Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Czy jest już za późno na ratowanie małżeństwa? |
Autor |
Wiadomość |
Lila83 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-10-26, 13:40
|
|
|
Mozna powiedzieć,że jakieś 6 lat-gdy zaczęliśmy kłocic o finanse,a pózniej to juz szybciutko,ok 2 lata temu zaczęła sie akcja z ta panna i zmiana meza diametralna,tak jak tu opisuja,zmiana wygladu,nowe ciuszki,ukrywane telefony,brk zainteresowania dzieciakami,gdy sie spostrzegłam sprawy były juz mocno zaawansowane,gdy rozpaczalam,płakałam,prosiłam,sprawadzałam-to tylko pogorszyłam sytuację,przyspieszyłam jego decyzję,wiec wziełam sie za siebie,powiedziałam dość takim upokorzeniom,przestałam dwonic,pisac,chyba,ze było to konieczne,sprawy finansowe,czy o dzieci,tyle.Zero napomknięć o moich uczuciach,dałam mu wolna rekę i pracowałam(i nadal pracuje) aby nie byc takim płaczkiem,wiecznie smutnym i zdołowanym,wiszacym na nim jakby to od niego zalezało moje zycie,musiałam w głowie tak to sobie poukładać i zacząć wierzyć w to,że czy on jest przy mnie,czy nie ja dam sobie radę i zrobie wszystko aby poczuc się szczęśliwą.
O dziwo od momentu,gdy sama sobie postawiłam takie wyzwanie,jest mi o wiele lepiej,chociaż czasem przychodza doły i sobie jeszcze popłaczę gdy mi cos nie idzie,ale to juz na zasadzie takiego oczyszczenia(wszystko to oddaje podczas modlitwy)i naprawdę czuje sie lepiej.
A mąż...po kilku mcach zapragnał wrócić do nas,powiedział mi, ze widzi zmiane we mnie,ze jestem taka radosna(potrafie nie przejmowac sie rzeczami,ktore kiedys nie pozwalały mi spać)
Nie jest łatwo,bo ciężko zaufac od nowa po takich perturbacjach,tymbardziej,że mąż to osoba typu lekkoduch-jakos to będzie,lubi podejmowac ryzyko nie patrząc jakie moga byc konsekwencje gdy cos nie wyjdzie.
Koleżanka mi kiedys powiedziała,że bez nawrócenia nie ma szans na odnowe małżeństwa i tu sie zgodzę,bo jeszcze kilka mcy temu nasmiewał się z Kościoła,Bóg nie był mu do niczego potrzebny,a teraz nawet zaczyna cos napominac,ze chce wybrac sie do spowiedzi,ale czy wytrwa w tym postanowieniu...
P.S. tutaj fajna krótka audycja ks.Pawlukiewicza troche w tym temacie o którym piszemy https://www.youtube.com/w...d&v=BFzDp0tHf-0 |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-10-27, 14:06
|
|
|
Lila83 napisał/a: | ... gdy sie spostrzegłam sprawy były juz mocno zaawansowane,gdy rozpaczalam,płakałam,prosiłam,sprawadzałam-to tylko pogorszyłam sytuację,przyspieszyłam jego decyzję,wiec wziełam sie za siebie,powiedziałam dość takim upokorzeniom,przestałam dwonic,pisac,chyba,ze było to konieczne,sprawy finansowe,czy o dzieci,tyle.Zero napomknięć o moich uczuciach,dałam mu wolna rekę i pracowałam(i nadal pracuje) aby nie byc takim płaczkiem,wiecznie smutnym i zdołowanym,wiszacym na nim jakby to od niego zalezało moje zycie,musiałam w głowie tak to sobie poukładać i zacząć wierzyć w to,że czy on jest przy mnie,czy nie ja dam sobie radę i zrobie wszystko aby poczuc się szczęśliwą. |
Tak samo było u mnie. Im bardziej naciskałam, tym bardziej się mąż oddalał, bo miał do kogo. Teraz już tego nie robię. Od momentu, kiedy się zadeklarował (i nawet wcześniej) do niczego go nie zmuszam, nie nalegam, nie naciskam. I faktycznie czuję się z tym lepiej. Trochę jak w liście Zerty. Trzeba umieć zachować godność. Ja tej godności i szacunku do siebie nie miałam i teraz chcę to zmienić. To jest też pewnie wskazówka dla innych współmałżonków w takiej sytuacji, im bardziej chcemy kogoś na siłę przyciągnąć do siebie, tym bardziej to się nie udaje:-(
