Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Pomóżcie
Autor Wiadomość
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 21:44   

julito165, czy odsłuchałas moze rekolekcji z panem Guzewiczem, albo innych polecanych Ci tutaj?
Mam wrażenie, ze nie.

Masz rację, maz nie zachował sie najlepiej w sytuacji, kiedy Twoje zdrowie dało o sobie znać. Czy porozmawiałaś o tym z mezem, powiedziałaś mu, że sprawił Ci przykrość brakiem zainteresowania?
W sytuacjach kryzysowych jesteśmy bardzo wyczuleni na wszelkie niewłaściwe zachowania współmałżonka, nie widząc własnych niewłaściwych zachowań. Rozumiem Twój żal i pretensje, tęż przez ten etap pszeszłam (mój maz też należy do trudnych osób). Pan Jack Pulikowski mówi "Chcesz zmienić swoje małzeństwo, zmień siebie" (oj długo trwało zanim to zdanie usłyszałam). I wiem jak to brzmi w uszach rozgoryczonej kobiety. "Przecież ja jestem dobrą żoną..." I wcale Julitko nie umniejszam Ci tego, ale czy naprawdę sobie nic do zarzucenia nie masz. Mąż wyraźnie komunikuje Ci gdzie czuje się niedoceniany, pomijany. Robisz coś z tym?. Sama komunikujesz mu co sprawia Ci przykrosć, w sposób który by go nie ranił?

grzegorz_ napisał/a:
Być może jest skończonym draniem, ale może jest facetem, który nie chciał mieszkać z teściową (bo z nią ślubu nie brał) i może nie chciał być tylko ojcem, ale mężem-partnerem


Pomyśl o tym co napisał grzegorz_.
Czy syn nie zajął miejsca meza? Czy mąż ma powody aby czyć sie przez Ciebie odrzuconym? Kto jest dla Ciebie ważniejszy (jeśli wogóle wten sposób klasyfikujesz), maż czy syn?
Pan Pulikowski przytacza taką historię ze swojej pracy, w której pewna żona zali się jaki to jej maż jest nieodpowiedzialny. Więc pan Pulikowski ją pyta jaką odpowiedzialnosc powierza meżowi, a ona na to, że żadną, bo przecież on jest nieodpowiedzialny...
Pomyśl czy nie robisz podobnie.
Jak w takiej sytuacji mąz może się wykazać?

julita165 napisał/a:
Na początku wydawał mi się strasznie wesołym facetem. To był jeden z ważniejszych elementów który mi się w nim spodobał.


julita165 napisał/a:
Mąż stał się w ciągu ostatnich dwóch lat strasznym ponurakiem. Każdy ma coś co go cieszy a dobrze jest jeśli potrafimy się cieszyć nawet z małych codziennych spraw. A mam wrażenie, że jego nic nie cieszy. Jego motto mogłoby brzmieć "zycie jest ciężkie a potem się umiera


Powtórze za panem Pulikowskim, i przy Tobie się taki stał?

Julito, nie chcę abyś odebrała to jako atak na Ciebie. Chciałabym tylko abyś na chwile zatrzymała sie w tym swoim obecnym mysleniu o swoim meżu, o małzeństwie i przeanalizowała wszystko raz jeszcze. Rozumiem Twój żal i pretensję, bo przeszłam ten etap, ale obrze jest w którymś momencie się zatrzymać. Mnie to zajeło zbyt wiele czasu i teraz moja droga do naprawy jest dłuższa, bo że możliwa w to nie wątpię.

Posłuchaj sobie tych linków, które Ci poleciąłm.
Nie wiem skąd jesteś, ale jeśli chcesz, to z panem Jackiem Pulikowskim możesz sie umówić tutaj, z tego co wiem to zróznych miejsc przyjeżdżają do niego osoby na rozmowę.

http://www.dr.archpoznan.pl/poradnia-rodzinna

I jeszcze jedno.

julita165 napisał/a:
ale ona twierdzi ( będąc mocno wierzącą osobą ), że powinnam sobie to małżeństwo odpuścić


To smutne, ale Twoja mama, jak wielu katoloików, uległa mentalnosci rozwodowej.
Tak szatan wkrada się w nasz serca cichaczem, rozmywając prawde.

