Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
i co dalej.....? |
Autor |
Wiadomość |
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-01, 17:09 i co dalej.....?
|
|
|
jesteśmy z męzem po slubie 8 lat. To byla wielka milosc nigdy nawet przezsekunde nie mialam watpliwosci ze to wlasnie ten facet ze to ta brakujaca polowa. dosc szybko po slubie zaszlam w ciaze i urodziło nam sie dzieciatko. Syn byl cudnym dzieciaczkiem niestety bardzo sie rozchorował i nidozyl roku :(. Oboje z mezem bardzo to przezylismy i nie umielismy sobie poradzic ze strata. Maz zaczal mnie odpychac nigdy nie chcial rozmawaic o smierci syna. Jak sie niedawno dowiedzialam obwinial mnie i siebie o to przez te wszystkie lata. Ale mimo to jakos przetrwalismy......ponownie zaszlam w ciaze. Tym razem dziewczynka :) i cos zaczelo sie psuc. Ze mna cos sie stalo......nie umialam zaakceptowac siebie, nie umialam poradzic sobie z tym ze rodzilam przez cc. Bałam sie zajmowac dzieckiem ...bo bałam sie ze cos jej sie stanie. Niestety moja teściowa dosc czesto powtarzałam mowiac do dziecka " oj jaka wredna matka dziecko placze, jesc nie dała." itp. bardzo mnie to bolalo. Niestety nigdy nie mowila tego przy moim mezu. Dwa lata temu urodzilam druga corke. I juz w trakcie ciazy cos zaczelo sie psuc. Maz coraz wiecej pracowal. przestal ze mna rozmawiac. zaczal dostawac awanse i tym tlumaczyl ze dlugo pracuje. Cieszylam sie jego sukcesem jednak znow mialam to poczucie ze jestem gorsza od jego znajomych z pracy. czasem nawet mu mowilam ze wpedza mnie w kompleksy. Po porodzie bylo jeszcze gorzej. kiedy okazalo sie ze Maja jest chora i czeka ja operacja maz calkowicie mnie odepchnal. Stał sie zimny i niemily. Nie zwracal uwagi kiedy mu mowilam ze czuje sie niekochana. Aze mna zaczelo dzic sie coraz gorzej. coraz gorsze samopoczucie i w ogole. Kiedy emocji bylo juz tyle ze nie moglam wytrzymac zaczelam mu mowic wprost ze nie czuje zeby mnie kochal ze mysle ze powinien znalezc sobie kogos innego bo ja sie do niczego nie nadaje. Długo nie musiałam czekac. Pewnego dnia oznajmil mi pod moim naporem ze zakochal sie w kolezance z pracy. To byl kubel lodowatej wody. Powiedzialam mu ze musi wybrac. I wybral...został w domu mielismy ratowac rodzine....minal rok pelen emocji dobrych i zlych i gdy juz myslalam ze jest lepiej powiedzial mi ze mnie nie kocha znow calkowicie mnie odepchnal....tydzien po tym zdradzil mnie z kolezanka z pracy....wywalilam go z domu. osobno mieszkalismy przez miesiac.Powiedzial ze chce wrocic. Zgodzilam sie ale zapytalam go czy jest tego pewny ze nie chce zeby racal dla dzieci....został. Poszlismy na terapie malzenska. Niestety maz szybko z niej zrezygnowal. "ten psycholog do mnie nie trafia"poiedzial i tak sie skonczyła terapia. W miedzy czasie bylo mnostwo awantur. Nie czułam sie bezpiecznie bo ciagle pracuje z ta dziewczyna. Obiecał ze zmieni prace ale zapalu na szukanie nowej starczylo mu na kilka tygodni. nie zadbał ez o to bym sie nie martwiła, nie dał mi poczuc ze to ja jestem wazna a nie tamta. I dlatego wariowałam a on nic z tym nie robił. zamkniete kolo. Teraz jestem pod opieka psychiatry i lecze sie z jak sie okazalo wieloletniej depresji. Jedna z przyczyn byla smierc syna. Niestety maz nie chce ze mna za bardzo rozmawiac. Ma zal i ze tak wariowałam i nawet to rozumiem. Dwa tygodnie temu powiezial ze odchodzi bo nei moze juz zniesc tych moich nastrojow. ....Z domu jednak sie nie wyprowadzil.nic mi nie mowi i nie wiem nawet czy jestesmy razem czy nie. Odpycha mnie jak moze. Zero przytulenia, dotyku dloni,...nic. Jakbysmy byli sobie obcy. Stad wnioskuje