Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Historia jakich wiele
Autor Wiadomość
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-08, 23:43   Historia jakich wiele

Postanowiłam opisać tu swoją historię, ponieważ potrzebuję jakiegoś obiektywnego spojrzenia z zewnątrz, potrzebuję też rad osób, które przeszły taką samą drogę.
Podczytuję to forum już od dłuższego czasu i jestem przerażona ilością głupoty mężów (i żon niestety też), którzy niszą rodziny, małżeństwa, start dzieci, zabijają wiarę w miłość, w sakrament... Jestem też zaskoczona historiami, które tu znalazłam, a które są tak okrutnie podobne do mojej. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że każda jest na swój sposób inna.

Jestem mężatką od 2006 r. i jak sporo kobiet, które tu znalazłam, byłam przekonana, że jesteśmy super małżeństwem. No prawie super, takim niezłym, a w każdym razie, trzymającym się razem. Mój mąż jest osobą (tak jak i ja) wierzącą, byłym ministrantem. Ślubowaliśmy po dość długim okresie znajomości, z wielkiej miłości, obiecywaliśmy sobie “żyli długo i szczęśliwie”. Stało się inaczej.

Jesienią 2012 r., niemal rok od zmiany pracy męża odkryłam, że koresponduje on z jakąś koleżanką z pracy. Zaczął się dziwnie zachowywać, więc poszperałam trochę i to co znalazłam mnie przeraziło. A wtedy jeszcze były to tylko randki w lokalach, jakieś tam pokrętne umawianie się do kina. Doprowadziłam do konfrontacji, przyznał się, ale zapewniał, że kocha tylko mnie i naszą córkę (wtedy 3-letnią), uwierzyłam. Ale mimo to, zaczął mi się sypać świat. Nie mogłam pojąć, jak mój kochany mąż mógł mi wywinąć taki numer. Wiecie jak to jest, bo większość z Was czuła to samo. mimo iż jestem raczej dość silną kobietą, wpadłam w depresję, przestałam jeść, miałam problemy z koncentracją w pracy. Po 2 tygodniach w tajemnicy przed mężem poszłam do psychiatry i dostałam leki antydepresyjne. Wydawało mi się, że mąż się opamiętał. bardziej się starał, wychodziliśmy razem, było ok. Aż wiosną 2013 r. okazało się, że to tylko złudzenie, że nadal się spotykają, doszło też do wyznań miłości. Kolejny szok, kolejne leki, tym razem mocniejsze. Kolejna konfrontacja, przysięgi, że da radę w tej samej pracy, że jak tylko zechce, to zakończy romans. Znów uwierzyłam, nie zażądałam zmiany pracy, nie wyprowadziłam się, skończyło się na rozmowach, obietnicach. Wtedy też zaszłam w drugą ciężę. Ciąża była chciana (jeszcze przed romansem męża poroniłam), choć w tym momencie może nieco lekkomyślna, w każdym razie dziecko nie miało być lekarstwem na ratowanie małżeństwa, jakby to mogło z boku wyglądać. W tym samym niej więcej czasie rozpoczęliśmy budowę domu, co było planowane już do dłuższego czasu.
I wszystko byłoby pięknie, mąż zapewniał że kocha, jeździł na USG podglądać synka, nadzorował budowę domu, ale niestety jednocześnie co raz częściej wyjeżdżał na delegację, codziennie musiał zostawać w pracy 2-3 godziny dłużej. Nie wiem, jak ja, osoba raczej trzeźwa, mogłam być taka ślepa, że mu wtedy wierzyłam w te delegacje. Chyba ciąża przysłoniła mi jasność umysłu. Żeby było ciekawiej, w tym samym czasie kochanka męża wyszła za mąż, co pewnie dodatkowo zamydliło mi oczy. I pewnego jesiennego poranka, po roku od kiedy dowiedziałam się o romansie, wszystko się wydało. Że nic się nie skończyło, że jest