Cytat: | A mąż...po kilku mcach zapragnał wrócić do nas,powiedział mi, ze widzi zmiane we mnie,ze jestem taka radosna(potrafie nie przejmowac sie rzeczami,ktore kiedys nie pozwalały mi spać)
Nie jest łatwo,bo ciężko zaufac od nowa po takich perturbacjach,tymbardziej,że mąż to osoba typu lekkoduch-jakos to będzie,lubi podejmowac ryzyko nie patrząc jakie moga byc konsekwencje gdy cos nie wyjdzie. |
Mój mąż też mi powiedział, że widzi pracę jaką wykonałam dzięki terapii, i że to spowodowało, że przez chwilę podjął decyzję, że chce spróbować naprawić małżeństwo. Ale niestety po kilku dniach zmienił zdanie, bo się okazało, że jednak ma wątpliwości i że się w nim wszystko wypaliło. Także u mnie niestety to nie zadziałało:-(
Cytat: | Koleżanka mi kiedys powiedziała,że bez nawrócenia nie ma szans na odnowe małżeństwa i tu sie zgodzę,bo jeszcze kilka mcy temu nasmiewał się z Kościoła,Bóg nie był mu do niczego potrzebny,a teraz nawet zaczyna cos napominac,ze chce wybrac sie do spowiedzi,ale czy wytrwa w tym postanowieniu... |
Niestety ja tylko usłyszałam, że Bóg nie ma nic do rzeczy i że Bóg tutaj nie pomoże:-( Więc do nawrócenia męża jest raczej daleko. Dla niego raczej małżeństwo jako sakrament nie ma znaczenia. Nie myśli w tych kategoriach, że jest to zobowiązanie na całe życie, na dobre i na złe. Właśnie gdy nadeszło to "złe" szybko zrezygnował |
|
|
|
|
moc nadziei [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-10-27, 14:09
|
|
|
[quote="Angelika21k"] Lila83 napisał/a: |
Cytat: | Koleżanka mi kiedys powiedziała,że bez nawrócenia nie ma szans na odnowe małżeństwa i tu sie zgodzę,bo jeszcze kilka mcy temu nasmiewał się z Kościoła,Bóg nie był mu do niczego potrzebny,a teraz nawet zaczyna cos napominac,ze chce wybrac sie do spowiedzi,ale czy wytrwa w tym postanowieniu... |
Niestety ja tylko usłyszałam, że Bóg nie ma nic do rzeczy i że Bóg tutaj nie pomoże:-( |
Na szczęście Bóg może uważać zupełnie inaczej |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-10-28, 12:44
|
|
|
moc nadziei napisał/a: |
Cytat: | Niestety ja tylko usłyszałam, że Bóg nie ma nic do rzeczy i że Bóg tutaj nie pomoże:-( |
Na szczęście Bóg może uważać zupełnie inaczej |
Staram się zaufać Bogu i trwać. Postanowiłam też pójść do spowiedzi, bo dawno tego nie robiłam.
Ale jest ciężko, gdyż z mężem widuję się codziennie w pracy i w domu. I widzę jak decyzja o rozstaniu go zmieniła. Jest zdystansowany i obcy, w zasadzie prawie nie odzywa się nie pytany. Próbuję traktować go normalnie, ale jest to bardzo ciężkie, bo wiem, że on uważa, że nic już nas nie łączy. I nie wiem, czy traktować go obojętnie, czy jednak pokazać, że mi ciągle na nim zależy - być miłą i życzliwą, ale nie wspominać o rozstaniu i nie próbować zmienić jego zdania.
A jeszcze nie tak dawno bo w maju chcieliśmy powiększenia rodziny:-(
W przeciągu kilku miesięcy przeszliśmy od planowania przyszłości do rozstania:-( |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-06, 09:57
|
|
|
Kochani,
jakiś czas się nie odzywałam, bo w zasadzie nic się nie zmienia. Mąż trwa w swojej decyzji o odejściu. Ja pozwoliwszy mu odejść, nie nalegam już, nie proszę, nie rozmawiam na temat tej decyzji. Niestety wiele spraw musi zostać załatwione. Synek ciągle nie wie co się dzieje i musimy mu o tym w końcu powiedzieć. Nie wiem jak przyjmie informację o tym, że jego tata z nami nie mieszka. Obecnie sytuacja jest ciężka, bo mąż dochodzi rano zanim syn się obudzi i jest po południu dopóki syn nie zaśnie.
