Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Pomóżcie
Autor Wiadomość
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 16:17   Pomóżcie

Nie wiem jak z tego wybrnąć. W sobotę mąż oświadczył, że czas pomyśleć o rozwodzie...daliśmy sobie tydzień na zastanowienie czy podejmujemy walkę czy to koniec ale...ja od 5 lat, właściwie od początku naszego małżeństwa nie wiem jak dotrzeć do mojego męża, jak go zrozumieć i jak sprawić żeby on też zrozumiał mnie.
Właściwie to nigdy nie było udane małżeństwo. bardzo szybko, bo juz kilka miesięcy po ślubie mąż zaczął spędzać większość czasu poza domem - nie dość że praca związana z nieobecnością domu od pon do pt lub soboty to jeszcze spotkania z kolegami pod takim czy innym pretekstem ale zanaczam, że nie chodziło o żadną wielką pasję. A czas spędzany ze mną, nwet ten niewielki, taki jakiś mało efektywny. Najczęściej wsadzał nos we własny sos czyli w komputer. jeśli robiliśmy coś razem to 9 na 10 razy z mojej inicjatywy a dodatkowo wiele razy miałam wrażenie, ze mąż entuzjazmem do moich planów nie pała. W dodatku on ma bardzo ciężki charakter jeśli chodzi o komunikacje. Moim zdaniem wręcz nie potrafi się komunikować. Jak coś mu się nie podoba to kilka miesięcy chodzi jakiś nabzdyczony, ponury ale oczywiście zaprzecza że coś jest nie tak. Jeśli już w końcu udawało mi się doprowadzić do twardej rozmowy to najczęściej dowiadywałam się że chodzi mu o coś zupełnie innego niż mnie się wydawało ale nie chciał powiedzieć o co i stale powtarzał te same ogólnikowe zarzuty, że w domu nie ma atmosfery, że ja "tego" nie czuję, że chodzi o to, ze rodzice wychowali mnie tak że chce tylko brać a nic nie dawać, nie tworzymy wspólnoty To są ogólniki z których nie potrafię wycignąć wniosków bo to dla każdego znaczy coś innego a mąż nigdy konkretów przedstawić nie chciał mówiąc że albo się "to" czuje albo nie. Na pewno nam nie pomgło, że mieszkaliśmy z moją mamą aczkolwiek mąż miał do niej wyssane jednak z palca zarzuty. Ale wyprowadzka nie pomogła. te same problemy powróciły - wg mnie on spędza ze mną za mało czasu, nie okazuje uczuć np. nawet z jakiejś okazji kwiatka mi nie kupi, nie ma żadnych propozycji żebyśmy coś oprócz zakupów robili wspólnie, na moje propozycje reaguje co najwyżej akceptacją połączoną ze znudzeniem bądź irytacją, większą część wolnego czasu albo śpi albo gapi się w komputer albo spędza go z sąsiadem - jednocześnie kolegą z lat szkolnych. Za znając męża już te kilka lat wiele razy rózne moje żale i pretensje przemilczałam ale to ma dwa skutki - raz że mnie też się odechciewało i powoli oddalaliśmy się od siebie żyjąc razem ale tak naprawdę osobno, a dwa co jakiś czas nie wytrzymywałam i robiłam wyrzuty. Miesiąc temu też wybuchnęłam więc miałam miesiąc kwaśnej miny a w sobotę rozmowę o rozwodzie.
Ale to jest bardzo trudne i obawiam sie, że bardzo tej decyzji pożałujemy. Mamy 2,5 letniego synka, mieszkanie na kredyt w którym mąż napracował się po łokcie które straci bo mamy rozdzielność majątkową ( ze względu na moje znacznie wyższe dochody tylko sama mogłam dostać ten kredyt ) i w razie rozstania gdyby chcial zostać w tym mieszkaniu a wiem, ze bardzo by chciał to musiałby przejąć ode mnie ten kredyt co jest niemożliwe. Ten mój mąż jest dla mie zagadką - z jednej strony tak w codziennym życiu mam wrażenie że to skrajny egocentryk który w nosie ma żonę i dziecko. uważa że skoro pojechał po zakupy to już resztę dnia ma dla siebie. Z drugiej strony miewał w różnych sytuacjach zrywy nad podziw - jak z wykończeniem tego mieszkania. Chciałabym jemu, bnam dać jeszcze szansę ale ja muszę jakos do niego dotrzeć a kompletnie już nie wiem jak.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 16:26   

