
Anonymous - 2015-08-02, 13:28

Cytat:
Uzależniona od męża i tak i nie. Tak bo mi zależy, bo ponoć jak się kocha to chce się żeby ta druga strona była szczęśliwa,



Słonko, to w końcu jesteś uzależniona od męża czy nie jesteś?

Gdybyś nie byla uzlależniona, nie przedkładałabyś jego szczęścia nad swoje, ani nie pozwoliłabyś jemu siebie ranić. Ty pozwalasz, jednocześnie pragnąc go uszczęśliwić.

Kochaj bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO......a nie zamiast siebie! - to w ramki i nad łóżko. ;-)

Tak więc, już wiesz co Ci dolega, (bardzo ogólenie rzecz biorąc).

Nie wiesz gdzie postawić granice- to oczywiste że nie wiesz. Jak w ogóle masz wiedzieć coś o granicach gdy teraz w twoim sposobie myślenia, postawiona przez Ciebie granica mogłaby jego unieszczęśliwić a Ty przecież go kochasz i jego szczęścia potrzebujesz., ciekawe że nie swojego bardziej ;-)

Słoneczko nasze drogie, z przykrością stwierdzam czytając te parę słów od Ciebie, że przez ten czas nieobecności na forum nie zrobiłaś ŻADNYCH postępów. Wciąż jesteś mentalnie zależna i uwieszona na mężu niewdzięczniku, choć z drugiej strony jesteś niezależną finansowo, pracującą i w jakiś sposób zaradną/silną kobietą...zaskakujące to dla mnie połączenie, choć wcale nie tak rzadkie w obecnych czasach.
Weź pod uwagę że ten proces uzależniania się od męża wciąż trwa a ty wchodzisz coraz głębiej w te niezdrowe, razem wypracowane schematy.
Btw, sastysfakcjonuje Cię seks z mężem, który Cię nie szanuje i nawet do Ciebie nie mówi po imieniu?

Anonymous - 2015-08-02, 22:44

Co było dalej?
Potem trafiłam na to forum jako kolejna kryzysowa żona.
Mąż odszedł najpierw do drugiego pokoju, potem się wyprowadził zupełnie.
Zostałam sama z kilkumiesięcznym dzieckiem.

Nie będę opisywać wszystkiego - powinnam w końcu opisać moją smutną historię w dziale świadectw.
Nasz kryzys trwał cały rok - to były prawie trzy nowenny pompejańskie, modlitwy do św. Rity.

Nie wiem jak to się stało, bo mąż nie dawał mi żadnych nadziei - fakt jest taki, ze przyjechał w wieczór przed 3 rozprawą rozwodową. Był jakiś inny, pytał co będzie dalej, jak kontakty z dzieckiem. I w końcu zapytał o nas. Odpowiedziałam mu cytatem z tego forum, ktoś kiedyś miał takie piękne zdanie w opisie - z naszego małżeństwa zostały popiół i zgliszcza, ale nawet z popiołów można wzniecić pożar. Popatrzył na mnie dziwnie. Pojechał do siebie.
Rano zadzwonił, przed rozprawą rozmawialiśmy. Wycofał pozew.
Koniec.
Od tego czasu minęły 3 lata. Mamy drugie dziecko.
Nie było łatwo wybaczyć, ułożyć życia po tym wszystkim. Ale się udało i naprawdę jest nam dobrze.

Anonymous - 2015-08-02, 23:21

diola napisał/a:
Nie będę opisywać wszystkiego - powinnam w końcu opisać moją smutną historię w dziale świadectw.


Opisz...bo ten dział zapełnia się w szybkim tempie nowymi osobami i historiami. Dział świadectw - skromie :-/

Anonymous - 2015-08-03, 00:47

Diola - dziękuję za podzielenie się twoim doświadczeniem,piękne świadectwo . Mój mąż jest tchórzem po prostu bo ani tamtym razem nie zachował się "honorowo" a teraz niby nie chce być ze mną ale wyprowadzić się i wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie też nie chce , naprawiać , rozmawiać nie chce. Dzieci za to bardzo go obchodzą , dla nich ma czas i zajmuje się nimi wzorowo , choć czasem mam wrażenie ,że ze mną "konkuruje" ale nigdy nie podważa moich decyzji czy postępowania z dziećmi, jeśli o coś go poproszę i powiem ,że syn np. coś od niego potrzebuje to w miarę swoich możliwości i umiejętności to realizuje , w porównaniu do wielu znajomych ma z dziećmi świetny kontakt choć nie wszystko o nich wie i to ja jestem "ogarniaczem" rzeczywistości szkolno-przedszkolnej.

