To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nasze problemy....

Anonymous - 2015-05-15, 09:31

No dzisiaj masakra.... Zaraz musze do pracy, on chyba na ten kurs pojechał, nie wiem bo się nie odzywa, dzieci obudził, włączył im tv i tyle, wyjechał do pracy minute przed tym jak wyszliśmy, przejeżdża obok szkoły i przedszkola, mógł je zabrać..... Mam wrażenie że chce żebym go wyrzuciła, żebym to ja powiedziała że już mam dosyć, bo mam.... Z moim ojcem rozmawia w miarę normalnie... Wrócił wczoraj przed północą aż dzwoniłam czy wszystko ok...nie wiem gdzie był... Twierdzi że w pracy. Nie wytrzymałam i napisałam smsa że mi się to nie podoba co dzisiaj odstawił i ze mam prawo do szczęścia, spokoju, rozwoju, marzeń a przede wszystkim do szacunku i zrobię co mogę aby już mnie nie krzywdził....i że jestem jego żona i jeśli tylko chce to mu pomogę i ze wiem za co jestem ja odpowiedzialna i przypomniałam że czekam na jego decyzję. A potem musiałam zadzwonić bo meble mają przyjść do pokoju dzieci a on ma na to pieniądze no i mówił że je poskręca .... Odebrał jakby nigdy nic ale nawet cześć nie powiedział. ŹLE MI STRASZNIE. Wiem że to pierdoły bo ludzie mają tak straszne problemy i z finansami i ze zdrowiem a tu Dobry Pan Bóg nas tak łaskami obsypał a my nie umiemy z tego korzystać.... Jak tu iść do tej pracy, nie wiem kiedy wróci i znowu muszę niani mówić żeby dzieci usypiała....
Anonymous - 2015-05-15, 10:38

Słonko napisał/a:
Wiem że to pierdoły bo ludzie mają tak straszne problemy i z finansami i ze zdrowiem a tu Dobry Pan Bóg nas tak łaskami obsypał a my nie umiemy z tego korzystać.... Jak tu iść do tej pracy, nie wiem kiedy wróci i znowu muszę niani mówić żeby dzieci usypiała....


Słonko,
to co Cię trapi to nie są pierdoły, natomiast dobrze by było gdybyś potrafiła się zdystansować do niektórych spraw.
Pieszesz, że nie umiecie skorzystać z tego czym Dobry Pan Bóg Was obsypał - fakt, że mąż jest jaki jest nie znaczy, że Ty nie miałabyś docenić tego co masz. Zdrowe dzieci, zdrowa Ty, zdrowy mąż, zabezpieczony byt itd. to b. wiele.
Dzisiaj np.skorzystasz z usług niani - wspaniale że stać Cię na nią i że możesz w ten sposób rozwiązać problem, zatem poczuj wdzięczność za to co masz, zamiast skupiać się przede wszystkim na tym czego nie masz. Ja tak robię kiedy mi źle i powiem że to działa.

Słonko, moja ty "nieszczęsna" kobieto. Jesteś niemal przyspawana mentalnie do swojego męża.
To tak jakbyś stanowiła niewielki męża fragment, którego mąż tylko od czasu do czasu używa.
Dlaczego nie chcesz zaistnieć jako TY - tylko TY? Czemu sobie odmawiasz prawa od niezależnego funkcjonowania?
Ciągle widzisz siebie jako MY, tzn. mąż i Ty ale na dokładkę.
Wiem że pragniesz innego życia i masz rację że takie jakie wiedziesz nie jest w pełni satysfakcjonujące ale cóż zrobisz jeśli Twój mąż nigdy tego nie zrozumie a przynajmniej jeszcze długo zanim pojmie, że ma żonę którą należy szanować, bo jest za co, nie wspomnę o kochaniu jej.

Słonko, twoim pierwszym i najistotnieszym celem powinno być mentalne uniezależnienie się od męża.
Co to da, że piszesz do niego smsy, bombardujesz go swoimi przemowami skoro od niego wszystko się odbija. On jest "kuloodporny".
Ile czasu musisz stracić by ostatecznie dojść do wniosku, że należy podjąć jakieś kroki, które będą wyznaczeniem mężowi granic. Póki co on sobie bimba, bawi się a Ty stwarzasz mu komfort...zatem jesteś w pewnym sensie, w jakim ograniczonym wymiarze odpowiedzialna za to co się dzieje.

