Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Podjęłam decyzję o rozstaniu
Autor Wiadomość
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 13:48   Podjęłam decyzję o rozstaniu

Podjęłam decyzję o rozstaniu z mężem. Chcę, żeby się wyprowadził (mieszkanię wynajmuję ja). Jednak nie czuję pokoju, nie mam przekonania, że taka jest wola Pana, rządzą mną emocje - wściekłość, nienawiść... Dlatego piszę z prośbą, byście spojrzeli jeszcze na moją sytuację swoim mądrym i obiektywnym okiem.

Tak w skrócie - mój mąż jest uzależniony od seksu, wiem o tym od stycznia 2011 roku, przez cały ten czas jedynie mówi o podjęciu terapiii, a nic konkretnego z tego nie wynika. Tzn. chyba 4 razy już zaczynał indywidualną terapię, ale po kilku spotkaniach rezygnował i do grupowej nigdy nie dotarł. Trochę chadzał też na mitingi, ale to wszystko było bardzo krótkotrwałe. Ogólnie rzecz biorąc on wszystko chce, o wszystkim zapewnia, ale nic konkretnego nie robi.
Teraz się poskarżę jak to jest w codziennym życiu. Mąż zwalnia się prawie ze wszystkich obowiązków domowych, oboje pracujemy zawodowo, ale to co w domu, to ja - kobieta muszę, a on może pomóc jak łaskawie zechce. A coraz mniej chce. Zaznaczam, że mieszkamy w bloku, więc zadań typowo męskich praktycznie nie ma, on czasem (bardzo rzadko) pomaga swoim rodzicom w gospodarstwie, ale to są naprawdę epizody.
Przez ostatni rok pozwalał sobie na regularne, całonocne imprezy (w dodatku wielokrotnie zapominał kluczy i budził mnie w środku nocy, bym mu otworzyła drzwi). Wolne chwile spędza głównie u swojej rodziny, nawet w okresach, gdy jako tako się dogadywaliśmy, nie szanował mojej woli co do innego sposobu spędzania wspólnego czasu, zawsze tylko tam. Przez wszystkie lata próbowałam wprowadzać jakiś w mierę uczciwy podział obowiązków, jednak on nawet, gdy się na coś zgodził i probwał dostosować do moich wymagań (tak, nie było tu dobrowolności), to bardzo szybko mu się to nudziło i ponownie przestawał je wypełniać. Od ponad dwóch lat nie sypiamy ze sobą wcale i mąż ma o to pretensje, jednak ja odmawiam ze względu na to, że się nie leczy, a ja nie chcę być używana. Od momentu, gdy wróciliśmy z ferii ziomwych i jeszcze tego samego dnia mąż pod byle pretekstem, zwalając winę na mnie, wyszedł sobie na imprezę (i oczywiście obudził mnie w nocy), tak sie wściekłam, że zaprzestałam mu gotwać, prać i zmywać po nim naczynia. Zaczełam stawiać konkretne warunki, że albo terapia i uczciwy podział obowiązków, albo się rozstajemy. Nie jeżdżę też z nim od tego czasu na żadne rodzinne imprezy, a niedziele spędzam tak jak lubię.
Próbowałam takiego życia obok siebie w jednym domu, jednak zupełnie to się nie udaje, bo mąż jak już pisałam nie dość, że zwolnił się z obowiązków związanych z dziećmi i domem, to jeszcze ma nawet problem, by sam po sobie sprzątnąć. I tak zostawia po sobie sterty naczń, nie zmywa wiele dni, to zaczyna śmierdzieć i ja już nie tylko czuję sie traktowana jak śmieć, ale jeszcze mieszkanie moje zamienia się w śmietnik... Jego ubrania porozrzucane są po całym mieszkaniu, w każdym pokoju na podłodze, fotelu, ubrania z kosza na pranie potrafi wyrzucić na podłogę i tak zostawić... Są to kwestie, które w codziennym życiu bardzo mnie irytują, niejednokrotnie już wstydziłam się przed jakimś niespodziewanym gościem, bo po prostu próbowałam po nim nie sprzątać... Na prośby reakcji nie ma.