Do tej pory nie mówiliśmy o naszej sytuacji rodzinie. Ale podjęliśmy decyzję, że nie możemy tego dłużej ukrywać, bo i tak prawda zaczyna powoli wychodzić na jaw. Na razie wie o tym moja teściowa, która przeżyła szok, gdy się o tym dowiedziała.
Ogólnie mam problem z całą sytuacją. Powoli dochodzę do siebie i nie czuję jakiejś złości, nienawiści czy gniewu na męża. Skupiam się na sobie i na swoich potrzebach. Jest mi powoli dobrze sama ze sobą. A mąż momentami jest mi obojętny. Zwłaszcza, gdy jesteśmy obok siebie i nasze zachowanie cechuje ogromny dystans.
Niestety zaczynam wątpić w to czy ma sens walka o to małżeństwo, bo nawet nie wiem na czym ona miałaby polegać. Rozmowy, błagania, prośba o powrót nic nie dawały. Z jego strony decyzja zapadła, bo uczucie się wypaliło. Co jeszcze mogę zrobić? Łączy nas syn, i z tego powodu będziemy się ciągle widywać, ale z drugiej strony jest mi dobrze, gdy jestem sama w domu z synem... Nie potrzebuję męża, jestem spokojna, mogę zająć się sobą. Nawet jak rozmyślam o mężu, to nie jest już całym moim światem. Wydaje mi się, że chyba byłam od niego uzależniona.
Jak w tym wszystkim walczyć o małżeństwo? Czy pokazywać, że mi zależy na nim - przecież go puściłam wolno. Czy dawać znaki, że chciałabym, żeby wrócił? Wtedy odpuszczam sobie stanowczą miłość. Mogę się tylko modlić, co też robię, ale z coraz mniejszą wiarą, że powrót męża jest możliwy. Przy jego postawie, definitywnym stwierdzeniu, że nie chce, nie kocha, nie wróci, ma kogoś innego z kim wiąże przyszłość - trudno w to wierzyć.
Przeżywam chyba kryzys zwątpienia:-(
A za chwilę w dodatku zbliżają się święta, więc zastanawiam się nad prezentem. Chciałabym coś mu dać pokazać, że dla mnie te wspólne lata były ważne. Ale niestety nie wiem co to mogłoby być:-( Może macie jakieś pomysły co mogłabym mu ofiarować? |
|
|
|
|
Nirwanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-06, 19:40
|
|
|
Angelika21k napisał/a: | Niestety zaczynam wątpić w to czy ma sens walka o to małżeństwo, bo nawet nie wiem na czym ona miałaby polegać....
...
Mogę się tylko modlić, co też robię, ale z coraz mniejszą wiarą, że powrót męża jest możliwy. |
Sama sobie odpowiedziałaś Módl się z wiarą, że Bóg poukłada to wszystko po swojemu i w swoim czasie, jednym słowiem "Bądź wola Twoja". Faktycznie czasami jest tak, że Bóg dopuszcza ruinę czegoś co po ludzku zbudowaliśmy, aby oczyścić miejsce na nowe, solidne i Boże fundamenty. |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-13, 10:40
|
|
|
Nirwanna napisał/a: | Faktycznie czasami jest tak, że Bóg dopuszcza ruinę czegoś co po ludzku zbudowaliśmy, aby oczyścić miejsce na nowe, solidne i Boże fundamenty. |
Właśnie tak myślę, że to musiało nastąpić, abym mogła spojrzeć w głąb siebie i zobaczyć, że ostatnie lata niestety byłam obok życia. Teraz staram się to naprawić pracując nad sobą i zmagając się z własnymi "demonami". Nie jest łatwo, ale okazuje się, że sprawia mi to ogromną przyjemność - dbanie o siebie i własne potrzeby.
Myślę, że Bóg też wysyła mi znaki, bo ostatnio myślałam o książkach Reginy Brett "Bóg nigdy nie mruga" i "Jesteś cudem" i dostałam jedną z nich całkowicie niezależnie w prezencie. Polecam do przeczytania:-) Bardzo budujące i zachęcające do życia pełnią życia. Wiele rad jest oczywistych ale dopiero przeczytanie ich daje kopa i zachęca do zmian w swoim życiu.
