To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Raz na wozie raz pod wozem

Anonymous - 2015-05-27, 11:47

Harnaś napisał/a:
Prezent jak leżał tak leży na pralce.
Chcę zaznaczyć że jak jest normalnie między nami to raczej nie było nigdy problemu z dawaniem i otrzymywaniem prezentów. Z drugiej strony zawsze jak zbliżały się urodziny żony, imieniny, dzień kobiet, rocznica ślubu itp. to zawsze za wszelką cenę dążyłem do normalizacji naszych stosunków, żeby w tym dniu mogła czuć się ważna i kochana. Myślę że teraz liczyła na to samo, że znowu dzień czy dwa przed przyjdę i będę prosił żebyśmy przestali, że takie zachowanie nie ma sensu itd. A tu nagle nic i teraz się zaczęła próba sił, kto pierwszy pęknie i pewnie znowu to będę ja bo już zaczynam się łamać. Nie umiem żyć w takim domu, to mnie zabija. Dlaczego żona potrafi być tak zawzięta, dlaczego chociaż raz nie przyjdzie nie przytuli się i nie powie przestańmy????????

Harnaś, widzę dużo podobieństwa między tym co u Ciebie a co było u mnie. Też zawsze się pierwszy łamałem i wyciągałem rękę. Wtedy konflikt trwał najwyżej kilka dni, trochę normalności i powtórka. Kiedyś przyszedł jednak moment, że miałem już dość, że to zawsze ja muszę "prosić o normalność". No i przestałem. Cisza trwała ok. 1.5 miesiąca. A później to była już równia pochyła, mimo podejmowanych jeszcze prób. Teraz pozew leży u mnie na biurku. Na moją żonę nic nie działało. Często się zastanawiałem jak można być tak zawziętym, pamiętliwym do bólu i obrażalskim. Do tej pory nie wiem. Teraz to już w ogóle nie rozmawiamy i się nie widujemy.

Anonymous - 2015-05-27, 23:27

grzegorz_ napisał/a:

Może zatem odpuścić i zobaczyć co się będzie działo?
Może zamiast kupować kolejny prezent który wyląduje w koszu lub na pralce
zapomnieć o okazji (imieniny/urodziny) i nic nie kupować?

2) odpuszczenie i jakaś szansa (na pewno nie 100%), że żona coś kiedyś poczuje
może warto wybrać opcje 2 ?


cum napisał/a:
Kiedyś przyszedł jednak moment, że miałem już dość, że to zawsze ja muszę "prosić o normalność". No i przestałem. Cisza trwała ok. 1.5 miesiąca. A później to była już równia pochyła, mimo podejmowanych jeszcze prób. Teraz pozew leży u mnie na biurku. Na moją żonę nic nie działało. Do tej pory nie wiem. Teraz to już w ogóle nie rozmawiamy i się nie widujemy.


Zgadzam się z Grzegorzem z tym co pisze, ale mam taki sam problem i opór co Harnaś. Nie umiem sie przełamać i olewać żonę jak ona mnie. Może nie umiem, może boję się że tak jak pisze Cum i niejako odpowiada na drugi punkt Grzegorza - pogorszy to całą i tak beznadziejną już sytuację, a jakikolwiek kontakt zostanie zerwany? Obecnie niemal udaje że nic się nie dzieje i chcąc ukazując miłość staram się obdarowywać, rozmawiać z nią jak za dobrych czasów. Faktycznie prezenty są nieprzyjmowane, a dobre słowo za moje dobre słowo prędzej usłyszałbym od chomika dziecka.

Pierwszy punkt przypomina mi bardziej działania z filmu "Ognioodporny" czy książki "Miej odwagę kochać", natomiast drugi, porady psychologów na nienaciskanie żony.

Naprawdę nie ma żadnych recept na kontry w takich zachowaniach naszych żon ? Czasami bezsilność na decyzję co lepsze jest przygnębiająca.

Anonymous - 2015-05-28, 01:04

tpi7 napisał/a:

Nie umiem sie przełamać i olewać żonę jak ona mnie. Może nie umiem, może boję się że tak jak pisze Cum i niejako odpowiada na drugi punkt Grzegorza - pogorszy to całą i tak beznadziejną już sytuację, a jakikolwiek kontakt zostanie zerwany?

Nie wiem jak zareagowałaby Twoja lub Harnasia żona. Wiem, że nie podziałało to na moją. Z resztą podejrzewam, że gdybym dalej "prosił o normalność" to po prostu tylko odroczyłbym wyrok czyli pozew. Oby u Was było inaczej.