seks, wspólne wyjazdy, że 2 tyg. po jej ślubie pojechali razem na Mazury na 5 dni, że to wszystko co mi mówił mój kochany, wierzący i prawdomówny mąż patrząc mi w oczy, to jedno wielkie kłamstwo. Że kiedy ja staram się żyć oszczędnie, bo ciąża, bo budowa, on wozi się po hotelach z kochanicą. Do tamtej pory trzymałam wszystko w tajemnicy, wiedział tylko mój brat i przyjaciółka. Mój brat jest księdzem, miał już do czynienia z różnymi problemami w rodzinach, ale inaczej patrzy się na kogoś bliskiego. I wtedy coś we mnie pękło. Nawiązałam kontakt z mężem kochanicy, powiedziałam mojej mamie, teściom, na fali wściekłości również jednemu z kolegów męża. W 6. miesiąc ciąży spakowałam siebie i córkę i wyprowadziłam się do mamy. Dodam, że mieszkaliśmy od ślubu w domu teściów, choć jakby w oddzielnym mieszkaniu, więc nie bardzo miałam możliwość spakowania męża i wywalenia jego. Mąż kochanicy się wtedy wściekł i nasłał na mojego męża jakiegoś bandziora, żeby mu trochę przyłożył pod pracą. Jak się dowiedziałam, rozmawiałam z tym facetem, powiedziałam mu u ciąży, o tym, że kocham męża, żeby mu nic nie robił, że się o niego boję. Zapewnił mnie, że tylko go postraszy. I w sumie tak się stało, ale mój mąż uczynił z tego dramat, że to moja wina, że ja wiedziałam, że jestem okrutna. Po tym pobiciu poszedł do lekarza i dostał l4. Nic mu w sumie nie było, ale jakoś tak zakombinował, że siedział na tym l4 pół roku. To w ogóle brzmi mało wiarygodnie, ale mąż jest szanowanym i wykształconym pracownikiem w dużej firmie, a zachowuje się jak szczeniak. W tym czasie udało nam się kilkakrotnie porozmawiać, wydawało mi się, że szczerze. Ze względu na córkę, a pewnie też dlatego, że bardzo kochałam męża, po 2 tygodniach wróciłam do domu. Mąż miotał się między tym, że chce być szczęśliwy z nią, że ją kocha, mnie już nie, że myśli o tym, by nas zostawić, a tym, że jednak rodzina, córka, synek w drodze... że będziemy próbować. Spędził w domu pół roku i to był jeden z najgorszych okresów w moim życiu. Siedzenie w domu zimą nieźle dało mu po głowie. Miał coś na kształt depresji, schudł z 15 kg, nie odzywał się całymi dniami, miał do mnie pretensje o wszystko, o to pobicie, o to, że nie jestem nią, że on siedzi w domu. na moje prośmy o rozmowę ostentacyjnie nie mówił nic. Powiedział, że już mnie nie kocha, że to już od dawna, że ostatni rok, to było tylko takie mówienie o miłości. Na moje propozycje terapii mówił “nie”. Jednocześnie twierdził, że ma nadzieję, że dla dobra dzieci nam się uda. Nie będę opisywać, jak czułam się przed, w trakcie i po porodzie, bo tego koszmaru nie zapomnę do końca życia. A jednocześnie cały czas utrzymywał kontakty z kochanicą, spotykał się z nią na jakichś parkingach i miał hasło na telefonie służbowym.
Minęło kolejne pół roku, które było mi potrzebne żeby zrozumieć, że ja już zrobiłam wszystko co mogłam. Trwałam przy nim, kiedy miał pracę i kiedy jej nie miał. Usiłowałam wybaczyć, kochałam, obsługiwałam, nawet w ciąży. W kwietniu dojrzałam do tego, żeby jednak się spakować porządnie i z dwójką małych dzieci po raz kolejny wyprowadzić do mamy, tym razem na dobre. Aktualnie tu mieszkamy. Mąż na początku chyba nie wierzył że to zrobię. On w ogóle stosuje takie klasyczne mechanizmy, jak zrzucanie winy na mnie, nieprzyjmowanie do wiadomości pewnych faktów.

