Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
pogubiłam się
Autor Wiadomość
Samboja
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-28, 20:57   

Ja rozumiem Balkę, podziwiam jej wiedzę na ten temat...dla mnie jest to troska i chęć pomocy...gdy zyje się z chorym psychicznie inaczej patrzy sie na świat, widzi się wiecej, zauważa się więcej i naprawdę chorzy są wśród nas, ale wciąż pokutuje wiekowe tabu, bo nikt nie chce słyszeć słowa 'wariat". A oni są chorzy...i trzeba to leczyć. No właśnie...
Mam takie doświadczenie - myślę, że warto się nim podzielić, minęło wiele lat, wiele epizodów, każdy kończył się leczeniem w szpitalu...gdy ojciec zachorował dawaliśmy się "wkręcać" w jego chore jazdy, bylismy nastolatkami i baliśmy się sprzeciwić, bo to kończyło się awanturą, niszczył nasze rzeczy, nigdy nas na szczęście nie uderzył, ale pomyły miał co najmniej nieprzewidywalne, mówił duzo i bardzo niedorzecznie...życie w strachu, co jeszcze wymyśli, ile jeszcze cierpienia zanim wezmą go do szpitala...gdy zbliżało się ku ostrym zachowaniom - według lekarzy, gdy zagrażał życiu swojemu lub naszemu, wzywaliśmy karetkę a ta pytala czy policja juz jedzie, mówiliśmy, ze nie dzowniliśmy jeszcze. Karetka mówiła, że bez policji nie przyjadą. Dzwoniliśmy na policję, a na policji pytali czy karetka juz jedzie, mówiliśmy, że bez policji nie przyjadą, wiec policja też nie chciała przyjechać...wszyscy mieli to gdzieś. I kolejne tygodnie w manii zwanej horrorem. Po latach nauczyliśmy się "radzić" sobie z chorym, przestaliśmy zwracac uwagę na to co mówi, bo to nigdy nie jest zgodne ze zdrową wersją człowieka, zawsze potem żałuje tego co mówi lub robi, przestaliśmy się wkręcać i dawać sobą pomiatać, pokazaliśmy ojcu, że jak chce wariować to musi iść z domu, i on zazwczyczaj znikał, bo nauczyliśmy się go także skutecznie zamykać na leczenie. Gdy już mieliśmy dość, w sensie nie dało sie funkcjonować normalnie, albo tak zalazł juz za skóre, rozbijaliśmy pare naczyń w domu, robiliśmy bałagan, przewracaliśmy krzesła i dzwoniliśmy na policję mówiąc, że karetka już jedzie, dzwoniliśmy po karetkę mówiąc, ze policja juz jedzie. Na miejscu obie ekipy częstowane były historią o rzekomych groźbach pobicia, pokazywaliśmy np. nóż w ojca pokoju, który tam podłożylismy...zabierali go bez słowa...dlaczego tak robiliśmy? Otóż z miłości. Bo chcieliśmy, aby sie leczył. Może się to wydawać komuś chore, ale my też jakoś musieliśmy zyć. I nauczylismy się...nabraliśmy dystansu, bo to co robi kochana przez nas osoba robi w chorobie....kiedyś siedziałam w samochodzie na wielkim skrzyżowaniu w mieście, nagle przez środek skrzyżowania przejechał facet na rowerze z wetkniętą ogromną flagą polski. Pomyślam wariat, po czym rozpoznałam w tym wariacie ojca...nie ogarnął mnie juz strach, tylko ulga, że jedzie sobie gdzieś, gdzie mnie nie ma. Oto moje zycie pomyślałam i usmiechnęłam sie do siebie.
Życie z chorym to szkoła wybaczania...przechodzenie od nienawiści do współczucia i opieki...wiem, że trzeba potrafić sie tez w tym nie pogubić, bo ranieni jesteśmy od tego, co chory robi w chorobie, a przecież wcale tego nie myśli gdy jest zdrowy...oczywoście każda choroba jest inna, kazdy chory inny, nam sie trafił ciężki przypadek, więc i było nam bardzo cieżko, ale jak widać na wszystko jest metoda, żeby nie dac się zniszczyć, nawet jeśli wydaje sie byc na pierwszy rzut oka dziwna, może okrutna. Dziś choć mocno doświadczeni jesteśmy silni i nadal rodziną...mam nadzieje, że nikogo nie urażam, tym co pisze...to wszakże życie pisze nam takie scenariusze...
 
     
Lawendowa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 23:49   

Balka napisał/a:


W moim otoczeniu w realu pomogłam kilku osobom i ich rodzinom, bo pierwsza zauważyłam u nich CHAD. To jest bardzo trudno diagnozowalne schorzenie. W Polsce od zachorowania do poprawnej diagnozy mija średnio 9 lat. Przez ten czas można stracić wszystko - rodzinę, pieniądze, dom, pracę, reputację... Czasem też życie (30% ryzyko prób samobójczych). Jeśli ktoś lub coś (choćby czyjś niezręczny post na forum) pomoże ten okres skrócić, to bywa dla takiego człowieka i jego rodziny bardzo ważne.


