Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Podjęłam decyzję o rozstaniu
Autor Wiadomość
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-31, 23:00   

Lil ja nie o Tobie pomyślałam,że jestes pedantką. Napisałam,że niedobrze jest żyć z pedantem bo mój mąz przejawia takie skłonności. To jasne,że w bałaganie cieżko żyć,ale pedanyzm też jest męczący.
Napisałaś,że nie dostrzegasz cienia jego dobrej woli.A jaki jest dla dzieci? Możesz lic zyc na jego wsparcie np kiedy dzieci są chore? MA jakiś prawdziwych przyjaciół,potrafi tworzyc z kimś więzi? Nie pytam o kumpli tylko o bliskich ludzi.

Zasypiacie przy sobie w jednym łożku? Czasem jedno wzięcie kogoś za rękę daje przekaz:mimo wszystko nie gardzę Tobą. Ale wiem że to pewnie nie takie proste.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-01, 11:18   

Nini napisał/a:
(...) 12 kroków. Przeszłaś ten program, Lil?
Jeszcze nie, mieszkam w małym mieście, tu nie mam możliwości, czekam na kolejną edycję internetową na Sycharze...

Nini napisał/a:
Polecam Ci też książkę Carnesa "Od nałogu do miłości"
Książkę mam, przeczytałam dawno temu, ale może warto byłoby sobie przypomnieć...
Moja terapeutka polecała też "Już się nie wstydzę" wydawnictwa W drodze, ale jeszcze nie czytałam.


Anita11 napisał/a:
Lil ja nie o Tobie pomyślałam,że jestes pedantką. Napisałam,że niedobrze jest żyć z pedantem bo mój mąz przejawia takie skłonności. To jasne,że w bałaganie cieżko żyć,ale pedanyzm też jest męczący.
Ja się z tym zgadzam, bo moja mama i najstarsza siostra takie są, ale mnie do nich raczej daleko.

Anita11 napisał/a:
Napisałaś,że nie dostrzegasz cienia jego dobrej woli.A jaki jest dla dzieci? Możesz liczyc na jego wsparcie np kiedy dzieci są chore? MA jakiś prawdziwych przyjaciół,potrafi tworzyc z kimś więzi? Nie pytam o kumpli tylko o bliskich ludzi.

Zasypiacie przy sobie w jednym łożku? Czasem jedno wzięcie kogoś za rękę daje przekaz:mimo wszystko nie gardzę Tobą. Ale wiem że to pewnie nie takie proste.
Mąż zawsze starał się o dobry kontakt z dziećmi i właściwie ma taki. Choć od kiedy zmienił pracę i dużo go nie ma w domu, zaniedbał je. Gdy ma wolny wieczór to jedzie do mamusi albo wychodzi gdzieś na spotkanie. Ostatnio mu to próbowałam uświadomić, bo dzieci bardzo tęsknią, syn często przy zasypianiu płacze narzekając, że taty ciągle nie ma i rzeczywiście potem przez kolejne dni postarał się, by z nimi pobyć. Ale i tak często ich zawodzi, na coś się umawia, a słowa nie dotrzymuje, zawsze oczekuje zrozumienia dla swojego zmęczenia i oczywiście jego osobiste potrzeby są na 1 miejscu. Niedawno mu powiedziałam, że wcale nie jest takim dobrym ojcem za jakego się uważa. Że czas spędzony z dziećmi, wspólne zabawy, czy granie w piłkę są bardzo ważne, ale równie dobrze te rzeczy dzieci mogą robić z kolegami, czy trenerem, natomiast funkcję troszczenia się o rodzinę, dbania o jej bezpieczeństwo może spełnić tylko on - ojciec, a tego właśnie najważniejszego zadania nie wypełnia...

W sytuacjach trudnych, typu choroba dzieci, mogę na niego liczyć. Są to nieliczne momenty, w których potrafimy wspólnie się zaangażować w organizację codzienności i czuję, że nie jestem ze wszystkim sama.

Mąż nie ma przyjaciół, jedynie jakichś kumpli na piwo. Nie potrafi budować bliskich relacji, wielokotnie go namawiałam, by podtrzymywał znajomość przyjacielem z czasów naszego poznania się i nawet próbował co jakiś czas, ale po paru spotkaniach znów zrywał kontakt.