Nie groźby, nie prośby, nie bezowocne pogawędki edukacyjne sprawią, że mąż zmieni nastawienie do Ciebie, tylko konkretnie ustawione granice.
Jakie to będą granice- musisz ustalić wespół z kimś kto ma znajomość materii. Może jakiś dobry terapeuta będzie mógł Ci pomóc...wszak wykazujesz cechy nałogowego lgnięcia do męża. Ten to wie, zatem robi co chce, bo jest bezkarny.

Najpierw określ jaki jest DOKŁADNIE problem. Wydaje mi się, że tego właśnie unikasz. Boisz się go zidentyfikować. Odkrycie niektórych rzeczy może od razu wydawać się zbyt bolesne, zatem robisz uniki nie zajmując się tym co ustalenia wymaga.
Mając podstawową wiedzę na ten temat, należy zastanowić się nad wyznaczeniem granic.
Owszem mąż bedzie chciał je obalić, ośmieszyć, będzie szantażował, grał na emocjach...ale to cena za powrót do normalności.
Zadaj sobie pytanie, co masz do stracenia? Czego tak naprawdę się najbardziej obawiasz?

Póki co widzę, że pisząc tutaj głównie upuszczasz tylko parę ale żadnych sensownych kroków nie podejmujesz.
Może czas najwyższy by zmienić kierunek, inaczej marne szanse na zmiany. Powodzenia! :-)

Anonymous - 2015-05-15, 14:23

Dzięki kenya :-)
Tak pisząc tutaj "upuszczam parę" bo tak mi łatwiej , nie zawsze mogę z kimś pogadać a emocje czasem są bardzo silne. Napisałam i mi troszkę lżej a wy jakoś tak "trzeźwo" potraficie ocenić to co napiszę a czasem i doczytać między wierszami to czego wyrazić się nie dało lub nie chciało. Czasem jak rozmawiam z bliską koleżanką czy nawet księdzem to mam wrażenie ,że miziają mnie po głowie a mnie nie o to chodzi. Chcę się dowiedzieć jaki jest ten problem bo faktycznie nie potrafię tego nazwać , możliwe ,że gdzieś mocno się tego boję. Od początku naszej znajomości "coś mi nie grało" ale przymykałam oczy , wypierałam się swoich oczekiwań i to się toczyło. Wiem,że jest we mnie coś co nie pozwala mi się określić jako JA, jest mocno zdefiniowane MY z podkreśleniem męża i są dzieci. Nie ma mnie. Choć niby jestem robię coś dla siebie, czytam , idę do fryzjerki, kosmetyczki , zdobywam nowe umiejętności zawodowe , planuję , rozmawiam , wspieram innych, doradzam , Jestem i mnie nie ma. Nie umiem tego wyrazić. Obecne życie to spełnienie jednego z moich marzeń - mąż (dobry i kochający -tu się rypło ) trójka zdrowych dzieci , praca w której czasem się denerwuję ale bardzo ją lubię , no może brakuje własnego domu. Ciągle chcę więcej , lepiej. Czasem mam wrażenie ,że chciałabym żeby świat był czarno-biały i bardzo mnie te "szarości" nie pasują .
Dobry terapeuta.... słowo klucz to "dobry" , trochę się zawiodłam bo szukałam i jeździłam do jednej pani... hmmm... no nie wiem czy mi pomogła - chyba czego innego oczekiwałam. Szukam dalej jak już nawet znalazłam to niestety dość daleko i trudno mi wszystko pogodzić no bo ile dzieci mogą być z nianią? Ale się w tej kwestii nie poddaję.
No i te granice - to dla mnie już zupełnie "czarna magia" bo przeczytałam tę książkę i nijak nie wiem jak się do tego zabrać tzn. ta moja ostatnia przemowa i ten sms to chyba ta "ostatnia" szansa dla męża i chęć powiadomienia go ,że postanowiłam się zmienić bo jakoś wydaje mi się ,że to nieuczciwe z mojej strony by było gdyby on zupełnie nie wiedział o co chodzi. Może i nie powinnam się nad tym rozczulać ale tak na ten moment mam. Muszę z nim współdziałać w kwestii dzieci ale chcę też kilka rzeczy zmienić i rozpocząć "nowe działania", które wpłyną zapewne na naszą codzienność i myślę,że musi mieć szansę wejścia w to lub nie.
Koniec przerwy ;-)

