To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Ciezki czas w moim malzenstwie

Anonymous - 2015-02-20, 08:49

kenya napisał/a:
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?


Inaczej do tego podchodzę, szczególnie w małżeństwie. Oczekuję absolutnej szczerości i sama staram się być szczera. Nie umiem się jakoś pogodzić z życiem w taki sposób - szczęście ma być oparte na tym, że nie mówi się całej prawdy. Nie uważam tego za faktyczne szczęście. To jakieś udawanie. Osoby, które to robią, nie znają się tak naprawdę - grają przed sobą, a to moim zdaniem jest dobre najwyżej w przyjaźni, ale nie w małżeństwie. To mój sposób na życie, rozumiem że nie wszyscy go podzielają.

Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował - w przypadku, w którym np. ja nie podejrzewałam, że on może w ogóle coś takiego zrobić i tak myśleć, tak się zachować. Po zdradzie dalej trwam w nieświadomości, i uważam go za takiego, za jakiego do tej pory go uważałam. Dlaczego on ma nie ponieść konsekwencji tego, co zrobił? Dlaczego żona/mąż nie ma prawa znać prawdę o małżonku i na tej podstawie, jak pisałam, odnieść się do całej sprawy, dalszego życia i myślenia?

Anonymous - 2015-02-20, 08:56

alterego, ale takie wymaganie WSZYSTKICH szczegółów ma znamiona kontroli, takiej trochę patologicznej, za to nie pozostawia miejsce na zaufanie. To jest postawa "Nie ufam ci, więc muszę wiedzieć wszystko". Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.
Anonymous - 2015-02-20, 09:31

ja powiem co od początku miałam i mam nadal czwarty rok w sobie
NIGDY nie chciałam i nie chcę wiedzieć co mąż robił z kochanką, jak, kiedy i ile razy
dla mnie jest to tak brudne, obrzydliwe, że nie dałabym rady wysłuchać ani kawałka opowieści, kiedyś zbierało mnie na wymioty na samą myśl, teraz jest już lepiej, ale za żadne skarby nie dałabym wrobić się w wiwisekcję, to już było, stało się, nie cofnę czasu, jestem dzisiaj w tym miejscu nie innym i nie zamierzam patroszyć przeszłości

Anonymous - 2015-02-20, 09:44

alterego napisał/a:

Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował

Tego nie trzeba mówić.
Na początku po prostu nie wolno.
Gdyby po odkryciu zdrady zdradzający wypalił taki tekst prosto w twarz zdradzanemu, to byłoby okrucieństwem, a rany powstałe w ten sposób być może do końca życia by się nie zagoiły.
Wiadomość o zdradzie to zarwanie sufitu. Leżysz pod gruzami i jeszcze nie możesz się ruszyć z przerażenia i bólu, a tu przychodzi sprawca i patrząc Ci w oczy mówi "wolę żebyś wszystko wiedziała" i otwiera w twoim kierunku jeszcze miotacz ognia.
Po czymś takim pojednanie to naprawdę trudna do wyobrażenia sprawa.

Zdradzający (jeśli ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy przyzwoitości, jeśli cokolwiek czuje i nie wyzbył się empatii) to widzi, że sama informacja o zdradzie prawie zabija zdradzanego. Ma go dobić, bo lepiej żeby wszystko było jasne?


A potem - już tego mówić nie potrzeba.
Świadomość takich faktów "że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował"
przychodzi samoczynnie w trakcie kolejnych odsłon tragedii, dociera do zranionej osoby stopniowo, bardzo powoli, na tyle, na ile ona jest gotowa sama to przyjąć. Sama do tego dojdzie, sama w sobie to będzie musiała zrozumieć, przeżuć, i przejść wszystkie bolesne etapy, na końcu których może (ale nie musi) być zaakceptowanie faktów.
Jeśli uderzy się w nią tym za wcześnie, skutki mogą być straszne.

Odpowiedzialność (wiem, że to dziwnie brzmi) zdradzającego, który przyznaje się do błędu, do tego co zrobił, może polegać właśnie na tym, by przynajmniej teraz nie ranić bezmyślnie. Przynajmniej po wszystkim. Chociaż tyle.

Anonymous - 2015-02-20, 09:52

Takie jest moje zdanie. Wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo/zatajanie (jeśli ktoś nie uważa zatajania za kłamstwo).

tiliana napisał/a:
Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.


