Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa
Autor Wiadomość
misio312
[Usunięty]

Wysłany: 2013-12-22, 19:25   

kiedysbylam napisał/a:
ja nie wiem ja kaj przezyje te Swieta :((

nie wiem w ogole jak bede dalej zyc bez niego, po prostu to wciaz tak bardzo boli.

9 miesiecy po, a ja nie moge, nie umiem sie z tym pogodzic, czuje ze nie daje juz rady sama ze soba :(


Witaj,

Nie znam Twojej sytuacji, dopiero się zarejestrowałem na forum, ale sądząc po ostatnich postach...

Osób z taką sytuacją, jak Twoja, jest mnóstwo. Ja też przechodzę właśnie taki trudny okres po wyprowadzce żony. Każdemu jest ciężko, ale poradzić sobie z tym do pewnego stopnia można. Bądź w tym czasie jak najwięcej z ludźmi, z tymi najbliższymi, którzy Ci dobrze życzą. I nie bój się swoich uczuć - one są normalne w takiej sytuacji. Staraj się robić to, co przynosi Ci ulgę - modlić się, jeść czekoladę, oglądać komedie, gotować, sprzątać, uczyć się czegoś nowego. Życie na tym się nie kończy - jak przetrwasz, to na pewno przyjdą lepsze dni, z mężem czy bez.

Święta to dla wielu z nas bardzo trudny czas w roku. Przetrwaj je, niedługo przyjdzie wiosna, może w Waszym małżeństwie również.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-02, 13:24   

Dla mnie święta też były trudne. Samotność, strach przed przyszłością. I jeszcze dostałam pozew: tuż przed świętami. I tak jak u ciebie wracają do mnie wspomnienia, na nowo budzą się te emocje, dlatego najlepiej jest po prostu nie dbać o to, nie myśleć o mężu, unikać z nim kontaktu. mi ułatwiają dzieci - nie mam czasu na to żeby roztrząsać.

zrozumiałam, że niektórzy ludzie się nie przywiązują. dlatego podczas gdy jeden przez rok czy dwa rozmyśla dlaczego tak się stało itp. przeżywa - to drugi zapomni już na drugi dzień. taka cecha charakteru. nie przywiązują się do ludzi, do miejsc, olewają wspólne wspomnienia, wspólnie urządzone mieszkanie. a jest jeszcze taka cecha jak nieodpowiedzialność. to co jeden uznaje za ważne: dzieci, rodzina, żona, zobowiązania kredytowe, przysięga - dla drugiego nie ma żadnego znaczenia i się tym nie przejmuje. kwestia braków w wychowaniu, w systemie wartości, uleganie własnemu egoizmowi. I to jest to o czym piszesz Justynka: macie inne wartości z mężem, stąd zupełnie inne reakcje. niezgodność charakterów ;)

Cytat:
Czy wojna w sądzie o rozwód ma poprawić relacje?


To nie chodzi o to, żeby przez niezgodę na rozwód poprawić relacje. W sytuacji gdy doszło do rozwodu, rozstanie jest praktycznie przesądzone, sąd i tak rozwód orzeknie jak będą przesłanki. Chodzi raczej o obronę swoich przekonań. Mówienie tego co się myśli i nie poddawanie się presji małżonka. To nie dotyczy tylko przysięgi kościelnej. Ludzie np. chcą orzeczenia o winie i bronią swojej prawdy bez względu na kłamstwa drugiej strony i szanse wygranej. Chodzi raczej o jakieś poczucie, że jestem fair względem swoich poglądów, swojej wiary itp. Spokojne sumienie:) Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że druga strona może walczyć jak lew i może to kosztować dużo nerwów. Jak ktoś nie chce nerwów to odpuszcza. Tak samo znam osoby, które mimo że miały dowody na zdradę męża, nie wnosiły o orzeczenie o winie - dla świętego spokoju. Każdy ma taki wybór, albo nie walczyć, nie grzebać się w przeszłości itp. albo pójść pod prąd i ponieść straty emocjonalne. Każdy wybiera co dla niego ważne.
 
