To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik psychologiczny - SENS TRWANIA -TYLKO W CZYM????

Anonymous - 2014-09-24, 22:52

Slawomir napisał/a:
kazania ks. Marka Dziewieckiego są tu na forum www.sychar.com


Podajesz często ten link, ale jest w nim błąd. zamiast "com" ma być "org" ;-)

Czyli prawidłowy adres to: www.sychar.org

Anonymous - 2014-09-25, 19:22

twardy napisał/a:
Podajesz często ten link, ale jest w nim błąd. zamiast "com" ma być "org"

Czyli prawidłowy adres to: www.sychar.org


Dzieki - to z pracy ;-)

Anonymous - 2014-09-25, 23:24

Panowie , że wam się wtrące.......
Jestem pod dużym wpływem wpisów Norberta, dopowiedzianych przez Grzegorza i wstrzymujących przed działaniem wpisów Mare.
Mnie sie po prostu odechciewa bycia męczennikiem.
Wiem że rozstanie to typowy proces, wiem że mam stosunkowo dobry kontakt z żoną, jakoś daję rady na krokach, zmieniłem się- sam to widzę. Tylko mając wizję że dla ratowania małżeństwa , mam sam siebie zatracić, to uważam ze to nie dla mnie.
Nie jest i nie była moja żona, moją boginią i za takowa ja nie będę uważał.
Ja po całej tej traumie porzucenia, zacząłęm stać prosto i w miarę stabilnie, i zastanawiam się po co mam trwać w czymś co mnie pogrąża. Osobiście coraz mniej lubie się spotykac z żoną, wiec po co udawać że mi zależy??

Anonymous - 2014-09-26, 07:13

Co rozumiesz pod pojęciem "męczennik"? Dochowanie wierności to męczeństwo? :shock:
Anonymous - 2014-09-26, 16:51

Dabo napisał/a:
Ja po całej tej traumie porzucenia, zacząłęm stać prosto i w miarę stabilnie, i zastanawiam się po co mam trwać w czymś co mnie pogrąża. Osobiście coraz mniej lubie się spotykac z żoną, wiec po co udawać że mi zależy??


Witaj!

podziwiam Cie ja nie jestem az tak silny i madry zeby polegac na sobie. Szkoda ze tak pozno zaczalem sluchac co inni mowia, co mowi nauka kosciola jak i ludzie.
Moi znajomi mowia uloz sobie zycie z inna a o tamtej zapomnij. Tamta czyli moja zoan nie za bardzo chce sie spotykac ja juz takze ale robie to co moge na razie..
Nie uwazam sie za meczennika ale za to co mam dziekuje Bogu. Staram sie sluchac jego woli. Sychar uczy pokory ale tez i prawdy staniecia przed Bogiem jakim jestem.
Jestem nedznikiem - choc obdarzonym duzymi darami.. I to ze spotkalem ludzi ze Sychara to tez wielkie szczescie.

Trzyma sie. Czasem Bog sam daje nam znak gdy artykulujemy swoje mysli.

Anonymous - 2014-09-26, 16:58

Nirwanna napisał/a:
Co rozumiesz pod pojęciem "męczennik"? Dochowanie wierności to męczeństwo? :shock:


Czasami tak
wszystko zależy od osobowości.
Sa tacy, którym w pojedynkę nawet lepiej (pewnie mniejszość),
ale są i męczennicy, którzy się pojedyńczo męczą.
Nie ma jednego wzorca człowieka. To banały, ale warto o tym pamiętać, gdy się udziela rad.

Anonymous - 2014-09-26, 18:01

Cytat:
Dochowanie wierności to męczeństwo?


W istniejącym związku zapewne nie, choć i tak, dla niektórych jest to wyzwanie.

W nieistniejącym związku , z całą pewnością jest męczeństwem.

Choć są i tacy którzy przekuli to na tzw. "jarzmo słodkie" - to taka odmiana męczeństwa- tylko bardziej wysublimowana jako że pretenduje do bycia wzorcem do naśladowania.

Anonymous - 2014-09-26, 23:53

Czy pozostawanie w wierności dla osób w nieistniejącym związku jest męczeństwem zależy nie tylko od osobowości ale i od takich czynników jak wiek, stan zdrowia, liczba potomstwa na utrzymaniu i wychowaniu, doświadczenia własne i wzorce z domu, itd. I SĄ SYTUACJE gdy taki wybór pozwala po prostu spokojnie żyć. Nie tyle pretenduje do bycia wzorcem, co ucina wszelkie dyskusje i dobre rady, pozwala odnaleźć sens w samotności, własną wartość. Małżonek porzucił i to w niewesołej atmosferze, "czyszcząc" sumienie słowami: nikt by z Tobą nie wytrzymał, wchodzi w nowy związek i sobie "dobrze żyje". Życzliwi przyglądają się porzuconemu i dają złote rady o poszukaniu sobie kogoś, pytają, sugerują otwarcie się na świat i temu podobne, a porzucony na żadne nowe otwarcia nie ma ochoty. No to by uspokoić życzliwe nękania a i nie zdołować się tym, że nikogo sensownego jednak i tak nie pozna, może faktycznie porzucający miał rację, bądź w ogóle nie ma ochoty na tak bliskie relacje, może powiedzieć "jestem w związku sakramentalnym, coś przysięgałem/łam i zamierzam tego dotrzymać".
Anonymous - 2014-09-27, 22:41