Należy zdradzającemu małżonkowi pozwolić na prywatność w zakresie kochanki i zdrady? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Prawo do prywatności według mnie może obowiązywać wtedy, kiedy nikt nikogo w ramach "swojej prywatności" nie krzywdzi i kiedy nie robi nic złego.

Anonymous - 2015-02-20, 09:53

alterego napisał/a:
kenya napisał/a:
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?


Inaczej do tego podchodzę, szczególnie w małżeństwie. Oczekuję absolutnej szczerości i sama staram się być szczera. Nie umiem się jakoś pogodzić z życiem w taki sposób - szczęście ma być oparte na tym, że nie mówi się całej prawdy. Nie uważam tego za faktyczne szczęście. To jakieś udawanie.


Tak jak napisała Kenya, człowiek empatyczny jeśli wie, że pewne myśli zraniłyby inną osobę to ich nie wypowiada i nie ma to nic wspólnego z brakiem szczerości tylko jest wrażliwością.
Przykłady ?
Skruszona żona wraca po gorącym, namiętnym romansie do męża.
W łóżku z mężem jest w skali 1do10 ...powiedzmy na 5, a zkochankiem
było 10.
Ma to mężowi powiedzieć w imię szczerości w małżeństwie ?
A może ma powiedzieć....wiesz Misiu, muszę szczerze przyznać , że słaby jesteś w łóżku,
ale ja Cie i tak kocham, bo masz inne zalety. :mrgreen:

Anonymous - 2015-02-20, 10:11

Trudna prawda jest potrzebna po to by w czasie pojednania i naprawy zrozumieć co doprowadziło do katastrofy.
I aby budować relację od nowa, w świadomości, na które obszary trzeba uważać, które obszary trzeba uzdrowić - by to się nigdy nie powtórzyło.

Ta trudna prawda moim zdaniem wystarczy by polegała na uświadomieniu sobie wzajemnie gdzie, kiedy i dlaczego małżonkowie mieli niezaspokojone głębokie potrzeby.
I to jest punkt wyjścia. I tutaj może odbudować się zaufanie.

A nie poprzez wyciąganie bolesnych szczegółów, które do niczego nie doprowadzą - bo ich się nie da cofnąć, wymazać.
To jest taka trochę droga na skróty (pełna szczerość bo inaczej nie zaufam), ale łatwo spaść w przepaść: w pułapkę wracania, wracania, wracania, sprawdzania, wyobrażania, wracania.....
A zaufanie wcale się wtedy nie odbudowuje.

Anonymous - 2015-02-20, 10:41

czytam, przecieram oczy...i mam wrażenie, że źle widzę...

alterego

powiem Ci tak - to nie jest normalne, takie podejście do sprawy
lubisz sama sobie zadawać ból? a może w ramach "szczerości" daje Ci satysfakcję zadawanie bólu innym?
każdy psycholog Ci powie, że każdy z nas ma niezbędne do normalnego funkcjonowania "tereny prywatne", na które nie wpuszcza innych
czynienie gwałtu na granicach tych terenów i domaganie się wpuszczenia w głąb jest egoistyczne i nie ma nic wspólnego z miłością ani też postawą miłości
podobnie jak walenie w oczy wszystkiego w ramach tzw "szczerości" - to też skrajny egoizm
czy Ci się podoba czy nie, jest to postawa wynikająca z kompletnego nieliczenia się z uczuciami innych i wyłącznie samozaspokajająca

to się nadaje do leczenia - niestety

ładnie to grzegorz opisał, prosto i zwięźle

trzeba być bydlakiem (męskim czy żeńskim - bez znaczenia), żeby walić zdradzonemu w oczy, że było w tej zdradzie super i że się tego chciało i w sumie nadal się za tym tęskni, bo było świetnie

i trzeba być bez instynktu samozachowawczego, żeby bez zahamowań domagać się takich wyznań

dokąd zmierzasz alterego?

Anonymous - 2015-02-20, 10:47

Alterego,

nie wiem czy nie doczytałam, czy też nie zrozumiałam ale wciąż nie bardzo rozumiem co dokładnie masz na myśli.
Czy jesteś pewna, że Twój mąż Cię zdradził, czy tylko podejrzewasz?
Czy jeśli wiesz, że zdrada była faktem, czy masz pewność że jest zakończona?

alterego napisał/a:
Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował - w przypadku, w którym np. ja nie podejrzewałam, że on może w ogóle coś takiego zrobić i tak myśleć, tak się zachować.


Więc o jaki rodzaj informacji chodzi?