ze razem nie jestesmy. tylko jak teraz dalej zyc? Nie mozemy przeciez zyc w ten sposob...w jednym domu nawet nie obok siebie.....najgorsza jest ta niewiedza.....boje sie zapytac czy sie wyprowadza bo moze to odebrac jako znak ze tego chce. A nie chce....chce ratowac to malzenstwo tylko nie wiem jak.......probowalam juz wczesniej namowic go na wspolne spedzanie czasu zebysmy mieli szanse zblizyc sie do siebie ale on wszystko neguje....nie moge sie do niego zblizyc w zaden sposob bo widze ze irytuje go to bardzo......Prosze kto moze niech pomodli sie za nas choc raz...wierze ze z pomoca Pana da sie to wszystko jeszcze jakos ułożyc tylko moj maz musialby chciec...... |
|
|
|
|
ponury [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-01, 19:05
|
|
|
ja pomodliłem się za wasze małżeństwo |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-01, 19:16
|
|
|
ponury napisał/a: | ja pomodliłem się za wasze małżeństwo |
Dziekuje z całego serca :) |
|
|
|
|
iwonkas [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-01, 19:18
|
|
|
eplk polecam Ci na początek film "Ognioodporni". |
|
|
|
|
...-Jacek-... [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-01, 23:47
|
|
|
eplk nie wiem jak masz na imię, ale powiem Ci co mi pomaga...przede wszystkim potrzebuje ciszy najlepiej kiedy wszyscy śpią, padam na kolana i powierzam siebie i Żonę Jezusowi i Maryi, opowiadam im o wszystkim... jestem szczery, potem rachunek sumienia (pot i łzy są tu normalne bo łączą się z żalem) no i pozostałe sakramenty ale to już w Kościele... Jezus, przenika ,wzmacnia, napełnia spokojem, radością, Miłością i czuje go tak, że nie chcę go nigdy stracić, a gdy w głowie kłębią się złe myśli, wtedy Zdrowaś Maryjo i pod Twoją Obronę |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-02, 06:54
|
|
|
Jacku kazdego dnia modle sie za męża, za dzieci....proszę Boga by dał mi siłe znieść to wszystko......modle się za cała naszą rodzinę.......niestety mąż na ten moment nie bardzo chce słyszeć o pojednaniu......wczoraj troche rozmawialiśmy, chciałam wyjaśnic sytacje tak na spokojnie......ale wyjaśnić nic sie nie udało.....nie wiem czy sie wyprowadzi czy nie...powiedział mi że dla niego to nie takie proste bo zostawic mnie to zostawic dzieci a dzieci zostawic nie chce......bez sensu.....dzieci i tak czuja ze cos jest zle...i mysle ze sytuacja i tak im nie służy....mnie również nie......chyba jedyna osobą której nie przeszkadza ten układ jest mój mąż....jest zamkniety w sobie, nie chce rozmawiac. Zapytałam go wczoraj jak to jest z uczuciami do mnie....powiedział że nie wie.....na pytanie czy mnie nie kocha powiedział ze to nie takie proste......ale w całej tej trudnej rozmowie nawet na moment nie złapał mnie za ręke tak zwyczajnie po ludzku........całym sobąpokazuje mi ze nic z tego nie bedzie....kilka dni temu zaproponowałam mu rekolekcje.....wczoraj mi powiedział zapisz siebie :( myślałam że może na Pana bedzie sie chciał otworzyć....kiedyś był bardzo blisko Boga a teraz....Wiem że Pan nie zrobi nic co bedzie wbrew woli męża....jak sam nie pozwoli Mu działać to nic sie nie wydarzy...a ja moge tylko sie za meza modlic i wierzyc ze zbiera sie u Pana ten kapitał i że jak maz wreszcie se otworzy to bedzie miał z czego czerpac :).......a tak zwyczajnie po ludzku to wiem ze nie wytrzymam zbyt dlugo takiej sytuacji.....dotego dochodzi moja depresja ..... |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-03, 18:04
|
|
|