Co do naszej sytuacji z mężem. Bez zmian... Staram się też wyznaczyć granice w naszych relacjach idąc tropem Swallow. Do tej pory było tak, że mąż przyjeżdżał do synka i wspólnie spędzaliśmy czas. Pozwalałam, aby był częścią mojego życia. Ostatnio nawet po weekendzie z kochanką, chciał następnego dnia pojechać ze mną na zakupy dla syna. Tak jakby chciał mieć jabłko i zjeść jabłko. Nowe ekscytujące życie z kochanką, i namiastka rodziny.
Niestety to powoduje tylko niepotrzebne emocje, gdyż wiem, że cały czas jest w związku z inną kobietą a równocześnie stwarza iluzję rodziny dla syna. Dla niego jest to idealna sytuacja, bo jest rano z synkiem i po południu, tylko nie ma go w nocy. Dla mnie już tak nie jest, bo nie czuję się z tym komfortowo:-( Staram się więc tak organizować czas, aby jak najmniej spędzać go z mężem, a syn był na zmianę ze mną albo z mężem.
Czy dobrze robię? Syn jeszcze nie wie, że rodzice się rozstają. Przygotowujemy się aby mu to powiedzieć, ale boję się że nie będziemy wiedzieć jak to zrobić tak aby jak najmniej syn ucierpiał. |
|
|
|
|
tempus [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-15, 14:00
|
|
|
Angelika jest to trudna sytuacja, współczuję . On chce odejsc, ale czy nie jest to związek z jego matką, okazuj mu miłość szczęście jest w małżeństwie. Będę się modlił za was o wytrwałość, o zdrowie i siły w pokonywaniu trudności, moc w słabości się doskonali.
Niech wam Bóg błogosławi.
Powiem ci szczerze, że ja też tracę nadzieje, jeszcze moja w domu moja matka się denerwuje
gdy się modle na skype o odrodzenie małżeństwa.
zostaje tylko cicha modlitwa tu na forum tak w sekrecie Amen
z Panem Bogiem
tempus |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-15, 16:50
|
|
|
tempus napisał/a: | okazuj mu miłość szczęście jest w małżeństwie. Będę się modlił za was o wytrwałość, o zdrowie i siły w pokonywaniu trudności, moc w słabości się doskonali.
|
Ale jak okazywać miłość, jeśli wcześniej to nie działało. Okazywałam miłość, zmieniałam siebie naprawiając to co było we mnie złe, ale dla mojego męża to nic nie znaczyło. Po odkryciu romansu, przez moment mąż zawrócił z tej drogi i był skłonny naprawiać małżeństwo, ale po kilku dniach powiedział, że zrobił to tylko dlatego, że widział, że się zmieniłam i z poczucia winy, że to nie ma sensu, bo już mnie nie kocha.
Więc teraz tej miłości już tak nie okazuję, chociaż ona ciągle jest, a staram się wyznaczać granice, dzięki którym mogę jakoś funkcjonować. I to naprawdę mi pomaga.
Tempus, dziękuję za modlitwę i słowa otuchy. Te słowa tutaj na forum bardzo podnoszą na duchu i w chwilach zwątpienia pozwalają przetrwać kolejny dzień. |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-11-21, 09:42
|
|
|
Stało się. Powiedzieliśmy synkowi o tym, że rodzice nie będą mieszkać razem. Jak na razie nie rozumie całej tej sytuacji, a traktuje to jako przygodę - bo pojedzie do mieszkania taty, w którym ma swój pokoik i nowe zabawki. Co prawda dopytuje się dlaczego rodzice nie będą mieszkać w jednym domu i zadaje dużo pytań, ale jednak jest w miarę spokojny.
Ja niestety nie. Jestem z tego powodu poddenerwowana, roztrzęsiona i emocje we mnie buzują:-( Negatywne niestety, "zły" wilk wygrywa. Jestem zła na męża, że robi to naszemu dziecku, że sam będąc z rodziny z przejściami i wiedząc jak to wpływa na życie dzieci, funduje to samo naszemu dziecku. Że jego podejście, "nie chcę naprawiać bo jestem egoistą i teraz jest mi dobrze", nie bierze pod uwagę rodziny. Według męża "mleko się rozlało" i trzeba zminimalizować straty.
