Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak zrozumieć kobiety?
Autor Wiadomość
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-21, 22:21   

helenast ,
kryzys kryzysowi nie równy .
Niektórzy mają tylko jakieś nieporozumienia , ale nadal "tworza rodzinę" , są obok ale są .
Czasem bywa o wiele gorzej .
Nowe związki itd.
To inna liga .
Cytat:
Naprawdę da się i to z radością ,bez żadnych oczekiwań...

............. czy wtedy też da się i to z radością ?
Nie da się .


Chodzi też o to , że nie wiesz , jak długo wytrwasz w tej postawie .
Rok , 5 , 20 ?
W imię czyjego dobra masz trwać w takiej chorej sytuacji ?
Ani to dobre dla ciebie , ani męża , ani dla dzieci .
Trwać - w sensie pozwalać na krzywdę , niesprawiedliwość itd.
 
     
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 00:05   

UUUUUUUUUUU Panie Mare coś się w panu odezwało, ale nie wiem co - jeno złowieszczo brzmi.
Jakaś zmiana postawy?? coś na boku? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 05:44   

mare1966 napisał/a:
............. czy wtedy też da się i to z radością ?
Nie da się .


mare1966 rozumiem Cię ... to Twoje zdanie , ale ja piszę z własnego doświadczenia ...

mare1966 napisał/a:
Chodzi też o to , że nie wiesz , jak długo wytrwasz w tej postawie .
Rok , 5 , 20 ?


Masz rację nie wiem ile wytrwam, ale nie biorę tego jak założenie planu do wykonania, albo bicie rekordu ...Moja zmiana nastąpiła niedawno ( kto jest ze mną na krokach to wie jakie miałam podejście do tego tematu) .... Teraz to się po prostu dzieje - z dnia na dzień ... I jest mi lepiej , lżej z ,, nową,, postawą ...

Cytat:
W imię czyjego dobra masz trwać w takiej chorej sytuacji ?
Ani to dobre dla ciebie , ani męża , ani dla dzieci .
Trwać - w sensie pozwalać na krzywdę , niesprawiedliwość itd.



mare1966 o jakiej krzywdzie i chorej sytuacji piszesz, bo nie chcę odpowiadać nie rozumiejąc Cię :-) ....
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 07:39   

helenast
Cytat:
mare1966 rozumiem Cię ... to Twoje zdanie , ale ja piszę z własnego doświadczenia ...


Właśnie , każdy ma na myśli zupełnie inną sytuację małżeńską .
To dlatego może ta rozbierzność .
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 08:03   

mare1966, nie wiem czy Twoje "bycie" z nami ogranicza sie tylko do tego forum, czy też może jesteś z nami również na innej płaszczyźnie, czy znasz nas osobiscie (ogniska, rekolekcje).
Nie mam pewnosci, ale mam wrażenie, ze jednak tylko to forum, bo gdybyś znał nas osobiście, to wiedziałbyś, ze

mare1966 napisał/a:
kryzys kryzysowi nie równy .
Niektórzy mają tylko jakieś nieporozumienia , ale nadal "tworza rodzinę" , są obok ale są .
Czasem bywa o wiele gorzej .
Nowe związki itd.
To inna liga .
Cytat:
Naprawdę da się i to z radością ,bez żadnych oczekiwań...

............. czy wtedy też da się i to z radością ?


nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach jest to możliwe. Zobaczyłbyś to na własne oczy i nie miał wątpliwości.
A to czy tak się da, czy nie zależy tylko od Ciebie, od Twojej chęci osiągniecia tego i otwartości na to
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 14:58   

Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem. Jak w sytuacji, kiedy małżonkowie mieszkają razem, można nie oczekiwać miłości? Bo mnie jawi się taki obraz: mąż urządza mi awanturę, wyzywa mnie, albo może flirtuje z koleżanką z pracy, a ja siedzę cicho i myślę sobie "przecież mnie to nie dotyczy, nie mam prawa wymagać, by traktował mnie inaczej, nie mam prawa nic oczekiwać, więc wszystko jest ok"...
Ja z kolei przeszłam drogę w odwrotnym kierunku niż Ty - przez lata siedziałam cicho, przekonana, że najważniejsze, że go kocham, a mnie nic się nie należy. Po jakimś czasie zauważyłam, że cierpią dzieci, które też oczekują wzajemnej a nie jednostronnej miłości rodziców. Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy". Potem okazało się, że nasze małżeństwo wisi na włosku i jedynym sposobem ratowania go jest zmiana tej właśnie mojej postawy. Zamiast usuwać się w cień mam umieć wymagać i stawiać granice. Od blisko roku pracuję nad tym, by więcej nie zachowywać się jak ta, która ma tylko dawać. I też widzę wyraźnie pozytywne efekty tej zmiany.
Dodatkowo mam przykład wspomnianej już wcześniej teściowej. Naprawdę przez lata uważałam ją za świętą - kiedy mąż ją upokarzał, szła cichutko do drugiego pokoju mówić różaniec. Niewątpliwie dobrze, że się modliła (pewnie dlatego w końcu teść się nawrócił), ale źle, że oprócz modlitwy nie zdobyła się nigdy na to by powiedzieć jasno i wyraźnie "mężu, twoje postępowanie jest niegodziwe, krzywdzisz siebie, nasze małżeństwo i nasze dziecko".
piszesz, że wbrew chęci męża nic się nie zrobi. To prawda, jest nawet przysłowie, że można konia przyprowadzić do wodopoju, ale napić musi się sam. Ale też trzeba pamiętać, że nasze zachowanie może ZACHĘCIĆ lub ZNIECHĘCIĆ do działania. Do miłości nikogo nie zmusimy, ale wychodzę z założenia, że mąż przynajmniej na początku kocha żonę - więc raczej chodzi nie o zmuszanie, tylko podtrzymanie tej miłości, która już jest (nie piszę oczywiście o tych skrajnych przypadkach, kiedy nigdy jej nie było).
Tak naprawdę to chyba wszystko sprowadza się do tej głębokiej mądrości, która tkwi w modlitwie:
Boże, daj mi pogodę ducha,
abym umiał pogodzić się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagę, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i MĄDROŚć, ABYM UMIAŁ ODRÓŻNIĆ JEDNE SPRAWY OD DRUGICH...
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 20:50   

smutna_twarz napisał/a:
Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem.