     
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-02, 16:11   

Smutno, że w takim czasie dostałaś pozew. Pomodlę się za Ciebie dzisiaj o siłę i pokój wewnątrz, taki, aby własne sprawy nie były już tak wielkie i istotne. W końcu nasze życie ma nieskończenie większy sens, mnie to pomaga w trudnościach ;)
 
     
Muzyka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-04, 01:17   

Cytat:
nie wiem w ogole jak bede dalej zyc bez niego, po prostu to wciaz tak bardzo boli.


Kiedysbylam, dasz rade. Z Bogiem w 100%.

Zajmij sie soba, swoja WYJATKOWOSCIA - chodzi mi o lagodnosc, szacunek do samej siebie.

I moze pomysl o warsztatach 12 krokow na stronie Sycharkow.

Pozdrawiam, i nie daj sie.
Z Bogiem.
 
     
Malco
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-04, 19:32   

Płakać mi sie chce jak to czytam......
właściwie to mi juz łzy lecą po twarzy :cry:
 
     
misio312
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-04, 22:25   

Malco napisał/a:
Płakać mi sie chce jak to czytam......
właściwie to mi juz łzy lecą po twarzy :cry:


To jest może i smutne, ale jeśli naprawdę Ci na czymś zależy, to trzeba się wziąć w garść, zwracając się do Boga, zajmując się sobą itp. Gdzieś kiedyś usłyszałem, że w życiu podobnie, jak w samolocie: najpierw samemu zakłada się maskę tlenową, a dopiero potem robi się resztę (np. pomaga dziecku założyć maskę).

To też w sumie nie dziwne, ale druga osoba, jeśli zobaczy jak płaczesz, albo zobaczy jak jesteś silna, to myślisz że w którym przypadku są większe szanse, że będzie chciała być z Tobą? Oczywiście to zależy od tej drugiej osoby, ale im jesteś silniejsza, tym mocniej możesz walczyć o małżeństwo / związek / rodzinę / cokolwiek.

Ja po odejściu żony zacząłem uprawiać sport, starałem lepiej się odżywiać, spotykałem się ze znajomymi, więcej czasu poświęciłem na rodzinę, rozwój osobisty, kościół. To było bardzo trudne, ale kiedy przychodziły momenty, że mi też się chciało płakać (nie, nie jestem lalusiem), to brałem się za siebie, zakładałem rękawice bokserskie i wyładowywałem emocje, albo ucinałem sobie 10km spacer, szedłem do kościoła, słuchałem muzyki, oglądałem komedię, robiłem sobie coś smacznego do jedzenia (np. pizzę) itp.

Owszem, warto z siebie wyrzucić żal i dać upust emocjom. Ale kiedy dopada Cię takie samopoczucie zbyt często, to pamiętaj, że musisz nad sobą popracować. Często rozwiązanie przychodzi przy okazji pracy nad sobą.
 
     
kiedysbylam
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-13, 12:38   

Swieta minely, Sylwester rowniez.


Dziekuje wszystkim za dobre slowa.

U mnie bez zmian. Nie jestem juz z mezem chyba z 10 miesiecy. Nie mieszkamy razem od 6. Na swieta byly zyczenia od niego, na sylwestra rowniez jak to on mi naprawde zyczy szczescia w zyciu. Na moja odpowiedz ze bylam szczesliwa z nim, odpisuje ze ma nadzieje ze bede z kims innym. I wiecie co? ze to naprawde jest szczere z jego strony - on mi naprawde zyczy 'dobrze', zebym jeszcze z kims byla, zeby mi w zyciu bylo dobrze. PRzerazajace to jest prawda?? Jak zerowe uczucia musi miec wzgledem mnie, ze zyczy mi nowego 'meza' bez zajakniecia.... Smutne.