- Czy przyznanie się do zdrady,
- czy też NA DODATEK potwierdzenie że zdrada wiązała się z odczuwaniem przyjemności, której chciał i którą planował w czasie gdy Ty byłaś w nieświadomości co do czynów jakie on planuje.

Bo jeśli to drugie jest Ci potrzebne by padło z jego ust, to jest to tak oczywiste, że chyba nie ma sensu tego słyszeć.
Każdy zdradzający oczekuje przyjemności, chce tej przyjemności i planuje jak jej zaznać, jednocześnie zdradzany żyje w całkowitej nieświadomości - i są to elementy , które określają niemal każdą zdradę.

Alterego, popraw mnie jeśli się mylę, ale tak naprawdę jestem zdezorientowana i nie bardzo do końca wiem o co Ci chodzi dokładnie. ;-)

Anonymous - 2015-02-20, 21:48

alterego napisał/a:
Takie jest moje zdanie. Wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo/zatajanie (jeśli ktoś nie uważa zatajania za kłamstwo).

tiliana napisał/a:
Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.


Należy zdradzającemu małżonkowi pozwolić na prywatność w zakresie kochanki i zdrady? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Prawo do prywatności według mnie może obowiązywać wtedy, kiedy nikt nikogo w ramach "swojej prywatności" nie krzywdzi i kiedy nie robi nic złego.


Nie zdradzającemu małżonkowi, tylko CZŁOWIEKOWI, niezależnie od sytuacji. Szacunek do drugiego człowieka, poszanowanie jego godności, wolności obowiązuje niezależnie od tego, kim ten człowiek jest i w jakiej sytuacji obecnie się znajduje.

A twoje zaufanie nie zależy od drugiej osoby, a jest TWOJĄ DECYZJĄ. Zawsze.

Anonymous - 2015-02-20, 23:57

edycja całości postu na wniosek autorki
post był pomyłką

Anonymous - 2015-02-21, 09:09

alterego napisał/a:
kenya napisał/a:
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?




Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że


alterego, chciałabyś znać szczegóły zdrady, chciałabyś wiedzieć, jak do niej doszło, bo dopiero wtajemniczenie Ciebie w tę wiedzę dałoby Ci poczucie (wreszcie) uczciwości ze strony męża? I dobrze rokowałoby na przyszłość?
Też tak myślałam przez pewien czas, bo wydawało mi się, że takie wyjaśnienia ze strony męża przyniosą mi ulgę, utwierdzą mnie w przekonaniu, że żałuje, że już nie ma (czyli również w przyszłości - nie będzie miał) przede mną żadnych "tajemnic"). I to wszystko, uważałam w tym czasie, słusznie mi się należy. Ale, ale, po dłuższej refleksji doszłam do zgoła innych wniosków, a mianowicie: kurcze, tak naprawdę to ja marzę chyba o pobyciu przez chwilę ( a potem to już zapewne codziennie) w tym bajorku ( a co tam bajorko, nazwijmy mocniej - w szambie!), w którym oni siedzieli. O nie, to poniżej mojej godności... I durne pragnienia - pokusy, stopniowo mnie opuszczały. I dzięki Ci Panie za to, bo zbyt wiele tamtym czasie się działo, zbyt mocno bolało, aby prosić o więcej...

Anonymous - 2015-02-21, 09:15

Ja probuje ratowac nasze malzenstwo, ciagle mam nadzieje ze bedzie to mozliwe....staram sie z Mezem juz inaczej rozmawiac na ten temat to znaczy jak zaczyna drazyc...ja lekko nakierunkowuje temat bardziej na nas, na nasze odczucia w tym wszystkim, dajac mu do zrozumienia ze zalezy mi na nas, ze tamten temat jest juz dla mnie zamkniety, wszystko juz powiedzialam i niechce Go bardziej ranic, i choc On ma obawy co do naszej przyszlosci, co jest calkiem w jego sytuacji normalne, bo to jemu zawalil sie caly swiat i wiara w drugiego czlowieka, w wlasna zone...ale ja wiem ze musze byc silna dla nas teraz....sa dni ciezsze i czuje sie bezsilna (a nie powinnam), mam wtedy straszne mysli w glowie....nie bede ich tu wylewac bo niechce byc zalosna...ale musze trwac, modlic sie i wierzyc ze bedzie jeszcze dobrze...
Anonymous - 2015-02-21, 11:55

lena, uwaga - chyba mylisz ze sobą dwie różne autorki wpisów.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group