Od ok. 2 lat nie śpimy w jednym łóżku. Poza tym w ogóle nie mam ochoty dotykać tego człowieka od momentu, gdy go znienawidziłam. I chyba właściwie to nim gardzę...
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-01, 11:30   

Lil piszesz o nienawiści i pogardzie.
Czy nie chciałabyś usunąć ich z serca?
Naprawdę, nie wyklucza to przemiany siebie, pracy nad sobą i dalszych zmian w dobrym kierunku.
Uważam, że nienawiść i pogarda to niszczące siły, niszczące emocje.

Gniew, żal, rozgoryczenie, wściekłość,smutek - tak, do tego mamy prawo i powinnyśmy dawać jakoś ujście tym uczuciom. Nawet bardzo źle, jeśli się je tłumi i połyka. Ale one przychodzą i odchodzą falami. Natomiast nienawiść i pogarda potrafią zagnieździć się i zatruwać.

Nienawiść i pogarda to jednak coś, co moim osobistym zdaniem, może zeżreć kawałek nas.
Może zeżreć kawałek Twojego serca. Bo ten, którego nienawidzisz i którym pogardzasz, i tak ma to gdzieś, on tego nie czuje, albo się od tego odizoluje. Jemu to nie szkodzi.

Lil, czy sądzisz, że mogłabyś spróbować pomodlić się tą sycharowską modlitwą "O odrodzenie małżeństwa?"
http://sychar.org/modlitw...nie-malzenstwa/
Wiesz, tą modlitwę ułożyli ludzie po przejściach dla ludzi po przejściach. Ona ma sens.
Potwierdzam to, jako zdradzona żona żyjąca z mężem w separacji. Ta modlitwa ma sens.
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-01, 13:45   

Lil napisał/a:
Niedawno mu powiedziałam, że wcale nie jest takim dobrym ojcem za jakego się uważa. Że czas spędzony z dziećmi, wspólne zabawy, czy granie w piłkę są bardzo ważne, ale równie dobrze te rzeczy dzieci mogą robić z kolegami, czy trenerem, natomiast funkcję troszczenia się o rodzinę, dbania o jej bezpieczeństwo może spełnić tylko on - ojciec, a tego właśnie najważniejszego zadania nie wypełnia...


Jasne, że można grać z kolegami, ale granie z ojcem to jest coś :->
Pamiętam te chwile z dzieciństwa bardzo dobrze: gry i zabawy z ojcem i bratem - magiczne momenty mimo, że nie było tego wiele. Nie wiem czy wtedy rozumiałem co to znaczy dbanie o rodzinę i bezpieczeństwo. Ja czułem się bezpiecznie.
Pamiętam, że mama narzekała, że ojca często nie ma i może faktycznie między nimi nie było dobrze, ale dla mnie ojciec był ok. Dobrze, że był :->


Cytat:
Od ok. 2 lat nie śpimy w jednym łóżku. Poza tym w ogóle nie mam ochoty dotykać tego człowieka od momentu, gdy go znienawidziłam. I chyba właściwie to nim gardzę...


Ale jednak napisałaś o swoim mężu trochę dobrego. Choćby to, że ma dobry kontakt z dziećmi.
Wiem, że te wszystkie problemy, błędy, wady, złe momenty mogą z czasem tak się nagromadzić, że wydaje się, że jest już tylko nienawiść, ale może spróbuj się temu nie poddawać. to złe uczucia.

Chyba nic nie napisałaś co Twój mąż mówi na to wszystko. Mówi coś? Widzi w ogóle problem? Chciałby żeby było lepiej?
Ja wierzę, że wszystko da się naprawić :->
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 07:57   

Droga Lil,

nienawiść i pogarda to bardzo destrukcyjne uczucia. Tak jak KN wspomniała, niszczą głównie tego który je odczuwa. Zatem karczuj z siebie to badziewie, czym prędzej, póki jeszcze korzeni nie zapuściło!