Kenya - poczytałam moje posty i masz rację nic ale to nic się nie zmieniło , mimo ,że przesłuchałam wiele kolejnych rekolekcji, przeczytałam ze cztery książki to nie umiem nic z tą wiedzą zrobić . Trochę chyba jak alkoholik - jakże trudno wyjść z uzależnienia jeśli butelka stoi na stole.... Źle mi z takim seksem , okropnie wręcz, choć bardzo potrzebuję "dotyku" bo to "mój język" , tak bardzo lubiłam jak mnie witał rano całusem , jak gdy wychodził do pracy a ja mogłam pospać to delikatnie całował mnie w czoło , jak przelotnie mnie dotykał gdy mijaliśmy się w drzwiach , jak muskał moją szyję gdy zmywałam naczynia.... strasznie mi tego brak... a przez tę godzinę jest dobrze - on wie jak i gdzie dotknąć... tylko później nadchodzi świt i wszystko jest tak jak było.... Próbowałam odmówić i przez półtora miesiąca mi się udawało ,on próbował aż się złamałam , beczałam wtedy okropnie i oficjalnie i nawet próbował mnie pocieszyć . Głupia jestem. Wiem ,że tak nie powinno być , wiem ,że to podkopuje mój szacunek dla samej siebie. Z drugiej strony ksiądz mi kiedyś powiedział że może to będzie dla "dobra związku" i w mądrych książkach też takie wzmianki znalazłam (tylko czy na pewno?).
Próbuję doceniać , mówić w "jego języku" ale albo to nie ten język albo to w tym układzie i tak nie ma szans zadziałania. Przeczytałam "Cenniejsza niż perły" i okazuje się ,że ja z moim mężem to przerabiam wszystkie wymienione problemy na raz i tylko zauważyłam jeszcze kilka rzeczy , które doprowadziły to małżeństwo do miejsca w którym jest i albo jestem za mało cierpliwa albo nie umiem tego zastosować albo to nie tędy droga...
Jak znaleźć w sobie siłę na zmienienie układu który mnie rujnuje a który jest tak znany i choć na chwilę daje ukojenie?
Jeśli go wywalę z domu bez podstawy w chwili obecnej , bez dowodu zdrady , męża, który tak dba o dzieci , sprząta w domu i w koło niego , robi wszystko o co go poproszę z rzeczy technicznych i tak dużo pracuje to ja będę tą złą , to będzie,że ja do tego doprowadziłam , że moja wina i wszyscy staną po jego stronie .... nie dam rady tak.... i on to wie....
Dzięki modlitwie jestem nieco spokojniejsza ale i ze stosunkiem do Boga mam problem .
Sięgnąć dna żeby móc się odbić? Ile jeszcze dam radę?