Moja przemiana trwała bardzo długo .... Byłam ciężkim kalibrem do zmiany -( zwłaszcza na krokach...) ... Życie mnie nie rozpieszczało ... Trudne dzieciństwo, trudne małżeństwo, zdrada męża, wszystkie rodzaje przemocy , śmierć dzieci, moja choroba nowotworowa .... Miliony pytań dlaczego ... dlaczego JA !? ... No i odczucia jakie mi towarzyszyły - złość, bunt, ciągłe pretensje, zaborczość , i oczywiście moje chcenie, roszczenia... Sposób myślenia - tyle daję , tyle znoszę i ... ? .... i nic w zamian ... Próbowałam bardzo wielu metod zmiany ,, mojego losu,, ... Tu w sycharze i na krokach wciąż słyszałam oddaj się w całości Bogu, opuść ręce , stań przed Bogiem i ogłoś swoją bezsilność oraz bezradność, poddaj się woli Boga. Nic z tego nie rozumiałam. Po pierwsze Ja= Zosia -samosia... więc zawsze sobie dawałam radę , zawsze sama wychodziłam z kłopotów ... Po drugie moja duma i pycha nie pozwalała mi ukazać moją słabość... Po trzecie co to jest wola Boga? - jak ją dostrzec , a co najważniejsze zrozumieć... Jaki Bóg ma taką wolę bym tak cierpiała w życiu ? Po co On to robi ? dlaczego pozwala bym doświadczała tak traumatycznych zdarzeń? ... Traciłam wiarę , oddalałam się od Pana, zamykałam na ludzi - izolowałam... Myślę,że dotknęłam dna , odbiłam się od niego i zaczęłam od początku. Najpierw praca nad sobą i naprawa więzi z Bogiem ... Niby nic , ale to było prawdziwe wezwanie. Najgorszy etap to stanięcie w prawdzie, stanięcie przed lustrem prawdy o sobie... bolało mocno ... Zobaczyłam jak jestem niedoskonała, jak wiele błędów robiłam, jak wiele problemów i konfliktów wynikało z mojego zachowania, mojej postawy... Widziałam wszystko tylko nie siebie... Zrozumiałam też ,że to nie Bóg był winien wielu problemom, że to nie było Jego zamysłem, Jego wolą ... To JA , tylko ja podejmowałam złe decyzje, których skutki później ponosiłam... Bóg dawał mi znaki właściwej drogi, pokazywał swoją wolę , ale ja byłam ślepa i głucha... Zamroczyły mnie takie odczucia jak zemsta za zło , które otrzymałam ( zwłaszcza od męża) , chęć odwetu, odpłata wet za wet, wymuszenie ,, należnej mi zapłaty,, za wszystko, za moje poświęcenie, za moje oddanie,mój czas, moją miłość ... No właśnie ... Teraz wiem ,że z miłością to nie miało wiele wspólnego ...
Piszecie, że współmałżonkowie przysięgali, zobowiązywali się itd... itd ... Tak , to wszystko prawda ... no i co ? ... co chcecie z tym zrobić ? ... wyszarpać teraz to z nich, wymusić , wpłynąć na ambicję - cóż , to też jest pewna metoda i może się uda , ale czy nie będzie was gniotła myśl,że jednak zostało to wymuszone ?... Czy taki powrót do rodziny Was ucieszy ? ... Oczywiście jestem za stawianiu granic ( ale mądrych) , jestem za postawą i działaniem mającym na celu złączenie rodziny ( ale mądrze) .... Jedną zasadę przyjęłam - nic na siłę , nic wbrew woli współmałżonka bo oszukam samą siebie, i nic nie zyskam prócz krótkiej chwili ... chwili gdy, znów dopuści się zdrady, zła.... a prawdopodobieństwo nawrotu na złą drogę będzie duże... dlaczego ? bo to my wpłynęliśmy na zachowanie współmałżonka , bo nic nie miało to wspólnego z jego chęcią zmiany, ze świadomością nawrócenia....
Moja przemiana to wyciszenie złych emocji, wyeliminowanie moich złych nawyków, które niszczyły nasz związek, to umiejętność słuchania, przyjmowania woli męża, próba i chęć znalezienia wspólnego punktu działania, rozmowa, stawianie mądrych granic , mówienie o moich uczuciach , odczuciach ( zwłaszcza w momentach przykrych )- ale na spokojnie... I najważniejsze ! okazuję mężowi ( i innym) to co najlepsze= okazuję prawdziwą , mądrą miłość bez zobowiązań, bez oczekiwań ... Zrozumiałam ,że na to co mam wpływ i kontrolę to moje postępowanie, moja postawa, moje świadectwo... Pozbyłam się myśli ,że mi się należy ...

[ Dodano: 2014-05-22, 21:14 ]
smutna_twarz napisał/a:
Bo mnie jawi się taki obraz: mąż urządza mi awanturę, wyzywa mnie, albo może flirtuje z koleżanką z pracy, a ja siedzę cicho i myślę sobie "przecież mnie to nie dotyczy, nie mam prawa wymagać, by traktował mnie inaczej, nie mam prawa nic oczekiwać, więc wszystko jest ok"...


Nic podobnego ... mądrze powiedzieć o swoich odczuciach , uczuciach w momencie gdy tak postępuje ...

smutna_twarz napisał/a:
Ja z kolei przeszłam drogę w odwrotnym kierunku niż Ty - przez lata siedziałam cicho, przekonana, że najważniejsze, że go kocham,


Też to przeszłam

smutna_twarz napisał/a:
a mnie nic się nie należy.


A dlaczego ma należeć ... Ta wypowiedz świadczy o Twoim chceniu i roszczeniu ...


smutna_twarz napisał/a:
Po jakimś czasie zauważyłam, że cierpią dzieci, które też oczekują wzajemnej a nie jednostronnej miłości rodziców.


Oceniasz uczucia Twojego męża do dzieci ... Czy nie porównujesz i nie dopasowujesz ich do swoich ... Każdy inaczej je okazuje i odczuwa ( zwłaszcza mężczyzna )...

smutna_twarz napisał/a:
Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy"


Czy to tylko dzieci odczucia , czy ukierunkowane przez Ciebie ? ... A co zrobiłaś by dzieci wyłączyć z takiego myślenia z takiego przekonania ?