Pomozcie prosze.......co ja mam robic? byłam dzisiaj u swojego psychiatry i facio powiedzial mi ze takie zawieszenie trwac nie moze(....tyle to sama wiem...) zasugerował ze maz mnie krzywdzi tym jak sie zachowuje a wlasciwie jak sie jak to ujal tym ze sie niezachowuje. moj lekarz twierdzi ze niepotrzebny mi facet ktory mnie nie kocha....ze musze zadbac o byt swoj i dzieci.....rozwiazan nie podał...ale wychodzi na to ze najlepszym rozwiazaniem jest wyproszenie meza z domu lub rozdzielenie gospodarstw ( tu masz polke w lodowce a tu masz swoja szafke a od dzis spisz tu.....) według niego trwam teraz w stanie miedzy smiercia a pogrzebem i powinnam juz dac sobie czas na załobe a nie czekac.......nie wiem co robic, wiem ze tak byc nie moze jak jest teraz......kocham meza i wolalabym walczyc o malzenstwo ale jak on nie chce to nic na sile....tylko dzieciaczkow mi szkoda tak bardzo.........starsza juz cos wyczuwa..........podpowiedzcie co robic? czy myslicie ze istnieje cien szansy ze jemu cos tam drgnie w sercu czy na ten moment jest zbyt zamkniety........ |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-03, 19:44
|
|
|
ha.......krotka rozmowa i prosze na rekolekcje jade na pewno sama bo moj maz tego nie czuje......a co do bycia razem tu cytuje " juz mialas wiele razy mowione ze to koniec i sie rozstajemy" tylko czemu siedzi w domu......???? tak czy siak z jego strony to koniec....:( Nie wiem czemu Bog mi to szykuje ????? Ufa tylko ze On wie co robi......najbardziej szkoda mi moich dzieci.........ale mam nadzieje ze jakos sobie damy rade ....pewnie niebawem bedzie czekało mnie najgorsze.....i wiem ze na to sie nie da przygotowac.....teraz musze przezyc wyprowadzke......ciekawe kiedy to nastapi.....po tym co dzis powiedział nie mam najmniejszych zludzen ze zmieni zdanie.......:( musi sie bardzo cieszyc z tej sytuacji.........pewnie tanczy z radości.......jak juz nie pierwszy raz w naszym malzenstwie |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-04, 06:42
|
|
|
dzieki za linki.......co do nowenny pompejanskiej to juz raz zaczełąm odmawiac ale niestety nie odmowiłam do końca.......przerwałam po 28 dniach gdy maz mi powiedział ze odchodzi........moze powinnam sprobowac jeszcze raz........tylko nie wiem w jakiej intencji....dopoki on nie bedzie chciał to nic sie nie zmieni.....a samo zmienianie mnie tez chyba nie pomoze uratowac małżeństwa....:( on twierdzi ze mnie nie kocha i zeto koniec i juz...end of story ktora miala byc na całe życie....... najgorsze jest to ze wczoraj owszem troche sobie popłakałam jak mi poiedział po raz kolejny ze to koniec ale kiedy wychodził i zamykałam za nim drzwi czułam swego rodzaju ulge........jakby ktoś zdjął mi ogromny kamien ktory dzwigałam.......i jakoś tak nie ma we mnie przerazenia.....ot zastanawiam sie tylko jak wszystko zorganizowac i poukładać......chciałam bardzo nas ratować ale może za pożno to zrozumiałam......a wola mojego meza jest odejsc......wiec musze to uszanowac i juz...tylko nie moge mu pozwolic zeby ciagnał mnie i dzieci w dol jak to było przez ostatni czas......i tylko nie wiem czemu wczoraj kiedy sie modliłam poczułam w sercu i w myśli taki głos " on wróci" nie wiem czy Pan chce mi cos powiedziec czy to tylko moja wyobraźnia ot taka obrona przed tym co sie dzieje........ |
|
|
|
|
LJ [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-04, 06:43
|
|
|
Eplk, jak dobrze Cie rozumiem, że nie wiesz co robić. Moj psycholog też mowi, ze moja sytuacja nie może tak trwać, że ja skaczę przez strumyczek raz w jedną strone raz w drugą a mój mąż stoi w rozkroku i raz nocuje w domu a raz nie. Tylko nie jest tak prosto podjąc decyzję, ok nie pasuje to odejdź. Są dzieci, i dlatego tak trudno. Ja nadal wierzę i jak mam dość to sobie mówię tyle wytrzymałaś na tej huśtawce, wytrzymaj jeszcze trochę. Ja na Twoim miejscu, czekałabym, aż sam się wyprowadzi ale nie poruszała tego tematu. Mój sie wyprowadził, wynajął mieszkanie i teraz problem z powrotem. |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-04, 06:58