Anonymous - 2015-08-13, 00:00

Minęło kilka dni.... Dołek,Górka,dołek.... Jestem uzależniona od męża, chce żeby wszyscy byli zadowoleni i on też. Jakaś chora gra we mnie się toczy. Niby wszystko widzę i niby wiem jak było, czego brakło z mojej strony oczywiście, niby wiem jak zamiatałam nasze problemy. Wiem i nie wiem.
"Nie bój się, nie lękaj się..... " dotarło, wreszcie dotarło, że " Pan pójdzie przed Tobą ", że "ziarno musi obumrzeć" - te ostatnie kilka dni to właśnie rozważanie tych słłów i najpierw kolejny raz rozpadłam się na kawałki a teraz jest spokój.
Wiem, że piszę chaotycznie ale nie umiem ubrać myśli i uczuć w słowa, bo jeszcze w niedzielę. ( znalazłam w samochodzie, którym częściej jeździ mąż prezerwatywy i "serduszka " w jego kalendarzu) myślałam, że go znienawidzę, że to wyrachowany drań, który mnie wykorzystuje,kłamca,obłudnik i jeszcze kilka niezbyt cenzuralnych określeń na niego miałam. I pewnie coś w tym prawdy jest ale to jego grzechy nie moje.Do tej pory myślałam sobie, że mogę go albo kochać albo znienawidzieć, nic po środku. Ale Pan powiedział " nie bój się " - dziwnie się z tym czuje ale ten strach zniknął, strach przed tym, że go znienawidzę i kilka innych strachów też zniknęło. Wymyśliłam, że muszę pozwolić odejść temu czego tak kurczowo się trzymałam, chodzi o sex. Wmówiłam sobie, że tak mu pokaże, że go kocham, że jest ważny a dla niego to tylko fizyczność.... Niby to widziałam, napisał ktoś z was, że to 70%relacji a u mnie to miało załatwić całość. Musi się to wypalić.Przez te ostatnie miesiące to ja się przytulałam, to ja całowałam, to z mojej inicjatywy był sex w większości razy, on powiedział " jak chcesz to możesz ". Czasem w nocy jakby przypadkiem przytulał się " po staremu". Wiedział, że płacze po ale nie robiło to na nim wrażenia. Mogę bez tego się obejść, Dam radę. Właśnie był strach, że jak tego zabraknie to wszystko padnie, choć przecież i tak jest pusto. Musi to się wypalić żebym mogła poukładać i te sferę od nowa. To trudne dla mnie, dziwnie tak spać obok niego i czuć ciepło,zapach i nawet się nie przytulić. Próbował dwa razy ale po odmowie odwraca się do ściany. Ja też trzymam się mojego brzegu. To reszta naszej chorej więzi. Ale w dzień jestem, miła, bałam się, że znowu pojawi się pogarda do niego za to wszystko, głównie za to, że kłamie i nie chce ratować nic, że jest tchórz. Trochę się obawiam, że ma komfort grzechu ale nie mam żadnych dowodów na to że obecnie mnie zdradza, bo to wszystko się kupy nie trzyma, za pierwszym razem było inaczej. I są dzieci....
Nie wiem czy mam rację, gdzieś jest jakiś mały "ktoś" który mnie ówi, że to "kolejny mój sposób " żeby go odzyskać ale skoro jemu na tym w sumie nie zależy to dlaczego ja mam potem płakać?
Umówiłam się do ks psychoterapeuty na wrzesień, jedyne 130 km w jedną stronę ale przez telefon brzmiał sensownie i może kogoś bliżej poleci.
A dzisiaj oglądaliśmy razem " spadające gwiazdy" i synek głośno powiedział, że " jest mu najlepiej na świecie " jak tak wszyscy razem siedzimy.... Dobrze, że było ciemno.
Boję się, że sobie pójdzie ale paradoksalnie mam już na to w sobie zgodę bo wreszcie usłyszałam i dotarło " że On pójdzie przede mną i poprowadzi mnie za rękę "
Pełen chaos w tym poście ale może coś wyłowicie sensownego.