Myślę, że mimo tego czego doświadczasz, gdyby mąż okazał jakąś poprawę byłabyś skłonna na "nowo" się zakochać, natychmiast, to dobrze.
To co czujesz to tylko skutek niezaspokojonych potrzeb i piętrzącej się frustracji.
Dobrze w takiej sytuacji skupić się na pozytywnych cechach męża, na jego dobrych stronach jakie niewątpliwie ma. :-)
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 12:04   

W czasie ostatniej mojej sytuacji kryzysowej kiedy juz podjęłam decyzje o rozstaniu usłyszałam od męża słowa: "Pogardą nie zmienisz człowieka". Pomimo tego,że niewątpliwie miałam rację w wielu sprawach ja moim mężem po prostu gardziłam.
Dlatego Cię Lil o to zapytałam. Masz niewątpliwie rację: Twój mąż teraz często zachowuje się jak egoista z tego co piszesz,ale on na pewno pogardę w Tobie widzi. To oczywiste,że nie powinnaś brać całej winy na siebie i wymagać od męża,ale postawa pogardy nie pozwoli Ci dostrzec nawet małych jego starań.
Szkoda ,że się nie dotykacie. Rozumiem Twoją blokadę przed współzyciem w sytuacji kiedy czujesz się jak przedmiot. Jednak może niektóre gesty czułości takie jak wzięcie za rękę albo przytulenie się mogą Was popchnąc w kierunku porozumienia. Przełamać obcość.
A jednak zobaczyłaś coś pozytywnego w mężu. A gdybyście wybrali sę z dzićmi np. na wycieczkę rowerową i na tą chwilę bys po prostu cieszyła się wpólnie spędzonym czasem?
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 13:14   

Znasz to, Lil? Na mnie to zrobiło duże wrażenie: http://sychar.org/maz-marnotrawny-lk-15-13/

Tylko że ten mąż marnotrawny wrócił skruszony... Warto być gotowym na taki powrót, sprawdzać w sobie gotowość do wybaczenia, przyjęcia z powrotem bez wyrzutów itd. Ale to na przyszłość. Wy z mężem jesteście chyba w jakimś innym punkcie i nie pora na bezwarunkowe przyjęcie męża z powrotem. Postawa miłości wobec niego, takiego, jaki jest w tej chwili, nie oznacza bezwarunkowej akceptacji.

Lil, uczucia uczuciami, są jakie są i nie masz na nie wpływu. Nawet na tę niechęć, jaką czujesz do męża, nie poradzisz nic, i trudno. Uczucia są neutralne moralnie. Natomiast możesz kształtować swoją POSTAWĘ wobec męża. Postawa to coś więcej niż uczucie: to też zachowanie. Możesz pracować nad tym, żeby przy całej swojej niechęci mieć postawę miłości, a nie - nienawiści. Miłość czasem wyraża się w taki sposób, że mówisz "nie". Np. "Nie zgadzam się, żebyś mnie dalej krzywdził". Usłyszałam ostatnio takie określenie: "odsunięcie z miłością". Przy uzależnieniach to jest czasem jedyna możliwa forma miłości, która daje uzależnionemu szansę na zmianę i później - powrót.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 14:22   

Moc nadziei - uśmiechnęłam się widząc zmianę nicku :-) Pięknie :-)

moc nadziei napisał/a:
Gniew, żal, rozgoryczenie, wściekłość,smutek - tak, do tego mamy prawo i powinnyśmy dawać jakoś ujście tym uczuciom.
A może to właśnie takie uczucia mam, tylko jakoś łatwiej nazwać mi je jednym słowem "nienawiść"... Ale w końcu ani nie życzę mu źle, ani mścić się nie zamierzam... Choć pragnę, by zobaczył prawdę o sobie. Ale z tą pogardą to już mi bliżej...
I pewnie, że nie lubię tych emocji i pragnę się ich pozbyć, dlatego właśnie chcę męża wyprowadzki, bym nie musiała codziennie czuć zawodu, rozczarowania i wściekłości, bo to na nowo i na nowo się odradza przy każdej kolejnej sytuacji z udziałem męża.