Ze smutkiem, bo przeżywam to od kilku lat, zgadzam się w 100% z tym co pisze Balka
Prawidłowa diagnoza najczęściej pada dopiero po rozmowach z... rodziną chorego, bo oni zauważają to, co chory bagatelizuje, czyli zbyt dobre samopoczucie pomiędzy epizodami depresji (szastanie pieniędzmi, nierealne biznesy, zbyt mało snu, ryzykanctwo, zauroczenia, romanse itp.itd. I przede wszystkim cykliczność tych faz. Chory zwykle szuka pomocy dopiero wtedy, gdy po manii przychodzi depresja i skupia się na jak najszybszym wyjściu z dołka, często prosto w kolejną manię. Zaprzeczanie chorobie, współistniejące uzależnienia są też bardzo częste.
Bywa i tak, że dopiero po bardzo wielu latach to co uważane było za paskudny charakter, podłość, przemocowość, okazywało się niezdiagnozowaną chorobą... pojawiającą się w kolejnym pokoleniu.

Według wielu autorytetów, ale i świadomych chorych, nadmierne zdejmowanie z chorych odpowiedzialności za leczenie (poza stanami bardzo ostrymi) jest dla nich niekorzystne. Pojawia się wtedy często usprawiedliwianie wszystkiego " odczepcie się, przecież jestem chory/a" i brak jakiejkolwiek motywacji do leczenia, terapii czy odpowiedzialności za siebie.
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-09, 22:23   

Witam
Nie było mnie tu na forum przez dłuższy czas, dopiero przeczytałam jak niektórzy z Was "zaatakowali" Balkę. Uważam to za niewłaściwe zachowanie. Ja jestem naprawdę Balko wdzięczna Ci za Twoje posty do mnie, i widzę, że masz dużą wiedzę na ten temat, swoje też przeżyłaś.
Tak, mój mąż ma stwierdzony Chad, więc to nie są domysły, ma tez różne objawy choroby, ja widzę, że jest chory, więc to nie Balka postawiła diagnozę. Ja się kontaktuję z psychiatrą męża, biorę leki, sama chodzę też do psychologa.
Chad męża ma wpływ na to, że rozpada się moje małżeństwo, bo tak jak Balka napisała niestety rozpada się większość takich związków.
Ja ciągle żyję w niepewności, czy mąż złoży pozew o rozwód, staram się być dobrą żoną, zmieniać siebie, modlić się do Boga i powierzać Mu naszą rodzinę.

Balko, jeszcze raz dziękuję Ci za Twoje wypowiedzi, wierzę, że są one pomocne dla wielu, dla mnie na pewno. Ci, którzy kierują do Ciebie nieprzyjemne słowa, pewnie nie wiedzą, jak żyje się z kimś z taką chorobą, która wyniszcza relacje, Ty wiesz, bo niestety też tego doświadczyłaś.
Myślę, że Twoja chęć dzielenia się z innymi wiedzą, przemyśleniami i doświadczeniem wynika z dobroci serca i za to Ci dziękuję, a inni, niech piszą, niech krytykują, doszukują się nie wiadomo czego, jeśli ma im to w czymkolwiek pomóc.

Jeszcze dodam, że ostatnio pojawił się szantaż emocjonalny ze strony męża: jeśli mu nie dam rozwodu, to w końcu popełni samobójstwo i to będzie wina wszystkich, którzy nie pozwalają mu zostać samemu. Czuję się bardzo tym obciążona psychicznie, ale chyba nie mogę dać się zastraszyć i po prostu zgodzić się na rozwód, nie chcę tego.


Pozdrawiam.
 
     
Balka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-10, 21:53   

Werkaio,

dzięki za dobre słowa. :->
Ja się nie przejmuje tymi - nie atakami, tylko może nieufnością - niektórych forumowiczów. Po prostu temat chorób i zaburzeń psychicznych jako przyczyny kryzysu czy rozpadu małżeństwa dopiero zaczął się tu pojawiać (i od razu widać, jak wiele osób z tego powodu cierpi). Trzeba się z tym powoli oswoić.

Im więcej będziemy o tym normalnie rozmawiać, tym lepiej. Pamiętam jakim tabu i wstydem było kiedyś przyznanie się, że ktoś nie pije alkoholu i wymówienie się w towarzystwie od wódki. "Lekarz zabronił", "antybiotyk właśnie biorę", cuda-wianki niepijący wymyślał, żeby odpędzić natręta z flaszką "życzliwie" pochyloną nad jego pustym kieliszkiem. Dziś ludzie, zwłaszcza z AA, mówią otwarcie: "Dziękuje, nie, swoje juz w życiu wypiłem." No i szacunek mają za taką postawę, a nie obciach. To samo powinno być przy chorobach psychicznych. Ale na razie przeważa jeszcze lęk, zaprzeczanie, wstyd...