Więc jestem sobie sam i stwierdziłem ze mi z tym dobrze. Za męczeństwo uważam pojenie się myślą ze mam wbrew realia dążyć do naprawiania czegoś na siłę. Jeżeli jest jak jest , to zaklinaniem rzeczywistości będzie oczekiwanie czego innego. Jeżeli prawo kościelne dozwala separację to niech tak będzie . W jakim celu na siłę i wbrew dążyć do kolejnej fikcji.
Anonymous - 2014-09-28, 07:55

Dabo napisał/a:
Jeżeli prawo kościelne dozwala separację to niech tak będzie . W jakim celu na siłę i wbrew dążyć do kolejnej fikcji.


Witaj!

Na siłe nie można nic robić. W moim przypadku tak dlugo jak dzieci nie dorosna bede staral sie odbudowac sakrament malzenstwa (czyli do jakis 60 l ;-) ).
Widze jak wazne jest to pozytywne nastawienie w trakcie kontaktow z maluchami.
Ta "fikcja" to dla mnie realne bycie, dzialanie, modlitwa.
Wyslalem mojemu sloneczku pieniadze na rocznice slubu. Wyslalem przeprosiny tesciowej choc mialem chec zrobic cos innego. Uczestnictwo w rekolekcjach.
Zaskakiwanie poytywnie drugiej strony - jak podjechalem motocyklem na spotkanie to zrobilo to na niej duze wrazenie. Co do trwania w separacji. Za ks. Markiem Dziewieckim - mamy obowiazek wysylania pozytywnych sygnalow do wspolmalzonka pod grozba nieuzyskania rozgrzeszenia :-) Chyba tez cos na ten temat mowi Katechizm Katolicki. Nie ma opcji zatem - mam sie zastanawac jak dotrzec do wspolmalzonka bedac jednoczesnie bardziej rozwaznym.
Trzymaj się.

Anonymous - 2014-09-28, 10:22

Dabo napisał/a:
Jeżeli prawo kościelne dozwala separację to niech tak będzie

Prawo kościele jak to napisałeś dozwala separację -ale to samo prawo(a raczej nauki) mówią o tym by zweryfikować swoja postawę,naprawić relacje i pojednać się.

Separacja to nie alternatywa jako sposób na życie i wewnętrzne oczyszczanie sumienia.

Anonymous - 2014-09-28, 12:33

DHL1 napisał/a:

Separacja to nie alternatywa jako sposób na życie i wewnętrzne oczyszczanie sumienia.


Norbert

Separacja dla nikogo nie jest fajnym sposobem na życie.
Ale są sytuacje (i kościół to rozumie), że po prostu inaczej sie nie da.
Nic tu do rzeczy nie ma sumienie, bo przecież nikt chyba nie chce aby ktoś był z nim
tylko dlatego, że ma wyrzuty sumienia. Jaki w tym sens?

Anonymous - 2014-09-28, 18:30

grzegorz_ napisał/a:
Separacja dla nikogo nie jest fajnym sposobem na życie.


A jesteś pewien to pisząc??

Nie zrozumiałeś tego co napisałem o oczyszczaniu sumienia.
Zatem napiszę konkretniej by było jaśniej. ...

Rezygnacja ze związku poprzez rozwód -jest grzechem....ale rezygnacja ze związku poprzez separację już nie jest grzechem.....

Teraz rozumiesz???

I kościół owszem rozumie sytuacje:
ale nie toleruje takiej formy rozwiązania jak powyżej....
tym bardziej gdy sa przesłanki do naprawy związku i pojednania małżonków.

Anonymous - 2014-09-28, 18:48

grzegorz_ napisał/a:
bo przecież nikt chyba nie chce aby ktoś był z nim

tylko dlatego, że ma wyrzuty sumienia. Jaki w tym sens?

Jeżeli tak rozumować to powrót małzonka po zdrazdie też jest bez sensu bo oparte na wyrzutach sumienia...zresztą jakikolwiek powrót małżonka musi być także bez sensu bo oparty na wyrzutach sumienia.....

czy zatem dopuszczasz Grzechu jakiekolwiek rozwiązanie powrotu małzonka???

czy dla ciebie to wszystko jest bez sensu???



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group