Co ważne, właściwie ze sobą nie rozmwiamy, poza koniecznymi sprawami, a jeśli już jest jakaś wymiana, to ciągle słysze jak to wszystko robię źle, albo że NIC nie robię, tylko leżę z różańcem i komputerem. Czuję sie poniżana, jego celem jest tylko wbijanie mi szpilek i nie znoszę go za to!
Obecność męża w domu (a raczej nocowanie, bo od marca zmienił pracę i teraz nie ma go po kilkanaście godzin) działa na mnie jak płachta na byka. Czuję do niego ogrom nienawiści, wściekłość, totalny brak akceptacji, zero wyrozumiałości, no po prostu nie stać mnie na żadne pozytywne uczucie do tego człowieka, nienawidzę swojego życia od chwili kiedy go poznałam!
To jego lekceważenie moich próśb każdego dnia, traktowanie jak darmową gosposię, pretensje i wymagania, a przy tym nie dawanie nic od siebie jest już dla mnie nie do wytrzymania.
Byliśmy ostatnio na kilku spotkaniach wspólnej terapii, jednak wczoraj wyszłam już z konkretną decyzją, że się rozstajemy. Dwa tygodnie temu mąż jeszcze zapewniał, że się zapisze na własną terapię i podzielimy obowiązki, jednak jak zwykle nie potraktował tego poważnie, więc uznałam, ze nie ma sensu dłużej czekać, bo nie ma na co tak naprawdę. On ogólnie jest takim człowiekiem, który działa dopiero pod ogromną presją, gdy już grożą mu naprawdę poważne konsekwencje i tak jest w każdej dziedzinie, więc i ja się nie łudzę, że on cokolwiek dobrowolnie zrobi w kierunku poprawy naszych relacji. Jest bardzo bierny, uważam, że tak jak jest, jest mu wygodnie i nie chce nic zmieniać (no oczywiście poza żoną, która powinna więcej z siebie dawać). On nie chce rozstania.
Zdaję sobie sprawę, że od jakiegoś czasu jedynie stawiam mężowi wymagania i odcinam się od niego emocjonalnie (bronię się przed zranieniami) i on może nie mieć motywacji, by cokolwiek zmieniać. Jest mi źle ze swoimi zachowaniami, czuję, że powinnam dać z siebie wiecej, więcej miłości, ciepła zrozumienia, ale ja już NIE POTRAFIĘ. Próbowałam, momentami się strałam, ale zawsze kończyło się moim cierpieniem, odrzuceniem, zlekceważeniem... Kilkukrotnie miałam wrażenie, że Bóg oczekuje ode mnie więcej miłości dla tego człowieka, a ja nie potrafię :( Czuję, że zawiodłam, ale już nie mam sił dawać z siebie więcej. Czuję sie wykorzystana, oszukana, poniżona i choć próbuję przebaczać mojemu mężowi, to te ciągle nowe sytuacje wszystko burzą... Mąż nigdy nie starał się zadośćuczynić mi sowich trzyletnich zdrad, twierdzi, że mój brak zaufania to mój problem. I tak jest, że mu nie wierzę, nie ufam i podejrzewam, że zdradza nadal. Jemu nawet nie zależy na wyjaśnianiu i zapewnianiu mnie, że się mylę...
Straciłam już siły i nadzieję, że coś jeszcze może się w naszej sytuacji zmienić, jeżeli nie podejmę tej konkretnej decyzji o rozstaniu. Boję się jednak tego, że kierują mną bardzo silne emocje, ale to nie jest świeża decyzja, już jakiś czas temu o tym myślałam, próbowałam odkładać, bo też były emocje, ale one już nie opadają... Nawet teraz jak piszę mam ściśnięty żołądek...
I wczoraj przyszedł już czas totalnego buntu nawet wobec Boga, chciałam pozbyć się męża nawet, jeśli Jego wola jest inna, nawet za cenę odejścia od Kościoła, już mi było wszystko jedno, byleby wreszcie złapać oddech... Juz nawet cierpienie dzieci przestało być argumentem, choć wiem, że są bardzo przywiązane do taty (mamy 8 letnie bliźnięta).

