Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
A to też uważacie za cud?
Autor Wiadomość
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-18, 10:05   

Nie jest tak Mirelo jak napisałaś.....
Ujmę to inaczej gdyby człek miał garb na plecach -to nazwiemy to garbem??
czy postaramy się to uprościć -że to tylko niewielka wypukłość???

Nazywajmy rzeczy i sprawy w funkcji rzeczywistej.
Jeżeli coś się rozpadło, nie istnieje, nie ma możliwości zebrać tego do kupy-nie nazywajmy dalej tego całością.

Ku czemu ma służyć takie oszukiwanie siebie lub dopatrywaniem się że wciąż w czyms jestem czego w faktycznym i realnym świecie już nie ma.

Takie są zazwyczaj fakty Mirelo-że małżeństwa już NIE MA-
ani duchowo...ani fizycznie....ani w pamięci.
Zatem czym żyć???
nadzieją?
....mistyką nazwy?
i tak przez całe życie??

Realnym stanem jest inna sytuacja -akceptacja faktów, uznanie że coś się rozwaliło, przyjęcie porażki, uznanie przed Bogiem rozpadu tego co łączył.
I życie-a właściwie wybór-jak chce teraz żyć.
Czy potrafię sam, czy zostanę wierny temu co obiecywałem,czy podołam temu w pojedynkę.
To sa najbardziej realne wybory każdego człowieka- takiego prostego, zwykłego- wzloty i upadki.

Każdy z nas z trudem to przyjmuje, każdemu z nas trudno pogodzić się z rozpadem, każdemu z nas w sercu gdzieś gra nutka-czemu nie dało się rozwiążać problemu.
Ja przynamniej nie mam zamiaru udawać ze coś jest czego właściwie już brak.

Zastanawiałem się wiele nad zarzutami żony.
O tym jaki byłem złym mężem,jak mało odpowiedzialny,jak mało pzreżyła wspaniałych i radosnych chwil w związku,o tym jak nie liczyłem się i nadal nie liczę z jej sprawami,uczuciami,o tym że nigdzie nie chodziliśmy,jechalismy-generalnie jak wielce to nieudane małżeństwo i jak wielce była nieszczęśliwa i wciąż jest w tym wszystkim.

I wiesz Mirelo-mogłem kolejny raz przyjąć to wszystko,mogłem kolejny raz zgiąć kark-i uznać że to fakty,być znów tym skur......,potworem,bezdusznym,bez sumienia i najgorszym jakiego nosiła ziemia.
Ale usiadłem jednego dnia i zadałem sobie sam pytanie....odszukaj jeden dzień,jeden szczegól,jeden promień dający to jak wiele żona cie kochała i za toba szlała, niech pamięć da mi jeden jedyniutki powód tego:
że ktoś bardzo..a to bardzo ....miłował mnie -a ja faktycznie z uporem maniaka to wszystko niszczyłem.

Nie znalazłem nic takiego Mirelo.
Piszesz aby pamiętać że jestem mężem??
Męża wybiera żona-to żona niejako nadaje ta funkcję zwykłemu facetowi jaki staje na jej drodze,na jakiego się decyduje.

I to żona -wywala go lub odrzuca z tej funkcji.
Wyrzucony staje się półproduktem lub nazwa fikcyjną.

