Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Historia jakich wiele
Autor Wiadomość
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 09:47   

helenast napisał/a:
wszystko w naszym życiu po coś się zdarza, po coś się dzieje....


Z tym zgadzam się bardzo. Wiem, że nie byłam zbyt mądra, nie pozwalając mojemu mężowi być głową rodziny, a w każdym razie nie zachęcając go do tego. Na swoją obronę mam to, że setki razy pytałam go o nasz związek, o jego uczucia, o to, co mam mi i naszym relacjom do zarzucenia. Dla niego zawsze wszystko było ok, chyba czuł się nawet wygodnie w takim układzie, Ogromne pretensje mam do jego rodziców, którzy są zbyt opiekuńczy, zbyt kontrolujący. W dobrej wierze, ale jednak. Zrobiliśmy z niego trochę Dulskiego, w ogóle cała ta sytuacja ukrywania prawdy przez ponad rok to jedna wielka dulszczyzna.

helenast napisał/a:
liczą się czyny , a wydaje mi się z tego co piszesz ,że stara się .


To jest kolejna kwesta, gdzie wszystko mieli się w kółko. Bo tak, wygląda jakby się starał, choć w ubiegłym roku też przecież trwała budowa, też gdzieś tam razem wychodziliśmy. A jednak to było udawanie. Różnica polega na tym, że tym razem wszystko, budowa, wyjścia, telefony, smsy są jego inicjatywą. Uczę się nie organizować, odpuszczać. I, kurcze, jest to nawet przyjemne. Organizowanie, planowanie i podejmowanie decyzji wiązało się zawsze z tym, że martwiłam się, czy dobrze będzie. A teraz nie ja decyduję, nie ja się martwię. Pod tym względem już się zmieniłam przez te półtora roku.
złamana napisał/a:
Musi się czasem coś zawalić, by
zacząć budować to lepiej.


Na tym opiera się moja nadzieja na jutro, bo część błędów już sobie uświadomiłam. Dlatego jednym z moich warunków jest wspólna terapia, żebyśmy do końca uświadomili sobie, co było źle i jak tego uniknąć w przyszłości, jeśli dana nam będzie druga szansa.
kenya napisał/a:


Czy z ust Twojego męża padły jakiekolwiek deklaracje które nie pozostawiają żadnych wątpliwości lub przynajmniej mocno sugerują, że romans jest definitywnie zakończony a mąż chce wrócić na łono rodziny?


NIE. I tu jest pies pogrzebany. Nie było między nami rozmów, wyjaśnień, deklaracji. O to właśnie chodzi. Nie da się zmusić kogoś do rozmowy, choć z tego co się dzieje, można by wnioskować, że stara się o tej lasce zapomnieć.

złamana napisał/a:
Ash, a może jeszcze przydałoby się ustalić jak z tym "określaniem się" w ogóle u Twojego męża jest.


Złmana, bardzo dobrze wyczułaś typ mojego męża. On mi kiedyś (niedawno, była to właśnie jedna z chwil, kiedy mówił szczerze, co go gryzie) zarzucił, że ja wiem zawsze lepiej, że ja decyduję. I dlatego właśnie nie chcę go zmuszać do rozmów, w ogóle chciałabym, żeby to on decydował. Nie będę cytować całego Twojego postu, ale szybko i trafnie scharakteryzowałaś mojego męża :) On większość decyzji konsultuje ze mną. Może przejdzie szybki kurs dojrzewania, ale postawa rodziców wcale mu w tym nie pomaga. Tylko co robić z takim typem???
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 12:06   

Ash pisze:
Cytat:
Nie było między nami rozmów, wyjaśnień, deklaracji. O to właśnie chodzi. Nie da się zmusić kogoś do rozmowy, choć z tego co się dzieje, można by wnioskować, że stara się o tej lasce zapomnieć.