I tu zaczyna się sedno sprawy. Jak pisałam, mąż na początku nie wierzył, że się wyprowadzę. Pojechałam z dziećmi i mamą do mojej babci na 3 tygodnie i on myślał, że ja jednak wrócę. Ale nie wróciłam. Po pierwszym okresie obrażania się, zadzwonił. Ja już jestem silniejsza, nie proszę, nie dąsam się, staram się żyć dla siebie, te wszystkie etapy załamek, ryków po nocach, błagalnych smsów, poniżania się, spadania w pustkę mam chyba za sobą. Chodzi mi o to, jak teraz jest między nami i jak ja mam to wszystko rozumieć, a przede wszystkim, jak mam postępować dalej. Bo że zaufanie Bogu nie oznacza bierności już sobie doczytałam.
Fakty są takie:
- mąż mimo obietnic sprzed pół roku, nie rzucił pracy. Twierdzi, że nie chce zostać bez niczego i w pewnym sensie go rozumiem, bo to dobra i dobrze płatna praca, a on jest pracownikiem raczej niszowym. Inna sprawa, że chyba jakoś niezbyt mocno szuka innej pracy.
- na każdą moją próbę rozmowy reaguje alergicznie, na smsy nie odpisuje, rozmowy telefoniczne kończy, a rozmowy osobiste jakoś rozmydla, więc nic nie jest jasne. Staram się nie zaczynać takich rozmów, bo teraz jego kolej, ale różnie to bywa.
- zapytany przez swoją mam twierdzi, że romans już zakończył
- jednocześnie o innych sprawach, o budowie, o dzieciach, o – nie wiem – polityce, pogodzie, itp. gadamy sporo i całkiem przyjaźnie
- z pracy wraca teraz bardzo punktualnie (co nie zmienia faktu, że może z nią korespondować i wyprawiać inne rzeczy np. w czasie pracy, jak się postara)
- mocno zaangażowany jest w budowę domu, która jakimś sposobem się toczy i w sumie to jest mocno zaawansowana. Tylko kto tam będzie mieszkał?
- nie wyprowadził się do kochanicy, choć ma ona teraz wolne mieszkanie, bo mąż ją też zostawił
- przyjeżdża do mojej mamy codziennie, kąpie dzieci, zajmuje się nimi wieczorami, opowiada, jak minął dzień
- proponuje wspólne wyjścia na mszę (mieszkamy w tej samej parafii), z dziećmi po południu, trochę takie udawanie, że jesteśmy normalną rodziną.
- wczoraj urządzaliśmy urodziny córce, na które przybył, jak gdyby nigdy nic rozmawiał ze wszystkimi, opowiadał o budowie, dyskutował z ojcem (ja z jego rodzicami żyję w dobrych stosunkach, są po stronie naszej rodziny, odwiedzają nas).

Problem polega na tym, że z jednej strony czuję, że takie wspólne przebywanie razem może go jakoś umocnić w chęci ratowania rodziny, może jakoś ożywić naszą miłość, scalić nas na nowo, jest też dobre dla dzieci, ale z drugiej, nie wiem, czy nadal nie utrzymuje z nią kontaktów, czy nie wygląda to tak, że ja się godzę na jego niechęć do jasnego postawienia sprawy. Strasznie mnie martwi to, że nie chce w żaden sposób ze mną o tej całej sytuacji rozmawiać, bo przecież należy mi się jakieś wyjaśnienie, jakieś plany na przyszłość, zobowiązania, a drugiej, nie chcę go do niczego zmuszać, bo przymus do niczego dobrego nie prowadzi. Kiedyś napisał mi smsa, że już nie mówi “nie” terapii, ale nic z tym nie zrobił. Ja już mam dość starania się, inicjatywy, teraz chcę być królewną i czekać, aż rycerz się trochę postara, ale z drugiej strony, nicnierobienie nie leży w mojej naturze i męczy mnie to zawieszenie.
Boję się, że on może gdzieś w swojej niedojrzałości wyobraża sobie, że my się do tego nowego domu przeprowadzimy razem, że “jakoś to będzie”. A z drugiej strony wiem, że nie można niczego poganiać, że on sam musi dojść do pewnych wniosków, że sam musi zechcieć o nas powalczyć. Przeszło mi przez myśl powiedzenie mu, że składam pozew o separację, ale to trochę takie wymachiwanie szabelką, bo na nic mi się to zda, bo w sprawach finansowych się dogadujemy, mamy wspólne konta, żadne alimenty nie są mi potrzebne. I znów czuję się jak pół roku temu, że muszę COŚ zrobić, ale jednocześnie nie przychodzi mi do głowy co.
Czy ja jestem naiwna? Czy swoim postępowaniem, zgadzaniem się na wspólne wyjścia nie przygłaskuję całej tej sytuacji? Czy powinnam dozować mu spotkania ze sobą, z dziećmi? Coś odciąć? Czy to nam pomoże, jakoś go otrzeźwi?
O mamo, ależ się rozpisałam.
Skomentujcie to proszę.
Dziękuję za uwagę.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 08:58   