Anonymous - 2015-05-15, 16:07

Słoneczko, to prawda, czasem by postawić granicę trzeba się nieźle nagłowić, bo źle postawiona granica może powiększać straty. Przy postawieniu granicy powinnaś być pewna, że ona wytrzyma i przejdzie próbę, że da się ją realnie postawić. Małymi kroczkami, da się. Trzymam kciuki i kibicuję Ci.
Anonymous - 2015-05-15, 16:26

Słonko napisał/a:
Chcę się dowiedzieć jaki jest ten problem bo faktycznie nie potrafię tego nazwać , możliwe ,że gdzieś mocno się tego boję. .


Słonko, dopóki nie odkryjesz tego przed sobą, nie uczynisz tego świadomym i nie zmierzysz się z tym, tzn. nie nazwiesz rzeczy po imieniu - nie masz szans na postawienie granic.
Musisz wiedzieć gdzie DOKŁADNIE jest problem - to cel nadrzędny.

Cytat:
Od początku naszej znajomości "coś mi nie grało" ale przymykałam oczy , wypierałam się swoich oczekiwań i to się toczyło


I wciąż przymykasz oczy w nadziei że sprawy się "jakoś" ułożą...same.
Właściwie ten proces trwa, jest kontynuacją tego co jest między wami niemal od początku, tylko że obecnie w bardziej dotkliwej dla Ciebie formie.

Słonko napisał/a:
a moja ostatnia przemowa i ten sms to chyba ta "ostatnia" szansa dla męża i chęć powiadomienia go ,że postanowiłam się zmienić


A jak chcesz się zmienić, skoro nie wiesz gdzie dokładnie leży problem, ani jakie granice miałabyś wyznaczyć?
Ty nawet nie wiesz Słoneczko z czym dokładnie masz się mierzyć....
To będzie jedna z wielu przemów, jeden z wielu smsów.
Może nawet byłoby lepiej gdybyś po prostu zamilkła i przestała się skupiać na mężu. Twoje milczenie, tzn. nie analizowanie jego zachowań, miałoby chyba większy wymiar niż ostrzeżenia bez pokrycia.
Jesteś w stanie wprowadzić w życie to co masz zamiar sygnalizować, czy tylko chcesz męża postraszyć w nadziei, że się ulęknie? Od razu Ci powiem, że to płonna nadzieja.
Musisz być szczera z samą sobą, inaczej na nic się zdadzą te "działania zaczepne". ;-)

Anonymous - 2015-05-15, 16:59

Znowu chwila ...
Jeszcze 3 godziny, no może chwilę dłużej , jakoś mi się nie chce pracować dzisiaj....

Tak sobie rozmyślam ( w tym to jestem chyba niezła , dużo gorsza w działaniu ) o tym ,że moje JA zawsze było dla kogoś. Pamiętam ,że w podstawówce gdzieś dotarło do mnie takie porównanie z Martą i Marią ewangelicznymi siostrami , ja jak ta Marta "musiałam" zawsze wszystkim zapewnić komfort - jedzenie, ubranie, dobre samopoczucie i zazdrościłam młodszej siostrze, która takie rzeczy sobie odpuszczała a miała czas "na latanie". Byłam taka jako dziecko a robię tak dalej. Bardzo dało o sobie znać to w poprzedniej pracy gdzie tak dałam sobie "wejść na głowę" wiedziona szczytną i niewykonalną misją udzielania pomocy innym. To błędne koło udało mi się przerwać trochę dzięki mężowi właśnie i teraz już tak się nie daję - ja ustalam warunki ;-) (a przynajmniej bardzo się staram ).
Taki właśnie mechanizm przeniosłam do mojego związku - zrobić wszystko aby on czuł się dobrze.
Kurcze a taka normalna się wydaję a jak tak sobie piszę i próbuje nazwać to wszystko to to chore jak nie wiem.
Jeszcze jeden strach mam - dzieci - żeby ich nie skrzywdzić ,żeby one wyrosły na zdrowych ,mądrych ludzi , boję się ,że jak się posypie małżeństwo to ich "skrzywię" i że mi kiedyś powiedzą ,że to moja wina to ich nieudane życie. Ech wybiegam w przyszłość...
Ale humor mam przynajmniej lepszy i w sumie to nie tak czarno jak rano świat postrzegam .