Ash, w Tobie widzę gotowość do wybaczenia, do podjęcia próby wspólnego budowania małżeństwa od nowa, zatem dobrze by było "rozegrać tą partię" sensownie, bez zbytniego narażania siebie na zbędne emocje, których zapewne w nadmiarze już doświadczyłaś.
Jesteś już stabilna, osadzona w realiach i wiesz czego chcesz - to dobrze.
Rzecz w tym, że dalszego ciągu wydarzeń SAMA nie wyreżyserujesz. Absolutnie niezbędna jest współpraca Twojego męża, ale to także wiesz- na szczęście :-)
Brak deklaracji nie jest właściwym zachowaniem po takich wydarzeniach, może wskazywać na asekurację lub niepewność, nieumiejętność podjęcia konkretnej decyzji, niemożność opowiedzenia się i wreszcie z jakiegoś istotnego powodu "stanie wciąż w rozkroku". Oczywiście tak być może lecz nie musi, wariantów jest kilka, choć ich prawdopodobieństwo jest różne, ta wersja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna.

Ash, mąż ma kontakt z dziećmi, łoży na rodzinę, stara się być w poprawnych, przyjacielskich stosunkach z Tobą- choć mówiąc kolokwialnie - łaski nie robi bo jest ojcem dzieci to jednak widząc jak ojcowie (NIEKTÓRZY) potrafią się zachowywać - JEST TO BARDZO DUŻO, zatem trzeba to docenić.
Na pewno nie radziłabym Ci ograniczać jego kontaktów z dziećmi, jestem wrogiem takich działań.
W ten sposób niczego zwykle się nie osiąga. Zresztą chodzi o dobro dzieci, które z ojcem powinny mieć nieograniczony niczym kontakt. Tu trzeba być ponad wszystkim.
Nie wiem co miałabyś poza modlitwą robić, by ze swej strony spowodować szybszy powrót do normalności.
Bycie obserwatorem w tej sytuacji wydaje się chyba najlepszym wyjściem.
Doceniasz starania męża, budujesz prawidłową relację pozbawioną pretensji, urazy itd. ale zachowujesz przytomność umysłu wiedząc że nie masz wystarczającej ilości danych ze strony męża by uważać że naprawa z jego strony jest w toku.
To tak jakby znaleźć się w wymiarze "oczekiwanie", w przygotowaniu do działania.

W moim pojęciu, choć wielu tutaj myśli inaczej, kluczowym jest nieepatowanie przebaczeniem, jeśli o to przebaczenie nie zostaliśmy poproszeni. Tzn. uważam że należy się bezwzględnie wystrzegać sytuacji, jeśli mąż nic nie mówi, nie prosi, a żona oferuje cały " pakiet przebaczający" tak z urzędu.
Takie sytuacje w moim pojęciu są silnie deprawujące i utrzymujące zdradzacza w przkonaniu, że cokolwiek JESZCZE zrobi, ów "pakiet "wciąż na niego czeka.
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 12:15   

Ash napisał/a:
helenast napisał/a:
wszystko w naszym życiu po coś się zdarza, po coś się dzieje....


Z tym zgadzam się bardzo. Wiem, że nie byłam zbyt mądra, nie pozwalając mojemu mężowi być głową rodziny, a w każdym razie nie zachęcając go do tego.



Wydaje się, że starasz się analizować swoje zachowanie, co mogłaś zrobić, jaka być żeby nie doszło do tego co się stało. To też jest ważne.
Ale też bywa, że to zupełnie nie od Ciebie zależy. Ludzie zdradzają idealne żony, zdarzają się inne nieszczęścia.
Może takie przeżycia są po to żeby znaleźć w sobie siłę, która pozwoli wszystko znieść.
Nikt mnie nie skrzywdzi, bo moja wartość jest ponad to, nie jestem od nikogo zależny.
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 10:57   

kenya napisał/a:

W moim pojęciu, choć wielu tutaj myśli inaczej, kluczowym jest nieepatowanie przebaczeniem, jeśli o to przebaczenie nie zostaliśmy poproszeni. Tzn. uważam że należy się bezwzględnie wystrzegać sytuacji, jeśli mąż nic nie mówi, nie prosi, a żona oferuje cały " pakiet przebaczający" tak z urzędu.
Takie sytuacje w moim pojęciu są silnie deprawujące i utrzymujące zdradzacza w przkonaniu, że cokolwiek JESZCZE zrobi, ów "pakiet "wciąż na niego czeka.