Anonymous - 2015-11-21, 14:16

Módlcie się za mnie, bo nie wiem co robić.
Widzę jak coraz bardziej oddalamy się od siebie. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, ja już nawet za bardzo nie chcę rozmawiać bo co to za rozmowa kiedy musisz mówić to co żona chce usłyszeć, bo jak powiesz nie to co chce usłyszeć to od razu jest kłótnia a potem ciche dni które trwają nawet kilka tygodni i jeżeli ja nie przyjdę do niej to byłyby to ciche miesiące. Nie daję rady.

Anonymous - 2015-11-21, 14:35

Harnaś, a czytałeś "Pięć języków miłości"? Myślę, że warto.
Tego również warto posłuchać:

http://adamszustak.pl/jak-dogadac-sie-w-zwiazku/

Będę pamiętała w modlitwie.

Anonymous - 2015-11-21, 20:43

Witaj Harnaś. To smutne co piszesz.... Napisz co przez ten czas zrobiłeś dla siebie? Nie chce się wymądrzać bo u m mnie trochę lepiej ale tylko ja wiem ile pracy nad sobą wykonałam, ile książek przeczytałam, ile nauk, konferencji wysłuchałam, o ilości wylanych łez aż głupio pisać. Najbardziej pomógł mi psycholog, bo to mnie jest źle i ja tylko siebie mogę zmienić. Wiem jak mnie wkurzało jak tak pisali, jak mnie brat zapytał " co Ty mu zrobiłaś zrobiłaś, że on aż tak się zachowuje " to byłam wściekła, no bo jak to " ja zrobiłam "? . Potem usilnie wmawiałam sobie te "moje winy " i sobie dokopywałam jak beznadziejna jestem, byłam. A on nic. Jak mnie miał szanować jak szacunek do siebie zepchnęłam na szary koniec? Wszyscy byli ważniejsi niż ja. A czy tak być powinno? Nadal nie jest super, teraz to etap taki, że wiem mniej więcej co się ze mną dzieje, potrafię nazwać i wychwycić mechanizmy mną kierujące ale często " upadam " i wchodzę w te " stare " zachowania i wtedy jest mi źle. Harnaś to trudne ale masz wpływ tylko na siebie bez oglądania się na żonę. Odpowiedziałeś sobie na pytanie czego tak na prawdę się boisz w związku z sytuacją w małżeństwie? Ja boję się samotności ( choć ona de facto się dzieje) i tego co powiedzą ludzie no i tego, że to " on odejdzie " a nie będzie to moja decyzja. Głupie, wręcz śmieszne. Ale to moje " lęki ", które na ten moment nie pozwalają mi na stanięcie w prawdzie w moim małżeństwie. Myślę, że to się zmieni, pracuje nad tym choć to na prawdę nie jest łatwe. Bo wracam i tak bym chciała się poradzić, wygadać, przytulić. A nie ma do kogo albo jak są lepsze dni to boję się za bardzo odsłonić. A lepsze dni są na razie częściej i je biorę po prostu, staram się nie analizować,choć to czasem samo się dzieje.
Doskonale rozumiem jak Ci źle. Nie zatrzymuj się na tym, poszukaj realnej pomocy, dla siebie. To jedyna szansa na " uratowanie was".
Z Bogiem to możliwe,Tak jak On nie kocha nikt.
Konferencja o Szustaka rewelacyjna i polecana książka też.
Pamiętam w modlitwie

Anonymous - 2015-11-22, 10:49

Słonko napisał/a:
To smutne co piszesz.... Napisz co przez ten czas zrobiłeś dla siebie?


Harnaś, ja także się dołączam do pytania postawionego przez Słonko.


Słonko Ty nasze, jestem pod wielkim wrażeniem zmian jakie zaszły w Tobie.

Czapka z głowy za włożoną pracę, zaangażowanie i widoczne postępy.
Nie ustawaj w tej pracy.
Uśmiecham się czytając co napisałaś.
Ściskam Cię mocno :-)

Anonymous - 2015-11-22, 15:09

tpi7 napisał/a:
Może nie umiem, może boję się że tak jak pisze Cum i niejako odpowiada na drugi punkt Grzegorza - pogorszy to całą i tak beznadziejną już sytuację, a jakikolwiek kontakt zostanie zerwany?


Spójrz, ale to jedno zdanie mówi bardzo wiele o Tobie. O tym, jak jesteś uzależniony od żony, jak wiele znaczy dla Ciebie to, że inna osoba może spojrzeć łaskawszym okiem, albo zerwać kontakt.

Musisz zadać sobie pytanie: I co z tego, że zerwie kontakt?

O jaki kontakt Ci chodzi?

Czy Bóg stworzyć Cię, jako podnóżek dla kogokolwiek?

Powiedz mi, jak kobieta może szanować kogoś, kto skłonny jest do wielu poniżeń, byle zasłużyć na dobre słowo?