Anonymous - 2015-05-15, 17:11

Słonko napisał/a:
Pamiętam ,że w podstawówce gdzieś dotarło do mnie takie porównanie z Martą i Marią ewangelicznymi siostrami , ja jak ta Marta


Słonko, posłuchaj tego,

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=12895

myślę, ze znajdziesz tam coś dla siebie

Anonymous - 2015-05-15, 19:47

zenia1780 dziękuję, na pewno posłucham

Kenya właśnie opracowuję sama ze sobą takie ostrzeżenia(może to właśnie granice) , które dam radę zrealizować . To było pierwsze o czym pomyślałam - czy dam radę, czy się nie wycofam. Teraz Ducha Świętego o światło proszę żeby mi pomógł powyznaczać to co da się zrealizować. Ja do tej pory to nawet bardzo nie ostrzegałam .... jak było nie fajnie , jak np. na weselu mnie "źle" potraktował to się pobeczałam i pytałam "co by było gdybym Cię spakowała" ale on wiedział ,że tej groźby nie zrealizuje i miał to gdzieś i na kolejnym weselu było prawie tak samo albo z innej strony ale też niefajnie a potem dawał mi coś co mnie "udobruchało" i się kręciło - chciałam wierzyć,że jest przecież mądry i wie ,że rodzina, że w końcu doceni....

W tym wszystkim to nie chciałabym przekreślić tych wspólnych lat, to,że mi "coś" nie pasowało to nie było to wielkie ,nazwane "coś" , to były takie chwile jeszcze w narzeczeństwie gdzie siebie pytałam czy na pewno? Było nam ze sobą dobrze , w większości rzeczy rozumieliśmy się "bez słów", nie było kłótni, złośliwości. Mieliśmy taki "własny kod" , pewne gesty coś tak intymnego między nami ,że ja wiedziałam ,że jestem najważniejsza i myślę,że on czuł to samo. Dlatego tak trudno mi pogodzić się ,że tego nie ma i nie da się do tego łatwo powrócić. Zaraz wyjedziecie z współuzależnieniem, może i tak ale ja teraz o ty co było dobre , wydaje mi się ,że byliśmy przyjaciółmi - czasem mówił mi o takich rzeczach ( z pracy),że zastanawiałam się czy żonie tak się powinno mówić. Ma mi prawo być smutno i mam prawo tęsknić do tego wszystkiego. Już pisałam ,że widziałam krok po kroku ten proces rozpadu tej naszej więzi.
Wiem już co może być przyczyną u męża (dom i emocjonalnie rozwiedzeni rodzice ) a u mnie tez chyba się domyślam i wiem ,że nie poradzę sobie z tym sama .

jeszcze godzina...

Anonymous - 2015-05-15, 20:01

Słoneczko, mam do Ciebie taką uwagę. Ja wyznaję zasadę, że w świecie dorosłych nie ma przecież systemu ostrzegawczego - tzn. np. jedziesz na czerwonym - policjant nie pochodzi do Ciebie i nie powie Ci "No no no, ostrzegam, następnym razem będzie mandat" ;-) , lecz po prostu wlepia ten mandat bez ostrzeżenia - czyli ponosisz konsekwencje swojego błędu i wyciągasz wnioski lub nie.
Drugie to, że ostrzeżenia nie są granicami, raczej bardziej podpadają pod pogróżki, ale mniejsza z tym.
Po trzecie, system ostrzegawczy to nawet wobec dzieci nie warto stosować, bo wychowywanie dzieci to wychowywanie ich do dorosłości, w którym system ostrzegawczy nie funkcjonuje i nie istnieje - patrz pierwszy akapit.
Przemyśl granice, a nie ostrzeżenia. Chyba masz w tym spore braki. A jakie granice stawiasz dzieciom. :-/