Anonymous - 2015-10-17, 15:50

Witajcie :-)
Pada deszcz od samego rana, tyle planów na, wolny dzień i trzeba je zmienić ale to dobrze bo to czego nie planowałam pięknie się dzieje.
Już kilka razy zbierałam się żeby tu napisać, żeby podzielić sieć tym co u nas się dzieje.
Nadal mieszkam z mężem, były miłe wakacje, niespodziewanie udane wesele i jest szara rzeczywistość. Rozpoczęłam wreszcie psychoterapię, może nie do końca jak być powinna ( bo to daleko i raz na dwa tygodnie) ale się dzieje po w zasadzie dwóch spotkaniach wreszcie dociera do mnie to co przez rok nie mogło. Wreszcie poczułam to, dzisiaj tak mocno, że nie znajdę u męża tego czego mi trzeba, tego czego mi brakuje, że to jest po prostu nie możliwe bo on nie jest w stanie mi tego dać. I mam wreszcie w sobie na to zgodę, bez łez, rozpaczy. Szukałam i rozpaczliwie pragnęłam żeby on zapełnił tę pustkę, która we mnie jest, że jak przytuli,jak powie dobre słowo to będzie mi dobrze i brnęłam co raz dalej i głębiej, żeby " zasłużyć " a on po prostu nie jest w stanie nic z tym zrobić,nawet gdyby chciał ( a że on raczej nie chce i nie potrafi to inna, odrębna sprawa). Zmniejszam wymiar pracy choć to trudne i muszę planować wszystko na przynajmniej miesiąc do przodu no ale to Ja o tym decyduję:-D. Dużo też pracy z dziećmi, ich dodatkowe zajęcia i prace domowe i czas dla nich. Z synkiem też jeżdżę do psychologa i są wspaniałe efekty tych spotkań. Wiem, że nic bez pomocy Boga by nie było. Dziękuję każdego dnia za wszystko. Są dni " smutne", trudne. I wybory, i trudne decyzje ale ze " wsparciem z góry" daje rade. Sama siebie nie poznaje :-) Dużo jeszcze przede mną, trudno, czasem sił brakuje, tyle bym chciała jeszcze zrobić,tyle się nauczyć. Widzę światełko na końcu tego ciemnego tunelu i wiem, że będzie dobrze. Czy z mężem czy bez, czy zmieni się czy nie, będzie dobrze. Dziś pojechał na kolejny egzamin do którego się nie uczył, chciałam z nim jechać ale tylko stwierdził," pojadę sam, bo chcę pobyć sam " a tak na prawdę nie wierzę w to że będzie sam. To jego decyzja, wie co może stracić a ja wiem, że będzie dobrze. Tylko czasem jeszcze mi żal straconego czasu. Ciężki przypadek że mnie ale myślę, że uleczalny. I uczę się kochać tego mojego męża na nowo, inaczej bez oczekiwania na wzajemność. Dziś znowu proszę o światło albo łatwy zestaw pytań na tym egzaminie bo już mi go szkoda a przygoda z tym egzaminem trwa od 6 lat.....
Dużo mi daje lektura forum i to największy dar w tym kryzysie, właśnie to, że tu trafiłam. Dziękuję, że jesteście i dzielicie się swoimi doświadczeniami.

Anonymous - 2015-10-17, 16:00

Słonko, to pięknie u Ciebie, cieszę się wraz z Tobą :-)
Anonymous - 2015-10-17, 16:02

Słonko

Miło czytać takie posty.
Życzę Ci siły do dalszej pracy nad sobą. Dasz radę!

Anonymous - 2015-10-17, 16:05

Słonko,
miło czytać jak wzrastasz. Jak trudną drogę już pokonałaś.
Z Twoim obecnym podejściem do problemów, dasz sobie radę z każdym problemem :mrgreen:

Anonymous - 2015-10-18, 08:23

Słonko, muszę się dziś głębiej wczytać w Twoje posty. Przeczytałam ostatni i znalazłam w nim swoją drogę, którą idę od dwóch lat. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Anonymous - 2015-10-18, 10:29

Słonko napisał/a:
uczę się kochać tego mojego męża na nowo, inaczej bez oczekiwania na wzajemność.
:mrgreen:
Anonymous - 2015-11-21, 13:51

Słonko podziwiam Cię.
Ja już nie daję rady.
Zastanawiam się dlaczego Bóg tak dziwnie łączy ludzi.
Ile razy jest tak że ja chciałbym przytulić żonę, albo żeby ona przyszła się do mnie przytulić.
Szkoda gadać. Mam strasznego doła.

Anonymous - 2015-11-21, 14:39

Harnaś napisał/a:
Zastanawiam się dlaczego Bóg tak dziwnie łączy ludzi.


To nie Bóg łączy ludzi, ale my sami to robimy, Bóg jednak w sakramencie małżeństwa błogosławi naszym wyborom. Może warto się do Niego zwrócić po pomoc i siłę?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group