Proszę nie gniewaj się ,że tak ostro wyjęłam z tekstu te zdania i stwierdzenia... Nie dotyczy to tylko Ciebie ... tak działają osoby zranione, upokorzone... ja też takimi metodami działałam ... bardzo zła droga ...

Nie podam nazwy lekarstwa na nawrócenie, odrodzenie, zmiany postępowania, pozbycia się roszczeniowej postawy... to po prostu przyszło po wielu przemyśleniach, po przełamaniu mojej dumy, mojej pychy, po tym jak zaczęłam słuchać Boga ... Nie wiem jak to opisać , ale nigdy nie miałam takiego odczucia satysfakcji z dawania siebie rodzinie ( innym) jak teraz ... Cokolwiek daję , robię, to gest, słowo, uczynek , o którym zapominam i nie chowam w szufladkach z tyt. do zapamiętania i do wypominania ...

Jeszcze jedno ... postawa ,że mnie się też należy, postawa roszczeniowa oraz słowo walka w działaniach o Wasze małżeństwo mogą wydobyć z Was jedynie złość, żal, knucie scenariusza zemsty, pokazania wyższości , jeszcze większego zapieczenia się w sobie , zablokowania ... Czy o to nam chodzi ? ... Tak łatwo wejść w taką złą postawę , ale uleczyć się z niej, uzdrowić jest bardzo trudno ....
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-22, 22:40   

Helena, rzeczywiście wyjęłaś z kontekstu... To co piszesz w drugiej części postu zupełnie nie ma nic wspólnego z moją sytuacją.

Nie pisałam też nigdzie o miłości mojego męża do dzieci, tylko o cierpieniu dzieci widzących brak miłości pomiędzy rodzicami.
I akurat jeśli chodzi o moją rolę w tej kwestii, to mam całkowicie czyste sumienie, bo to ja stawałam w jego obronie, kiedy się skarżyły. Dzieci mam dostatecznie duże i spostrzegawcze, że widzą, kiedy coś nie gra, nie muszę uciekać się do sztuczek w stylu podburzania przeciwko ojcu.
Zgadzam się z tym co piszesz o bezsilności i oddaniu Bogu - też się tego uczę odkąd przerabiam 12 kroków. Ale bezsilność nie oznacza bezradności. Kiedyś usłyszałam takie mądre wskazówki jednego świętego : módl się tak, jakby wszystko zależało tylko od twojej modlitwy i działaj tak, jakby wszystko zależało od twego działania... Już pisałam wcześniej, że nie chodzi mi o zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek a raczej działanie, które w mądry sposób może wskazać tej drugiej stronie właściwy kierunek i zachęci do właściwej postawy.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 00:04   

Cytat:
no ale to nie jest kwestia tego co bywa, tylko właśnie tego co powinno być. Jeśli coś komuś obiecam, to ta osoba ma prawo oczekiwać, że z obietnicy się wywiążę. A cóż dopiero, gdy jest to nie tylko obietnica, ale ślubowanie przed samym Bogiem. Traktowanie tego w kategoriach roszczenia odbieram jako coś w stylu "nic ci się nie należy, ale ostatecznie zrobię ci tę łaskę i wytrwam przy tobie...albo nie wytrwam i nic ci do tego" i z takim traktowaniem przysięgi małżeńskiej nie mogę się zgodzić.

Smutna twarz.....i masz rację,że z takim traktowaniem przysięgi małżeńskiej się nie zgadzasz....ja też nie i wielu na tym forum również.
Małzeństwo to nie tylko miłość(w sensie motylki w brzuchu),ale obustronne zobowiązanie i odpowiedzialność
Myśle ,ze kwestią sporną w tym temacie jest samo określenie"postawa rozczeniowa"....i temu sie buntujesz,bo zbyt dosłownie ów określenie wzięłaś sobie do serca.
Roszczeniowość – postawa społeczna charakteryzująca się wysokim poziomem oczekiwań wobec państwa, władzy, organizacji w zakresie zapewnienia warunków socjalnych, a przy tym zupełną biernością w zaspakajaniu własnych potrzeb......uprawnienie do żądania od oznaczonej osoby zachowania się w określony sposób.
Masz prawo wymagać,masz prawo oczekiwać...miłości(postawy),szacunku,lojalności,ale.......do miłości(uczucia) nie zmusisz.
Heleniast bardzo precyzyjnie to określiła....
Cytat:
Dokładnie ... to Twoje roszczenie, oczekiwanie ,, zapłaty ,, za moją postawę ... bo suma summarum okazując gesty miłości, uczuć w głowie co się pojawia ? myśl , no to teraz TY - odpłać mi tym samym .... A gdy jest inaczej, gdy nie otrzymujemy tego pojawia się złość , rozczarowanie itp..