Z nowosci - jego kochanka - w koncu - po ponad roku klamstw i 5-6 latach zwiazku - zzdecydowala sie zostawic swojego narzeczonego, dla mojego meza.

Teraz beda juz zyli dlugo i szczesliwie....
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-13, 13:07   

kiedysbylam napisał/a:
Teraz beda juz zyli dlugo i szczesliwie....


Krótko o tym: czym jest szczęście, czym jest radość, czym jest przyjemność...
http://papiez.wiara.pl/doc/1821698.Badz-szczesliwy

Nic dodać, nic ująć w słowach papieża Franciszka: "Radość Ewangelii napełnia serce i całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem."


I komentarz jeszcze Autorki:
"Radość to coś większego niż przyjemność. Gdy wypełnia człowieka radość nie ma już potrzeby nieustannego dostarczania sobie przyjemności. To smutek popycha do karmienia się chwilowymi przyjemnościami, które go na chwilę przytłumią, choć nie usuną. To on nakręca konsumpcję."


Jesli Jezus nie będzie dla Ciebie najważniejszy, to również możesz już za chwilę związać się w drugim związku cywilnym szumnie zwanym na Twoją potrzebę emocjonalną nawet MAŁŻEŃSTWEM "ns", ...wszak to On /Jezus/ właśnie powiedział, że gdy mąż oddala żonę, naraża ją na cudzołóstwo, ale pamiętaj, że jednak wybór drogi należy do Ciebie - a będzie łatwiej, jeśli od tej chwili przylgniesz jednak do Jezusa - bo i tak zawsze do Niego wracamy, lepiej wrócić DZIŚ Tu i Teraz. To oczywiście moja rada i moje zdanie. Jezus leczy i uzdrawia.. bez sloganu.
 
     
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-13, 13:08   

Chciałabym Cię jakoś pocieszyć, przytulam chociaż wirtualnie. Ja żadnych życzeń nie dostałam, a w dodatku moja teściowa jak się okazało była na święta u NICH !to kolejny nóz wbity w serce. Ale przeczytałm sobie to i trochę mi lepiej http://adonai.pl/milosc/?id=161.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-13, 13:16   

bosa napisał/a:
w dodatku moja teściowa jak się okazało była na święta u NICH !to kolejny nóz wbity w serce.


Na Świeta miał się narodzić Pan Jezus w naszych sercach. Czy się narodził? Napiszę językiem nowej technologii (komputerowej): Sprawdź ponownie. :-)

Jak chcesz leczyć rany? Bez Jezusa Chrystusa? Obawiam się, że jednak katolik nie ma innego wyjścia, jak tylko rzucić się z ramiona swojemu Bogu - nieustannie, a nie tylko czasem... Zaufaj Panu już dziś. Teraz i tu.

Poprawiam Twój link: http://adonai.pl/milosc/?id=161
 
     
kiedysbylam
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 14:38   

Witam tych, ktorzy jeszcze mnie pamietaja lekko rok po tym jak tutaj trafilam w kwietniu 2013 kilkanasicie dni od tego jak rozstalam sie z mezem, w co jeszcze wtedy nie wierzylam.

Jak bylam szczesliwa z nim i jak bardzo chcialam to ratowac kazdy wie.

13 miesiecy od rozstania i odzdzielenia wszystkiego lacznie z polkami w lodowce, 9 miesiecy od wyporwadzki meza, 5 miesiecy od ostatniego spotkania na poczatku grudnia - kiedy przyjechal zabrac ostatnie rzeczy z mieszkania. Prawie pol roku sie nie widzielismy (nawet sama w to nie wierze) i nawet telefonicznie sie nie slyszelismy.