pozdrawiam
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-18, 19:08   

Przepraszam, że tak się wcinam w dysusję, jednak to o czym piszesz Norbercie jescze niedawno było mi bliskie. Twoje posty, mój 11 krok, sytuacja w domu, w małzeństwie... To wszystko uświadomiło mi jak słabo przerobiłam krok 3 . przynajmniej odnosnie swojego małzenstwa... I tak "obserwując" Ciebie, mam wrazenie, ze Ty równiez nie za dokładnie go przerobiłeś, albo może czas zrobił swoje i do tego kroku wrócić powinienes.
Czytając Ciebie, wydaje mi sie, ze Ty te kroki robiłeś li tylko po to aby żona zobaczywszy zmiane do Ciebie wróciła. Kazdy z nas myśle z takim pomyslęm ową pracę rozpoczynał, jednak jeasli jej zakończenie nie zmienia sposobu naszego myslenia, to do przynajmniej pewnych jej etapów należałoby jednak wrócić. Podobno tem program jest na całe życie. Czy nim żyjesz? Wracasz do niego?
Być moze nie jest to w Twoim przypadku konieczne. Ja jednak odnoszę wrazenie, ze zaunie Bogu w kwestii Twojeg małżenśtwa, tak naprawdę do końca nie zostało przez Ciebie przerobione. Ciagle sam, własnymi siłami to robisz. Nie oddałeś tego Bogu... A wiesz przecież, ze Bóg niczego nam nie narzuca...

To tylko takie moje przemyslenia wynikajace z obserwacji...
Pzdrawiam goraco i pozostaję z modlitwą.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-18, 19:15   

Trzeci krok - Powierzyć życie i wolę Bogu

http://www.youtube.com/watch?v=WQAZ1fP4QXw

:-D
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 07:49   

Żeniu w sumie rzeczy dobrze że akurat trafił ten link.

A z niego chce przytoczyć jedna historie (anegdotę)opowiadana przez Rafała o Josemaria
Escriva.
Dzięki niej pojmiesz na czym polega mentalność Opus Dei:
czyli-przyjęcie wyborów i sytuacji,a także zdolność życia i tworzenia w nich.
Czyż w tej anegdocie(w sytuacji w jakiej został postawiony) -Josemaria się nie odnalazł?

Tak Żeniu wyglądaja zasady Opus Dei, a w zasadzie zrozumienie tego co moge dla Siebie i Boga nawet w obecnych postawionych sytuacjach.
Gdzie mogę odszukać swa drogę i jak ja pełnić.

I myślę że diametralna różnica jaka powstaje między moja mentalnością pod wpływem
zasad Opus Dei -a mentalnością jaka płynie z ust ludzi powiązanych z Sychar.
Jest różna na szczeblu związek:
W was jest wiara że włąsna niemożliwość naprawy związku powierzacie Bogu(dlatego jest mocny akcent na daj to Bogu) a w tle wiara i nadzieja że Bóg to poprowadzi i może kiedyś coś się naprawi,uleczy
Moja mentalność brzmi inaczej:
Bóg nie zreperuje czegoś co nie jest prawdziwe i nie ma szans być oparte na prawdzie i miłości.
Dlatego daje mi możliwość tworzenia tego co będę mógł i potrafił z pełnym przyjęciem tego
że to co było wcześniej staje się przeszłością i trzeba na to zgody że to przeszłość.


Polecam Opus Dei w całej jego okazałości.

pozdrawiam
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 08:07   

DHL1 napisał/a:
W was jest wiara że włąsna niemożliwość naprawy związku powierzacie Bogu(dlatego jest mocny akcent na daj to Bogu) a w tle wiara i nadzieja że Bóg to poprowadzi i może kiedyś coś się naprawi,uleczy
Moja mentalność brzmi inaczej:
Bóg nie zreperuje czegoś co nie jest prawdziwe i nie ma szans być oparte na prawdzie i miłości.
Dlatego daje mi możliwość tworzenia tego co będę mógł i potrafił z pełnym przyjęciem tego
że to co było wcześniej staje się przeszłością i trzeba na to zgody że to przeszłość.



Norbert, sądzę, że trochę inaczej jest w Sycharze. Mianowicie jest: oddaj Bogu niemożność naprawy/uleczenia małżeństwa, w tle wiara i nadzieja, że zostanie uleczone, ale i jednocześnie ZGODA na to, że może uleczone nie zostanie nigdy (bądź wola Twoja), a uleczone zostanie wyłącznie moje własne życie, tak abym mogła żyć co prawda sama, ale szczęśliwie.

Skąd wiesz co jest prawdziwe, a co nie jest, i jakie ma szanse? Jasnowidz jesteś?