Witaj, Ash, na forum :-)
Wyraźnie słychać w tym co piszesz, że jakoś tam już stoisz na nogach, ten najgorszy etap kryzysu masz już za sobą. To dobrze, bo i myślisz i postępujesz teraz bardziej racjonalnie :-)
Bliskie mi jest to, co piszesz o tych klapkach na oczach na pewne postępowania, i braku zdecydowanych granic, to samo przeżyłam.
Masz gdzieś w pobliżu Ognisko Sychar? warto pójść na spotkanie, dostaniesz wsparcie po ludzku, a i Duch Święty ustami ludzkimi może podpowiedzieć jakieś optymalne dla Ciebie rozwiązanie.
Pozdrawiam :-)
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 13:58   

Ash, tak racjonalnie i konstruktywnie, że lepiej nie można było. Podziwiam, że w tak trudnej sytuacji byłaś w stanie ogarnąć siebie i to wszystko. Z tego co piszesz, męża różne wydarzenia otrzeźwiły, zerwał z tą kobietą i stara się o Was, tak? Brakuje tylko rozmowy, żalu i takiego zwykłego "przepraszam? Co wg Ciebie jest Wam potrzebne, abyś mogła z mężem zamieszkać na nowo? Czego na dziś oczekujesz, co może mąż zrobić? Przeszłości nie zmieni. Jak sobie poczytałaś, to różnie ludzie reagują. Są tacy, którzy dużo mówią, przepraszają i trwają w złych zachowaniach, a są tacy, którzy nie są w stanie w ogóle rozmawiać o tym co się stało. I w sumie szkoda, bo do przebaczenia to "przepraszam" nie jest potrzebne, ale do pojednania bardzo. Powiedziałaś mężowi dużymi literami czego oczekujesz? Panowie często zarzucają kobietom, że te zbyt dużo każą im się domyślać. Mówiłaś mu, że nie o detale zdrady Ci chodzi tylko o Waszą przyszłość? Czy sama wiesz, co musiałoby się zdarzyć, co mąż miałby zrobić, żebyś była w stanie z nim zamieszkać i ponownie zaufać? Mówiłaś mu o tym? Może jakieś spotkanie z mężem na neutralnym gruncie, bez dzieci, rodziny, gdzie na spokojnie można porozmawiać? Może na tej budowie, zapytasz męża, kto ma w tym domu mieszkać i jak on sobie to wyobraża? Powiesz wprost o swoich oczekiwaniach. To, co dla Ciebie jest oczywiste w takiej sytuacji, dla męża może nie być. Jak sobie poczytasz, choćby tutaj, co piszą panowie, to zobaczysz, że dla nich budowanie domu, łożenie na rodzinę i kąpanie dzieci to bez względu na to co zrobili, wszystko i często nie są w stanie zrozumieć, że żona potrzebuje do poczucia się na nowo kochaną i bezpieczną takich prostych gestów i słów jak przytulenie, żal, skrucha, no właśnie jak piszesz, bycia księżniczką. A po traumie zdrady, oszustwa powinna to od powracającego męża otrzymać, ot tak, bez proszenia.
Chyba więc Ash, tylko rozmowa na neutralnym gruncie.
Spotkania z dziećmi, wspólnie spędzany czas to dobre. Nie ma w tle innej kobiety, z pewnością taka Twoja postawa to nie naiwność. Jeżeli po tym wszystkim czujesz się taka silna, nie rozpaczasz, nie płaczesz, obecność męża nie wyprowadza Cię z równowagi, nie ma przykrych słów, postępujesz w zgodzie ze sobą, to jest to dobre. Nie ma żadnej reguły, że np. ograniczenie kontaktów, w takiej jak Twoja sytuacji, przyniesie korzystne rozwiązania. Dzisiaj, Ash, spieszyć się nie musisz. Na sądowe rozwiązywanie spraw, zawsze jest czas, a traktowanie ich jako straszaka, nawet niezgodnego z tym co sama czujesz, bez sensu. Czasami robieniem tego "COŚ", o którym piszesz, jest po prostu cierpliwym obserwowaniem siebie, swoich oczekiwań, pragnień, wartości, priorytetów, emocji i postaw.
I jeszcze takie jedno z bardzo przyziemnych spraw, przed pełnym powrotem do relacji małżeńskich poproś męża o wykonanie kompletu badań.
 
