To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - wątpię w sens walki o małżeństwo samotnosc mi nie odpowiada

Anonymous - 2015-01-26, 22:03
Temat postu: wątpię w sens walki o małżeństwo samotnosc mi nie odpowiada
Nie radzę sobie. Mieszkam w wieku 37 lat w Wielkiej Brytanii z dwiema kolezankami w najmowanym przez jedna z nich mieszkaniu, a byly maz w Polsce z kobieta, z ktora stara sie o dziecko, Wnioslam sprawe o stwierdzenie niewaznosci malzenstwa, wydaje mi sie, ze tego stwierdzenia nie otrzymam, dostalam niedawno uwagi obroncy wezla malzenskiego w ktorych on podwazyl moje argumenty. Mialam nadzieje, ze wroce do Polski i kupilam w Polsce mieszkanie, urzadzam je powoli, z trudem, bo zawsze kiedy tu przyjezdzam, wpadam w cos w rodzaju depresji z samotnosci, jaka doskwiera mi w tym moim pustym mieszkaniu i z powodu tego, ze dla samej siebie nie chce mi sie go urzadzac, najchetniej bym nie robila nic, tylko mieszkala do konca zycia ,na kupie' zagranic z obcymi ludzmi. Zmuszam sie do wysilku. Zycie polega np. na tworzeniu relacji, a mam szanse taka utworzyc w Wielkiej Brytanii, bo ktos sie mna interesuje. Jednoczesnie maz tez troche intersuje sie tym, co sie u mnie dzieje, a nawet troche mi pomagal w okresie po rozwodzie przy urzadzaniu mieszkania, ale twierdzi stanowczo, ze pozostanie z tamta osoba. Gdyby byly maz chcial wrocic do mnie, ja bym wrocila, ale on nie chce, podkreslal to wielokrotnie. I co? W imie wiary mam sie starac o powrot meza do mnie, kiedy powrot do kraju i pobyt w Polsce bez zadnych bliskich dookola siebie jest dla mnie rozpaczliwie trudny? Ja przeciez znam meza, wiem, ze bedzie sie trzymal tego co sobie postanowil, wczesniej postanowil, ze powinnismy wziac rozwod, teraz, ze jest z ta druga osoba. Znam go i nie widze mozliwosci dotarcia do niego jakimikolwiek argumentami. Druga alternatywa - to bycie samej, ale jak? bez zadnych bliskich osob dookola, nie mam rodzenstwa, nie mam bliskich przyjaciol, w rodzinie nie nauczylam sie relacji z ludzmi... nie potrafię tu się zająć sama sobą w tych pustych ścianach. A jednocześnie pojawił się ktoś, z kim widze mozliwosc wejscia w relację... rozumiem, że to byłoby życie niezgodne z nauką Kościoła, w ciężkim grzechu, ale chyba to jest zdrowsze psychicznie- tworzyć więź z drugą osobą niż pozostawać w stanie, który odczuwam jako nienaturalny - samotności...
Anonymous - 2015-01-26, 23:05

Hey Magdzik
Aleś trafila w moment.
Domyslam sie ze większośc złych emocji pozbyląś się wcześniej,
Co trudno pogodzić się z powaga własnych słów????
Depresję samotności to można wypluc właśnie nam tu zgromadzonym.
Też miewam gorsze dni, a bywam zagranicą i wtedy forum to takowa spluwaczka jak u dentysty.
Dobrze trafiłaś, zyskasz więcej niż byś mogła liczyć.
A teraz na kolana i różaniec!!!!!!!!!!!!!

Anonymous - 2015-01-26, 23:12

Magdzik, witaj na forum :-)
Piszesz, że w rodzinie nie nauczyłaś się relacji, że nie masz przyjaciół, czy innych bliskich osób. A potem piszesz, że masz szansę wejść z kimś w relację.... Dlaczego uważasz, że z tym kimś będziesz w stanie tworzyć bliską, prawidłową relację?
I mam jeszcze prośbę - tu staramy się nie używać form "były mąż/była żona", bo sakramentalny małżonek nawet po rozwodzie nie jest byłym, tylko aktualnym sakramentalnym małżonkiem.