Szantaże Twojego męża, że zrobi sobie cos złego, jeśli nie zgodzisz się na rozwód w sytuacji, gdy on nawet jeszcze nie złożył pozwu, to typowa CHAD-owa niecierpliwość. Już by chciał to wszystko mieć natychmiast. Nie jest w stanie czekać na nic, bo to go strasznie złości. Nie znosi cienia sprzeciwu. Jakiekolwiek przeszkody na drodze realizacji urojonych pomysłów powodują agresję. No i gadanie-planowanie "na zapas", a potem porzucanie tych planów i pojawianie się następnych.

Uspakajaj, nie podejmuj tematu, przetrwaj. Nie prowokuj, bo stan dysforycznej drażliwości jest bardzo nieprzewidywalny, i nawet zmęczona uwaga, że "co tu gadasz, kiedy nawet pozwu nie złozyłeś" może chorego tak nakręcić, że za 3 godziny będzie gotowy pozew wysłany.

Boże mój, jak ja Ci, Werkaio, życzę męstwa i świętej cierpliwości! A Twojemu mężowi, żeby się leczył. Modlę sie za Was.
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-18, 21:59   

Dziękuję za modlitwę Balko.
Czekam wciąż na kroki męża, czy złoży pozew czy też nie. Tematu nie podejmuję, staram się nie zwracać uwagi na zdania, które on wypowiada, a mnie ranią. Nie przeżywam ich jak kiedyś, nie obrażam się. Ale na ile mogę pozwolić?
Nie umiem stawiać granic, boję się, że jeśli się mu sprzeciwię, on już, zaraz złoży pozew. Źle mi z tym, że muszę uważać na słowa, by się nie obraził, nie mogę powiedzieć co myślę o jego nieodpowiedzialnym zachowaniu. Kiedy poprosiłam o pieniądze, strasznie dziwił się, że mi nie starcza moja wypłata na miesiąc, na co ja wydaję. To tak boli, kiedy on nie bierze żadnej odpowiedzialności za nasze dzieci, dziś jechałam z dzieckiem z wysoką gorączką do lekarza, on imprezował z kolegami.
Tak mi z tym wszystkim źle, modlę się, by Pan Bóg pozwolił zmieniać się mi na lepszego człowieka, ale i jemu, by zaczął się leczyć, i pokochał nas znowu.
Nie wiem, co będzie, brak mi stabilizacji i poczucia bycia kochanej. Obojętność męża wobec mnie i dzieci strasznie rani. Nie wiem, co robić. Załamuje się, łapię doły.
proszę Was o modlitwę o uzdrowienie mojego małżeństwa.
 
     
Balka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-19, 00:20   

Werkaio,

zrobiłam skrócone tłumaczenie z dobrych amerykańskich stron pomocy rodzinom CHAD-owców. Nie wiem, czy Ci to wiele pomoże, ale wrzucam tutaj.

Pełna wersja (ang.) na:
http://www.bipolartalk.or...with-mania.html

_____________________

Jak rozmawiać z osobą w manii

Jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakich trzeba się nauczyć, to postępowanie z osobą w manii. Można znaleźć mnóstwo rad, jak pomagać komuś w depresji. To nawet przychodzi samo, bo zdołowany człowiek budzi w nas opiekuna. Nie potrzebujemy szkolenia ani nauk, żeby wiedzieć, iż należy takiej osobie przypominać, że jest kochana, wspierać ją i mówić, że warto żyć.

Ale mania to coś zupełnie innego.

Przebywanie z osobą w manii jest jak stanie obok płonącego budynku. Chcesz ratować osobę, która jest w środku, ale jeśli podejdziesz zbyt blisko, możesz się spalić.

Osoba w manii często jest świadoma, że jej zachowanie cię rani, ale wcale nie dba o to, co czujesz. Będzie natomiast bardzo wrażliwa na próby manipulowania nią, aby zachowywała się poprawnie.

Poniżej kilka ogólnych zasad.

Nie wygłaszaj gróźb. Nie groź, że odejdziesz. Nie groź, że zabierzesz dzieci. Nie strasz lekarzem, policją. W ogóle żadnych gróźb, bo to może osobę w manii tylko rozzłościć.
To jest częsty błąd i bardzo zły pomysł. Jeśli uważasz, że któraś z tych decyzji jest konieczna – OK, jeśli musisz to zrobić, po prostu zrób. Zazwyczaj powtarzasz groźby, ponieważ masz nadzieję, iż sama groźba sprawi, że człowiek w manii coś zrozumie. Niczego nie zrozumie! Ta sztuczka działa tylko na ludzi zdrowych.