Jednak wolę Sychar :-P
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 08:57   

Do tego co napisała Nirwanna, a pod czym ja równiez sie podpisuję, dodam jeszcze coś.

DHL1 napisał/a:
a w tle wiara i nadzieja że Bóg to poprowadzi i może kiedyś coś się naprawi,uleczy


Widzisz Norbercie, ja stanełam przed pytaniem, czy jesli tak sie nie stanie, to czy nadal Bóg jest dla mnie wazny, ważniejszy niz cała reszta. Bóg mnie zapytał, co wybieram, Jego, czy małzeństwo. Co jest moim prawdziwym bogiem. Na ile ufam Jemu i Jemu powierzam swoją wolę i czy jeśli nic w stanie mojego małzeństwa sie nie zmieni, to czy ja będę potrafiła i chciała wypełniać Jego wolę względem mojego meza i malżeństwa. On wcale nie zmienił mojego powołania w tym wzgledzie, a wrecz przeciwnie, pokazuje jak ono naprawdę wygląda i pyta czy tą drogą chce podazać.
Ja myśle, że każdy z nas w którymś momencie staje przed takim wyborem. Ty, jak widze, również... I to tak naprawdę, tak myśle, jest nasz wybór przed Nim, nasze do Niego pytanie czego od nas w tym temacie (małzeństwa) oczekuje. Czy znalazłes (otrzymałeś) juz te odpowiedź?

DHL1 napisał/a:
Bóg nie zreperuje czegoś co nie jest prawdziwe i nie ma szans być oparte na prawdzie i miłości.
Dlatego daje mi możliwość tworzenia tego co będę mógł i potrafił z pełnym przyjęciem tego
że to co było wcześniej staje się przeszłością i trzeba na to zgody że to przeszłość.


Owszem, na przeszłość trzeba sie zgodzic, bo nic w niej zmnić nie potrafimy. Zgoda na przeszłosc pozwala nam uspokoić siebie i tworzyc "teraz". Wczoraj ani jutro przeciez nie istnieją, jest tylko dzisziaj...

Ja jednak mam ciagle wrazenie, choć moze sie myle, że nie do konca zgodziłeś sie na przeszłosc, a juz na pewno na teraźniejszość sie nie zgadzasz, nie przyjmujesz jej, że dla Ciebie istnieje ciągle relacja w linii prostej Ty-żona, Ty-Bóg, a nie Ty-Bóg-żona. W relacji pierwszej jesteś zawiedziony, a jak jest z druga i trzecia? Czy ta druga daje Ci tyle radosci, siły i lask aby tworzyć tę trzecią w taki sposób jaki jest to mozliwe w tym momencie, z niechęcią żony do" tworzenia" i uznania jej wolności w tym względzie?

Ja mysle, że nie ma znaczenia to czy ktoś przyjmuje "mentalnosc" Sychar, czy "zasady" Opus Dei. Tak naprawdę moim zdaniem, najwazniejsze jest czy Bogu ufamy i przyjmujemy Jego wolę wzgledem nas samych i tego co dla nas przygotował, a to jaką droga do tego dochodzimy nie ma wiekszego znaczenia ani dla Boga, ani dla nas samych. Wazne jest, że dotarlismy do tego punktu i Go przyjelismy. :-D

Pozdrawiam
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 09:37   

Nirwanna napisał/a:
Norbert, sądzę, że trochę inaczej jest w Sycharze. Mianowicie jest: oddaj Bogu niemożność naprawy/uleczenia małżeństwa, w tle wiara i nadzieja, że zostanie uleczone, ale i jednocześnie ZGODA na to, że może uleczone nie zostanie nigdy (bądź wola Twoja), a uleczone zostanie wyłącznie moje własne życie, tak abym mogła żyć co prawda sama, ale szczęśliwie.

Na pewno???