Anonymous - 2015-01-26, 23:13

Magdzik napisał/a:
ale chyba to jest zdrowsze psychicznie- tworzyć więź z drugą osobą niż pozostawać w stanie, który odczuwam jako nienaturalny - samotności...


masz rację to bardzo niezdrowe

ZAPROŚ PANA DO TEJ RELACJI.NA NIM NIGDY SIĘ NIE ZAWIEDZIESZ I ON NIGDY NIE PRZESTAŁ CIĘ KOCHAĆ

Anonymous - 2015-01-26, 23:32

byłam żoną fizycznie 20 lat bez miesiąca i dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo byłam samotna będąc żoną mojego męża, teraz męża nie ma czwarty rok, a ja wreszcie NIE JESTEM samotna
obecność drugiej osoby nie zawsze jest gwarancją braku samotności, najważniejsze to poukładać relacje z samym sobą i zaprzyjaźnić się - patrzysz w lustro, a tam widzisz swojego najlepszego ludzkiego przyjaciela :mrgreen:

Anonymous - 2015-01-26, 23:37

Do Dabo:
Z powagą własnych słów? No cóż, przysięgę małżeńską, owszem, złożyłam, ale chyba wiesz, ze czasem są podstawy, zeby uznac malzenstwo za niewazne, i wtedy ta przysiega nie bedzie obowiazywac.
Co do rozanca, to zmowilam za malzonka - pompejanska nowenne, a teraz wlasnie odmawiam ja za siebie.
Do Nirwanna: nie wchodzac w relację, na pewno nie nauczę się tworzenia relacji...
Do Ponury:
Kazde spotkanie z mezem, niestety, prowadzi u mnie do zadreczania sie, a wlasnie dwie godziny temu sie z nim widzialam, natomiasat bycie z dala od niego dziala na mnie jak balsam

Anonymous - 2015-01-27, 00:19

Magdzik napisał/a:
Z powagą własnych słów? No cóż, przysięgę małżeńską, owszem, złożyłam, ale chyba wiesz, ze czasem są podstawy, zeby uznac malzenstwo za niewazne, i wtedy ta przysiega nie bedzie obowiazywac.

No to dawaj cytuj, cytuj słowa które powiedziałaś nieważnie.
A co nachlana czy naćpana byłaś???????
WJ?J?eiem że ludzie kombinują jak szczury na tonącym statku jak by tu sobie tyłeczek uchronić.
Pytanie: Brałaś ślub koscielny? Przysięgłaś ty, czy koleżanka?
Pytanie: wierzyJsz w to co wyznajesz? A wyznajesz to w co wierzysz??
Jeżeli mocno uwierzysz i zaufasz Bogu On da ci logiczne rozwiązanie twoich perypetii
Tego Ci życzę całym sercem

Anonymous - 2015-01-27, 06:35

Magdzik napisał/a:
Do Nirwanna: nie wchodzac w relację, na pewno nie nauczę się tworzenia relacji...

Masz rację. Dowcip polega na tym, że dobrą relację z drugim człowiekiem buduje się na dobrej relacji z Panem Bogiem i samym sobą, to kolejność gwarantująca sukces.
Co się dzieje takiego między Tobą a mężem, że się zadręczasz? Czym? (prowokuję trochę, wiem że Twój mąż jest z inną, ale to ważne - Twoja postawa w tym wszystkim.)
Dabo napisał/a:
Jeżeli mocno uwierzysz i zaufasz Bogu On da ci logiczne rozwiązanie twoich perypetii

Obiema łapkami się pod tym podpisuję :-D

Anonymous - 2015-01-27, 10:10

Nirwanna, przepraszam, ale przeciez Ty jestes po rozwodzie i Bog Ci nie pomogl odbudowac malzenstwa, zdaje sie? Mowice, zeby zaufac Bogu, On znajdzie rozwiazanie. Komu z Was znalazl rozwiazanie? Zdarza sie, owszem, ze malzonkowie wracaja do siebie, ale to sa bardzo rzadkie przypadki.