Miało być krótko, a wyszło jak zawsze, przepraszam :(
 
     
AJA
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 15:01   

Lil napisał/a:
kierują mną bardzo silne emocje,

+ jeśli się chodzi na terapię, kroki, to w trakcie jej trwanie nie powinno się podejmować życiowych decyzji
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 15:33   

Droga Lil, smutne to co piszesz, bardzo.

Pytam, skąd do tej pory brałaś siłę by znosić coś takiego?
Czy ma miejsce w Twoim związku coś pozytywnego, poza tym, że sama wciąż wskrzeszasz w sobie nadzieję, że cokolwiek może się zmienić na lepsze?

Cytat:
Czuję, że zawiodłam, ale już nie mam sił dawać z siebie więcej.


Ty zawiodłaś? Zmiłuj się nad sobą samą Lil! Widać już lata wbijania Cię w poczucie winy, teraz sama już to robisz...program działa :-/

Powiem tak, to wysoce toksyczny układ, gdzie jedno daje z siebie ile można, podczas gdy drugie tylko żeruje i żeby to mogło być wykonalne, regularnie aplikuje temu dającemu "toksynę", np. w postaci regularnej krytyki min., zresztą wachlarz toksycznych działań jakimi mąż dysponuje jest dość bogaty z tego co piszesz.
Odzyskać zdrowy rozsądek można tylko wtedy kiedy nie jest się już pod wpływem "toksyny".
Póki będziesz Lil pod jej wpływem nie odzyskasz ani zdrowego rozsądku ani logicznego myślenia ani nie uda Ci się niczego zmienić.
Ta moja sugestia wcale nie znaczy, że masz męża spisać na straty ale znaczy tyle, że najwyższy czas, właśnie teraz, kiedy już wyraźnie niedomagasz jadąc już od dawna na rezerwie, odciąć się od toksykanta.
Dopóki będzies grała w tą jego grę, zawsze będziesz na przegranej pozycji.
Współczuję bardzo, przypadek to trudny, nadzwyczaj.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 17:43   

Nie daję gwarancji , że będzie obiektywnie i mądrze . ;-)

Wściekłość , nienawiść i brak spokoju - to raczej nie są dary boże .
Cytat:
Czuję do niego ogrom nienawiści, wściekłość, totalny brak akceptacji, zero wyrozumiałości, no po prostu nie stać mnie na żadne pozytywne uczucie do tego człowieka, nienawidzę swojego życia od chwili kiedy go poznałam!


No , nie wiem czy można jeszcze gorzej ?

tylko :roll:

Mi to mówi , jak wiele pracy Ty masz nad sobą .
( bo to co maż robi to jedno , ale to że aż taki twój stan to drugie )
Nie da się tak wprost przenieść , bo to przez niego wszystko .

Zresztą , on pewnie by powiedzaił ,
że to przez ciebie .

----------------------------------------------------------------

Ale ,
szansa w tym co napisałaś .
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .

Martwi mnie tylko to , co sama napisałaś .
Totalny brak chęci z Twojej strony .
To mu raczej nie pomaga .
On może też JUŻ nie potarafi , choć może i chce jeszcze .
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 18:10   

Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?
Czy przysięgałas, że będziesz go nosiła na plecach do końca życia? Albo,że będziesz stwarzała mu komfort trwania w zdradzie?

Dobrze myślisz: Twojemu mężowi jest tak wygodnie. Skoro nadal nie poczuł konsekwecji swoich zachowań to może nie widzi potrzeby zmian? Oczywiście decyzje należą do Ciebie. To strasznie trudne,tym bardziej kiedy są dzieci.