dalej...
Cytat:
Wiesz, mnie się wydaje, że piszemy o różnych sytuacjach. Wzajemna miłość jest fundamentem funkcjonowania zdrowej rodziny - tylko w takiej, gdzie małżonkowie kochają się na wzajem, można wychować zdrowe dzieci.

...najprawdziwsza prawda, nie tylko Ty tak myslisz....helenast również.
Piszecie o tym samym.
Cytat:
Do miłości męża mam prawo, nie dlatego, że mam takie widzimisię, ani nie dlatego, że w ten sposób chcę sobie wygodnie żyć - ja go przecież do miłości ani do ślubu nie zmuszałam, sam mi to przed Bogiem obiecał i mam prawo wymagać, by tej obietnicy dotrzymał.

Smutna twarz.....oczywiscie,że prawo masz...do szacunku,lojalności,odpowiedzialności....
Nie tylko prawo,ale i wymagać powinnaś.
Cytat:
Helena, ale może napisz, jak w praktyce ma wyglądać to wyzbycie się "roszczeniowej postawy", bo ja cały czas nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem.

Moim zdaniem doskonale rozumiesz,bo mądra kobieta jesteś,tyle,że nie chcesz przyjąć....
 
     
Alive
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 00:30   

helenast , bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten post.
 
     
Elżbieta1974
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 06:46   

lena napisał/a:
Cytat:
Wiesz, mnie się wydaje, że piszemy o różnych sytuacjach. Wzajemna miłość jest fundamentem funkcjonowania zdrowej rodziny - tylko w takiej, gdzie małżonkowie kochają się na wzajem, można wychować zdrowe dzieci.

...najprawdziwsza prawda, nie tylko Ty tak myslisz....helenast również.


A co to jest miłość????
Czy to nie postawa?
A co to jest prawdziwa miłość? Czy Ty taka pokazujesz/zawsze okazywałaś mężowi w trakcie małżeństwa?


lena napisał/a:
Cytat:
Do miłości męża mam prawo, nie dlatego, że mam takie widzimisię, ani nie dlatego, że w ten sposób chcę sobie wygodnie żyć - ja go przecież do miłości ani do ślubu nie zmuszałam, sam mi to przed Bogiem obiecał i mam prawo wymagać, by tej obietnicy dotrzymał.


A teraz popatrz na Jezusa i Piotra, Jezus wybrał Piotra, wiele mu wyjasniał, pokazał tyle znaków, cudów, tyle wyjasnił, Piotr kochał Jezusa, zaświadczył o Nim, że jest Mesjaszem, obiecywał, ze odda za Niego życie, że |Go nie zostawi i ..... zapiał kur....
Co zrobił Jezus? Widział smutek Piotra i dał klucze do Królestwa Niebieskiego....
Troche skrutowo....

Czy to nie tak, że my w miłości mamy naśladować Mistrza= Jezusa, czy On czegoś się domagał?
Tak Jak pisze Helenast - mam zająć się sobą, rozliczyć ze swojej działki miłości, trwać w tym, żeby wypełnić swoją cześć przysięgi, bo przecież mąż może zarzucić mi to samo....
Kochać mądrą miłością, więc oczywiście stawiać też mądre granice /nie pozwalam się poniżać, ranić/, i modlić o uzdrowienie małzeństwa....

Hmmm, co do dzieci, to bardzo boli, temat ogromnie trudny, ale często niestety zrdarza się tak, że matka lub ojciec pod płaszczykiem dzieci grają o swoje....
Czasem nawet zuepłenie nieświadomie....
Tez próbowałam kiedyś wymusić na mężu dłuższe odwiedziny u dzieci, większe zaangażowanie.....
Wtedy na 12 - krokach ktoś wreszcie trzasnął mocno po głowie, że mam oddać to Bogu. To nie są moje relacje z mężem... Tylko relacje dzieci z męzem i muszą sie ułożyc na linii dzieci mąż.
Ja mam swoją działkę - działkę matki.
Nie mówimy oczywiście o sytuacji, gdy ojciec bije, czy znęca się nad dziećmi.

smutna_twarz napisał/a:
Ich relacje z ojcem bardzo się popsuły, bo jest "niedobry dla mamy".