Żeby tylko nie odezwaly się głosy, że ja jestem taka strasznie zaborcza żona która męża na 5 minut nie chce z domu samego wypuścić. Tak nie jest. Mnie chodzi o proporcje ktre moim zdaniem są zachwiane, zwłaszcza w kontekście tej jego pracy i tego że mamy dla siebie tylko weekendy.
Mąż poza tym np. zarzuca mi że ja nic nie daję a tylko biorę. Ponieważ dokładniej nic nie wyjaśnia to mogę się tylko domyślać że on uważa że najwięcej robi bo ciężko pracuję ( dodam, że ja również i w dodatku znacznie więcej zarabiam ), narobił się przy wykończeniu mieszkania, wręcz sobie od ust odejmował ( fakt, że jak mąż czegoś chce to potrafi zacisnąć pasa aż do absurdu, jak tak nie potrafię, nie chcę i mówiłam mu o tym otwarcie ), wcześniej strasznie się napracował w domu mojej mamy co w najlepszym razie można uznać za lekkie wyolbrzymienie. A z drugiej strony nie docenia tego co jednak dostaje np. powiedziałam mu kiedyś że miłoby z jego strony gdyby docenił że ciężar opieki nad dzieckiem spada wyłacznie na mnie, właściwie żyję jak samotna matka. To mnie wyśmiał że niby ma mi dziękować że się swoim dzieckiem zajmuję. Także mogłabym odbić piłeczkę że to jednak ja więcej daję.
Mąz w ogóle nie znosi żadnej krytyki. ja już się naczytałam jak delikatnie rozmawiać, nie krytykować, mówić o swoich uczuciach a nie cudzych wadach ale czuję że to nic nie dało.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 16:53   

Jest jeszcze jeden poważny problem między nami ale ja w tej sprawie odpuścić nie chcę bo uważam że to ja mam rację a chodzi o dobro mojego synka. Ma dokładnie 2 l i 8 m-cy. To jeszcze bardzo małe dziecko. On jest trudny wychowawczo i to nie jest moja diagnoza tylko psychologa do którego trafiliśmy w związku ze słabym rozwojem mowy synka. Ogólnie chodzi o to, że synek ma bardzo silny charakter, nie jest takim lagodnym dzieckiem ale ja będąc z nim na codzień wiem, że "po dobroci", łagodnym tłumaczeniem, daniem dziecku czasu na zastanowienie się łatwiej z nim coś ugrac niż zakazami, rozkazami itp. Tym sposobem uzyskuje się tylko jedno - skrajną histerię dziecka i to nie na 5 minut ale np. godzinę. Mąż nie ma podejścia do synka. Niby jak jest w domu to czasem ale tylko czasem się z nim pobawi ale jak synek zrobi coś nie tak to mąż dosłownie warczy na niego, głos podnosi, synek uderza w płacz i biegnie do mnie a ja go pocieszam o co mąż ma pretensje że ja synka rozpuszczam, że nie zachowujemy w relacjach z dzieckiem jednej linii i to prawda ale ja się w tym miejscu, jeśli chodzi o metody wychowawcze fundamentalnie z mężem nie zgadzam. Uważam, że taki rygoryzm w przypadku tak malego dziecka, w dodatku takiego dziecka przynosi więcej szkody niż pozytku. A w dodatku mąż go slabo w gruncie rzeczy zna i o wielu sprawach nie wie. Synek jest na pewno bardziej związany ze mną, mąż też ma o to do mnie pretensje ale jak ma być inaczej jak ze mną jest na codzień, a z mężem widzi się góra dwa dni w tygodniu i w dodatku tatuś wcale nie poświęca mu wiele czasu. A jak już go poświęca to przeważnie kończy się to płaczem. Ja wiele rzeczy załatwiam tak żeby robić jak należy a żeby synkowi nie robić przykrości a mąż odwrotnie czasem sam prowokuje sytuacje z pkt widzenia dziecka niemiłe. np. taka sprawa - ostatnio jak mąż wyjeżdżał na tydzień to tylko z przepokoju rzucił no to cześć a z synkiem nawet się nie pożegnał chociaż mamy cały rytuał że robimy sobei pa-pa i dajemy buzi. Synek normalnie mial łzy w oczach i mówił "tata" , "tata". Ja o ten stosunke do synka mam chyba największe do męża pretensje i żale. Kiedyś przyjechał po kilkudniowej nieobecności i pierwsze kroki skierował na balkon żeby spotkac się na piwku z sąsiadem ktory stal na swoim balkonie. Ledwo się z synkiem przywital a synuś siedział taki smutny na kanapie i wołał "tata". No nie mogę bez żalu o tym pisać. Poza tym ten jego stosunek do synka trochę też obrazuje nasze relacje. Wg mnie to powinno być tak, że jest rodzina jako taki świat wewnętrzny, w którym relacje są najważniejsze, a jej dopełnieniem gdzie tez realizuje się jakieś potrzeby jest świat zewnetrzny. A u nas to jest jakieś zaburzone.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 20:00   