Ale czy tak jak jest jest dla Was wszystkich dobrze?
Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 19:13   

Anita
Bóg się od NIKOGO nie odwraca , to raz .
Nasze czyny nie mają tu nic do rzeczy .
To my się od niego odwracamy , lub nawracamy .

Anita
Cytat:
Dobrze myślisz: Twojemu mężowi jest tak wygodnie.


A skadże Ty wiesz jakie są ODCZUCIA drugiego człowieka ?
To zbyt proste i nieprawdziwe podejście do sytuacji , jednostronne .
Trzeba wziąć CAŁOŚĆ sytuacji , ale nie tylko sklonność męża do nie robienia ,
jak robić nie musi .
Jemu te sterty talarzy pewnie nie przeszkadzają .
No i chyba przesadziła - tyle talerzy nie mieści się w mieszkaniu w bloku .
* ja zmywam na bierząco :-P

Co do porządku .
Jak "baba" posprzata to nic nie można znaleźć . :mrgreen:
Zartem mówię , ale warto czasem iść na jakiś kompromis .
* zamiłowanie do porządku jest cechą osobniczą ,
tu płeć ma rolę drugorzędną
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 19:56   

Mare
Nie znasz gościa,
może nie ma sensu go bronić?
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 20:25   

Grzegorz ,
nie chodzi o męża .

Chodzi o Lil ,
o jej czucie , stan ducha .
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 21:09   

Lil, mam podobną sytuację. I w tych grubych sprawach, i w tych drobniejszych: przed chwilą próbowałam rozmawiać z mężem o brudnych naczyniach, które porozsiewał po całym domu. Powiedział, że nie sprzątnie :-/ W rodzinie z uzależnieniem to nie są takie zwykłe drobiazgi, tylko przejawy choroby.

Wydaje mi się, że rozstanie jest nieuniknione, jeśli mąż jest seksoholikiem i się nie leczy, o ile żona nie chce trwać we współuzależnieniu. Ja odkryłam, że mąż prawdopodobnie jest seksoholikiem, bardzo niedawno. I podjęłam decyzję o rozstaniu też niedawno (pisałam o tym, wątek Nini, Gosi...)

Dojrzewałam do tej decyzji właśnie dzięki temu, że dopuściłam do siebie silne emocje, pomógł mi zwł. gniew. Jednocześnie jednak przekonałam się też, że w tych momentach, kiedy ból był tak silny, że za wszelką cenę chciałam już, natychmiast uciec od cierpienia, działałam chaotycznie i popełniałam błędy: kazałam się mężowi wyprowadzić, on nie chciał, straszyłam go sądowym podziałem majątku itd.

Lil, uważam, że to dobrze, że masz dość. To dobrze dla Was obojga i dla dzieci, bo żyjecie w chorym układzie i NIKOMU z Was to nie służy. Proponuję tylko - jeśli dasz - radę - zaczekaj z działaniem, aż poczujesz ten pokój, o którym pisałaś, że teraz go nie masz. I w tym czasie oczekiwania nie zastanawiaj się gorączkowo, co zrobić i w jaki sposób, tylko bądź blisko Boga na modlitwie. On Ci podpowie, co robić, kiedy, w jaki sposób, a przede wszystkim pomoże Ci przeprowadzić to rozstanie z miłością. Tak właśnie stało się ze mną: dopóki działałam sama, pod wpływem bólu nie do zniesienia, miotałam się. Odpuściłam, zaczekałam - i sprawy układają się same...