Nie wygłaszaj nauk. Osoba w manii nie jest zainteresowania normalnym zachowaniem się i jakimiś tam zasadami. Co więcej, nie uważa, aby jej zachowanie było szczególnie destrukcyjne dla niej samej lub innych. Jeśli zaczynasz moralizować, człowiek w manii odbiera to jako próbę kontrolowania go. Jeśli mówisz: „Zachowujesz się bardzo nieodpowiedzialnie”, to nie oczekuj, że usiądzie i powie: „Masz rację, jakoś o tym nie pomyślałem”. Raczej wyśmieje i wykpi twoje głupie moralizowanie.

Zadbaj o swoje bezpieczeństwo. Nie bój się powiedzieć: „Nie czuję się bezpieczna” albo „Chcę ciszy i spokoju”. Nie jest argumentem to, czego on chce, bo osoby w manii zwykle chcą czegoś, co jest irracjonalne.

Nie przyłączaj się do realizacji obłędnych pomysłów. Nie daj się wciągać w robienie głupich rzeczy, takich jak tracenie pieniędzy, łamanie prawa, wrzaski, bicie, czy całonocne imprezowanie. To zdumiewające, ale jeśli się spędza dużo czasu z osobą chorą psychicznie, bardzo łatwo jest zacząć zachowywać się tak, jak ta osoba. To jest poważne niebezpieczeństwo dla bliskich osób chorych na CHAD.

Nie jesteś policją. Nie myśl, że obronisz go przed nim samym. Jeśli zechce zrobić coś szalonego, i tak to zrobi. Nie powstrzymasz go. Czasem lepiej, aby sytuacja „wybrzmiała” do końca. Chociaż osoba w manii jest szalona, podejmuje decyzje za siebie. Niektóre te decyzje są bardzo złe. Ale to nie twoja wina.

Mów, co myślisz. Możesz powiedzieć, że to czy tamto (co zamierza zrobić) jest złym pomysłem. Mów prawdę. Później będziesz czuć się lepiej, że przynajmniej to powiedziałaś. Niekiedy do osoby w manii to dociera. Może to być bardzo rzadki i szokujący moment, jakby błysk słońca przez burzowe chmury. W większości przypadków jednak nic do takiej osoby nie trafia. Ale nie ma nic złego w powiedzeniu: „Kochanie, gadasz bez sensu” albo „wydałeś o wiele za dużo pieniędzy”.

Nie obwiniaj siebie za zachowania osoby w manii. Ten człowiek jest w stanie psychozy. To nie twoja wina, ale i nie ich wina. Jest chory.

Pociągaj go do odpowiedzialności... po manii. Tak, był w manii. Tak, to jest choroba psychiczna i w pewnym sensie, to nie jego wina. Ale poczucie winy może go zmotywować do podjęcia leczenia i wprowadzenia zmian. Ciebie ta sytuacja przecież dotyka i dobrze jest choremu na CHAD to uświadomić. Jednak znowu – nie moralizuj.

Nie trzymaj w domu alkoholu i narkotyków, bo osoba w manii po ich zażyciu może wpaść w maniakalny szał.

Nie wahaj się wezwać pomocy (krewnych, przyjaciół, czy nawet policji), jeśli sytuacja będzie dla ciebie i domowników niebezpieczna.

Usuń się z otoczenia osoby w manii, jeśli nie jesteś w stanie znosić tego dłużej. Człowiek w ostrej manii bywa naprawdę niebezpieczny. Zadbaj o bezpieczeństwo swoje i dzieci.

Wracając do porównania z płonącym budynkiem. Czasem naprawdę nie da się wejść do takiego budynku. Trzeba pozwolić, żeby się spalił. Nie obwiniaj siebie za żadne skutki zachowań osoby w manii.
___________________________


To tyle cytatu. Do mnie bardzo przemawia porównanie życia z osobą chorą na CHAD do ciągłego chodzenia po potłuczonym szkle. Jak będziesz chodzić boso, to się bardzo poranisz. Trzeba założyć grube, twarde buty.

Trzymaj się, Werkaio. Z Bogiem.
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 21:24   

Balko
Bardzo Ci dziękuję za trud, który włożyłaś w to, by wkleić tu rady dla tych, którzy borykają się z chorą osobą, w manii. Mąż sam dziś przyznał, że jest na lekkim "rauszu" i że to może być hipomania. Ale i tak nie zamierza się leczyć.
Była też rozmowa o rozwodzie, złożenie przez niego wniosku to tylko kwestia czasu, choć przyznał, że czekał aż ja się zgodzę i zrobimy to razem, bez zgrzytów w sądzie ugodowo, ale skoro ja nie chcę, to sam złoży wniosek.
Jemu jest wygodnie samemu bez dzieci, beze mnie i bez obowiązków wobec rodziny. Po pracy czas spędza aż do wieczora siedząc na ogrodzie sam bądź z kolegami i pijąc piwo. Dzieci w ogóle go nie interesują, przychodzi do domu, jak one już zasną.
Ja nie mogę się z tym, co się dzieje wciąż pogodzić, z jednej strony modlę się i ufam Bogu, z drugiej przeciwstawiam się temu i głośno krzyczę: Boże, ja tego nie chcę.
Wciąż się gubię, moja psychika jest w totalnej rozsypce, dziś nawet miałam myśli samobójcze. Nie mogę sobie poradzić. Czuję ogromną bezsilność wobec tego, co się dzieje. Tak bardzo jest mi źle...
 