moc nadziei napisał/a:
Lil, czy sądzisz, że mogłabyś spróbować pomodlić się tą sycharowską modlitwą "O odrodzenie małżeństwa?"
http://sychar.org/modlitw...nie-malzenstwa/
Modlę się codziennie za mojego męża, choć czasem przez zaciśnięte zęby :-) Jednak mogę dołączyć też tę modlitwę, tak za nas razem...


macko napisał/a:
Jasne, że można grać z kolegami, ale granie z ojcem to jest coś
Pamiętam te chwile z dzieciństwa bardzo dobrze: gry i zabawy z ojcem i bratem - magiczne momenty mimo, że nie było tego wiele. Nie wiem czy wtedy rozumiałem co to znaczy dbanie o rodzinę i bezpieczeństwo. Ja czułem się bezpiecznie.
Pamiętam, że mama narzekała, że ojca często nie ma i może faktycznie między nimi nie było dobrze, ale dla mnie ojciec był ok. Dobrze, że był
Ja zdaję sobie sprawę, że to bardzo ważne dla chłopca i zawsze mnie cieszy ich wspólne granie. Jednak myślę, że większą traumą dla dziecka jest rozstanie rodziców niż brak wspólnych gier z ojcem... I to właśnie takie poczucie bezpieczeństwa mam na myśli, że rodzina zawsze będzie razem i w dodatku szczęśliwa ze sobą.

macko napisał/a:
Chyba nic nie napisałaś co Twój mąż mówi na to wszystko. Mówi coś? Widzi w ogóle problem? Chciałby żeby było lepiej?
Ja wierzę, że wszystko da się naprawić
Ja też wierzę, że się da. Ale do tego potrzeba chęci obu stron. Nie tylko deklaracji chęci, ale i działania jakie powinno z tej chęci wyniknąć. Samo się nie zrobi. Jeden za dwóch też nie.
Mój mąż wie, że ma problem z uzależnieniem i mówi, że chce się leczyć, ale tych codziennych spraw, moich odczuć, poczucia lekceważenia i braku szacunku raczej nie dostrzega.
Oczywiście, że chciałby, żeby było lepiej, ale to ja muszę sie zmienić i więcej z siebie dać. Wyprowadzać się nie chce.
W sobotę miałam nieprzyjemność spędzić z nim sam na sam kilkanaście minut, w nerwach wykrzykiwałam mu swoje najbardziej aktualne żale. Gdzieś tam usłyszałam zdanie, że on dzieciom zapewni nowe mieszkanie, będą wszystko miały... Ja powiedziałam, że tak będą miały mieszkanie, szkoda tylko, że taty w nim nie będzie. On stwierdził, że będzie tylko ja ochłonę... Wnioskuję z tego, że mąż przyzwyczaił się do moich emocjonalnych burzy i straszenia wyprowadzką i nie traktuje tego poważnie, czeka aż mi przejdzie...


kenya napisał/a:
Myślę, że mimo tego czego doświadczasz, gdyby mąż okazał jakąś poprawę byłabyś skłonna na "nowo" się zakochać, natychmiast, to dobrze.
To co czujesz to tylko skutek niezaspokojonych potrzeb i piętrzącej się frustracji.
Też tak myślę.

kenya napisał/a:
Dobrze w takiej sytuacji skupić się na pozytywnych cechach męża, na jego dobrych stronach jakie niewątpliwie ma.
Chyba rzeczywiście jest to dobry sposób, by jakoś złagodzić te złe emocje. Jednak z drugiej strony boję się złagodnieć, bo wtedy zapewne znowu dam się nabrać na obietnice męża i nie podejmę żadnej dycyzji...


Anita11 napisał/a:
A gdybyście wybrali sę z dzićmi np. na wycieczkę rowerową i na tą chwilę bys po prostu cieszyła się wpólnie spędzonym czasem?
Hmmm... Raczej jakiś czas temmu podjęłam decyzję, że nie spędzam z nim żadnego czasu, chciałam się zupełnie odseparować dopóki mąż nie będzie chociaż po kilku miesiącach terapii i wspólna wycieczka byłaby niekonsekwencją. Chyba, że mam zmienić taktykę działania... Zresztą mnie już nie cieszy spędzanie z nim czasu, tylko raczej wkurza. On prawie zawsze powie albo zrobi coś, co mnie zezłości...