To wszystko spowodowało, że na ostatnim spotkaniu na terapii, na którą chodziliśmy teraz ze względu na dziecko, ja nie wytrzymałam i buchały ze mnie złe emocje w stosunku do męża:-( Wiem, że to źle, bo były to w zasadzie wygarnięcia. Ale nie mogłam się powstrzymać:-(
I wiem, że to mnie od męża oddala, ale nie potrafiłam inaczej. Zresztą mąż oskarżył mnie, że wykorzystuję dziecko, żebyśmy się zeszli. Tak nie jest, bo nie chciałabym być z mężem ze względu na dziecko, tylko ze względu na jego uczucia do mnie i na chęć naprawy małżeństwa, której teraz nie ma i nie wiem czy kiedykolwiek będzie mieć:-( Modlę się o to by ta chęć u niego się pojawiła... |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-01, 14:22
|
|
|
Dzisiaj mam zdecydowanie gorszy dzień. Już minął ponad miesiąc od decyzji mojego męża odnośnie odejścia. Przez ten miesiąc, pomijając spotkania na terapii, nie starałam się w żaden sposób rozmawiać z nim na ten temat.
Dzisiaj jednak rozmawialiśmy z mężem na temat naszej sytuacji- przede wszystkim finansową, ale bez nawiązań z mojej strony o powrót, czy próbę naprawy małżeństwa. Jednak w pewnym momencie rozmowa zeszła na temat małżeństwa. Mąż uważa, że ja jestem zła na niego za wszystko. Odpowiedziałam, że jestem zawiedziona, że odszedł i że nie próbował naprawiać. Na co kolejny raz mąż stwierdził, że to ja odeszłam od niego w małżeństwie wcześniej i że on jest zawiedziony tym co się działo przez ostatnie 5 lat w naszym małżeństwie.
Staram się go zrozumieć, ale jest mi ciężko. Może jeszcze nie do końca czuję, co chce mi powiedzieć, bo trudno jest mi pojać, że można przez tyle lat nie mówić o tym co jest złe w naszym małżeństwie. Może nie zauważałam, że mężowi coś przeszkadza, ale z drugiej strony pomijając nasze nieliczne kłótnie, nic nie mówił. Twierdził, że nie chciał mnie ranić....
I że nie chce naprawiać małżeństwa, bo wiedział jak wyglądały nasze ostatnie lata... Ale w tych latach było wiele dobrych rzeczy, a mam wrażenie, że pamięta tylko o tych złych. Na przykład, że wg niego nie wspierałam go przy rozwijaniu jednego "biznesu", że uważałam, że nie ma on sensu - a okazało się, że super "wypalił". Ale to nie jest prawda, że go nie wspierałam. Ja z natury jestem ostrożniejsza i dlatego często na początku zachowuję się zachowawczo.
Czuję, że moja wiara w ponowne scalenie tego małżeństwa robi się coraz mniejsza:-( Nie mam żadnych przesłanek, że jesteśmy w stanie to sobie poukładać. Maż mieszka oddzielnie w wynajętym mieszkaniu, w którym chce stworzyć dom naszemu synkowi, spotyka się z inną kobietą:-(. Wiem, że w tym czasie nie mam na niego wpływu, że nic nie mogę zrobić. Boli mnie jednak ciągle to, że jestem obwiniana w całości za cały kryzys w naszym małżeństwie - to ja "odeszłam" w małżeństwie, nie wspierałam go, źle się czuł w małżeństwie od dawna i tak dalej.
A ja naprawdę chcę wziąć odpowiedzialność za mój wkład w kryzys. Ale chciałabym, żeby mąż zrozumiał, że to nie tylko moja wina, ale też wiele rzeczy zostało zawinionych przez niego.