     
Balka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-23, 23:06   

Werkaio,

wiem, jak Ci bardzo ciężko. I sama przez to przeszłam i napatrzyłam się u innych...

Mogę Ci tylko powiedzieć dwie rady. Po pierwsze - tak jak wszystko w życiu, i TO minie. Czas płynie tylko w jedną stronę.

Po drugie - tylko od Ciebie zależy, jak sobie z tym poradzisz. Chory mąż Ci nie pomoże. To on potrzebuje pomocy (ale na razie jej nie chce). To dobrze, że zauważył swój "rausz", to znaczy, że jakąś elementarną wiedzę i świadomość choroby ma. Ale teraz na tyle "dobrze" sie czuje, że nie zechce sobie zabawy psuć lekami.

Kochana, miej do tego dystans. Spokój i dystans. Wiem, że to bardzo trudne. Ale to, co Twój mąż robi to naprawdę standard i nie niszcz siebie nierealnymi oczekiwaniami. "Dziecko chore i ma 40 stopni gorączki? No to je lecz!" - i zmyka z kumplami na ryby. Albo na grilla i piwko, oczywiście z kumplami. Chory w manii czy hipomanii mentalnie cofa się do poziomu 12-14-latka: zero odpowiedzialności, zabawowe podejście do życia.

To jest potwornie irytujące i bardzo bolesne. Wiem. Ale tylko od Ciebie zależy, jak sobie z tym poradzisz. Czy dasz się zniszczyć, czy wyjdziesz silna, pogodna, mądra.

Widziałam obie drogi. Moja koleżanka przy mężu z CHAD-em dała się zniszczyć. Jest roztrzęsionym kłębkiem nerwów, skupionym wyłącznie na tym, co robi jej ex-mąż (sama wystąpiła o rozwód, ślub był tylko cywilny). Śledzi go (sic!) i robi awantury jego kolejnym kochankom. Do walki z ex-mężem wykorzystuje małe dzieci. A on - cały w skowronkach, "tańcach, hulankach, swawolach"...

I druga sytuacja, też moich znajomych. Na CHAD choruje żona, nie chce się leczyć. Mąż na początku był w wielkim bólu, ale kiedy zrozumiał, w czym jest problem - powoli zaczął sobie z tym radzić, nabierając do żony i jej zachowań zdrowego dystansu. "Kurs tańca? Chcesz to idź na kurs." "Wyjeżdżasz na kilka dni? OK, poradzę sobie z dziećmi." Tylko w sprawach zasadniczych jasno stawia granice, np. kochankę (sic!) żony wyrzucił za płot i dał zakaz jej pokazywania się w najbliższej okolicy. W tym małżeństwie mąż nie daje manipulowac sobą i dziećmi, wróciło mu zadowolenie z życia, ma swoje pasje, jakoś wszystko ogarnia.

Werkaio, piszesz:
"Ja nie mogę się z tym, co się dzieje wciąż pogodzić, z jednej strony modlę się i ufam Bogu, z drugiej przeciwstawiam się temu i głośno krzyczę: Boże, ja tego nie chcę.
Wciąż się gubię, moja psychika jest w totalnej rozsypce, dziś nawet miałam myśli samobójcze. Nie mogę sobie poradzić. Czuję ogromną bezsilność wobec tego, co się dzieje. Tak bardzo jest mi źle..."

Kochana, uwierz mi, to przejdzie. Czasem - jeśli nic innego nie dajesz rady zrobić - wystarczy tylko przetrwać jeden dzień, a potem następny, i kolejny... Pan Bóg daje chwile wytchnienia. Po nocy przychodzi dzień, a po manii - depresja. ;-)

Modlę się za Ciebie.
________________________
ps. Jeśli bardzo się boisz tego rozwodu, to zacznij odmawiać codziennie litanię do św. Jana Chrzciciela w intencji obrony przed rozwodem. Gdzieś ją już wkopiowałam w jakimś innym poście, ale tu ponownie daję:

Litania do św. Jana Chrzciciela

Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo - módl się za nami,
Święty Janie Chrzcicielu - módl się za nami,
Wysłanniku Boży,
Poprzedniku naszego Zbawiciela,
Wzgardzicielu świata,
Głosie wołający na pustyni,
Zwiastunie prawdy,
Obrońco świętości małżeństwa,
Wskazujący drogę do nieba,
Światło proroków,
Przykładzie męczenników,
Któryś przed swoim poczęciem był oznajmiony przez Anioła,
Któryś był poświęcony już w żywocie matki,
Któryś otrzymał swoje imię z nieba,
Który poświęciłeś się z najdoskonalszej miłości na służbę Jezusa Chrystusa,
Który przygotowałeś drogę do prawdziwej pokuty,
Który nawróciłeś przez naukę i przykład niezliczoną liczbę ludzi do Boga,
Który wypowiedziałeś nieustraszony Herodowi prawdę w oczy,
Który dla prawdy krew swoją przelałeś,
O chwalebny patronie i orędowniku przed Bogiem,
My, grzeszni - Ciebie prosimy, wysłuchaj nas,
Abyś nam łaskę pokuty i poprawy życia uprosić raczył,
Abyś dla nas pomnożenie wiary, nadziei i miłości uprosić raczył,
Abyś nam czystość duszy i ciała uprosić raczył,
Abyś nam w godzinę śmierci dopomóc i przy sądzie za nami wstawić się raczył,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Módl się za nami, święty Janie Chrzcicielu,
Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się: Boże, Ty powołałeś świętego Jana Chrzciciela, aby przygotował Twój lud na przyjście Chrystusa Pana, udziel Twojemu Kościołowi daru radości w Duchu Świętym i skieruj dusze wszystkich wiernych na drogę zbawienia i pokoju. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-24, 09:50   

Nie chcę skończyć tak jak Twoja znajoma Balko z pierwszego przykładu, ale jestem słaba psychicznie, wrażliwa i bardzo łatwo mnie zranić, a mężowi szczególnie łatwo to przychodzi. Już jestem zniszczona psychicznie i nie widzę światełka w tunelu. Wiem, że to jak przez to przejdę zależy ode mnie, ale ja się czuję taka bezsilna i bezradna. Nie wiem jak się podnieść, choć korzystam i z leczenia i wizyt u psychiatry i psychologa. Wcale nie jest lepiej.
Mąż zdaje się nie przejmować tym wszystkim, sytuacją rozwodu, a ja cierpię, jak nigdy.

Balko, inni odwiedzający to forum, proszę Was o radę. Nie wiem, czy pisałam, ale w razie rozwodu miałabym 2 wyjścia, albo wyprowadzić się 500 km stąd w moje rodzinne strony (tam mam mieszkanie u rodziców) - to jest wg mojego męża najlepsze wyjście (on będzie miał spokój i wytłumaczenie, że ma mały kontakt z dziećmi bo daleko, zero obowiązków, zero odpowiedzialności - tak jak chce) albo tu, niedaleko od mojego męża wynająć mieszkanie (pokój-bo finansowo ciężko mi będzie), mieszkać tuż obok z dziećmi, zachować pracę. Czy może mieszkac z nim do momentu uzyskania rozwodu (na który nie chcę się godzić, ale nie wiem czy dam radę, wiem, że to wbrew woli Boga, ale tracę siłę, nadzieję, sens życia). Na wakacje zamierzałam wyjechać z dziećmi na 2 miesiące do rodziców, jeśli nie złoży do tej pory pozwu, może zatęskni za nami? Nie wiem, co mam robić, a on pozew złoży, to kwestia czasu.

Dziś łaskawie powiedział, że może wystarczy mu czasu dla mnie, żebyśmy trochę spędzili razem, dzieci zabiera dziadek (wyprosiłam by ich wziął, bo one tak tego chcą). Wiem, że ten czas raczej dlatego, że ja tego oczekuję niż że on chce. A ja czuję się okropnie, jakbym tylko na tyle zasługiwała, ochłapy uwagi, czasu, wtedy kiedy on ma na to ochotę. A co z dziećmi i ze mną? Jak mam zaspokajać ich i swoje potrzeby emocjonalne, bycia kochanymi przez ojca i męża? Bycia dla kogoś ważnymi?

Wiem, że on jest chory, ale nie potrafię mieć dystansu, spokoju i uśmiechu. Czuję się, jak poniżona, złamana psychicznie żona, smutna, porzucona, opuszczona, niekochana, moje poczucie własnej wartości (choć zawsze niskie) teraz jest zupełnie zdeptane.

Balko, jak Ty funkcjonujesz w małżeństwie z chorym na Chad mężem?

Dziękuję za wstawienie Litanii do św. Jana Chrzciciela. Spróbuje się pomodlić.
 