Jezus powiedział:

1 Wybrał się stamtąd i przyszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego i znowu je nauczał, jak miał zwyczaj. 2 Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. 3 Odpowiadając zapytał ich: "Co wam nakazał Mojżesz?" 4 Oni rzekli: "Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić". 5 Wówczas Jezus rzekł do nich: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. 6 Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: 7 dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę 8 i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. 9 Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!"
10 W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. 11 Powiedział im: "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. 12 I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo".
(Mk 10, 1-12)


KK mówi
2384 Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa:

Pozwolę sobie rówbnież zacytować tę wypowiedź

Andrzej napisał/a:


Chrystusowy zakaz rozwodów dobrze objaśnia dominikanin, ceniony teolog o. prof Jacek Salij OP w artykule "Ślubuję Ci (...) wierność", którego odpowiedni fragment cytuję poniżej:

"Zasada podwójnego skutku

Pojawił się podczas naszych rozmów następujący problem teoretyczny: Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego do najcięższych grzechów godzących w sakrament małżeństwa zalicza „rozwód, który sprzeciwia się nierozerwalności” (nr 347).

Z drugiej zaś strony, prawo małżeńskie w wielu krajach jest tak skonstruowane – jak to było w Polsce przed rokiem 1999, kiedy sądy nie mogły orzekać separacji – że musisz wziąć rozwód, jeżeli chcesz siebie i dzieci skutecznie obronić przed agresją współmałżonka, uzyskać gwarantowany prawem dostęp do własnych dzieci albo zabezpieczyć się przed ekonomiczną nieodpowiedzialnością współmałżonka. Jak tego rodzaju dylematy rozwiązuje się w nauce Kościoła?

Najpierw jednak zauważmy, że niekiedy małżonek bywa niewinną ofiarą rozwodu, mianowicie jeśli bardzo się starał uratować swoje małżeństwo, nie chciał i nie zgadzał się na rozwód, a mimo to rozwód został orzeczony. „Może zdarzyć się – mówi o takich sytuacjach numer 2386 Katechizmu Kościoła Katolickiego – że jeden ze współmałżonków jest niewinną ofiarą rozwodu orzeczonego przez prawo cywilne; nie wykracza on wówczas przeciw przepisowi moralnemu. Istnieje znaczna różnica między współmałżonkiem, który szczerze usiłował być wierny sakramentowi małżeństwa i uważa się za niesłusznie porzuconego, a tym, który wskutek poważnej winy ze swej strony niszczy ważne kanonicznie małżeństwo”.

Ale wracajmy do naszego pytania. Co to konkretnie znaczy, że rozwód jest jednym z najcięższych grzechów godzących w sakrament małżeństwa? Tezę tę należy, rzecz jasna, rozumieć w tym sensie, że grzechem – i to jednym z najcięższych grzechów, jakie godzą w sakrament małżeństwa – jest aktywne przyczynianie się do rozwodu. Celem rozwodu zawsze – i jak się wydaje, bezwyjątkowo – jest rozerwanie małżeństwa, a więc rozwód zawsze jest czymś złym. Czymś złym jest nie tylko wnoszenie pozwu rozwodowego, ale również zgoda na rozwód, namawianie do rozwodu, tendencyjne świadczenie w sądzie na rzecz rozwodu (a przecież u nas wręcz plagą w procesach rozwodowych są świadkowie fałszywi!), przekonywanie, że rozwód to przecież nic złego, że to tylko prawna formalność, która w życiu duchowym niczego nie zmienia, itp.

W jakich sytuacjach wystąpienie z pozwem rozwodowym lub zgoda na rozwód wydaje się czymś moralnie dopuszczalnym? Na pewno nie ma takich sytuacji, w których dobry cel mógłby uświęcić niegodziwe środki. Rozwodu nie uświęcą ani nie usprawiedliwią żadne dobre cele, jakie spodziewamy się dzięki niemu osiągnąć. Mówiąc inaczej, rozwodu nigdy nie wolno podejmować jako złego środka do jakiegoś dobrego celu.

Jednak często zdesperowani małżonkowie wnoszą pozew o rozwód, żeby chronić jakieś bardzo ważne dobro swojej rodziny i jednocześnie mają w sercu pragnienie dochowania wierności przysiędze małżeńskiej. Na przykład jedno z małżonków stało się nałogowym hazardzistą albo nieodpowiedzialnym kredytobiorcą, a prawo danego państwa nie dopuszcza ustanowienia rozdzielności finansowej między małżonkami – wówczas drugi małżonek, dla ratowania rodziny przed nędzą i większymi jeszcze długami, stara się tę rozdzielność uzyskać, decydując się na rozwód. Ale przecież nie rozwód jest celem jego działań. On chce uzyskać rozdzielność majątkową, której w tym oto państwie nie da się osiągnąć inaczej, niż poprzez rozwód.