Miedzy czasie dostalam zyczenia od niego na urodziny (grudzien), Boze Narodzenie, Nowy Rok, dzien kobiet oraz Wielkanoc. Ja wyslalam tylko na Nowy Rok, nie napisalam mu miesiac temu juz zyczen na urodziny (po raz pierwszy), odpisalam tylko na jego zyczenia na wielkanoc - 'dziekuje, wzajemnie'.

Kontakt mielismy smsowy przez te pol roku raz na jakis czas - zawsze tylko i wylacznie w sprawach formalnych ktore zostaly (wylaczajac rozwod) - albo on, albo ja pisalam - a czy zamknal juz to konto w banku, a czy dowiedzial sie z przeniesieniem internetu - doslownie sa ze 2-3 pierdoly tego typu ktore sa jeszcze na niego, ja sobie oplacam, ale imie nie zostalo zmienione i tak to trwa. Aha, sam pisal do mnie od lutego czy jest jakas poczta do niego i ze chcialby podjechac odebrac. Od lutego probowalismy sie ze 3 razy konkretnie umowic (data, godzina) zeby on odebral ta poczte, gdzie zaznaczylam ostatnim razem ze nie spotkamy sie w domu tylko w kawiarni. Jednak za kazdym razem spotkanie nie doszlo do skutku (2 razy ja przelozylam, raz on i kolejnego nie ustalilismy).

Wczoraj po poludniu akurat napisalam do niego - forma - jak zwykle w tym okresie ostatnim pol-rocznym, nicspecjalnego, ale mialam powod:

'czesc, czy masz moze kluczyk od pacholka do parkingu lub czy wiesz jak on wygladal?'; odpisal jak zwykle szybko i normalnie ze tak, ma. Na co ja ze dobrze i ze bede potrzebowac go. Na co on: ' a co? ktos ci parkuje na twoim miejscu'? Na co ja juz nie odpisalam gdyz pomyslalam sobie ze a co cie to obchodzi a poza tym zajelam sie gotowaniem. Chodzi mi o to, ze tego typu kontakt z nim nie robil juz na mnie wiekszego wrazenia, tak jak mowie przez to pol roku ostatnie zdarzaly sie kilka razy takie sytuacje i tyle. Pomyslalam ze jak juz sie w koncu umowimy po te poczte no to mi przywiezie ten kluczyk. (Aha, nawiasem mowiac 2 miesiace wczesniej pisalam podobne pytanie o kluczyk do skrzynki zapasowy i tez napisal ze ma, no ale temat zostal zamkniety az do czasu jak sie spotkamy).

Ok, do sedna. Gotuje sobie ten obiad wczoraj, zdobra godzine od tego jak mu nie odpisalam czsy ktos parkuje na moim miejscu, a tu dzwonek do drzwi. Schodze na dol no i szok. Przed drzwiami on. Bez umawiania sie, bez pytania czy jestem w domu. To byly milisekundy - czy otwierac czy nie. Otworzylam - no 'czesc'. Daje mi te kluczyki dwa, pyta o poczte do niego. Dalam mu poczte, ukrywajac szok. Nie zapytalam co tutaj robi, nie powiedzialam tez ze nie zycze sobie wizyt bez zapowiedzi. Chcialam zachowac sie normalnie - ze nie robi to na mnie az tak ogromnego wrazenia ta jego wizyta - w sensie - no podjechal to podjechal.

Generalnie to z 20 minut postalismy przed wejsciem. Nie wpuscilam go, nie zaprosilam do srodka (mam pewnosc ze na kawe by wszedl, z czystej ciekawosci zeby zobaczyc mieszkanie). Zaznaczam, ze jak byl ostatnim razem w grudniu to mial jeszcze klucze bo oficjalnie to bylo jeszcze jego mieszkanie tez. Ale z koncem roku kredyt i wszystko zostalo przepisane na mnie, oddalam mu jego czesc i mieszkanie jest juz tylko moje. Nie chcialam go w srodku, mysle ze duzo bardziej by mnie to rozwalilo gdyby wszedl na 'moj teren', w ten moj nowy swiat ktory sobie poskaldalam.