Przecież tutaj też tkwi przyczyna takiego stanu, bo nawet jeśli osoba zdradzająca przemyśli swoje życie, jeśli nagle zrozumie, że źle robi - to często okazuje się, że... nie ma do kogo wracać. Bo wizja takiego domowego ludzkiego kapcia odbiera sens powrotu.

Panowie, nie bądźcie kapciami.

Kochanowie Waszych żona byli wszystkim, ale nie kapciami.

Kapciowanie nie ma NIC wspólnego z miłością, a jedynie z uzależnieniem, z brakiem umiejętności traktowania siebie jako odrębną, wartościową jednostkę, zdolną do życia samemu (Bóg nas stworzył osobno, a nie parami).

Jeśli nie umie się żyć samemu (nie chodzi o czynności domowe, niezależność finansową czy oddzielne mieszkanie, chodzi o oddzielenie się w GŁOWIE jako osobną istotę), to jak można chcieć żyć we dwoje?

Nie chodzi o olewanie. Olewanie kojarzy mi się z lekceważeniem, a nie o to tu chodzi.

Chodzi o to, by stworzyć sobie dla siebie interesujący świat, w którym przyjemnie się żyje. Rozwijać pasje, zaangażować się w jakieś ciekawe rzeczy (wolontariat, majsterkowanie, sport). Czy żona - zaniedbywana latami i nie zauważana przez Was w małżeństwie - nie stała się milion razy atrakcyjniejsza, bo stała się niezależna od Was?

Właśnie tak to działa.

Dosyć kapciowania. Bądźcie mężczyznami, kochającymi, ale nie poniżającymi się. Wiernymi, ale niezależnymi i godnymi szacunku. Interesującymi, kochającymi siebie samych taką mądrą miłością.

Wtedy nawet jak żona tego nie zauważy - nie będzie Wam już to życie uwierało.

Ale zazwyczaj zauważają...bo nagle mają męża takiego, jaki był na początku narzeczeństwa, nagle mają męża, nad którym nie mają kontroli, a jednocześnie wyznającymi wartości, jak rodzina, wierność.

Powodzenia, nie dajcie się uzależnieniu emocjonalnemu. Niezależność emocjonalna nie kłóci się z miłością. To ta zależność i poddańczość, strach się z nią kłócą. To złe rozumienie miłości, wierzcie mi.

Jeśli sami nie dacie rady, idźcie po pomoc.

Macie moją modlitwę! :lol:

Anonymous - 2015-11-22, 15:49

Jagoda78, z wielkim upodobaniem przeczytałam Twojego posta :-) Szacun!
Anonymous - 2015-11-22, 16:01

jagoda78,
ja również jestem pod wrażeniem. :roll:

Anonymous - 2015-11-22, 16:21

jagoda78 napisał/a:
Niezależność emocjonalna nie kłóci się z miłością.
To ta zależność i poddańczość, strach się z nią kłócą.


Cóż powiedzieć, NIC dodać NIC ująć. :-)

Anonymous - 2015-11-22, 21:07

Popieram w całości Jagode.
Potwierdzam ze trwanie w takiej "podległości" nie daje nic, no chyba ze niskie poczucie wartosci i depresję...

Anonymous - 2015-11-22, 22:29

jagoda78 napisał/a:
nagle mają męża, nad którym nie mają kontroli, a jednocześnie wyznającymi wartości, jak rodzina, wierność.
o żesz ... jakbym między oczy dostała ... mądre słowa, gorzkie, ale mądre
Anonymous - 2015-11-30, 00:53

jagoda78 napisał/a:
Przecież tutaj też tkwi przyczyna takiego stanu, bo nawet jeśli osoba zdradzająca przemyśli swoje życie, jeśli nagle zrozumie, że źle robi - to często okazuje się, że... nie ma do kogo wracać. Bo wizja takiego domowego ludzkiego kapcia odbiera sens powrotu.

Jagoda, ładnie to napisałaś i w sumie zgadzam się z tobą. Chcę jednak uwypuklić Twój błąd myśleniowy.
Doświadczyłem że kobiety uwielbiają niekapciowatych w celu podporządkowania ich do kapciowatych. Kiedy to osiągają zdają sie niezadowolone z posiadanego kapcia i zaczynają szukać dalej.
Kiedy babka trafia na niekapcia nierefomowalnego, wszem i wobec informuje że jej źle i i niedobrze. A ten niekapeć ma zainteresowanie u innych i pojawia się kolejny kłopot z nie kapciami u żądnych władzy kobiet.
Pokrętna filozofia , ciężko wyciągąć wnioski, jeno stać z boku i obserwować.
Być kapciem, bezkapciem, czy niekapciem?????
Kiedyś kapciem dostałem po D :-D



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group