|
|
|
LJ napisał/a: | Eplk, jak dobrze Cie rozumiem, że nie wiesz co robić. Moj psycholog też mowi, ze moja sytuacja nie może tak trwać, że ja skaczę przez strumyczek raz w jedną strone raz w drugą a mój mąż stoi w rozkroku i raz nocuje w domu a raz nie. Tylko nie jest tak prosto podjąc decyzję, ok nie pasuje to odejdź. Są dzieci, i dlatego tak trudno. Ja nadal wierzę i jak mam dość to sobie mówię tyle wytrzymałaś na tej huśtawce, wytrzymaj jeszcze trochę. Ja na Twoim miejscu, czekałabym, aż sam się wyprowadzi ale nie poruszała tego tematu. Mój sie wyprowadził, wynajął mieszkanie i teraz problem z powrotem. |
tu problem jest juz rozwiazany wczoraj juz nie nocował w domu .......ja nie mam siły na takie huśtawki.....jak twierdzi moj lekarz nie moge sobie na to pozwolic w moim stanie psychicznym.....bo skonczy sie to załamaniem .......którego juz chyba powoli dotykam.......moj maz juz dawno to zakonczył a tu tkwił bo dzieci bo sie boi ze sobie nie poradzi i ciagnal mnie tym w dól moze nawet nieswiadomie ale jednak......moj lekarz powiedział mi tez ze taka sytuacja wcale nie jest zdrowa dlka rozwoju dziecka bo dziecko widzi i czuje i przezywa do konca nie wiedzac nawet co........tak czy siak maz juz odszedł nie ma go i pewnie juz nigdy nie bedzie......tyle zostało z naszej wielkiej miłości |
|
|
|
|
GosiaH [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-04, 07:10
|
|
|
Kochane dziewczyny - ja powtórzę za kinga2, nieco inaczej: modlitwa i raz jeszcze modlitwa. Za siebie, za męża, za dzieci, rodzinę.... intencji jest moc. A modlitwa pomaga.
Pamiętacie to:
"Modlitwy nie zmieniają świata, ale zmieniają ludzi, a ludzie zmieniają świat."
I dlatego warto!
Warto zmieniać siebie, by nam samym było ze sobą dobrze, byśmy kochając siebie mieli siłę dawać bezinteresowną miłość, bezpieczeństwo itd. Stąd uważam, w odpowiedzi na Twoją myśl eplk:
eplk napisał/a: | a samo zmienianie mnie tez chyba nie pomoze uratowac małżeństwa... | że zmienianie siebie bardzo pomaga ratowaniu małżeństwa !
eplk napisał/a: | on twierdzi ze mnie nie kocha i zeto koniec i juz...end of story ktora miala byc na całe życie....... | wiem, że to boli, wiem, że usłyszeć takie słowa od najbliższej osoby, to cios w samo serce. Ale też wiem, z własnego doświadczenia jak i z doświadczeń forumowiczów, że wielu odchodzących tak mówiło a mimo to powracają.
eplk napisał/a: | i tylko nie wiem czemu wczoraj kiedy sie modliłam poczułam w sercu i w myśli taki głos " on wróci" nie wiem czy Pan chce mi cos powiedziec czy to tylko moja wyobraźnia ot taka obrona przed tym co sie dzieje........ | wiara, wiara czyni cuda !
Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam!", a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. (Mt 17,20) |
|
|
|
|
eplk [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-09-04, 07:22
|
|
|
Pan moze wszystko jesli mu na to pozwolimy a moj maz nie chce nawet za bardzo iść do kościaoła......powiedział mi ze czuje tylko puste ale mnie juz nie chce to jest fakt i nic tego nie zmieni....a juz na pewno nie ja......on nie potrafi mi wybaczyc......prwada jest taka nie chce mnie nie chce ze mna rozmawiac.....koniec....modlic sie za Niego bede jak do tej pory ale nie mam juz złudnych nadzieji ze to sie uda naprawic........ |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|