     
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 15:05   

Bardzo dziękuję, że ktoś przebrnął przez mój post! I za odpowiedzi.
Myślałam o spotkaniach w ramach Sychar, ale teraz mam 5-miesięczne dziecko na piersi i jestem raczej uwiązana. A z maluchem to tak średnio mi pasuje, on jednak mnie mocno absorbuje i dekoncentruje. Ale pomyślę o tym, jakiś sposób może znajdę.

I teraz do złamanej:
Ja teraz może brzmię tak racjonalnie i spokojnie, ale co przeżyłam, może cie sobie tylko wyobrazić. Podejrzewam, że tabun ludzi się za mnie modlił i modli i Bóg dał mi jaką taką siłę na przetrwanie tego wszystkiego. Sama nie wiem, jak mogłam pracować i wychowywać córkę w tym wszystkim. Najgorsze jest to, że człowiek przyzwyczaja się do wielu trudnych sytuacji i kiedyś koleżanka mi powiedziała, że ja chyba przyzwyczaiłam się do bycia zdradzaną. Mocno to wtedy mną tąpnęło.
Jestem od ponad roku na terapii i moja terapeutka mocno kładzie nacisk na to, by myśleć o sobie. Przez wiele miesięcy całe nasze spotkania kręciły się wokół męża, jaki on pogubiony, jak mu pomoc itd. Wiele z Was ma tak samo, tylko mąż, mąż, a siebie stawiamy na ostatnim miejscu. Teraz uczę się dbać o siebie i swoje potrzeby.
jeśli chodzi o nasze relacje z mężem, to właśnie nie wiem, czy skończył ten romans. Niby tak, ale nie wierzę, że po 1,5 roku tak po prostu się coś kończy, szczególnie że nadal pracują razem. Stworzyłam sobie listę żądań, ale mój mąż jakoś nie kwapi się, by zapytać mnie, czego ja chcę, by móc wrócić. Chyba nie napisałam tego jasno, ale on wcale nie chce rozmawiać, więc nawet nie wie, jakie są moje oczekiwania. A no. one jest to, żeby zmienił pracę. Potem terapia wspólna, oczywiście żadnych haseł i tajemnic. Co to w ogóle za małżeństwo z hasłami na telefon. Myślicie, że powinnam nasmarować mu np. list czy mail z moimi jasno wyrażonymi oczekiwaniami? Oczywiście nie odpisze, ale przynajmniej będzie wiedział. Myślałam o tych badaniach, jeśli kiedykolwiek będzie nam dane jeszcze być blisko fizycznie, to oczywiście tego zażądam.
Strasznie chaotycznie piszę, ale zasadniczo chodzi mi o to, że mam wrażenie, że mąż może zechcieć ciągnąc to podwójne życie dalej. Że on nie rozumie, że musi się zdecydować, że decydować nie chce. Że raczej włoży wiele wysiłku w to, by znów mnie okłamywać. On jest niesamowicie niedojrzały, jak teraz na to patrzę. Moja psycholopg mówi, że to są zaburzenia emocjonalne, które pozwalają 34-letniemu facetowi żyć w świecie ułudy, że można mieć i rodzinę, i kochankę. A ja boję się, że swoim postępowaniem niejako potwierdzam tą ułudę. To tak w skrócie.
Mam nadzieję, że swoim spokojem i bądź co bądź już doświadczeniem też będę mogła pomóc komuś na tym forum.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 15:28   

Ash napisał/a:

Teraz uczę się dbać o siebie i swoje potrzeby.

I tego się trzymaj.
Najgorsze za Tobą, po co wchodzić z powrotem w bagno?


Chyba nie napisałam tego jasno, ale on wcale nie chce rozmawiać, więc nawet nie wie, jakie są moje oczekiwania.

Po co układać listy, żądania jeśli póki co On nie chce rozmawiać?
Wysuwanie żadań ma sens jeśli mąż przeprosi, powie że chce wrócić i zapyta co może zrobić aby być znowu z Tobą.