W teologii moralnej nazywa się to stosowaniem zasady podwójnego skutku. Chodzi o to, że działania, które prowadzą jednocześnie do jakiegoś dobra i do jakiegoś zła, są niekiedy moralnie dopuszczalne. Pod pewnymi warunkami. Przede wszystkim – że nie jest to wprowadzanie bocznymi drzwiami zasady, jakoby dobry cel uświęcał złe środki, ale naprawdę nie jest zły skutek celem tego działania, tylko nie da się od niego oddzielić.

Ponadto: Musi zaistnieć bardzo poważny powód po temu, żeby zdecydować się na działanie powodujące ów w gruncie rzeczy niechciany, zły skutek. Na przykład, czy naprawdę potrzebny jest aż rozwód, ażeby utemperować agresywnego współmałżonka? Nieraz wystarczy wezwać policję. W sytuacjach skrajnych – uzyskanie separacji broni przed agresją równie skutecznie jak rozwód.

Zatem jeśli uznajemy, że rozwód jest czymś złym, nie próbujmy go usprawiedliwiać zasadą podwójnego skutku. U nas w Polsce możliwe jest uzyskanie zarówno rozdzielności majątkowej, jak separacji. Otóż separacja umożliwia zabezpieczenie m.in. opieki nad dziećmi i obronę majątku nie gorzej niż rozwód – tym zaś różni się od rozwodu, że nie dając małżonkom prawa do związków następnych, ułatwia ich ewentualne pojednanie.

Małżeństwo jest dobrem tak wielkim, że również o separację wolno zabiegać tylko w sytuacjach naprawdę wyjątkowych. Tylko wówczas – jak to określa prawo kościelne, kan. 1153 – „jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne”.


Skorzystam z okazji, żeby na konkretnym przykładzie pokazać, jak bardzo mentalność rozwodowa wdarła się do myślenia nas, katolików, księży nie wyłączając. Dość powszechnie uważa się, że zwyczajnym sposobem radykalnego zamknięcia głębokich konfliktów małżeńskich jest rozwód, natomiast separacja jest to forma rozejścia się dopuszczalna dla katolików, którym rozwód jest zakazany.

Otóż jedność i nierozerwalność jest dobrem wszystkich małżeństw, również małżeństw ludzi niewierzących. Ich dzieci – dokładnie tak samo, jak dzieci katolików – potrzebują obojga rodziców, a pojednanie rodziców skłóconych zazwyczaj ich uszczęśliwia. Krótko mówiąc, wydaje się, że również dla małżonków niewierzących separacja byłaby przeważnie rozwiązaniem słuszniejszym niż rozwód.

„Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu” – to zdanie Katechizmu już tu przytaczałem. Jeśli to prawda, to jest takim wykroczeniem również wówczas, kiedy decydują się na ten krok małżonkowie niewierzący."

Źródło:
o. prof. Jacek Salij OP, Szukającym drogi, miesięcznik „W drodze”, nr 9/2012
http://miesiecznik.wdrodz...98#.UjXSQtJGv91


Pozdrawiam i otaczam modlitwą
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-16, 09:37   

Mam nadzieję julitko, ze nie poczułąś się urażona moim ostatnim postem . Nie taki był mój zamiar aby Cię zbesztać. Rozumiem Twoje żale i pretensje, bo ja również przez nie przechodziłam (i przy okazji poraniłam bardziej swojego męza i wydłużułam drogę naprawy). Dlatego uważam, ze im szybciej zatrzymamy się we własnych żalach i pretensjach, a zobaczymy co się dzieje wkoło, tym łatwiej jest nprawiać. Ja myślę, że wasze małzeństwo ma szansę na uzdrowienie, jeśli chociaż jedno z Was na początek coś spróbuje zmienić w swoim poedjsciu do niego. Zeby jednak móc to zrobić trzeba choć odrobinę spróbować zrozumieć drugą stronę...
Skoro Ciebie Bóg przyprowadził na tę stronę, to znaczy, ze właśnie w Tobie pokłada nadzieję, ze zechcesz to zrobić i będzie Cie w tym umacniał i prowadził... Popatrz jakie zufanie w Tobie pokłada... Stawia Cie przed zadaniem, do którego Cię stworzył, do którego stworzył każdą kobietę. Jesteś ezer kenegdo* (tak Bóg nazwał Ewę kiedy ją stworzył i postawił obok Adama) swojego meza. Ezer można tłumaczyć jako wybawicielka ( w ST jest użyte to słowo tylko w dwudziestu miejscach, zawsze w odniesieniu do Boga, gdy człowiek rozpaczliwie potrzebuje Jego pomocy), kenegdo, znaczy obok, albo naprzeciwko.
Pomyśl o tym, o sobie, o swoim mężu, o swoim małżeństwie w ten sposób.