Czy to jest tak jak w przypadku śmierci najbliżej osoby????
taka była twoja wola Boże....

myślę Nirawano że jest trochę inaczej...ano odczytuje się kryzys w związku jako sygał i o,k
bo to jest sygnała od Boga że jest żle,następuje przebudzenie i włąsna zmiana-
z serii trwoga do Boga....
reperujemy się sami,zmieniamy,tworzymy relacje z Bogiem -przechodzimy eksternistyczne kursy jak wiiny wyglądac włąściwe relacje w związku.
Stajemy do pionu-początkowo sami staramy się o zmiany,następnie w bezsilności oddajemy Bogu.
Widząc siebie na właściwej drodze upatrujemy nadal brakiem naprawy relacji-jako powód zagubienie naszych współmałżonków -a także ich oddaleniem od Boga.

Niestety nic bardziej mylnego-

Bo dostaliśmy sygnał że było żle,mimo starań nie dało się tego ani naprawić -ani zweryfikować tu na ziemi .
Jest wola Boga-a wola polega na tym że nie dopasuje się dwóch niepasujących części.
A różnica w sposobie myślowym Opus Dei polega na tym że mam właściwie się spełniać w moich zadaniach jakie oczekuje Bóg....rodzina..małżeństwo..praca.
zenia1780 napisał/a:
Widzisz Norbercie, ja stanełam przed pytaniem, czy jesli tak sie nie stanie, to czy nadal Bóg jest dla mnie wazny, ważniejszy niz cała reszta. Bóg mnie zapytał, co wybieram, Jego, czy małzeństwo. Co jest moim prawdziwym bogiem. Na ile ufam Jemu i Jemu powierzam swoją wolę i czy jeśli nic w stanie mojego małzeństwa sie nie zmieni, to czy ja będę potrafiła i chciała wypełniać Jego wolę względem mojego meza i malżeństwa.


Gdy jeden z nich gaśnie-pozostają następne do wykonania.
I nie stoje przy tym zgaszonym -manipulując swoja nadzieja na wsie sposoby jak go zapalić-tylko przyjmuje że zgasł i działam dalej.

Czyli nadal poszłaś do Boga jednak na plecach dźwigając weork z napisem małżeństwo.....
Żeniu jakimi formami tego sobie nie wytłumaczysz -to nadal małżeństwo,ż małżeństwem,dla małżeństwa....

A Bóg zapewne rozkłada bezradnie ręce-nie dam ci Żeniu tego co nie jest dobre.
zenia1780 napisał/a:
Ja mysle, że nie ma znaczenia to czy ktoś przyjmuje "mentalnosc" Sychar, czy "zasady" Opus Dei. Tak naprawdę moim zdaniem, najwazniejsze jest czy Bogu ufamy i przyjmujemy Jego wolę wzgledem nas samych i tego co dla nas przygotował, a to jaką droga do tego dochodzimy nie ma wiekszego znaczenia ani dla Boga, ani dla nas samych. Wazne jest, że dotarlismy do tego punktu i Go przyjelismy.

I owszem jedna i druga forma jak prowadzi do Boga i spełniania się w jego oczach zadaniami jest to super!!!!
Ja napisąłem tylko o różnicy w sposobie rozumienia sytuacji związku-a w zasadzie tego co się stało.
Dla mnie koniec mojego małżeństwa-bo o takim mogę napisać,skoro na skutek rozłamu nie jestem w stanie dopełniać nawet prostych przekazów Opus Dei co do kaształtowania związku-oznacza koniec.
Widocznie taka była wola..pozostaje mi wciąż rodzina(synowie) i praca(a ją tez można sumiennie dla Boga wykonywać)


pozdrawiam
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 09:58   

zenia1780 napisał/a:
Ty-żona, Ty-Bóg, a nie Ty-Bóg-żona. W relacji pierwszej jesteś zawiedziony, a jak jest z druga i trzecia? Czy ta druga daje Ci tyle radosci, siły i lask aby tworzyć tę trzecią w taki sposób jaki jest to mozliwe w tym momencie, z niechęcią żony do" tworzenia" i uznania jej wolności w tym względzie?