 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 17:48   

Ash napisał/a:

Strasznie chaotycznie piszę, ale zasadniczo chodzi mi o to, że mam wrażenie, że mąż może zechcieć ciągnąc to podwójne życie dalej. Że on nie rozumie, że musi się zdecydować, że decydować nie chce.


To może nie być takie proste. Zdecydować może być jeszcze z tego wszystkiego najłatwiej, decyzja to kwestia jakiegoś procesu myślowego, jeśli ktoś ma jakieś zasady, to będzie wiedział co powinien zrobić. Ale między wiedzieć a wprowadzić to w życie jest spora różnica.
Zakładając, że Twój mąż nie jest zimnym draniem, który tylko się zabawił, ale człowiekiem z uczuciami, to teraz też nie jest mu łatwo. Wiem, że to może brzmieć śmiesznie, bo to on skrzywdził, to Ty jesteś poszkodowaną. To wszystko prawda jednak może warto wiedzieć jak to może wyglądać z drugiej strony.
Twój mąż mógł być być mocno zaangażowany w tamten romans i to nie jest kwestia ani dojrzałości ani chęci podjęcia decyzji. To się od tak nie kończy. To są mocne uczucia.
Podjąć decyzję mógł i wiele na to wskazuje, że tak jest albo, że przynajmniej walczy - do kochanki się nie wprowadził, mimo, że chata wolna, angażuje się w budowę Waszego domu, więcej czasu poświęca dzieciom itd.
Teraz pytanie czy w tym wytrwa? Łatwo nie będzie. Tam było mu pewnie bardzo dobrze, tu długo dobrze jeszcze nie będzie. Wiele zależy od Ciebie.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-09, 22:40   

Ash, nie mogę sobie wprost wyobrazić ogromu cierpienia przez które przeszłaś.
Nie będę opatrywać etykietką zachowań Twojego męża bo go kochasz, zatem skupię się tylko na tym co piszesz odnośnie faktów PO "eksplozji".

Powiem wprost, nie widzę powodów do optymizmu.

Brak chęci do jakiejkolwiek rozmowy na temat tych traumatycznych dla Ciebie wydarzeń jest delikatnie rzecz ujmując niepokojąca.
Mąż nie wykazuje żadnej skruchy, brak skruchy świadczy o braku dogłębnego zrozumienia swoich czynów a co za tym idzie braku potrzeby by zadośćuczynić krzywdzie jaką Ci wyrządził.
To że swojej mamie mówi, że romans jest zakończony raczej niewiele znaczy w obliczu tego jakiego kalibru kłamstw się dopuszczał. Jakoś nie brałabym oświadczeń kłamcy za coś wiarygodnego, to byłaby naiwność.
Wspominasz o angażowaniu się w budowę domu, niektórzy zapewne będą uważać to za przejaw planów związanych z rodziną. Cóż, muszę zatem przypomnieć, że mąż powołał na świat wasze dziecko, świadomie, będąc w epicentrum romansu, tak więc - nie wyciągałabym zbyt pochopnych wniosków jeśli chodzi o budowę domu, jako że mąż wykazuje daleko idący brak odpowiedzialności.
Być może kochanka męża nie chciała go sobie mieć na własność ale raczej jako dodatek do swojego życia, stąd ten romans przed jej ślubem a także po ślubie.
Ash, jesteś mądrą, dzielną młodą kobietą, chciałabym napisać Ci coś bardziej optymistycznego, ale wobec tego co piszesz o obecnym zachowaniu męża, nie jest to możliwe.
Być może mąż bywa z Wami fizycznie ale wg mnie z jakiegoś powodu nie wrócił w całości, jeśli w ogóle wrócił.
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 07:21   