Mam dla Ciebie coś jeszcze:

http://www.opoka.org.pl/b...alzenstwo1.html

(*) tłumaczenie tego zawarte jest w Urzekajacęj J&S Eldredge (polecam gorąco)

Pozdrawiam i pozostaję z modlitwa.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-16, 16:11   

Wątpię żeby z nas coś jeszcze było.
Przez ostatnich kilka dni zrobiłam sobie rachunek mojego małżeństwa i wypada on strasznie blado. Ja rozumiem że uczucie z czasem się zmienia ale nam brak jest fundamentów - zaufania, przyjaźni, poczucia, że można zawsze na drugiego człowieka liczyć. Chociaż byliśmy stare konie jak się poznaliśmy to jednak daliśmy się złapać na motylki w brzuchu. Myślę, że w tym związku nigdy nic więcej nie było. I naprawdę nie przemawia przeze mnie gorycz czy żal tylko trzeźwa ocena sytuacji.
Podsyłacie mi rózne artykuły i śmieszne, a może dziwne jest to że jak ja czytam jacy to są mężczyźni a jakie kobiety to w bardzo wielu wypadkach widzę siebie w mężczyznach, a męża w kobietach. Właśnie ze względu na umiejętność trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość.
Ja wiem jedno - w takim związku jaki był to ja już tkwić nie chcę i nie będę. Ja mam swoje poczucie godności, wartości i ja ma prawo mieć od związku jakies oczekiwania. Jeśli właściwie żadne z moich oczekiwań co do tego czym jest małżeństwo, jak mąż winien traktować żonę nie zostaje spełnione to ja wysiadam. Pobraliśmy się w czerwcu 2009, właściwie już od jesień tego roku zaczęło się psuć i prawie 5 lat usiłowałam męza przekonać już nawet nie do tego, żeby było jak ja chcę tylko żebyśmy zawarli jakiś kompromis. Nie uzyskałam nic. Dłużej już nie zamierzam.
Aktualny wkład mojego męża w małżeństwo oceniam na 1500 zł do wspólnego budżetu, wniesienie dużych zakupoów raz w tygodnu plus drobne naprawy na które i tak nie raz muszę czekać miesiącami. Dziękuję ale obejdzie się.
Ps.
a sądzę że nie nagrzeszę bardzo bo związków damsko-męskich mam już po dziurki w nosie.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 08:42   

julita165 napisał/a:
Wątpię żeby z nas coś jeszcze było.


Więc rozumiem, ze łatwiej się poddać? I taka obcje wybierasz?

julita165 napisał/a:
Przez ostatnich kilka dni zrobiłam sobie rachunek mojego małżeństwa i wypada on strasznie blado


Kazdy z nas taki rachunek zrobił i jak sadzisz jaki był tego wynik?
Czy gdyby ten rachunek nie wypadł blado to bylibyśmy w kryzysach?

julita165 napisał/a:
Chociaż byliśmy stare konie jak się poznaliśmy to jednak daliśmy się złapać na motylki w brzuchu.


Wiekszość z nas na to własnie dała się złapać. Pierwsze kryzysy pojawiaja się własnie kiedy te "motylki" znikaja i ten własnie moment pokazuje na ile jesteśmy dojrzałymi osobami, my sami, nie współmalzonek. To co i czy wogóle z tym cos zrobimy jest tego głównym miernikiem. Kazdy z nas ma oczywiscie wolną wolę i zrobi z tym co zechce, podazy drogą łatwiejszą lub zakasa rekawy i zabierze się do pracy, spróbuje chociaz coś zrobić, aby miec pewnośc, ze zrobił wszystko co mógł w tej kwestii. Jednak jesli wybieramy droge łatwiejsza, to nie dajemy informacji, ze nan nas równiez polegac nie można? że nasze słowo równiez nie ma żadnego znaczenia? Czy Twoja przysięga małzeńska była obwarowana warunkiem, ze przyrzekasz miłość wierność i uczciwość małżeńska oraz trwanie do śmierci dopuki bedzie łatwo i dopuki mąż również będzie to robił?
julito, jaka jest Twoja relacja z Bogiem. Czy Bóg był i jest obecny w Waszym małżeństwie? Komu i przed Kim, poza mężem, tę przysięge składałas i Kogo wtedy o pomoc aby w tym wytrwać prosiłas? Czy Ty w ogóle wiesz co wtedy przyrzekałas, co mówiłas kazdym wypowiadanym słowem? Jeśli nie, to tu możesz sobie to sprawdzic