Anonymous - 2015-05-15, 21:43

Oj mam braki , mam... Mam braki też w nazywaniu i wyrażaniu swoich myśli. wszystko co kojarzy mi się z granicami dotyczy dzieci tak - jemy w kuchni ,nie przed tv, jemy w porze posiłku nie kiedy chcemy , torebka mamy to mamy i tam nie zaglądamy , mamy czas tv, lekcje to lekcje jak nie masz ochoty to nie ale jedynki są twoje, jak chcę iść do sąsiadów to mówię żeby mama wiedziała - nie wiem o to chodzi ? dla mnie to też pewien zbiór zasad , gdzie coś z czegoś logicznie wynika
uczę dzieci szacunku dla innych, dla siebie nawzajem więc jak mama się myje to nie zaglądam do prysznica (no był taki etap), nie biję drugiego gdy jestem zła , pozwalam zjeść w spokoju ...
może też źle to rozumiem
Ja nie mam zamiaru powiedzieć mężowi jak nie zrobisz tego i tego to ja Cię z domu wyrzucę ale nie mam zamiaru robić nic dla niego jeśli będzie to mówione tonem rozkazującym , nie zmuszę go żeby mówił mi komplementy czy miłe słowa ale prać mu gaci nie muszę , to samo ze spaniem we wspólnym łóżku tylko mi się to wszystko kupy nie trzyma bo co mogę? zablokować mu dostęp do mojego konta ale on i tak z tego nie korzysta bo ma swoje i swoje dochody , mogę wydzielić półkę w lodówce i nie robić dla niego obiadu choć i tak żywi się ostatnio w barach, mogę pranie odkładać na oddzielną kupkę, czy mam traktować go tak samo czyli nie mówić dzień dobry, nic o tym co robię - chyba już też przestałam, czasem coś o dzieciach ale jak nawet się nie interesował co jak byłam z nimi u lekarza to też już niewiele mówię.
Piszę znowu chaotycznie bo sama nie wiem jak to ma wyglądać i nikt mi pewnie tego nie powie...
granicą którą ja przekroczyłam jest to ,że mimo iż nie mówi do mnie po imieniu i w dzień nie okazuje żadnej bliskości to w nocy oddaję mu siebie .... tu już nie mogę bo zaczynam się sama siebie brzydzić, a więcej nie mówi do mnie źle, nie krzyczy, nie bije, nie poniża przynajmniej nie słownie - po prostu całym swoim zachowaniem okazuje mi ,że nic dla niego nie znaczę ,że on jest tu łaskawie dla dzieci i dlatego ,że nie ma co ze sobą zrobić -- to powyższe to moja interpretacja bo on mi i gdy tego nie powiedział, jak poproszę to zrobi wszystko nic sam z siebie.
To co chcę uzyskać w tym momencie, choć nie wiem czy mi to w czymś pomoże, to żeby powiedział o co mu tak naprawdę chodzi ,żeby określił czy chce budować czy nie , nie wiem to tylko słyszałam - ile można "nie wiedzieć'?
Może faktycznie niepotrzebnie się napinam i można tak żyć dalej i czekać.
Chcę zacząć rozbudowę albo budowę domu bo czas leci a dzieci rosną , jeśli nie powie mi jakie ma zdanie na ten temat ,jeśli nie zechce rozmawiać to umówię się z doradcą i pewnie wniosę o rozdzielność majątkową żebym mogła sama podjąć odpowiednie kroki w banku . Jeśli powie ,że chce walczyć no to warunek to terapia bo ja nie umiem też już z nim rozmawiać. Zostaje oddzielne łóżko.
Pomocy proszę bo narobię głupot...
Dziękuje wam bo mogę sobie popisać a naprawdę nie mam z kim o tym pogadać i nie jest łatwo zostawić trójkę dzieci ,pracując i jechać 120km do psychologa a się sparzyłam i boje się w ciemno i tak najbliżej mam jakieś 20-30km.