Z tego przebija strach. Żeby już nic nie zrobił, żeby nie cierpieć.
I jeszcze wiara, że można coś zrobić żeby tego uniknąć. Nawet nie być zbyt dobrym, bo on to wykorzysta. To pewnie naturalne uczucia i tym mocniejsze im głębsze rany.
Ale czy nie warto próbować tego przełamać? Warto wybaczać dla siebie, to daje siłę, dowartościowuje, oczyszcza.
A ofiarowanie wybaczenia komuś kto bardzo zranił - chyba nie ma większego daru.
Jak dążyć do pełnej bliskości z takim asekuracyjnym podejściem?

Cokolwiek on/ona zrobi dam radę, nie muszę się bać, bo jestem silny, nie potrzebuję się asekurować. Do takiego podejścia staram się wrócić.

Mnie wybaczono, ktoś tutaj napisał, że za łatwo. Chciałbym być na tyle silnym, żeby tak umieć, to wstyd, że tak nie jest, bo to ja noszę spodnie :(
O to, żeby w pełni wybaczyć muszę jeszcze powalczyć :(
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 12:01   

macko napisał/a:

Z tego przebija strach. Żeby już nic nie zrobił, żeby nie cierpieć.
I jeszcze wiara, że można coś zrobić żeby tego uniknąć. Nawet nie być zbyt dobrym, bo on to wykorzysta. To pewnie naturalne uczucia i tym mocniejsze im głębsze rany.

Z tego przebija zdrowy rozsądek.
Można powiedzieć "kocham ludzi", "wierzę, że ludzie z natury są dobrzy", ale...
jak się wychodzi z domu to sie drzwi zamyka na klucz.
W kazaniu na górze było o pokornych, cichych....ale nić nie było o naiwnych
:mrgreen:

A ofiarowanie wybaczenia komuś kto bardzo zranił - chyba nie ma większego daru.

Jeśli ktos oczekuje, czy prosi o wybaczenie to ofiarowanie mu tego jest dużym darem.
Jeśli natomiast ktoś nie zabiega o wybaczenie to wtedy wybaczenie jest wewnętrznym aktem wybaczajacego (ma mu pewnie pozwolić pozbyć sie nienawiści z serca), potrzebnym jemu a nie temu któremu wybacza.
Jeśli ktoś zdradził, czy odszedł z domu mówi - jest (było) fajnie. Niczego nie żałuje.
W takiej sytuacji mówienie "wybaczam Ci wszystko" albo co gorsza " zawsze Ci wszystko wybaczę, bo Cie kocham i nie potrafie żyć bez Ciebie" ma sens????

 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 13:46   

grzegorz_ napisał/a:


Z tego przebija zdrowy rozsądek.
Można powiedzieć "kocham ludzi", "wierzę, że ludzie z natury są dobrzy", ale...
jak się wychodzi z domu to sie drzwi zamyka na klucz.
W kazaniu na górze było o pokornych, cichych....ale nić nie było o naiwnych
:mrgreen:


Naiwnością jest wiara, że zamek w drzwiach jest jakąś przeszkodą.


Cytat:

Jeśli ktos oczekuje, czy prosi o wybaczenie to ofiarowanie mu tego jest dużym darem.
Jeśli natomiast ktoś nie zabiega o wybaczenie to wtedy wybaczenie jest wewnętrznym aktem wybaczajacego (ma mu pewnie pozwolić pozbyć sie nienawiści z serca), potrzebnym jemu a nie temu któremu wybacza.
Jeśli ktoś zdradził, czy odszedł z domu mówi - jest (było) fajnie. Niczego nie żałuje.
W takiej sytuacji mówienie "wybaczam Ci wszystko" albo co gorsza " zawsze Ci wszystko wybaczę, bo Cie kocham i nie potrafie żyć bez Ciebie" ma sens????