Wydaje mi się ,że zbyt dużo osądów i przypisanych faktów zachowań męża tu przeczytałam , a przecież nie wypowiedział się , nie przyjął określonego stanowiska... Absolutnie nie bronię go , ale weźmy pod uwagę , że jest zagubiony, może nie umie sobie poradzić z tym. Wbrew pozorom doskonale wie ,że jest winny, a jednocześnie ambicja nie pozwala mu przyjąć pomocy, podjąć terapii. Sam próbuje sobie z tym poradzić , a to bardzo, bardzo trudne...
Ash , myślę ,że spokój, mądre postępowanie teraz jest najważniejsze... Bez naciskania, ale jednocześnie stanowcze postawienie granic, zasad i konsekwencja ... Prędzej , czy później musicie szczerze porozmawiać i powinnaś opowiedzieć mu o swoich odczuciach, uczuciach, doznaniach... Wszystkie nasze tu porady możesz analizować , ale to TY podejmujesz decyzję o wszystkim ... To Twoje małżeństwo , Twój mąż, ojciec Waszych dzieci ...
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 08:51   

kenya napisał/a:
Mąż nie wykazuje żadnej skruchy


A skąd Ty to wiesz?
Żadnej skruchy? Naprawdę? Masz tam jakąś szklaną kulę, w której widać uczucia innych ludzi, nawet takich, których się w życiu na oczy nie widziało?
Nie wiem czy są tacy ludzie, którzy w takiej sytuacji nie wykazują żadnej skruchy, którzy czują się dobrze w takiej sytuacji, ja takich nie znam.
Byłaś po drugiej stronie? Wiesz jak to jest?

Cytat:
brak skruchy świadczy o braku dogłębnego zrozumienia swoich czynów a co za tym idzie braku potrzeby by zadośćuczynić krzywdzie jaką Ci wyrządził.


no i dalej bardzo daleko idące wnioski oparte na mizernych podstawach :-(

Cytat:
To że swojej mamie mówi, że romans jest zakończony raczej niewiele znaczy w obliczu tego jakiego kalibru kłamstw się dopuszczał. Jakoś nie brałabym oświadczeń kłamcy za coś wiarygodnego, to byłaby naiwność.


W takim razie w ogóle nie ma sensu z mężem rozmawiać.

Cytat:
Wspominasz o angażowaniu się w budowę domu, niektórzy zapewne będą uważać to za przejaw planów związanych z rodziną. Cóż, muszę zatem przypomnieć, że mąż powołał na świat wasze dziecko, świadomie, będąc w epicentrum romansu, tak więc - nie wyciągałabym zbyt pochopnych wniosków jeśli chodzi o budowę domu, jako że mąż wykazuje daleko idący brak odpowiedzialności.


A może tak w ogóle nie wyciągać pochopnych wniosków? Dałabyś radę?
Dziecko na świat powołał Pan Bóg.

Cytat:
Ash, jesteś mądrą, dzielną młodą kobietą, chciałabym napisać Ci coś bardziej optymistycznego, ale wobec tego co piszesz o obecnym zachowaniu męża, nie jest to możliwe.


To może lepiej nic nie pisać? Pomogłaś w ten sposób?
Jest sporo optymistycznych faktów i wydaje mi się, że autorka wątku to dostrzega.
Jest też sporo obaw i wątpliwości, co jest naturalne.
Dalsze powodzenie zależy w dużej mierze od tego czy będzie się bardziej widziało tę jasną czy ciemną stronę.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 09:07   

macko napisał/a:


Dziecko na świat powołał Pan Bóg.

Chyba mąż jakiś udział w tym miał? Raczej niepokalanego poczęcia nie było.



Cytat:
Ash, jesteś mądrą, dzielną młodą kobietą, chciałabym napisać Ci coś bardziej optymistycznego, ale wobec tego co piszesz o obecnym zachowaniu męża, nie jest to możliwe.


To może lepiej nic nie pisać? Pomogłaś w ten sposób?

Słowa Kenyi moga pomóc ustrzeć się autorce wątku przed kolejnymi zawodami
i cierpieniem


Teraz ruch naelży do męża autorki wątku a nie do niej.

 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 10:18   

grzegorz_ napisał/a:

Słowa Kenyi moga pomóc ustrzeć się autorce wątku przed kolejnymi zawodami
i cierpieniem


W jaki sposób pomóc? Przez przekonanie jej, że jej mąż jest niegodziwcem bez skrupułów i kłamcą, któremu nie można zaufać? Do czego ma to prowadzić? Do wrogości wobec męża?
Czy może tylko do takiego zobojętnienia, w którym nie będzie w stanie zranić?
Można w ogóle w życiu ustrzec się przez zawodami i cierpieniem? To powinno być celem?