Anonymous - 2015-05-15, 23:45

Witaj Słonko.
Za wiele Ci nie pomogę, ale zastanawia mnie kwestia Waszych finansów.
Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale z tego co piszesz wnioskuje że to Ty jesteś tą która utrzymuje wasz dom i dzieci a mąż samego siebie.
Jeżeli tak jest to chyba coś tu nie gra. Mąż powinien tak samo jak Ty dokładać się do utrzymania dzieci i domu.
Na koniec chciałem Ci powiedzieć że rozumiem co możesz czuć ja mam podobnie, z tą tylko różnicą że moja żona zajmuje się dziećmi, ale za to mnie olewa na całej linii.

Anonymous - 2015-08-01, 23:56

Witajcie! Nie odzywałam się bo chyba nie miałam natchnienia.... A dziś potrzebuję żeby ktoś na mnie nakrzyczałn albo pogłaskał....
Straszne,że tyle nowych wątków, co rozmawiam z koleżanką u każdej mniejszy lub większy kryzys, strach się bać......
Ale do rzeczy...
U nas ( eufemizm) bez zmian, mąż dalej nie mówi po imieniu i w ogóle mało mówi ale pomaga robi o co go poproszę i dziećmi się zajmie i posprząta .... sex tak dwa,trzy razy w miesiącu. On chce,ja chce ale po czuje się strasznie źle bo rano tak samo...
Dziś się wkurzyłam i znowu mu nagadałam żeby mnie tak nie traktował bo ja jestem miła dla niego i nie czytam w myślach, że jak chce żebym coś zrobiła to ma mówić.... Poprosiłam żeby znalazł czas kiedy nie będzie zmęczony ( bo dzisiaj był) i ze mną porozmawiał tak jak już mi kiedyś obiecywał, to stwierdził, że takiego czasu nie będzie bo on nie chce ze mną rozmawiać.
Nie wiem po co mi to było ale wiem czemu moja irytacja jego zachowaniem tak narosła - znowu w przeglądarce znalazłam, że "ona"do niego pisze i cała w emocjach napisałam do niej.... Chyba jeszcze nie wie tego mąż ale poprzednio ( w grudniu to było) to mi nic nie odpisała ale jemu wiadomość ode mnie pokazała.... Głupia jestem, że mnie to tak rusza. Tylko czasem tak mi źle, nie wiem co dzieciom mówić, nie c wiem co niani, co mojemu tacie,nawet przed znajomymi udaje....
A jeszcze ogromne problemy z wiarą, nie mam z kim o tym porozmawiać a jest mi ciężko. Ja wiem, że Bóg jest, ja to po prostu wiem, te wszystkie rekolekcje, to co czytam tylko mnie o tym upewnia ale nie mogę zaufać, tyle we mnie lęku. Niemal co dzień jestem na mszy, przyjmuje komunie i ciągle mam dylemat co do grzechów a ksiądz mi mówi, że mam wrażliwe sumienie.... Już myślę jak to zorganizować i gdzie szukać innego spowiednika a tymczasem idę do spowiedzi, do komunii i cała drze, czy oby mogę ją przyjąć.... Wysłuchałam świadectwa Gloria Polo i już w ogóle przytłoczyła mnie wizja grzechów popełnionych kilka lat temu, których wtedy nie pojmowałam jak grzech.... I to wszystko razem mnie osacza i nie wiem jak się uwolnić.
Mam księży w rodzinie ale nie umiem z nimi o tym rozmawiać....

I znowu noc obok męża... Jego zapach, ciepło.... Będzie dzisiaj znowu przytulał się do ściany....
Niech mnie ktoś trzepnie....
Chyba potrzebuje jakiegoś wsparcia ale nie wiem jak to zorganizować, brakuje czasu i jeszcze sobie wyrzucam, że to kosztem czasu dla dzieci będzie....