A jeśli tak właśnie jest? Nie mówić, bo można "zdeprawować"? To jakaś dziwna kalkulacja.
Nie mogę mu pokazać za dużo swojej miłości i przebaczenia, muszę go wychowywać, coś udawać?
Jeśli tak myślę, to jakie zdanie mam o swoim małżonku? On mnie znowu zdradzi bo za łatwo wybaczyłam, świetny gość jeśli od tego to zależy. No, ale jeśli taki się trafił, kochać trzeba.
Mantrą tego forum jest, że nie można nikogo zmienić. Znaczy na lepsze nie można, bo zdeprawować to już tak?
Poza tym wybaczenie nie koniecznie znaczy uznania, że nic się nie stało.
Chociaż na dobrą sprawę i takiego myślenia dobrze byłoby się nauczyć. Ja bym chciał.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 13:54   

Maćko wybaczenie a pojednanie to dwie różne sprawy. O ile mniej byłoby nieudanych małżeństw gdyby osoba zdradzona reagowała tak mądrze,że nie epatuje przebaczeniem,nie narzuca go. Przeciez nawet Bóg wymaga od nas żalu za grzechy dopiero wtedy Sakrament pokuty jest ważny. Ojciec marnotrawnego syna nie biegł za synem,ale czekał aż syn wróci i poprosi o przebaczenie. To są bardzo mądre rady dla zdradzonych. Mam nadzieję,że wiel osób je przeczyta i dzięki nim uniknie pogorszenia sytuacji swojego małżeństwa.

Tutaj chodzi o szacunek do samej siebie takiej żony czy męża. Niestety, a raczej na szczęście rezygnacja z własnej godności nie sprawi,że zdradzający/a się opamięta.
Dopiero kiedy ktoś podejmie wysiłek przeproszenia,wyrazi żal wtedy dopiero jest czas na okazanie tego przebaczenia.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 14:12   

Macko

Nie patrz na świat tylko przez pryzmat swoich doświadczeń.

wariant 1
Załóżmy, że pan X z natury nie jest bardzo monogamiczny (zdarza się, jak to w przyrodzie). Kilka lat małżeństwa, dzieci, seks od wielkiego dzwonu, pan X szuka pani do romansu. Żona się dowiaduje. Pan X waha się zostać czy odejść.
Żona pada na kolana, mówi, że bez pana męża nie potrafi żyć, że się zabije, że on jest dla niej jak powietrze.... Pan X zostaje bo przecież żona bez niego nie da sobie rady, wpadnie w depresje, może nawet się rzeczywiście zabije.
Mija trochę czasu. Pan X wie, że co nie zrobi to i tak żona mu przebaczy , bo przecież "jest dla niej jak powietrze". Nawet jak zdradzi ją 2gi , 3ci czy 10ty raz to "lepszy taki maż" niż samotność. Jaka jest motywacja do zmian pana X ? Moralność ? Pan X myśli, że w sumie to nie jestem taki zły, ba...nawet jestem wspaniałomyślny i empatyczny, bo mógł żonę zostawić i wybrać wielką miłość, a nie zrobił tego.
A następny romans? Trudno , taka natura, najtrudniej zrobić 1 krok- pomyślał pan X

wariant2
Pani żona po zdradzie pakuje pana X i mówi "do widzenia".
Pan myśli, hmmm mieć kochankę i żonę to był niezły układ, ale dalej się tak nie da.
W sumie to mi szkoda trochę domu, dzieci, a i ta moja żona nie była taka zła.
Szanuję ją za tę siłę i zdecydowanie.
Wraca i próbuje coś pozytywnego ze swoim małżeństwem zrobić.
Wie, że jeszcze jedne skok i 2 szansy nie dostanie,a byłoby szkoda.

wariant 3
Pani żona po zdradzie pakuje pana i mówi "do widzenia".
Pan mówi :zacznę nowe życie i tak robi.