http://sychar.org/przysiega/

Uwierz mi niewielu z nas było do końca swiadomych rangi tych wypowiadanych wtedy słow, jednak teraz chcemy byc im wierni. Na tm między innymi polega dojrzałość, na wzieciu odpowiedzialności za własne decyzje. Na podjęciu pracy nad sobą i malżeństwem i wyelminowaniu z Boża pomoca własnych nieumiejetności i ograniczeń...

julita165 napisał/a:
Podsyłacie mi rózne artykuły i śmieszne, a może dziwne jest to że jak ja czytam jacy to są mężczyźni a jakie kobiety to w bardzo wielu wypadkach widzę siebie w mężczyznach, a męża w kobietach.


A czy kiedyś pozwoliłas sobie być kobieta a mężowi mężczyzną? Czy może wolisz odgrywać obecną rolę, bo bycie kobietą uwazasz za słabość? Czy jesteś szczęśliwa w takim układzie?

julita165 napisał/a:
Ja wiem jedno - w takim związku jaki był to ja już tkwić nie chcę i nie będę.


julita165, Bóg dajac Ci wolna wole stworzył Cie do wolnosci.

Bóg przeznaczył do wolności wszystkie byty stworzone. Nie zostaliśmy stworzeni, aby być niewolnikami innych – uczyniono nas, abyśmy byli wolni i darzyli się wzajemnie miłością. Bóg ukształtował nas w taki sposób, abyśmy mogli swobodnie wybrać, jak będziemy reagowali na świat i innych ludzi, na Niego i siebie samych. Kiedy człowiek odwrócił się od Boga, utracił wolność. Stał się niewolnikiem grzechu, egoizmu, bliźnich, poczucia winy i całego mnóstwa innych rzeczy.

Granice w relacjach małżeńskich


Jednak z tym co z tą wolnością zrobimy i jak wykorzystamy wiąze się duza odpowiedzialnośc.

Od początku czasów istnieją trzy rzeczy:
1. Wolność
2. Odpowiedzialność
3. Miłość.
Bóg stworzył człowieka jako wolną osobę i uczynił go odpowiedzialnym za to, jaki z tej wolności zrobi użytek.Jako wolne osoby otrzymaliśmy przykazanie miłowania Boga i bliźniego. Polecenie to jest wplecione w całą biblijną opowieść. Jeśli zrealizujemy te trzy wartości – będziemy postępowali jak wolne osoby, brali odpowiedzialność za własną wolność oraz miłowali Boga i bliźniego – wówczas nasze życie stanie się rajem na ziemi.

Granice w relacjach małżeńskich


Jesli nie masz ochoty żyć w w takim związku w jakim obecnie jestes to weź odpowiedzialność za własne uczucia, postawy, zachowania, dokonywane wybory, granice, pragnienia, myśli, wartości, uzdolnienia, a przede wszystkim za miłość.
To zrobić możesz, jeśli tylko zechcesz. Jesli natomiast nie masz na to "ochoty", to nikt do tego Cie zmuszał nie będzie, ani Bóg, ani tymbardziej ja.
Pomyśl jednak jakie świadectwo taką swoją postawa dasz synkowi?

Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez zenia1780 2014-06-18, 09:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 10:41   