A ile w tym Twojego udziału???
CZemu pozwlałaś, żeby mąż był dla Ciebie taki?

Często jest tak, że jedna strona robi z siebie męczennika i pokazuje całemu światu: no mój małżonek to taki a taki drań, a ja taka/taki biedny
Dzieci kupią taką bajkę najszybciej, bo są małe i prostolinijne, wrażliwe.....

Smutna Twarz otulam modlitwą i zapraszam do pracy nad sobą... Przeszłam taką samą drogę jak Ty, od buntu, chcenia, mojej wizji małzeństwa, aż wreszcie dobry Bóg powiedział basta- kobieto poptarz na siebie i coś zrób ze sobą :-P i zostaw męża
No dziękuję Bogu, ze nie spełnił mojego roszczeniowego koncertu życzeń, tylko pokazał droge pracy nad sobą....
Dziś po kilku latach kryzysu, również tego ukrytego, gdy ja w ogółe nie dopuszcałam myśli, ze coś jest nie tak z mojej strony z tym wypełnianiem przysięgi małżeńskiej, udaje nam się małymi kroczkami odbudowywać, jeszcze baaardzo dużo pracy przed nami, ale jednak....
Bóg prowadzi :mrgreen:

Pogody Ducha

Hania dziękuję za Twój wpis "Buntowniczko", to wciąż ta sama Ty? Pamiętam Twoje początkowe "świadectwa rekolekcji" tu na forum no i dzieciaki do dziś słuchają "Śpiewającej lipki"
Pozdrawiam
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 07:26   

smutna_twarz napisał/a:
Helena, rzeczywiście wyjęłaś z kontekstu... To co piszesz w drugiej części postu zupełnie nie ma nic wspólnego z moją sytuacją.


To dobrze , bo niestety wiele kobiet tego nie potrafi zrozumieć i popełnia straszne błędy ....


Dziewczyny, ja to wszystko bardzo dobrze rozumiem co piszecie i popieram bo też uważam ,że sakrament małżeństwa , przysięga jest ponad wszystko , ale ...
No dobrze należy się no i co ??? . Jak będziecie działać? ... siłą, sądem , przymusem ? . .. Tak po ludzku prawdopodobnie nic nie zyskacie fizycznie, a duchowo zniszczycie siebie jeszcze bardziej - uwaga ! - tylko siebie zniszczycie ....
Ja też zaczynałam od takiej metody działania - to moje prawo , należy mi się - .... Nic nie zdziałałam, wręcz przeciwnie... pokaleczyłam się psychicznie , bo przy tym myśleniu ,, mam prawo,, pojawiła się złość, zawziętość, zaborczość, podłość, chęć zemsty, odkucia się itp... Nie przebiłam się do rozumu, sumienia męża i nie dziwię się ...
Nie da się zmusić kogoś do miłości, do wypełnienia zobowiązań, przysięgi ... Gdyby to tak działało nie byłoby kryzysów, zdrad, rozwodów... Każdy człowiek ma swoje sumienie i wolną wolę ... Nawet Bóg ją szanuje , a my chcemy to na siłę zmienić ?... Nie przekazuję tymi słowami metody, rób co chcesz , ale nasze działania muszą być mądre i dokładnie przemyślane ... Gdy przyjęłam zasadę , że wszystkie moje działania robię BO CHCĘ , a nie bo obiecałam , przysięgałam ,bo zobowiązałam się to jakoś wszystko zaczęło inaczej/lepiej działać ...
Roszczeniowa postawa ma tak wiele twarzy ... Czy nie mieliście nigdy takich chwil ,że robiąc coś lub dając oczekiwaliście pochwał , dziękczynienia, odwzajemnienia ??? ... A to tylko mały codzienny przykład takiej postawy... Kochani , każdego dnia, w drobiazgach, w większych sprawach stajemy w takich sytuacjach ...
A odwracając sytuację ... czy macie , czy postępujecie też wg Waszej zasady ,, należy się,, w stosunku do męża, dzieci, innych osób czy w końcu do Boga ???....
Pomyślcie i odpowiedzcie sobie sami czy tak samo postrzegamy i działamy w stosunku do innych jak wymagamy dla siebie ? ...