Ja wiem, że wina jest zawsze lub prawie zawsze po obu stronach. Nie chcę się wybielać i szukam też winy w sobie. Między nami na dobre się popsuło jak pojawił się synek. To jest ogromne wydarzenie i ogromne wyzwanie i nie ukrywam że mąż zszedł na plan dalszy. Może nie w sensie uczuć bo uczucie do męża i dziecka to są dwie inne sprawy tylko zwyczajnie czasu i siły już nie miałam aby tak angażować się w życie męża. Przed urodzeniem dziecka jeszcze i to było chyba dziwne dość w naszym związku że bardzo wiele spraw kręciło się wokół jego spraw zawodowych. On miał firmę. Ogromnie kapitałożerną, która w zasadzie przez te kilka lat wiecznie chyliła się ku upadkowi i większość naszych rozmów dotyczyła tej firmy. Ja nawet często pomagałam mężowi, gdzies tam jeździłam, coś pisałam albo załatwiałam ale w końcu ta firma padła, akurat krótko po urodzeniu synka. Mąż się trochę miotał, róznych zajęć próbował ale wszystko było nie tak a ja wtedy nie byłam dla niego wsparciem. A przynajmniej nie takim jak on oczekiwał. Po prostu mówiłam żeby w końcu coś znalazł bo nie może wiecznie żyć na kredyt. To był jednak okres kiedy synek był niemowlakiem. Czy to nie jest normalne że w takim okresie życia to raczej mąż powinien być podporą żony a nie obarczać żonę samodzielną opieką nad dzieckiem i jeszcze żywić urazy że żona nie dostatecznie wspomaga męża. Zresztą niby co ja miałam zrobić ? Jakbym mogła znaleźć mu jakieś zajęcie to bym to zrobiła ale nie miałam żadnych takich możliwości. No w końcu się zatrudnił ale znów nie było go w domu w ogóle cały tydzień. A jak przyjeżdżał to foch, że ja sobie z mamą zadowolona siedzę i to jest trojkąt a nie małżeństwo A co miałam robić ? Zresztą zawsze jak przyjeżdżał to mama była miła. I coś tam mu dobrego do jedzenia proponowała albo piwko nawet. Ale to nie było to.
Poza tym skoro on zawsze twierdził, że nie powinnam mieć pretensji o jego spotkania z kolegami i żebym sobie sama organizowała czas jak lubię to co mu mama przeszkadzała. Ale dałam się przekonać, że małżeństwo powinno mieszkać samo. To nie w wyprowadzce jest problem. Tylko, że teraz mieszkamy sami a mąż ma problem że ja z synkiem tworzymy jakąś całość a on jest obok. Ale on sam siebie tam stawia. I nie wiem jak mu to wyjaśnić. Np. w Wielkanoc bylismy umówieni u mojej przyjaciółki która mieszka obok zoo. Zaproponowałam żebyśmy tam najpierw pojechali. Mąż się zgodził ale po drodze marudził coś że korki, że nie ma gdzie parkować a potem chodził po zoo 50m od nas z tak skwaszoną miną że szok. Nie wiem w którym momencie sprawiłam mu jakąś przykrość. No po czyms takim to ja też mam już humor zepsuty i koncentruję się tylko na synku żeby on nie widział że coś jest nie tak bo on już naprawdę dużo rozumie i wychwytuje czasem taką dziwaczną atmosferę. A mąż to odbiera jako jakiś mój front z synkiem przeciwko niemu. Zresztą mi kilka razy powiedział że jest o synka zazdrosny. Ja mu tłumaczyłam, że musi zrozumieć że nie mam już tyle sił i czasu tylko dla niego co kiedyś ale żeby się włączył to nie będzie czuł się obok ale to nam jakoś chyba nie wyszło.
Ja już naprawdę wiele rzeczy odpuściłam ale nie lubię czuć się taka całkiem olewana. Którejś soboty po obiedzie mówi, że idzie do sąsiada. Zapytałam na jak długo bo jeśli na całe popołudnie to pojadę do mamy. Ja naprawdę jestem towarzyska a cały tydzień jestem sama i chciałabym sobie z kims pogadać. Mąż, że tylko na 15-20 minut. Po jakiejś dobrej godzinie wszedł do domu i mówi, że weźmie synka do sąsiada który ma córeczkę w jego wieku żeby się razem pobawili. Ok. Ale po paru minutach synek sam wrócił do domu i mnie ciągnie. Zaciągnął mnie do ogródka tego sąsiada a tam mój małżonek sobie drinkuje z sąsiadem. Mąż myślał że jak dziecko tak samo sobie zostawi to on będzie tam grzecznie w tym ogródku siedział a synek zwyczajnie się nudził bo tam nie ma nic dla dzieci. Jak weszłam do tego ogródka to ani mąż ani ten sąsiad nawet nie zaproponowali żebym też usiadła. Ja sobie nie wyobrażam takiego zachowania. Jeszcze mąż mnie podziękował że ma takie "świetne" relacje z synkiem. To jest moja wina. Siedział tam kilka godzin. Nie dość że całe popołudnie i wieczór sobotni nie znalazł dla mnie czasu to jeszcze nie raczył mi szczerze powiedzieć ze ma takie a nie inne plany żebym też mogła jakoś sobie czas zorganizować tylko tak jak cały tydzień siedziałam sobie z synkiem sama jak palec i słuchałam za oknem jak mój małżonek się świetnie bawi. No to wygarnęłam że to nie w porządku i że czuję się samotna w tym związku. Przecież ja umiem sama sobie czas zorganizować tylko wydaje mi się, że skoro jestem w związku to jednak jakiś czas trzeba wspólnie spędzać. A to wygląda tak że o ile ja nie zaplanuję nam jakiegoś wyjścia to mąż wraca w pt wieczorem i drinkuje z sąsiadem na balkonie lub w ogrodzie. W sobotę śpi do 10-11 albo w ogóle wraca w sobotę, jedziemy razem na duże zakupy, przeważnie jest jakieś spięcie z synkiem w roli głównej, wracamy i albo ja albo mąż gotujemy obiad, przy obiedzie też zwykle synek coś robi nie tak np. pluje mąż podnosi głos więc ja go strofuję, że nie życzę sobie krzyków i foirma zwracania dziecku uwagi może być inna. Mąż się nadyma. Potem siedzi z nosem w kompie albo sms-uje z sąsiadem. Potem powtórka z drinkowania. Ja znów sama. I też wściekła już. No a potem jest niedziela kiedy oboje mamy już zły humor i wzajemne pretensje. Z drugiej strony jak ja zachowam się jak mąż to ma do mnie pretensje czyli np. kiedyś poszłam do mamy na sobotni obiad a on wrócił z pracy o 16.30 do pustego domu, gdzie nic nie było do jedzenia ( co nie jest prawdą ) , w którym jest bałagan tzn. była załadowana zmywarka z umytymi już naczyniami i ze 3 kubki na blacie a mąż sam jest wielkim bałaganiarzem i ja np. proszę go od października żeby rózne graty pobudowlane z balkonu usunął. Mało tego, ja mu proponowałam żeby przyjechał do mamy na obiad, że go zaprasza ale nie chciał bo uwaga...zaproszenie jest fałszywe i nie będzie "objadał" mojej mamy. Ja nie mam słów na takie teksty ale żale zostaja.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 20:27   