Macko, czy nadal uważasz, że wariant 1 jest najlepszy?
Myślisz, że każdy facet wybaczenie przyjmie z wielką wdziecznoscią?
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 15:27   

grzegorz_ napisał/a:


wariant 1
Załóżmy, że pan X z natury nie jest bardzo monogamiczny (zdarza się, jak to w przyrodzie). Kilka lat małżeństwa, dzieci, seks od wielkiego dzwonu, pan X szuka pani do romansu. Żona się dowiaduje. Pan X waha się zostać czy odejść.
Żona pada na kolana, mówi, że bez pana męża nie potrafi żyć, że się zabije, że on jest dla niej jak powietrze....

Pada na kolana? I to jest to wybaczenie? To chyba o czymś innym mówimy.

Pan X zostaje bo przecież żona bez niego nie da sobie rady, wpadnie w depresje, może nawet się rzeczywiście zabije.
Mija trochę czasu. Pan X wie, że co nie zrobi to i tak żona mu przebaczy , bo przecież "jest dla niej jak powietrze". Nawet jak zdradzi ją 2gi , 3ci czy 10ty raz to "lepszy taki maż" niż samotność.

No to Pan X jest niezłym (*) jeśli tak myśli.
Czy wybaczenie żony ma coś tutaj do rzeczy? Wątpię.


Jaka jest motywacja do zmian pana X ?

A jaka powinna być? Żeby żona mu wybaczyła? Po co? Przecież może zdradzać 2gi, 3ci i 10ty raz, po co mu stara żona jak może mieć ciągle nowe?

Moralność ? Pan X myśli, że w sumie to nie jestem taki zły, ba...nawet jestem wspaniałomyślny i empatyczny, bo mógł żonę zostawić i wybrać wielką miłość, a nie zrobił tego.
A następny romans? Trudno , taka natura, najtrudniej zrobić 1 krok- pomyślał pan X

Że nie zostawił to jednak plus.
A jeśli taka natura to co ma do tego czy żona wybaczyła czy nie?



wariant2
Pani żona po zdradzie pakuje pana X i mówi "do widzenia".
Pan myśli, hmmm mieć kochankę i żonę to był niezły układ, ale dalej się tak nie da.
W sumie to mi szkoda trochę domu, dzieci, a i ta moja żona nie była taka zła.
Szanuję ją za tę siłę i zdecydowanie.
Wraca i próbuje coś pozytywnego ze swoim małżeństwem zrobić.
Wie, że jeszcze jedne skok i 2 szansy nie dostanie,a byłoby szkoda.

I tak to działa? Czytając to forum można dojść do wniosku, że pan X po "do widzenia" wprowadza się do kochanki, potem kochanka rodzi dziecko i jest pozamiatane.
Przecież to ten sam (*) co w wariancie 1. Ten co będzie zdradzał 10 razy, bo mu wybaczono.

Ale to co mnie interesuje, to czy to ma być taka kalkulacja? Wyrzucę go żeby się zmienił?
Wyrzucę mimo, że wybaczyłam i nie chcę wyrzucać? Wychowawczo?
To jest ta siła i zdecydowanie? No to chyba też mamy konflikt pojęciowy. Patrz niżej.


wariant 3
Pani żona po zdradzie pakuje pana i mówi "do widzenia".
Pan mówi :zacznę nowe życie i tak robi.

Jest jeszcze wiele innych wariantów.
Ale to zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o kalkulowanie, granie uczuciami.
Nie wybaczę bo on coś zrobi, albo wybaczyłam ale tego nie pokażę.
To jest jakaś komedia. Co to ma wspólnego z siłą?
Siła to jeśli idę w zgodzie z tym co czuję a nie drżę o to co zrobi jakiś słaby X i do tego dostosowuję to co robię i czuję.
Bo on mnie znowu zdradzi, bo znowu będzie bolało. Siła?
Nie siła, to jest jak nie analizuję żadnych wariantów. Jeśli kocham i wybaczam to pokazuję to. Bo tak jest szczerze. Bo nie muszę udawać. Nie muszę patrzeć na to co ktoś z tym zrobi, wystarczy, że uważam, że to co robię jest ok.