Ja już po prostu zupełnie nie wierzę mojemu mężowi. Przede wszystkim to straciłam do niego zupełnie zaufanie.
On każdym swoim czynem przeczy własnym słowom a tak nie da się żyć.
Trzy przykłady z brzegu
1. oświadczył że chce się rozstać ale bardzo chce skupić się na dziecku. Ostatni raz widział synka wieczorem 01.06. Dokładnie 05.06 w czwartek późnym wieczorem jak synek już spał wrócił i oświadczył, że definitywnie chce się rozstać i koniec. Nad ranem w pt wyjechał. W sobotę rano postanowiłam jechac na weekend z synkiem do mamy o czym męża poinformowałam sms-em pisząc jednocześnie że jeśli chce spędzić czas z synem to żeby dał mi znać to się odpowiednio umówimy gdzie i kiedy. Cały weekend potrzeby widzenia się z dzieckiem nie było. Przyjechał we wtorek wieczorem jak już synek spał, widział się z nim chwile rano i z pół godziny po południu. W następny weekend ta sama sytuacja - ja do mamy plus do niego info że jakby chciał widzieć sie z dzieckiem to proszę bardzo. W niedzielę o 12.30 napisał mi sms czy będę dziś z synkiem w domu. Odpisałam po kilku godzinach ( nie słyszałam sms-a, 100 razy mu mówiłam że jak czegoś ode mnie na szybko chce to ma dzwonić bo w dużym dmu sms-ów nie słyszę i odzew może być po jakimś czasie ) że będę wieczorem koło 19 ale już się nie odezwał wcale więc nie wiem czy w ogóle mial zamiar widzieć się z synkiem czy może pytał kiedy będę w domu żeby wpaść jak mnie nie będzie. Przyjechał wczoraj o 20.30. Synek wyjątkowo spał w dzień więc wiediałam że pójdzie spać 22-23. Mąz najpierw przed domem spotkał tego nieszczęsnego kolegę sąsiada i postali sobie z 15 minut po czym mąż wpadł do domu i zawołał synka żeby z nim wyszedł na dwór na co synuś powiedział, że nie chce. Pisałam, że synek nie jest uległym dzieckiem, ma swoje zdanie na każdy temat i to nie jest tak, że jak mu coś zaproponować to on od razu w podskokach leci, nawet jeśli to ja mu proponuję a co dopiero tata który nim się w ogóle właściwie nie zajmuje. I co zrobił mój małżonek, chłop prawie 40-letni ? Obraził się na dwulatka !!! Żadnej próby zachęty, pobawienia się chwilę z dzieckiem, przekonania go tylko nie to nie i pokazanie pleców. To ja zaczęłam synka namawiać i po chwili synek zgodził się wyjść ale wołał "mam tata i ja". Chciał żebym też wyszła i jeszcze wołał "buju buju tam" czyli na plac zabaw więc już na zewnątrz ( po razem wyprowadziliśmy synka z domu ) mówię mężowi że mały chce iść na plac zabaw ( bo przecież kochający tatuś nie potrafi zrozumieć czego dziecko chce. I tu następny zonk. Przed domem stał ten sąsiad z córeczką i slyszał naszą rozmowę i mówi, że on to już na plac zabaw nie idzie. Więc mój mąż też powiedział, że on nie idzie. jakoś w końcu ta dziewczynka zainteresowała mojego synka i razem się ganiali więc ja mogłam iść do domu a synek niby z ojcem czas spędzał przy czym wyglądało to tak, że dzieci zajmowały sie sobą, a mąż z sąsiadem piwo pili. Jakoś po 21 wrócili do domu bo sąsiad poszedł odprowadzić córkę. Powiedziałam mężowi, że widzę że synek jest całkiem nie do spania i spokojnie do 22 mogą się pobawić, może go też wykąpać i poszłam na balkon poczytać książkę. Nie minęły 2 minuty jak synek był u mnie bo tatuś poza tym, że zrobił 2 glupie miny i ze trzy dziwne podskoki stracił zainteresowanie dzieckiem i zajął się...pisaniem sms-ów z sąsiadem. Wsadziłam więc małego do wanny i czytając książkę liczyłam ilość sms-ów jakie mąż z sąsiadem wymienił w ciągu ok pól godziny. Przyszło 11 a wyszło 12. parę minut po 22 zaczęłam usypiać synka, poszedł spać o 22.50. Mąż już cały czas stał z sąsiadem na balkonie. Wykapałam się. O 23.30 jeszcze tam stał. Czas poświęcony tylko synkowi między 20.30, a 22.50 ...może 5 minut. Dziękuję ale nie mam pytań.
2. Mąż oświadczył, że chce rozstania, w mieszkaniu on sam nie może zostać i skoro ja nie chce to mieszkanie trzeba sprzedać tylko że ja muszę dowiedzieć się wszystkiego w banku bo skoro kredyt jest na mnie to jemu nie powiedząc. W piatek byłam w banku, wysłałam męzowi info o wszelkich warunkach wcześniejszej spłaty kredytu. Nie odezwał się. Myślałam, że wczoraj jak synek pójdzie spać to mąż zacznie rozmowę o sprzedaży - jak to wystawiamy, gdzie, czy sami czy przez agencję za ile itp. W końcu to on oświadczył, że chce się rozwieźć. Ale gdzie tam. Ani słowem się nie zająknął. Jak go znam to opcje są dwie - chce to wszystko na mnie zwalić albo...jemu tak dobrze. Skoro i tak w tygodniu go wlaściwie nie ma to sobie będzie spokojnie w weekendy przyjeżdżał kiedy ja jadę do mamy i z sąsiadem balował. Nikt nic od niego nie będzie chciał, będzie miał święty spokój. Ale niedoczekanie jego. Na taki układ to ja się nie piszę. Jeśli jeszcze w trakcie długiego weekendu nie odezwie się w sprawie sprzedaży mieszkania to zrobię to sama.
3.
Powiedział matce że pójdzie do terapeuty jeśli ja też. Znalazłam ciekawą ofertę, babka interesujące artykuły w necie zamieszcza, zadzwoniłam, pogadałam, ustaliłyśmy że najpierw lepiej jeśli spotka się z nami oddzielnie. umówiłam sie na jutro. Wyszystko napisałam mężowi sms-em, podałam nazwisko, nr telefonu i poprosiłam o info czy się tez zapisał bo jeśli nie to bez sensu żebym ja tam szła. To było w pt. Dotąd odpowiedzi żadnej nie dostałam. Jutrzejszą wizytę odwołam bo w tej sytuacji znam lepsze przeznaczenie stówki.
Czy w takiej sytuacji to rzeczywiście ja mam zmieniać swoje zachowanie ?! Może miałam udawać że nic się nie stało i podjąć go wczoraj kolacyjką ?! Jest takie powiedzenie o ludziach, którzy jak im plują w twarz to mówią że deszcz pada. ja do nich nie należę.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 10:59   