Żeniu w pierwszej relacji nie jestem zawiedziony-z prostego powodu nie wejdę na linie przekonań żony mówiąc że 21 lat było nieistotne(tak jakby nic tam nie było).
Żona owszem jest zawiedziona-i to jest jej sprawa i odczucia (mnie nic do tego).
Ja natomiast mogę mieć uczucie że jest mi przykro-iż nic z tak wielkich założeń nie wyszło.
Natomiast druga relacja??

jest dla mnie ważna-w szczególności z tego powodu że dostałem tak wiele szans na odkrywanie wielu spraw jakich w przeszłości nie doceniałem lub nie chciałem widzieć.
Co do trzeciej relacji???
Jeżeli uzna Bóg i będzie tego od mojej osoby oczekiwał-wiem ze będę musiał temu spraostac.

Póki co przyjmuje jego wolę na dziś-ze nie jest to sytuacja realna i możliwa.


pozdrawiam
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 11:02   

DHL1 napisał/a:
A różnica w sposobie myślowym Opus Dei polega na tym że mam właściwie się spełniać w moich zadaniach jakie oczekuje Bóg....rodzina..małżeństwo..praca.


A czy wiesz czego Bóg oczekuje od Ciebie w każdej z tych dziedzin?

DHL1 napisał/a:
Czyli nadal poszłaś do Boga jednak na plecach dźwigając weork z napisem małżeństwo.....
Żeniu jakimi formami tego sobie nie wytłumaczysz -to nadal małżeństwo,ż małżeństwem,dla małżeństwa....

A Bóg zapewne rozkłada bezradnie ręce-nie dam ci Żeniu tego co nie jest dobre



I tak własnie też ja myślę, w mysl słow

7 Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. 8 Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. 9 Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? 10 Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? 11 Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. (Mt 7, 7-11)

które Bóg już dawno pozwolił mi odkryc. I ja tę rzeczywistiosc przyjmuję i godze sie z nią i na nią. Co jednak w zwiazku z tym ma się zmieniać w moim stosunku do meza, do małzeństwa?
Dla mnie małzeństwo nie jest "workiem na plecach" na drodze do Boga, ale DROGA do Boga, tak jak rodzina,dzeci, praca.
I nawet jeżeli moje małzeństwo nie jest tu na ziemi do uratowania, to to niczego nie zmienia. Bo niby co mam zrezygnowac z tej drogi, bo trudna i wyboista? Mam przestać być żoną, bo mąz przestał być mezem i może juz nigdy nim być nie zechce?
Nie Norbercie, mysle, ze nie
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 11:09   

DHL1 napisał/a:
Nie jest tak Mirelo jak napisałaś.....
Ujmę to inaczej gdyby człek miał garb na plecach -to nazwiemy to garbem??
czy postaramy się to uprościć -że to tylko niewielka wypukłość???

Nazywajmy rzeczy i sprawy w funkcji rzeczywistej.
Jeżeli coś się rozpadło, nie istnieje, nie ma możliwości zebrać tego do kupy-nie nazywajmy dalej tego całością.

Ku czemu ma służyć takie oszukiwanie siebie lub dopatrywaniem się że wciąż w czyms jestem czego w faktycznym i realnym świecie już nie ma.

Takie są zazwyczaj fakty Mirelo-że małżeństwa już NIE MA-
ani duchowo...ani fizycznie....ani w pamięci
.
Zatem czym żyć???
nadzieją?
....mistyką nazwy?
i tak przez całe życie??

Realnym stanem jest inna sytuacja -akceptacja faktów, uznanie że coś się rozwaliło, przyjęcie porażki, uznanie przed Bogiem rozpadu tego co łączył.
I życie-a właściwie wybór-jak chce teraz żyć.
Czy potrafię sam, czy zostanę wierny temu co obiecywałem,czy podołam temu w pojedynkę.
To sa najbardziej realne wybory każdego człowieka- takiego prostego, zwykłego- wzloty i upadki.

Każdy z nas z trudem to przyjmuje, każdemu z nas trudno pogodzić się z rozpadem, każdemu z nas w sercu gdzieś gra nutka-czemu nie dało się rozwiążać problemu.
Ja przynamniej nie mam zamiaru udawać ze coś jest czego właściwie już brak.