[ Dodano: 2014-05-23, 07:59 ]
Elżbieta1974 napisał/a:
Hania dziękuję za Twój wpis "Buntowniczko", to wciąż ta sama Ty? Pamiętam Twoje początkowe "świadectwa rekolekcji" tu na forum no i dzieciaki do dziś słuchają "Śpiewającej lipki"


Tak to ja ... Chociaż słowo ,, wciąż ,, które napisałaś jakoś dziwnie zabrzmiało :shock: ... Żartuję oczywiście :-D ...

To takie miłe, wzruszyłam się ,że ktoś jeszcze pamięta moje wpisy ...

Pozdrawiam :-)
 
     
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 08:29   

Elżbieta1974 napisał/a:

Hmmm, co do dzieci, to bardzo boli, temat ogromnie trudny, ale często niestety zrdarza się tak, że matka lub ojciec pod płaszczykiem dzieci grają o swoje....
Czasem nawet zuepłenie nieświadomie....
Tez próbowałam kiedyś wymusić na mężu dłuższe odwiedziny u dzieci, większe zaangażowanie.....
Wtedy na 12 - krokach ktoś wreszcie trzasnął mocno po głowie, że mam oddać to Bogu. To nie są moje relacje z mężem... Tylko relacje dzieci z męzem i muszą sie ułożyc na linii dzieci mąż.
Ja mam swoją działkę - działkę matki.


Czy ktoś mi napisze, co dla Was oznacza oddać tę sprawę (jakąś tam, każdą) Bogu? Bo to brzmi jak frazes. Żeby miał on znaczenie prawdziwe, musi być przyjęta pewna postawa wobec tej sprawy. Co to dla Was oznacza, oddać to wszystko Bogu?
Pytam się, bo to bardzo ważne. Ja również staram się na ile pozwala mi moja świadomość oddawać wszystko Bogu, dosłownie wszystko. Ale wciąż myślę, że coś źle robię, nie mam pewności, czy na pewno to oddałam Bogu. Jak dla Was ma to sens, oddanie tej jakiejś sprawy Bogu? Dla mnie ma taki, żeby:
a) przyjąć, że Pan Jezus jest Panem tej sytuacji, sprawy i czuwa i zdać się na Niego, uwolnić się od tego ciężaru- wówczas ta sprawa nie jest w centrum, lecz wciąż sam Pan Jezus
b) starać się nie robić w tej sprawie nic, co by było sprzeczne z Jego Wolą (czasem się to nie udaje, bo wynika to z naszej takiej a nie innej dojrzałości głównie w miłości)
Może ktoś opisze to na jakimś konkretnym przykładzie, np. na tym powołanym wyżej - relacja ojca z dziećmi w oczach matki - co oznacza oddać tę sprawę Bogu.
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 08:56   

Ja się raczej wycofam z tej dyskusji. Widzę, że precyzyjność wypowiedzi najwyraźniej nie jest moją mocną stroną, bo mam wrażenie, że cały czas się mijamy - chciałam coś tam wyjaśnić, ale już trochę czuję się zmęczona powtarzaniem, że nie uważam, że można zmusić kogoś siłą do miłości, raczej chodziło mi o prosty schemat - akcja -> reakcja.
Natomiast osobiste wycieczki co do moich błędów postaram się przełknąć, bo rozumiem, że każdy pisze przez pryzmat swoich własnych doświadczeń. Jestem świadoma, co źle robiłam w moim małżeństwie - i nie są to rzeczy, które mi tu sugerowano. Nie jestem osobą zbuntowaną, tylko współuzależnioną, czyli problem jest odwrotny. Moja "roszczeniowa postawa" jest raczej efektem terapii i zmuszania się do tego, by dostrzegać swoje potrzeby i starać się je realizować, zmiana tej postawy w moim przypadku oznaczałaby krok wstecz i powrót do starych błędów.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8