Nini napisał/a:
Miłość czasem wyraża się w taki sposób, że mówisz "nie". Np. "Nie zgadzam się, żebyś mnie dalej krzywdził". Usłyszałam ostatnio takie określenie: "odsunięcie z miłością". Przy uzależnieniach to jest czasem jedyna możliwa forma miłości, która daje uzależnionemu szansę na zmianę i później - powrót.
Chciałam właśnie, by to rozstanie było takim NIE. No, chociaż mogę się postarać, by ta ostateczna rozmowa była spokojna i bardziej z miłością...
Na chwilę obecną nastawiam się, że przyjmę męża, jeżeli będzie dłuższy czas w terapii i zauważę, że zaczyna traktować mnie po ludzku.


Jeszcze coś Wam opowiem. W poniedziałek po 22 męża nadal nie było w domu. Telefonów od południa nie odbierał, kluczy nie miał przy sobie. Już zaczęłam się zasanawiać, czy otworzę mu drzwi, bo przecież wielokrtonie już obiecywałam, że więcej tego nie zrobię. Ale zdążyłam się położyć i zapukał. No to dobra, wstałam i otworzyłam. Zastanawiałam się wcześniej, czy może coś się wydarzyło, ale bazując na doświadczeniu, stwierdziłam, że pewnie się zasiedział w pracy lub u mamusi. Ale on po chwili przyszedł i zaczął mi opowiadać, że mój tato przyszedł pijany po 19 do jego pracy się pożegnać, bo właśnie wziął stos tabletek i zamierza umierać. No to mój mąż wyszeł z pracy wcześniej i próbował wieźć go do szpitala, ale tata wysiadał w dordze :) Nakłonił go do wymiotów, potem jeszcze ganiał po polach, otwierał drzwi zamknięte od środka i takie tam cyrki, aż w końcu wezwali lekarza, potem pogotowie i tata trafił do szpitala, przepłukali żołądek, wytrzeźwiał i chyba dzisiaj wyjdzie. Deklaruje chęć leczenia. Zatem mąż mi ojca ratował w ten poniedziałek...
Co nieco rozmwaiamy od kilku dni, także choroba córki i moja na to wpływa, bo tak jak pisałam, w sytuacjach trudnych jakoś jeszcze idzie się dogadać.
I jeszcze jedno. W poniedziałek mąż był też na wizycie u terapeuty, na którą zapisał się podczas ostatniej naszej wspólnej sesji. Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam, bo już czas na podjęcie tej decyzji miał wcześniej. I rzeczywiście nie ekscytuję się tym, bo tak jak pisałam wcześniej, mąż zaczynał już kilkukrotnie, zatem dopóki nie wejdzie w terapię grupową, w ogóle nie chcę zwracać na to uwagi.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 14:54   

Cytat:
Podjęłam decyzję o rozstaniu



Po prawdzie powinno brzmieć tak :
Podjęłam decyzję o odejściu .
Ale odejście to decyzja jednostronna i odpowiedzialność jakby bardziej konkretna .
Rozstanie jest bezosobowe , nawet zdaje się romantyczne .
Rozstanie sugeruje decyzję obopólną , zgodną .

Niby tylko słowa , ale SŁOWA
maja siłę stwórczą .
Również tworzą w naszych głowach ,
czasem nie całkiem w 100% prawdziwe obrazy .
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 17:10   

Lil napisał/a:
Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam


Jestem jak najbardziej za twardą miłością w przypadku uzależnień,ale nie za ostro jednak?
Maz chyba jakąs dobra wolę i konkretne kroki pokazał to może chociaż się uśmiechnij do niego?

Nie rozumiem dlaczego nie mielibyście gdzieś razem nie pojechać rowerami z dziećmi i w tym czasie byc dla siebie miłym? Dałabys mu sygnał:"Zobacz jak jeszcze może byc fajnie.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 17:13   

Lil i prosze Cię walcz z tą pogardą
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 19:12   

Anita11 napisał/a:
Lil napisał/a:
Jednak ja mu zaznaczyłam, że nie robi to na mnie wrażenia i zdania co do rozstania nie zmieniam


Jestem jak najbardziej za twardą miłością w przypadku uzależnień,ale nie za ostro jednak?
Maz chyba jakąs dobra wolę i konkretne kroki pokazał to może chociaż się uśmiechnij do niego?