Jest też kwiatek w postaci naszych finansów. Ponieważ weszliśmy w małżeństwo w dość późnym wieku ( ja -35 lat, a mąż 33 ) to już każde miało jakiś własny bagaż kredytów, debetów, kont itp. A w dodatku mąż miał tą strasznie zadłużoną firmę i nawet sam przed slubem głośno wyrażał obawy żeby mnie czasem te jego długi nie obciązyły. W konsekwencji nie było kwestii zakładania jakiegoś wspólnego konta. Nigdy taka rozmowa między nami nie pojawiła się i wydawało się, że nie jest to nam do niczego potrzebne. W początkowej fazie małżeństwa może i rzeczywiście mąż wkładał więcej. Firma jeszcze jako tako szła no i miał kasę ze sprzedaży swojego kawalerskiego mieszkania przy czym jej większość przeznaczył i tak na spłatę różnych swoich zobowiązań. No ale w 2/3 sfinansował mój samochód ( czyli ok 20 tys ) i włozył w dom mojej mamy też kilka tysięcy. Myślę jednak, że nie więcej niż z 15 tysięcy. Poza tym ze ślubnego prezentu rzeczywiście ok 20 tys wydaliśmy na nowoczesne gazowe ogrzewanie. No powiedzmy że sporo. Ja w tym czasie też coś tam dokładałam ale to było mniej. Tak na bieżąco to ja finansowałam domowe rachunki ( ok 1000 miesięcznie ) a mąż zakupy plus nasze wyjścia których przed urodzeniem dziecka było więcej a to jest kosztowne. Poza tym ja np. finansowałam prezenty z róznych okazji dla całej mojej rodziny a mąż z rodziny ma tylko mamę. Też to nie było powiedziane ale wiadomo było, że na Boże Narodzenie ja kupuje 10 prezentów a mąż 2. Może i w tych wydatkach wychodzilismy mniej więcej po równo. Nigdy z resztą ani ja ani mąż nie twierdzilismy że to tzrba tak wyliczać i nie było między nami dyskusji finansowych. Ja dobrze zarabiam a mąż też wtedy myślał, że firma się rozkręci. Nie było też między nami układu, że pytamy się sibie nawzajem o nasze własne wydatki. Przyznam szczerze że mnie nie mieści się w głowie pytać męża o zdanie np. w kwestii zakupu butów. ja rozumiem rozmowy o nowym samochodzie, meblach, wakacjach ale nie o osobistych rzeczach. Mąż pod tym względem na pewno miał mniejsze wydatki ale to chyba normalne damsko-męskie róznice. No ale przy okazji dyskusji o wyprowadzce mąż zarzucił mi że nie tworzymy wspólnoty finansowej. Nigdy do końca nie zrozumiałam jak on chciałby żeby ona wygladała bo mi tego nie wyjaśnił a wspólne konto w ogóle odpada skoro mamy rozdzielność majątkową. Na nowym mieszkaniu mamy taki układ ( aczkolwiek też nie wypowiedziany a raczej przyjęty milcząco ) że ja płacę kredyt ( 1700 ), specjalne ubezpieczenie dla synka ( 320 ), ubieram go, leczę, kupuję przeważającą większość zabawek ( nie wiem na ile to wycenić bo wydatki nie są rozłożone w czasie ale myslę żeśrednio ze 300 miesięcznie można przyjąć ), opłacam klub malucha ( 250 ), logopedę ( na etapie badań wydałam z1000, teraz ok 250 miesięcznie ) Sama też opłacam swój telefon, koszty eksloatacji samochodu ( bez ubezpieczenia ) - ok 450. Poza tym muszę się jeszcze ubrać, iść do fryzjera, coś tam dokupuję do jedzenia. No i staram się też coś kupić do domu bo jeszcze nam paru rzeczy brakuje. Mąz robi tygodniowe zakupy ( ok 250 ), płaci domowe rachunki ( ok 500 ), płaci ubezpieczenie obu aut. Ma jeszcze ok 300 zł % od swoich debetów. Właściwie to oprócz ubezpieczenia synka nie mamy oszczędności. Co mi ekstra wpadnie to wydaję ( mam nierówne pensje, raz 4000, raz 7000, średnio do kredytu z roku wyszło 5600 netto ), mąż zarabia stała opensję 3300. I mąż chyba uważa mnie za rozrzutną. Ja przed wyprowadzką umawiałam się z nim że po podliczeniu wydatków stałych musi mi zostać 500 zł finansowego luzu, ekstra przychody są na wakacje żeby synekw domu nie siedział ( mąż nawet twierdził, że on jeździć nie musi ) A teraz coś mu nie pasuje ale nie wiem jak chciałby to ustalić bo twierdzi że on żadnych moich pieniędzy nie chce. Ja się przyznaję, że oszczędna nie jestem ale z drugiej strony nie żyjemy na skraju ubóstwa żeby każdy grosz oglądać a mąż tak chyba by chciał. Ja się cieszę jak mogę coś synkowi kupić i widzę jego radość a mąż coś nosem kręci że po co.On głośno o tym nie mówi ale coś go w tym trapi. Ja jednak chcę zachować te finansowe zasady bo są polem mojego zabezpieczenia. Obawiam się, że zostałabym nie tylko sama ale i bez kasy a tak moge sobie chociaż wino kupić jak mi całkiem źle.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 20:40   