Także dzisiaj dół na maksa, chociaż myślałam już, że mogę spokojnie myśleć o całej sytuacji i skupić się na sobie i wierzyć, że Bóg może wszystko jeszcze poukładać. A tu jedna rozmowa i znowu jestem kilka kroków do tyłu. Wszystko to co wypracowałam sobie przez ostatnie dni poszło do kosza:-( |
|
|
|
|
Kari [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-01, 17:07
|
|
|
Angelika, nie obwiniaj się za to co się stało . Mąż szuka usprawiedliwienia dla swojego zachowania, więc przerzuca winę na Ciebie, a tak naprawdę , gdyby nie było kochanki to wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Problemy, które opisałaś w pierwszym poście dałoby się sądzę pokonać, gdyby mąż nie był zauroczony inną kobietą. Warto mu to uzmysłowić, żeby nie miał komfortu porzucania rodziny i bezpowrotnego zniszczenia życia swojemu dziecku. Zawsze rozstanie rodziców jest dla dziecka traumą, która pokutuje również w następnych pokoleniach. |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-01, 20:00
|
|
|
[quote="Kari"]Angelika, nie obwiniaj się za to co się stało . Mąż szuka usprawiedliwienia dla swojego zachowania, więc przerzuca winę na Ciebie, a tak naprawdę , gdyby nie było kochanki to wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Problemy, które opisałaś w pierwszym poście dałoby się sądzę pokonać, gdyby mąż nie był zauroczony inną kobietą. /quote]
Kari, niestety nie obwinianie siebie nie jest proste. Próbuję powstrzymywać ten destrukcyjny kierunek w myślach, ale to się nie udaje. Cała nasza terapia była temu podporządkowana - co takiego było we mnie, że mąż miał dość. Te nierównomierność we wzięciu odpowiedzialności za kryzys bardzo dobija, przygniata wręcz. Wiem, że go w wielu sprawach zawiodłam, ale nawet jak mu o tym mówiłam/mówię, to nie trafia to do niego. Ważne jest ciągle to, że on był "zmasakrowany" w tym małżeństwie. Jest ciągle "on" i jego potrzeby:-( moje całkowicie pominięte w małżeństwie się nie liczyły.
I nie trafiają do niego argumenty typu, że rozbija rodzinę naszemu synowi, że to może spowodować traumę. A wszelkie pytania o romans zbywał twierdzeniem, że to nie dotyczy bezpośrednio nas bo jest skutkiem kryzysu a nie jego przyczyną.
Także raczej na męża nie mam żadnego wpływu:-( On już jest w innym miejscu i chyba nie widzi możliwości powrotu do małżeństwa. Wydaje mi się, że ma taki etap, w którym zachłysnął się ponowną wolnością, motylkami w brzuchu, energią, która mu daje "kopa" i tymi sprawy. I to nie ja jestem tego powodem, tylko ta "druga"....
A ja jak głupia poświęciłam ostatnie lata na wspólną firmę, na jego marzenia, jego potrzeby. Od dawna odpuszczałam siebie, tylko liczyło się to co jest ważne dla męża.... a mąż tego nie docenił:-( Czasami się zastanawiam, czy nie wpadłam w jakieś uzależnienie od męża, że najważniejsze było to co jest ważne dla niego, nie koniecznie dla mnie.
Teraz próbuję się zbierać i ponownie zawierzyć Bogu, że wie co robi. Zaczął się adwent, więc postanowiłam wziąć udział w rekolekcjach prowadzonych przez o. Szustaka (Plaster miodu).
Akurat temat jest dla nas forumowiczów jak najbardziej adekwatny bo są skierowane do osób samotnych i nieszczęśliwych. Mam nadzieję, że natchną mnie one wiarą i nadzieją a może wskazówkami jak postępować z mężem. |
|
|
|
|
Angelika21k [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-12-03, 13:29
|
|
|
A tak przy okazji...
Kilka dni temu miałam śmieszną sytuację z obrączką. Wychodząc z pracy zapinałam kurtkę i poczułam że coś mi poleciało na chodnik... Ale nic nie zobaczyłam, bo było ciemno i pomyślałam, że może to jakieś drobne z kieszeni i poszłam dalej.
Po chwili zorientowałam się, że spadła mi obrączka z palca (ostatnio mocno schudłam więc i obrączka jest za duża). I pomyślałam sobie ... a co tam, ona już nie ma znaczenia, po co ja mam nosić, skoro mąż też przestał, ona nic dla niego więc i dla mnie nie znaczy. Poszłam dalej... Ale po chwili jednak cofnęłam się, bo to moja obrączka i moje zobowiązanie. Nie mogłam jej znaleźć. W końcu zobaczyłam pod samochodem. Musiałam się schylić i trochę nagimnastykować, aby ją wyciągnąć - ale w końcu się udało.
I tak sobie pomyślałam, że może to moje małżeństwo to tak jak ta obrączka. Mogłam pójść dalej i się na nią/nie nie oglądać. Ale mogłam też się pochylić i natrudzić, aby ją wyciągnąć z niedostępnego miejsca.
Może to niedostępne miejsce to postawa mojego męża - może muszę się nagimnastykować, pochylić nad nim, aby go zrozumieć, wybaczyć i przyjąć go do serca, niezależnie co się teraz z nim dzieje.... |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 8 |
|
|