W kazdym razie, byl mily, bez zadnych podtekstow:

' a jak mama sie czuje? a jak w pracy?' - (a ze kolezanki ktora znal juz nie ma) - ' a to czy masz teraz wiecej pracy? a czemu nie awans jakis, dalabys rade', ' a masz jeszcze auto?, a to samo?' ' a jak mieszkanie? - wszystko ok'? itp itd. Pytal o wiele rzeczy, zagladal w okna z dolu pytajac wlasnie o mieszkanie - no w sumie jak zawsze wczesniej sie widywalismy no to tez tak bylo, ale teraz tak naprawde normalnie pytal. A ja? odpowiadalam tez normalnie, ale dosc zwiezle, krotko, to on sie dopytywal, ja nie pytalam praktycznie o nic jego, poza tylko jak tam w pracy - no to ze srednio, ze podwyzek dawac nie chca i ze sie dziadostwo robi. Ogolnie normalnie - w sensie nie byl jakis mega szczesliwy, ale nie byl tez jakis przybity.

Nie skomentowalam nic w stylu, ze co ty tutaj robisz czy cos, on tez nie tlumaczyl sie w zaden sposob, co tu robi, w sensie ze 'a przypadkiem przejezdzalem to postanowilem podjechac allbo ze tyle sie juz nie moglismy umowic to podjechalem'.

Nic na ten temat wlasnie zeby tlumaczyc jakos swoja wizyte no ale ja tez nie pokazywalam ze az tak mnie to zszokowalo - moje podejscie ktore pokazalam bylo mniejwiecej takie: no przyjechales to przyjechales. No banku oczywiscie nie zalatwil, przywizol mi papiery o ubezpieczenie mieszkania i zebym ja do nich napisala w jego imieniu zeby zmienic to na mnie. No fakt - jest to w moim intresie, ale on mial to zalatwiac.

No i tyle w sumie. Aha - o rozwodzie nadal ani slowo nie padlo. Przez caly ten czas, wszystko chcial pozakanczac (dalej widac chce), ale z jakis powodow slowo rozwod chyba go przeraza? Ani nic nie mowil, ani nie wygladalo na to, co by planowal za tydzien albo dwa o tym mowic.

No i tyle w sumie.... chcialam sie wypisac chyba.... Juz, rok po, nauczylam sie nie ludzic, nie analizowac, dlaczego przyjechal, co mysli. Ale jakis impuls musial byc wczoraj ze nagle wzial i po prostu podjechal, Mysle ze tego nie planowal wczesniej. Wiadomo, ze zdziwilo mnie to bardzo, ze jakos serce zadrzalo, no dziwne troche to po prostu bylo, sam fakt tego jego przyjazdu bez zapowiedzi. Koniecznosci zadnej nie bylo. Do tego wiem, ze to jest wlasnie okres kiedy ja po raz 1 sie naprawde odcielam od niego, od poczatku tego roku, nie napisalam ani razu, nie zadzwonilam od tak, czy nie zapytalam co u niego. Kilka smsow dotyczacych formalnosci, to wszystko. Wczoraj tez - nie chcialam na sile pokazywac ze on jest ten zly, mowic cos w stylu : nie zycze sobie odwiedzin bez zapowiedzi (choc mialam ochote), po prostu ze niby co mi tam, czy sie zapowie czy nie, codzinennie przeciez nie przyjezdza....

Chcialam pokazac, no bo tak jest naprawde - masz co chciales. JA juz sie ucze z tym zyc, moze kiedys ci wybacze w sercu, nie chce z siebie ofiary juz robic - masz mnie taka jaka chciales - zeby sie rostac ale sie nie nie nawidziec, no ale zebym dala mu spokoj - dokladnie tak sie stalo. CZyzby trawka po drugiej stronie nie byla juz tak zielona jak rok temu??