Mąż do mnie np. miał pretensje, że w kartach i debatach miałam 15 tys zadłużenia ale to są moje 3 pensje, a on w tym czasie narobił jeszcze więcej długów nie mając właściwie stałego i pewnego źródła dochodów więc kto tu jest nieodpowiedzialny ? Poza tym umawialiśmy się że po zaciągnięciu kredytu hipotecznego już więcej się nie zadłużamy a mąż jednak powiększył limit debetu o kolejne 2 tysiące i to na coś zupełnie zbędnego wcale mnie o tym nie informując. Jak jednak byłam w zeszłym roku z synkiem sama na wakacjach i zabrakło mi 300 zł to odmówił mi ich dosłania chociaż wiedział, że za trzy dni dostanę pensję i mu oddam stwierdzając, że przecież prosił żebym zmieściła się w tym co mam. Musiałam pozyczyć od mamy. Mąż za to też wcale nie do końca w porządku postępuje. Np. do wykonczenia mieszkania zabrakło nam 18 tys. Więcej kredytu nie chcieliśmy brać więc powstalo pytanie skąd kasa. Mąz stwierdził że sprzeda swój samochód i kupi jakiś tani to będzie. Po czym po kilku dniach oświadczył mi radośnie, że na razie nie musi sprzedawać auta bo jego mama pożyczy a on po wykończeniu mieszkania ten samochód sprzeda. Rok zleciał, samochód jak stoi tak stał. Mnie wcale o zdanie nie zapytał a może ja źle się czuję z takim długiem u teściowej ? Może powinnam od razu zareagować że ja tak nie chcę ale wyszły nasze już przyzwyczajenia przemilczania trudnych tematów.
Poza tym on ma ciekawe relacje z własną matką. To jest dobra kobieta aczkolwiek dziwna, skryta, mega pomocna ale z drugiej strony nie potrafiąca nawiązać jakiś bliskich luźnych kontaktów. Nie raz mąż od niej dużo pieniędzy pozyczał, głównie na swoją firmę a potem na samochód no i na to mieszkanie ostatecznie ok 11 tys. Ja nie wiem czy mąż chciałby żebym ja jakoś poczuwała się do oddania tych długów ? Ale to jest w sprzeczności z tym do czego się umówiliśmy. Zgodziłam się na ten kredyt pod warunkiem, że stopa życiowa nam jakoś radykalnie nie spadnie, że nie zgadzam się na to, że mam mieszkanie ale na nic mnie nie stać. I mąż to wyraźnie zaakceptował.
Ja nie wiem czy w tym też jest jakiś problem i jaki ?
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 20:51   

Mąż mi jeszcze zarzuca że ze mną nie da się rozmawiać bo ja i tak zawsze mam rację, a on zawsze jest zły. To nie jest tak ale nie chcę w sposób fałszywy przyznawać mu racji kiedy jej nie widzę. A myślę, że mąż mi często przytakuje a potem postępuje inaczej i z tego też moja frustracja
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 22:23   