Wracajac do mojego meza, to jak go widze, to rozmawiamy zupelnie normalnie, przyjaznie, on mowi, ze czuje do mnie sympatie, ja do Niego tez, jednak w malzenstwie bylo zupelnie inaczej i rozbija mnie to, ze teraz po rozwodzie nasza relacja (o ile relacja mozna nazwac spotkanie trzy razy w roku) jest zupelnie inna, on nie czepia sie o to, o co czepial sie w malzenstwie, ja nie rozumiem tego, ze tak nie moglo byc w malzenstwie.i rozbija mnie to, bo mysle wtedy, ze moglibysmy byc razem i tworzyc harmonijny zwiazek, a jednoczesnie slysze od Niego, ze nie.

Jego stanowisko jest takie, malzenstwo nam sie nie udalo, nie za bardzo chcialam isc na in vitro, czyli jego zdaniem nie zrobilam wszystkiego, zeby miec dzieci, jego partnerka podziela jego poglady co do in vitro, wkrotce podejma wpolnie probe in vitro i on nie moze opuscic kogos, z kim juz zwiazal sie tak mocno, ze chca razem zajsc w ciaze, a nasze malzenstwo to jest rozdzial zamkniety..., ona mu ufa, chca razem byc, ja mam dac sobie rade, a gdybysmy teoretycznie wrocili do siebie, czego on w ogole nie zaklada, to malzenstwo zmieniloby sie znowu w jakis koszmar i mielibysmy konflikty np. o in vitro (nie tylko)... No i co ja mam zrobic? Jak argumentowac? dla niego najwazniejsze jest dziecko, mowienie, ze np. podczas in vitro zabija sie ludzi jest zadnym argumentem, najwazniejszy jest cel - dziecko

Co do pytań co takiego powiedzialam czy zrobilam, ze przysiega moze byc niewazna, to nie odpowiem na nie (i tak juz moze za duzo mowie, a internet nie jest do konca anonimowy).

Anonymous - 2015-01-27, 10:54

Magdziku tak po ludzku bardzo Cię rozumiem, ale tak biorąc pod uwagę rzeczy ponadnaturalne, to zawsze jest szansa i to duża, że niemożliwe, gdy oprzesz siebie na Bogu, staje się możliwym.
Przede wszystkim, skoro już wystąpiłaś o stwierdzenie ważności, to poczekaj na jego werdykt. Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy. A jak uzna za zawarte ważnie, to klekaj, Rożaniec do łapki i wraz z całą armią pomocników w niebie walcz o swojego męża... jeżeli tego naprawdę chcesz.
Zamiast in vitro, niech zaadoptuje dziecko z Domu Dziecka. Bóg to bardzo mądrze ułozył, tylko ludzie stale mieszają. Wiele jest dzieci, które nie mają domu... A i wiele małżeńst, które nie mogą miec dzieci. A głupi ludzie, zamiast robic coś wartościowego, to zabijają kolejne dzieciaczki dla własnego widzimisię :evil: Dlatego jestem przeciwna in vitro

Anonymous - 2015-01-27, 13:03

Magdzik napisał/a:
Nirwanna, przepraszam, ale przeciez Ty jestes po rozwodzie i Bog Ci nie pomogl odbudowac malzenstwa, zdaje sie? Mowice, zeby zaufac Bogu, On znajdzie rozwiazanie. Komu z Was znalazl rozwiazanie? Zdarza sie, owszem, ze malzonkowie wracaja do siebie, ale to sa bardzo rzadkie przypadki.