W praktyce wygląda to tak, że ani nie wystawiam rzeczy męża za drzwi, ani nie biegnę do sądu, ale szukam spokojnie mieszkania na po wakacjach. Pan Bóg uśmierzył mój ból w takim stopniu, że nadal trwam w decyzji o rozstaniu, ale już nie nakręcam się w niechęci do męża, w myśleniu: "żałuję, że go spotkałam", "chcę go wyrzucić z serca, natychmiast". Nieoczekiwanie dla mnie samej to ja wyjechałam z domu na tydzień i w tym czasie Bóg podsunął mi kilka rzeczy, które zmieniły moje spojrzenie na problem: spotkanie S-Anon, książkę Carnesa "Od nałogu do miłości" i trzydniowe warsztaty dla S-Anon, które zaczynają się jutro... Napiszę Ci na priv.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 22:04   

Jejku, odpisalam Wam wszystkim w dodatku na niewygodnym telefonie i wszystko mi wcięło :-( Spróbuję odtworzyć...

AJA napisał/a:

+ jeśli się chodzi na terapię, kroki, to w trakcie jej trwanie nie powinno się podejmować życiowych decyzji
Słyszałam o tym. Jednak moja codzienność jest nieznośna i niełatwo nad sobą pracować w takich okolicznościach...


kenya napisał/a:
Pytam, skąd do tej pory brałaś siłę by znosić coś takiego?
Czy ma miejsce w Twoim związku coś pozytywnego, poza tym, że sama wciąż wskrzeszasz w sobie nadzieję, że cokolwiek może się zmienić na lepsze?

Nie wiem skąd... Pewnie ciągle łudziłam się, że mąż w końcu zrealizuje swoją obietnicę podjęcia terapii, a ta spowoduje, że on wreszcie otworzy oczy, jego egoizm zmaleje, zacznie mnie dostrzegać, szanować moje potrzeby i pragnienia... Bywały lepsze chwile, nadzieja wzrastała, pomysłów co tu jeszcze zrobić nie brakowało...
Z drugiej strony ta świadomość, że i ja mam mnóstwo do poprawy w sobie, że moja miłość jest bardzo ułomna i powinnam się skupić na swoich błędach...
Od dłuższego czasu nie dostrzegam żadnych pozytywów w moim małżeństwie.


mare1966 napisał/a:
Nie daję gwarancji , że będzie obiektywnie i mądrze . ;-)
Nic nie szkodzi :mrgreen:

mare1966 napisał/a:
Wściekłość , nienawiść i brak spokoju - to raczej nie są dary boże .
Bezsprzecznie. Jednak widzisz, kiedy jestem poza domem albo w domu "nie widzę" tego co mój mąż po sobie zostawia, to jestem spokojna, radosna, śpiewam ciągle w duchu, no po prostu czuję się świetnie. Przy nim odwrotnie.

mare1966 napisał/a:
Mi to mówi , jak wiele pracy Ty masz nad sobą .
( ... )
Zresztą , on pewnie by powiedzaił ,
że to przez ciebie .
Zgadza się. Nawet jak pisałam, to myślałam o tym, że mąż mógłby napisać drugie tyle o swoich żalach i pretensjach. Szkoda tylko, że by mu się nie chciało...
Mam świadomość, że wiele muszę przepracować, zmienić. Zresztą do niedawna się starałam, robiłam coś ze sobą, uczyłam się, jednak w pewnym momencie ogarnęło mnie ogromne poczucie niesprawiedliwości i wykorzystania, bo mąż w tym czasie nie zrobił ze sobą nic. Tzn. ja nie odczułam jakiejś szczególnej zmiany, bo mąż twierdzi, że dużo w sobie zmienił przez te 3 lata i znacznie lepiej mu ze sobą samym.

mare1966 napisał/a:
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .
I to jest dla mnie STRASZNE!!! Bo ja oczekuję od mojego męża, że on będzie CHCIAŁ troszczyć się o rodzinę. Nie mam zamiaru całe życie go do czegoś zmuszać stawianiem sprawy na ostrzu noża. I jeżeli to twoje twierdzenie jest prawdziwe, to ja się wypisuję, poddaję, nie chce już żadnego małżeństwa :evil:

A co Ty Mare proponujesz mi w mojej sytuacji? Mam godzić się na nieustanne lekceważenie mnie i moich potrzeb?