Ja tak się żale na męża bo ja szukam przyczyny dlaczego tak nam nie wychodzi.
Moze przyczyna tkwi w rodzinnych domach. One wydają mi się bardzo rózne. W moim domu bardzo ważne były relacje międzyludzkie, był wzajemny szacunek, otwartość na inne zdanie i ogromna miłość między rodzicami ( są dla mnie ideałam małżeństwa ) oraz ich do dzieci i to nie tylko w sensie żeby dzieci wszystko miały chociaż to też tylko to żeby im poświęcać czas, uczyć róznych rzeczy, pokazywać świat. W czasach kiedy mało kto o tym mówił pamiętam jak tata codziennie mnie i bratu czytał i to poważne lektury jak na małe jeszcze dzieci - Trylogię, W Pustyni i w Puszczy, nawet coś Mickiewicza. Na wakacjach bardzo starał się uatrakcyjnić wyjazd, organizował ogniska, nocowania w lesie, podchody, uczył jazdy na nartach, pływania, opowiadał różne legendy, przywiązywał wielką wagę do uczenia prawdziwej historii, a było to jeszcze za komuny więc dość wcześnie byłam w róznych sprawach mocno zorientowana. Miałam w rodzinie też ważne przykłady i dziadka z Armii Andersa i babci z Powstania Warszawskiego. To były istotne kwestie. Podobnie jak tradycyjne obchodzenie świąt, ogromne choinki, kolędy, Wigilę w dużym gronie bo rodzice chętnie zapraszali dużo gości na wszystkie święta. Mieli też wielu przyjaciół, dużo wychodzili ale też prowadzili dom otwarty. Tata był też bardzo dobry dla swoich teściów i troskliwie się nimi opiekował w ostatnich dniach ich życia. Nigdy nie było jakiejś opozycji tata - rodzice mamy albo tata - mama- jego/jej znajomi co jest normą w naszym związku.
U mojego męża ja takich odruchów nie widzę. Ja wiem że synek jest jeszcze na wiele spraw za mały ale coś tam już można i należy go uczyć ale tego mój mąż nie robi. On co najwyżej próbuje go tresować a nie wychowywać. Np. ze dwa miesiące temu kupiłam rowerek ( mąż też w zachwyt nie wpadł, skończyło się na komentarzu że pewnie i tak nie będzie chciał jeździć ) i myślicie, że mąż choć raz zabrał go na ten rower. Nie to ja uczę go jeździć. I tak jest w wielu sprawach. Jak synek był jeszcze niemowlakiem pojechaliśmy do Tunezji razem z moją przyjaciółką ze studiów, jej mężem którego mój mąż bardzo lubi i ich synkiem wtedy 7-letnim. I prawie cała opieka nad dzieckiem spadła na mnie. Mąż się świetnie bawił. Tak się wtedy wkurzyłam że pomyslałam, że w zasadzie lepiej byłoby mi gdybym pojechała sama.
Ja nie wiem jak to było w rodzinnym domu męża ale widzę wyraźnie że zupełnie inaczej. Jego ojciec zmarł wiele lat przed naszym poznaniem się, matka mieszkała sama, nie mają właściwie żadnej rodziny, ktoś tam jest ale nie utrzymuja kontaktów, bo albo pokłoceni, albo ktoś wyjechał albo jakiś nie taki jest. Święta, urodziny, imieniny czy jakieś rocznice obchodziło się tam raczej symbolicznie, a i to głównie jak były małe dzieci. Mąż jest zdania że święta są niepotrzebne, zawracanie głowy i wydatki. Byle co by tam wystarczyło. Jakieś fochy i dąsy że do mojej mamy ma na Wigilię iść, że trzeba parę prezentów kupić. Niby nie protestuje ale czuję że coś jest nie tak. Ja myślałam, ze ja mu właśnie pokazę że można inaczej, że to jest fajne ale jakoś nie trafiłam. Ja nie wiem za bardzo coby w tej sprawie odpowiadało.
Moi rodzice raczej dobrze zarabiali ale chyba byli raczej nastawieni żeby być niż mieć. Nie jacyś utracjusze ale nie było tak żeby mieć to czy tamto kosztem wyjazdów, wykształcenia, zycia towarzyskiego, rodzinnego raczej chodziło o to żeby to jakoś wypośrodkować a u mojego męża raczej skłaniam się ku koncepcji żeby mieć.
Taka mnie naszła refleksja że podobno mężczyzna szuka w partnerce wzoru swojej matki a ich relacje są takie że ona mu dużo więcej daje niż on jej ( chociaz nie wiem czy ona w ogole chciałaby więcej dostać ), rzuca się w oczy, że ta relacja jest nierównomierna jak na relacje matki z dorosłym synem. A ja takiej relacji nie chcę powtarzać. Ja oczekuję równowagi bo to jest partnerstwo. I może dlatego mąż ma do mnie rózne pretensje bo zupełnie nie powielam wzoru jego matki. Nawet on mi się nie podoba.
Właściwie przez 6 lat naszego związku, w tym 5 małżeństwa mąż miał dwa wielkie zrywy jeśli chodzi o to dawanie i jeden mniejszy. ten pierwszy wielki zryw to był na samym początku ale to jeszcze był etap motylków w brzuchu i zauroczenia. Wtedy ochoczo wprowadził się do domu mojej mamy - akurat umarł tata i chodziło o to żeby pomóc mojej mamie samj w wielkim domu ale z drugiej strony mąż już wcześniej postanowił sprzedać swoje mieszkanie żeby nieco oddłużyć firme. W tym trudnym okresie wydawało mi się że jest dla mnie podporą ale chyba mi się wydawało. Bardzo szybko wyszło że on czuje się pokrzywdzony bo on daje a ja z mamą biorę przy czym to dawanie to nie było nie wiadomo co. Zwykła konserwacja użytkowanego domu plus niewielkie przeróbki. Drugi wielki zryw był w związku z wykonczeniem mieszkania nabytego w stanie deweloperskim. Narobił się strasznie aż mu zdrowie zaczęło szwankować ale czemu tak szybko to zaczął zaprzepaszczać ?No i był jeden mały zryw po urodzeniu synka ale on był bardzo krótki.
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 23:25   