Zastanawiałem się wiele nad zarzutami żony.
O tym jaki byłem złym mężem,jak mało odpowiedzialny,jak mało pzreżyła wspaniałych i radosnych chwil w związku,o tym jak nie liczyłem się i nadal nie liczę z jej sprawami,uczuciami,o tym że nigdzie nie chodziliśmy,jechalismy-generalnie jak wielce to nieudane małżeństwo i jak wielce była nieszczęśliwa i wciąż jest w tym wszystkim.

I wiesz Mirelo-mogłem kolejny raz przyjąć to wszystko,mogłem kolejny raz zgiąć kark-i uznać że to fakty,być znów tym skur......,potworem,bezdusznym,bez sumienia i najgorszym jakiego nosiła ziemia.Ale usiadłem jednego dnia i zadałem sobie sam pytanie....odszukaj jeden dzień,jeden szczegól,jeden promień dający to jak wiele żona cie kochała i za toba szlała, niech pamięć da mi jeden jedyniutki powód tego:
że ktoś bardzo..a to bardzo ....miłował mnie -a ja faktycznie z uporem maniaka to wszystko niszczyłem.

Nie znalazłem nic takiego Mirelo.
Piszesz aby pamiętać że jestem mężem??
Męża wybiera żona-to żona niejako nadaje ta funkcję zwykłemu facetowi jaki staje na jej drodze,na jakiego się decyduje.

I to żona -wywala go lub odrzuca z tej funkcji.
Wyrzucony staje się półproduktem lub nazwa fikcyjną.

pozdrawiam

Witaj Norbercie
Cieszę się ,że jesteś szczery, że piszesz jak pojmujesz, jak czujesz, zwyczajnie jesteś ...
DZIĘKUJĘ CI ZA TO
Pozwolisz teraz na mój obraz tego ...takiej szczerości we wzajemnym szacunku.

Powtarza się nam sprawa rzeczywistości...nie oddzielisz w swoim bycie świata ducha od rzeczywistości bo powstanie wewnętrzne rozdarcie. Oznacza to ,ze prawda nie sporwadza się do faktów tylko widocznych ... Rozumiesz , jest szersza prawda o człowieku i małżeństwie. Ale jest jeszcze inna sprawa ...jak Zbawi Cie Chrystus , czy przez małżenstwo , czy poza nim to inny temat...
Dobrze byś pisał o własnych odczuciach w liczbie pojedyńczej :)
hm.. o tym jakźle na siebie patrzyłeś słysząc to czego żonie brakowało...
Ona nie jest Twoim demonem niskiego samopoczucia wartości. Ten demon ma inne źródło!!!ły Dokładnie miejsce gdzie stałeś się ofiarą...znasz Ty i Jezus - zaproś Go w to miejsce i niech je pobłogosławi i wszystkie osoby które wtedy były.
Przypuszczam ,że małżonka komunikowała to czego oczekiwała, a spełnienie tego mogło spowodowac ,że czułaby się kochana przez Ciebie. Obawiam się jak wynika z tego co piszesz ,że skupiłes się na sobie , na swoim cierpieniu i niedocenieniu...Przeszło koło nosa coś co się zwie DAR Z SIEBIE... Wiem jest cieżko, czasem trzeba zęby zacisnąć - modlitwa wtedy pomaga i człowiek zapomina o swojej miłości własnej do tego stopnia ,że przeprasza Boga ,że nieużytecznym sługa jest.
Była taka książka , chyba Mirakulum o niej wspomniała...hm...nie przypomnie sobie , ale mówi o języku miłości i o tym jak sprawić by małżonek , czy zona czuła sie kochana...Po przeczytaniu tej książki można zobaczyć swój egoizm i totalne nierozumienie czym jest małżeństwo i na czym polega.