Macko, czy nadal uważasz, że wariant 1 jest najlepszy?
Myślisz, że każdy facet wybaczenie przyjmie z wielką wdziecznoscią?

Każde nietrywialne zdanie, w którym napiszesz "każdy facet" jest nieprawdziwe.
I nie chodzi o wdzięczność, wydaje mi się, że jasno to napisałem.
Wariant 1 jest wynikiem tego jaki jest X.



Anita11:

Cytat:
Maćko wybaczenie a pojednanie to dwie różne sprawy. O ile mniej byłoby nieudanych małżeństw gdyby osoba zdradzona reagowała tak mądrze,że nie epatuje przebaczeniem,nie narzuca go.


Ja nie mówię o narzucaniu.
O ile mniej tego nie wiemy. Może w ogóle nie mniej.
O ile mniej byłoby nieudanych małżeństw gdyby ludzie potrafili okazywać sobie dobre uczucia?

Cytat:
Tutaj chodzi o szacunek do samej siebie takiej żony czy męża. Niestety, a raczej na szczęście rezygnacja z własnej godności nie sprawi,że zdradzający/a się opamięta.


Zupełnie inaczej rozumiemy szacunek do siebie i godność. Patrz wyżej.
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-13, 15:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 15:37   

(*) - macko, uznajmy, że pan X to niedobry człowiek jest
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 17:23   

macko napisał/a:
Ja nie mówię o narzucaniu


Ale w tym rzecz ,że jeśli delikwent zdradził,wydało się,on się jeszcze nie zdeklarował,a tu żona juz z góry mówi,że wybaczyła i będziemy walczyć.
Nie nie i jeszcze raz nie.

Dobrze jesli istnieja wyjątki,które pomimo naiwności i słabości żony mają wyrzuty sumienia i sami z siebie postanowią więcej nie zdradzać. Ale to rzadkość:patrz przykłady z forum i z życia.Tak na ogół nie jest. Zauważ ,że wielu ludziom trzeba wyznaczać granice bo inaczej wejdą na głowę. Pięknie by było gdybyśmy mogli całe serce na dłoni dawać zawsze ,a inni by to docenili. Jednak świat jest jaki jest.

A kochac kogoś to nie tylko głaskać po główce,ale pozwolić czasem tej osobie ponieśc konsekwencje. My kobiety mamy skłonnosć do "kochania za bardzo" Czasem gdybyśmy mogły to nawet same siebie bysmy przepraszały w imieniu męża.



Autorka wątku niejednokrotnie próbowała zastosowac wariant 1. Do czego to doprowadziło?

Takie działają w nas ludziach mechanizmy,że jeżeli coś tracimy dopiero wtedy docieniamy. Naprawdę przeczytaj Dobsona.
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-13, 19:04   

Anita11 napisał/a:
macko napisał/a:
Ja nie mówię o narzucaniu


Ale w tym rzecz ,że jeśli delikwent zdradził,wydało się,on się jeszcze nie zdeklarował,a tu żona juz z góry mówi,że wybaczyła i będziemy walczyć.
Nie nie i jeszcze raz nie.


A jeśli wybaczyła? To ma o tym nie mówić bo sobie zaszkodzi i jeszcze męża popsuje, bo on taki nie popsuty.

Cytat:
Dobrze jesli istnieja wyjątki,które pomimo naiwności i słabości żony mają wyrzuty sumienia i sami z siebie postanowią więcej nie zdradzać.


Nie w tym rzecz.
1. to żadna naiwność i słabość, wręcz przeciwnie.
Obyśmy wszyscy byli tacy "słabi".
2. nie wydaje mi się, że to czy ktoś będzie ponownie zdradzał zależy od tego jak szybko mu żona przebaczyła i czy to narzuciła czy nie.

Cytat:
Zauważ ,że wielu ludziom trzeba wyznaczać granice bo inaczej wejdą na głowę.