Witaj julita165 na forum,

przeczytałam uważnie wszystko co napisałaś. Moim zdaniem, sporo pracy przed Wami, ale, myślę, że przede wszystkim przed Tobą - skoro tu zajrzałaś, to ... nie ma przypadków - Pan Ciebie wybrał do pracy.

Spróbuj może, na początek, posłuchać ostatnich rekolekcji sycharowskich (tu link do 1. części http://www.youtube.com/wa...ture=youtu.be).
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 23:55   

Julita

Czy musicie tak sobie każdą złotówkę wypominać?
Każdą złotówkę i każdą minutę spędzoną z dzieckiem.
Pewnie jak się wchodzi w dojrzałym wieku w małżenstwo (>30) to ciężej się do kogoś
dostosować, ale próbować chyba warto.
Taka drobiazgowa licytacja niejedno małżeństwo dobiła.
Dodatkowo, czy nie jesteś za bardzo związana ze swoją rodziną?
Teraz tworzysz rodzinę głównie z mężem a nie z mamusia, ojcem, itp.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-03, 01:13   

Tak Julito może czas przewartościować sprawy? Co jest ważne ,a co ważniejsze.

Jeśli Twój mąż chciał zająć się synkiem to niech się zajmie. W ogrodzie dla dwulatka jest mnóstwo interesujących rzeczy. Można grzebac w ziemii,dłubac patykiem,deptać kwiatki.
Naprawdę w miesiącu wydajesz na zabawki dla dziecka 300 zł? I jak długo on sie potem tą zabawką bawi? Pietnaście minut?
A może warto obnizyć trochę poziom życia tak aby mąz mógł znaleźć taka pracę,żeby chociaż codziennie wieczorem był w domu?
NA pewno starasz sie byc dobrą mamą i czujesz się zaniedbana przez męża. Ale oboje popełniacie błędy.Możesz spóbowac spuścić napięcie z Twojej strony.

I nie powinno Cię dziwić,że mąż czas wolny Ciebie unika. Skoro żyjecie bez siebie 5 dni to w dwa pozostałe tym bardziej trudno sie odnaleźć.
A jeśli będziesz go krytykowała za to ,że syn się przy nim nudzi osiągniesz to,że następnym razem do sąsiada pójdzie sam.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-03, 09:27   

[quote="grzegorz_"]Julita

Czy musicie tak sobie każdą złotówkę wypominać?
Właśnie o to chodzi. że wcale mu tego nie wypominam. Napisałam o tym na forum tylko po to żeby pokazać, że i pod tym względem trudno mi coś zarzucić. Ani raz w życiu słowem się nie odezwałam że mąż za dużo wydał na to czy na tamto, że niepotrzebnie albo coś takiego.
Każdą złotówkę i każdą minutę spędzoną z dzieckiem.
Jeśli chodzi o czas spędzany z dzieckiem to wręcz przeciwnie. Ja męza zachęcałam nie raz i tłumaczyłam że żeby mieć dobry kontakt z dzieckiem to trzeba mu poświęcać czas. Są sytuacje kiedy mąż ładnie bawi się z synkiem i ja tylko się z tego cieszę. A sytuacje z ogródkiem przywołałam w zupełnie innym celu. Chodziło mi o pokazanie z jednej strony, że mąż zupełnie sobie leceważy mój czas. Miało go nie być 15-20 minut a odezwał się po godzinie, że nadal go nie będzie choć prosiłam żeby się określił czy chce popołudnie spędzać z sąsiadem czy ze mną bo jeśli z sąsiadem to ja czas sobie sama zorganizuję. Z a drugiej strony jak bardzo często wygląda jego czas spędzany z dzieckiem. Uważał, że skoro już zabrał synka do tego ogródka to jego rola się skończyła. Zasiadł za stołem i zajął się rozmową z sąsiadem. A że synuś po 5 minutach wrócił po mnie to jest moja wina. Ano moim zdaniem nie moja bo ja się wcale synkowi nie dziwię. ten ogródek to z 50 m.kw. Nie ma tam nic dla dziecka typu piaskownica, synuś czuł się może onieśmielony bo on nie jest taki otwarty w nienznanych mu miejscach, a poza tym jest absorbujący - chce żeby coś robić z nim.
Taka drobiazgowa licytacja niejedno małżeństwo dobiła.
Jeszcze raz podkreślam, ze ja wcale nie chcę się z mężem drobiazgowo licytować. Przedstawiłam to tak na forum żeby dobrze pod każdym względem przedstawić nasz/mój problem. Co jednak nie znaczy, że ja w ogóle chcę zrezygnować ze wszystkich oczekiwań względem mojego męza. A co dziwne do męża trafiają jeszcze takie "materialne" ( nie tylko w sensie finansowym ) oczekiwania np. żeby posprzątał a najnormalniej w świecie nie jestem w stanie mu wytumaczyć przez 5 lat małżeństwa że chcę zeby więcej czasu mi poświęcał oraz żeby jakoś okazywał mi uczucia bo nie czuję się kochana.
Ojciec nie żyje. Od mamy się wyprowadziliśmy. Widuję się z nią głównie jak męża i tak nie ma w domu. Sporadycznie w weekendy i zawsze staram się aby mąż pojechał też ze mną ( on przeważnie nie chce ) albo wtedy żeby jakos to pogodzić. Nie mogę się odwrócić od mamy tylko dlatego, że mąż jej nie lubi, a nie lubi. Nie musi ale to jednak moja matka i to że mam męza nie może oznaczać że nie mam matki.
 