Czyzby szczescie ktore dala mu nowa 'milosc' bylo, owszem, ale z kolei teraz brakuje mu innych rzeczy ?? - spelnienia jako facet, ze ma swoj dom, mieszkanie, swoj kat gdzie moze podlubac?? Czyzby doszlo do glowy ze wszystkiego miec nie mozna (choc my tak naprawde chyba mielismy).

Nic, wiem ze musze zyc dalej, jakby tej sytuacji po prostu nie bylo. Myslalam zeby cos do niego napisac - juz wczoraj albo dzisiaj - a tak cokolwek, zeby pociagnac 'kontakt' - nie wiem, wyslac zdjecia jego jablonki z balkonu - skoro tak pytal wczoraj jak mieszkanie - cokolwiek w tym stylu, ale doradzono mi ze to bez sensu, ze od razu zobaczy ze jego wizyta wywarla na mnie jakies wrazenie. A moze wlasnie odwrotne zachowanie jakos wplywa na jego myslenie. Zreszta, gdyby probowal, gdyby cos robil to moglabym sie zasnatawiac, a jedna wizyta po poczte to przeciez nie proby kontaktu.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 15:42   

Fajnie że się pojawiłaś na forum:) Cieszę się, że sobie radzisz, że się pozbierałaś. A co do postu - chyba nadal masz jakąś tam nadzieję...;)
 
     
kiedysbylam
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 17:30   

Powiem tak: nadzieja - pewnie ze umiera ostatnia. Generalnie to u mnie przez te pol roku naprawde skutecznie umierala, tylko ten jego wczorajszy przyjazd mnie lekko wybil z toru po ktorym szlam. Dal jakas iskierke, ale wiem juz ze naprawde nie powinnam tak tego odbierac. Tak tylko napisalam, sama zeby sie chyba wypisac, opowiedziec ta sytuacje wczorajsza...

Porzucona - mam nadzieje ze dajesz sobie rade :)
 
     
poczta.onet.pl
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 18:29   

Kiedyśbyłam, napisałam do Ciebie prywatną wiadomość ale powtórzę tutaj raz jeszcze mamy identyczna sytuację tylko Ty tkwisz w niej dłużej niż ja...U mnie zaczeło się w kwietniu tego roku przed Świetami (a swoją drogę szatan dobrą pore sobie wybrał prawda??). Oświadczył mi, że mnie nie kocha, nie kochał i teraz nie wie tylko jak rozwiązać temat kredytu na mieszkanie. Mieszkał ze mną i jeszcze mieszka choć częściej już przebywa z kochanką w Warszawie (mekka dla niego). Szuka intensywnie tam pracy i cieszy się wreszcie wolnością! Dzwoni do córki ale rozmowy trwają minutę dwie, zagłuszy sumienie i heja do przodu podbijać stolicę i cieszyć się szczęściem tylko ten ch...kredyt.
Ale nie o tym chciałam napisać...Czytając wszystkie prawie posty dochodze do jednego wniosku a mianowicie w naszym małżeństwach jest ten sam szatan on działa identycznie. Kobietki zobaczcie wasi męzowie mówią i czynią tak samo! To niewiarygodne jak są te nasze historie podobne. Wiadomo kryzys powstał z tygodnia na tydzień kazda z nas ma indywidualne doświadczenia z genezą powstania kryzysu ale efekt końcowy i sam etap końcowy jest identyczny! jest to ten sam szatan. Ja nie wiem czy zdołam się rozprawić z nim sama bo mąż mi w tym nie pomaga ale próbuję. Mam bardzo małe szanse ze względu na preferencje seksualne mojego męża tzn. nie zapakajałam jego potrzeb i dlatego tak teraz jest (to jego wersja) a nawet go oszukałam Tak, ja go oszukałam bo kiedyś było innaczej.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8