Tak, ten mąż jak każdy inny może jeszcze ranić. Jest szansa, że ten już wie czym to pachnie.
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 10:47   

Charyzmą Sycharu jest utrzymanie , scalenie małżeństwa ,a nie jego rozpad .... Wiem,że jest czas , kiedy wszystko przedstawia się nam w czarnych barwach i po ludzku niemożliwe, nie do przejścia, nie do uratowania, ale spalenie za sobą mostów naszym złym postępowaniem, złymi decyzjami nie pomoże w niczym , a zaszkodzić może bardzo w przyszłościowej drodze uzdrowienia ....
 
     
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 15:13   

Bardzo dziękuję za wszystkie opinie, za słowa Kenyi także. Niestety jest w nich sporo racji i są one potrzebne, żebym z kolei ja nie żyła w świecie ułudy, że mąż przychodzi do dzieci i jest wszystko ok. Nie jest. Sama łapię się na tym, że chcę z mężem rozmawiać, ale jednocześnie wiem, że trudno byłoby mi uwierzyć w jego słowa. Takie błędne koło. Ale wiem też, że on przynajmniej powinien próbować, a nie próbuje.
Piszecie, że sporo zależy ode mnie. Że ważne jest mądre postępowanie. Tylko że ja już nie wiem, co jest mądre i właściwe :( Instynktownie czuję, że ograniczanie mu kontaktów z dziećmi czy sobą to droga do donikąd, ale też nie chcę tworzyć mu poczucia, że akceptuję taki układ jak teraz, że będziemy sobie razem spacerować do kościoła, jak przykładna rodzina. Każdego dnia czuję inaczej.
Podejrzewam, że czekanie będzie najwłaściwsze, że muszę uzbroić się w cierpliwość. Postaram się też znaleźć jakiś sposób, żeby mu tak mimochodem uświadomić, że w takim układzie jak teraz, czyli praca w tym samym miejscu, brak terapii itd. nie ma możliwości, żebyśmy tak po prostu zamieszkali razem w domu. Nie chcę tu straszyć sądami, ale prawda jest taka, że przy orzekaniu winy w przypadku separacji, a później przy ewentualnym podziale majątku, mam nadzieję, że żaden sąd nie miałby wątpliwości komu ten dom przyznać. Nie chcę wyjść na zachłanną heterę, ale jednak muszę myśleć o przyszłości i o dzieciach.
Nie pisałam o tym w pierwszym poście, bo już nie chciałam wydłużać, ale staram się solennie odrabiać lekcję pt. przyczyny kryzysu z mojej strony i obiektywnie patrząc, mam sporo za uszami. Jestem osobą wymagającą od siebie i od innych i chyba lubiącą decydować. Wzięłam na siebie sporo obowiązków w naszym małżeństwie, odbierając mężowy tym samym większość pól do popisu. Stąd też moje ostrożne postępowanie względem niego, takie trochę cackanie się z nim "po eksplozji". Postanowiłam, że teraz już nie będę go do niczego zmuszać, ani decydować, że teraz musi być tak, że on sam chce. Oczywiście mam prawo wymagać pewnego zachowania, ale wolałabym żeby on sam to zrozumiał, żeby on sam poczuł, że musi zmienić pracę, bo inaczej nie wykaraskamy się z tego nigdy. Tylko wiem, że każdy by tak chciał, a mogę się po prostu nie doczekać :(
Budowa domu jest dla nas szansą o tyle, że postanowiłam nie wtrącać się tam absolutnie do niczego (i nawet potrafię!). Mąż może się tam wykazać, mamy jakieś kompletnie niepotrzebne mi bajery, co do których pewnie bym się sprzeciwiała jeszcze 2 lata temu, ale jak chce to ma. Wychowałam się rodzinie silnych i niezależnych kobiet i niestety to negatywnie odbiło się na moim małżeństwie.
 
     
Ash
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-10, 15:28   

helenast napisał/a:

Ash , myślę ,że spokój, mądre postępowanie teraz jest najważniejsze... Bez naciskania, ale jednocześnie stanowcze postawienie granic, zasad i konsekwencja ...


Helenast, problem w tym, że sama nie wiem, jakie granice mam postawić. Ja się wcale nie obrażę, jak ktoś mi prosto z mostu napisze, co konkretnie powinnam zrobić, Zrobię lub nie, ale analizowanie czyichś rad jakoś pozwala mi układać głowie pewne rzeczy.
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-10, 22:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10