     
julita165
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-03, 10:12   

Jest jeszcze coś co może jest istotne a może nie bardzo. Ja trafiłam na to forum przypadkiem i nawet specjalnie nie zwróciłam uwagi, że to forum że tak powiem religijne choć nie wiem jeszcze czy to właściwe określenie.
Ja na pewno przez ostatnich kilka lat bardzo oddaliłam się Boga i Kościoła ale jednak otrzymałam katolickie wychowanie. Moi rodzice byli bardzo religijni ale nie w takim sensie dewocyjnym. Natomiast mój mąż przeciwnie. W zasadzie mimo że został ochrzczony i poszedł do komunii św to na tym jego religijność sie zakończyła.
Mamy ślub kościelny z mojej inicjatywy ale mąż aczkolwiek nie protestował ( myślę, że to jeszcze pod wpływem motylków w brzuchu ) to jednak mówił że jemu to niepotrzebne i że wystarczyłby mu ślub cywilny. Pamiętam akcje ze spowiedzią przed ślubem. Od rana do wieczora zaliczyliśmy wszystkie msze w dwóch kościołach bo mąż nie mógł się zdecydować podejść do konfesjonału...po raz pierwszy w życiu od czasów pierwszej spowiedzi. Po jakiś 25 latach !!! Nie wiem co dokładnie tam padło bo przecież mi takich rzeczy opowiadał nie będzie ale stwierdził, że nigdy więcej. Także z okazji chrztu synka już do spowiedzi nie poszedł. Ja nie jestem z tych co uważają że do praktyk religijnych należy przymuszać. Nawet zastanawiam się czy miałam rację nalegając na ślub kościelny. Nie piszę tego jako uwag pod jego adresem tylko po to żeby zaznaczyć, że zupełnie nie mam co liczyć na to, że podejmie próbę ratowania małżeństwa z jakiś powodów religijnych.
 
     
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-03, 10:57   

Julito,

Czytam Twoją historię, dużo w niej emocji, przebija się pretensja o wszystko. Kobieca pretensja niejednego faceta zamieniła w to, co zamieniła. Obecnie jak mowisz nie zapowiada sie na wieksze zmiany, jakie bys oczekiwala, wiec proponuje Ci test, maly eksperyment. Nic nie tracisz, a moze okazac sie, ze wiele zyskasz. Jesli jestes ciekawa czytaj dalej:
Przez tydzien staraj sie nie myslec o tym jaki to niefajny aktualnie jest Twoj maz, nie skupiaj sie na tym, czego nie zrobil, czego nie powiedzial, co powiedzial nie tak, co zrobil nie tak. Zamiast tego cala energie poswiec na szukanie rzeczy, które mąż zrobił ok, powiedzial ok i za kazdym razem, gdy tak bylo postaraj się mu to powiedziec, okaz wdziecznosc, pochwal, docen i wróc do swoich obowiazkow. Gdy zajmie sie dzieckiem i przyniesie Ci to radosc, podziekuj i pochwal. Itd. Staraj sie od razu tak mowic, lub pod wieczor gdy bedzie chwila. To tylko tydzien, ale tydzien gdzie nie dopuszczasz do serca pretensji nie szukasz niedoskonalosci, a doceniasz jego starania. Uwaga test ma prawo wyjsc, jesli podejdziesz do niego rzetelnie, jesli nie ma niczego za co mozesz pochwalic meza danego dnia, musisz sie postarac i cos wyszukac, nie spocznij zanim czegos nie znajdziesz. Byc moze maz zapyta Cie czemu tak robisz, wystarczy ze powiesz, ze dawno tego nie mowilas a chcialas :)
Po tygodniu chcialabym sie dowiedziec, jak Ci poszło. Jeśli bedziesz miała ochotę, proszę podziel sie z nami wynikiem. Życzę Ci powodzenia i wytrwałości.
Samboja :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8