I jeszcze jedno. Zenia napisała powyżej jakby w formie pytania czy czybieram łatwiejszą drogę czy też zrobiłam już wszystko dla ratowania małżeństwa. Po głebokim namyślę muszę napisać, że tak. Wg mnie ja zrobiłam już wszystko co mogłam...na więcej mnie nie stać.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 11:27   

julito, zrobisz jak uważasz. Każdy z nas sam podejmuje własne decyzje. Ważne jednak aby były one przemyślane i przede wszyskim przemodlone.

Ja jednak mam wrażenie, ze ty już podjęłaś decyzję.
Zastanów się w takim razie po co weszłaś na to forum (jakby nie patrzeć katolickie). Czego się po nim spodziewałaś i spodziewsz?
Czy oczekujesz potwiedzenia swojej decyzji, czy moze ciągle masz watpliwości co do jej słusznosci?

Pozdrawiam i pzostaję z modlitwą.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 12:19   

No do groma ciężkiego : :!: O czym tak można pisać z sąsiadem,którego się widziało 5 minut wcześniej i którego planuje sie za chwilę spotkać na balkonie??????????????????

I to właśnie wtedy kiedy małżeństwo się sypie.

Poza tym gdybys nie uściśliła,że Twój mąż ma 40 lat to pomyślałabym,że 13.

Julito tu pewnie nikt nie miał na myśli,że to Ty jestes winna takiej sytuacji. Ale chodzi o to,że tylko na sama siebie masz wpływ. Jesli istnieje jakas malenka szansa na to,że dzięki jakiejś zmianie Twojego zachowania możecie oboje zmnienić nieco kurs to warto by ją wykorzystać.Bo odejść zawsze zdążysz.

Współczuję i rozumiem. Ja tez bym była zmęczona taką rzeczywistością.Kto by nie był?
Ani nie jestes uwieszona na mężu.Naprawdę zostawiasz mu zawsze jakąs furteczkę:do spotkan z dzieckiem,do rozmów,do naprawy małżenstwa,decyzji finansowych. A tu nadal NIC.
Nawet wyczuwam jakies wyrzuty sumienia,że nie zobaczyłas smsa na czas. Nie ma co sie zadręczać. Gdyby sąsiad od razu nie odpisał sądzę,że mąz by na rzęsach stanął,a uzyskałby kontakt. Trzeba tylko chcieć. Widocznie na te chwilę jego motywacja jest marna. Tak jak piszesz, nie ma co udawac,że deszcz pada kiedy ktoś pluje.