Nie gniewam się :-) To prawda, moje małżeństwo nie przetrwało, na ten moment tak jest. Nie znam przyszłości, możliwe jest każde rozwiązanie, włącznie z odbudową małżeństwa.
Rozwiązanie po Bożemu u mnie jest takie, że daję radę żyć szczęśliwie, mimo, że mieszkam sama :-) Nie mam niezbędnego parcia na związki, więc nie mieszam w życiorysach kolejnym partnerom, którzy by na drodze stanęli, a z którymi sakramentalnego związku nie mogłabym zawrzeć.
No i patrząc wstecz na moje życie, już nie tylko małżeńskie, Pan Bóg mi niejednokrotnie takie rozwiązania wymyślał, jakich w najśmielszych marzeniach bym sobie nie wyobraziła :-D

Anonymous - 2015-01-27, 13:34

MonikaMaria3 napisał/a:
Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy. A jak uzna za zawarte ważnie, to klekaj, Rożaniec do łapki i wraz z całą armią pomocników w niebie walcz o swojego męża... jeżeli tego naprawdę chcesz.


Monika sorry za złośliwość
ale z tego co piszesz wynika, że tzw miłość zależy od sądu biskupiego?
Jeśli kościół pozwoli nam na drugą szansę to alleluja, cieszmy się,
a jeśli nie pozwoli to pomarudzmy na sycharze jak to bardzo kochamy męża i nie możmy bez niego żyć?

ps. tak nawiasem pewnie większość "wielkich miłości po grób" z forum skonczyłoby sie z chwilą gdyby kościół ogłosił, ze rozwody są cacy

Anonymous - 2015-01-27, 13:36

MonikaMaria3 napisał/a:
Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy.


MonikaMaria3- ja się tu nie zgadzam, bo to życie w cudzołóstwie, czy patrzeć z tej, czy z tamtej strony i wcale nie jest ok - bo wiąże się z nim realna krzywda osób.

Anonymous - 2015-01-27, 14:37

grzegorz_ napisał/a:
Monika sorry za złośliwość
ale z tego co piszesz wynika, że tzw miłość zależy od sądu biskupiego?

Nie odbieram tego jako złosliwośc, tylko jako Twoje zdanie. Widzisz ja wierzę w Boga, ale mam dośc ludzki pogląd na życie.
Tak naprawdę nikt z nas nie wie do końca jak to jest. Wierzymy, że w Sądzie Biskupim są ludzie oświecenie Duchem Sw., którzy są choc trochę mądrzejsi od nas. Dla wielu osób, opuszczonych, pogardzanych, żyjących samotnie bo Sakrament sam proces i stwierdzenie nieważności jest niejako wybawieniem. Teraz niby mogą sobie, świadomi praw i obowiązków i wiary ułożyc życie z osobą pełną podobnych wartości. Może błędnie rozumuje, tak po ludzku. Nieraz próbowałam się w Bogu zatracic, ale jakoś nie do końca umiem.
Oczywiście jest też sfera duchowa. Ja nie neguję żadnej z postaw. Ludzie są różni, mają różne życiorysy i różne zdania. ja wiem, że gdyby mój mąż odszedł, dla świętego spokoju sprawdziłabym ważnośc Sakramentu. I choc chcę byc wierna, nie wiem, jak potoczyłyby się moje losy. Widzisz, niejako ja Grzesiu nie wierzę w miłośc po grób. Kocham Cię tu i teraz. Tu i teraz chcę by było dobrze. Co będzie w przyszłości nie wiem. Wiem tylko, że chcę Cię kochac i byc Tobie wierna.

hubcia576 napisał/a:
MonikaMaria3- ja się tu nie zgadzam, bo to życie w cudzołóstwie, czy patrzeć z tej, czy z tamtej strony i wcale nie jest ok - bo wiąże się z nim realna krzywda osób.

Przyznam się szczerze, że tak o tym nie myslałam, ale zastanowię się nad tym. Gdzieś spotkałam się ze stwierdzeniem, że jeżeli nie wiemy czy małżeństwo ważnie zawarte czy też nie, to i tak mamy traktowac je jako małżeństwo ważnie zawarte. Dopóki Sąd nie uzna inaczej.... I też dyskusyjna jest kwestia cudzołóstwa, skoro miałam wątpliwości, ale zgodnie z nauką kościoła, uznawałam to małżeństwo za ważnie zawarte. Ale ja nie jestem specjalistą i nie siedzę w prawie kanonicznym.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group