Anonymous - 2015-08-02, 08:13

Minęła noc.... Ja się pobeczałam bo mi ciężko samej ze sobą. Uzależniona od męża i tak i nie. Tak bo mi zależy, bo ponoć jak się kocha to chce się żeby ta druga strona była szczęśliwa, bo nie wiem jak być stanowczą, bo może mówiąc " nie traktuj mnie tak bo nawet obcych lepiej traktujesz i mi z tym źle" a potem się przytulam i sobie płacze ( on chrapie więc chyba śpi) sama się nakręcam, że może będzie lepiej, bo szukam akceptacji w jego oczach, bo jak jest znowu wyraźnie gorzej to sprawdzam przeglądarkę i tam jest ślad, że dalej z nią pisze ( raczej się nie spotyka) , bo boli, że tak się ode mnie odsunął, bo nie cieszy mnie jak inni mówią mi mile rzeczy, bo czekam żeby on.... Jakie to jest strasznie męczące. Mówię w głowie do Pana żeby to zabrał, ofiaruje te swoje "małe " cierpienia Jemu ale to nie pomaga ( no może na trochę). Jak wyjść z tego kręgu? Wszyscy czegoś ode mnie oczekują, on, ojciec, dzieci, chora siostra, ludzie dookoła, mam czasem wrażenie, że robię tylko coś dla kogoś, żeby komuś było dobrze i nie wiem gdzie w tym wszystkim jestem ja. Kim jestem? Jeśli to jest jedyna rzeczywistość jaką znam? Życie dla innych,nawet zawód,praca, która wykonuje ( choć daje mi satysfakcję i pieniądze) jest poświęceniem siebie dla innych. Z drugiej strony mam marzenia, rozwijam się ciągle,sprawiam sobie małe przyjemności, dbam o siebie, organizuje sobie i dzieciom życie bez niego. Staram się uśmiechać, nie narzekać.Wiem,że on nie jest mi niezbędny, że ja dam sobie radę, że jestem, że mogę być na c tyle silna żeby żyć bez niego. I żal za straconym czasem, za spokojem. Czekam na te 12 kroków. Potrzebuję psychoterapi bo mimo,że znam swoją wartość, swoje zalety i wiem, że mam " moc" to są takie chwile, że wydaje mi się, że się rozsypię za moment,że następnego dnia nie wstanę z łóżka i ze tak na prawdę nie żyje tylko udaje.....
Nie wiem co z tego zrozumieliście...czas iść do Kościoła....

Anonymous - 2015-08-02, 11:16

Słonko,

nie wiem co Ci radzić. Powiem tylko, ze to wszystko przypomina moją historię.
Oddalenie męża, emocjonalne, w łóżku jakby mur wyrósł...było w czasie, gdy znał już swoją kowalską. Tak było przez kilka miesięcy, nawet gdy go "złapałam" jak pisał smsa - udawał ból w klatce piersiowej i chował komórkę...
Nie chciał rozmawiać, żyliśmy wtedy razem ale obok siebie.
Nie wytrzymałam zrobiłam małe dochodzenie i gdy miałam "dowód" przyznał się. Najpierw, ze to koleżanka a potem już miłość jego życia.
Zachował cię honorowo, uznał że jak już wszystko wyszło to po prostu się rozchodzimy. I machina poszła - jego wniosek o rozwód, wyprowadzka. Dla mnie trauma.

Przyznał kiedyś, że to ja go skierowałam w ramiona tamtej - dobre sobie.
Ze gdybym nie drążyła to żylibyśmy tak dalej. Tylko jak tak żyć? To była ostra terapia wstrząsowa. Nie godziłam się na takie traktowanie, dlatego próbowałam coś robić. Jego reakcja mnie zszokowała. Do dziś mam żal, że wtedy nie zrobił nic, aby nas ratować. Od razu uznał, że odchodzi.

Musisz się zastanowić czy chcesz dalej tolerować i akceptować takie zachowanie męża.
Teraz cierpisz i pewnie cierpieć będziesz dalej.
Jak zdecydujesz się na ostre kroki, konsekwencje mogą być większe. Twój mąż (jak mój) może wybrać tą drugą, wyprowadzić się. Czy to zniesiesz?
Trudna decyzja przed Tobą, ale bez rozmowy się nie obejdzie. I tak Cię podziwiam, ze tyle wytrzymujesz. Pamiętam jak to boli, jak odtrącona czułam się jak kobieta drugiej kategorii.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group