     
Lawendowa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-28, 23:13   

werkaia napisał/a:

Balko, inni odwiedzający to forum, proszę Was o radę. Nie wiem, czy pisałam, ale w razie rozwodu miałabym 2 wyjścia, albo wyprowadzić się 500 km stąd w moje rodzinne strony (tam mam mieszkanie u rodziców) - to jest wg mojego męża najlepsze wyjście (on będzie miał spokój i wytłumaczenie, że ma mały kontakt z dziećmi bo daleko, zero obowiązków, zero odpowiedzialności - tak jak chce) albo tu, niedaleko od mojego męża wynająć mieszkanie (pokój-bo finansowo ciężko mi będzie), mieszkać tuż obok z dziećmi, zachować pracę. Czy może mieszkac z nim do momentu uzyskania rozwodu (na który nie chcę się godzić, ale nie wiem czy dam radę, wiem, że to wbrew woli Boga, ale tracę siłę, nadzieję, sens życia). Na wakacje zamierzałam wyjechać z dziećmi na 2 miesiące do rodziców, jeśli nie złoży do tej pory pozwu, może zatęskni za nami? Nie wiem, co mam robić, a on pozew złoży, to kwestia czasu.

Nie spiesz się z decyzją, nie podejmuj jej pod wpływem emocji, czy unosząc się honorem.
To mocno zaważy na Waszym życiu, więc potrzebny spokój i dystans, o który wiem, że teraz trudno. Czy w rodzinnych stronach znajdziesz pracę?
Wiem, że ta niepewność jutra jest bardzo niszcząca, ale ... ja z jakimikolwiek decyzjami czekałabym na to co zrobi mąż. Od gadania do realizacji często upływają lata, albo tylko na pomyśle się kończy...

Cytat:
Wiem, że on jest chory, ale nie potrafię mieć dystansu, spokoju i uśmiechu. Czuję się, jak poniżona, złamana psychicznie żona, smutna, porzucona, opuszczona, niekochana, moje poczucie własnej wartości (choć zawsze niskie) teraz jest zupełnie zdeptane.

Jeśli tylko masz możliwość, idź na Mszę św. o uzdrowienie - mnie przynoszą oczyszczające łzy, niezwykły spokój i wewnętrzną radość:
http://www.se.neteasy.pl/...w-o-uzdrowienie
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 09:54   

Ja zawsze z dziećmi na większość wakacji wyjeżdżałam do rodziny, teraz boję się zostawić męża, ale tkwić tu i cierpieć przez jego obojętność..., to tez ze szkodą dla dzieci, bo one marzą o wyjeździe do dziadków.
Decyzję o wyprowadzce, zwolnieniu z pracy będę musiała podjąć, gdy on złoży pozew. Bo jak mieszkać z kimś, kto nie chce być z nami? Pracy tam nie znajdę szybko, bo jest ciężko. Tu mam dobrą, w miarę dobrze płatna pracę, którą lubię. Nie wyobrażam sobie takich dużych zmian w swoim życiu.... Nie chcę końca mojego małżeństwa.

Dziś niebo płacze, a moja dusza razem z nim...Potrzebuję się wygadać, dlatego też piszę. Mąż jest taki obojętny, zajmuje się sobą, imprezuje, znika gdzieś na wiele godzin, poświęca czas kolegom i na imprezy, komputer i używki - oto jego świat. Nie ma w nim miejsca dla mnie i dzieci, to tak bardzo boli.
Modlę się o nasze małżeństwo, modlitwa daje mi trochę ukojenia w bólu.
Ten czas do wakacji (wyznaczony przez niego czas na rozwód - chyba złożenie pozwu) jest straszny. On potrafi mnie tylko przytulić i pocałować przed pójściem do łóżka. Źle się z tym czuję, bo czuję się poniżona i zła, że pozwalam się tak traktować, ale sama chcę z nim być i bardzo tego potrzebuję, tylko zostały mi już te chwile wspólnie spędzone z mężem, w innej sytuacji on mówi, że nie ma ochoty mnie całować ani przytulać, żebym go nie zmuszała (powiedziałam tylko, że bardzo mi tego brakuje).
Tak mi ciężko znosić taką codzienność, już opadam z sił..
 
     
Balka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-02, 11:23   

Kotuś, bo ciagle zapominasz, że on jest chory i oczekujesz zachowań, jak od normalnego człowieka. Ja wiem, że to taka "niewidzialna" choroba i trudno się przestawić. Co innego człowiek pijany. Widać, słychać i czuć i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie od pijanego wymagał, żeby trzeźwo myślał albo usiadł za kierownicę i prosto dowiózł dzieci do domu.

Mania nie trwa wiecznie (chociaż może trwać długo, to prawda), ale CHAD trwa do końca życia i naprawdę musisz się uodpornić.