I nie chodzi Norbercie żebyś szukał w sobie złego człowieka, ale żebyś zrozumiał siebie z Chrystusem tu i teraz w konsekwencji tego co doświadczasz- to jest mistyka .
Jezus nie poklei za Was MAŁŻEŃSTWA, On jest od ZBAWIENIA I ZMARTWYCHWASTANIA WAS, czy z osobna ,czy razem...dowiesz się...
Trudno zawalczyć o wiarę w życie i zmartwychwstanie, w dobro dnia następnego..., trudno, ale też masz w sobie wyjątkowośc synostwa samego Boga . Myślę ,że odnajdziesz się w tym z Nim. Małe kroki...uwierz w siebie z Nim....potem inne....potem dalej...i dalej...

Piszesz ,że żona sugeruje "pretensje " ,że nadal nie liczysz się z jej sprawami...tylko zapytaj ...jakie jest jej wyobrażenie tego jak by chciała , jak to ma wyglądać to liczenie się z jej sprawami...wykorzystaj swoją meską duszę w Bogu zatopioną.

Jestem z Tobą
+pamiętam
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 11:12   

Nie uciekaj od rzeczywistości małżenstwa , które trwa...
Pozbawiasz się miłowiania, będziesz cierpiał...jeszcze bardziej niz narażając się na zranienie.
+
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 16:33   

DHL1 napisał/a:
I myślę że diametralna różnica jaka powstaje między moja mentalnością pod wpływem
zasad Opus Dei -a mentalnością jaka płynie z ust ludzi powiązanych z Sychar.


Josemaría Escrivá "mówi" podobno żeby w każdej sytuacji zycia szukac swojej granicy wytrzymałości i dodawac do niej 10%.



Jesli moje działania zostały oczyszczone z oczekiwań wzgledem drugiej osoby (meza) i powstaje relacja ja-Bóg-reszta świata (mąz) i wszystko co staram sie zrobić wzgledem drugiego człowieka (meża) wynika z miłosci od i do Boga, to jak ta zasada kłuci się z mentalnoscia Sychar?
Robić swoje, niezaleznie od okolicznosci. Kochać, niezaleznie od okoliczności, strac się być jak najlepszym małzonkiem, niezależnie od okolicznosci...
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 22:18   

zenia1780 napisał/a:
Mam przestać być żoną, bo mąz przestał być mezem i może juz nigdy nim być nie zechce?

Nie Norbercie, mysle, ze nie

ŻENIU właśnie w tej kwestii mam problemy -jak zastosować to co jest do przekazu jakie niesie Opus Dei .
Jak tworzyć to co poniżej w sytuacji gdy brak mozliwości
Najzwyczajniej w swiecie kłoci sie to we mnie i wobec pewnych zasad (znanych mi) nie jest to takim prostym stanem
poniżej dyskusja i rozważania Josemaria Eskriva
--------------------------------------------------------
To, co najważniejsze dla świętości
Małżonkowie chrześcijańscy winni być świadomi, że są powołani do uświęcenia się, uświęcając otoczenie, że są powołani na apostołów i że ich pierwszym terenem apostolskim jest dom rodzinny. Powinni zrozumieć nadprzyrodzone zadanie, które wiąże się z założeniem rodziny, wychowaniem dzieci, oddziaływaniem chrześcijańskim na społeczeństwo. Od świadomości tej własnej misji zależy w dużej mierze dorobek i powodzenie ich życia, ich szczęście.

Niech jednak nie zapominają, że sekret szczęścia małżeńskiego zawiera się w tym, co powszechne, nie zaś w marzeniach. Polega na znalezieniu ukrytej radości, którą daje powrót do domu, na serdecznym podejściu do dzieci, na pracy codziennej, w której uczestniczy cała rodzina, na dobrym humorze w obliczu trudności, którym należy stawić czoło w duchu sportowej walki, polega również też na wykorzystaniu wszystkich udoskonaleń dostarczanych nam przez cywilizację, aby dom uczynić przyjemnym, życie prostszym, a wychowanie skuteczniejszym.