Anita11 napisał/a:
Dlaczego myślisz ,że Bóg by się od Ciebie odwrócił gdybys kazała sie wyprowadzić mężowi?

To raczej nie tak, że Bóg by się odwrócił, tylko ja miałabym poczucie nie wypełnienia Jego woli. I to ja miałam wczoraj chęć zostawić to całe swoje życie i wyjechać na drugi koniec Polski, zacząć samodzielne życie od nowa, a męża zostawić ze wszystkimi obowiązkami, by wreszcie zobaczył ile tego jest tak naprawdę. Tak, chciałam mu zrobić na złość, nieraz myślę, że chciałabym trafić do szpitala na kilka miesięcy, żeby miał okazję samodzielnie wszystkim się zająć i przekonać się jak to jest... Ale to i tak nic by nie dało, bo zaraz mamusia by go we wszystkim wyręczyła... Jeeeny, ja chyba nie dorosłam do roli matki...
Ale wracając do odejścia od Boga, to chciałam właśnie tego wczoraj, dać sobie spokój ze wszystkimi wymaganiami, którym nie potrafię sprostać, zacząć nowe, łatwiejsze życie...
Było we mnie duże pragnienie, by pełnić wolę Boga, ale nie potrafiłam jej rozpoznać w kwestii mojego małżeństwa, ciągle miotałam się pomiędzy sposobem postępowania polecanym na terapiach, czyli stawianie wymagań, warunków i wyciąganie konsekwencji a nieustannym wezwaniem Boga do miłości, życzliwości, wyrozumiałości...
Już od bardzo długiego czasu zastanawiałam się, czy odejść, czy trwać i uczyć się dalej miłości... Nie wiem, czego chce dla mnie Bóg.
Dzisiaj po napisaniu pierwszego postu przeczytałam wątek Mirakulum, który ktoś gdzieś wskazał
http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=4052
I właśnie o taką postawę mi chodzi. Być może Bóg właśnie tego dla mnie pragnie. Mąż Mirakulum pił i żył z kochanką, kiedy ona wyciągnęła do niego rękę. Kochała mimo wszystko, nie mówiła "pogadamy jak przejdziesz terapię". I jej małżeństwo zostało uratowane...
Nie wiem jak dokładnie dalej toczyła się ich historia, bo przeczytałam tylko wskazany rok, ale wygląda na to, że miłość wystarczyła...

Anita11 napisał/a:
Czy przysięgałas, że będziesz go nosiła na plecach do końca życia? Albo,że będziesz stwarzała mu komfort trwania w zdradzie?
Nie wiem, czy mój mąż mnie nadal zdradza. Nie ufam, ale możliwe, że od czasu wyznania mi prawdy tego nie robił. Oczywiście mam na myśli fizyczność z innymi kobietami, bo masturbacja na pewno wciąż jest obecna w naszym małżeństwie.

-----
Naprawdę nie potrafię wybrać dobrej drogi dla nas...
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 22:25   

"I wczoraj przyszedł już czas totalnego buntu nawet wobec Boga, chciałam pozbyć się męża nawet, jeśli Jego wola jest inna, nawet za cenę odejścia od Kościoła, już mi było wszystko jedno, byleby wreszcie złapać oddech... "

Mare z tego zdania wynika,że Lil miała obawy,że Bóg mógłby miec jej za złe,że chciałaby spakować męża. Moim zdaniem nie miałby, bo przecież miłosc nie polega tylko na głaskaniu po główce męża, ale często wymaga twardszego podejścia. Miłością jest też pozwolic komuś wypic piwo,które nawarzył bo tylko wtedy jest szansa na jego otrząsnięcie.Miłosierny ojciec pozwolił się synowi spakować i wyprowadzić.Oczywiście tutaj decyzję podejmuje tylko i wyłacznie Lil bo to jest jej życie.