Nie rozumiem dlaczego nie mielibyście gdzieś razem nie pojechać rowerami z dziećmi i w tym czasie byc dla siebie miłym? Dałabys mu sygnał:"Zobacz jak jeszcze może byc fajnie.

Jak w takim razie miałabym wyznaczać granice, wyciągać konsekwencje z zachowań męża typu nocne imprezy, zwolnienie się ze wszystkich domowych obowiązków, poniżanie mnie, uchylanie się od pokrywania kosztów życia itp. :?:
Mam za to wszystko w nagrodę jechać z nim na wycieczkę rowerową i się słodko uśmiechać :?: Jakoś nie układa mi się to wszystko...

Ja tej wymuszonej wizyty nie odbieram jako konkretnego kroku mojego męża. Dwa tygodnie wcześniej ustaliliśmy, że to już ostatnia szansa i jeśli w tym czasie mąż nie podejmie terapii i nie podzieli ze mną uczciwie obowiązków, to się wyprowadzi. Nie zrobił tego. Tłumaczył, że nie miał czasu o tym pomyśleć. Przez dwa tygodnie nie miał czasu pomyśleć o rozpadającej się rodzinie... Ale oczywiście czas na imprezy i wizyty u mamusi znalazł. I dopiero kiedy ja na tej ostatniej wizycie niezmiennie nalegałam na ustalenie warunków rozstania, to poprosił terapeutkę o umówienie wizyty. Jak zwykle w sytuacji totalnego przyciśnięcia do muru, gdy już widział, że nic innego nie działa... Zatem dobrej woli to w tym nie było, jedynie przymus. A ja jestem już totalnie zmęczona przymuszaniem mojego męża do leczenia. Wolę, żeby sam chciał, a wiem, że sam tak do końca nie zechce, dopóki nie zaboli... I to, że raz poszedł o niczym nie świadczy, szansa, że pociągnie to dalej to wg mnie jakieś 20%...
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-05, 14:13   

Sama znasz własnego męża najlepiej.
Czy stworzenie milszej atmosfery na wspólnym z dziecmi spacerze jest zrezygnowaniem ze stanowczej miłości? Na to pytanie pewnie odpowiedza Ci w poradni leczenia uzależnień i grupach wsparcia. Ten Twój mąz taki całkiem do niczego nie jest. W sytuacjach kryzysowych sprawdza się a to juz dużo.Przyjaciół poznaje się w biedzie.
I myślę,że dotnięcie męża od czasu do czasu,przytulenie się kiedy on np. wrócił i opowiedział Ci o Twoim ojcu nie byłoby niczym złym.

Maz bezwględnie powinien leczyc swoją chorobę.Dla siebie samego. Tylko chodzi mi o to,że mozna być stanowczym a jednocześnie nie brzydzić się tej osoby i nie patrzec na niego z góry. Jesteś w jakiejś grupie wsparcia?
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-06, 15:04   

Raczej nie brzydzę się mężem. Ale jego czynami już tak. A z góry niestety raczej patrzę... Mam ciągle w świadomosci, że to on niszczy bardziej, a naprawiać chce mniej. Ale tłumaczę sobie dość często, że to taki sam syn Boga jak ja, równie mocno kochany i MUSZĘ go szanować. Ale niełatwo jest.
Pytasz o grupę współuzależnionych? Nie jestem w takiej grupie, w moim miasteczku możliwości są bardzo ograniczone. Takie ogólne wsparcie otrzymuję we wspólnocie katolickiej, z osobami współuzależnionymi też mam kontakt, no ale to nie to samo co typowa grupa.

Mąż jest ostatnio całkiem przystępny. Ale obawiam się, że to tylko kolejna gra, bo przecież w tym tygodniu kazałam mu się wyprowadzić, więc trzeba mnie ugłaskać. A za tydzień wesele jego kuzyna, na które miałam nie iść, więc drugi cel przypodobania się też jest...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9