Nawet Ci się nie dziwię,że tak skrupulatnie zapisujesz godziny i liczbę smsów. Julito a gdybyś zostawiła męża z synkiem na CAŁY DZIEN RAZEM.I na ten czas pojechała sobie do koleżanki? No chyba wtedy musiałby zająć sie synem obojętnie czy sąsiad idzie na plac zabaw czy nie. Po prostu jedziesz a Ty sobie radź. Co Ty na to?
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 13:17   

Jakbym zostawiła męża na cały dzień z synkiem ?
Opcje są dwie - albo synek by się zapłakał albo odwiózłby malego do teściowej. Osobiście obstawiam drugą wersję. Już zresztą kiedyś tak było i to nie na caly dzień go zostawiłam tylko na kilka godzin. Natychmiast ściągnął mamusię. No i opcja trzecia jest taka, że w ogóle nie dałoby rady synka z nim zostawić bo on ma akurat milion nie dających się przesunąć spraw do załatwienia jak mechanik, fryzjer, umówione dawno spotkanie itp.
Kolejność wersji moim zdaniem
3,2,1
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 13:42   

[quote="Anita11"]No do groma ciężkiego : :!: O czym tak można pisać z sąsiadem,którego się widziało 5 minut wcześniej i którego planuje sie za chwilę spotkać na balkonie??????????????????

O czym ? Nie uwierzycie ale o muppetach :-)

Poza tym gdybys nie uściśliła,że Twój mąż ma 40 lat to pomyślałabym,że 13.

13 to chyba aż za dużo.
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 14:46   

julito ja Cie rozumiem
przemawia przez Ciebie ból i niezrozumienie
to naturalne

ale nie skupiaj się na tym, co robi mąż i dlaczego to robi

skup się na sobie, na Twojej relacji z ludźmi, Bogiem, własnym dzieckiem, a także na Twojej relacji z mężem ale nie przez pryzmat tego co on robi, tylko jaka Ty jestes i co Ty robisz i dlaczego

to trudne, ale warto
odkleić się psychicznie od drugiej osoby, podczas gdy ona właśnie Cię w jakimś wymiarze krzywdzi - własnie wtedy
a jak na złość najwygodniej i najnaturalniej jest wtedy skupić się na tym krzywdzicielu i na swojej krzywdzie

ja wiem jakie to trudne - sama ciągle nad tym pracuję

spróbuj oderwać wzrok od tego punktu
popatrz na inne wymiary życia, które każdy z nas otrzymał od dobrego Boga
poatrz co masz
spójrz jakie są inne wartości w Twoim życiu prócz małżeństwa
nie porzucaj wiary w odrodzenie małżeństwa - tylko popatrz na nie w inny sposób
ta część Twojego życia jest teraz chora
nie umiesz i nie wiesz jak ją wyleczyć
więc przenieś uwagę na inne rejony, a o pomoc w małżeństwie zwróć się do Boga, Jemu zaufaj, Jego poproś o ratunek i leczenie, pozwól Jemu się tym zająć
na ile to możliwe, odseparuj trujący wpływ chorej części na części zdrowe
a sama zajmij się tym, co jest dla Ciebie dostępne
w tym się rozwijaj, z tego czerp radość, sens i nadzieję i swoją siłę

i to może być pierwszym krokiem do zmiany Twojego życia na lepsze - bo obecne nie bardzo Ci się podoba, prawda?

nie zgłębisz motywów działania męża, zwłaszcza gdy on tego nie chce
i nie próbuj wciąż od nowa, bo Twoje życie zacznie się kręcić wokół męża i jego działań - mimo iż usiłujesz temu zapobiec

zamiast tego otwórz serce na Wiarę, Nadzieję i Miłość
rozgoryczenie, żal i urazę wywalaj, nie dawaj im się zadomawiać u siebie
one do niczego dobrego nie prowadzą

to bardzo trudne ale dostępne - z Bogiem
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 14:53   

Ja właśnie robi tak jak piszesz. Zajmuję się sobą i bardzo mi z tym dobrze. Spotykam się z przyjaciółmi, poszalałam sobie na zakupach, bawię się z synkiem, zaplanowałam wakacje i mojego męza w tym nie ma. Mnie naprawdę jest dobrze bez niego. Tu na forum piszę że on to czy tamto no bo to forum dla małżeństw w kryzysie a nie np. o podrózach ale w realu żyję sobie zupełnie spokojnie, nie rozpamiętuję w kólko co on mi zrobił, jaki jest nieodobry.
Tylko, że przez takie postępowanie ja wcale nie zbliżam się do rozwiązania jakichkolwiek problemów małżeńskich a przeciwnie oddalamy się od siebie coraz bardziej.
Gdyby nie dziecko i wspólne mieszkanie ( skredytowane, zanim się rozstaniemy to trzeba sprzedać ) to taki związek można byłoby uznać za faktycznie rozwiedziony mimo że formalnie nie.
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 14:56   

Modlisz się za niego?
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-17, 14:57   

Julitko, ja dołączę do pytania MN jeszcze i szczersze - jaka jest w ogóle Twoja relacja z Bogiem
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8