Mówię stale do tych, którzy zostali powołani przez Pana Boga do uformowania ogniska rodzinnego, aby kochali się zawsze, aby kochali się miłością pełną nadziei, taką jaką się darzyli, kiedy byli narzeczonymi. Marne pojęcie ma o małżeństwie — które jest sakramentem, ideałem i powołaniem — ten, kto myśli, że miłość się kończy, gdy zaczynają się smutki i przeciwności, które życie zawsze niesie ze sobą. Wtedy właśnie miłość utwierdza się. Nawał cierpień i przeciwności nie jest zdolny zniweczyć prawdziwej miłości. Wspólnie, ze wspaniałomyślnością poniesiona ofiara łączy małżonków jeszcze bardziej. Tak jak mówi Pismo Św.: aques multae — liczne trudności fizyczne i moralne — non potuerunt extinguere caritatem (Pnp 8, 7) nie zdołają zgasić uczucia.
('Rozmowy z prałatem Escriva'. Kobieta w życiu świata i Kościoła Punkt 91)
 
     
DHL1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-19, 22:50   

Mirela napisał/a:
Piszesz ,że żona sugeruje "pretensje " ,że nadal nie liczysz się z jej sprawami...tylko zapytaj ...jakie jest jej wyobrażenie tego jak by chciała , jak to ma wyglądać to liczenie się z jej sprawami...wykorzystaj swoją meską duszę w Bogu zatopioną

Mirelo to jest prosta odpowiedz -wiele razy już o tych tematach pisałem.

Dla żony nie istnieje już jako mąż -JESTEM BYŁYM MĘŻEM.
Dla żony całe małżeństwo było nieudane- nie pamięta chwil jakie były radosne i tworzyły nasze małżeństwo.
Jest za to długaaa lista tego co jej nie odpwiada i nie odpowiadało.
Wygląda na to że 21 -lat jedynie się męczyła w związku z facetem jaki nie odpowiadał wymaganiom.
w 2008 roku poprzez separcję zakończyła definitywnie własny udział w związku,
pozostając w przekonaniu była żona i wolna kobietą.
Co zatem należało do mojej roli??
Ano uznac definitywnie ten fakt, pogodzić się z tym że związek przestał istnieć,wyprowadzić się i rozpocząć własne życie samotnie.

Niestety(lub stety) wprowadzając się złamałem te zamysły i wewnętrzne postanowienia żony -powodując dyskonfort.
To jest wąłsnie to nieliczenie się z uczuciami żony.
Czyli jakie miałem prawo powrotu do domu -skoro zona mnie już nie chce.

Jakie prawo mam życ obok i mieszkać skoro oczy żony nie chcą mnie już widzieć.

To jest najgłówniejszy powód i chyba najbardziej istotny.

Najsmutniejsze jest to że bardzo mi jest żal żony-nie jestem ślepy i widze jak wewnątrz jej cos walczy,cos uwiera-czasami nawet to lepiej ze znajduje to upust w moja stronę i wskakuje w role winnego.
Wiecznie gdzieś biegnie,wiecznie gdzies ucieka,wciąż czegos poszukuje-jak choćby teraz wyjechała do Krakowa i Zakopca.

Cos spala jej serce-i niby w nim ma być szczęście z tego co ma i osiagneła sama-ale na zewnąztrz go brak.

Zarzucała mi zona że jestem samotnik-nie otaczam się znajomymi i innymi osobami.
I przez to jestem biedny.
Szkoda tylko że nigdy nie spytała -czy mi to przeszkadza???

Ja Mirelo potrafie już być sam ze sobą,ja samotności już się nie boję,ja znam siebie-wiem jak mogę ze sobą żyć.
I dlatego nie potzrebuję innych by poprzez ich obecność leczył się mój lęk do pozostania samemu jak palec.

Nie jest tak łatwo być samemu ze sobą -ja to już potrafię.
I przyznam uczciwie-żoan na moim miejscu by marniała każdego dnia.

Nie skłamie pisząc to:
żona potrzebuje innych -by żyć

pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4