Współczuję takich mężów/żon i nie bardzo wierzę, że granice pomogą.


Cytat:
Autorka wątku niejednokrotnie próbowała zastosowac wariant 1. Do czego to doprowadziło?


Na pewno wariant 1 do tego doprowadził?
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-14, 02:58   

No to Ash masz różne zdania...
Pisałam o tym braku określenia się, bo się z takimi sytuacjami zetknęłam ale opcja przedstawiona przez Kenyę też wysoce prawdopodobna. Cierpliwość cenna cecha, sama mam z nią problem, bo jestem raczej zadaniowcem i najtrudniejsze do zniesienia są dla mnie sytuacje zawieszenia. Piszesz, że wyprowadziłaś się w kwietniu, to krótki czas...może faktycznie cierpliwość i czas, a będziesz wiedziała co słuszne, poobserwujesz i albo mąż się określi albo Ty podejmiesz decyzję.
Z tym nieepatowaniem wybaczeniem to taki skrót. Nie chodzi tu bowiem o "ukrywanie" wybaczenia. Trudno bowiem prawdziwie wybaczyć i to ukrywać przed adresatem wybaczenia.
Maćko, sam uznałeś, że padanie na kolana nie jest wybaczeniem, i o to chodzi z najbardziej słuszną radą nieepatowania wybaczeniem. Nie błagać, nie prosić, nie padać na kolana. Za takim bowiem zachowaniem chyba tak naprawdę nie stoi prawdziwe wybaczenie. To raczej reakcja na szok związany ze zdradą, strach przed odejściem. I reakcja, którą sobie najtrudniej później wybaczyć. Prawdziwe wybaczenie i pojednanie nie następuje w fazie szoku. Faza szoku związanego ze zdradą i brakiem deklaracji powrotu może trwać bardzo długo. Można mówić wybaczam wszystko i na dany moment to czuć ale nie rozpoznać, że to jeszcze nie wybaczenie a strach, rozpacz. Powrót zdradzającego to początek pracy dla obojga i wybaczanie ciągle od nowa. Zdrada ma odroczone w czasie skutki, jeżeli nie zostanie przepracowana. I w radzie o nieepatowaniu przebaczeniem czyli bieganiem za stojącym w rozkroku czy nieokreślającym się jest wielka mądrość a nie kalkulacja. Nikt tu nie mówi ukrywaj, udawaj wybaczenie. Jeżeli możesz przyjąć, że zdrada to działanie w amoku, przyjmij, że wybaczenie też może być w amoku. Po obu tych amokach przychodzi dzień i coś z tym trzeba zrobić, im wcześniej tym lepiej.
 
     
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-15, 21:20   

Trawię to, co piszecie. Po półtora roku bycia okłamywaną, trudno mi zrozumieć punkt widzenia Macko, ale bardzo się staram, bo wiem, że ta cała sytuacja jest jeszcze mocniej skomplikowana, niż mi się wydaje. Żeby jeszcze nieco sprawę zagmatwać, moja przyjaciółka, która była teraz z wizytą w kraju, spotkała się z moim mężem i udało jej się z nim porozmawiać. Nie na siłę, nie w moim imieniu, raczej jako bezstronna osoba. Czyli udało jej się to, co mnie się nie udaje. Zaczynam się zastanawiać, czy może moje próby rozmowy z mężem mają jakiś defekt, czy może przebija przeze mnie taka gorycz i żal, że sam sposób nawiązywania tej rozmowy czynią ją niemożliwą, czy po prostu wszystko jest tak świeże i emocjonalnie trudne, że trzeba tylko czekać.

Zlamana, ja tę fazę szoku i pseudowybaczenia mam już za sobą. Masz rację, błaganie w szoku upokarza, jak już ten szok minie. Jeśli wybaczenie ma być trwałe, a nie na chwilę, musi być przemyślane i przepracowane, tak mi się wydaje. Mam już w sobie spokój, ale do wybaczenia jest mi bardzo, bardzo daleko.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9