Skąd wiem,że męzowi Lil tak wygodnie? Bo takie działają w ludziach schematy. Tutaj najmniej czepiałabym się talerzy i bałaganu. Chodzi raczej o lekceważenie,brak miłości,krytykanctwo,zdrady,całonocne imprezy,budzenie po nocach,brak rozmów. Nie dziwię się wcale,ze Lil ma już dość.Że potrzebuje od tego odpocząć ,przecież to zdrowe uczucia. Zdrowa reakcja na krzywdę jaka wyrządza jej człowiek ,którego nie poślubiła po to aby stac się meczennicą za życia ale aby ją kochał szanował i był jej wierny.

"On nie chce rozstania" :!:

To bardzo dobrze że nie chce,tylko dlaczego nie chce też chodzic na terapię skoro obiecał,przestać ranic żonę i zacząc być wreszcie mężem swojej żony?
Mi sie nasuwa tylko jedno:bo mu tak wygodnie.
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 22:38   

Cytat:
mare1966 napisał/a:
Facet z reguły robi coś dopiero jak musi .
Jak nie musi , to woli nie robić .

I to jest dla mnie STRASZNE!!! Bo ja oczekuję od mojego męża, że on będzie CHCIAŁ troszczyć się o rodzinę. Nie mam zamiaru całe życie go do czegoś zmuszać stawianiem sprawy na ostrzu noża. I jeżeli to twoje twierdzenie jest prawdziwe, to ja się wypisuję, poddaję, nie chce już żadnego małżeństwa :evil:


mare1966, naprawdę nie znasz mężczyzn, którzy robią coś nie dlatego, że muszą, tylko dlatego, że kochają? że czyjeś potrzeby są dla nich ważne?
Lil, zapewniam Cię, że są tacy faceci. Każdy z nas jest stworzony do miłości, nawet, jeśli jest mężczyzną :-P I Twój mąż, Lil, też. Uzależnienie powoduje, że on nie może teraz kochać ale jeśli wyzdrowieje, nie będziesz musiała stawiać sprawy na ostrzu noża... Czytałaś historie wyleczonych seksoholików z książki Carnesa? Ci ludzie potrafią kochać, faceci też :-D

Cytat:
ciągle miotałam się pomiędzy sposobem postępowania polecanym na terapiach, czyli stawianie wymagań, warunków i wyciąganie konsekwencji a nieustannym wezwaniem Boga do miłości, życzliwości, wyrozumiałości...

A widzisz tu jakąś sprzeczność?!
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 22:55   

Kenya

Twój głos niestety czesto głos wołającego na puszczy
Jeśli na szali położy się 1% nadziei i 99% rozsądku to i tak nadzieja (najcześciej
złudna) przeważy, ot życie.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-29, 22:58   

Anita , podtrzymuję co powiedziałem .

Na dodatek mogę napisać , że ktoś i o mnie tak stwierdził
"bo mu było tak wygodnie" .
......... NIE BYŁO
więc ...... nie odpowiadajmy za kogoś

-----------------------------------------------------------

Z reguły "staję" ( w pewien sposób reprezentuję )
tego nieobecnego małżonka .
Ja trochę inaczej rozumiem wsparcie .
Nie w stylu - ja też tak mam , aleś ty biedna , rzuć drania .
......... oczywiście wchodząc w buty tego drania obrywam czasem
ale , to są koszty własne .
Chodzi o to , żeby zmusić do refleksji , a nie utwierdzać
w ŚWIĘTEJ RACJI autora czy autorki wątku .

Niestety takie wzajemne wsparcie charakterystyczne jest dla pań .
Czasem dobre ale czasem złe .
Trzy są już po rozwodzie , to dopingują czwartej .
Męzczyźni tak się nie zachowują .
Ale też pozostają sami z problemem i trudniej im z tego wyjść .
Tego kobiety nie rozumieją .
O może i chcieć , ale NIE UMIE , jest za słaby .

Zauważcie , że Kobiety są zdolne do podejmownia choćby takich trudnych decyzji ,
a faceci nie .
No chyba że im palma odbije , ale tam nie ma myślenia .
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8