Rozumiem Twoją niezaspokojoną potrzebę bliskości. Znam to. To jakby się człowiek przytulał do manekina sklepowego, który w dodatku zamiast milczeć, to strzeli jakąś złośliwość. Jesteś po prostu na głodzie emocjonalnym, uczuciowym, zwykły syndrom odstawienia. To minie. Przytulaj częściej dzieci. :-)

Wyjedź z dziećmi na wakacje! Odpoczniesz, odsuniesz się trochę od chorych zachowań. Dlaczego piszesz, że nie możesz męża zostawić w takim stanie? Nie bądź nadopiekuńcza, on wcale tego nie chce. Co się stanie? Spali dom z nieuwagi? Wybuch jakiś zrobi? Sprzeda posesję z domem? Najwyżej nabałagani i nabrudzi. Werkaio, zostaw go z jego manią i kumplami i odetchnij normalnym otoczeniem. Gorąco Ci to radzę.

Mój mąż w ostrej manii uciekł z domu kilka lat temu temu i dopiero po dłuuuuuugim czasie zobaczyłam, jak bardzo byłam uzależniona od jego nienormalnego zachowania, żyłam jak uwięziona, jak ostro poraniona osoba, która nie może się wygoić, bo ciągle się jej zrywa strupy z ran i rozdrapuje skaleczenia (sorry, brzydkie porównanie, ale tak właśnie było). W pewnym momencie zrozumiałam, że Bóg się nade mną zlitował i uwolnił mnie od obecności mojego męża, bo jego CHAD zrobił ze mnie rozdygotany, odarty ze skóry strzęp człowieka.

Powiem Ci, że z Twoim chłopem - jak na CHAD - nie jest tak źle i to też musisz przyjąć do wiadomości. Sprowadza do domu kumpli na imprezy, a nie kolejne kochanki, biega może z puszką piwa po ogrodzie, a nie z siekierą w ręku po sąsiadach, biega w ubraniu, a nie rozebrany do naga po całej dzielnicy. To, co napisałam to fakty z życia znajomych rodzin, gdzie jest CHAD.

Werkaio, wyjedź i odpocznij. Zawierz Panu Bogu męża i dom, postaw tam na straży anioły i - odpoczywaj gdzie indziej! :D
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-03, 20:42   

Tak, jestem na głodzie emocjonalnym, "rozumiem Twoją niezaspokojoną potrzebę bliskości. Znam to. To jakby się człowiek przytulał do manekina sklepowego, który w dodatku zamiast milczeć, to strzeli jakąś złośliwość" Jakie to prawdziwe, właśnie tak jest, doskonale ubierasz w słowa Balko to co ja czuję.
A co do wyjazdu, nie boję się zostawić go w sensie, że sobie nie poradzi, że coś zrobi, tylko wiem, że moje wyjazdy do rodziny wzmacniały w nim negatywne uczucia, jak wracałam on zawsze mówił o tym, że jest pewien, że chce się rozwieść, tak jakby bycie bez nas umacniało go w przekonaniu, że rozwód to najsłuszniejsza decyzja. Tak jakby samemu było mu sto razy lepiej, boję się, że on wcale nie poczuje się gorzej, że nas nie ma, a wręcz przeciwnie, poczuje się wolny, zadowolony, będzie mógł spać ile zechce, nikt nic od niego nie będzie chciał itd.

Mąż jest chory na CHAD (diagnoza psychiatry, moje spostrzeżenia), ale nie jest tak strasznie, jak czytam nieraz na forach. Dlatego nie wiem też, czy wygaśnięcie uczuć wobec mnie, brak zainteresowania dziećmi, rodziną, a jedynie wielki egoizm, czy to wynik choroby czy też po prostu tak jest i tak on czuje (nie w wyniku choroby, tylko tak jak normalny człowiek).

Wakacje tuż tuż, wcale mnie nie cieszą, bo nie wiem, na czym stoję, co dalej, co będzie z moją pracą, dzieci szkołą, przedszkolem, czy on złoży pozew o rozwód, jak zapowiadał w wakacje. Boję się rozmawiać z nim na ten temat, ale ta niepewność mnie dobija. Próbuję powierzać Bogu moje życie, moja rodzinę i jej dalsze losy, ale tak normalnie, po ziemsku jest mi strasznie źle.
Męża ciągle nie ma w domu, nie mówi mi, gdzie jeździ, wraca wieczorem, a mnie zaczynają dręczyć podejrzenia o zdradę.
 
     
werkaia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-04, 00:19   

Niedawno wrócił, przyznał, że kogoś ma od jakiegoś czasu. Śmiejąc mi się w twarz, mówił, że świruję, twierdząc, że mnie skrzywdził. Zachowuje się jakby nic się nie stało, chodzi zadowolony, a ja zwijam się z bólu, żalu, nie mogę sobie poradzić z emocjami. Jak to przetrwać? Chciałabym zniknąć... Powiedział, że pozwu narazie nie złoży, bo nie ma kasy. Co ja mam robić?jak się zachowywać? Jak tu być i trwać, wiedząc., że on spotyka się z inną? Boże daj mi siłę...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9